Strony

niedziela, 20 grudnia 2015

Postrach Transylwanii




,, [...] Ponad 500 lat temu w królestwie Wołoszczyzny, które stanowi dzisiaj część Rumunii, urodził się chłopiec. Jego ojciec miał na imię Drakul, co znaczy 'smok'. Drakul nazwał swego syna Vlad, ale wielu ludzi mówiło na niego Drakula, czyli 'syn smoka'. W wieku 25 lat Drakula został księciem Wołoszczyzny. [...] Drakula był okrutnym władcą. Jego jeńcy konali w męczarniach. Jedną z metod było wbijanie na pal, które polegało na wbijaniu w ciała więźniów grubych, zaostrzonych drewnianych pali. Pewnego razu Drakula zabił w ten sposób 20 000 ludzi. Stąd pochodzi jego przezwisko: Vlad Palownik. Znęcał się nad ludźmi urywając im kończyny. Przypatrywał się im męczarniom, a legenda głosi, że wypijał krew ofiar. [...] Na Wołoszczyźnie ze strachu przed nim nie popełniano przestępstw i nikt nie robił niczego, co mogłoby nie podobać się władcy. [...] Dzieje Vlada Palownika zostały pomieszane z opowieściami o wampirach, Według legend stwory te spały w dzień, a nocą wychodziły z kryjówek, często jako nietoperze, by ssać ludzką krew! 100 lat temu Bram Stoker napisał słynną historię o wampirach. Są to dzieje pewnego hrabiego z Transylwanii, krainy na Wołoszczyźnie, który żywił się krwią. Książka nosi tytuł 'Drakula', a wampir wygląda jak Vlad. Powstało o nim wiele książek i filmów. Ale nie bójcie się - wampiry przecież nie istnieją! [...]'' - ,,Pierwszy Drakula'' [w]: ,,Wally zwiedza świat cz. 18 Wschodnia Europa''





Gwoli sprostowania: Wołoszczyzna nie była królestwem, zaś ojciec Drakuli nazywał się Vlad Drakul. Przydomek Drakul może oznaczać zarówno smoka jak i diabła... Domyśla się teraz Czytelnik skąd wzięły się straszliwe, demoniczne  Smoki Wampiry z kreskówki ,,Wyspa Niedźwiedzi''? 

Wigilijna creepypasta





Słyszałem od swego znajomego, że jego znajomy słyszał, że w ostatnią Wigilię, u – co tu dużo mówić; ekscentrycznej - rodziny Stanimirskich zabrakło uszek do wigilijnego barszczu.
- Nie mamy już uszek! - powiedziała pani Aldona Stanimirska, matka rodziny.
Wówczas jej mąż, pan Włodzimierz Stanimirski, o którym słyszałem, że jest zaburzony na umyśle i uważa się za … króla Polski, wziął nóż i … odciął sobie nim ucho. Jasne, że krew się polała i bardzo bolało. Kobiety i dzieci w krzyk. Pan Włodzimierz zaś wrzucił swoje ucho do barszczu, zamieszał w nim kciukiem, mamrocząc jakieś zaklęcia, których nie godzi się powtarzać. Wówczas, o zgrozo, jego ucięte ucho rozpadło się na wiele drobnych kawałków. Zamieniło się w przepyszne uszka z kapustą i grzybami; nie da się wykluczyć, że halucynogennymi. Żona wielce zadowolona ucałowała męża i krew przestała lecieć. Potem dziadek ulepił ucho z ludzkiego kału (nie zmyślam, tak donoszą wiarygodni świadkowie!), po czym przylepił je swemu synowi do głowy, a wówczas ucho z kału zamieniło się w prawdziwe ucho z ciała. W Noc Wigilijną cała rodzina Stanimirskich zajadała barszcz z zaczarowanymi uszkami, które bardzo wszystkim smakowały. Uszek zostało się tak dużo, że jeszcze w drug dzień świąt mój znajomy, który odwiedził Stanimirskich w ich leśnym domku gdzieś na Kurpiach, próbował tego barszczu i był nim zachwycony.


Wesołych Świąt życzy Slender Man ;).