,,U podwalin wszystkich najstarszych kultur należy szukać jakiegoś jednego wpływu, który może w sposób prawdopodobny wyjaśnić zachodzące między nimi znamienne podobieństwa. Poza wczesną starożytnością należy szukać niewiadomej X, nie znanego jeszcze nauce świata kultury, który jako pierwszy dał impuls rozwojowi wszystkich znanych nam cywilizacji. Egipcjanie, Babilończycy, Hellenowie, narody Egei, Rzymianie byli naszymi mistrzami, nauczycielami naszej współczesnej cywilizacji. Któż zatem był ich nauczycielem? Komu przyznać możemy zaszczytne imię nauczyciela nauczycieli? Tradycja wskazuje na Atlantydę'' - Walerij Briusow (1873 - 1924) - rosyjski pisarz, poeta, dramaturg, krytyk i publicysta.
Strony
▼
poniedziałek, 9 lutego 2015
Rosyjski głos w sprawie Atlantydy
Zielony Człowiek
,,Bądź prawym witeziem, chowaj ptaki, psy, myślistwo, łuczników, konie po temu, bębny, sowę dla wron, jedź na pole z nimi! Teraz dobry czas, nie zając ci chram, nie uciecze, a zwierz ubieży'' – Harab Myśliwiec
Ziewończyk
– mąż zielony jak skóra zielonki bądź kupałki był ponoć
synem jednej z córek Balaja, a w innej wersji moc Ageja zrodziła go
z roślin. Ów Zielony Człowiek miał kości z drewna, miast krwi
płynęły w nim soki traw i drzew, całe jego ciało utkane było z
zielonych części roślin. Nie można go było zabić, chyba, że
ogniem, bo odcięte części ciała odrastały mu jak wodnikowi czy
rusałce. Jego praca polegała na zraszaniu roślin, czym zajmowały
się również rusałki. Z całego zielonego serca nienawidził ludzi
czerpiących ze skarbca Przyrody – wszystko jedno czy robili to z
umiarem i szacunkiem dla darów Ageja i Enków, czy też nie.
Wędkarzy wrzucał kopniakiem do rzeki, niszczył sprzęt rybaków,
kobietom i dziatkom zbierającym jagody, grzyby i zrywającym kwiaty,
łamał koszyki, bartników szukających miodu w dziuplach zrzucał z
drzew, choć żadnego z nich nie zdążył zabić, myśliwym zabierał
broń, drwalom łamał ręce, karał nawet za zbieranie chrustu na
opał, czym budził lęk nie mniejszy niż wilki, strzygi i leśne
Čorty. Wiernie towarzyszyła mu i wspierała go Jagodowa Baba. Miała
postać starej i siwej niewiasty w granatowej chuście i białej
sukni w ciemnoniebieskie grochy, a prześladowała dzieci zbierające
jagody, co bardzo podobało się Zielonemu Człowiekowi. Łając je
zabierała im koszyki i nie zważając na płacz i krzyk, wyrzucała
z nich jagody na trawę, by zwierzęta je zjadły. Ludzie prosili
leśnych Enków o pomoc, a ci walczyli z zielonym Ziewończykiem, by
nie gnębił synów Novalsa i córek Aivalsy. Potykali się z nim
biały wilk Ovov Tęczookinson i Wiłkokuk – sługa królowej
jeziora Mamir, biały ryś Deneb, czarny lew Polesza, suka Żweruna,
Biały Tur Zimy i Czarny Tur Wiosny, małpa – łokis Liczyrzepa
(Rzepolicz),
Kunetej i Miedwiedow – mąż o łbie niedźwiedzia, lecz ich siła,
spryt i męstwo na nic się nie zdały i zapaśnicy odchodzili
zawstydzeni, a Ziewończyk wciąż psuł więcierze rybaków, darł
ich sieci i ..bił
po łapach''
dziewczyny zrywające leśne kwiaty. Żweruna zdołała jedynie
poskromić Jagodową Babę.
Borutę
nazywano również Borowym, Leśnym Duchem, Lesavikiem, Laskowcem,
Leszym, Puscetusem, Wilczym Pasterzem (Vujči Pastir; przydomek znany
w Valkanicy i w Sorabii Południowej), Wielkim Pasterzem, Rokitą,
Dziadem, Lisunem, Oczeretnikiem i Leśnym. Jako Leszy ukazywał się
z jednym okiem i bębnem, a miast korony z ognia, nad głową płonął
mu zielony ognik. Z powodu jednego oka, Lud Roksany mówił o nim
,,Leszy
Odnogłaznyj''.
Z kolei Boruta - Leśny przybierał postać obłąkanego młodzieńca
z piórami w gęstej czuprynie, który nawiedzał wsie i śpiewał,
rżał jak koń i śmiał się jak hiena północna. W ten sposób
chciał wypróbować ludzkie serca. Psy na jego widok kuliły ogony,
rozpoznając w nim ojca swej pramatki Żweruny, zaś ludzie jak to
ludzie. Jedni okładali go sękatym kijem, rzucali weń kamieniami,
wylewali nań nieczystości, lżyli, targali za brązowe włosy, bądź
chcieli pojmać, uwięzić i dręczyć. Inni z kolei litując się
nad obłąkanym Leśnym, przyjmowali go w swych chatach, a nawet
zapraszali na swe zabawy i święta, za co zawsze król nieprzebytych
puszcz i borów hojnie, acz potajemnie wynagradzał. Swych
dręczycieli nie mógł karać zębami i pazurami dzikich zwierząt,
bo nie było to wolą Ageja. ,,Zemsta
przystoi raczej Čortom, niż Enkom i innym sługom Białoboga''
– powiadała ,,Gołębia
Księga''.
Boruta
jako szaleniec – Leśny wiele nasłuchał się o troskach i znojach
goszczących go chłopów; o przykrych sąsiadach, myszach,
szczurach, wołkach zbożowych, chorobach, ułomnościach, strzygach,
wąpierzach, dusiołkach, karbowych, złośliwych czarach czarownic,
wilkach, suszy, południcach, nocnicach i zawziętym wrogu ludzi –
Zielonym Człowieku. Boruta słyszał już o nim od swych synów
Ovova Tęczookinsona, Wiłkokuka, Deneba, Poleszy, dwóch turów
Rodzenic, Liczyrzepy, Kuneteja i Miedwiedowa, oraz od córki Żweruny
i powziął zamiar wziąć w karby męża o zielonej skórze.
Ziewończyk tymczasem odpoczywał w cieniu dębu. Obok na trawie stał
słupka kunołak – demoniczny zwierz przypominający łasicę o
ogromnych, ostrych zębach i koziej brodzie. Kunołak
opowiadał towarzyszowi o władcy swej rasy; Czarnym Lisie Wile (Wił, Vilus) o rozpalonych węglach miast oczu. Ongiś źli ludzie unurzali rudego lisa w smole i wypalili mu węglami oczy, on zaś poprzysiągł im zemstę. Kunołaki, którymi władał, osiadały w ludzkich domostwach gdzie straszyły dzieci i toczyły boje z Przyjaciółmi Ludzi – krasnoludkami z plemienia Uboża i gadami domowymi. Jedno i drugie spodobało się Zielonemu Człowiekowi, który szczerze żałując niewinnych cierpień Czarnego Lisa, mówił jeno: ,,Szkoda, że król Wił swoimi oczami nie podpalił chat tych, co go skrzywdzili''. Ledwo skończył mówić, kunołak zastrzygł uszami i przez chwilę węszył, a następnie w okamgnieniu zamienił się w smugę dymu i uleciał ku swej wsi, by wieczorem straszyć dzieci. Zarośla zaszeleściły i wyszedł z nich, posapując niedźwiedź. Ziewończyk na widok burego zwierza zerwał się na równe nogi i z szacunkiem skłonił się w pas, zaś niedźwiedź rzucił mi pod stopy żelazną rękawicę używaną przez witezi. Następnie opasły miodożerca począł się zmieniać w oczach. Na jego miejscu stał rosły junak o brązowych włosach, wąsach i brodzie, a nad głową płonęła korona z ognia. Jedno jego oko było zielone i jarzyło się, a drugie – czarne i puste. Witeź odziany był w przepaskę biodrową z niedźwiedziej skóry, gruby pas, półpancerz w barwie piór głuszca i zieloną pelerynę. Ziewończyk poznał, że stoi przed nim sam Boruta, ojciec pokonanych przezeń leśnych Enków, uzbrojony w miecz z obsydianu.
opowiadał towarzyszowi o władcy swej rasy; Czarnym Lisie Wile (Wił, Vilus) o rozpalonych węglach miast oczu. Ongiś źli ludzie unurzali rudego lisa w smole i wypalili mu węglami oczy, on zaś poprzysiągł im zemstę. Kunołaki, którymi władał, osiadały w ludzkich domostwach gdzie straszyły dzieci i toczyły boje z Przyjaciółmi Ludzi – krasnoludkami z plemienia Uboża i gadami domowymi. Jedno i drugie spodobało się Zielonemu Człowiekowi, który szczerze żałując niewinnych cierpień Czarnego Lisa, mówił jeno: ,,Szkoda, że król Wił swoimi oczami nie podpalił chat tych, co go skrzywdzili''. Ledwo skończył mówić, kunołak zastrzygł uszami i przez chwilę węszył, a następnie w okamgnieniu zamienił się w smugę dymu i uleciał ku swej wsi, by wieczorem straszyć dzieci. Zarośla zaszeleściły i wyszedł z nich, posapując niedźwiedź. Ziewończyk na widok burego zwierza zerwał się na równe nogi i z szacunkiem skłonił się w pas, zaś niedźwiedź rzucił mi pod stopy żelazną rękawicę używaną przez witezi. Następnie opasły miodożerca począł się zmieniać w oczach. Na jego miejscu stał rosły junak o brązowych włosach, wąsach i brodzie, a nad głową płonęła korona z ognia. Jedno jego oko było zielone i jarzyło się, a drugie – czarne i puste. Witeź odziany był w przepaskę biodrową z niedźwiedziej skóry, gruby pas, półpancerz w barwie piór głuszca i zieloną pelerynę. Ziewończyk poznał, że stoi przed nim sam Boruta, ojciec pokonanych przezeń leśnych Enków, uzbrojony w miecz z obsydianu.
- Stawaj w szranki,
Wrogu Ludzi! - rzucił wyzwanie Boruta i wyszarpnął zza skórzanego
pasa czarny oręż, wypluty z trzewi ognistej góry.
Wielki Pasterz
leśnych zwierząt spojrzał świecącym jak latarnia, zielonym okiem
na dłoń Ziewończyka, czym uzbroił go w taki sam miecz z czarnego,
wulkanicznego szkła. Zielony Człowiek nie chciał jednak takiego
oręża i rzucił go Carowi Boru pod nogi. Napluł sobie w dłonie i
potarł je, czym wyczarował sobie sękatą maczugę. Również
Boruta zerwał malutką gałązkę i uczynił z niej potężną
buławę godną ręki Margusa czy Ilji Muromca. Rozpoczęła się
walka. Po całej puszczy niósł się huk uderzeń twardych i
nabijanych krzemieniem maczug. Bój trwał długo, bo obaj wojownicy
byli silniejsi i wytrzymalsi od najmocniejszych witezi, a gdy który
padł na ziemię, czerpał z niej siły i wstawał jeszcze
potężniejszy niczym Anteusz. Dzień miał się ku końcowi, a obie
maczugi w zażartym zmaganiu poszły w drzazgi. Boruta i Ziewończyk
stanęli więc do zapasów, a choć Władca Wszechpuszczy dla zabawy
najmocniejsze niedźwiedzie rozkładał na łopatki, teraz, przez
całą noc nie mógł sprostać Zielonemu Człowiekowi. Zawzięty był
to bój, niczym pijedynek potworów morskich Aglu i Kilu w Oceanie
Białopolskim. Trawę rosiły szkarłatna krew Boruty i soki z ciała
Ziewończyka, fruwały zęby i kłęby włosów, pękały kości...
Wielki srom odczuł Boruta, gdy nad ranem wyczerpany znojem walki,
przybrał postać wilka i padł na brzuch przed przeciwnikiem, a ten
darował mu życie. Szary basior, upokorzony, pognał prędko jak
wiatr do Rokitnicy (Rokitnickiego Sioła), gdzie jego oblubienica,
Dziewanna Šumina Mati uleczyła mu rany i złamania. Od tego czasu
Zielony Człowiek wzbił się w wielką pychę i jeszcze gorliwiej
przepędzał dzieci zbierające jagody, razem z Jagodową Babą
niebaczną na zęby Żweruny, łodzie rybaków obracał w drzazgi,
oraz wyrządzał szereg innych psot w jego mniemaniu mających
chronić lasy i wody.
W Rokitnickim
Siole, na ziemiach późniejszych Orlandu i Ziemi Krywiczów w Roxie,
wśród otoczonych nieprzebytą puszczą bagien, w Trzcinowym
Pałacyku zebrali się leśni Enkowie, razem ze swymi rodzicielami
Borutą i Dziewanną – Leśną Matką. W skromnej chacie z trzciny
i błota, otoczonej głębokim, pełnym komarów bagnem, zebrali się
ci Enkowie którzy próbowali swych sił w boju z Ziewończykiem i
przegrali, czysta Devana jaśniejąca krasą, nietoperz Sirrah, sarni
kozioł Rogaś, dzik z redarskiego jeziora, Biała Locha z Dalekiego
Zachodu, dwugłowy Wolarz wraz z czarnym, pasterskim psem – suczką
Wołosatką; darem od Welesa, wreszcie łoś Boruty i jednorożec
Dziewanny. Devana jadła potrawę z kaszy, młodych, smażonych
szyszek i gotowanych żołędzi, Rogaś - siano, Ovov, Żweruna i
Wiłkokuk obgryzali kości, Deneb pożerał sarninę, a dzik i locha
– żołędzie i pędraki. W ostatniej chwili przykicał Zajączek
Złocieniaszek i zabrał się do chrupania marchewki i kapusty.
Wołosatka żyjąca już od czwartej ery, wciąż była
szczeniaczkiem; stale chciała lizać, bawić się i być głaskaną
po mięciutkim brzuszku, a Devana miała z nią sporo uciechy. Boruta
zastukał w dębowy stół berłem z gałęzi dębu, czym dał znak
do radzenia nad sposobem poskromienia Zielonego Człowieka
grzeszącego nadgorliwością. Enkowie nie musieli nic mówić, bo
każdy z Wysłańców Ageja czytał w myślach pobratymca jak w
otwartej księdze. Ciszę przerwała macierz leśnych Enków,
Dziewanna Šumina Mati. Otworzyła usta podobne do koralu i
wdzięcznym głosem rzekła:
- Czy pamiętasz,
Witeziu Puszczy – zwróciła się do Boruty – jak wespół z
innymi Enkami toczyliśmy bój ze smokiem Rykarem i jego sługami?
Był on niegdyś jednym z nas i dorównywał nam potęgą, lecz my,
drużyna cara Peruna zwyciężyliśmy Čorty i zagnaliśmy ich hordy
w Ciemność, bo był z nami Agej – Dziewanna Šumina Mati wybornie
strzelała z łuku i walczyła każdym rodzajem broni, a jej serce
było nieustraszone. Ta sama królowa lasów i jezior zdolna była do
wielkiej litości i szczodrości dla wszystkich gospodarzy i gości
Wszechpuszczy.
-
Pamiętam – przytaknął Boruta. - Spętanie Rykara było
zwycięstwem Ageja, a nasz król Jarowit gdy bił w Uzurpatora
piorunem wołał: ,,Niech
cię Agej skarci''!
Również Zielonego Człowieka przemóc może niekoniecznie miecz czy
maczuga, lecz Prawda Boga Bogów.
Narada
w Rokitnickim Siole skończyła się. Dziewanna Šumina Mati zdjęła
suknię z sineańskiego jedwabiu i założyła pokutniczą szatę z
jesiennych brązowych liści. Ogołociła się ze złotych ozdób i
razem ze swą córą Devaną i orszakiem leśnych rusałek podjęła
post i wznosiła modły do Ageja, by pomógł przemóc zielonego
zwycięzcę jej męża i dzieci. Tymczasem Ziewończyk zachęcony
bezkarnością jeszcze bardziej się rozhulał. Przejęty gniewem
zakradł się, po czym wyskoczył z zarośli i po krótkiej walce
odebrał drwalowi siekierę. Następnie przygniótł go stopą do
ziemi - ,,Był
ciężki jak łapa Rykara''
– opowiadał później drwal. Zielony Człowiek już miał odrąbać
mu dłoń, by nie mógł ścinać drzew, gdy wtem coś białego
wyskoczyło z kniei i złoty blask poraził jego zielone oczy, aż
oślepł na moment. Drwal pełen przerażenia uciekł z prędkością
geparda Akkona Jubastina, zapominając o siekierze. Złoty blask
rzucił Ziewończyka na kolana. To Dziewanna Šumina Mati, niczym bóg
Niepodzielny w erze pierwszej, wyjęła sobie serce z piersi i to ono
taką łunę rzucało. Po chwili ujrzał jak Leśna Matka chowa złote
serce z powrotem do piersi, a ta zabliźnia się. Odziana była w
białą suknię, którą dziwożony, żony dziwów utkały z chmur, a
na głowie miała dwie korony – złotą i ognistą. Siedziała na
grzbiecie białego jednorożca o złotym rogu, grzywie, ogonie i
podkowach.
- Pokój tobie,
Zrodzony z Roślin! - przywitała Ziewończyka.
- I ja was
pozdrawiam, Dziewico z Puszczy! - odparł Zielony Człowiek. - Wiedz,
Pani, żeś pierwszą z Enków, co życzy mi pokoju. Jak dotąd Deneb
napastował mnie pazurami, Ovov i Żweruna – zębami, tury –
rogami, Liczyrzepa – trójzębem, a Miedwiedow i Boruta –
maczugami. Wy, leśni Enkowie napadacie na mnie jak na zbójcę, a
przecież tylko bronię lasu przed grabieżcami; wstrętną rasą
ludzi! - Dziewanna zaczęła mu tłumaczyć, że również ludzie
mają prawo do życia i szacunku, mimo że sprowadzili Zło na świat.
Ich istnienie jest wolą Ageja i mają prawo korzystać z darów
przyrody, jeśli ich bezmyślnie nie niszczą i nie biorą ponad
miarę, bo i człowiek, chociaż przewyższa inne istoty, sam ma Pana
nad sobą. Powiedziała też o Dodoli Perperunie Gromorodnej –
śmiertelnej niewieście, którą król Ziemi Jarowit wybrał na swą
żonę i królową Enków, oraz o Teoście Carze Słońce –
wcielonym Swarogu. Zielony Człowiek zaczynał rozumieć.
- Kto marnotrawi
dary Enków jest złodziejem, bo okrada też innych synów Novalsa i
córki Aivalsy – wyjaśniła Dziewanna. - Broń lasu, ale przed
prawdziwym łupieżcą, dążącym do całkowitej zagłady
Wszechpuszczy; w imię Ageja walcz z Harabem – po rozmowie z Leśną
Matką, Zielony Człowiek zrozumiał swój błąd.
Wziął z trawy
porzuconą siekierę i udał się do sioła Lucimierza, skąd
pochodził drwal, który ją porzucił. Jeszcze kiedy Słońce
płonęło na niebie, Ziewończyk wszedł z siekierą do owej wsi
budząc zrozumiały popłoch, po czym oddał ją drwalowi. Ów leżał
plackiem, blady i półprzytomny ze strachu i mamrocząc błagał o
zlitowanie. Obrońca lasów i wód był zbyt dumny, by kogokolwiek
przepraszać, ale tym razem zdobył się na kilka słów przeprosin.
Pogłaskał po główce dziecię, któremu jeszcze niedawno wysypał
jagody z koszyka i wrócił w knieje, nie napadając już ludzi,
którzy nie niszczyli darów Ziemi, a jeno brali z nich tyle ile
potrzebowali. Zrodzony z Roślin udał się do Rokitnicy gdzie
pojednał się z leśnymi Enkami. Boruta na jego cześć wydał ucztę
i urządził turniej. Ziewończyk popisywał się siłą w
bezkrwawych zapasach z turem, niedźwiedziem i Dzikiem z Jeziora,
który przybył z Bliskiego Zachodu. Ścigał się z jeleniem i
Zajączkiem Złocieniaszkiem, a na koniec zawodów, z białych rąk
Devany otrzymał wieniec zwycięstwa z dębowych liści. Boruta
przyjął go w poczet Witezi, a Leśna Matka wręczyła mu
zakrzywioną szablę z Międzyraju używaną przez plemię Sępian i
ucałowała w oba policzki. Już niebawem Zielony Rycerz Lasu miał
wyruszyć w swój pierwszy bój...
Harab
Myśliwiec został stworzony przez Ageja jako jeden z Enków z
orszaku Boruty. Poparł bunt smoka Rykara i strącony piorunem
Jarowita stał się Čortem. Rzeźbiarze i malarze miniatur
przedstawiali go jako rosłego, śniadego męża bez dziurek w nosie,
z czarnymi włosami spadającymi do ramion. Na Harabowej głowie
srożyły się rogi tura lub żubra, albo poroże kozła sarny
zakrywane wielkim kapeluszem, takim jaki nosili czarownicy, bądź
rysim kołpakiem zdobionym piórami białej czapli. Jedną stopę
miał jak człowiek, a drugą zakończoną kopytem dzikiego konia
tarpana. Ubierał się w zielony płaszcz leśnych ludzi i przepaskę
biodrową ze skóry daniela. Nosił też liczne kły i pazury
zwierząt, a także mazał się farbą czerwoną i czarną. Miast
paznokci miał czarne szpony krogulca, a jego oczy płonęły jak u
Wiły. Harab (Garavus
Andarus, Harabus Lovietz)
rozbudzał w ludziach żądzę mordu i nakłaniał ich by wybijali
całe stada dzikich zwierząt, nawet nie zabierając ich mięsa. Ów
to leśny Čort kusił do rozkopywania mrowisk, niszczenia lasów,
rzezi zwierząt i sam niszczył królestwo Boruty i Dziewanny Šumina
Mati. Pomagała mu w tym cała horda złych duchów lasu o
przerażającym wyglądzie i straszliwych rogach, uzbrojona w
siekiery, łuki, oszczepy, sieci, kordelasy, trójzęby, a nawet
nieznane ówczesnym ludziom rusznice. Leśne Čorty w imię Rykara
niszczyły wszystko wokół; mordowały zwierzęta i leśnych ludzi,
ścinały drzewa, wyziewami z Čortlandu – Čortieńska zatruwały
wodę i powietrze, deptały grzyby, przeszkadzała im nawet trawa i
kwiaty. Krasnoludki z plemienia Dziewanki i driady trwożnie
szeptały, że Harab służy królowi wąpierzy Erydanowi, który
chce wyciąć Wszechpuszczę i na jej miejscu wznieść monstrualny
Żelazny Gród – osadę sług Rykara; ciasną, zadymioną, o
zatrutych wodach i pozbawioną najmniejszego drzewka, kwiatka, czy
listka, żelazną pustynię. Ludzie, których puszcze dotąd żywiły,
ubierały, darzyły chrustem, a nawet schronieniem, mieli wyginąć
bądź stać się niewolnikami Čortów i straszydeł. Gospodarze i
goście Wszechlasu drżeli przed Harabem Myśliwcem i uciekali się
pod mocarne ramię Boruty i pod płaszcz Dziewanny Šumina Mati, a
leśni Enkowie, z woli Ageja namiestnicy boru, nie zamykali uszu na
ich prośby.
Tego dnia pod
zdobionym wyobrażeniem dębu sztandarem Boruty trzymanym ręką
Wiłkokuka, stanęli leśni Enkowie, którzy potykali się z Zielonym
Człowiekiem, a także ich brat Prowadnik – ataman Jeźdźców
Leśnych, Biełuń – krzepki starzec o głowie białego rysia
uzbrojony w czarowny kostur, Arktur z Gór Nürt – najpotężniejszy
z niedźwiedzi, Dziewanna Šumina Mati na jednorożcu i Dziwica ze
sforą psów; obie szyjące z łuków, a także sam Boruta
dosiadający łosia i walczący obsydianowym mieczem. Na pomoc swemu
bratu przybył Weles pod postacią uzbrojonego w złoty trójząb,
siwobrodego starca Nikoły w krasnej szacie, jadącego na byku
Mikolcu. Ów potężny buhaj o czarnej maści był ojcem wszystkich
krów i byków. Zwano go Starym Bykiem, a Leśna Matka natchnioną
pieśnią stworzyła go z rzecznego mułu. Nad wojskiem unosiły się
chmary udelników i kruków, orłów,jastrzębi, krogulców,
myszołowów, kań, sokołów, czarnych bocianów, słonek i żurawi
mających spuszczać kamienie na hufce Haraba. Sirrah stał na czele
niosących kamienie wielkości ludzkich głów judawek. Były to rude
nietoperze o spiczastych pyskach i byczych rogach, wielkością
dorównujące lisom. Pod Dębową Stanicą Lasu stanęły leśne
rusałki, przez Greków zwane driadami, Wiły, meliady, czyli nimfy
jesionowe, dzikie baby, szpetne boby, dobre południce i czarownice,
krasnoludki, pogany, czyli leśne olbrzymy, dziwy – mężowie o
dwóch koźlich głowach, żmijowie, leśni ludzie – potomkowie
żmija Rucława i rusałki Ayisaki, podobne do puchaczy bubony,
satyry, Centaury, Neurowie zwani wilkołakami, Leśni Ludzie Lynx o
głowach rysiów, paru Płanetników, znicze Nikanor i Nikifor –
mężowie z ognikami nad głową, sylen Bakakaj, wreszcie dzierżący
ciężką maczugę Ziewończyk zwany Zielonym Człowiekiem. Do boju
szło również paru leśniczych, myśliwych i junaków z pobliskich
siół i grodów, a także liczne wielkie i potężne zwierzęta jak:
mamuty niosące na swych grzbietach wodzów turoni i leśnych ludzi,
okryte kudłami nosorożce północne, tury, żubry, dziki w tym
Dzika z Jeziora i Białą Lochę, niedźwiedzie, jednorożce, wilki,
hieny północne, cyjony, rysie, lwy północne, owcowoły, lesieje,
okryte kolczugą borsuki, rosomaki, wydry, gryfy, wielkie węże
przez Słowian zwane trusiami i niemal tak samo duże – węże
leśne; obrońcy leśnych ludzi, a także łokisy – dzieci
Liczyrzepy i szare maupy o ludzkich twarzach. Na tyłach wojsk Boruty
i walecznej Dziewanny, wspomaganych przez żmije, rude mrówki,
pszczoły, osy, szerszenie i trzmiele, rozpięto białe namioty dla
rannych. Opiekę nad nimi sprawowała urodna Devana; córka Dziewanny
wraz z zastępami leśnych i wodnych rusałek, panien wodnych,
świtezianek, południc, dziwożon, Wił, bab wodnych, czarownic,
myszy, nornic, jeży, zajęcy, rzęsorków i ryjówek, a nawet Białej
Żmii służącej Mokoszy i wężą Abajowa Złotej Baby.
Wojska
Haraba gromadziły się pod czarną jak kir stanicą wyobrażającą
koźlą czaszkę na płonącym pniu. Zastępy sług Rykara – Wroga
Stwórcy i Stworzeń składały się z leśnych Čortów o
straszliwych rogach, zbrojnych w widły i przepasanych łańcuchami,
strzyg pod wodzą króla Strachaja (Stregoick)
w krasnej szacie, wąpierzy noszących na czarnych tarczach inicjały
swego króla; Erydana z Żelaznego Zamku w Burus, złych wilkołaków,
południc, nocnic i czarownic, jędz o ogromnych zębach, smoków
władnych wypijać jeziora i ruczaje, nagich Čartów o koźlich
głowach, trolli uzbrojonych w topory, a nawet niektórych ludzi,
których zwiodły chciwość i okrucieństwo. Chorążym był
bazyliszek Vrantisk, za którym pełzły roje lutych połozów –
węży zabijających wzrokiem, oraz stada pająków wielkich jak
konie. Obie armie; Obrońców Lasu i jego Niszczycieli stanęły
naprzeciw siebie, a obaj wodzowie walczyć mieli w pierwszym szeregu.
- Hu, hu, dzikie
świnie! Obdartusy, dzicz plugawa! - Harab złorzeczył hufcom
Boruty, a ten uderzył swego łosia piętami po bokach i runął na
wrażą hordę.
Wielkie
zwierciadło w złotej ramie, trzymane rękami leśnych rusałek i
zniczek – niewiast zniczów odbijało czarne pioruny z oczu
Vrantiska i złe moce jego połozów, a zabijające wzrokiem potwory
zginęły od tego, a samo zwierciadło poszło w drobny mak.
Opuszczoną stanicę Harabową chwycił jeden z leśnych Čortów.
Ziewończyk gromił wrogów pokrytą nasiekami maczugą. Pod jej
ciosem pękały rogate głowy Čartów i zielone, świńskie łby
Świniuli – niewolników Erydana, których król wąpierzy
wyhodował z dzików ukradzionych Welesowi. Boruta i Nikoła
przebijali na wylot trolle zza Morza Joldów, smoki i pająki, oraz
mnóstwo strzyg i Čortów, lecz sam Harab unikał ich obsydianowego
miecza i złotego trójzębu. Niszczyciele Lasu padali pokotem od
strzał Kuneteja, Dziwicy i Dziewanny Šumina Mati, oraz ich dwórek,
a mamuty wiozące na grzbietach leśnych ludzi siały spustoszenie i
napełniały serca trwogą. Jednak hufce Haraba nie zostawały dłużne
drużynie Boruty. Pod ciosami kutych w Čortieńsku toporów padały
tury, żubry, dziki i niedźwiedzie, a nawet
jeden mamut niosący króla turońków Orosia Rodusia. Pod ciosami
włóczni Čartów
o koźlich głowach zginął pokryty kudłami nosorożec północny.
Sługa Haraba, Deblik zadał siedem ran Borucie, aż ten go zmiażdżył
jako niedźwiedź. Las został ocalony, choć Harab zbiegł do
Čortieńska
i dał nura w ogień. Synowie Novalsa, którzy brali udział w bitwie
sławili męstwo Boruty i Dziewanny – Mistrzyni Łuku. Harab
poprzysiągł krwawą zemstę.
Od
kiedy Czerwony Wiaczesław Amosow zabił Teosta na dębie i zniszczył
jego carstwo nad rzeką Nilus, ludzie zapomnieli sztuki kowalskiej.
Jednak Čorty
wciąż władały żelazem, z którego wszak był zbudowany budzący
grozę zamek Erydana w Burus. Dniem i nocą pracowały ogromne kuźnie
Čortieńska,
a dymy wylatywały przez góry ogniste, uczenie zwane wulkanami na
Ultima Thule i na apapskiej ziemi. Wytwarzano w nich łańcuchy,
kajdany, szable dla ażdach, widły dla Čortów,
sztylety, kolczugi, oraz wszelką inną broń i zbroję. Głęboko,
na samym dnie Krainy Zatracenia, piekielni kowale wykuli wielką jak
górski wierch, bezkształtną bryłę stali. Z czasem dorobili jej
podobne do jaszczurzych ręce i nogi, oczy z głazów rudy żelaznej
i przepastną paszczę o nazwie Wątpię. Harab pokonany przez Čleśne
hufce Boruty i po siedmiokroć zraniony przez Zielonego Człowieka,
błąkał się bezczynnie po podziemnym Carstwie Smoły, Siarki i
Ognia, aż w swoich wędrówkach zaszedł w Czelustne Miejsce, gdzie
smok Rykar przywiązany był łańcuchem do korzeni Wielkiego Dębu.
W jednej z łap, złoto – purpurowy potwór trzymał bryłę stali.
Zaciskał na niej zakończone czarnymi szponami palce, bądź
przerzucał ją z łapy do łapy. Harab Myśliwiec z lękiem podszedł
do smoka ogromnego jak cała Ziemia Europy i dygocząc i zalewając
się zimnym potem wybełkotał:
-
Pa... pa... nie, Czarny Boże, Smoku Luty i Ogromny! Chcę obedrzeć
Ziemię z lasów, lecz mogę to uczynić jeno z pomocą Stalowej
Góry, którą ty panie raczysz się zabawiać – Rykar słysząc to
ryknął, aż ziemia apapska i valkanicka się zatrzęsły, a cały
Čortieńsk
napełnił się smrodliwymi wyziewami z jego trzewi.
-
Idź – zaryczał jak milion milionów lwów – zniszcz lasy i
bory, wybij do nogi wszystkich ich mieszkańców łącznie z
przeklętą rasą ludzi, przynieś mi na kiju łeb Boruty, a
Dziewannę przywieź mi w klatce by zabawiała mnie swym sromem
niczym Mara i Locha! - Rykar cisnął Stalową Górę omal nie
miażdżąc Prowodyra Kłusowników i innych Čortów,
a te z wrzaskiem pobiegły za nią.
Harab
i Licho, w Nürcie
zwane Loki, odprawiły przerażające gusła nad Stalową Górą, a
weszły w nią tuziny złych duchów, łącznie z samymi Myśliwcem i
Lichem o głowie komara. Nowy potwór przejrzał kamiennymi ślepiami,
ryknął aż zatrzęsło się miejsce narodzin Europy i Bałkana
Łobasty, poruszył stalowymi kończynami, po czym wygramolił się
na powierzchnię. Wówczas wielki strach padł na to co czuło i
żyło. Stalowa Góra pełznąc tratowała drzewa i domy, a jeziora i
dunaje zamieniała w cement. Potwór wykuty w Čortieńsku,
w ogniu z trzewi Rykara, kierował się prosto na Rokitnickie Sioło.
Najmężniejsi i najsilniejsi junacy w starciu ze Stalową Górą
ginęli zamienieni w krwawą miazgę, bądź brali nogi za pas.
Daremna okazała się siła niedźwiedzi, turów, żubrów, turoni,
turońków, owcowołów, tarand, nosorożców północnych, mamutów,
a nawet słoni z Afryki i Azji. Na nic szable Dzika z Jeziora i
Białej Lochy, na nic rozsadzające skały strzały z łuków Dziwicy
i Dziewanny. Nawet Boruta i Ziewończyk – pierwsi mocarze
Wszechpuszczy nie mogli powstrzymać Stalowej Góry. Leśny władca
zdołał jedynie strzałą z łuku rozbić kamienne oko potwora , a
Zielony Człowiek tym samym sposobem obrócił w pył drugie ślepie.
Stalowa Góra zawyła, aż w górach posypały się lawiny śniegu i
kamieni, lecz jakże daremny to trud! Kolejne wiorsty i arszyny i
mile lasu padły pokotem, a triumf Čortów
zdawał się być bliski. Z Rokitnickiego Sioła, gdzie Dziewanna
Šumina
Mati i jej córka Devana zanosiły modły do Ageja i innych Enków,
zostałaby wyrwa w ziemi, gdy ziemia – Łono Mokoszy pod stopami
Stalowej Góry, o którą Ziewończyk złamał dwuręczny miecz,
zajęczała głośno i żałośnie. Mokosza wysłuchała próśb i
złotym kluczem otworzyła podwoje Ziemi. Stalowa Góra poczuła, że
traci grunt pod nogami i zapada się jak mamut grzęznący w bagnie.
Przebierałą jaszczurzymi łapami robiąc wiatr powalający drzewa i
ryczała przeraźliwiej niż smok, aż góry rozsypywały się w
żwir, lecz nic to nie pomogło. Do końca dnia, Stalowa Góra
zniknęła w czarnym łonie Ziemi, a mocą Mokoszy, zniszczone lasy,
góry i rzeki odrodziły się. Stalowa Góra wpadła jak śliwka w
kompot do Čortieńska,
w sam środek przepastnego jak Nordlin i wielkiego jak Aspin jeziora
ognia i siarki, gdzie tworząca cielsko potwora stal rozpłynęła
się jak wosk. Jeszcze rozbrzmiewało echo ryków nieboskiego
stworzenia, gdy Enków, ludzi, zwierzęta i inne żywe istoty
ogarnęła wielka radość i wdzięczność za ocalenie. Wszystko co
czuło i żyło sławiło Ageja i Mokoszę, co chroni przyrodę i
depcze pychę Čortów.
Ziewończyk tego dnia radował się podwójnie, bo dzień po
zniszczeniu Stalowej Góry, pojął za żonę rusałkę Zvinkę i
miał z nią synów i córki.
*