,,Historia
z Micheaszem stawia bardzo ważne pytanie: Kto to jest prorok? A
zarazem daje odpowiedź: Nie potrzeba czterystu proroków. Wystarczy
jeden byle prawdziwy. Czy są tacy dzisiaj? Fałszywi – z
pewnością. Dla korzyści, dla ambicji, czasem po prostu z potrzeby
obiecywania, potępiania... Są także prawdziwi. Tacy, którzy
trzymają się Bożej prawdy i rozumieją obowiązek jej głoszenia.
Są nimi nie tylko kapłani, ale także rodzice, przyjaciele,
przełożeni''... - ks. Antoni Paciorek ,,Biblia
dla każdego i na każdy dzień''.
Cechą
wspólną wszystkich czasów są ci, których słusznie, bądź
niesłusznie uważa się za mistrzów, nauczycieli, przewodników,
wieszczów, mężów opatrznościowych. Są tacy co nie uznają
żadnych mistrzów poza sobą, inni starannie ich dobierają wedle
kryterium prawdy, jeszcze inni bezmyślnie akceptują wszystkich
jakich im się podsunie. Traktat ten opracowany na podstawie wielu
źródeł opowiada o mężach i niewiastach różnych ras rozumnych,
żyjących w eonach od czwartego do trzynastego.
Era
czwarta. Sporysz
Harcerz z sioła Wag leżącego nad rzeką o tej samej nazwie, był
Zajęczaninem, czyli człowiekiem o głowie zająca. Istoty jemu
podobne zrodziła Dziewanna Šumina
Mati na początku czwartego eonu. Sporysz, którego imię oznaczało
,,ten,
który przysparza'',
miał wiele dzieci: córeczkę Brzóskę, synów Drzewko Owocowe [!],
Radziwiłłę, Marchwiosza, Królicze Uszko, Szyszkojagodę i Cis.
Pewnego razu wieś spaliły strzygi, on zaś założył nowy zakon
rycerski, obok istniejących już wcześniej stuha i Jeźdźców
Leśnych. Zakon otrzymał nazwę Varkyderów (Varkyderat),
co w mowie starokrasnej oznaczało: ,,Dzieci
Wojny''.
Varkyderat nie został ustanowiony dla zemsty, ale dla obrony
Zajęczan i innych stworzeń i do wskazywania im kryjówek.
Varkyderowie mieli poznawać świat i go chronić, siłę stosować
jeno w ostateczności. Ich godłem była srebrna lilia – znak
czystości na zielonym polu. Członków zakonu miały obowiązywać
uczciwość, uczynność, życzliwość, zwłaszcza dla ojców i
matek, braci i sióstr. Nie wolno im było kraść ni kłamać, kląć,
ani pić sycery, zaś ich drogowskazem miały być wola Enków i
własne sumienia. Sporysz Harcerz wprowadził dwa stopnie
wtajemniczenia: młodsi członkowie zakonu nosili nazwę ,,Zuchów'',
zaś starsi zostawali właściwymi Varkyderami (dodać należy, że
do zakonu tego wstępowało wiele dzieci i młodzieży; tak chłopców
jak i dziewcząt). Sporysz wraz z drużyną zabrał się do pracy, a
czasy były niespokojne. Inne dzieci Boruty i Leśnej Matki;
Żbiczanie – ludzie z głowami żbików zostały zwiedzone przez
Čorta
Mieczywłada; demona wojny i całymi hordami napadały na Zajęczan,
mordowały ich i zjadały. Tymczasem nowy zakon rycerski rozrastał
się i w jego szeregi wstępowało wielu dorosłych. W obronie przed
Żbiczanami i straszydłami, Varkyderat wzniósł twierdzę Opołonek,
którego mury spajano żółtkami jajek. W zamku tym schroniły się
krocie Zajęczan i innych istot prześladowanych przez Żbiczan, a ci
latami go oblegali. Wreszcie mieszkańcy Opołonka wymarli z głodu,
a oczom króla Żbiczan, Mrukvy I i jego żony Lisyvki ukazała się
pierwsza Biała Dama ze słowami: ,,Odrzućcie
miecz krwawy, których służyliście Mieczywładowi i jego samego
oraz spróbujcie naprawić to coście zniszczyli''.
Cały Varkyderat zginął w mękach na zamku Opołonek , lecz myśl
Sporysza Harcerza przetrwała i żyje aż po dziś dzień.
Era
szósta. Pewien
Żbiczanin spacerując po lesie uratował kunie dziecko przed
brunatnym smokiem Reltihem, tym samym, który w jedenastym eonie
palił Nist i którego pożarł czerwony smok Nilats. Zwierzątko
skoczyło Żbiczaninowi na pierś, a ten wzywając imienia Dziewanny
– Pani Zwierząt wyjął miecz w obronie piszczącego malca.
Relitih był jeszcze stosunkowo mały jak na smoka, a jego skóra nie
zdążyła porządnie stwardnieć, toteż zawrócił. Żbiczanin
wiedząc, że małe przesiąkło jego zapachem i nie zostanie już
przyjęte przez macierz, zabrał je do domu, gdzie nadał zwierzątku
imię Tumak. Kunie dziecię rosło i piękniało, było bardzo mądre
i przywiązane do swego pana. Co więcej zwierzątko nauczyło się
języka starokrasnego. Raz nasz Żbiczanin wydał dla swych
przyjaciół ucztę, na której Tumak miał wygłosić mowę o
miłości. Tak brzmiał jej fragment wg ,,Gesta
hybridorum'':
,,Nie
bójcie się miłości Agejistis co wymaga, bo najpierw napełnia
serce balsamem, potem piołunem, by potem znów napełnić jeszcze
świetniejszym balsamem. Bójcie się raczej 'miłości', która nie
wymaga, a tylko daje, bo takowa zostawia pustkę i ból. Strach jest
zły. Wiem, że Licho zwiodło Żbika i Lestię [prarodziców Żbiczan
– przyp. TK] strachem. Wmówiło im, że Zajęczanie zamkną ich w
klatkach, a potem zabiją i zjedzą. Wasi prarodzice najpierw unikali
Zajęczan, a potem upolowali jednego gdy się zabłąkał w lesie, a
potem go zjedli. Potem wybuchła wielka wojna między obu rasami, aż
jedna zniszczyła drugą. Innym razem myszka tak się bała, że
poszła do Mokoszy i jęła prosić: 'Mateńko, boję się kota.
Zamień mnie w niego'. Mokosza spełniła prośbę. Lecz kot bał się
psa. Zamieniony został więc w psa, który bał się lubarta czyli
pantery. Z kolei pantera lękała się mantrykony. Mokosza zamieniła
wreszcie panterę w myszkę. Rzekła do niej: 'Bałaś się jako kot,
pies, lubart, bo zawsze miałaś serce myszy; małe i lękliwe'. Taka
jest prawda. Miłość – uczciwa, troskliwa, ufająca, pełna
nadziei, cierpliwa i łaskawa, jest ciężką pracą powiązaną z
afektami, lecz nie będącą afektem. Niszczy samotność, otwiera na
innych. Skuteczniejsza od wszystkich zajęć, każde uszlachetnia,
chuć jest dla niej, lecz nie ona dla chuci. Bez niej odwaga staje
się zuchwalstwem, a rozwaga tchórzostwem...''
Era
dziewiąta. Za
królowej rusałek i wodników Mordvy żyły trzy rusałki; siostry
Baba (Vava),
Vidma i Ciota, córy najady Niehny i wodnika Gryma z Wosowa.
Zajmowały się majeniem chramów (umaić znaczyło przyozdobić
kwiatami) i organizowaniem misteriów o stworzeniu świata. Jako
jedyne czciły Bierzmo Kosmosu i Dwa Drzewa o Wspólnej Koronie
Rosnące na Odwróconym Półksiężycu. Zaprowadziło to je do
oddawania czci Rykarowi, a ten zadowolony z ich głupoty i
łatwowierności, przemieszanych z próżnością i brakiem szacunku
dla mądrzejszych od siebie, wysłał ku nim Duka Złego z maścią w
puzderku z trupiej kości. Gdy rusałki natarły się nią, stały
się pierwszymi w dziejach czarownicami, które na ich cześć zwano
też babami, wiedźmami, lub ciotami. Ich krew z modrej stała się
pomarańczowa, na palcach wyrosły krogulcze szpony, w oczach stanęły
dwa koziołki, a skóra z trupio zimnej jak skóra Helli, stała się
gorąca jak kiełbasa z ogniska. Mocą Čortów
umiały nie tylko latać na miotłach, łopatach, ożogach i innych
przedmiotach czy zwierzętach, rzucać uroki oczami, sprowadzać
grad, zamieniać wodę lub mleko w krew, wywoływać duchy, wróżyć
z wosku i przechodzenia konia przez włócznie, czy sprowadzać
zadymkę, zadawać kołtuny i powodować opuchliznę w palcu. Te i
inne czarownice potrafiły sporządzać myszy z liści, drobne
monety, zwane obolami, groszami lub monkami z ciasta (moneta taka
zawsze wracała do właściciela i co jakiś czas wystawiała czarne
różki), usypiać makiem, otwierać serce gałązką osiny, czego
nauczyły się od wieżtyc, a nawet sprawiać by mleko leciało
krowie z kopyt i ogona. Wokół Baby, Vidmy i Cioty gromadziły się
liczne uczennice z rusałek, południc, Wił, leśnych niewiast...
Pierwszy sabat odbył się na Łysej Górze, a działy się na nim
rzeczy dziwne i straszne; wódka, nasienie i krew żywcem pożeranych
zwierząt i dwóch zabłąkanych oread, lały się strumieniami.
Doszło do tego, że pijane czarownice poczęły zabijać się
nawzajem. Gdy Baba, Vidma i Ciota poniosły śmierć od uderzenia
złotego sierpa pijanej nocnicy, ich dusze Čorty
zawlekły na miejsce wiecznej kaźni. Wiedźmy otaczały ich pamięć
czcią, a portrety trzech sióstr znajdowały się w chacie Baby Jagi
z Roxu.
Czarownicą
była też królowa rusałek i wodników Malkieš
Lysarayata, której imię oznaczało ,,Perłę
Łysicy''.
Spod jej pióra wyszły: ,,Amulety
i talizmany'', ,,Horoskop'', ,,Księga tajemna Łysej Góry'', ,,O
sztuce znachorskiej''
i ,,Sennik''.
Zaniedbywała swe obowiązki królowej, za to chodziła boso po ogniu
i rozrzedzała leki, tak, że często nic z nich nie zostawało, aby
jak mówiła zwiększyć moc leczenia (!) i wytworzyć pole energii
wokół chorej istoty. Próbowała też leczyć nakłuwając igłami
,,w
celu przywrócenia równowagi między pierwiastkami żonem i żoną''.
Wywoływała krocie duchów jak Nastazję, Europę, Uralisława,
olbrzyma Berendeja i smoka Sowynycza (te dwa ostatnie nie chcąc
wrócić w zaświaty sprawiły jej wiele utrapień, a inne duchy
ukamienowały jej męża, czarownika Wacława Amosowa). W swoim
zamku utrzymywała chram lichitek – wyznawczyń Licha, aż do czasu
gdy wykryła szczątki rusałczych dzieci i żywe dziewczynki
trzymane w klatkach (wówczas skazała lichitki na śmierć, a ich
ohydny chram zamknęła). Nie uznawała Ageja ni Enków, miała całą
komnatę wypełnioną amuletami i talizmanami i nauczyła swych
poddanych nosić je. Oddawała część boską ciałom niebieskim i
sporządziła pierwszy horoskop, oraz istotom z ,,gwiazd
błądzących''
(planet) i sama od nich doznawała kultu, wynalazła tarota i jako
pierwsza zaczęła zaglądać do kryształowej kuli (wcześniej
czarownice używały w tym celu wody). Wróżyła z koźlich kości
ogryzionych przez wilki, z wosku, butów, lotu ptaków, zwierzęcych
trzewi, chodu konia przez rozłożone włócznie. Poraziła strachem
przed czarnymi kotami, rozsypywaniem soli i tłuczeniem lustra,
wierzyła, że uzdrawia samym dotykiem, wreszcie kazała sobie
oddawać cześć boską. Oburzyło to rusałki, wodniki i krocie
innych stworzeń. Królowa nawet wśród innych czarownic miała
wrogów, bo raz jej czarna pantera, na której latała, podczas
sabatu zjadła jedną z nich imieniem Titela. Na czele buntu stanął
wodnik Volch Alabasta, który ostatecznie poślubił królową –
czarownicę i został królem. Ona zaś szczerze powróciła do Ageja
i Enków, a cały swój poprzedni, zabobonny tryb życia porzuciła.
Jeszcze długo potem Grecy czcili ją pod imieniem Hekate.
Era
dziesiąta. Już
po dokonaniu Sprośności pod dębem Baublis przez Novalsa i Aivalsę
z potomkami, rasa ludzka napełniła cały świat. Na czele
ciemnoskórych tułaczy, którzy osiedli w kraju na cześć królowej
rusałek Bharatieny nazywanym Bharacją, szedł siwowłosy starzec
Par – Ušan.
Choć nie był królem, ani księciem, Bharatyjczycy zawsze
wymieniali go na początku każdej listy swych władców, a to za
sprawą jego wielkiej dobroci, mądrości i szacunku jakim był
otoczony. Par – Ušan
wybudował stołeczny gród Mohenedżo Daro. Jego pobratymcy brali
żony i mężów z rusałek i wodników mieszkających w rzekach
Induinus, Gangos i w Rzece Brahmy, żyli w zgodzie z całymi rzeszami
dzikich zwierząt od słoni i małp po smoki, tygrysy, jednorożce,
bazyliszki, lwy, niedźwiedzie, czarne lewarty, wilki i ptaka Garudę.
Nade wszystko pierwsi Bharatyjczycy żyli w przykładnej zgodzie i
braterskiej miłości; ci co byli bogaci i potężni opiekowali się
ubogimi i słabymi, nie znano pojęcia mezaliansu, a prawo równe
było dla wszystkich. Par – Ušan
kilka dni przed śmiercią wygłosił następującą mowę:
,,Dzieci,
pamiętajcie, że nie jest ważne co i ile się ma, ale jaki się z
tego robi użytek. Jesteście różni, lecz przed Agejem równi, bo
jego sąd będzie sprawiedliwy. Jesteście przezeń kochani za to, że
jesteście. Niedługo mnie nie stanie, a wiem, że nadejdzie czas,
gdy Rykar na was uderzy. Wy nie przestaniecie być dziećmi jednego
ojca, lecz w Mohenedżo Daro nadejdzie czas, gdy pamięć o tym
będzie uważana za zbrodnię, poleje się krew ludzi i zwierząt, a
dzieciom zmarłych ojców zabierze się matki. Miej serce i patrz w
serce, lecz zachowaj z niego tylko to co jest od Ageja – ocali was
miłość''.
Po
jego śmierci Bharatyjczycy wybrali na swego pierwszego króla Upana.
Czwartym królem Bharacji był Varna, a piątym – Kastian. Za ich
panowania zaczęło się spełniać smutne proroctwo Par – Ušana.
Varna podzielił swych poddanych na grupy majątkowe, zaś Kastian
wydzielił z nich zamknięte kasty, na których szczycie stali
kapłani, niżej wojownicy, jeszcze niżej ,,niedotykalni''; pariasi
żyjący w skrajnej nędzy, których sam dotyk miał jakoby czynić
nieczystym. Kapłani uczyli o wędrówce dusz – im ktoś żył
lepiej, tym w wyższej kaście rodził się w następnym wcieleniu.
Varna i Kastian wprowadzili ponadto ofiary ze zwierząt i z ludzi,
zwyczaj palenia wdów na stosach mężów, a w chramach utrzymywali
zamtuzy. Owe reformy przetrwały aż do ery trzynastej.
Jü
i jego siostra Nü
– wa, założyciele sławnego królestwa Sinea byli dziećmi
człowieka i syreny Xix, stąd Nü
– wa od pasa w dół była wężem. Przypisywano jej stworzenie
człowieka w czasie trzepania błota. Jü
nauczył Sineańczyków rolnictwa i hodowli, budowy domów,
wprowadził muszelki kauri jako płacidło, zaś Enkowie dali mu
alfabet narysowany na skorupie wodnego żółwia. Po śmierci
rodzeństwa wybrano pierwszego króla. Państwo Sinea istniało
jeszcze w erze trzynastej.
,,Postukiwał
dziadyga o ziem kulą drewnianą
Miał
ci nogę obciętą, aż po samo kolano
[…]
Nad
brzegiem strumienia stanął tyłem do lasu
Stał
i patrzał tym białkiem, co w nim pełno czerwieni
[…]
Wychynęła
z głębiny rusałczana dziewczyca
Obryzgała
mu ślepie, aż przymarszczył pół lica
[…]
Wytrzeszczyła
nań oczy – szmaragdowe płoszydła
I
objęła za nogi – pokuśnica obrzydła''
-
W wierszu tym Bolesław Leśmian, opierając się na ,,Perłowym
latopisie''
napisanym przez nadwornego kronikarza króla Błystka (Likostina),
Kosy Oppmana, przez Polaków zwanego ,,Koszałkiem Opałkiem'',
opisał przygodę starego człowieka żyjącego w siole nad rzeką
Prosaną. Nie znamy jego prawdziwego imienia – wszystkie źródła
nazywają go Dziadygą. W jego wsi zapanował głód, toteż synowie
Dziadygi chcieli go zabić, a być może nawet zjeść, bo po
przewinie Novalsa i Aivalsy ludzie stali się zdolni do każdej
zbrodni. Zamknęli go w komórce i byliby zabili na drugi dzień,
gdyby starcowi nie ukazał się Zbożowy Duszek, syn Mokoszy i
Świętowita. Miał postać niemowlęcia o złotych puklach i
barwnych skrzydełkach - ptasich a może motylich. Pouczył on
Dziadygę jak przechowywać zboże, aby nie wykiełkowano, a także
żeby nadawało się na przyszły zasiew. Starzec powiedział o tym
synom, a ci widząc jego mądrość, oszczędzili mu życie, aż
umarł ze starości. Opowieść tą przytaczano zawsze gdy chciano
nauczyć młodych, by szanowali starszych.
Po
grzechu pod dębem Baublis działo się coraz gorzej. Ludzie skłóceni
ze sobą rozpoczęli zawzięty i bezlitosny bój, podjudzani
dźwiękiem złotej surmy Čorta Ferdka Trębacza, aż zima sroższa
ponad wyobrażenia nie zmusiła do przerwania wojny. Jednak nie
wszystkie krainy pokryły śnieg i lód. Do dusznej i parnej Bharacji
przybyli zbiegowie z Europy. Tam też w ich rodzinie przyszedł na
świat heros Ruman Daku. Był wysoki, jasnowłosy i niezwykle silny,
tak, że potrafił bawoła arni zatrzymać w biegu, wyrwać dąb, czy
przerzucić rydwan z zaprzęgiem nad dachem dworca. W szesnastej
wiośnie życia zdobył sławę po uwolnieniu grodu Madary od
bazyliszka. Wędrował po Bharacji, wyspie Seylan, górach Imalain,
gdzie odbył lot na Garudzie, był w Afryce, którą całą opłynął
na korabiu zdobytym na piratach – Kynokefalach, wreszcie
przemierzał drogi i bezdroża Międzyraju, wysp Cypr i Dilmun. W
czasie jednej z wypraw stanął na czele zbójców z kraju Al –
Baktar, zamieszkanego przez ludzi z głowami kudłatych wielbłądów,
których zdołał zmusić do zaprzestania grabieży, choć nie stało
się to od razu. Jak przystało na witezia bronił słabych i
bezbronnych; niewiast i dzieci, a walczył ze sługami Rykara.
Ukoronowaniem jego życia było założenie królestwa nad rzeką
Nilus. Pod jego panowaniem przyszedł na świat wielki Teost, którego
narodziny uznano za początek jedenastego eonu.
Era
jedenasta. Teost
Car – Słońce był wcielonym Swarogiem, który opuścił łono
Słonecznicy Kory, żony garncarza Zdenka, nie naruszając jej
dziewictwa. Gdy się rodził wody rzeki Nilus oraz wody w studniach
na krótko stały się winem, zaś zwierzęta mówiły ludzkim
głosem. Krocie zwierząt przybyły do glinianej chaty i słomianym
dachu, by oddać mu cześć. Krasnoludek Kosa Oppman tak opisuje jego
życie w ,,Perłowym
latopisie'':
,, [Kora, Zdenko i Teost] Żyli prosto i zwyczajnie bez żadnych bogactw. Po osiągnięciu dojrzałości Teost sprawił, że z nieba spadły ogromne, żelazne kleszcze. Wylądowały miękko na brzegu nikogo nie krzywdząc.-
To dar Enków! - rzekł Teost i nauczył ludzi przekuwać owe
kleszcze na potrzebne narzędzia. W erze dziesiątej nie znano bowiem
żelaza, lecz narzędzia i broń robiono z kamienia, kości lub z
czarnego, wulkanicznego szkła, zwanego 'obsydianem'. [Było to po
śmierci Rumana Daku, który nie zostawił potomka]. Więc dziękując
mu za dokonany cud, obrał go królem. Jednak ani on, ani jego
rodzice nie chcieli żyć w luksusie odcinającym od poddanych. Teost
mieszkał w glinianej chacie ze słomianym dachem, a utrzymywał się
z lepienia garnków i pasterstwa. Sprawiedliwie sądził poddanych,
wprowadzał nowe instytucje i obyczaje, uzdrawiał, zapobiegał
wojnom, nauczał o dobru i złu. Wynalazł koło, kalendarz, zegar
słoneczny, koło garncarskie, , oswajał bawoły, antylopy i gazele,
oraz konie, wprowadził wiele nowych upraw zbóż i jarzyn, pierwszy
podzielił dobę na 24 godziny, tydzień na 7 dni, odnalazł wiele
książek z ery ósmej i dziewiątej, oraz wymyślił własne pismo.
Rozkazał spisywać dzieje i wysyłał ekspedycje w odległe strony
świata, nad Kongo, Visanę, Gangos, by można było rysować
dokładne mapy. Jego żeglarze zbadali Ultima Thule, Bergamuty, Górę
Magnettyczną, Morze Suche, byli nawet na Najdalszym Zachodnim Kresie
Świata – w Sonor. Badał lecznicze zioła i je opisywał, posiadał
też dużą wiedzę o zwierzynie. W jego czasach dzieci uczyły się
przeważnie w domu, a nieliczne szkoły prowadziły chramy. Zniósł
kult Čortów i ofiary z ludzi; za jego rządów broń i zbroja były
bezużyteczne. Po zjedzeniu żołędzi z Baublisu znikło małżeństwo.
Ludzie obcowali cieleśnie z kim, gdzie, kiedy i jak chcieli, a matki
jeśli pozostawiały dziecko przy życiu, czyniły ojcem tego
mężczyznę, który był im najmilszy. Teost przywrócił naturalne
prawo małżeństwa między jednym mężczyzną i jedną kobietą,
trwające aż do śmierci jednego z małżonków. Potomni wierzyli,
że karał cudzołożników śmiercią, w szczególności kobiety,
które miał palić w piecu. W rzeczywistości było to oszczerstwo
czarownika Amosowa – Teost nikogo nie karał śmiercią. Ponadto na
drodze stopniowych reform zniósł niewolnictwo. Od czasu wojny,
Sobakowie – plemię wodników z rzeki Nilus opiekujących się
krokodylami – zabijali ludzi i karmili ich ciałami krokodyle.
Teost zawarł z nimi przymierze i odtąd ani wodniki, ani ich
podopieczni nie zabijali ludzi nad rzeką Nilus''.
Uczony
Kosa opisał również śmierć Cara Słońce.
,,Łzy
Kory ciekły na wypaloną ziemię, ściekając do rzeki Nilus gdzie
miast wody płynęła krew. Wdowa po Zdenku była już w poważnym
wieku – jej twarz pokryły zmarszczki, a włosy siwizna. Była sama
– wokół panowała taka ciemność, że niemal można było
dotknąć mroku, w którym szalały nocnice; Kora z trudem
dostrzegała Księżyc. Prawie nie było zwierząt prócz hien i
szakali; spaleniu uległa trawa i drzewa. Domy stały się teraz
pełnymi trupów ruinami. Na świecie nie ocalała ni jedna książka.
Przepadło gdzieś żelazo. W ramionach Kory spoczywało bezgłowe,
nagie ciało Teosta. Bronił go pies Agip. Był duży i czarny, miał
ogon lewarta, lecz co najdziwniejsze – miał sześć łap! Podobno
zionął ogniem. W każdym bądź razie knajacy Amosowa zasiekli
Agipa szablami z ości buruskich ryb. Czerwony Wiaczesław [Amosow]
przybył z wielką armią zbójów. Teost nie chcąc rozlewu krwi
wydał się w jego ręce, lecz zły czarownik rzucił klątwę na
jego państwo. Wybuchł wielki pożar, woda zamieniła się w krew,
ziemia się trzęsła, ludzie kładli się obok zwierząt i umierali
z nimi. Nagiego Teosta wsadzono na pozbawione liści drzewo, ciągnąc
go na linie, a na koniec Amosow wstając z tronu z ludzkich czaszek
uciął głowę Teosta i przy akompaniamencie przerażającego
śmiechu przeniósł się wśród oparów dymu i siarki na wyspy Nawi
Čortów. Korę trzymali zbóje i przeszkadzali podejść do syna.
Teraz było już po wszystkim. Kora szukała czegoś by zbudować
stos pogrzebowy, lecz nie znalazła. 'Teost zasługuje na coś
lepszego, lecz teraz mogę go jedynie zakopać w ziemi' – matka
przysypała syna warstwą piasku i popiołu. Nic nie jadła i nie
piła przez kilka dni, aż zasłabła. Od płaczu nad śmiercią
Teosta straciła wzrok. Dni mijały, aż ostatniego Kora odzyskała
wzrok. Ujrzała zieleń, błękit nieba i wody. Podszedł do niej
jakiś mąż złocisty w koronie z ognia.
-
Jestem Swarogiem, który jako człowiek nosił imię Teost –
oznajmił Korze. - Do nikogo nie mam żalu. Uczynię cię jytnas
matko, tak jak Zdenka – wziął Korę za rękę. - Chodź, poznasz
moją żonę Juratę i syna Swarożyca – następnie przenieśli się
na koronę Wielkiego Dębu gdzie ogień uwieńczył skronie Kory
[…]''
Żyjący
w XVII stuleciu ksiądz Aleksander Solewicz, spowiednik i przyjaciel
pana Innowojciecha Błyszczyńskiego, czytając ,,Codex
vimrothensis'', ,,Gołębią Księgę''
i inne dzieła z zakresu mitologii Słowian sporządzał na
marginesach liczne notatki komentujące tekst z chrześcijańskiego
punktu widzenia. Ostatnio zebrano jego przemyślenia w jednej książce
zatytułowanej ,,Glosariusz''.
Oto co można w niej przeczytać o Teoście:
,,Ostatnimi
czasy Filozofowie ze szkoły Komapratystów dostrzegając niejakie
podobieństwo między naszym Panem, Jezusem Chrystusem a egipskim
Ozyrysem, babilońskim Tamuzem, greckim Adonisem, szwedzkim Balderem,
czy słowiańskimi Teostem i Jaryłą, śmią wysuwać wniosek, że
jakoby nasz Pan miał być tak samo nieprawdziwy jako owe bożki,
również umierające i zmartwychwstające. Owi Libertyni nie mają
racji, bo to co było dobrego i prawdziwego w kulcie bałwochwalczym,
w który ludzie popadli w wyniku grzechu naszych prarodziców, było
przygotowaniem do Ewangelii. Już pan święty Paweł Apostoł w
'Liście do Rzymian' pisał, że ci poganie co wpadli w grzechy
sodomskie i inne, nie mogli się tłumaczyć nieznajomością
Chrystusa, bo Boskie prawo jest zapisane również w naturze. Ponadto
człowiek jako pochodzący od Boga dąży doń w każdym pragnieniu,
choć często o tym nie wie. W mitach są zawarte ludzkie marzenia, a
poganie opowiadający o zmartwychwstających bożkach, choć tego nie
wiedzieli, marzyli o tym, co może dać wyłącznie Chrystus. Niech
Bóg nam dopomoże w dokonaniu właściwego porównania między
Jezusem a słowiańskim bożkiem Teostem.
Po
pierwsze, nasz Pan, Jezus Chrystus jest prawdziwym Bogiem, który
aby odkupić nasze winy stał się prawdziwym Człowiekiem. Tymczasem
Teost wcielony Swaróg nie był bogiem, lecz stworzeniem boga Ageja,
który powstał z płomienia gorejącego w sercu boga Niepodzielnego.
Swaróg należał do Enków – istot przypominających ni to bogów,
ni to anioły. Sama nazwa 'Enk, Enkowie' pochodzi od słowa 'enkił'
– anioł w języku krasnoludków. Jest to nie do pogodzenia z
doktryną chrześcijańską. Ponadto Swaróg, oblubieniec pani mórz
i oceanów Juraty i ojciec opiekuna kowali Swarożyca przed
wcieleniem zajmował się rozpalaniem Słońca na niebie. Tymczasem
Małżonką Chrystusa nie jest niewiasta, lecz nasza święta Matka
Kościół.
Zarówno
Maryja, Matka Jezusa, jak też Kora Pokrowa – macierz Teosta,
poczęły i urodziły będąc dziewicami do końca życia. Jednak
nasza Pani, Maryja jest istotą ludzką, od innych ludzi różniącą
się całkowitą wolnością od grzechu. Tymczasem Kora była Heljadą
– po polsku: Słonecznicą, córą Swaroga i Juraty, a więc
również Enką – aniołem o cechach bogini.
Wśród
wielu podobieństw można wymienić garncarza Zdenka, odpowiednik św.
Józefa Cieśli, pana wiatrów Pochwista, który zwiastował podobnie
jak pan św. Gabriel Archanioł, Kwietną – przypominającą panią
św. Marię Magdalenę i Niegodzijasza – wypisz wymaluj niczym
Judasza. Niektóre szczegóły mitu o Teoście przypominają
wierzenia polskich chłopów związane z Bożym Narodzeniem – oto
wody zamieniają się w wino, a zwierzęta mówią ludzkim głosem.
Jezus
i Teost różnią się również w działalności. Podczas gdy
pogański Car – Słońce dokonywał odkryć i wynalazków, stał na
czele państwa nad rzeką Nilus i wysyłał wyprawy badawcze niczym
książę portugalski Henryk Żeglarz, nasz Pan nie chciał być
królem 'z tego świata', nie pisał ksiąg, nie badał tego co
stworzone, nie oswajał dzikich zwierząt. On i Teost żyli ubogo z
pracy rąk. Choć Jezus nie był fizykiem, ani naturalistą dokonał
czegoś znacznie cenniejszego – podczas gdy odkrycia uczonych po
jakimś czasie są zastępowane lepszymi, Jego dzieło Miłości
będzie trwać aż do Jego powtórnego Przyjścia, kiedy to Kościół
Walczący i Cierpiący stanie się Kościołem Triumfującym.
Studiując mit o Teoście spisany przez pana na Wymroczu i
Błyszczydłach zacząłem sobie zadawać pytanie, dlaczego nasz Pan
nie chciał być 'królem z tego świata'? Na pewno dlatego stał się
ubogim i wybrał to co słabe, aby zawstydzić bogatych i mocnych.
Ponadto myślę, że w każdym królestwie, aby mogło się utrzymać,
potrzebny jest przymus – przykładowo podatki nie są przyjemne,
ale potrzebne do funkcjonowania państwa. Gdyby Jezus nosił koronę
złotą i siedział na tronie złotym musiałby stosować przymus, a
On szanując ludzką wolność chciał każdemu dać wolny wybór czy
pójść za Nim czy nie. […].
Chrystus
po to umarł na krzyżu, aby karę przeznaczoną dla rodu ludzkiego
wziąć na siebie. Podobnie śmierć Teosta na dębie miała 'obmyć
świat'. Jezus zginął z powodu naszego tchórzostwa i podłości,
podobnie Teost, o którego zabicie zły wiedźmin Amosow założył
się ze smokiem piekieł. Mit o Carze Słońce tłumaczy zwyczaj
Celtów, aby chować zmarłych bez uprzedniego spalenia ich. Kora i
Kwietna nie miały jak spalić jego zwłok, więc przysypały je
piaskiem i popiołem. […] Kończąc
wyznaję, że Jezus jest Bogiem prawdziwym, a Teost owocem imaginacji
naszych przodków, ewentualnie prawdziwym człowiekiem, który obrósł
mitem, jak byłby to skłonny uznać Euhemeros''.
Kiedy
Kościej był dopiero królem Altamiry, żył wracz Zbigniew syn
Balaja, zwany ,,Lodowym
Znachorem''.
Zawdzięczał to Złotej Babie, od której otrzymał jaskinię pełną
leczniczego lodu, którym mógł wyleczyć z każdej choroby.
Zbigniew mieszkający w Montanii Wschodniej, cudownym lodem, nie
topniejącym nawet latem, leczył trąd, dżumę, koklusz, postrzał,
paraliż, pijaństwo, otyłość, bóle głowy i zębów, krwotoki,
bezpłodność, białą dżumę rusałek i wodników, wściekliznę,
pomorszczyznę i wszelkie inne choroby ludzi, zwierząt i pozostałych
istot. Pofrafił nawet uleczyć z obłędu i wskrzeszać zmarłych,
jedynie na głupotę dar Złotej Baby nie działał. Lodowy Znachor
żadnej chorej istocie nie odmawiał pomocy; leczył zawianych przez
powietrzne Čorty, odejmował siłę szkodzenia z urocznych oczu, dla
strapionych miał czas i wyrozumiałość, a ludzie i inne stworzenia
błogosławiły go. Sługa Złotej Baby był solą w oku Mar –
Zanny i jej córy Zarazy, bo cudownym lodem niweczył ich knowania.
Mimo ostrzeżeń mistrzyni wraczy, upadłe Enki zabiły go
przybywając doń pod postacią męża Witolda z Crinix o zranionej
siekierą stopie wraz z koniem. Mar – Zanna wbiła mu lodowy oścień
w plecy, gdy odwrócił się by pójść po wiadro lodu, a potem
zaklęciem pogrążyła jaskinię pod ziemią, a ta zniknęła jakby
jej nigdy nie było. Wydarzyło się to w Górach Biesów i Čadów
zwanych Biesogórami, a obecnie Bieszczdami. Może Czytelnik będąc
tam odnajdzie jaskinię pełną lodu – cudownego leku? Złota Baba
tak opowiadała Mokoszy o Zbigniewie Lodowym Znachorze:
,,Miałam
takiego człowieka, który bardzo mnie kochał i któremu dałam całą
jaskinię lodu, aby mógł leczyć. Jak nim leczył, mijały
wszystkie choroby, aż Mar – Zanna bojąc się, że uczynimy ją
niepotrzebną, zabiła tego znachora i usunęła z twego łona
jaskinię, w której leczył. Teraz mieszka on razem w Nawi razem z
Welesem''.
Jednym
z najsłynniejszych władców jedenastego eonu był król Zachodu,
Kościej I Nieśmiertelny. Przypominał ludzki szkielet obciągnięty
pożółkłą skórą, jego oczodoły były puste , ana głowie miał
ledwo trzy włoski. Według ,,Perłowego
latopisu''
Kosy Oppmana należał do Lemurów, tych samych istot co miały
pogrzebać Fausta. Z kolei ,,Codex
vimrothensis''
widzi w nim człowieka, który tak bał się śmierci, że wypił
pochodzący od Čortów magiczny napój znajdujący się w pucharze z
trupiej czaszki, który uczynił go nieśmiertelnym, a jednocześnie
podobnym do kościotrupa. Na drodze podbojów stworzył imperium
rozpościerające się od Ultima Thule po Visanę i od Svalbardu po
jezioro Czad. Nie licząc ofiar jego zaborczych wojen; wdów, sierot,
kalek, zabitych, zaginionych, spalonych siół i grodów,
rozgrabionych majątków i zgwałconych dziewcząt i niewiast,
popełnił całą masę innych zbrodni, którym Słabosz Zaziorov
poświęcił dzieło ,,Księga
zbrodni Kościeja'',
zwane też ,,Krwawym
latopisem''.
Oddając głos Oppmanowi:
,,
[…] na kresach swego imperium Ultima Thule, Nürt, Bliski Zachód
między Lebaną a Viraną, Azja Mniejsza, wyspy śródziemnomorskie,
Kraj Stepów, Puana i afrykańska Tassilia) kazał czcić siebie jako
boga i przyjmował ofiary z dzieci od poczęcia do osiemnastu lat, a
także przymusowo pozbawiał dziewczęta dziewictwa i okaleczał je,
nazywając dobro 'złem', a zło 'dobrem'. Zamierzał bowiem
zniszczyć te prowincje za wszelką cenę. […]. Rozpatrując aspekt
drugiej wyprawy aplańskiej Kościeja nie sposób nie wspomnieć o
licznych zbrodniach; pogromach, wysiedleniach i innych, które
przekraczały miarę nawet ówczesnej epoki. Starą jego zbrodnią
było tworzenie obozów, gdzie więźniowie (wszystkich ras, płci i
wieków) byli przeznaczeni do wymordowania. Obozy takie znajdowały
się na Ultima Thule i na Cilly, w czasie omawianej wojny także nad
Gopłem. Ze skór ofiar robiono drobiazgi galanteryjne, z włosów
sienniki, z tłuszczu zmieszanego z popiołem – mydło. Jeden ze
sług Kościeja, chciał zobaczyć jak wygląda zabijanie więźniów,
a ujrzawszy to, przez tydzień nie mógł dojść do siebie. Inny,
którego stracono z rozkazu Lecha III, widział natrętny obraz ula.
Kiedy ludom Zachodu pokazywano obozy Kościeja, ci płakali... […]
zamknął moją żonę w klatce [słowa Lecha III] ciągnie zyski z
handlu niewolnikami, kolekcjonuje niewiasty jak stada bydła, składa
ofiary z ludzi i zwierząt, czci demony, krzewi rozpustę, upija się
gorzałką, gra w piłkę dziećmi wydartymi z brzuchów matek,
[…]''.
Kościej
głowami jeńców i prawdziwych, bądź domniemanych przeciwników
brukował ulice, nagradzał dzieci za donoszenie na rodziców, nawet
jego najbliżsi dworacy nie byli pewni dnia ani godziny, czego
przykład stanowił ponury los zamienionego w potwora człowieka
Wija z Orlandu. Nie tylko masowo wbijał na pale, rozrywał końmi,
obdzierał ze skóry, zakopywał żywcem, topił w worku, palił na
stosie lub w chlebowym piecu, truł cykutą, rtęcią czy krwią
hydry; nie tylko kazał bić kijami aż do oddzielenia się kości od
mięśni, ale nawet sam zabawiał się w kata. Na polowaniach zabijał
krocie zwierząt, które potem składał na zdobionych potwornymi
rzeźbami ołtarzach Rykara, króla Čortieńska. Największą
przyjemność krwawemu imperatorowi sprawiało wypijanie całych
beczek piwa i przyglądanie się nieporadnym ruchom niedźwiedzia w
wykutymi oczami (choć Kościej nie miał oczu, widział tak, jakby
je miał). Ci co myślą, że wszyscy mistrzowie, odbierający
szacunek od możnych i ubogich, uczeni i artyści, dzięki swej
oświacie stojący na czele ludów, w czambuł potępili tyrana i
stanęli w obronie uciskanych plemion, z przykrością to stwierdzam,
ale się grubo mylą! W czasie gdy grabione prowincje przymierały
głodem, a ich mieszkańcy drżeli przed najściem tajnej policji, na
zamku w stołecznym Presnau, władca i zdrajca Zachodu urządzał
wystawne obiady czwartkowe, na które tłumnie przybywali
filozofowie, poeci, uczeni, rzeźbiarze, malarze, kapłani Čortów,
a nawet Ageja i Enków. Kościej, choć ordynarny jak ostatni cham,
odbierał od kulturalnego towarzystwa krocie pochlebstw, za które
sowiecie wynagradzał, zaś za każdą, najmniejszą nawet formę
sprzeciwu karał zesłaniem do kopani soli lub gwiezdników (do tej
ostatniej zesłał tapira z Sonoru dającego występy w Dyskotece
Pana Dżeka Piętro Niżej). Artyści i uczeni krzewiący kult
Kościeja i Rykara mieszkali w pałacach, otoczeni zastępami
najpiękniejszych niewolnic, a złota, srebra, pereł, kamieni i
papierowej monety (viridis
vesponiust)
mieli jak lodu. Z poetów, tyran gościł Subodicia z Valkanicy –
autora hymnu do Rykara, z malarzy, Pikicę Kapcana z Altamiry, co
malował Čorty, triumfy Kościeja, oraz jego nałożnice, Rembisława
z Aplanu, na którego obrazie Čart deptał Jarowita, z rzeźbiarzy –
Upyrdka z Oylandu, który jako pierwszy sporządzał rzeźby z
trupów, z architektów Šperkę z Teutmanii; projektanta Kolumny
Człowieka, wreszcie z filozofów: Śpievtana z Aplanu, głoszącego:
,,Čortieńsk
to inni''.
Każdy kto się z nimi nie zgadzał był publicznie piętnowany
żelazem i słowem: ,,głupiogłów''.
Przeciwko Kościejowi zawsze byli: poeta Gerbert z Aplanu, filozof
Gieper, kapłan Welesa – wuj Lecha III o paru innych, za co
spotykały ich liczne szykany.
,,
- Auuuuuuuuu !!! Głowaa – aaa, mmm – nieeeeee bo – liiiii !!!
- wrzeszczał na drewnianym podwyższeniu jakiś muzyk, akompaniując
sobie na kościanym grzebieniu. Tatra
i Wiłkokuk byli w drewnianym, monumentalnym hangarze, usytuowanym
kilka metrów pod ziemią, gdzie weszli przez drzwi jakiejś
obskurnej chatki. W hangarze pełno było stołów z narkotyzującymi
napojami i zaprawionymi truciznami pokarmami, wokół których
siedzieli ludzie, zwierzęta, wampiry, wodniki, rusałki, żmijowie,
krasnoludki, Płanetnicy i wszelkie inne stworzenia. Światło, na
schody prowadzące do góry rzucał żyrandol zasilany świecami z
trupiego łoju, a przy oknach występowali, uważani wówczas za
nowoczesnych artyści.
-
To miejsce to Dyskoteka Pana Dżeka Piętro Niżej, na górze
gospodaruje jego brat, Pan Dżek Piętro Wyżej – tłumaczył
Wiłkokuk – organizują takie hucpy, bo daje im to środki do
życia.-
To głupia muzyka – mówiła Tatra, do której uszu wdzierały się
piosenki ,,Muuuuu'', ,,Kukuryku na patyku, język lata jak łopata'',
,,Rrr, rr, hau, hau'', 'Chrum, chrum' i wiele innych, wykonywanych
przez takiej światowej sławy artystów jak krowy, koguty, psy i
świnie. […][Wiłkokuk]
zanurzył pysk w misce napoju z orzeszków cola, źródlanej wody,
mięty i miodu. Na drewnianej estradzie stały dzieci ubrane w skóry
lampartów i mówiły takie rzeczy, że aż uszy puchły!-
Słoń ma osiem ciosów – twierdził jakiś chłopiec, a wśród
ludzi i zwierząt rozległy się salwy homeryckiego śmiechu. […]
Przyjechał z Sonoru tapir anta, który […] stał na tylnych
łapach, na głowie miał rogi ulepione z masła, a jego występ
polegał na rzucaniu w roześmianą widownię masłem i krzyczeniu
'Bestie'. […] [tapir] wrzasnął wielkim głosem:-
Idź świnio! Kradzieje, kradzieje, wy kradzieje! […] Rózgi w
górę! Wasze matki to fujarki! Wszystkie smoki wyginęły z winy
waszych lędźwi! […]-
Prawdę mówiąc, Pan Dżek Piętro Wyżej ma lepszych artystów –
mówił opiekun Tatry – dla jego gości śpiewają wieloryby, zwane
humbakami. […]'' - K. Oppman ,,Perłowy
latopis''.
Pan
Dżek Piętro Niżej i Pan Dżek Piętro Wyżej pochodzili z
Britainy. Pierwszy z nich był mężem średniego wzrostu o brzuchu
wzdętym od piwa, brązowej czuprynie, krótkiej brodzie i
bokobrodach, oraz o świńskich, niebieskich oczkach. Ubrany był w
kamizelkę barwy chabrów, kaszmirowe pludry, buty z czarnej, smoczej
skóry, białą koszulę i zielony kapelusz z piórem łabędzia.
Jego brat był za to wysoki i chudy, a jego strój nie odznaczał się
barwnością. Osiedlili się w Presnaulandzie, parę mil za
stołecznym grodem imperium Kościeja i tam założyli rodzaj
gospody, którą nazwali ,,Dyskoteką''
(Diskoteka).
Pan Dżek Piętro Wyżej gromadził morskie muszle, z których
wydobywało się słodkie pienie syren, morskich rusałek i
wielorybów. Do Dyskoteki zjeżdżali artyści i goście z całego
Carstwa Zachodu, lecz pokazywana w niej sztuka nie niosła żadnych
wartości, a także – niestety za wiedzą i zgodą oby braci –
rozprowadzano w niej opium z Sinea, čorcie ziele, słodkie ziele z
Sindu i konopie z Bharacji, co sprawiedliwie potępił kapłan Otuš
z Pomerlandu Okidentalnego. Dyskoteka w żaden sposób nie szkodziła
panowaniu Kościeja, ten jednak, podejrzliwy jak wszyscy tyran,
wysyłał do niej agentów tajnej policji. Ich ofiarą padł tapir z
Sonoru za żart: ,,Mówi
szkielet do szkieletu, chcę być grubszy, zjem kotleta'',
w którym dopatrzono się aluzji do wyglądu Kościeja. Tapir został
bez sądu zesłany do kopalni gwiezdników, gdzie za odmowę pracy
zabił go dozorca, Lynx Uszak (Gliša). Niedługo potem z nieznanego
obecnie powodu obaj bracia położyli głowy pod topór, a Dyskotekę
zburzono i zasypano ziemią. Pierwsze od tego czasu dyskoteki
powstały dopiero w obecnej erze.
,,Kościej
i Czerwony Człowiek zakładali manufaktury śmierci, lecz nawet w
tym królestwie strachu i upodlenia znaleźli się ci co się
uświęcili'' – św. Lejek; misjonarz Analapii przybyły wraz z
biskupem Jordanem.
Na
jednej z wysp u wybrzeży Dalekiego Zachodu Kościej założył obóz,
gdzie więźniów wieszano na hakach, a ich ciała pożerał wielki
jak krowa brytan Buc (Vus),
chodzący na tylnych łapach i niczym Enkowie i jytnas noszący
koronę z ognia. Do zabijania więźniów zatrudniano sługi Rykara;
ludzi i straszydła. Do najskuteczniejszych oprawców należał
pewien martwiec, czyli krasnowąpierz imieniem Minas, zwany
Felczerem. Przypominał wąpierza, lecz jego skóra była czerwona, a
na głowie nosił pióropusz z dziesięciu piór kruka. Pił krew i
pożerał serca wyrywane z żywych ofiar, a najchętniej pastwił się
nad dziećmi. Kazał zszyć bliźnięta plecami, rzucał uroki na
brzemienne niewiasty, by badać jak czary wpływają na ich dzieci,
na nowonarodzone dzieci kazał topić. Raz do obozu przywieziono babę
wodną Babulę (Vavula).
Zajmowała się odbieraniem porodów. Minas pod groźbą śmierci
nakazywał topić niemowlęta, lecz Babula, aż za dobrze wiedząc na
co się naraża odmówiła słowami: ,,Nie
możemy zabijać dzieci''.
Martwiec wpadł w szał; ryczał i machał rękami, lecz nie zdołał
przeszkodzić Babuli w ratowaniu dzieci. Wodna baba odbierała porody
aż do klęski Kościeja na lodach jeziora Mamir, kiedy to jego
imperium rozpadło się. Buc i Minas opuścili wyspę, lecz
pochwycono ich; ścięto im głowy, przebito serca osinowymi kołami
i spalono na stosie gnoju. Babulę często pytano skąd wzięła
odwagę do przeciwstawienia się okrutnym sługom Kościeja, ona zaś
odpowiadała, że to Agej dodał jej mocy.
Królowej
Tatrze poświęcono ,,Dzieje
królów Slawii'', ,,Żywot Tatry'', ,,Słowo o Tatrze'',
liczne ustępy w ,,Codex
vimrothensis'',
w ,,Perłowym
latopisie''
K. Oppmana, w dramacie liturgicznym ,,Mokosza''
arcykapłana Wędzimira z Nesty, obszerne hasło w encyklopedii
,,Obraz
świata''
Wisisława i fragment baśni Marii Konopnickiej. Jako o ,,bogini
gór''
pisał o niej Aleksander Wielki w liście do Arystotelesa, wspomina o
niej Ksiądz Jan w liście do króla Analapii Ziemowita, ,,Codex
vlistidianus'', ,,Księgi zbójeckie''
o dziejach zbójników w Montanii, ,,Żywot
Smętka''
i ,,Żywot
Ruty''.
Tatra Wielka pochodząca z sioła Torenia, zwanego Nowym Głogowem
poślubiwszy Lecha III została królową Aplanu i wielką księżną
ojczystej Montanii. Po śmierci, Agej uczynił ją jytnas gór i
rzek, a jej siedziba mieściła się u stóp góry Gerlach. Odbierała
cześć od górali, flisaków, rybaków, wędrujących po górach,
niewolników, królów i państwa Slavi, które w trzynastym eonie
założył Słowak (Slavius);
młodszy brat Lecha, Czecha i Rusa. Otaczały ją miłość i
szacunek, jednak w dwunastym eonie znalazł się pewien chlewnik
(krasnoludek opiekujący się świniami) imieniem Świniczyn z sioła
Prosvietnika, napisał rozprawę, w której dowodził, że jakoby
Tatra nie była godna kultu. Oto co napisał o jytnas gór:
,,Jest
rzeczą ogólnie znaną jak wielkim poważaniem cieszy się pamięć
królowej Tatrt z Montanii. Po potopie, kończącym jedenasty eon,
Słowianie złożyli w sanktuarium w odbudowanym Toreniu szkielet
niewiasty i wierzą, że są to szczątki Tatry. Tymczasem owa
rzekoma jytnas była niewiastą złą i przewrotną, czego będę
próbował dowieść. Liczę się z tym, że moje słowa niejednego
zranią, ale gdyby nie różnorodność poglądów, nie byłoby
postępu. Zanim została królową od czternastej wiosny życia do
osiemnastej przebywała w Presnau na dworze Kościeja; wyznawcy
Rykara przelewającego całe morze niewinnej krwi. Jego zbrodnie nie
były jej tajne, a mimo to spełniała jego rozkazy, a wśród nich
spaliła gród Kalsk i próbowała złowić raka Estinusa – zwierzę
starożytne i nietykalne. Ukąszona przez króla wąpierzy Erydana
jeszcze gorliwiej służyła Kościejowi, wielu ludzi zamieniając w
wąpierze. Jurata wysłała Anatolija Rdzeniejewa aby zabił
szkodnicę lecz ocaliła ją Mokosza zdejmując z niej czar Erydana.
W osiemnastej wiośnie życia Tatra uciekła od Kościeja i po wielu
przygodach – w kopalni gwiezdników i na dworze króla Księżyca,
Ixovodrava, dostała się do Aplanu, gdzie jej piękno podbiło serce
zgorzkniałego króla Lecha III. Jej apologeci twierdzą, że
przybyła aby ostrzec przed najazdem Kościeja […]. W trakcie
obrony Aplanu, w przeciwieństwie do rusałki Ruty, unikała walki,
co zresztą można jej wybaczyć, jako, że była niewiastą. Po
zwycięskiej bitwie na lodach jeziora Mamir w Burus, poślubiła
Lecha III, a ten na swoim weselu koronował ją na królową. Po
uwolnieniu Kościeja przez książęta Wieńczesława i Kylnema z
Małego Młyna, wojna wybuchła na nowo, a Tatra ze swoim mężem
poszła na poniewierkę. Szczęśliwie dla nich, Kościej zrezygnował
z podbojów i zawarto pokój. Jednak jako zdradliwy i nieobliczalny
planował wspólne uderzenie na Aplan razem z królem Orlandu,
Wieńczesławem II Czerwono – Czarnym. Filozof Evoliusz z Apapu i
czcigodne bractwo Lubiglea [Głupie Głowy] wzywali króla do
zbrojnej rozprawy z Kościejem, lecz Tatra, z sympatii dla niego,
odwodziła męża od koniecznej wojny, aż ten zadurzony w niej,
zamiast ruszyć z całą armią, wyzwał króla Zachodu na pojedynek.
Kościej zaś nasłał na niego niedźwiedzie z jeziora (obronili go
Ruta, Arvot Baldas i biały niedźwiedź Gotard Urmeier), a następnie
wraz z królem Orlandu uderzył na Aplan. Choć powiadają o niej, że
była matką szóstki dzieci, zwlekała latami z ich rodzeniem z
przyczyn najzupełniej urojonych. Nie była dobrą matką, ani żoną
– w czasie gdy ukrywała się w Jaskini Hien, dla jakiegoś
widzimisię porzuciła Lecha III, synów; Mieczysława, Burusa i
Przerośla – Żyrwaka oraz córki Anej Tabienę, Anej Mari i Anej
Afarakę, aby nad Morzem Joldów spotkać się z Kościejem -
najwidoczniej kochankiem. Jednak Lecha III przybył tam i jego gniew
pozbawił Kościeja nieśmiertelności. Na tym nie skończyły się
bezeceństwa owej kobiety. Gdy Lech III razem z królewiczem Rutym z
Orlandu i Oxem Kellu Simi Abö'em wyruszył w głąb Azji, by
ochronić całą Europę przed możliwością najazdu tygrysów,
Tatrze została powierzona opieka nad Aplanem. Wykorzystała to na
wycieczkę do Ojcowa i mordowała lud montański – na jednego z ich
wodzów, Merdę nasłała mordercę oraz spustoszyła Crinix w
poszukiwaniu czarodziejskiej ciupagi […]. Mimo, że wiele mówiła
o swej miłości dla niewolników nie zrobiła nic konkretnego, aby
ulżyć ich doli. Rozważywszy owe wszystkie argumenty wnoszę do
arcykapłanów i kapłanów, wołwchów, żerców i kudesników by
niegodnej Tatrze zabrali tytuł jytnas gór i rzek''.
Kosa
Oppman przystąpił do polemiki z chlewnikiem:
,,Sromotny
łeż – oto czym są płoche słowa Świniczyna z Prosviatnika,
które wyrzekł o górskiej królowej, jytnas Tatrze Wielkiej. Oto co
czyni jego słowa fałszywymi; pełnymi błędów. Po pierwsze Tatra
nie służyła Kościejowi z własnej woli, ani nie czerpała z tego
zaszczytów, czy korzyści, była natomiast jego zakładniczką i
niewolnicą (Agej dopuścił do realizacji owego pomysłu Rykara, aby
ze zła niewoli Tatry wyprowadzić dobro dla wielu nieszczęśliwych).
Ponadto miała poznać jego plany, by ostrzec swego króla. Tatra
choć zmuszona wykonywać zlecone przez szaleńca prace – nieraz
przekraczające trudnością siły niejednego męża nie zaparła się
Ageja, nie złożyła przysięgi na Rykara, ani nie przyjęła jego
znamienia, choć wszystko to kosztowało ją bardzo ciężkie
tortury. Cierpiąc srogą niewolę miała w swym ciele dopełnić
udręk Teosta na dębie Karako, wreszcie nie uczestniczyła w
gnębieniu poddanych Kościeja, a nawet pomagała im na ile mogła.
Kościej dawał jej takie prace, które by ją upokorzyły
(oczyszczenie Kalska, oddanie się mu), lub przyprawiły o śmierć
(złowienie raka Estinusa z Synar, niedźwiedzia z Jeziora
Niedźwiedzi, czy walka ze skorpionem z Çatal Höyük), jednak ich
wykonanie w sumie przyniosło dobro, co bynajmniej nie znaczy, że
należy czynić zło, aby dobro z niego wynikło. Agej wyprowadza
dobro z knowań Čortów i innych sług Gorynycza, ale biada im za to
co robią! Tatra nie zamierzała spalić Kalska, gdzie doznała
serdecznej gościny, lecz Górę Gnojową psującą powietrze i
zdrowie, od niej jedna zapalił się drewniany gród. Na szczęście
jego wszyscy mieszkańcy, obeznani z arkanami magii, uratowali się
wzbijając w powietrze; czyn Tatry należy czcić i podziwiać, lecz
nie naśladować, bo Twój czyn może mieć inny skutek. Złowienie
syna Juraty, raka Estinusa nie było jej kaprysem, lecz rozkazem
danym niewolnicy, na jego wykonanie dostała specjalne pozwolenie i
błogosławieństwo Kurki – córy Jarowita i Gromorodnej. Sam
Estinus dobrowolnie przyszedł do niej widząc jak własnymi włosami
gasiła płomienie na ciele jednego ze Świniuli – stworów, które
Erydan przymusił do wytwarzania gnojowicy, którą Tatra podpaliła.
Wielki Rak posadził ją delikatnie na swoim grzbiecie i razem udali
się do Presnau budząc strach Kościeja, zaprzedanego mu potwora
Mięsojada i licznych ludzi. Tam Estinus zdjął Tatrę z grzbietu i
powrócił do jeziora Synar w Burus. Trzeba też wiedzieć, że, że
ta Tatra była zakładniczką Kościeja, aby przekazać jego plany
królowi Aplanu, Lechowi III. Jedna z jej prac miała polegać na
spędzeniu nocy w opuszczonej chacie w Kraju Stepów. Czyhał tam
król wąpierzy Erydan, pałający gniewem za spalenie gnojowicy,
którą zwykł wlewać do wielkich jezior krainy Burus, a Kościej
wiedział o tym. Ujrzawszy wąpierza uciekła oknem, lecz Erydan
zdążył ją ukąsić w piętę, a tym samym zamienić w wąpierzycę.
Nie tajno nam, że pod tą postacią uczyniła wiele zła, ale
wąpierze nie mają wolnej woli […]. Choć sprawiedliwa Jurata
wydała na Tatrę – wampirzycę wyrok, miłosierna Mokosza
odczarowała ją, zdobywając jej łzy. Niewola w kopalni gwiezdników
była dla niej pokutą za picie krwi. Odmówiła gdy Kościej zażądał
oddania się mu, za co tyran i rozpustnik, nienasycony jak śmierć,
uderzył ją w twarz kańczugiem i wtrącił do lochu. Uciekła z
niego z pomocą białego wilka Ovova Tęczookinsona, syna Boruty,
lecz oboje zostali pochwyceniu i wtrąceni do kopalni gwiezdników.
Ich dozorca, Lynx Uszak wyszedł na powierzchnię by w pobliskim
siole Chlobębie stoczyć bój z czarownikiem Czarnym Ładysławem
Amosowem. Pod jego nieobecność niewolnicy pod przewodem Tatry i
Ruty wydostali się na wolność. Tatra wydobytym ze skały zębem
Rykara uwolniła króla Płanetników Ixovodrava z trzewi ogromnej
pijawki, wielkiej jak Odma, co w dziesiątej erze zabiła Pukuvera,
oblubieńca Kovaty. Płanetnicy zabrali Tatrę, Rutę i pozostałych
niewolników na Księżyc, gdzie obie dziewice żyły w pałacu
królewskim w stołecznym Kinperokabadzie (Chorsogrodzie), a król
miłował je jak własne córki. Tatra, choć mogła otoczona
miłością i wszelkimi wygodami pozostać wśród Płanetników,
posłuszna wezwaniu pustelnika Opplana – byłego króla Aplanu,
razem z Ovovem Tęczookinsonem, udała się na Ziemię. W ojczystej
Montanii zabiła w karczmie dwa bazyliszki za pomocą diamentu o
dziesięciu kolcach, a następnie udawszy się do stołecznej
Śnieżelicy rozpoznała przebywającego [incognito] króla Aplanu,
Lecha III, którego ostrzegła o najeździe. Nie zabijała wrogów
tak jak Ruta, za to w namiocie szpitalnym z wielkim oddaniem
pielęgnowała rannych z obu armii, do czego przeznaczył ją wraz z
innymi niewiastami sam król. Gdyby natomiast była tchórzliwa, nie
zgodziłaby się zostać zakładniczką okrutnego i szalonego
Kościeja. Kiedy Evoliusz i Głupie Głowy pchali jej męża do nowej
wojny, powodem jej sprzeciwu była nie sympatia do Kościeja, który
ją bił, głodził, więził, torturował i wysyłał na pewną
śmierć, ale coś znacznie głębszego. Po pierwsze Aplan był
wyczerpany poprzednią wojną i nie miał sojuszników, po drugie
chciała o ile to możliwe uniknąć rzezi po obu stronach. Zdając
sobie sprawę z przewrotności Kościeja chciała go usunąć, ale
bez wojny. Utajnieni wojownicy mieli go porwać i uwięzić (zabić
by nie mogli, bo Kościej był nieśmiertelny), a na jego miejsce
Tatra chciała osadzić grafa Goworka popularnego wśród Teutmanów.
Lech III nie posłuchał jej jednak i przez swą żądzę sławy
sprowadził wojnę na Aplan. Nie jest też prawdą, że była złą
matką i żoną. Lechowi wielokrotnie wybaczała jego winy, takie jak
uwięzienie w lochu, po wcześniejszym sprowadzeniu siłą na dwór,
opuszczenie w trakcie obrony stołecznego Nistu, zaniedbywanie by
słuchać nauk Evoliusza... W ich stadle długo nie było dzieci,
lecz powodem nie był kaprys, lecz bezpłodność, wzięta z matki
Tatry; Limby, żony Giewonta, zesłanej po to by wypróbować ich
miłość. Jej łono uczyniła płodnym Mokosza w Jaskini Hien. W
owym czasie modląc się o pokój dostała od Enków rozkaz, by udać
się do Kościeja na męki, co miało uchronić Aplan i Montanię od
ostatecznego zniszczenia. Przy dzieciach miała ją zastąpić
Mokosza; Najlepsza Matka, która wzięła na siebie jej postać, tak,
że nawet dzieci nie mogły rozpoznać zamiany. U ujścia rzeki
Moltavy, drzewny potwór Grabiuk z rozkazu Kościeja, mordował ją
podobnie jak ongiś Czerwony Wiaczesław Amosow Teosta. Została
uratowana przez Lecha III. […]. To co Świniczyn nazywa 'wycieczką
do Ojcowa' było w rzeczywistości wyprawą podjętą na prośbę
mieszkańców tej krainy w celu uwolnienia jej od potwora Vrougi z
Mrocznych Błot. Królowa odbyła podróż na grzbiecie białego
rysia Deneba, syna Boruty, w ciągu nocy. Przybywszy na miejsce
skrępowała Vrougę złotym łańcuchem Mokoszy i pogrążyła go w
bagnie, gdzie pozostał aż do potopu. Broniła swych poddanych przed
królem wąpierzy Naraicarotem I Samobójcą, następcą Erydana
(zdobyła i roztopiła Żelazny Zamek w Burus, a wąpierze przeniosły
się do Kraju Stepów), a także przed chąsiebnikami z Jutii, Nürtu,
Wolina i Velehradu, oraz przed swymi współplemieńcami –
zbójnikami z Montanii. Im to odebrała gród Crinix, gdzie zdobyła
czarodziejską ciupagę, zabijającą na rozkaz każdego wroga (Deneb
polecił ją spalić, bo broń taka zniewalała tych co jej używali).
Konieczność walki ze współplemieńcami była dla Tatry bardzo
bolesna – kiedy tylko mogła oszczędzała im życie […]. Do
pojedynku z Merdą nie stanęła nie z tchórzostwa, ale dlatego, że
byłą zajęta przy dzieciach […], a poza tym jako niewiasta nie
musiała przyjmować wyzwania. Zastąpił ją Anatolij Rdzeniejew,
który uciął harnasiowi głowę. Głębokie umiłowanie niewolników
i pragnienie poprawy ich losu było owym dobrem, które Agej
wyprowadził ze zła jej niewoli. Już na weselu w grodzie Svantemot
obdarzyła wolnością Wsiewołda i Pojatę podarowanych jej przez
męża. Choć nie miała możliwości znieść niewolnictwa w całym
królestwie, doprowadziła do uwolnienia wszystkich niewolników na
zamku. Wypraszała u Lecha III liczne dekrety łagodzące ich dolę.
Zdołała tym zrujnować wiele fortun wyrosłych na handlu ludźmi i
innymi istotami rozumnymi. Nigdy jednak nie prześladowała ludzi
uczciwych, choć bogatych, ani nikomu nie konfiskowała mienia; po
prostu handel niewolnikami przestał już się opłacać. Jej
współczucie 'mówiącym narzędziom' udzieliło się też Lechowi
III, który nie dawał się przekonać handlarzom. Ponadto Tatra
zakazała zabijania trędowatych i sprowadzała dla nich leki,
zabroniła przysparzać eunuchów i palić wdowy na stosach
pogrzebanych mężów. Ogłosiła nietykalność każdej brzemiennej
niewiasty i jej dziecka, a także karała za wkładanie niemowląt do
dzbanów w celu 'hodowania potworków' i za gwałcenie dzieci […].
Wreszcie nigdy nie zdradziła Lecha III, mimo że pod jego
nieobecność liczni władcy przesyłali jej dary i proponowali ślub.
Tatra zmarła w sześćdziesiątej wiośnie życia, otruta przez
handlarzy niewolników. Ci sami niedługo potem zamordowali jej męża,
zakopując go żywcem.
Kończąc
potępiam tezy zawarte w pracy Świniczyna, choć samej pracy i
włożonemu w nią wysiłkowi należy się szacunek''.
W
Orlandzie żył niezwykły szczur, noszący imię Boj (Voj),
tak jak ów książę z Roxu mający brytany Stavra i Gavra. Oto jak
tego szczura opisał Kosa Oppman:
,,
[…] W innym grodzie Orlandu, zwanym Oska żył wielki jak człowiek
szczur o niebieskim futrze i trzech głowach. Zwierz mieszkał w
lesie i szukał pokarmu w ciernistych krzewach. Ciernie raniły jego
skórę, a krople krwi zamieniały się w piękne kwiaty rosnące na
Dalekim Zachodzie, a ich zapach podobno leczył wiele chorób
dziecięcych. Jednak kapłani Ageja ostrzegali przed kwiatami
czarnymi z wizerunkiem czaszki, rosnącymi w królestwie Lascoaux, bo
był w nich syfilis. W Oska działał Klub Szarego Orła, którego
wódz Chytreyga uważał, że szczura wyczarowało Bractwo Czcicieli
Rykara, które było złą sektą głoszącą, że jakoby Agej nie
był osobą i wiele innych paskudnych głupstw i bredni, aby szkodzić
wiosce. Szczur jednak jak wszystkie leśne zwierzęta był dzieckiem
Boruty […] i jego żony, Leśnej Matki. Do Bractwa należał jednak
niejaki Stanisław, którego szczur podziwiał. Jedni uważają to za
prawdę, a inni za kłamstwo, że pożerał dzieci, a szczególnie
miał lubić wyjadać je z łon matek. Wrogowie szczura pod wodzą
Stanisława z Apapu wyruszyli na polowanie, aby zabić zwierzę. Po
ocaleniu kalszczan przed ich własną głupotą, Tatra wyruszyła do
Oski, aby sprawdzić co jest prawdą i czy faktycznie trójgłowy
szczur zmienia barwę na czerwoną'' - ,,Perłowy
latopis''.
Po
klęsce na lodach jeziora Mamir, Kościej został uwięziony w
podwodnym zamku królowej Betel – Gausse. Jego imperium się
rozpadło i nastał pokój, aż do momentu gdy uwolnili go książęta
Wieńczesław i Kylnem z Małego Młyna. Cała trójka spotkała się
na łące z krasnoludem Ixmargiem (Iżmargłem) z Dalekiego Zachodu i
jego sępem Nąpksiem (Nopokosiem). Ixamrg odradził wojnę w celu
odbudowy imperium, zamiast wysuwając ideę ,,marszu
przez instytucję''; zatarcia
granic między dobrem a złem, powolnego opanowywania rodziny za
rodziną, grodu za grodem, królestwa za królestwem, aż do odbudowy
złowrogiego imperium ze stolicą w Presnau. Ważną rolę miał tu
odegrać sęp Nąpkś wyjadający mózgi przez nos, a tym samym
ogłupiający. Działalność krasnoluda i jego sępa doprowadziły
do nowej wojny, w czasie której stronnicy Kościeja i rezuni z
Orlandu zdobyli Nist. Królowa Tatra stała się jeńcem. W namiocie
Kościeja, Wieńczesława i Kylnema, Nąpkś kusił ją obietnicą
łatwego i przyjemnego życia po pozbawieniu mózgu, lecz ona
skręciła szyję sępa. Ixmarg zginął niedługo potem, zabity
przez wodnego niedźwiedzia Arvota Baldasa w czasie uwalniania Tatry.
Najsłynniejszym
filozofem owych czasów był Evoliusz z Apapu, na miniaturach
przedstawiany jako łysy starzec o długiej, siwej brodzie, odziany w
szkarłatną szatę. Przybył do Aplanu uchodząc przed tyranią
swego władcy i znalazł wdzięcznego słuchacza w osobie samego
Lecha III. Wedle słów ,,Perłowego
latopisu''
nauczał na ulicach Nistu, że:
,,
[…] kultury dzielą się na wysokie i niskie i następują
naprzemiennie. Kultury wysokie za priorytet uznają religię, pracę,
poświęcenie, bohaterstwo, wysiłek, ducha, ideały. Z kolei
zdegenerowane kultury niskie są bezideowe; cechuje je
konsumpcjonizm, utylitaryzm, hedonizm, cielesność. Kultura wysoka w
zwalczaniu kultury niskiej ma prawo stosować absolutnie wszystkie
możliwe środki. Tenże Evoliusz, zapominający, że w kulturze
wysokiej najważniejsze są właściwie pojęta miłość,
miłosierdzie, litość i wyrozumiałość […]''.
Kosa
Oppman opisał również jego polemikę z innym filozofem; Skibkiem
Owłosionym z Montanii i z samą królową Tatrą. Skibek Owłosiony
przekonywał swego oponenta, o istnieniu trzech prawd: ,,świętej
prawdy''
Ageja, ,,mojej
prawdy''
– stwierdzeń subiektywnych i ,,gnój
prawdy''
czyli fałszu. Za ową dysputę filozof z Montanii otrzymał od
królowej herb Prawda. Drugą polemikę przytaczam za ,,Perłowym
latopisem'':
,, - Ta kultura,
która nastała obecnie jest kulturą niską! - grzmiał Evoliusz
przed tronem królewskiej pary. - Odkąd Kościej postawił na
piedestale papierową monetę, złamał życie świata! On wpierw był
kapłanem mordu, a teraz klęczy i każe nam klękać przed
badziewiem!- A czy zwróciłeś
uwagę, że zło istnieje w ludziach od czasu gdy w poprzedniej erze
zgrzeszyli Novals i Aivalsa, a z nimi ludzkość? - spytała się
Tatra. […].- Prawdę mówią
wasze usta, pani – odparł filozof. - Otóż Jarowit stworzył na
Wolinie kulturę wysoką, lecz pod wpływem Rykara przekształciła
się w niską; na zawsze zhańbioną ofiarami z ludzi.- To bardzo ciekawe
i w wielu miejscach się zgadzam – ciągnęła królowa – ale
skoro zbrodnia jest cechą kultury niskiej, to uważam, że kultura
wysoka nie ma prawa jej stosować.- 'Gwałt niech się
gwałtem odciska'! - odparł z dumą filozof.- A przecież
Gromorodna i Vega nie krzywdziły nikogo! - Tatra.- Bo są
niewiastami, a te w kulturach wysokich są łagodne i bezbronne!- Ja zabiłam
Erydana – Tatra.- Ku potwierdzeniu
absolutnej, świętej i nietykalnej prawdy moich słów! - Evoliusz.- Absolutna, święta
i nietykalna jest tylko prawda Ageja – zripostowała Tatra – kto
ją odrzuci, ten odrzuci każdą inną prawdę.- Pani – mówił
niezrażony Apapczyk. - Ty, którą Agej niósł swymi płomieniami z
Puana do Kartwelii, wiedz, że dla Niego krew bohaterów jest droższa
niż modlitwy kapłanów! - wówczas do rozmowy włączył się król.- Twoje słowa,
mędrcze, są wspaniałe […] dla mnie też obecna kultura, w której
papierowa moneta podzieliła na biednych i bogatych, zniszczyła
sztukę wyrzucając z niej piękno, prawdę i dobro, wreszcie
wykoślawiła afekt w stronę zaspokajania żądzy na wszystkie
sposoby – zasługuje na zniszczenie. Czy można by zniszczyć ją
zbrojnie?- Tak …- Trzeba zło
zwyciężać dobrem, bo i w zwyrodniałym królestwie zwyrodniałego
Kościeja też żyją ludzie szlachetni i niewinni jego szaleństw;
nie my mamy być ich sędziami i katami – Tatra zaniepokojona o
utęskniony i wreszcie uzyskany pokój wstała z tronu.- Dla mnie
największym bohaterstwem zawsze będzie czyn szaleńca, który
poświęci życie, aby zabić jak najwięcej bezmyślnych dzieci
systemu wraz z sobą – powiedział inny filozof […]''.
Lech
III poważał Evoliusza więcej niż własną żonę. Kiedy Kościej
po raz kolejny najechał Aplan, filozof z Apapu został pochwycony
przez wojska nowego państwa – Premanii (Presnauland i Teutmania),
kat zgruchotał mu nogi, po czym po wyszukanych torturach spalił na
stosie z ostu. Evoliusz, konając, do końca obrzucał obelgami
Rykara, Kościeja i ich sługi.
,,
[…] większą, zasłużoną sławą cieszył się Chytreyga, syn
Mucjusza z Klubu Szarego Orła. Człowiek ten miał kwadratową
głowę, jeden ząb i jedno oko'' – K. Oppman ,,Perłowy
latopis''.
Żyjący
w Aplanie, Mucjusz, herbu Orzeł Szary, był filozofem przyrody.
Zasłynął takimi słowami: ,,To
łeż, że varibusy z Imalainu pochodzą od trolli z Nürtu, a
Arymaspowie od Cyklopów''.
Słysząc to, inni uczeni mężowie obrzucili go szyszkami i wywieźli
na taczce. Jego syn Chytreyga w siedemnastej wiośnie życia pojechał
na odludzie na grzbiecie czarnego konia, żyjącego w jeziorze Czarna
Woda. Na odludziu nie jadł i nie pił wiele dni, a także wisiał
głową w dół na dębie pamiętającym królów Niemnira i Wiła
Sławicza. Postępując tak doznał wielu wizji – złośliwi
powiadali, a miał wielu wrogów, że owe widzenia wzięły się od
picia wódki grzybówki, czy nawet tajemniczego pejotlu z Sonoru.
Pierwszego dnia przyszedł do niego potwór Zekaty Seryja (Sekatij
Seriya)
o kozich kopytach, kudłach niedźwiedzia, uszach gacka, rybich
płetwach wyrastających z ramion, rogach byka, kłach i szponach
smoka. Jego ślepia płonęły jak rubinowe gwiazdy, na miedzianym
czole miał wyryty świszczeniec
– znak ognia i herb brunatnego smoka Reltiha, cerę miał brunatną
( a może czarną) gęsto pokrytą czerwonymi wrzodami i pryszczami.
Potwór zaryczał do Chytreygi: ,,Zjem
cię''!,
a medytujący Aplańczyk zlał się zimnym potem i zatrząsł się
jak osika. Zekaty Seryja mówił doń: ,,Jam
wszechmorderca, jam wszechgwałciciel, nic nie smakuje mi lepiej od
niewinnych dzieci wyprutych z łona matek. Jam król, car i hospodar,
jam arcykapłan i bóg nad bogami, twoi witezie będą mnie czcić
wzniesionymi rękami''!
Wtedy Chytreyga począł wołać do Ageja i Enków o pomoc, a ci
wysłuchali go; z czarnego jak kir nocnego nieba spadł złoty topór.
Nim to syn Mucjusza zarąbał potwora i tak skończyła się wizja
pierwsza. Niedługo potem nadeszło drugie widzenie. Od zachodu, od
strony grodu Presnau przyjechała na smoku kobieta w modrej sukni
nosząca pas ze złotych gwiazd. Zatrzymała się przed Chytreygą i
zanuciła: ,,Jam
najwyższa i jedyna z bogiń, moje imię Nierządnica, Władczyni
Kajdan, jam krwią dzieci opita, jam Kani i Paskudy miłośnica, co
jak Goplana III w łożu mam nałożnice i nałożników, jam wierze
ojców wroga''.
Zabójca Zekatego Seryi porąbał złotym toporem Nierządnicę i jej
smoka, spalił ich ciała i popioły rozrzucił na cztery wiatry.
Dyszał jak pies, a jego ręce były całe czerwone, gdy wtem
przyszło trzecie widzenie. U stóp sędziwego dębu stanął potwór
libera; czarny jak pkieł, a zęby jego czerwone. W obu łapach
trzymał siekiery – czerwoną i różową. Chytreyga zaczerpnął
tchu jak ktoś kto rzuca się do wody i wytrącił liberze obie
siekiery z łap, a następnie wybił jej czerwone zęby, co do
jednego. Uczyniwszy to zaprzągł liberę do pługa i tak długo orał
nią pole, aż zamieniła się w mysz Wojcieszkę. Chytreyga zziajany
walką i pracą usiadł na szczycie dębu jak król na tronie, a
wtedy niebo pojaśniało i przyleciał orzeł o piórach barwy
popiołu, co na głowie nosił koronę z dukatowego złota. Pogromca
Zekatego Seryi, Nierządnicy i libery usiadł orłu na grzbiecie, a
ten zaniósł go do dworca Mucjusza, gdzie na syna czekała uczta. Od
tego czasu do herbu rodowego Chytreygi został dołączony złoty
topór, zaś syn Mucjusza założył Klub Szarego Orła. W czasie
najazdu Kościeja i Wieńczesława II Czerwono – Czarnego na Aplan,
pan Chytreyga dostał się do niewoli; miał zostać spalony na
stosie z gnoju, lecz wierny, szary orzeł runął na niego i uniósł
w przestworza, a żołdacy Kościeja na próżno szyli doń z łuków.
Pan z jednym okiem i zębem żył jeszcze za króla Ćwieczka I;
chwalił Tatrę za politykę wymierzoną w handlarzy niewolników i
powiedział o Jazyku Turoniu coś takiego, że jego syn wziął go na
rogi.
,,My jesteśmy
głupie głowy, my jesteśmy głupie głowy,
Głupią Głową ja
i ty; Kościeja parchy krwią zmyjemy,
Kultura nasza w
niebo sięga,
Kościeja ginie
potęga, handel będzie znów wymienny,
Drży niejeden
bogacz zły,
Evoliusz na pomniku
siedzi, oczy kieruje w stronę rzezi,
Bo dzisiaj w Niście
wesoła nowina; wojsko idzie na Presnau,
Presnau się pali,
Sybaris się wali, kołtunów na pale się wbija,
Uszak przed
Przeroślem ucieka, Kościej się wścieka,
Ciała swych żon i
córek zamienimy w pochodnie, by nowoczesność
Odesłać w niebyt
godnie; My głupie głowy z morza krwi wyciągniem -
Pokój! Prawdę!
Wolność! Miłość! Nadzieję! Życie! - głupie głowy zmienią
świat.
Na lepsze!''
-
Tak brzmiał hymn bractwa Lubiglea, zwanego też Głupimi Głowami,
lub ,,Głupiogłowami''.
Rusałka Ruta tak tłumaczyła ich nazwę królowej Tatrze:
,,
[…] Głupie Głowy to ludzie głupi i tak nazywa się tych co
myślą, czują i kochają normalnie, a nie tak jak Kościej, który
niesyty rozpusty gwałci nawet chłopców i dziewczęta. To tylko
przez przekorę''.
Bractwo
za swego mistrza uznało filozofa Evoliusza z Apapu i głosiło
konieczność wojny z nowym państwem Presmanią, której królem był
Kościej. Król Aplanu Lech III z całego serca popierał Głupie
Głowy, Tatra zaś zwalczała je. Gdy Kościej i Wieńczesław
najechali Aplan, członkowie bractwa zostali z ich rozkazu
wymordowani.
Na dworze Lecha III
w czasie poprzedzającym ostatnią wojnę z Kościejem często
przebywała pani Vehera Owies, wierna uczennica pana Jendrykvy
Trędowatego. Należała do rasy dzikich bab tak jak Świnka z ery
dziewiątej czy królowa Prana z eonu dwunastego. Jak przystało na
dziką babę była niska i pulchna, miała długie, złotawo – rude
włosy, krowi ogon i wystające z ust zęby dzika. Jej język
odznaczał się ciętością, a mąż – leśny dziad trząsł się
przed nią ze strachu. Lubiła grać na skrzypcach i odbierać porody
loch i macior. Swój przydomek zawdzięczała swemu wielkopomnemu
czynowi jakim było wprowadzenie upraw owsa, zapomnianych od czasu
upadku królestwa Teosta. Lech III nagrodził ją za to złotym
medalem, a była to jej największa zasługa.
,,W
Niście mieszkał też człowiek z głową dzika ubrany w spódniczkę
z trawy. Był nim pan Jendrykva Trędowaty z sioła Trądy; kmieć, z
którego ryja wychodziły pięść i błoto. Jego połajanek również
słuchał Lech III. Był on przywódcą klanu Samowolców Chłopskich
[…]'' - K. Oppman ,,Perłowy latopis''.
Urodził
się w chłopskiej chacie w siole Trądy należącym do majątku
grafa Liczymira. Nazwa wsi odnosiła się do czasów króla Nissusa,
założyciela Nistu, syna Wiła Sławicza, kiedy mieściła się tu
kolonia dla trędowatych. Od narodzenia na jego karku srożył się
łeb najpierw warchlaka, potem dzika. Już jako dziecię, Jendrykva
miast pracować na polu pańskim, czy w rodzinnym gospodarstwie,
wolał niebaczny na złe południce i bat karbowego opalać się,
jako pierwszy w dziejach, bo przez długie ery opalonej cery nie
uważano za piękną. Na folwarku Liczymira karbowy nazywany był
Baton (Vaton),
bo jego bat często spadał na karki chłopów i chłopek rozcinając
je do krwi. Batona znano z ciężkiej ręki. Kiedy ujrzał jak
liczący sobie szesnastą wiosnę życia Jendrykva o głowie dzika,
miast wiązać snopy z innymi, opala się w spódniczce z trawy,
założywszy nogę na nogę, zawrzał oburzeniem, cichutko zakradł
się do śpiącego w zbożu i jak mu nie przyłoży! Przyszły wódz
Samowolców Chłopskich zerwał się na równe nogi, z bólu
zakwiczał jak dzik, a ujrzawszy ryczącego jak byk karbowego rzucił
się nań z kułakami. ,,Pokorniej,
świński ryju''!
- warknął Baton wywijając pejczem, zaś buńczuczny kmieć
kwiczał: ,,Niosę
ci zemsty grom, dziczy gniew''!
Wywiązała się zaciekła walka i już po chwili na oczach
zdumionych chłopów, Jendrykva przełożył karbowego przez kolano,
zdjął mu pludry i jego własnym batem zbił jego dół cielesno –
materialny. Kmiecie śmiali się i bili brawo, ale na drugi dzień
graf Liczymir kazał zakuć wyrostka w dyby, napiętnować go i
wygnać z Trądów o żebraczym kiju. Wygnaniec w głębi duszy wydał
wojnę wszystkim grafom, żupanom, banom i bojarom. Długo błąkał
się po drogach i bezdrożach Aplanu, nieraz śpiąc pod gołym
niebem i szukając grzybów i żołędzi w lasach. Wokół niego
zaczęła się gromadzić drużyna, z której niebawem utworzył klan
Samowolców Chłopskich. Była w nim dzika baba, pani Vehera Owies,
świerczka Chojarzyna, która prawowała się z błaznem Sysakiem,
zabawiającym Majan – chana o obrazę i jakiś Stanisław, który
chełpliwie, a zupełnie fałszywie wywodził, że wynalazł kościane
łyżwy, a który miał taką opinię jak rozpustnik Chmiel
Podrywacz, z którego ciała Kunetej uwarzył piwo. Wkrótce potem do
owych dzikiej baby, świerczki i człowieka dołączyło więcej
uczniów pana Jendrykvy Trędowatego. Swoją drużynę założył w
karczmie ,,Pod
Lwem Pręgowanym'',
gdzie tak przemawiał przy kuflach piwa:
,,W
Niście na kuferku siedzi złodziej – mówił o zarządcy skarbu
królewskiego Valgerze z Międzyraju. - My, Samowolcy Chłopscy;
tarcza zasłaniająca stan chłopski Aplanu, damy temu złodziejowi
takiego kopa w rzyć, że aż dotknie nosem gwiazd, a zawartość
kuferka rozdamy biednym. Król nie radzi już sobie z tym
Międzyrajczykiem, więc naszym obowiązkiem jest pomóc
najjaśniejszemu panu w ukaraniu złodziei. Wcześniej jednak
wywrzemy sprawiedliwą pomstę na panach''.
Słysząc
to Samowolcy Chłopscy wiwatowali słowami: ,,Hip,
hip, hura, niech pan Trędowaty wodzem będzie nam''!
Zgodnie z groźbą Samowolcy Chłopscy udali się do sioła Trądy i
tam podpalili dwór grafa Liczymira. Graf zginął w płomieniach
razem z żoną i karbowym, zaś jego dwoje dzieci uratowano z pożaru,
co pochwalił sam pan Trędowaty. Odtąd nie palił już dworców,
litując się nad mieszkającymi w nich dziećmi – wszak nawet
pańskie dziecko nie jest winne srogości swego ojca dziedzica i
karbowego. Może z niego wyrosnąć porządny człowiek, a poza tym
to wielka zmaza (miasma)
przed Agejem narażać dziecię na śmierć czy czynić je sierotą.
Poza tym za rozruchy, w jedenastej erze i długo potem groził pal,
albo śmierć głodowa w lochu. Jednak Samowolcy Chłopscy nie
próżnowali, o nie! Wędrując po całym Aplanie napadali na wozy
wiozące zboże i wysypywali je na żer myszy i dzików, a pan z
Trądów lżył wszystkich urzędników króla od ,,głąbów
i gnojarzy''.
Bardzo
dziwną rzeczą był czyn grafa Kraszimira, który uczynił go
sołtysem w siole Kwaszimirowo. Na uczcie w swoim dworcu z udziałem
sołtysa o głowie dzika, graf zapowiedział przy wznoszeniu toastu,
że zamierza się wsławić jeszcze większym wymiarem pańszczyzny
niż jego ojciec. Na te słowa Jendrykva Trędowaty zerwał się z
krzesła i zakwiczał:
- Jesteście, panie,
największym nierobem w królestwie! - po czym na oczach jego
domowników cisnął w twarz Kraszimira kością tak mocno, że pękła
w drobny mak.
Graf ocierając
krew z twarzy, niezwłocznie pozbawił krewkiego sołtysa urzędu,
zakuł w dyby i napiętnował. Były sołtys miał pozostać
uwięziony, aż kruki całkiem rozdziobią jego ciało, lecz z dybów
uwolnili go jego towarzysze. Lech III, uczeń Evoliusza z Apapu i
zwolennik bractwa Głupich Głów lubił pana Trędowatego, chętnie
go słuchał i bronił przed panami. Nadał mu nawet tytuł żupana i
posiadłość ziemską Bana Smila, gdzie hodował strusie z Tassilii.
W czasie ostatniej wojny Aplanu z Kościejem, pan Trędowaty zginął
broniąc przed żołdakami dziecka i wówczas stał się w pełni
człowiekiem.
Podjąłem się
trudnego dzieła spisania żywota największego z jytnas ery
jedenastej. Centaur Wajdan Hipocentaurus pochodził z miejscowości
Nihat, leżącej na szlaku handlowym do Sinea. Potrafił grać na
lirze, jak i w pocie czoła zwozić drewno z lasu, ścigać się po
górach z innymi Centaurami, pisać sztuki, w których grali ludzie i
zwierzęta. W jego sercu płonęła miłość do Ageja i Enków;
zwłaszcza Mokoszy i Dziewanny Šumina Mati, której nauczył się od
ojca – swego wielkiego przyjaciela. Pewnego razu do Nihat
przyleciał brunatny smok Reltih, którego imię w mowie nowoludzkiej
oznaczało ,,mordercę''. Ogniem z przepastnych trzewi obrócił w
popiół Puszczę Negnacką i wieś Nihat razem z krociami ich
mieszkańców, w tym ojcem Wajdana. Młody Centaur przeżył pożogę
i błąkał się wśród zgliszcz opłakując zagładę i wznosząc
modły. Dym z pogorzeliska wciąż unosił się nad Nihatem, a Wajdan
ujrzał jak z mglistych oparów wynurza się wspaniały rumak barwy
mleka. Z jego głowy wyrastał długi, spiralnie skręcony róg.
Jednorożec przemówił człowieczą mową:
-
Pokój tobie Wajdanie, mój Heroldzie! - Centaur zmieszał się na te
słowa, a biały jednorożec ciągnął. - Jam Teost, Wcielony
Swaróg, jawię się tobie jako Oblubieniec Dziewic. Agej wybrał cię
na swego sługę, być obwieszczał jego wyroki – duszę Wajdana
rozdarł na dwoje piorun, tak jak dusze tych, których wzywają Agej
i Enkowie. Jednak Mokosza – Przewodniczka Stojących u Rozdroża
otuliła go swym płaszczem barwy trawy, szepnęła na ucho słowa
pociechy i wlewając balsam do serca, uleczyła jego ranę. Wajdan
przyklęknął przed Teostem Jednorożcem, a ów widząc jego zgodę,
zrobił mu na czole karakter; wyrył w skórze święty znak
,,kras''.
Jest bowiem karakter Teosta, podobnie jak istnieje karakter Čortów
– nie mający nic wspólnego z tym poprzednim, a który przyjmowały
czarownice, lichitki, rykarianie i Bractwo Czcicieli Rykara. Agej i
Enkowie uczynili Wajdana arcykapłanem z grodu Rum, leżącego
,,między
Jawą a Snem''
(,,Codex
vimrothensis'').
Jako najwyższy kapłan Ageja nosił koronę, biały czaprak zdobiony
trzema koronami, a w dłoni dzierżył dębową, pokręconą laskę,
zakończoną figurką Okrwawionego Drzewa, które ongiś zapowiedział
bóg Niepodzielny. Jednak jego prawdziwą ozdobą były wielka
nabożność, dobroć i pokora, mądrość, zarówno właściwa
uczonym mężom jak i ta życiowa, oraz odwaga. Cnoty te czerpał od
samego Ageja. Do jego obowiązków arcykapłana należało składanie
ofiar z chleba, miodu i piwa z rogu, nauczanie i przyjmowanie
licznych audiencji z najrozmaitszych krain od Dżawy i Kalimantianu
po wielką krainę Orland i czarną Tassilię. Dla każdego miał
czas, wyrozumiałość i cierpliwość; nie wzgardził ani
przeskoczką, która go ucałowała, ani królem – tyranem Orlandu
Wroniławem, ani matkami co zabiły swe dzieci, ani nikim innym.
Niósł orędzie Teosta licznym krainom. W Bharacji oddał cześć
pamięci królowej Bharatieny i Par – Ušana, zgodnie z miejscowym
zwyczajem obszedł wkoło miejsca spalenia ich ciał. Odwiedzał
również królestwa płacące dań czerwonemu smoku Nilatsowi. Nie
wzywał do zabicia smoka ani jego namiestników, lecz głosił prawdę
o miłości Ageja i wynikającej z niej godności. Prawda ta
pomagała zniewolonym księstwom i królestwom powoli, lecz
nieubłaganie powstać z kolan i buntować się przeciw dawaniu ludzi
i zwierząt na żer smoka. Nilats, któremu poczęło burczeć w
brzuchu zbiesił się i wysłał posłów do żyjących na północy
Sinea, wilkołaków z plemienia Szarych Wilków – dalekich krewnych
Neurów i Budynów. Jeden z nich, namówiony, udał się do Rumu i
ujrzawszy arcykapłana błogosławiącego tłumy, rzucił się na
niego pod postacią wilka i ciężko pogryzł. Straż miejska zabrała
Szarego Wilka, założyła mu kaganiec i wtrąciła do lochu, zaś
arcykapłana oddano pod opiekę wraczy. Choć rany po zębach były
straszliwe, został uleczony z pomocą Złotej Baby i Mokoszy, której
oddał serce. Gdy wyzdrowiał, odwiedził w lochu Szarego Wilka;
przebaczył mu i odbył z nim długą rozmowę. Ponadto wyprosił
dlań uwolnienie. Nilats wciąż szalał niesyty żeru. Poleciał do
Aplanu napadniętego przez Kościeja, Wieńczesława i Kylnema z
Małego Młyna. Pożarł tam brunatnego smoka Reltiha i sam począł
palić gród. Zginął gdy Boruta wbił mu obsydianowy miecz w oko i
przetrącił drakolit w głowie. W ciele smoka zapuścił korzenie
ogromny, dziki barszcz, aż dobił go jeden z Jeźdźców Ognistego
Pioruna. Wracając do arcykapłana, samemu doświadczywszy wojny,
potępiał wszystkie wojny zaborcze, bez względu na propagandowe
motywacje. Dzieło ,,Sen
Ruty''
opisuje jak ostrzegał ową czerwonowłosą rusałkę przed najazdem
na kraj Sinea dręczony przez króla Gugana Feng Izbara, który
sadzał ludzi na garnkach ze szczurami, wznosił kopce z czaszek i
zbudował wielką, glinianą głowę zionącą trupimi wyziewami.
Ruta nie posłuchała i ubiła łotra, a tyranię zastąpiła
anarchia. Choć usiłowała utrzymać ład w królestwie, została
zabita wraz z drużyną. Wajdan z zapałem bronił dzieci; i tych
jeszcze pozostających w łonach matek – potępił ich zabijanie
bez względu na pretekst. Podobnie jak królowa Tatra w Aplanie i
Montanii, głosił, że porońce i poterczuki nie są złe i mściwe,
ale mieszkają w Nawi Jasnej, są dobre i przebaczają matkom, które
je zabiły. Nie poprzestawał na tym – odwiedzał nędzarzy i
trapionych przez Zarazę by upominać się o ich prawa, dał im swój
pierścień arcykapłański, założył w grodzie Rum schronisko dla
wydziedziczonych i wzywał bogatych i sytych do dzielenia się
otrzymanymi darami. Tak jak daleko na zachód od Rumu, Tatra,
publicznie potępił niewolnictwo (wykupywał dzieci i je kształcił),
palenie wdów na stosach mężów, ofiary z ludzi i zwierząt,
zakazał tego w swym grodzie. Głosił również szkodliwość czarów
i wróżb. Jego słowa o wyznaczonej przez Ageja drodze życiowej,
którą można przyjąć lub odrzucić, choć były twarde, to miał
pełne prawo i obowiązek je głosić, bo sam przebył drogę, o
której mówił innym. Jako ,,klęskę
istoty rozumnej''
gromił każdą wojnę, lecz władcy narodów nie słuchali go, bo
więcej niż Ageja i jego prawdę umiłowali krew i złoto. Jednak
raz udało się Wajdanowi odwieść od wojny władców dwóch carstw
za Oceanem Lodowatym Północnym. Długo trwała jego posługa, a im
bliższy był zrzuceniu cielesnej powłoki, tym mniej miał wrogów.
Należał do nich nauczyciel poezji, Jarosław z Velehradu, mimo
wielkiej wiedzy, chory z nienawiści do kapłanów. Nazywał Wajdana
- ,,władcą
zbrodniczego państwa''
i chwalił Bractwo Czcicieli Rykara. Taka nienawiść to ślepota –
za samo wprowadzenie pokoju między dwiema polarnymi wyspami i obronę
dzieci należałyby się pochwały nawet samemu panu Trędowatemu, a
cóż dopiero namiestnikowi Ageja i Enków! Arcykapłan umarł po
długiej i ciężkiej chorobie, a przy jego stosie pogrzebowym
zgromadziły się zastępy skłóconych dotąd królów, książąt,
carów, grafów, banów, bojarów, kniaziów, chanów, hetmanów,
sułtanów, emirów i radżów z ziem od Orlandu po Kazuarię i od
Krainy Białych Pól po Andamany; wyspy Kynokefali. Niektórzy
obiecywali, że będą lepsi, ale wielu zapomniało o naukach dobrego
arcykapłana. Ostatecznie przepojoną złem erę jedenastą zakończył
potop zesłany przez Juratę.
Era
dwunasta. ,,
[…] na Szetlandach rządzi mądry i sprawiedliwy król Orfej z
królową Izabelą – jest to tak dobry grajek, jakby terminował u
samego Rigla […]'' - opowieść króla nadmorskich krasnoludków
Niemnira Morewładowicza.
Orfej,
syn Rience'a IV gościł króla wyspy Wolin, Barnima Maczugę przez
Arabów zwanego ,,Madżakiem''
wraz z oblubienicą Dorosławą i córką Przybysławą, oraz króla
krasnoludków Błystka (Likostina)
z królewiczem Bzionkiem i dworem. Przypłynęli na korabiu ,,Dar
Juraty''.
W czasie rejsu przeżyli atak celtyckich piratów, przed którymi
uratowali ich morscy Arabowie – stworzone przez Juratę stwory;
ludzie w turbanach mający rybie ogony. Orfej i Izabela mieszkali w
skromnej chacie, tak jak ich poddani (w innej wersji posiadali mały
zamek Puka wybudowany na klifie), jednak przyjęli przybyszów z
dalekiej Sklawinii niezwykle gościnnie. Towarzyszący władcy
krasnoludków kronikarz Kosa Oppman zanotował wiele pieśni króla –
lirnika. Była wśród nich opowieść o morskich przygodach Manamana
z wyspy Man i o przygodach króla i królowej Szetlandów. Izabela
córka Orkana pochodziła z Orkadów, w czasach Artura zwanych
Orkanią. Orfej pojął ją za żonę w trzecim roku panowania, lecz
nie dane im było długo cieszyć się szczęściem. Z Orkadów
przypłynął Ozain, były narzeczony Izabeli. Gdy został z nią
sam, nalegał by chociaż go ucałowała, bo nie pogodził się z jej
stratą. Królowa wyrwała się mu i poczęła uciekać, aż
nadepnęła żmiję i zmarła rażona jej jadem. Wśród wielkiej
żałoby ciało młodej i pięknej władczyni ułożono w łodzi, a
morskie prądy, dzieci Juraty, zaniosły ją aż za Ultima Thule, na
wyspę Hy Brasil, gdzie włodarzył Morski Weles, podobny do owego
Welesa, który w Nawi sądził dusze. Orfej pełen bólu po stracie
żony, nie bacząc na pocieszenia ze strony dworu, zostawił
Szetlandy pod zarządem zbliżającego się wielkimi krokami ku
śmierci ojca i w małej łódce wypłynął na Najdalszy Zachód.
Przybił do Hy Brasil, ujrzał wśród innych zmarłych, Izabelę
zrywającą kwiaty w pięknym ogrodzie przystrojonym perłami i
bursztynem i stanął przed trzema obliczami Morskiego Welesa. Władca
Wyspy Zmarłych nie chciał kruszców, pereł czy kamieni – dani
celtyckich królów, zgodził się natomiast zwrócić Orfejowi
Izabelę w zamian za jego lirę i zaklętą w niej umiejętność
śpiewania pieśni. Król Szetlandów zgodził się, bo miłował
Izabelę bardziej niż swój talent. Morski Weles dotrzymał
obietnicy i oblubieńcy popłynęli ku swym wyspom. Izabela radując
się z odzyskania małżonka, prosiła go niepomna na warunek swego
powrotu, aby ją ukołysał do snu, a Orfej aż sam się zdziwił, że
nie tylko może śpiewać, ale jego pieśni były odtąd jeszcze
piękniejsze niż kiedykolwiek.
Używane
przez krasnoludki imię ,,Kosa''
pochodziło od przymiotnika ,,kosyj''
– krzywy; Bolesław Krzywousty po starokrasnemu nazywał się
,,Vo'slavus
ov Kosostomos''.
Słowiańskim odpowiednikiem imienia Kosa był Lestek (Leszek).
Nosili je, nadworny kronikarz króla Likostina, zwanego Błystkiem,
Kosa Oppman w baśni Marii Konopnickiej nazywany ,,Koszałkiem
Opałkiem'',
a także wielki znawca zwierząt, roślin i kamieni Kosa Owinniczew.
Miast szukać wiosny, brać wyprawę przeciwko lisowi za najazd
Tatarów biorących w jasyr wszystkie kokosze i dawać się oszukiwać
lisowi Sadełko, Kosa Oppman sporządził obszerną i cenną kronikę
rodu ludzkiego obejmującą czasy od stworzenia przez Jarowita na
wyspie Wolin Novalsa i Aivlasy, aż do śmierci w górach Atlas
(Światogorskich) Ilji Muromca i Aloszy Syna Wołwcha wraz z żonami
z plemienia Amazonek. Zatytułował ją ,,Perłowy
latopis''
i podzielił na trzy części odpowiadające erze dziesiątej –
Wiekowi Złotemu, jedenastej – Wiekowi Żelaznemu i dwunastej –
Czasom Bohaterskim. Pisał swe wielkopomne dzieło aż do śmierci.
Był wielkim przyjacielem Aredvi Milovanej, którą chłop Skrobek
przygarnął za córkę, a którą Polacy nazywają ,,sierotką
Marysią''.
Kronikarz towarzyszył jej w drodze do Montanii, do stóp królowej
Tatry, gdzie dziewczę zaniosło błaganie o ożywienie jej gęsi
wyduszonych przez lisa Sadełko. Aredvi Milovanę i sędziwego już
skrzata prowadził wysłany przez Tatrę orzeł, a towarzyszył im
pies dziewczynki, Misiek (Ursiś).
Podczas wędrówki, królowa Tatra objawiała w snach koleje swego
żywota, a Kosa Oppman je spisywał. Prośba sierotki została
wysłuchana – mocą Ageja, Gorska Majka ożywiła gąski, bo Aredvi
Milovana prosiła o to nie z kaprysu lecz z miłości. Śmierć
wielkiego kronikarza opisuje jego uczeń, Wurcel z Helwecji, a także
,,Codex
vimrothensis'':
,,Pan
Kosa Oppman liczył sobie dziewięćsetny rok życia. Jego włosy i
broda już dawno zbielały jak mleko, pogorszyły się wzrok i słuch,
wątłe ciało było obolałe. Jednak czuł się szczęśliwy.
Wszystkie zgryzoty poprzednich lat oddaliły się i wyblakły, a ich
miejsce zajęła niezmącona nadzieja. Do nikogo już nie miał żalu,
pojednał się z wszystkimi, którzy go otaczali. Pan Kosa drżącą
ręką napisał: 'Do dziś w górach Atlas, niby trzy pomniki, stoją
kamienie w kształcie dwóch mężów i niewiasty'. Słowami tymi
zakończył rozdział o przygodach Ilji Muromca w księdze trzeciej
'Perłowego latopisu'. […]. Był to jednocześnie koniec kroniki.
Nazajutrz kronikarz siedział na łące w przytulnym fotelu, a
towarzyszyli mu Podziomek i przyrodnik Kosa Owinniczew. Kwiaty
pachniały upajająco, hałasowały owady, śpiewały ptaki,
porykiwały krowy i beczały owce. Oppman przymknął oczy, a Mar –
Zanna zatopiła lodowy oścień w jego sercu. Podobno jego ostatnie
słowa brzmiały: 'Więcej prawdy'. Rychło potem opłakiwano go, a
król Błystek Likostin w dowód uznania włożył mu w zimne dłonie
swą najpiękniejszą perłę, prezent od króla nadmorskich
krasnoludków Niemnira Morewładowicza. Osobiście układał też
stos pogrzebowy. Gdy zapłonął ogień, na uroczystość przybył
chłop Skrobek z synami. Aredvi Milovana była daleko.... Na
pogrzebie czytano ustępy z 'Perłowego latopisu' […]''.
W
siole Tysmance (Tismanka)
żył rataj Kakuś. Choć ciężko pracował od świtu do zmierzchu,
wciąż był biedny i nie mógł nakarmić żony ni licznych dzieci.
Ongiś słyszał, że czasem na wieś zawita duch zwany
,,jaroszkiem''.
Przybiera postaci grzebiących ptaków lub zajęcy, a choć
niezmiernie trudno go pochwycić, to złapany jaroszek służy temu
kto go pojmał za trzy spodki mleka, przysparzając obfitych zbiorów
i wszelkiego dostatku. Chłop, przymierający głodem myślał o
jaroszku dniem i nocą, lecz na próżno usiłował go złapać! Żona
i dzieci chcąc mu pomóc, zanosiły modły do Mokoszy – Matki
Roślin i Wilgotnej Ziemi oraz do polnych Enków: Zbożowego Duszka,
Zbożka, Życienia, Żytniej Matki i Pszenicznej Matki. Łowy na
jaroszka trwały z roku na rok, a sąsiedzi Kakusia wyśmiewali go i
kreślili kółka na czole. Raz kapryśny syn Doli – Niedoli ukazał
się chłopu jako bażant – barwny, grzebiący ptak, wówczas nie
żyjący w Sklawinii, ale w Kolchidzie. Kakuś – wytrzeszczając
oczy tak za nim gonił, że wpadł do stawu i gdyby nie pomoc jego
właściciela, po utopieniu stałby się wodnikiem. ,,Chłop
żywemu nie popuści''
i również Kakuś był uparty jak osioł. Przewrotny zajc pod
postacią rannego zajączka wywiódł go do lasu, skąd został
wyprowadzony przez Borutę, jednak chłop nie rezygnował. Codziennie
ścigał jaroszka przybierającego coraz to nową postać, aż go
dopadł i schował pod kapotę. Po krótkiej walce, jaroszek porzucił
postać kuropatwy i wziął na siebie wygląd chłopca o złotych
kędziorach, odzianego w białą sukienkę. Chłop dziękując
Mokoszy za wysłuchane błagania, zaniósł zdobycz do domu, a duszek
służył mu za trzy spodki mleka. Zgodnie z przykazaniem Matki
Wilgotnej Ziemi, jego rodzina dzieliła się darami jaroszka z
wszystkimi uboższymi od niej, inaczej mogłaby utracić to co
wytrwały kmieć z takim trudem zyskał. Opowieść ta, której nie
należy rozumieć dosłownie, zanotowana przez pana Innowojciecha
Błyszczyńskiego mówi o pragnieniu szczęścia i o tym, że nikt
nie może być z góry skazany na jego brak. Podobna tematyka
występuje w historii Kosy Owinniczewa ze zbioru ,,Codex
vimrothensis'',
,,Imię
Kosa było wśród krasnoludków tak popularne jak Jasiek czy Wojtek
u Polaków. Nosił je […] Kosa Owinniczew, autor
dziewiętnastotomowej pracy o zwierzętach i stworach –
'Animalistyka'. Jak mówił król krasnoludków z ery jedenastej,
Galbus I (Alabala): 'Wśród moich poddanych są: krasnoludki leśne,
polne, nadmorskie, górskie, stepowe i prawdziwa elita nasza –
bożęta, które służą ludziom'. Nasz Kosa urodził się nad rzeką
Diviną w gumnie [stodole] we wsi Obory. Nie był żadnym z wyżej
wymienionych – należał do plemienia owinników. Były to skrzaty
zbożowe żyjące w stodołach i strzegące zbiorów. […]. Z łona
matki Domoszki wyszedł bez prawej ręki i lewej nogi. W owych
czasach wielu ludzi porzucało takie dzieci, z krasnoludkami nie było
lepiej. Jednak Jarociech i Domoszka zdecydowali się wychować swe
chore dziecko. Kosa
używał niewygodnych protez kończyn do chodzenia. Nie miał wielu
przyjaciół, byli tacy co uważali jego chorobę za karę Enków za
jakiś rzekomy grzech matki. Często mu dokuczano, a jego zdrowy brat
nie miał odwagi go bronić, choć wiedział, że było to złe. Co
więcej nawet nie mógł się zdobyć na powiedzenie czegokolwiek ,
gdy raz ujrzał brata płaczącego. Kiedyś widział jak wielu
chłopców zakładało mu ogromny kosz z rybami na głowę. Dopiero
trzy lata przed śmiercią wyrosły mu nowe kończyny za sprawą
panaceum. Było nim ocalone w arce Dobromira ziele ruty, które
powstało z martwego ciała rusałki o tym imieniu. Był współczesny
K. Oppmanowi i królowi Likostinowi. Uczył się w krasnoludkowej
szkółce ,,W
Wypróchniałym Pniu''
u magistra Siwczuka. Stał się jednym z bohaterów szkolnej draki z
zaginionymi w kałuży butami (wyłowionymi przez kaczkę), za to
uczył się miernie i raz musiał powtarzać klasę. Później
zaczął się uczyć tak sumiennie, że aż zadziwił samych
Likostina i Oppmana. Dostał się nawet
na dwór króla, gdzie zdobył przyjaźń nieco starszego od siebie
kronikarza. Liskostin dał mu złotą i srebrną protezę ręki i
nogi, oraz przydomek 'Owinniczew' (na cześć owinników).
Jego pasją były
zwierzęta, które opisywał i wytrwale badał w dziele
'Animalistyka'. Sprostował wiele fałszywych opinii, przeprowadzał
też jako pionier obserwacje w terenie.
Zmarł w sędziwym
wieku 800 lat jako ojciec trzypokoleniowej rodziny w dobrym stanie
zdrowia. Krasnoludki zaliczają go do swoich jytnas''.
Oprócz
,,Animalistyki''
Kosa Owinniczew napisał też ,,Lapidariusz''
– dzieło o kamieniach i poświęcone roślinom ,,Herbarium''.
Następcą Kosy Oppmana na stanowisku kronikarza króla Błystka
został młody Wurcel z Helwecji (Vurcel
Gelvetikus).
Na swojej czapce kazał wyhaftować ostatnie słowa poprzednika
(,,Więcej
prawdy'')
i postępował według nich. Przeżył Błystka i wielu jego
następców, dożył nawet powstania, rozkwitu i upadku pierwszego
imperium sarmackiego. Swoją ,,Kronikę''
obejmującą czasy od śmierci Ilji Muromca pisał aż do śmierci.
Burus
(staroludzkie: ,,Dar'')
to leżąca na południowym wybrzeżu Morza Srebrnego kraina
nieprzebytych puszcz i ogromnych jezior takich jak Mamir czy Synar.
Stolicą tej słabo zaludnionej, żyjącej z rolnictwa, pasterstwa,
łowów, zbieractwa i rybołówstwa krainy był port Truso.
Najsłynniejszymi synami Burus byli Utu Syman, zwany Simanisem i
żyjący w trzynastym eonie wajdelota Romowe z rasy leśnych ludzi,
głoszący potrzebę zjednoczenia wszystkich skłóconych plemion.
Opowiemy o tym pierwszym. Imię ,,Utu
Syman''
znaczyło po burusku ,,Syn
Puchacza''.
Jego ojcem był czarnoksiężnik Kiravatas, a matką mieszkanka
jednej z wielu wiosek zagubionych wśród puszczy. Długo zabiegał o
rękę Ileny z Ustav, należącej do krewnych konata, lecz ona
odmawiała. Na nic błamy futer gronostajów, na nic srebrnomorskie
bursztyny, korale z Morza Rajskiego czy inne dary. Nie mogły jej
skusić ani cienkie tkaniny z ziemi Flandrów, płaszcze z Fryzji,
złote i srebrne ozdoby, balsamy, suknie barwione purpurą, stroje z
bisioru, czy wreszcie rzadkie zwierzęta. Pewnej nocy przez okno jej
domu wpadł młody puchacz, którego prawe skrzydło z niewiadomej
przyczyny było złamane. Ilena, córa Tuxasa lubiła zwierzęta i
litowała się nad ich cierpieniem. Zaopiekowała się puchaczem;
karmiła go i doglądała; poprosiła ojca by opatrzył jego
skrzydło, a ów się zgodził, bo dla mieszkańców Burus zwierzęta
były braćmi. Skrzydło powoli się zrastało; Ilena przywiązała
się do ptaka, gdy tymczasem nadszedł dzień by go wypuścić.
Wielkie było jej zdumienie, gdy postawiła puchacza na oknie, a on
począł rosnąć i zrzucać pióra. Już nie było puchacza –
przed Ileną i jej ojcem stał mag Kiravatas. Czerwienił się i nie
śmiał już po raz setny prosić o rękę kuzynki konata. Nie
musiał. Coś w sercu pięknej Ileny, za którą oglądali się
młodzieńcy, stajało. Niedługo potem, kapłan Irdosz, dziadek
wybranki serca Kiravatasa udzielił im ślubu. Owocem ich miłości
był Simanis. Jak przystało na syna ciota (czarownika) celował we
wszystkich naukach. Nie tylko znał zwyczaje i właściwości
wszystkich zwierząt i roślin Burus, nie tylko potrafił wymienić i
opisać wszystkie żyjące w jego krainie rasy rozumne czy opowiadać
z pamięci długie i zawiłe historie o Enkach. Jako pierwszy w swej
krainie poznał pismo tinezyjskie, które przyniósł z Domu Enków
biały orzeł Tinez Dwugłowy, a ponieważ szczerze kochał swój lud
(i inne rodziny ludzkie też) zaczął rozpowszechniać pismo,
wędrując po całym Burus, a nawet wynalazł własne, przez badaczy
zwane simanijskim. Nie poprzestał na tym. Z całym poświęceniem
troszczył się o lud portu Truso dotknięty czarną śmiercią,
leczył trędowatych; legendy mówią o nim, że nawet umarłych
stawiał na nogi. Pracował niczym Alan, syn Jovana nad machiną
latającą, co ie udało się, za to z powodzeniem, na długie wieki
przed Aleksandrem Wielkim zbudował szklaną banię do podróży
podmorskich. Jednak kiedy konaci prosili go o to by swym kunsztem
doskonalił istniejącą już broń, lub zbroję, lub wynajdywał
nowe jej rodzaje, zawsze odmawiał nie bacząc na wysokość nagrody
czy srogość kary. Konaci Jerxasas, Tiras, Kuras, Firkis, Sasinas,
Sambas i Vlamas Morski cenili w nim mędrca, wieszcza Ageja i Enków,
a nawet czarnoksiężnika, bo przewyższał ich wszystkich wiedzą,
więc poważali go jako doradcę, nauczyciela swych dzieci, lekarza,
czy pomoc w zażegnywaniu sporów. Przyjaźnił się z Władywojem
Błyszczyńskim – panem na Wymroczu i Błyszczydłach, oraz kupcami
z Nowego Grodu Północy – Sadkiem i Łubą Zinowiewem. Zasłynął
podróżami na dno Morza Srebrnego i do Nürtu z panem Błyszczyńskim
i Sadkiem oraz na leżące na Dalekim Zachodzie wyspy Pijację i
Żarłocję, gdzie czczono Čorty Opiłę i Objadłę. W jego
pogrzebie brali udział wszyscy konaci Burus i wielu ich poddanych,
których ongiś wyleczył, pocieszył czy udzielił rady.
,,Jadąc
pomnij, że postrachem ziemi Daków nazwać należy dwa straszydła:
króla wąpierzy Tybalda, syna Żuławisława i koszmarnego wodnika
Kościeja II Rakokształtnego....'' -
-
król pierwszego imperium sarmackiego Azarmarot ostrzegał swego
sługę, junaka Jarosława; Słowianina wychowanego przez Scytów.
Kościej II przypominał trochę człowieka, a trochę raka. Miał
dużą, łysą głowę, jedno ucho zaokrąglone, a drugie spiczaste,
wielkie, zielone oczy świecące jak latarnie i ogromne, czerwone
kleszcze raka. Nosił mały, srebrny diadem, czarny trykot i zieloną
pelerynę, nie używał natomiast butów. We wszystkim pragnął być
podobny do swego imiennika, Kościeja I Nieśmiertelnego. Knuł
przeciwko królom sarmackim; służyli mu rozbójnicy i potwory.
Chwytał ludzi i obracał w niewolników, aby potem ich sprzedawać z
wielkim zyskiem. Zakładał obozy, w których mordował niechętnych
jego uzurpacji; niewiasty chwytał u wód i kolekcjonował jak stada
bydła. Ze swymi nałożnicami spłodził krocie córek. Tylko dwie z
nich; Nastazja i Morena miast myśleć o strojach, klejnotach i
zabawach usiłowały pomagać ofiarom swego ojca. Nastazja
ostatecznie uciekła z młodzieńcem, którego Kościej II podstępnie
wykradł jej ojcu, wymuszając na nim przysięgę oddania tego, czego
się nie spodziewa. Morena została. Podobnie jak tyrański król
Zachodu sprzed potopu, otaczał się filozofami, malarzami,
rzeźbiarzami i poetami, mającymi tuszować, bądź usprawiedliwiać
jego zbrodnie. Na jego dworze stale przebywali filozof Zarad Mdły z
żoną Ximeną z Viridieva, oddający cześć czerwonemu smoku
Ninelowi, malarz Srok, który nie chciał pomóc innemu malarzowi
uciec z krainy Daków, rzeźbiarz Eurylipides z prowincji Els,
wreszcie poeta Milorad Miloradović z Vindistanu. Jarosław przez
Scytów i Persów zwany ,,Rustamem''
stanął do boju z Kościejem II w czasie wyprawy po żar – ptaka.
W pojedynku pokonał potwornego wodnika, lecz na prośbę jego córki
Moreny, którą pokochał, oszczędził życie tyranowi i zabrał go
na dwór króla Sarmacji, aby złożył mu hołd. Niestety przewrotny
Kościej II usiłował zabić króla, lecz sam zginął z ręki
Uzbeka Samarkandera. Na jego zupełnie płaskim grobie wyrosło
ogromne zielsko podobne do dzikiego barszczu. ,,Ponieważ
wyrosło na grobie ciemiężyciela, nazwano je ciemiężycą''
– K. Owinniczew ,,Herbarium''.
Zielsko to nie tylko parzyło mocniej od pokrzywy, ale także
chwytało swymi korzeniami krasnoludki i małe zwierzątka, aby je
zjadać. Czciły je baboki (nie mylić z podobnymi do świstaków
bobakami i psotnymi vovakami) oraz mochy. Były to upadłe skrzaty
(baboki – męskie, mochy – żeńskie) – czarne, włochate, z
różkami, kopytkami i capimi brodami; straszące dzieci (baboki –
chłopców, mochy – dziewczynki). Ich król Bobo (Vovo)
pierwszy wprowadził kult Ciemiężycy i ofiary z myszy. Z nasion
tego ponurego zielska wyrosła murava – trawa pijąca krew, która
ściął książę Trawuni Bolesław, zwany Kosiarzem. Nawiasem
mówiąc pamięć o królu Bobie przetrwała w polskiej kołysance:
,,Dodo, moje dodo
Ścigało mnie bobo
Ręce nogi miało
Ukochać mnie
chciało
Sadziło się na
lipie
Wytrzeszczało
ślipie''.
[Ostatni król
pierwszego imperium sarmackiego] Atamras był próżny i okrutny, a
za radą złego doradcy, którym był wąż gniewosz plamisty nakazał
wszystkim ludom imperium, by porzuciły swe języki, inne niż język
sarmacki, oraz żeby czciły tych samych bogów co Sarmaci. W
nieskończoność podnosił daniny – pragnął by jego poddani żyli
w nędzy. Myślał bowiem, że tylko to zabezpieczy przed upadkiem''
- ,,Codex vimtrothensis''.
Okrucieństwa
Atamrasa usiłowały powstrzymać jego dwie ukochane córki –
Oziena i Kazia. Imię doradcy sarmackiego króla nie jest nam znane.
Są tacy, co mówią, że brzmiało: ,,Dmoch'',
inni z zapałem temu zaprzeczają, twierdząc, że nazywał się tak
doradca jednego z królów Analapii – mąż światły i kochający
swój lud, my zaś nie będziemy się tu spierać ani z jednymi, ani
z drugimi.
Chiron
Hipocentaurus, o którym pamięć przetrwała wieki, przechowana w
skarbcu mitologii greckiej, był przyjacielem i doradcą greckiego
króla Jeszy, pochodzącego znad Visany. Był już stary, a jego
długa broda posiwiała, gdy Jesza, jego brat Nija Niewidek i
trójgłowy pies Rusmil ocalili go przed żołdakami króla Atamrasa,
chcącymi go zabić za samo bycie Centaurem. Od tego czasu, Chiron
nie odstępował przyszłego króla, wspomagając go swą mądrością.
Tymczasem Jeszę kusił Čort Paskuda, przybrawszy postać krasawicy
Sunevy Atratsy; Pani na Jeleniu. Zapowiadał, że zaprowadzi króla
do krainy Gracji, pełnej najcudniejszych dziewic i wszelkich
rozkoszy, a w rzeczywistości chciał go wydać w ręce królowej
Amazonek, Selencji I, chcącej pomścić przegraną bitwę w Babim
Jarze. Dla tych zwodniczych obietnic, król porzucił swą małżonkę
Górzycę i córkę Światłosławę i począł błąkać się po
całej Grecji płodząc takich herosów jak Hermesa, Dionizosa,
Perseusza (Żmijowłada) i Heraklesa (Górzychwała). Górzyca i
Chiron szczerze martwili się o Jeszę, który opuścił zamek na
szczycie Olimpu potajemnie i nie dawał znaku życia. Dobry, mądry
Centaur spotkał swego przyjaciela i Panią na Jeleniu – upominał
go i błagał o powrót, lecz mówił tak, jakby rzucał grochem o
ścianę. Jesza wyjął sztylet i pchnął Chirona w to miejsce gdzie
ludzka część ciała stykała się z końską. Chciał go tylko
lekko zranić, ale zranił ciężko. Stary Centaur powlókł się w
drogę powrotną, a łzy kapiące po jego pooranych zmarszczkami
policzkach były wielkie jak ziarna grochu. Nazajutrz zmarł, a jego
mimowolny zabójca, przypadkiem czy raczej zrządzeniem Ageja,
zabłąkał się w miejsce jego pochówku, pożałował, że usłuchał
Paskudy i pełen żalu padł w proch przed Górzycą i Światłosławą.
Te zaś przebaczyły mu.
Era
trzynasta. Cennym
źródłem wiedzy o początkach świata jest ,,Szafirowy
latopis''.
O jego autorze, latarniku Szczecu Wyrwibadylu tak jest napisane w
,,Codex
vimrothensis'':
,,
[…] za
panowania Aleksandra, syna Lestka I – króla Analapii. Prowincja
Pomori szczyciła się portami morskimi Canum i Larus [Mewa,
Mewogród]. Oprócz Wolina, Sedinum i Rugii były to analapijskie
'okna na świat'. […] Nasz latarnik nazywał się Szczec albo
Szczota i mieszkał w Canum. Liczył sobie trzydzieści wiosen i miał
długą brodę. Mieszkał na plaży, samotny w wysokiej, białej
wieży. U jej podnóża miał sad i poletko ziemi. Nie przyjmował
dostawanej od księcia zapomogi w postaci żywności – gdy miał
czas i pewność, że zdąży zapalić ogień, wymieniał swoje owoce
i zboże na rynku miejskim. Rzadko jednak był widziany w mieście.
Nie miał też w nim bliższej rodziny. Jego pasją (zwłaszcza
zimową) było pisanie opasłej kroniki, którą zatytułował
'Szafirowy
latopis'.
Nazwę wziął zarówno od koloru morza, jak też i okładki.
Jego ulubioną
bohaterką była Jurata. Raz pisał o niej opowiadanie, w którym
padły słowa: 'Musisz otworzyć się na ludzi'. Szczocie wycisnęły
one łzy z oczu, bo nie miał nikogo i nikogo nie pragnął. '….
aby nie zasklepiać się w swoim egoizmie' brzmiał dalszy ciąg.
Skończył ten fragment i upłynęło kilka kolejnych dni, podobnych
do siebie. Szczota tworzył wspaniałe dzieło, o dziejach świata, o
Enkach, Płanetnikach, Čortach, morskich potworach. W jego książce
roiło się od wielorybów i kraków, lecz nie miał przyjaciela.
Była noc, gdy
opuścił latarnię (czuwając, czy jakiś statek nie rozbije się u
brzegu), by słuchać fal. Wnet jego oczom ukazał się dziwny widok.
Kobieta w różowej
sukni i biało – czerwonej koronie uciekała konno przed ryczącym
kłębem ognia. Już, już miała się wymknąć, gdy jej rumak
potknął się i królewna (?) upadła w piasek. Ścigającym ją
kłębem ognia był latawiec o imieniu Żmej Ludojad. Tchórzliwy z
natury latarnik, tym razem z okrzykiem 'Zostaw ją'! pobiegł i
wyrwawszy z piasku młodą sosenkę ukłuł nią latawca, a ten
cofnął się. Wtem tajemnicza kobieta wstała i pochwyciwszy
straszydło kazała mu wracać do Čortlandu – Čortieńska.
Następnie stanęła przed zmieszanym latarnikiem.- Jestem Marica, a
ciebie jak macierz nazwała? - spytała przyjaźnie.- Szczec, albo
Szczota.- Od dzisiaj
będziesz się nazywał Szczec Wyrwibadyl na pamiątkę tego co
zrobiłeś w mojej obronie – jej niebieskie oczy zajaśniały jak
gwiazdy, a cała postać jak Księżyc. - Jestem […] Wieszczycą
Losu, co mówi ludziom i Enkom o świętej woli Ageja. Ten blask jest
na świadectwo, że nie kłamię. Nas, Wieszczyce Losu stworzył w
erze pierwszej Agej z ciała Niepodzielnego, tak jak Enków i upiory.
My jesteśmy niższe i służebne tym obu 'rasom'. Coś nie napisałeś
o nas w swoim foliale? - spytała filuternie.- Nadrobię –
obiecał Szczec Wyrwibadyl […]. Kury w zagrodzie
kowala z Canum już piały, lecz rozmowa trwała.
- 'Musisz otworzyć
się na ludzi, aby nie zasklepiać się w swoim egoizmie...' Tak
napisałeś w 'Szafirowym latopisie' w jednym z opowiadań o Juracie
– Wyrwibadylowi aż szczęka opadła. Jeśli chcesz, możesz zostać
rybakiem, lub ratajem, ta praca jest lepsza dla ciebie, choć ta jest
przecież tak szlachetna. Wybieraj! Możesz mieć żonę w Canum,
albo tu pozostać, a ja ciebie kocham i z tobą założę rodzinę,
jeśli da ci to szczęście. Czy chcesz ślubu ze mną?- Chcę tu zostać,
by pomagać żeglarzom, a jeśli mnie kochasz, bądź moją żoną –
odparł wzruszony latarnik. Po roku istota
zwyczajna i nadprzyrodzona pobrały się i miały synów i córki. Z
tej okazji całe Canum przyszło na wesele, na którym była sama
Jurata. Latarnik zaś opisał swą przygodę z Wieszczycą Losu i jej
słowa złotym inkaustem na pergaminie.
Ich miłość z
każdym dniem coraz bardziej rosła, aż pewnego dnia Marica
zrezygnowała z nieśmiertelności i została zwykłą kobietą, by
umrzeć w starości wraz ze Szczecem Wyrwibadylem.
Wreszcie to
nastąpiło – księga zaś została przekazana królowi Analapii
podówczas bawiącemu w Canum, by jej treść była wszystkim
dostępna. Zaś ośmioro dzieci rozjechało się po całej Analapii i
świecie, gdzie dokonało wielu czynów – walcząc z potworami,
wznosząc miasta i pisząc księgi....''
Nieraz
ten, kto jest bohaterem dla jednego ludu , dla innego może być
wrogiem, lub zdrajcą; tak jak Koriolan. W ,,Codex
vimrothensis''
można o nim przeczytać:
,,W
dawnym języku krasnoludków [….] kraj Kori nosił też nazwę
Koriolanii (Coriolaniya). Zawdzięczał ją Rzymianinowi, Gnejuszowi
Marcjuszowi Koriolanowi, który wygnany za zdradę, chciał
sprowadzić na miasto najazd Wolsków, aż wreszcie słuch o nim
zaginął. Opuścił Italię […] i Europę. Latami tułał się u
wybrzeży Afryki i Azji, aż dopłynął na półwysep od strony lądu
graniczący z Białopolską i Sinea. Na miejscu zabił wielkiego jak
tur, rogatego wilka, masowo pożerającego Korijczyków i ich stada.
W nagrodę ci pozwolili by otoczony wielkim szacunkiem dokonał w ich
kraju reszty swych dni''.
,, […] Postrachem
ziemi Piktów i Szkotów jest bezlitosna wiedźma Czarrna Annis, o
czarnych włosach, odziana w kir. Mieszka w jaskini, przed którą
piętrzą się kości pożartych przez nią ludzi i zwierząt''
-
opowieść króla nadmorskich krasnoludków Niemnira Morewładowicza.
Czarna Annis była siostrą Baby Jagi, która żyła na ziemiach Roxu
jeszcze w czasach królowej Wandy. Jedni opowiadali, że piktyjska
czarownica była piękna i wiecznie młoda, dzięki eliksirowi
młodości, który uwarzyła z krwi siedmiu młodych dziewic, inni
opisywali ją jako niewiarygodnie starą i brzydką. Z jej ust miały
się wydobywać trupie wyziewy niczym z paszcz wąpierzy. Przez
długie wieki nikt nie potrafił jej pokonać; nawet król Orfej nie
odważył się wejść do jej groty. Dopiero rzymski wódz Agrykola
(Agricola)
głosząc wszem i wobec, że przybywa uwolnić krainę Piktów i
Szkotów od krwiożerczej wiedźmy, wszedł z grupką legionistów do
zionącej odorem gnijącego mięsa jaskini i stanął oko w oko z
Czarną Annis. Czynił to przed nim Aleksander Wielki, który zabijał
potwory w podbijanych krajach, takie jak bazyliszka czy Lilith, aby
ich mieszkańców przekonać do nowej władzy. Grotą, nosząca nazwę
Jatka, wstrząsnął ryk, podobny do ryku lwa, czy trąbienia słonia,
a po upływie trzech godzin, Agrykola wyszedł wraz z trzema
ocalałymi legionistami z dziesięciu, trzymając na mieczu głowę
Czarnej Annis. Godzinami można by opisywać jak wielka była radość
Piktów i Szkotów, gotowych czcić rzymskiego wodza niczym boga. Ten
zaś rzekł:
- Nie chcę od was
czci boskiej; po to was ocaliłem abyście po wieki wieków bili
czołem przed tronem cezarów! - na to nie zgodzili się Celtowie, bo
chcieli żyć wolni. Doszło to bitwy między nimi a Rzymianami, a
choć Agrykola odniósł zwycięstwo, nie zdołał nałożyć jarzma
bitnym góralom. Nie udało się to też innym wodzom. Ostatecznie
cesarz Hadrian wybudował wał oddzielający rzymską Brytanię od
nieujarzmionych plemion z północy.
Bożena Wieszczka,
tak jak Marica należała do Wieszczyc Losu. Malarze miniatur
przedstawiali ją jako młodą dziewicę, smukłą i delikatną,
której długa i jedwabista kosa mieniła się barwą rudą, a jedno
oko było czarne, a drugie ciemnozielone. Nosiła złoty kolczyk w
nosie i złote żołędzie w uszach, naszyjnik z pereł z Propontydy,
olśniewająco białą suknię oraz szkarłatny płaszcz i pas. Agej
powierzył jej opiekę nad Analapią, do której przybyła z Domu
Enków w dniu śmierci Leszka II Płodnego, ostatniego króla z
dynastii dalmackiej wywodzącej się od Lecha. Towarzyszyła Analapom
przez całe bezkrólewie, kiedy to na Rox i Analapię najechał
olbrzym Obrzyn – tyran, którego niewolnikami byli Awarowie.
Wówczas to wąż Gorynycz przybrał postać straszliwego smoka z
Vovel, któremu król Obrzyn składał ofiary z ludzi i zwierząt.
Potwora uśmiercił szewc Skuba, za radą przybysza z Imperium
Romanum, Kraka, podrzucając smokowi barana wypchanego siarką, smołą
i innymi palącymi składnikami. Po śmierci smoka z Vovel wybuchło
powstanie Ludu Roxany i Analapów przeciwko Awarom, a Obrzyn został
zabity przez Bohemian, poddanych króla Kroka II. Królem wyzwolonej
Analapii został Rzymianin, Marcus Filipus Grakchus, przez Polaków
zwany Krakiem, lub Krakusem. Przez ten cały czas, Bożena Wieszczka
głosiła umęczonemu ludowi potęgę i miłość Ageja i coraz
bliższe ocalenie, cieszyła strapionych i z innymi niewiastami
opatrywała rannych w boju z Awarami. Została poślubiona Lechowi
II; synowi i następcy Kraka. Jego brat Juliusz, noszący to imię na
cześć Juliusza Cezara, zazdroszcząc bratu tronu, zabił jego i
królową na polowaniu (Bożena Wieszczka ostrzegała Lecha II, lecz
ten w prostocie serca nie wierzył, aby brat mógł knuć spisek na
jego życie). Po opuszczeniu swej cielesnej powłoki, Wieszczyca Losu
powróciła do Ageja, zaś jej urodzone w agonii wśród kniei
dziecię przygarnął i z miłością wychował chłop Lutek.
Uratowanym dzieckiem był późniejszy król Analapii, Wilk I
Prawodawca, który wstąpił na tron po męczeńskiej śmierci
królowej Wandy Dziewiczej.
,,Niewiele
prócz tego, że byli, wiemy o pogańskich kapłanach naszych ziem.
Czy nosili długie szaty druidów? Rozczochrane brody derwiszów?
Biel rzymskich celebransów? […]'' - Ludwik Stomma.
Miniatury
zdobiące ,,Codex
vimrothensis''
przedstawiają wołwchów i innych słowiańskich kapłanów jako
mężów o długich włosach, brodach i wąsach, noszących
powłóczyste, białe szaty i nieraz też zarzucone na plecy skóry
wilków, tak jak kapłani egipscy nosili skóry pantercze. Oznaką
władzy arcykapłańskiej miał być pierścień z połówkami
szafiru i szmaragdu (pierwszy taki miał dostać pierwszy kapłan
Vilach od Mokoszy), oraz noszony na piersi drogi kamień z wyrytym
imieniem Ageja, lub świętym znakiem ,,kras''.
Ci kapłani, którzy nie zakładali skór wilczych, nosili na głowach
wieńce z dębowych gałązek. Pizamar (Bezmiar) był arcykapłanem
Ageja z Nesty, żyjącym w czasach Kraka i Wandy. On to koronował
Wandę na królową Analapii, wiernie jej służył i doradzał. Był
wielkim przyjacielem królowej, dbał by nikt nie zmuszał jej do
porzucenia ślubów dziewictwa, które w młodości złożyła razem
ze swą przyjaciółką Libuszą. Co więcej Wanda była nawet przez
pewien czas kapłanką w Neście, aż wiec po wygnaniu Juliusza
Bratobójcy, nie wybrał jej na królową. Gdy Pizamar zmarł,
opłakiwała go cała Analapia; kmiecie przerywali prace
gospodarskie, rzemieślnicy pracę w warsztatach, witezie ćwiczenia
wojskowe i wszyscy pogrążali się w żałobie. Pizamar nie tylko
rzetelnie składał ofiary z kołaczy, piwa i miodu, przewodził
modłom, czy nauczał, ale też unikając bogactw, wspierał wdowy i
sieroty, budował drogi, wykupywał jeńców i niewolników, wznosił
szkoły i szpitale; gromadził księgi poetów i uczonych mężów.
,,Odznaczał
się prawością i mógłby zostać wyznawcą prawdziwego Boga, gdyby
ktoś wskazał mu doń drogę'' - ,,Codex vimrothensis''.
Po reformie religijnej Cztana III, Pizamar został uznany za
najstarszego z bogów; nie mającego początku ni końca, podobnego
kosmicznemu Oceanowi czy greckiemu Chaosowi. Z niego mieli się
wyłonić bogowie i boginie.
Jego następcą na
stolcu arcykapłańskim został młodszy odeń Wisław o czarnej
brodzie, którego serce paliła namiętność do królowej Wandy,
przypominającej swą pięknością rusałki. Nie mogąc zaspokoić
swego pożądania począł ją skrycie nienawidzić. Gdy wróciła z
misji dyplomatycznej w sprawie ziem Ludu Ledy z Roxu, nowy arcykapłan
oskarżył ją o złamanie ślubów dziewictwa z towarzyszącym jej
junakiem Oposem ze Svamii. Wcześniej sam kazał mu przyłączyć się
do jadącej do Dendropolis królowej, kłamiąc, że sama tak
chciała. Zgodnie ze starym zwyczajem rozkazał zakopać młodą
królową w Świętej Ziemi – gdyby przeżyła, okazałaby się
niewinna. Wanda przeżyła i Wisław gęsto się tłumaczył z jej
niesłusznego oskarżenia. W czasie wizyty w stolicy Imperium
Romanum, królowa przyjęła chrzest i po powrocie do Analapii
zaczęła szerzyć nową wiarę. Wisław wykorzystał to by ją
zniszczyć – nasłał na nią zbójców, a ci wrazili w jej
delikatne ciało sztylety i martwą wrzucili do Visany. Jednak
Analapowie; tak prości jak i możni, uwielbiali Wandę, nawet jeśli
miałaby porzucić kult Ageja i Enków dla Cierniogłowego Crostosa,
zaś w pełnym pychy arcykapłanie widzieli zdziercę, rozpustnika i
okrutnika. Ciało królowej wyłowiono z Visany i z czcią spalono,
sypiąc kurhan zwany Kopcem Wandy, który stoi po dziś dzień.
Wisława obalił i powiesił wychowany w siole Bronki, Wilk, syn
Lecha II i Bożeny Wieszczki, który koronował się na króla.
Za panowania
Bogdala, syna Olszana, arcykapłanem był Żyrdłak. Gdy król
przyjął chrzest, lubiący zaszczyty arcykapłan przestał już być
jego doradcą i nie mógł odprawiać pogańskich nabożeństw w
zamkowej kapliczce. Nie stracił życia ani majątku, niemniej
nienawidził wiary Chrystusowej i młodego króla, który uzdrowiony
przez misjonarzy, dołączył Analapię do tych krain, gdzie dzwony
wzywają na nabożeństwo. Gdy car Czerwony Człowiek, ten który
nałożył jarzmo całej Azji, zajął jeszcze Rox i uderzył na
Analapię, Żyrdłak wzniecił bunt w celu obalenia króla i wygnania
chrześcijan. Nie omieszkał nawet poprzeć nacierających zza Lebany
Sasów, co przysporzyło mu wrogów wśród własnych szeregów.
Zdołał pochwycić przybywającego do Nesty króla Bogdala. Kazał
go obnażyć i stracić wśród męczarni, lecz wówczas do Nesty
wkroczyli Roxowie króla Żyżława. Uwolnili Bogdala, a Żyrdłaka
zasiekli mieczami.
W
czasie wojny z Czerownym Człowiekiem innym buntownikiem był
samozwańczy arcykapłan z Posany, Zieleń, który na chrzcie
otrzymał imię Roman. Głosił równość i tożsamość Boga Ojca i
Ageja, Jezusa i Teosta, Maryi i Mokoszy, lecz wzywał do wierności
chrześcijańskiemu królowi, nie uznającemu jego nauk. Jego
zwolennicy walczyli zarówno z wojami króla broniącymi kościołów
i klasztorów, z wojskami Żyrdłaka, Sasami, okupującym Śląż
buntownikiem Velavem z Roxu, a niektórzy nawet z Czerwonym
Człowiekiem (tych dwóch ostatnich również popierał Żyrdłak).
,,W
jego nauce nie było prawdy, jeno prawda przemieszana z fantazjami
poetów. Nie jest obojętnym jakim imieniem nazywamy Boga''
– ks. Aleksander Solewicz. Roman Zieleń został zabity przez Roxów
w czasie ich wkroczenia do Posany.
Druid
Olma z Brytanii nienawidził Rzymian, jak wielu innych druidów.
Podburzali oni lud Wyspy i w świętych gajach, gdzie każde drzewo
było czerwone od krwi, sprawowali zakazane obrzędy. Mężowie ci
osiągnęli biegłość nie tylko w znajomości mitów i rytuałów,
ale też znali tajemnice zwierząt, roślin, kamieni, ciał
niebieskich, liczb, demonów, krain i ich dziejów. Olmę z dnia na
dzień, z miesiąca na miesiąc, z roku na rok, nienawiść zżerała
coraz bardziej, aż wyhodował zaczarowane psy. Były wielkie i
mlecznobiałe, ich oczy jarzyły się jak rubiny, a uszy miały kolor
krwi i mleka. Druid przez swoich wysłanników sprzedawał psy Olmy
Rzymianom do polowań. Ich nabywcy ginęli rozszarpani na pierwszym
polowaniu, a czarodziejskie psy wracały do swego pana, by mógł je
znów sprzedawać. Ostatnim, który je kupił był młody utracjusz
Faust Ikar, który w Analapii udał się na łowy wraz z Sowim z
Liteny. Rzymianin zginął rozszarpany, lecz białe psy pozabijał
Sowi i jego żona – rusałka Marycha z Burus. Minęły lata i
wojsko namiestnika schwytało Olmę. Został pod strażą zawieziony
do Rzymu, gdzie rzucono go na lwom. ,,Olma
był zbrodniarzem i nic go nie usprawiedliwia, a jeszcze większymi
łajdakami byli ci co doprowadzili Brytów do takiego upodlenia'' -
,,Codex vimrothensis''.
O
współczesnym mu konfratrze i krajanie, Śpiewaku opowiedział
nieznany nam wajdelota w ,,Pieśni
o Sowim'':
,,
[…] - Olma widział cię w czarodziejskim zwierciadle i ma ci za
złe, żeś wystrzelała z łuku jego Białe Psy, synów Morowej Suki
– mówił do Marychy druid Śpiewak goszczący całą drużynę.- Olma to szaleniec,
który chce wymordować Rzymian – zabrał głos Sowi. - Ongiś
mówił mi o nim Faust Ikar w Grodzie Korabia.-
Ja sam żałuję tych Białych Psów – ozwał się Śpiewak. -
Musicie wiedzieć, że chociaż jestem druidem, nie składam ofiar ze
zwierząt. Moi przełożeni mają nawet o to pretensję do mnie,
mówiąc, że bogowie będą się gniewać, ale ja nie wierzę w
bogów. Zwierzę jest osobą i trzeba je szanować, nie wolno obrażać
psa, ani małpy. Nie obrażajcie małp, małpy są bardzo mądre –
nikt nawet nie myślał by je obrazić. - Mięso to morderstwo;
jestem jedyny w Brytanii, który tak uważa. Czasem życie zwierzęcia
jest więcej warte niż życie człowieka, jeśli ten jest stary,
nieuleczalnie chory. Wolno zabić nienarodzone dziecko, lub dziecko
niechciane, tak robią w Cipangu, ryba ma większe prawo żyć niż
takie dziecko. To jest mądrość – słuchający myśleli, że
śnią. Nawet zbójcy, którym Sowi sprzedał żonę w Grodzie
Korabia nie wyznawali myśli tak godnych Čorta, a nie człowieka.
Marycha pilnowała się, by nie uderzyć druida w twarz, tak by mu
spadł wieniec z jemioły.- Jeśli nie
będziemy ratować życia, to przecież przeżyjemy – mówił
Śpiewak – najwyżej będziemy zatomizowani....- A może to byłoby
gorzej, niż byśmy wyginęli – rzekła Marycha. - Głosząc miłość
do zwierząt, robicie to panie w taki sposób, że budzicie wstręt
do wszelkiego życia.- Bądźcie
wdzięczni maci, że chciała was rodzić – na odchodnym rzekł
Giża. 'Baltain' opuścił
Brytanię i popłynął na zachód i północ […]. Rzymianie tępili
druidów za ich opór wobec władzy cesarza, tudzież za krwawe
ofiary z ludzi. Gdy załoga 'Baltaina' już widziała wyskakujące z
morza krabby, w Brytanii pochwycono Śpiewaka. Umarł w rzymskim
więzieniu i nie zdążył wyrzec się obłędu, który nazywał
'umiłowaniem mądrości'.''
Dodać należy, że
stawiał opór misjonarzom niosącym Światło Wiary Chrystusa
Brytom.
Siwobrody
Zagros z Tmu – Tarakanu wygnany z rodzinnego grodu za bluźnierstwa,
udał się do Analapii. Tam król Bogdal, nie zdając sobie sprawy z
jego przewrotności, uczynił go wychowawcą i nauczycielem swego
syna Artura, który w kronikach zapisał się jako Artur Apostata.
Wychowawca królewicza stworzył tmutarakanizm – odłam prastarego
kultu karalucha z Tmu – Tarakanu. Artur Apostata słuchając
Zagrosa ogłosił się za życia świętym (,,švantas''),
a krótko potem bogiem. Porzucił krzyż z Rzymu, by nosić miast
niego na szyi złotego karalucha. W ofierze bożkom Ogniowi, Smokowi
i Karaluchowi składał ofiary z ludzi i zwierząt, aż biskup Nesty,
po bezowocnych napomnieniach wyciągnął przeciw królowi
bałwochwalcy miecz klątwy. Tymczasem Zagros podburzał swego
wychowanka do prześladowania chrześcijan. Z rąk siepaczy zginęli
Tytus – biskup Nesty, Bożywoj Błyszczyńśki – pan na Wymroczu
i Błyszczydłach, jego małżonka – Anej z Lasu, nawrócona
czarownica Danika z Vompierska i liczne rzesze ukrzyżowanych i
pomordowanych na najrozmaitsze sposoby. Oprócz chrześcijan król
prześladował też wyznawców Ageja i Enków. Po śmierci Artura
Apostaty (podobno otrutego, co mogło przytrafić się też
Bogdalowi), Zagros z Tmu – Tarakanu objął rządy w imieniu
małoletniego królewicza Cztana III. Po śmierci okrutnego starucha,
nowy król zniósł tmutarakanizm, nie spodobały mu się jednak ani
chrześcijaństwo, ani kult Ageja i Enków. Stworzył więc własny
zakon, o którym pisali książki Brückner, Gieysztor i Szyjewski.
Chazarowie (Kasara)
wywodzili swój początek od zaginionego pokolenia Izraela – ich
praojcem był Ruben, a ich kraina leżała w sąsiedztwie Roxu.
Podobnie jak słowiańscy Gebalimowie wyznawali Zakon Mojżesza i
rabinów. Najwybitniejszym władcą tego ludu był lud Chors Żydowin,
syn Baniego V Jozuna, współczesny władającemu w Analapii
Abrahamowi Prochownikowi. W dzieciństwie, młody Chors śnił, że
szedł nocą przez puszczę. W blasku Księżyca ujrzał przewrócony
świerk i zatrzymał się. Zobaczył dziwne istoty, które śpiewając
przesypywały złoto i srebro. Stwory te przypominały ludzi o
głowach lelków kozodojów. Miały po jednym oku i po jednej nodze,
zakończonej końskim kopytem. Chłopiec oniemiał na ich widok, gdy
wtem cudaki przerwały śpiew.
-
Słowianie mówią na nas Didki – Łełeki – rzekł jeden z nich.
- Usiądź do nas – chłopiec przysiadł się. - Nasza Matka Ziemia
rodzi mnóstwo kruszców; nie potrzebujemy ich nawet w połowie tyle
co mamy. Wiem, że wy ludzie umiłowaliście nad życie złoto,
srebro i inne skarby.
- Jeśli chcesz
chłopcze – ozwał się inny jednooki i jednonogi stwór, możemy
ci je dać.
- Musisz tylko
złożyć nam pokłon – rzekł trzeci z Didków – Łełeków. -
Pomyśl ile dobrego byś uczynił tymi skarbami.
- Kłaniam się
tylko przed Bogiem – odmówił mały Chors, a Didki – Łełeki
wraz ze swoimi srebrem i złotem z sykiem znikły. Chłopiec,
przestraszony począł biec, by opuścić puszczę pełną złych
duchów, aż obudził się i zlany zimnym potem ujrzał przy łożu
swego ojca. Opowiedział mu cały sen, a król Chazarów pochwalił
syna.
- Mówiły mi, że
ich kruszcami mógłbym poratować wielu ubogich! - mówił ojcu.
-
Będziesz mógł to robić i bez złota tych, jak to mówisz, Didków.
Wiedz jednak, że żadne skarby nie są tyle warte, by dla nich
oddawać duszę – mówił Bani V Jozun, syn Eliasa III. Tak Żydzi
jak i Łacinnicy, Grecy i Saraceni zwali Chorsa Żydowina ,,Salomonem
Północy''.
Jakżeby inaczej? Król Chazarów znał oprócz mowy ojczystej i
hebrajskiej, łacinę, grekę, języki arabski, perski, słowiański,
koptyjski, amharski i chaldejski – mowę potomków Kalduna
Spaśnego. Ze znawstwem rozprawiał o filozofach od Talesa z Miletu
do Boecjusza, o Torze i Talmudzie, roślinach, zwierzętach i
kamieniach, odległych krainach takich jak Hiszpania, Nürt, Abisynia
czy Bharacja, a także o dziejach chazarskich, żydowskich, greckich
i rzymskich.
Pisał wiersze, hymny i przysłowia, oraz listy do Księdza Jana,
królów Bharacji, króla Bohemii Jodlana, króla Analapii Abrahama
Prochownika, cesarza Ludwika Pobożnego, przez Słowian zwanego
Ludkiem, a nawet do Papieża. Na jego rozkaz żmijowie wznieśli
ogromne wały mające chronić królestwo przed atakami Ludu Roxany i
Purpurowej Ordy. Umocnienia te otrzymały nazwę Żmijowych Wałów.
W nagrodę, po zakończonej pracy, król urządził wielką ucztę na
cześć żmijów. Zasłynął przysłowiem: ,,Kto
Żydem gardzi, tym Pan Bóg jeszcze bardziej''.
Nie tylko handlował z chrześcijanami, ale ich kupcom pozwalał
wznosić w swym królestwie kościoły i cerkwie. Niektórzy
powiadali, że przyjął chrzest na łożu śmierci. Postawa ta
przyczyniła mu wrogów – rabbi Elifas z Pieńska niemal stale
głosił w synagodze przeciw królowi pozwalającemu wznosić
przybytki chrześcijańskie obok synagog i karzącego ogłuszać
zwierzęta przed wykrwawieniem, o co mieli pretensję również
Saraceni. Pamięć o ,,Salomonie
Północy''
przetrwała w pewnym utworze, w którym miał prowadzić dysputę z
Grekiem Swarogiem. Niektórzy Słowianie czcili go jako wcielonego
boga Księżyca – Chorsa.
Heila
Bławatek córka Chabrzycy była czarownicą żyjącą w Wielkiej
Moravie, w czasie gdy w Analapii panowali Popielidzi. Spod jej pióra
wyszło dzieło ,,Słowarz
Mądrości Bożej'',
zaczynające się inwokacją do Zydy Belmijskiej Odnalezionej.
Zawierało hasła o wędrówce dusz, o organizowaniu misteriów na
cześć rogatego Mikołaja (Nikołaja) w czerwonych szatach, o takiej
samej wartości wszystkich wiar i inne treści podobne do tych, jakie
przed potopem głosiło Bractwo Czcicieli Rykara. Od jakiegoś czasu
często śniła o paleniu książek – z których jedne płonęły,
a inne unosiły się nad płomieniami bez najmniejszej szkody. Sen
ten nie dawał Heili spokoju, aż nie mogąc znaleźć wytłumaczeniu
od innych czarownic, udała się od pustelnicy Lišavy
z Zibača,
którą ubodzy i możni wielce cenili dla surowości życia jakie
prowadziła, dobroci i mądrości. Sam Bóg przemawiał przez usta
pustelnicy z Wielkiej Moravy. Czarownica z Protkova opowiedziała jej
swój sen, a Lišava
po długich modłach i postach odrzekła jej.
-
Twój sen, siostro, oznacza, że nie wszystko co nazywamy prawdą
jest nią w istocie. Ogień przedstawia żar Bożej prawdy, w którym
płonie fałsz.
-
A kaz to je, prawda? - spytała Heila Bławatek.
-
Prawda jest gdzie indziej, tam gdzie jej nie szukasz; jest w Ranach
Tego, co zginął by ciebie ocalić od stosu niegasnącego –
niedługo po tej rozmowie, autorka ,,Słowarza...''
porzuciła czary i misteria Mikołaja, aby przyjąć chrzest. Po
śmierci jej dusza spotkała się z Lišavą
w Raju.
Biskup
misyjny Jordan z Lubogrodu z polecenia Papieża przybył do Analapii
i ochrzcił jej ostatniego króla, Mieszka syna Siemomysła, wraz z
drużyną, a było to na Wyspie Ledy, bądź w Ratyzbonie. Chrzcząc
powtarzał słowa św. Remigiusza wypowiedziane do Klodwika, króla
Franków: ,,Nagnij
hardy kark i słuchaj: Pal to co czciłeś, czcij to co paliłeś''.
Biskup był surowy, lecz dobry. Głosząc Ewangelię Analapom przeżył
wiele przygód, o których pisał Badzimierz, hrabia Kremenarosu w
,,Żywocie
Jordana Winda''.
Czytamy w owej księdze, jak biskup został w lesie napadnięty przez
bandę Żbika z Boru. Przed śmiercią uratowali go, pogańscy
jeszcze, leśni ludzie, o których napisał w liście do Papieża.
Hrabia Badzimierz zamieścił ten list w żywocie. Czytamy w nim:
,,Gdyby
leśni ludzie znali Chrystusa, żaden lud nie czciłby Go tak gorąco
jak oni''.
Jordan z ludu Windów spisał ułożony przez Mieszka hymn ku czci
Matki Bożej, który znamy pod tytułem ,,Bogurodzica''.
Uczestniczył również w uczcie, na której potomek Piasta zmienił
nazwę Analapia na Polska (Palana, Polonia). Wśród przodków
biskupa był junak Wind – zabójca potwora Korutana.
Na
zakończenie niniejszego traktatu, chciałbym jeszcze przedstawić
rozważania Kosy Oppmana ,,Kto
może być mistrzem''?
znalezione w rękopisie ,,Perłowego
latopisu''.
,,Słowo
'mistrz' (majstir) oznacza nauczyciela (vilviras, učviciel).
Zakres tego słowa jest bardzo szeroki – pierwszymi mistrzami są
rodzice uczący mówić, kochać i pracować, mogą to być też
nauczyciele szkolni (vilvirasen), majstrowie uczący rzemiosła,
kapłani, uczeni mężowie, władcy, sędziowie, wracze i znachorzy,
w których chorzy pokładają nadzieję, czasem nawet czarownice,
guślarze, owczarze, poeci.... Mistrzami nazywamy tych, których
słowo wiele dla nas znaczy – tych wedle których słów i czynów
kształtujemy swe życie [w czasach Oppmana słowem 'mistrzowie'
nazywano autorytety – przyp. TK]. Między nimi istnieje hierarchia
– o co innego pytamy wracza, a o co innego rzemieślnika, jednych
poważamy bardziej, innych mniej, a jeszcze innych odrzucamy. Nie
wszyscy spełnili i spełniają pokładane w nich nadzieje – wśród
ojców są pijacy, wśród królów – tyrani, wśród sędziów –
przekupni, a wielu mężów – zdawałoby się światłych – w
jedenastej erze zachwalało krwawe rządy Kościeja. W związku z tym
niektórzy zadają pytanie, czy warto pokładać nadzieję w
jakichkolwiek mistrzach, skoro tak wielu z nich zawodzi? Odpowiem, że
mimo wszystko warto, bo istota rozumna potrzebuje wierzyć, a w
pojedynkę nie da się dojść do Prawdy, co oczywiście nie zwalnia
od myślenia. Pytam więc co ma cechować prawdziwego mistrza? Po
pierwsze umiłowanie prawdy. Trzeba ją głosić i dążyć do niej
ze wszystkich sił, a z czasem dotrze się do niej, choćby okrężną
drogą. Prawdę należy miłować bardziej niż życie, a swych
pobratymców więcej niż prawdę. Choć często symfoniczna, jest
jedna, nie wszystko jest 'moją prawdą' jak chcą niektórzy.
Istnieje też 'święta prawda' i 'gnój prawda' [nawiązanie do
filozofii Skibka Owłosionego z Montanii]. Mistrz powinien być
uczciwy; od siebie wymagać tego co od innych. Nie jest dobrym
nauczycielem ten, kto co innego myśli, co innego mówi, a jeszcze co
innego czyni, lub bacząc na wygodę, zmienia zdanie jak gadzina
skórę. Wolno jednak zmieniać stanowisko z umiłowania prawdy.
Każde kłamstwo trzeba odwołać, a jeśli się powiedziało
nieprawdę z niewiedzy, nie należy wstydzić się sprostowania.
Ponadto mistrz, aby był w pełni wiarygodny musi żyć cnotliwie i
przyzwoicie. Jak mówił poeta Gerbert z Aplanu: 'Nawet zbój
kochający macierz, nie jest jeszcze całkiem zły, za to ten kto swą
macierz obraża i zasmuca, choćby był pierwszym grafem w państwie,
jest jeno podłym stworzeniem'. Przyznaję, że jest łatwiej głosić
cnotę , niż wedle niej żyć. Jak ostatnio mówił mi zaskroniec z
Selenetova, pan Mikica Jadomović: 'Trudniej dzień dobrze przeżyć
niż napisać księgę'. Ważne jest aby mistrz nie gardził mniej
uczonymi lub mniej zamożnymi od siebie. Obowiązują go takie same
zasady jak pozostałe istoty rozumne; jeśli
nie odważy się nakarmić głodnego będzie tak samo winien jego
śmierci, niezależnie co potem będzie robił. Zważmy, że poeta
Vukodław z Valkanicy bronił królestwa przed najazdem Sępian i
całe życie był z tego dumny […]. Jeśli mistrz chwali już
władców, to niech nie idzie za modą jak owca za baranem, lecz
niech kieruje się prawdą; tak w chwaleniu jak w ganieniu.
Przykładowo bardzo głupio robią ci, co imię Hejdaża Opilca
wykłuwają na swych ciałach, lub noszą naszyjniki z jego imieniem
– przecież to Čort
upadlającego pijaństwa! Ongiś poeta Jodox z Lascoaux przebywał na
dworze Kościeja wśród pochwał i dostatku. Jednak kiedy dotarła
doń wieść o okrucieństwach króla – przestał go chwalić […].
Wreszcie tego, kto chce nauczać innych, powinien cechować zdrowy
rozsądek. Jak powiada mędrzec Vlarko Orełka z Głomacji: 'Ludzie
uczeni w swej pysze często popełniają gorsze głupstwa od ludzi
prostych'. Prawdziwym mistrzem jest ten, kto prowadzi do Ageja''.