Strony

sobota, 21 lutego 2015

Aralia Krowidorska



,,Prawda niechaj się narzuca jeno siłą samej prawdy'' – słowa mądrego Centaura Chirona wypowiedziane do króla greckiego Ješy.



,, […] Niejaka Aralia Krowidorska znad Morza Smoły, która dziewczyna zdążyła polubić, roznosiła napoje wśród widowni, ale pan tapir wyciągnął w jej kierunku przednie kopyto i wrzasnął wielkim głosem:
- Idź świnio! […]'' - K. Oppman ,,Perłowy latopis''.




W owym czasie, gdzieś w Azji Środkowej nad wielkim jeziorem Ar – Araal leżał mały kaganat Ar – Alistan. Państwo to założone zostało jeszcze w czasach Teosta przez Mangupa I (Mangupus ov Peresyj) ojca Kah – ahana, od którego imienia pochodził tytuł miejscowych władców – kaganów, ojca Mangupa II. Stolicą owego państwa był Krowidor (Taurodor). Przez pustynny i kamienisty Ar – Alistan przepływały niewielkie rzeczki Sira i Alana, nad którymi rosły dębowe i cedrowe lasy, oraz owocowe gaje. Ludność żyła z pasterstwa – wypasu owiec, kóz i wielbłądów, polowań, połowów ryb, oraz z upraw ziemi w oazach. Krowidor – siedziba rodziny panującej Mangupów błyszczał z daleka od bieli i złota. Zjeżdżali doń kupcy z Kartwelii, Taj – Każku, a nawet Bharacji i Orlandu. Nasza bohaterka urodziła się w stolicy kaganatu, kiedy na jego złotym, wyłożonym tygrysią skórą tronie zasiadał Mangup V. Jej ojciec, który w ,,Perłowym latopisie'' nazwany został Bela – Bekovem często, prowadząc interesy, opuszczał swój kraik, a jego towary sprzedawano nawet na wyspie Seylan. Raz popadł w niełaskę u kagana za udzielenie pożyczki jego bratu Caranowi Beznosemu, pretendentowi do tronu – haniebnie okaleczonemu i wygnanemu na pustynię. Bela – Bekov Krowidorski chcąc uniknąć śmierci na palu, bądź obdarcia ze skóry, razem z żoną i dziećmi opuścił Ar – Alistan i osiadł w Orlandzie nad Morzem Smoły. Z nieznanych nam przyczyn opuścił i Orland, aby osiąść w Presnau – stolicy imperium Kościeja na Dalekim Zachodzie. Chcąc zdobyć uznanie srogiego władcy, razem z rodziną przyjął wiarę w smoka Rykara. Aralia liczyła sobie wówczas piątą wiosnę życia. Już niejeden raz, przebiegły władca Čortieńska, przez Azjatów zwany ,,Ibil – chanem'' na manowce zwodził istoty rozumne poprzez przeklęte sekty lichitek – rekrutujących się głównie spośród rusałek, czcicielek Licha (pierwsza wzmianka o nich pochodzi z czasów królowej Malkiešy Lysarayaty), czarownic, czarowników, rykarian, obłędkowców – wyznawców Obłędka oraz tajnego Bractwa Czcicieli Rykara. Bijący czołem przed Čortami nazywali Rykara Czarnym Bogiem, dobro złem, a zło dobrem. Zabiegali o każdą przyjemność; rozpustę i żłopanie wódki, zaś z pogardą uciekali od wszelkich trudów i cierpień. Nienawidzili Ageja, nazywanego przez nich Białym Bogiem, Enków i jytnas; niszczyli ich chramy i ołtarze, rzeźby, mogiły i żalniki. Na budzących grozę ołtarzach Čortów składali ofiary z ludzi, zwierząt, rusałek, krasnoludków i innych stworzeń, które marły w mękach bardzo powoli. Przeznaczone na ofiarę dzieci trzymali w klatkach, a nawet płodzili je specjalnie po to, by móc mordować. Kościej od wyznawców Čortów, w tym od powstałych za jego rządów sekt farelitów – czcicieli Farela i ludzi – strzyg doznawał czci jako namiestnik Čortieńska na ziemi. Bela – Bekov Taurodoros przyjął wielce wstrętny Zakon Smoka Rykara, by znaleźć łaskę w pustych oczodołach Kościeja, a tym samym zdobyć bogactwo i poważanie. Rozczarował się srodze. Kościej nie zwrócił nań uwagi, zaś miejscowi kupcy pogardzali przybyszem z dalekiego Ar – Alistanu i nie pozwalali mu włączyć się w nurt życia towarzyskiego. Zamożna ongiś rodzina z Krowidoru nad jeziorem Ar – Araal, w Presnau klepała biedę. W owym czasie pojawiło się dwóch braci.

,,Pan Dżek Piętro Niżej i Pan Dżek Piętro Wyżej pochodzili z Britainy. Pierwszy z nich był mężem średniego wzrostu o brzuchu wzdętym od piwa, brązowej czuprynie, krótkiej brodzie i bokobrodach, oraz o świńskich, niebieskich oczkach. Ubrany był w kamizelkę barwy chabrów, kaszmirowe pludry, buty z czarnrj, smoczej skóry, białą koszulę i zielony kapelusz z piórem łabędzia. Jego brat był za to wysoki i chudy, a jego strój nie odznaczał się barwnością. Osiedlili się w Presnaulandzie, parę mil za stołecznym grodem imperium Kościeja i tam założyli rodzaj gospody, którą nazwali Dyskoteką (Diskoteka). […] Do Dyskoteki zjeżdżali artyści i goście z całego Carstwa Zachodu, lecz pokazywana w niej sztuka nie niosła żadnych wartości, a także – niestety za wiedzą i cichą zgodą obu braci, rozprowadzano w niej opium z Sinea, čorcie ziele, słodkie ziele z Sindu i konopie z Bharacji, co sprawiedliwie potępił kapłan Otuš z Pomerlandu Okidentalnego. Dyskoteka w żaden sposób nie szkodziła panowaniu Kościeja […]'' - K. Oppman ,,Perłowy latopis''.

Aralia miała brata Manul – gireja i siostry Adalię Helenę i Morę Ruxandrę. Kiedy ich ojciec zbankrutował, syn poszedł pracować jako tragarz, zaś córki bezlitosny ojciec odesłał do zamtuza, a nikt nie stanął w ich obronie. Jedynie Aralia, jego ukochane dziecię, z płaczem i lamentem zdołała wybłagać litość dla siebie i poszła pracować w Dyskotece Pana Dżeka Piętro Niżej. Właściciel owej dziwacznej, przepełnionej jazgotem gospody, kazał jej roznosić wśród widowni napoje – latem chłodną oskołę, soki z różnych owoców, napój z wody źródlanej, miodu, mięty i orzeszków cola z Tassilii, zimą zaś patokę i grzane piwo. Wielu gości Pana Dżeka złośliwie szczypało i poszturchiwało Aralię, zaś szczególnie zawziął się na nią dający głupawe występy tapir anta przybyły z Sonoru. Uważał się za wielkiego artystę, bo nosił na głowie rogi ulepione z masła i rzucał masłem w widzów, krzycząc: ,,Bestie''! Poza tym opowiadał dowcipy (jeden z nich kosztował go zesłanie do kopalni gwiezdników), grał na kitarze – instrumencie z Valkanicy, oraz tańczył tańce z Orlandu. Dla wszystkich był niemiły, a zwłaszcza dla Aralii. Jego wyzwiska nie nadawały się do druku. Aralia żyła w lęku przed żądnym krwi Rykarem i jego hufcami przerażających Čortów. W głębi serca pragnęła czcić prawdziwego boga, który by ją kochał, i którego ona mogłaby pokochać, ale nie miała nikogo, kto by jej go wskazał.




Tego dnia Aralia Krowidorska jak co dzień roznosiła napoje wśród siedzących przy stołach ludzi, żmijów, krasnoludków, Płanetników, wąpierzy i rusałek słuchających występów kogutów, psów, krów, człowieka grającego na kościanym grzebieniu i ryczącego, że go głowa boli, czy chłopców ubranych w skóry lampartów, którzy opowiadali, że ,,słoń ma osiem ciosów'' i inne głupoty. W gospodzie panował półmrok rozproszony jedynie nikłymi płomykami świec z trupiego łoju. W kącie czarownica mówiła coś słonicy, której śnił się jej mąż świecący na nocnym niebie, zaś tapir z Sonoru jak zwykle stał na podium, rzucał bryłami masła, w widząc Aralię wycelował w jej stronę kopytem i wrzasnął: ,,Idź świnio''!
Tego dnia w Dyskotece Pana Dżeka pojawił się dobry potwór Wiłkokuk z Burus. Razem z nim przybyła jakaś panna, za którą oglądali się tak biesiadnicy, jak i artyści. Tatra z Torenia – Nowego Głogowa w Montanii, bo tak się nazywała, liczyła sobie czternastą wiosnę życia. Samemu Panu Dżekowi pijącemu przy stoliku w kącie spodobała się jej głądka, dziewczęca twarz podobna do płatka lilii, oraz jedwabiste włosy czarne jak czeluść Čortieńska. Dziewczynie nie podobały się występy kogutów piejących: ,,Kukuryku na patyku...'', czy kotów grających na grzebieniach, ale co zrobić kiedy Pan Dżek miał taki zły gust? Tatra i Wiłkokuk przeszli przez zakurzoną i zadymioną izbę, a na jej końcu, gdzieś w kącie spotkali nie kogo innego, tylko samą Mokoszę o złotych włosach, której towarzyszył wąż Abajow. Enka, odziana w białą szatę i zielony płaszcz, trzymała w delikatnych dłoniach kądziel. Abajow – wąż co nigdy nie skłonił głowy przed Rykarem, długi był jak wąż boa; skórę miał brązową, upstrzoną ciemnozielonymi plamami. Wiłkokuk zgiął kolana przed Mokoszą w ognistej koronie, to samo uczyniła Tatra, którą uleczone z bezpłodności łono Limby wydało na świat, właśnie dzięki modłom oblubienicy Świętowita. Mokosza otworzyła swe koralowe usta i rzekła do Montanki.
- Agej wybrał ciebie do ocalenia świata, poprzez niewolę, cierpienia i upokorzenia, a przeze mnie będzie czuwał nad tobą – po tych słowach wręczyła dziewczynie kościaną fiolkę z jadem Abajowa – potężnym panaceum. Nazajutrz Tatra obudziła się na jednej z ulic Presnau.
W życiu Aralii długo nic się nie zmieniało. Widziała już wiele ohydnych, ociekających krwią ofiar składanych przez czarnych wołwchów, gwałtów na ołtarzach, pijaństwa, kaleczenia się, trupich palców noszonych jako naszyjniki, dzieci trzymanych w klatkach i innych okropieństw. Żal jej było niewinnych istot, godzinami męczonych ku czci Čortów i czuła niekłamną odrazę do obrzydliwych rytuałów jak nurzanie chleba w urynie na urągowisko ofierze jaką Teost złożył Agejowi. Nie miała jednak nikogo kto powiedziałby jej, że tak być nie musi, że Czarnobóg nie jest żadnym bogiem, tylko zbuntowanym stworzeniem, które poniesie karę, zaś Biały Bóg, Unyj – Jedyny nie pragnie krwi i obrzydliwości, lecz nawrócenia i pokuty. Dni Aralii biegły monotonnie, aż pewnej nocy, gdy spała w swej chacie na skraju lasu i podgrodzia, naszedł ją sen inny niż do tej pory. Dotychczas Čorty Opses i Fantazma, czczony przez sektę fantazmatów, nękały ją koszmarami, od których straszniejszy był tylko sen młodego Volcha Alabasty i zaprzyjaźnionych rusałek. Tej nocy zaś, ukazała jej się dziewczyna, ta sama, której niegdyś nalewała napój z orzeszków cola. We śnie tym, Aralia i Tatra szły po nocnym niebie, krocząc po miękkich jak wata chmurach, a gwiazdy tańczyły i śpiewały nad ich głowami.
- Przybyłam do Prenau obalić Kościeja – mówiła Tatra do Aralii – lecz król wąpierzy Erydan z Burus zatopił białe zęby w mej pięcie i stałam się wampirzycą – dreszcz przeszedł Taurodorę, bo bardzo lękała się wąpierzy, choć niemal codziennie je widywała, zarówno w Dyskotece, jak i na obrzędach czarnych wołwchów. - Straciłam wolną wolę – ciągnęła Tatra- więc stając się zła, biłam czołem przed Kościejem i pełniąc jego wolę, uczyniłam wiele złego, czego żałuję i za co kara mnie nie minie. Zamieniona w wielkiego nietoperza piłam krew tych, których mi Kościej wskazał, a Enkowie wielce się zafrasowali. Jurata Sprawiedliwa wydała mnie na śmierć, lecz Mokosza Miłosierna odczarowała mnie, zdobywając me łzy. Tak znów stałam się istotą ludzką i za to Agejowi chwała.
- Któż to jest Agej? - Aralia w niemal zapomnianym już dzieciństwie słyszała już to imię, zaś Tatra opowiedziała jej o Ageju i Enkach, to co niegdyś dzieciom z Torenia opowiadał żerca Wirszysław z Wyżewa.
,,Chwyć się Złotego Łańcucha, a Królowa Królowych, Dziewica Dziewic i Macierz Macierzy wyciągnie cię z paszczy Rykara'' – na tych słowach sen się skończył.
Minęła noc, dzień i znów zapadła noc. Aralię znów nawiedził sen. Tym razem wraz ze swymi siostrami i bratem tkwiła w otwartej paszczy smoka o barwach purpurowej i złotej, większego od innych smoków. Rozpoznała w nim Rykara, swego piekielnego bożka. W paszczy pełno było przesyconej siarką śliny, żrącej jak niegaszone wapno i wgryzających się aż do szpiku kości płomieni. Mdlała od ostrego i czarnego jak sadza dymu. Już miała zginąć i zostać pożartą, gdy przed jej zmęczonymi oczami ukazał się złoty łańcuch o dziesięciu ogniwach. Aralia złapała się go i została wyciągnięta z paszczy smoka. Stanęła na chmurze, płynąca po rozgwieżdżonym niebie i spostrzegła, że łańcuch został jej rzucony przez Mokoszę – Panią Złotego Łańcucha, jaśniejącą jak Słońce. Aralia spojrzała w dół, w Czelustne Miejsce Čortieńska. Jej rodzeństwa już nie było.... Dzień po tym śnie, Aralia wzięła sobie wolne; płakała nad pełnym zła życiem i wzywała pomocy, by mogła zacząć je na nowo. Wreszcie uwolniona przez Mokoszę od obecności Čortów, porzuciła ich przeklęte obrzędy, a nawet zdołała od nich odwieść matkę i brata. Jej siostry nie zdążyły porzucić Rykara, bo zginęły na jego ołtarzach, zaś serce Beli – Bekova zatrute kultem Čortów nie chciało się od nich odwrócić, aż przestało bić. Aralia, Manul – girej i ich matka Sira – Aradani odnaleźli szczęście, jednak Kościej tępił wiarę w Ageja i Enków. Ci co chcieli ją zachować, ginęli na ołtarzach Rykara i innych Čortów w najbardziej wyszukanych mękach, więc jeno potajemnie oddawali cześć Białobogu i jego Posłańcom. Tajna policja Kościeja, na której czele stał Mięsojad, ustawicznie tropiła wiernych Agejowi, aż w końcu w wyniki denuncjacji, w lochach znalazła się rodzina z Krowidoru. Cała trójka zginęła złożona w ofierze, a w ich męce uczestniczył sam Kościej. Aralia wraz z bratem i matką otrzymała ognistą koronę przysługująca jytnas.

*


Płomienie Ageja oświetlały twarz modlącej się Aralii, która kochała swego ojca, mimo że bił ją, wyzywał i chciał oddać do zamtuza. Mieszkańcy Nawi Jasnej lubili wyprawy na szczyt Wielkiego Dębu, na spotkania z Agejem i Enkami innymi niż Weles. Choć archipelag, na którym mieszkała był krainą szczęścia, w jej sercu gościł smutek, bo jej ojciec cierpiał teraz męki wśród Čortów i innych potępieńców. Łzy uperliły jej policzki. Agej żałował każdego z wiecznych więźniów Rykara, lecz nawet on nie potrafił zburzyć muru, za którym gniło serce ojca Aralii. Bela – Bekov przyjął zakon Rykara, aby się nie narazić, jednak przewrotne nauki czarnych wołwchów tak zatruły mu serce, że nie miał najmniejszej zasługi, która mogłaby wyjednać mu przebaczenie. Jedynie raz, pewnej zimy w Presnau, aby przepędzić żebraka, rzucił weń cebulą. To był jego jedyny dobry uczynek, choć spełniony wyjątkowo niechętnie. Za zgodą Ageja, Aralia stanęła na skraju piekieł i rzuciła swemu ojcu cebulę, aby mógł się jej chwycić i wydostać z Czeluści. Bela – Bekov chciwie złapał warzywo i zaczął się unosić ku górze. Wtedy jednak inni więźniowie Rykara rozpaczliwie łapali się go. On zaś kopał swych współtowarzyszy niedoli, gryzł ich i bił. ,, Wara wam psy''! - wrzeszczał aż wszyscy pospadali w ogień, już na wieczność.
Aralia z Krowidoru była jedną z tych jytnas, których Rykar nienawidził najbardziej.