,,Prawda niechaj się narzuca jeno siłą samej prawdy'' – słowa mądrego Centaura Chirona wypowiedziane do króla greckiego Ješy.
,, […] Niejaka
Aralia Krowidorska znad Morza Smoły, która dziewczyna zdążyła
polubić, roznosiła napoje wśród widowni, ale pan tapir wyciągnął
w jej kierunku przednie kopyto i wrzasnął wielkim głosem:
W
owym
czasie, gdzieś w Azji Środkowej nad wielkim jeziorem Ar – Araal
leżał mały kaganat Ar – Alistan. Państwo to założone zostało
jeszcze w czasach Teosta przez Mangupa I (Mangupus
ov Peresyj)
ojca Kah – ahana, od którego imienia pochodził tytuł miejscowych
władców – kaganów, ojca Mangupa II. Stolicą owego państwa był
Krowidor (Taurodor).
Przez pustynny i kamienisty Ar – Alistan przepływały niewielkie
rzeczki Sira i Alana, nad którymi rosły dębowe i cedrowe lasy,
oraz owocowe gaje. Ludność żyła z pasterstwa – wypasu owiec,
kóz i wielbłądów, polowań, połowów ryb, oraz z upraw ziemi w
oazach. Krowidor – siedziba rodziny panującej Mangupów błyszczał
z daleka od bieli i złota. Zjeżdżali doń kupcy z Kartwelii, Taj –
Każku, a nawet Bharacji i Orlandu. Nasza bohaterka urodziła się w
stolicy kaganatu, kiedy na jego złotym, wyłożonym tygrysią skórą
tronie zasiadał Mangup V. Jej ojciec, który w ,,Perłowym
latopisie''
nazwany został Bela – Bekovem często, prowadząc interesy,
opuszczał swój kraik, a jego towary sprzedawano nawet na wyspie
Seylan. Raz popadł w niełaskę u kagana za udzielenie pożyczki
jego bratu Caranowi Beznosemu, pretendentowi do tronu – haniebnie
okaleczonemu i wygnanemu na pustynię. Bela – Bekov Krowidorski
chcąc uniknąć śmierci na palu, bądź obdarcia ze skóry, razem z
żoną i dziećmi opuścił Ar – Alistan i osiadł w Orlandzie nad
Morzem Smoły. Z nieznanych nam przyczyn opuścił i Orland, aby
osiąść w Presnau – stolicy imperium Kościeja na Dalekim
Zachodzie. Chcąc zdobyć uznanie srogiego władcy, razem z rodziną
przyjął wiarę w smoka Rykara. Aralia liczyła sobie wówczas piątą
wiosnę życia. Już niejeden raz, przebiegły władca Čortieńska,
przez Azjatów zwany ,,Ibil
– chanem''
na manowce zwodził istoty rozumne poprzez przeklęte sekty lichitek
– rekrutujących się głównie spośród rusałek, czcicielek
Licha (pierwsza wzmianka o nich pochodzi z czasów królowej Malkiešy
Lysarayaty), czarownic, czarowników, rykarian, obłędkowców –
wyznawców Obłędka oraz tajnego Bractwa Czcicieli Rykara. Bijący
czołem przed Čortami nazywali Rykara Czarnym Bogiem, dobro złem, a
zło dobrem. Zabiegali o każdą przyjemność; rozpustę i żłopanie
wódki, zaś z pogardą uciekali od wszelkich trudów i cierpień.
Nienawidzili Ageja, nazywanego przez nich Białym Bogiem, Enków i
jytnas; niszczyli ich chramy i ołtarze, rzeźby, mogiły i żalniki.
Na budzących grozę ołtarzach Čortów składali ofiary z ludzi,
zwierząt, rusałek, krasnoludków i innych stworzeń, które marły
w mękach bardzo powoli. Przeznaczone na ofiarę dzieci trzymali w
klatkach, a nawet płodzili je specjalnie po to, by móc mordować.
Kościej od wyznawców Čortów, w tym od powstałych za jego rządów
sekt farelitów – czcicieli Farela i ludzi – strzyg doznawał
czci jako namiestnik Čortieńska na ziemi. Bela – Bekov Taurodoros
przyjął wielce wstrętny Zakon Smoka Rykara, by znaleźć łaskę w
pustych oczodołach Kościeja, a tym samym zdobyć bogactwo i
poważanie. Rozczarował się srodze. Kościej nie zwrócił nań
uwagi, zaś miejscowi kupcy pogardzali przybyszem z dalekiego Ar –
Alistanu i nie pozwalali mu włączyć się w nurt życia
towarzyskiego. Zamożna ongiś rodzina z Krowidoru nad jeziorem Ar –
Araal, w Presnau klepała biedę. W owym czasie pojawiło się dwóch
braci.
,,Pan Dżek Piętro Niżej i Pan Dżek Piętro Wyżej pochodzili z Britainy. Pierwszy z nich był mężem średniego wzrostu o brzuchu wzdętym od piwa, brązowej czuprynie, krótkiej brodzie i bokobrodach, oraz o świńskich, niebieskich oczkach. Ubrany był w kamizelkę barwy chabrów, kaszmirowe pludry, buty z czarnrj, smoczej skóry, białą koszulę i zielony kapelusz z piórem łabędzia. Jego brat był za to wysoki i chudy, a jego strój nie odznaczał się barwnością. Osiedlili się w Presnaulandzie, parę mil za stołecznym grodem imperium Kościeja i tam założyli rodzaj gospody, którą nazwali Dyskoteką (Diskoteka). […] Do Dyskoteki zjeżdżali artyści i goście z całego Carstwa Zachodu, lecz pokazywana w niej sztuka nie niosła żadnych wartości, a także – niestety za wiedzą i cichą zgodą obu braci, rozprowadzano w niej opium z Sinea, čorcie ziele, słodkie ziele z Sindu i konopie z Bharacji, co sprawiedliwie potępił kapłan Otuš z Pomerlandu Okidentalnego. Dyskoteka w żaden sposób nie szkodziła panowaniu Kościeja […]'' - K. Oppman ,,Perłowy latopis''.
Aralia
miała brata Manul – gireja i siostry Adalię Helenę i Morę
Ruxandrę. Kiedy ich ojciec zbankrutował, syn poszedł pracować
jako tragarz, zaś córki bezlitosny ojciec odesłał do zamtuza, a
nikt nie stanął w ich obronie. Jedynie Aralia, jego ukochane
dziecię, z płaczem i lamentem zdołała wybłagać litość dla
siebie i poszła pracować w Dyskotece Pana Dżeka Piętro Niżej.
Właściciel owej dziwacznej, przepełnionej jazgotem gospody, kazał
jej roznosić wśród widowni napoje – latem chłodną oskołę,
soki z różnych owoców, napój z wody źródlanej, miodu, mięty i
orzeszków cola z Tassilii, zimą zaś patokę i grzane piwo. Wielu
gości Pana Dżeka złośliwie szczypało i poszturchiwało Aralię,
zaś szczególnie zawziął się na nią dający głupawe występy
tapir anta przybyły z Sonoru. Uważał się za wielkiego artystę,
bo nosił na głowie rogi ulepione z masła i rzucał masłem w
widzów, krzycząc: ,,Bestie''!
Poza tym opowiadał dowcipy (jeden z nich kosztował go zesłanie do
kopalni gwiezdników), grał na kitarze – instrumencie z Valkanicy,
oraz tańczył tańce z Orlandu. Dla wszystkich był niemiły, a
zwłaszcza dla Aralii. Jego wyzwiska nie nadawały się do druku.
Aralia żyła w lęku przed żądnym krwi Rykarem i jego hufcami
przerażających Čortów. W głębi serca pragnęła czcić
prawdziwego boga, który by ją kochał, i którego ona mogłaby
pokochać, ale nie miała nikogo, kto by jej go wskazał.
Tego
dnia Aralia Krowidorska jak co dzień roznosiła napoje wśród
siedzących przy stołach ludzi, żmijów, krasnoludków,
Płanetników, wąpierzy i rusałek słuchających występów
kogutów, psów, krów, człowieka grającego na kościanym
grzebieniu i ryczącego, że go głowa boli, czy chłopców ubranych
w skóry lampartów, którzy opowiadali, że ,,słoń
ma osiem ciosów''
i inne głupoty. W gospodzie panował półmrok rozproszony jedynie
nikłymi płomykami świec z trupiego łoju. W kącie czarownica
mówiła coś słonicy, której śnił się jej mąż świecący na
nocnym niebie, zaś tapir z Sonoru jak zwykle stał na podium, rzucał
bryłami masła, w widząc Aralię wycelował w jej stronę kopytem i
wrzasnął: ,,Idź
świnio''!
Tego
dnia w Dyskotece Pana Dżeka pojawił się dobry potwór Wiłkokuk z
Burus. Razem z nim przybyła jakaś panna, za którą oglądali się
tak biesiadnicy, jak i artyści. Tatra z Torenia – Nowego Głogowa
w Montanii, bo tak się nazywała, liczyła sobie czternastą wiosnę
życia. Samemu Panu Dżekowi pijącemu przy stoliku w kącie
spodobała się jej głądka, dziewczęca twarz podobna do płatka
lilii, oraz jedwabiste włosy czarne jak czeluść Čortieńska.
Dziewczynie nie podobały się występy kogutów piejących:
,,Kukuryku
na patyku...'',
czy kotów grających na grzebieniach, ale co zrobić kiedy Pan Dżek
miał taki zły gust? Tatra i Wiłkokuk przeszli przez zakurzoną i
zadymioną izbę, a na jej końcu, gdzieś w kącie spotkali nie kogo
innego, tylko samą Mokoszę o złotych włosach, której towarzyszył
wąż Abajow. Enka, odziana w białą szatę i zielony płaszcz,
trzymała w delikatnych dłoniach kądziel. Abajow – wąż co nigdy
nie skłonił głowy przed Rykarem, długi był jak wąż boa; skórę
miał brązową, upstrzoną ciemnozielonymi plamami. Wiłkokuk zgiął
kolana przed Mokoszą w ognistej koronie, to samo uczyniła Tatra,
którą uleczone z bezpłodności łono Limby wydało na świat,
właśnie dzięki modłom oblubienicy Świętowita. Mokosza otworzyła
swe koralowe usta i rzekła do Montanki.
- Agej wybrał
ciebie do ocalenia świata, poprzez niewolę, cierpienia i
upokorzenia, a przeze mnie będzie czuwał nad tobą – po tych
słowach wręczyła dziewczynie kościaną fiolkę z jadem Abajowa –
potężnym panaceum. Nazajutrz Tatra obudziła się na jednej z ulic
Presnau.
W
życiu Aralii długo nic się nie zmieniało. Widziała już wiele
ohydnych, ociekających krwią ofiar składanych przez czarnych
wołwchów, gwałtów na ołtarzach, pijaństwa, kaleczenia się,
trupich palców noszonych jako naszyjniki, dzieci
trzymanych w klatkach i innych okropieństw. Żal jej było
niewinnych istot, godzinami męczonych ku czci
Čortów
i czuła niekłamną odrazę do obrzydliwych rytuałów jak nurzanie
chleba w urynie na urągowisko ofierze jaką Teost złożył Agejowi.
Nie miała jednak nikogo kto powiedziałby jej, że tak być nie
musi, że Czarnobóg nie jest żadnym bogiem, tylko zbuntowanym
stworzeniem, które poniesie karę, zaś Biały Bóg, Unyj – Jedyny
nie pragnie krwi i obrzydliwości, lecz nawrócenia i pokuty. Dni
Aralii biegły monotonnie, aż pewnej nocy, gdy spała w swej chacie
na skraju lasu i podgrodzia, naszedł ją sen inny niż do tej pory.
Dotychczas Čorty
Opses i Fantazma, czczony przez sektę fantazmatów, nękały ją
koszmarami, od których straszniejszy był tylko sen młodego Volcha
Alabasty i zaprzyjaźnionych rusałek. Tej nocy zaś, ukazała jej
się dziewczyna, ta sama, której niegdyś nalewała napój z
orzeszków cola. We śnie tym, Aralia i Tatra szły po nocnym niebie,
krocząc po miękkich jak wata chmurach, a gwiazdy tańczyły i
śpiewały nad ich głowami.
-
Przybyłam do Prenau obalić Kościeja – mówiła Tatra do Aralii –
lecz król wąpierzy Erydan z Burus zatopił białe zęby w mej
pięcie i stałam się wampirzycą – dreszcz przeszedł Taurodorę,
bo bardzo lękała się wąpierzy, choć niemal codziennie je
widywała, zarówno w Dyskotece, jak i na obrzędach czarnych
wołwchów. - Straciłam wolną wolę – ciągnęła Tatra- więc
stając się zła, biłam czołem przed Kościejem i pełniąc jego
wolę, uczyniłam wiele złego, czego żałuję i za co kara mnie nie
minie. Zamieniona w wielkiego nietoperza piłam krew tych, których
mi Kościej wskazał, a Enkowie wielce się zafrasowali. Jurata
Sprawiedliwa wydała mnie na śmierć, lecz Mokosza Miłosierna
odczarowała mnie, zdobywając me łzy. Tak znów stałam się istotą
ludzką i za to Agejowi chwała.
-
Któż to jest Agej? - Aralia w niemal zapomnianym już dzieciństwie
słyszała już to imię, zaś Tatra opowiedziała jej o Ageju i
Enkach, to co niegdyś dzieciom z Torenia opowiadał żerca
Wirszysław z Wyżewa.
,,Chwyć
się Złotego Łańcucha, a Królowa Królowych, Dziewica Dziewic i
Macierz Macierzy wyciągnie cię z paszczy Rykara''
– na tych
słowach sen się skończył.
Minęła
noc, dzień i znów zapadła noc. Aralię znów nawiedził sen. Tym
razem wraz ze swymi siostrami i bratem tkwiła w otwartej paszczy
smoka o barwach purpurowej i złotej, większego od innych smoków.
Rozpoznała w nim Rykara, swego piekielnego bożka. W paszczy pełno
było przesyconej siarką śliny, żrącej jak niegaszone wapno i
wgryzających się aż do szpiku kości płomieni. Mdlała od ostrego
i czarnego jak sadza dymu. Już miała zginąć i zostać pożartą,
gdy przed jej zmęczonymi oczami ukazał się złoty łańcuch o
dziesięciu ogniwach. Aralia złapała się go i została wyciągnięta
z paszczy smoka. Stanęła na chmurze, płynąca po rozgwieżdżonym
niebie i spostrzegła, że łańcuch został jej rzucony przez
Mokoszę – Panią Złotego Łańcucha, jaśniejącą jak Słońce.
Aralia spojrzała w dół, w Czelustne Miejsce Čortieńska.
Jej rodzeństwa już nie było.... Dzień po tym śnie, Aralia wzięła
sobie wolne; płakała nad pełnym zła życiem i wzywała pomocy, by
mogła zacząć je na nowo. Wreszcie uwolniona przez Mokoszę od
obecności Čortów,
porzuciła ich przeklęte obrzędy, a nawet zdołała od nich odwieść
matkę i brata. Jej siostry nie zdążyły porzucić Rykara, bo
zginęły na jego ołtarzach, zaś serce Beli – Bekova zatrute
kultem Čortów
nie chciało się od nich odwrócić, aż przestało bić. Aralia,
Manul – girej i ich matka Sira – Aradani odnaleźli szczęście,
jednak Kościej tępił wiarę w Ageja i Enków. Ci co chcieli ją
zachować, ginęli na ołtarzach Rykara i innych Čortów
w najbardziej wyszukanych mękach, więc jeno potajemnie oddawali
cześć Białobogu i jego Posłańcom. Tajna policja Kościeja, na
której czele stał Mięsojad, ustawicznie tropiła wiernych Agejowi,
aż w końcu w wyniki denuncjacji, w lochach znalazła się rodzina z
Krowidoru. Cała trójka zginęła złożona w ofierze, a w ich męce
uczestniczył sam Kościej. Aralia wraz z bratem i matką otrzymała
ognistą koronę przysługująca jytnas.
Płomienie
Ageja oświetlały twarz modlącej się Aralii, która kochała swego
ojca, mimo że bił ją, wyzywał i chciał oddać do zamtuza.
Mieszkańcy Nawi Jasnej lubili wyprawy na szczyt Wielkiego Dębu, na
spotkania z Agejem i Enkami innymi niż Weles. Choć archipelag, na
którym mieszkała był krainą szczęścia, w jej sercu gościł
smutek, bo jej ojciec cierpiał teraz męki wśród Čortów
i innych potępieńców. Łzy uperliły jej policzki. Agej żałował
każdego z wiecznych więźniów Rykara, lecz nawet on nie potrafił
zburzyć muru, za którym gniło serce ojca Aralii. Bela – Bekov
przyjął zakon Rykara, aby się nie narazić, jednak przewrotne
nauki czarnych wołwchów tak zatruły mu serce, że nie miał
najmniejszej zasługi, która mogłaby wyjednać mu przebaczenie.
Jedynie raz, pewnej zimy w Presnau,
aby przepędzić żebraka, rzucił weń cebulą. To był jego jedyny
dobry uczynek, choć spełniony wyjątkowo niechętnie. Za zgodą
Ageja, Aralia stanęła na skraju piekieł i rzuciła swemu ojcu
cebulę, aby mógł się jej chwycić i wydostać z Czeluści. Bela –
Bekov chciwie złapał warzywo i zaczął się unosić ku górze.
Wtedy jednak inni więźniowie Rykara rozpaczliwie łapali się go.
On zaś kopał swych współtowarzyszy niedoli, gryzł ich i bił. ,,
Wara
wam psy''!
- wrzeszczał aż wszyscy pospadali w ogień, już na wieczność.
Aralia
z Krowidoru była jedną z tych jytnas, których Rykar nienawidził
najbardziej.