Strony

poniedziałek, 9 lutego 2015

Rosyjski głos w sprawie Atlantydy




,,U podwalin wszystkich najstarszych kultur należy szukać jakiegoś jednego wpływu, który może  w sposób prawdopodobny  wyjaśnić zachodzące między nimi znamienne podobieństwa. Poza wczesną starożytnością należy szukać niewiadomej X, nie znanego jeszcze nauce świata kultury, który jako pierwszy dał impuls rozwojowi wszystkich znanych nam cywilizacji. Egipcjanie, Babilończycy, Hellenowie, narody Egei, Rzymianie byli naszymi mistrzami, nauczycielami naszej współczesnej cywilizacji. Któż zatem był ich nauczycielem? Komu przyznać możemy  zaszczytne imię nauczyciela nauczycieli? Tradycja wskazuje na Atlantydę'' - Walerij Briusow (1873 - 1924) - rosyjski pisarz, poeta, dramaturg, krytyk i publicysta. 

Zielony Człowiek

,,Bądź prawym witeziem, chowaj ptaki, psy, myślistwo, łuczników, konie po temu, bębny, sowę dla wron, jedź na pole z nimi! Teraz dobry czas, nie zając ci chram, nie uciecze, a zwierz ubieży'' – Harab Myśliwiec


Ziewończyk – mąż zielony jak skóra zielonki bądź kupałki był ponoć synem jednej z córek Balaja, a w innej wersji moc Ageja zrodziła go z roślin. Ów Zielony Człowiek miał kości z drewna, miast krwi płynęły w nim soki traw i drzew, całe jego ciało utkane było z zielonych części roślin. Nie można go było zabić, chyba, że ogniem, bo odcięte części ciała odrastały mu jak wodnikowi czy rusałce. Jego praca polegała na zraszaniu roślin, czym zajmowały się również rusałki. Z całego zielonego serca nienawidził ludzi czerpiących ze skarbca Przyrody – wszystko jedno czy robili to z umiarem i szacunkiem dla darów Ageja i Enków, czy też nie. Wędkarzy wrzucał kopniakiem do rzeki, niszczył sprzęt rybaków, kobietom i dziatkom zbierającym jagody, grzyby i zrywającym kwiaty, łamał koszyki, bartników szukających miodu w dziuplach zrzucał z drzew, choć żadnego z nich nie zdążył zabić, myśliwym zabierał broń, drwalom łamał ręce, karał nawet za zbieranie chrustu na opał, czym budził lęk nie mniejszy niż wilki, strzygi i leśne Čorty. Wiernie towarzyszyła mu i wspierała go Jagodowa Baba. Miała postać starej i siwej niewiasty w granatowej chuście i białej sukni w ciemnoniebieskie grochy, a prześladowała dzieci zbierające jagody, co bardzo podobało się Zielonemu Człowiekowi. Łając je zabierała im koszyki i nie zważając na płacz i krzyk, wyrzucała z nich jagody na trawę, by zwierzęta je zjadły. Ludzie prosili leśnych Enków o pomoc, a ci walczyli z zielonym Ziewończykiem, by nie gnębił synów Novalsa i córek Aivalsy. Potykali się z nim biały wilk Ovov Tęczookinson i Wiłkokuk – sługa królowej jeziora Mamir, biały ryś Deneb, czarny lew Polesza, suka Żweruna, Biały Tur Zimy i Czarny Tur Wiosny, małpa – łokis Liczyrzepa (Rzepolicz), Kunetej i Miedwiedow – mąż o łbie niedźwiedzia, lecz ich siła, spryt i męstwo na nic się nie zdały i zapaśnicy odchodzili zawstydzeni, a Ziewończyk wciąż psuł więcierze rybaków, darł ich sieci i ..bił po łapach'' dziewczyny zrywające leśne kwiaty. Żweruna zdołała jedynie poskromić Jagodową Babę.

*


Borutę nazywano również Borowym, Leśnym Duchem, Lesavikiem, Laskowcem, Leszym, Puscetusem, Wilczym Pasterzem (Vujči Pastir; przydomek znany w Valkanicy i w Sorabii Południowej), Wielkim Pasterzem, Rokitą, Dziadem, Lisunem, Oczeretnikiem i Leśnym. Jako Leszy ukazywał się z jednym okiem i bębnem, a miast korony z ognia, nad głową płonął mu zielony ognik. Z powodu jednego oka, Lud Roksany mówił o nim ,,Leszy Odnogłaznyj''. Z kolei Boruta - Leśny przybierał postać obłąkanego młodzieńca z piórami w gęstej czuprynie, który nawiedzał wsie i śpiewał, rżał jak koń i śmiał się jak hiena północna. W ten sposób chciał wypróbować ludzkie serca. Psy na jego widok kuliły ogony, rozpoznając w nim ojca swej pramatki Żweruny, zaś ludzie jak to ludzie. Jedni okładali go sękatym kijem, rzucali weń kamieniami, wylewali nań nieczystości, lżyli, targali za brązowe włosy, bądź chcieli pojmać, uwięzić i dręczyć. Inni z kolei litując się nad obłąkanym Leśnym, przyjmowali go w swych chatach, a nawet zapraszali na swe zabawy i święta, za co zawsze król nieprzebytych puszcz i borów hojnie, acz potajemnie wynagradzał. Swych dręczycieli nie mógł karać zębami i pazurami dzikich zwierząt, bo nie było to wolą Ageja. ,,Zemsta przystoi raczej Čortom, niż Enkom i innym sługom Białoboga'' – powiadała ,,Gołębia Księga''.
Boruta jako szaleniec – Leśny wiele nasłuchał się o troskach i znojach goszczących go chłopów; o przykrych sąsiadach, myszach, szczurach, wołkach zbożowych, chorobach, ułomnościach, strzygach, wąpierzach, dusiołkach, karbowych, złośliwych czarach czarownic, wilkach, suszy, południcach, nocnicach i zawziętym wrogu ludzi – Zielonym Człowieku. Boruta słyszał już o nim od swych synów Ovova Tęczookinsona, Wiłkokuka, Deneba, Poleszy, dwóch turów Rodzenic, Liczyrzepy, Kuneteja i Miedwiedowa, oraz od córki Żweruny i powziął zamiar wziąć w karby męża o zielonej skórze. Ziewończyk tymczasem odpoczywał w cieniu dębu. Obok na trawie stał słupka kunołak – demoniczny zwierz przypominający łasicę o ogromnych, ostrych zębach i koziej brodzie. Kunołak 




opowiadał towarzyszowi o władcy swej rasy; Czarnym Lisie Wile (Wił, Vilus) o rozpalonych węglach miast oczu. Ongiś źli ludzie unurzali rudego lisa w smole i wypalili mu węglami oczy, on zaś poprzysiągł im zemstę. Kunołaki, którymi władał, osiadały w ludzkich domostwach gdzie straszyły dzieci i toczyły boje z Przyjaciółmi Ludzi – krasnoludkami z plemienia Uboża i gadami domowymi. Jedno i drugie spodobało się Zielonemu Człowiekowi, który szczerze żałując niewinnych cierpień Czarnego Lisa, mówił jeno: ,,Szkoda, że król Wił swoimi oczami nie podpalił chat tych, co go skrzywdzili''. Ledwo skończył mówić, kunołak zastrzygł uszami i przez chwilę węszył, a następnie w okamgnieniu zamienił się w smugę dymu i uleciał ku swej wsi, by wieczorem straszyć dzieci. Zarośla zaszeleściły i wyszedł z nich, posapując niedźwiedź. Ziewończyk na widok burego zwierza zerwał się na równe nogi i z szacunkiem skłonił się w pas, zaś niedźwiedź rzucił mi pod stopy żelazną rękawicę używaną przez witezi. Następnie opasły miodożerca począł się zmieniać w oczach. Na jego miejscu stał rosły junak o brązowych włosach, wąsach i brodzie, a nad głową płonęła korona z ognia. Jedno jego oko było zielone i jarzyło się, a drugie – czarne i puste. Witeź odziany był w przepaskę biodrową z niedźwiedziej skóry, gruby pas, półpancerz w barwie piór głuszca i zieloną pelerynę. Ziewończyk poznał, że stoi przed nim sam Boruta, ojciec pokonanych przezeń leśnych Enków, uzbrojony w miecz z obsydianu.
- Stawaj w szranki, Wrogu Ludzi! - rzucił wyzwanie Boruta i wyszarpnął zza skórzanego pasa czarny oręż, wypluty z trzewi ognistej góry.
Wielki Pasterz leśnych zwierząt spojrzał świecącym jak latarnia, zielonym okiem na dłoń Ziewończyka, czym uzbroił go w taki sam miecz z czarnego, wulkanicznego szkła. Zielony Człowiek nie chciał jednak takiego oręża i rzucił go Carowi Boru pod nogi. Napluł sobie w dłonie i potarł je, czym wyczarował sobie sękatą maczugę. Również Boruta zerwał malutką gałązkę i uczynił z niej potężną buławę godną ręki Margusa czy Ilji Muromca. Rozpoczęła się walka. Po całej puszczy niósł się huk uderzeń twardych i nabijanych krzemieniem maczug. Bój trwał długo, bo obaj wojownicy byli silniejsi i wytrzymalsi od najmocniejszych witezi, a gdy który padł na ziemię, czerpał z niej siły i wstawał jeszcze potężniejszy niczym Anteusz. Dzień miał się ku końcowi, a obie maczugi w zażartym zmaganiu poszły w drzazgi. Boruta i Ziewończyk stanęli więc do zapasów, a choć Władca Wszechpuszczy dla zabawy najmocniejsze niedźwiedzie rozkładał na łopatki, teraz, przez całą noc nie mógł sprostać Zielonemu Człowiekowi. Zawzięty był to bój, niczym pijedynek potworów morskich Aglu i Kilu w Oceanie Białopolskim. Trawę rosiły szkarłatna krew Boruty i soki z ciała Ziewończyka, fruwały zęby i kłęby włosów, pękały kości... Wielki srom odczuł Boruta, gdy nad ranem wyczerpany znojem walki, przybrał postać wilka i padł na brzuch przed przeciwnikiem, a ten darował mu życie. Szary basior, upokorzony, pognał prędko jak wiatr do Rokitnicy (Rokitnickiego Sioła), gdzie jego oblubienica, Dziewanna Šumina Mati uleczyła mu rany i złamania. Od tego czasu Zielony Człowiek wzbił się w wielką pychę i jeszcze gorliwiej przepędzał dzieci zbierające jagody, razem z Jagodową Babą niebaczną na zęby Żweruny, łodzie rybaków obracał w drzazgi, oraz wyrządzał szereg innych psot w jego mniemaniu mających chronić lasy i wody.



W Rokitnickim Siole, na ziemiach późniejszych Orlandu i Ziemi Krywiczów w Roxie, wśród otoczonych nieprzebytą puszczą bagien, w Trzcinowym Pałacyku zebrali się leśni Enkowie, razem ze swymi rodzicielami Borutą i Dziewanną – Leśną Matką. W skromnej chacie z trzciny i błota, otoczonej głębokim, pełnym komarów bagnem, zebrali się ci Enkowie którzy próbowali swych sił w boju z Ziewończykiem i przegrali, czysta Devana jaśniejąca krasą, nietoperz Sirrah, sarni kozioł Rogaś, dzik z redarskiego jeziora, Biała Locha z Dalekiego Zachodu, dwugłowy Wolarz wraz z czarnym, pasterskim psem – suczką Wołosatką; darem od Welesa, wreszcie łoś Boruty i jednorożec Dziewanny. Devana jadła potrawę z kaszy, młodych, smażonych szyszek i gotowanych żołędzi, Rogaś - siano, Ovov, Żweruna i Wiłkokuk obgryzali kości, Deneb pożerał sarninę, a dzik i locha – żołędzie i pędraki. W ostatniej chwili przykicał Zajączek Złocieniaszek i zabrał się do chrupania marchewki i kapusty. Wołosatka żyjąca już od czwartej ery, wciąż była szczeniaczkiem; stale chciała lizać, bawić się i być głaskaną po mięciutkim brzuszku, a Devana miała z nią sporo uciechy. Boruta zastukał w dębowy stół berłem z gałęzi dębu, czym dał znak do radzenia nad sposobem poskromienia Zielonego Człowieka grzeszącego nadgorliwością. Enkowie nie musieli nic mówić, bo każdy z Wysłańców Ageja czytał w myślach pobratymca jak w otwartej księdze. Ciszę przerwała macierz leśnych Enków, Dziewanna Šumina Mati. Otworzyła usta podobne do koralu i wdzięcznym głosem rzekła:


- Czy pamiętasz, Witeziu Puszczy – zwróciła się do Boruty – jak wespół z innymi Enkami toczyliśmy bój ze smokiem Rykarem i jego sługami? Był on niegdyś jednym z nas i dorównywał nam potęgą, lecz my, drużyna cara Peruna zwyciężyliśmy Čorty i zagnaliśmy ich hordy w Ciemność, bo był z nami Agej – Dziewanna Šumina Mati wybornie strzelała z łuku i walczyła każdym rodzajem broni, a jej serce było nieustraszone. Ta sama królowa lasów i jezior zdolna była do wielkiej litości i szczodrości dla wszystkich gospodarzy i gości Wszechpuszczy.
- Pamiętam – przytaknął Boruta. - Spętanie Rykara było zwycięstwem Ageja, a nasz król Jarowit gdy bił w Uzurpatora piorunem wołał: ,,Niech cię Agej skarci''! Również Zielonego Człowieka przemóc może niekoniecznie miecz czy maczuga, lecz Prawda Boga Bogów.
Narada w Rokitnickim Siole skończyła się. Dziewanna Šumina Mati zdjęła suknię z sineańskiego jedwabiu i założyła pokutniczą szatę z jesiennych brązowych liści. Ogołociła się ze złotych ozdób i razem ze swą córą Devaną i orszakiem leśnych rusałek podjęła post i wznosiła modły do Ageja, by pomógł przemóc zielonego zwycięzcę jej męża i dzieci. Tymczasem Ziewończyk zachęcony bezkarnością jeszcze bardziej się rozhulał. Przejęty gniewem zakradł się, po czym wyskoczył z zarośli i po krótkiej walce odebrał drwalowi siekierę. Następnie przygniótł go stopą do ziemi - ,,Był ciężki jak łapa Rykara'' – opowiadał później drwal. Zielony Człowiek już miał odrąbać mu dłoń, by nie mógł ścinać drzew, gdy wtem coś białego wyskoczyło z kniei i złoty blask poraził jego zielone oczy, aż oślepł na moment. Drwal pełen przerażenia uciekł z prędkością geparda Akkona Jubastina, zapominając o siekierze. Złoty blask rzucił Ziewończyka na kolana. To Dziewanna Šumina Mati, niczym bóg Niepodzielny w erze pierwszej, wyjęła sobie serce z piersi i to ono taką łunę rzucało. Po chwili ujrzał jak Leśna Matka chowa złote serce z powrotem do piersi, a ta zabliźnia się. Odziana była w białą suknię, którą dziwożony, żony dziwów utkały z chmur, a na głowie miała dwie korony – złotą i ognistą. Siedziała na grzbiecie białego jednorożca o złotym rogu, grzywie, ogonie i podkowach.




- Pokój tobie, Zrodzony z Roślin! - przywitała Ziewończyka.
- I ja was pozdrawiam, Dziewico z Puszczy! - odparł Zielony Człowiek. - Wiedz, Pani, żeś pierwszą z Enków, co życzy mi pokoju. Jak dotąd Deneb napastował mnie pazurami, Ovov i Żweruna – zębami, tury – rogami, Liczyrzepa – trójzębem, a Miedwiedow i Boruta – maczugami. Wy, leśni Enkowie napadacie na mnie jak na zbójcę, a przecież tylko bronię lasu przed grabieżcami; wstrętną rasą ludzi! - Dziewanna zaczęła mu tłumaczyć, że również ludzie mają prawo do życia i szacunku, mimo że sprowadzili Zło na świat. Ich istnienie jest wolą Ageja i mają prawo korzystać z darów przyrody, jeśli ich bezmyślnie nie niszczą i nie biorą ponad miarę, bo i człowiek, chociaż przewyższa inne istoty, sam ma Pana nad sobą. Powiedziała też o Dodoli Perperunie Gromorodnej – śmiertelnej niewieście, którą król Ziemi Jarowit wybrał na swą żonę i królową Enków, oraz o Teoście Carze Słońce – wcielonym Swarogu. Zielony Człowiek zaczynał rozumieć.
- Kto marnotrawi dary Enków jest złodziejem, bo okrada też innych synów Novalsa i córki Aivalsy – wyjaśniła Dziewanna. - Broń lasu, ale przed prawdziwym łupieżcą, dążącym do całkowitej zagłady Wszechpuszczy; w imię Ageja walcz z Harabem – po rozmowie z Leśną Matką, Zielony Człowiek zrozumiał swój błąd.
Wziął z trawy porzuconą siekierę i udał się do sioła Lucimierza, skąd pochodził drwal, który ją porzucił. Jeszcze kiedy Słońce płonęło na niebie, Ziewończyk wszedł z siekierą do owej wsi budząc zrozumiały popłoch, po czym oddał ją drwalowi. Ów leżał plackiem, blady i półprzytomny ze strachu i mamrocząc błagał o zlitowanie. Obrońca lasów i wód był zbyt dumny, by kogokolwiek przepraszać, ale tym razem zdobył się na kilka słów przeprosin. Pogłaskał po główce dziecię, któremu jeszcze niedawno wysypał jagody z koszyka i wrócił w knieje, nie napadając już ludzi, którzy nie niszczyli darów Ziemi, a jeno brali z nich tyle ile potrzebowali. Zrodzony z Roślin udał się do Rokitnicy gdzie pojednał się z leśnymi Enkami. Boruta na jego cześć wydał ucztę i urządził turniej. Ziewończyk popisywał się siłą w bezkrwawych zapasach z turem, niedźwiedziem i Dzikiem z Jeziora, który przybył z Bliskiego Zachodu. Ścigał się z jeleniem i Zajączkiem Złocieniaszkiem, a na koniec zawodów, z białych rąk Devany otrzymał wieniec zwycięstwa z dębowych liści. Boruta przyjął go w poczet Witezi, a Leśna Matka wręczyła mu zakrzywioną szablę z Międzyraju używaną przez plemię Sępian i ucałowała w oba policzki. Już niebawem Zielony Rycerz Lasu miał wyruszyć w swój pierwszy bój...

*


Harab Myśliwiec został stworzony przez Ageja jako jeden z Enków z orszaku Boruty. Poparł bunt smoka Rykara i strącony piorunem Jarowita stał się Čortem. Rzeźbiarze i malarze miniatur przedstawiali go jako rosłego, śniadego męża bez dziurek w nosie, z czarnymi włosami spadającymi do ramion. Na Harabowej głowie srożyły się rogi tura lub żubra, albo poroże kozła sarny zakrywane wielkim kapeluszem, takim jaki nosili czarownicy, bądź rysim kołpakiem zdobionym piórami białej czapli. Jedną stopę miał jak człowiek, a drugą zakończoną kopytem dzikiego konia tarpana. Ubierał się w zielony płaszcz leśnych ludzi i przepaskę biodrową ze skóry daniela. Nosił też liczne kły i pazury zwierząt, a także mazał się farbą czerwoną i czarną. Miast paznokci miał czarne szpony krogulca, a jego oczy płonęły jak u Wiły. Harab (Garavus Andarus, Harabus Lovietz) rozbudzał w ludziach żądzę mordu i nakłaniał ich by wybijali całe stada dzikich zwierząt, nawet nie zabierając ich mięsa. Ów to leśny Čort kusił do rozkopywania mrowisk, niszczenia lasów, rzezi zwierząt i sam niszczył królestwo Boruty i Dziewanny Šumina Mati. Pomagała mu w tym cała horda złych duchów lasu o przerażającym wyglądzie i straszliwych rogach, uzbrojona w siekiery, łuki, oszczepy, sieci, kordelasy, trójzęby, a nawet nieznane ówczesnym ludziom rusznice. Leśne Čorty w imię Rykara niszczyły wszystko wokół; mordowały zwierzęta i leśnych ludzi, ścinały drzewa, wyziewami z Čortlandu – Čortieńska zatruwały wodę i powietrze, deptały grzyby, przeszkadzała im nawet trawa i kwiaty. Krasnoludki z plemienia Dziewanki i driady trwożnie szeptały, że Harab służy królowi wąpierzy Erydanowi, który chce wyciąć Wszechpuszczę i na jej miejscu wznieść monstrualny Żelazny Gród – osadę sług Rykara; ciasną, zadymioną, o zatrutych wodach i pozbawioną najmniejszego drzewka, kwiatka, czy listka, żelazną pustynię. Ludzie, których puszcze dotąd żywiły, ubierały, darzyły chrustem, a nawet schronieniem, mieli wyginąć bądź stać się niewolnikami Čortów i straszydeł. Gospodarze i goście Wszechlasu drżeli przed Harabem Myśliwcem i uciekali się pod mocarne ramię Boruty i pod płaszcz Dziewanny Šumina Mati, a leśni Enkowie, z woli Ageja namiestnicy boru, nie zamykali uszu na ich prośby.
Tego dnia pod zdobionym wyobrażeniem dębu sztandarem Boruty trzymanym ręką Wiłkokuka, stanęli leśni Enkowie, którzy potykali się z Zielonym Człowiekiem, a także ich brat Prowadnik – ataman Jeźdźców Leśnych, Biełuń – krzepki starzec o głowie białego rysia uzbrojony w czarowny kostur, Arktur z Gór Nürt – najpotężniejszy z niedźwiedzi, Dziewanna Šumina Mati na jednorożcu i Dziwica ze sforą psów; obie szyjące z łuków, a także sam Boruta dosiadający łosia i walczący obsydianowym mieczem. Na pomoc swemu bratu przybył Weles pod postacią uzbrojonego w złoty trójząb, siwobrodego starca Nikoły w krasnej szacie, jadącego na byku Mikolcu. Ów potężny buhaj o czarnej maści był ojcem wszystkich krów i byków. Zwano go Starym Bykiem, a Leśna Matka natchnioną pieśnią stworzyła go z rzecznego mułu. Nad wojskiem unosiły się chmary udelników i kruków, orłów,jastrzębi, krogulców, myszołowów, kań, sokołów, czarnych bocianów, słonek i żurawi mających spuszczać kamienie na hufce Haraba. Sirrah stał na czele niosących kamienie wielkości ludzkich głów judawek. Były to rude nietoperze o spiczastych pyskach i byczych rogach, wielkością dorównujące lisom. Pod Dębową Stanicą Lasu stanęły leśne rusałki, przez Greków zwane driadami, Wiły, meliady, czyli nimfy jesionowe, dzikie baby, szpetne boby, dobre południce i czarownice, krasnoludki, pogany, czyli leśne olbrzymy, dziwy – mężowie o dwóch koźlich głowach, żmijowie, leśni ludzie – potomkowie żmija Rucława i rusałki Ayisaki, podobne do puchaczy bubony, satyry, Centaury, Neurowie zwani wilkołakami, Leśni Ludzie Lynx o głowach rysiów, paru Płanetników, znicze Nikanor i Nikifor – mężowie z ognikami nad głową, sylen Bakakaj, wreszcie dzierżący ciężką maczugę Ziewończyk zwany Zielonym Człowiekiem. Do boju szło również paru leśniczych, myśliwych i junaków z pobliskich siół i grodów, a także liczne wielkie i potężne zwierzęta jak: mamuty niosące na swych grzbietach wodzów turoni i leśnych ludzi, okryte kudłami nosorożce północne, tury, żubry, dziki w tym Dzika z Jeziora i Białą Lochę, niedźwiedzie, jednorożce, wilki, hieny północne, cyjony, rysie, lwy północne, owcowoły, lesieje, okryte kolczugą borsuki, rosomaki, wydry, gryfy, wielkie węże przez Słowian zwane trusiami i niemal tak samo duże – węże leśne; obrońcy leśnych ludzi, a także łokisy – dzieci Liczyrzepy i szare maupy o ludzkich twarzach. Na tyłach wojsk Boruty i walecznej Dziewanny, wspomaganych przez żmije, rude mrówki, pszczoły, osy, szerszenie i trzmiele, rozpięto białe namioty dla rannych. Opiekę nad nimi sprawowała urodna Devana; córka Dziewanny wraz z zastępami leśnych i wodnych rusałek, panien wodnych, świtezianek, południc, dziwożon, Wił, bab wodnych, czarownic, myszy, nornic, jeży, zajęcy, rzęsorków i ryjówek, a nawet Białej Żmii służącej Mokoszy i wężą Abajowa Złotej Baby.
Wojska Haraba gromadziły się pod czarną jak kir stanicą wyobrażającą koźlą czaszkę na płonącym pniu. Zastępy sług Rykara – Wroga Stwórcy i Stworzeń składały się z leśnych Čortów o straszliwych rogach, zbrojnych w widły i przepasanych łańcuchami, strzyg pod wodzą króla Strachaja (Stregoick) w krasnej szacie, wąpierzy noszących na czarnych tarczach inicjały swego króla; Erydana z Żelaznego Zamku w Burus, złych wilkołaków, południc, nocnic i czarownic, jędz o ogromnych zębach, smoków władnych wypijać jeziora i ruczaje, nagich Čartów o koźlich głowach, trolli uzbrojonych w topory, a nawet niektórych ludzi, których zwiodły chciwość i okrucieństwo. Chorążym był bazyliszek Vrantisk, za którym pełzły roje lutych połozów – węży zabijających wzrokiem, oraz stada pająków wielkich jak konie. Obie armie; Obrońców Lasu i jego Niszczycieli stanęły naprzeciw siebie, a obaj wodzowie walczyć mieli w pierwszym szeregu.
- Hu, hu, dzikie świnie! Obdartusy, dzicz plugawa! - Harab złorzeczył hufcom Boruty, a ten uderzył swego łosia piętami po bokach i runął na wrażą hordę.
Wielkie zwierciadło w złotej ramie, trzymane rękami leśnych rusałek i zniczek – niewiast zniczów odbijało czarne pioruny z oczu Vrantiska i złe moce jego połozów, a zabijające wzrokiem potwory zginęły od tego, a samo zwierciadło poszło w drobny mak. Opuszczoną stanicę Harabową chwycił jeden z leśnych Čortów. Ziewończyk gromił wrogów pokrytą nasiekami maczugą. Pod jej ciosem pękały rogate głowy Čartów i zielone, świńskie łby Świniuli – niewolników Erydana, których król wąpierzy wyhodował z dzików ukradzionych Welesowi. Boruta i Nikoła przebijali na wylot trolle zza Morza Joldów, smoki i pająki, oraz mnóstwo strzyg i Čortów, lecz sam Harab unikał ich obsydianowego miecza i złotego trójzębu. Niszczyciele Lasu padali pokotem od strzał Kuneteja, Dziwicy i Dziewanny Šumina Mati, oraz ich dwórek, a mamuty wiozące na grzbietach leśnych ludzi siały spustoszenie i napełniały serca trwogą. Jednak hufce Haraba nie zostawały dłużne drużynie Boruty. Pod ciosami kutych w Čortieńsku toporów padały tury, żubry, dziki i niedźwiedzie, a nawet jeden mamut niosący króla turońków Orosia Rodusia. Pod ciosami włóczni Čartów o koźlich głowach zginął pokryty kudłami nosorożec północny. Sługa Haraba, Deblik zadał siedem ran Borucie, aż ten go zmiażdżył jako niedźwiedź. Las został ocalony, choć Harab zbiegł do Čortieńska i dał nura w ogień. Synowie Novalsa, którzy brali udział w bitwie sławili męstwo Boruty i Dziewanny – Mistrzyni Łuku. Harab poprzysiągł krwawą zemstę.


*


Od kiedy Czerwony Wiaczesław Amosow zabił Teosta na dębie i zniszczył jego carstwo nad rzeką Nilus, ludzie zapomnieli sztuki kowalskiej. Jednak Čorty wciąż władały żelazem, z którego wszak był zbudowany budzący grozę zamek Erydana w Burus. Dniem i nocą pracowały ogromne kuźnie Čortieńska, a dymy wylatywały przez góry ogniste, uczenie zwane wulkanami na Ultima Thule i na apapskiej ziemi. Wytwarzano w nich łańcuchy, kajdany, szable dla ażdach, widły dla Čortów, sztylety, kolczugi, oraz wszelką inną broń i zbroję. Głęboko, na samym dnie Krainy Zatracenia, piekielni kowale wykuli wielką jak górski wierch, bezkształtną bryłę stali. Z czasem dorobili jej podobne do jaszczurzych ręce i nogi, oczy z głazów rudy żelaznej i przepastną paszczę o nazwie Wątpię. Harab pokonany przez Čleśne hufce Boruty i po siedmiokroć zraniony przez Zielonego Człowieka, błąkał się bezczynnie po podziemnym Carstwie Smoły, Siarki i Ognia, aż w swoich wędrówkach zaszedł w Czelustne Miejsce, gdzie smok Rykar przywiązany był łańcuchem do korzeni Wielkiego Dębu. W jednej z łap, złoto – purpurowy potwór trzymał bryłę stali. Zaciskał na niej zakończone czarnymi szponami palce, bądź przerzucał ją z łapy do łapy. Harab Myśliwiec z lękiem podszedł do smoka ogromnego jak cała Ziemia Europy i dygocząc i zalewając się zimnym potem wybełkotał:
- Pa... pa... nie, Czarny Boże, Smoku Luty i Ogromny! Chcę obedrzeć Ziemię z lasów, lecz mogę to uczynić jeno z pomocą Stalowej Góry, którą ty panie raczysz się zabawiać – Rykar słysząc to ryknął, aż ziemia apapska i valkanicka się zatrzęsły, a cały Čortieńsk napełnił się smrodliwymi wyziewami z jego trzewi.
- Idź – zaryczał jak milion milionów lwów – zniszcz lasy i bory, wybij do nogi wszystkich ich mieszkańców łącznie z przeklętą rasą ludzi, przynieś mi na kiju łeb Boruty, a Dziewannę przywieź mi w klatce by zabawiała mnie swym sromem niczym Mara i Locha! - Rykar cisnął Stalową Górę omal nie miażdżąc Prowodyra Kłusowników i innych Čortów, a te z wrzaskiem pobiegły za nią.
Harab i Licho, w Nürcie zwane Loki, odprawiły przerażające gusła nad Stalową Górą, a weszły w nią tuziny złych duchów, łącznie z samymi Myśliwcem i Lichem o głowie komara. Nowy potwór przejrzał kamiennymi ślepiami, ryknął aż zatrzęsło się miejsce narodzin Europy i Bałkana Łobasty, poruszył stalowymi kończynami, po czym wygramolił się na powierzchnię. Wówczas wielki strach padł na to co czuło i żyło. Stalowa Góra pełznąc tratowała drzewa i domy, a jeziora i dunaje zamieniała w cement. Potwór wykuty w Čortieńsku, w ogniu z trzewi Rykara, kierował się prosto na Rokitnickie Sioło. Najmężniejsi i najsilniejsi junacy w starciu ze Stalową Górą ginęli zamienieni w krwawą miazgę, bądź brali nogi za pas. Daremna okazała się siła niedźwiedzi, turów, żubrów, turoni, turońków, owcowołów, tarand, nosorożców północnych, mamutów, a nawet słoni z Afryki i Azji. Na nic szable Dzika z Jeziora i Białej Lochy, na nic rozsadzające skały strzały z łuków Dziwicy i Dziewanny. Nawet Boruta i Ziewończyk – pierwsi mocarze Wszechpuszczy nie mogli powstrzymać Stalowej Góry. Leśny władca zdołał jedynie strzałą z łuku rozbić kamienne oko potwora , a Zielony Człowiek tym samym sposobem obrócił w pył drugie ślepie. Stalowa Góra zawyła, aż w górach posypały się lawiny śniegu i kamieni, lecz jakże daremny to trud! Kolejne wiorsty i arszyny i mile lasu padły pokotem, a triumf Čortów zdawał się być bliski. Z Rokitnickiego Sioła, gdzie Dziewanna Šumina Mati i jej córka Devana zanosiły modły do Ageja i innych Enków, zostałaby wyrwa w ziemi, gdy ziemia – Łono Mokoszy pod stopami Stalowej Góry, o którą Ziewończyk złamał dwuręczny miecz, zajęczała głośno i żałośnie. Mokosza wysłuchała próśb i złotym kluczem otworzyła podwoje Ziemi. Stalowa Góra poczuła, że traci grunt pod nogami i zapada się jak mamut grzęznący w bagnie. Przebierałą jaszczurzymi łapami robiąc wiatr powalający drzewa i ryczała przeraźliwiej niż smok, aż góry rozsypywały się w żwir, lecz nic to nie pomogło. Do końca dnia, Stalowa Góra zniknęła w czarnym łonie Ziemi, a mocą Mokoszy, zniszczone lasy, góry i rzeki odrodziły się. Stalowa Góra wpadła jak śliwka w kompot do Čortieńska, w sam środek przepastnego jak Nordlin i wielkiego jak Aspin jeziora ognia i siarki, gdzie tworząca cielsko potwora stal rozpłynęła się jak wosk. Jeszcze rozbrzmiewało echo ryków nieboskiego stworzenia, gdy Enków, ludzi, zwierzęta i inne żywe istoty ogarnęła wielka radość i wdzięczność za ocalenie. Wszystko co czuło i żyło sławiło Ageja i Mokoszę, co chroni przyrodę i depcze pychę Čortów. Ziewończyk tego dnia radował się podwójnie, bo dzień po zniszczeniu Stalowej Góry, pojął za żonę rusałkę Zvinkę i miał z nią synów i córki.




*


Co do Jagodowej Baby nie zmieniła się nic a nic i wciąż czekała na zbierające jagody dzieci, aby je besztać i opróżniać im koszyki.