,,Po starożytności pozostały legendy: o zarządzeniach unifikacyjnych Filipa Macedońskiego i Aleksandra Wielkiego, o mierze kapitolińskiej, o reformie unifikacyjnej Justyniana. Nie jesteśmy kompetentni do wypowiadania sądu, jakie jest zachowane w tych legendach ziarno prawdy. Sam fakt jednak zachowania się tych legend, z których wszystkie traktują reformy unifikacyjne jako jeszcze jeden tytuł do chwały wielkich starożytnych, jest bardzo wymowny'' - Witold Kula ,,Miary i ludzie''
Strony
▼
piątek, 15 stycznia 2016
Władcy i miary
Legenda o trzech braciach
,,Sarmacja (łac. Sarmatia) u geografów rzymskich nazwa […] [krainy] zamieszkałej przez Sarmatów (Sauromati), o których istnieniu wiedział już Herodot, a którzy dzielili się według Ptolemeusza na: Estów […], Wenedów […], Bastarnów […] i Jazygów […]. Właściwi Sarmatowie (na dzisiejszej Ukrainie) byli zapewne koczownikami pochodzenia irańskiego, Estowie są zapewne równoznaczni z późniejszymi ludami bałtyckimi, a Wenedowie ze słowiańskimi. Sarmatowie zajęli obszary zamieszkałe od III w. przed Chr. przez Scytów […]'' - ,,Encyklopedia Powszechna Wydawnictwa Gutenberga tom 15 Rewir do Serbja''
,, […] Mity te zostały ponoć sprowadzone do Europy w czasach rzymskich przez dwie fale barbarzyńców pochodzenia scytyjskiego – Sarmatów, którzy dotarli do rzymskiej Brytanii, i Alanów, którzy osiedlili się w Bretanii i Prowansji'' – Carl Olson, Sandra Miesiel ,,Oszustwo Kodu Leonarda da Vinci''
Sarmaci
(Asarmathei)
byli wielkim i chrobrym ludem, najbardziej walecznym z ludów Hairan
– Iran – Iranistanu, biorącego swój początek od Grabu i Jodły.
Ich herosem – eponimem był Sarmata (Asarmath),
brat Scyty (Skifa),
założyciela innego bitnego ludu, oraz Nastazji, która poślubiła
Złodzieja – Rozbójnika, przez Polaków zwanego Madejem, po
rozbiciu jego hulajpartii przez jej braci. Na starość, bracia Scyta
i Sarmata udali się do Karačoru, gdzie poczęstowawszy siedzącego
na piecu trzydziestoletniego Ilję Muromca chlebem i winem, wyleczyli
go z paraliżu, umożliwiając tym samym wejście na junacki szlak.
Ludy, których praojcami byli Scyta i Sarmata używały mowy podobnej
do języka Persów, Medów, Kimerów i Amazonek. Pierwotne siedziby
sarmackiego narodu mieściły się nad Morzem Ciemnym (Czarnym) na
ruskiej ziemi. Lud, któremu dane było zawojować znaczną część
ówczesnego świata, utrzymywał się podówczas z pasterstwa i
łupieskich wypraw przeciw Scytom, Grekom, Dakom i Trakom. Nieliczne
grody Sarmatów w owym okresie to: port Samas na Wyspie
Eleuteryjskiej, Skelurous, Skibaar, oraz Bolospur. Później powstały
Magnagaar, Apipur, Apigird, Jazdea, oraz największy i najbogatszy z
nich – Skalagird o złotych kopułach. Pierwszym królem wszystkich
szczepów sarmackich był Amyntes, prowadzący liczne wojny ze
Scytami, Słowianami, Tmutarakańczykami i Amazonkami, z których to
ostatnich ręki poniósł śmierć w bitwie. Od czasów Amyntesa
datuje się zwyczaj noszenia przez królów zamiast korony złotej
gwiazdy przymocowanej do czoła (królowe używały gwiazdy
srebrnej).
Sarmaci
tak jak późniejsi Rzymianie sławili wielu bogów, co więcej w
miarę podbojów wzbogacając swój panteon o bóstwa podbitych
ludów. Za najwyższego boga uznawali Bolosa, przez Słowian zwanego
Welesem, na którego cześć stolicę swego imperium nad rzeką
Tinerpą nazwali Boloska. Pomniejsze bóstwa to: Jasde (Jarowit –
Perun), Api (Kołowiersza, Hestia, Westa), Mitra, Wisznu, Zurwan
(Rod), Izyda (uznana za boginię królowa z Mu, władająca nad rzeką
Nilus), Varia (Jurata), Mania Koza i Sus (bóstwa zapożyczone od
Orian, potomków Oryja, wodza Słowian), Perunica (Perperuna), Baba –
Jaga, Zmiejny Car Ir z żoną Iricą, bóg Paw, bóg Gawial i bogini
Khemi, przez Słowian zwana Panną z Mokrą Głową (bóstwa
alchemików), bóg Wyrak, złoty wąż Czur, Złoty Lew, Teost Kowal,
bóg Lemur (bóstwo cudzoziemców, handlu i żeglugi), Vaju
(Pochwist), Varuna (mąż Varii – Juraty), Isztar, Baal, Remfan,
Komus, Mamon i Mamona, czczone misteriami bóstwa Lubonie, bóg Orzeł
(biały), bóg Bażant i Mistrz Purpurowej Sosny (bóstwa
Sineańczyków), Krisin – Kriszna, Biały Tygrys, Złoty Tygrys,
Czarny Tygrys, Pan Zwierząt i Pani Zwierząt (Boruta i Dziewanna),
bóg Kameleon, Hanuman, Mahasamatman – Majtreja, Nebo – bóg
pisma, Tiamat (Altaira), Aryman (Czernobog), Ormuzd (Agej), Biały
Słoń, Biały Jednorożec, Czarny Słoń, Czarny Jednorożec, bogini
Sroka (bóstwo złodziei), Anat – Pawlilimira, złoty wąż
Kundalini z Bharacji, bogini Sobaka (Żweruna), bóg Potwór
(Świętowit), bogini Muroma i setki innych. Jako bogów czczono
ponadto wszystkich królów i to już za ich życia (jedynie
Słowianie odmawiali im czci boskiej powołując się na zakon Ageja
i Enków zawarty w ,,Gołębiej
Księdze''
i byli od tego przymusu zwolnieni, aż do czasów ostatniego króla,
Atamrasa).
Mężowie
sarmaccy brali sobie wiele żon, im który był bogatszy tym miał
ich więcej. Własnością króla były wszystkie niewiasty w
imperium, nawet te zamężne. Każda z żona króla Sarmatów miała
tytuł królowej, oraz własny dwór i niewolnice – odaliski.
Niektóre królowe sarmackie odgrywały wybitną rolę jak Hapszara,
Idia, Molokia, Hadal – gambis, Sis – apuchara, Apigambis,
Vestalena, czy Arvagambis, która dochowała wierności poślubionemu
sobie królowi Azarmarotowi nawet po jego przemianie w potwora
Simargła – Paskudja; wielkiego, czarnego ptaka o psiej głowie.
Wiele Sarmatek służyło też w imperialnej armii na równi z
mężczyznami, jako łuczniczki. O nich to pisał Pomponiusz Mela:
,, […] kobiety przy boku mężów biorą udział w wojnach. Dziewczętom zaraz po urodzeniu wypalają prawą pierś. W ten sposób prawa ręka lepiej jest przystosowana do walki. Każda dorosła dziewczyna obowiązana jest zabić nieprzyjaciela. Jeśli tego nie uczyni okrywa się hańbą i za karę nie może wyjść za mąż''.
Rzymianin
pisał to w erze trzynastej, wiele tysięcy lat po upadku obu
imperiów sarmackich, toteż nie był ścisły – Sarmatów mylił z
Amazonkami. Sarmatki, których urodę i dobre obyczaje powszechnie
chwalono, często służyły w chramach jako kapłanki. Nosiły białe
szaty z wizerunkami bóstw, którym ślubowały dziewictwo, a
zajmowały się leczeniem, wróżeniem (z wosku, wody, lotu ptaków i
dłoni), szyciem szat dla kapłanów, pieczeniem chlebów i ciast
pokładnych, nauczaniem dzieci, tańcem i śpiewem. Po podboju
Bharacji Sarmaci wprowadzili do swego kultu prostytucję sakralną,
która na długie wieki zadomowiła się na Cyprze.
Wierzyli
w życie po śmierci, w nagrodę czekającą dobrych i karę
przygotowaną dla złych, a ponadto miejsce zwane Komnatą Ognia,
gdzie oczyszczali się ci, co byli nie dość dobrzy by wejść do
Raju, ale i nie dość źli, aby spotkać się z potępieniem. Sąd
bogów wymagał, aby dusza przeszła nad otchłanią ognia po moście
cienkim jak włos, a ostrym jak brzytwa.
Jako
czciciele ognia, Sarmaci oddawali swych zmarłych płomieniom,
wcześniej włożywszy do ust monetę przez Greków zwaną obolem,
jako zapłatę przewoźnikowi dusz. Następnie sypali bardzo wysokie
kurhany, tak jak to czynili Słowianie i Scytowie, zaopatrując je w
ogromne ilości złota i wszelkiego rodzaju innych precjozów, które
w erze trzynastej wzbogaciły niejednego Kozaka.
Sarmaci
używali pisma tinezyjskiego. Szanowali poetów i uczonych;
gromadzili ich dzieła w ogromnych bibliotekach. Największa z nich;
Biblioteka Królewska w Bolosce liczyła sobie 90 000 tomów.
Dysponowali
liczną, mężną i stale doskonalącą się armią, w której
służyły liczne ludy. Z jej pomocą Sarmaci mistrzowsko władający
łukiem i lekkozbrojną konnicą podbili całą Sklawinię, Iran,
Turan, Syrię, Sumer, aż ustanowili imperium rozciągające się na
trzy kontynenty. Upadło ono po piętnastu wiekach, za panowania
króla Atamrasa prześladującego Słowian, pod wpływem powstania
Jeszy – późniejszego króla Grecji, oraz najazdu Scytów,
Amazonek i Hunów. Najazd ów zaaranżował król wąpierzy Tybald.
,, […] Dynastia sarmacka panowała w Analapii [w erze trzynastej] , gdy w Egipcie panowali Ramzesydzi. Liczyłą pięciu królów: Arksa, Barksesa, Araksisa, Witesa i Raszida. Gdy Sarmację nad Morzem Czarnym nawiedziła susza, jej bitni mieszkańcy poczęli napadać na ościenne kraje. Wpierw podbili Rox, a jego król udał się na wygnanie do Analapii. Stopniowo ujarzmiali Kałmuków, Marijczyków, Komiaków, Baszkirów, Bałtów, Analapów, Madunów (na węgierskiej ziemi), Multańczyków i Daków. Nie mogli sprostać tylko Scytom i Amazonkom. Król Analapii schronił się w Bohemii, a król Roxu – w Slawi. Powstało drugie imperium sarmackie, rozciągające się od Lebany po Pasmo Gorynycza i Promet, oraz od prowincji Kola po Montanię i Erydan (Dunaj), ze stolicą w Neście. […] Sarmatydzi nosili na czołach złote gwiazdy (królowie), a ich żony srebrne. Barkses Kszatria prowadził wojnę ze Svamami, lecz został zwyciężony u podnóża zamku Karel […]. Mimo to ogłosił bitwę pod Karel za zwycięską dla Sarmatów. Najechał również Bohemię i Slawię, lecz poniósł klęskę […]. Poza Araksisem traktowali poddanych wyłącznie jako 'mięso armatnie'. Ów wysyłał kupców w odległe strony, aż do Krainy Białych Pól, skąd wrócili z futrami, złotem, piżmem, ciosami mamutów, a także żywymi tygrysem i reniferem. Raszid planował wielką wojnę ze Scytami, lecz zamiast tego poślubił ich królową, która była morą. Liczył, że z pomocą nowych sprzymierzeńców rozgromi państwo Amazonek. Mora nazywająca się Gama wysłała hordy Scytów do walki z amazońską władczynią Atarą. Tymczasem od południa uderzyli król Analapii, Częstogniew I, potomek Juranda III, którego Arx pozbawił władzy i król Roxu, Wiwołd V. […]. Częstogniew wyzwał na pojedynek Raszida, lecz tego zadusiła żona. Drugie imperium sarmackie się rozpadło'' - ,,Legenda''.
W
erze trzynastej zanikł dumny i waleczny naród Sarmatów, lecz sława
po nim nie zaginęła. Krew sarmacka płynie dziś w żyłach wielu
Polaków, Rosjan, Serbów i licznych innych narodów, tak Słowian i
Bałtów, jak i Gruzinów, Ormian, Persów, Hindusów, Afgańczyków,
czy Greków. Z Sarmatami jako swymi przodkami utożsamiali się
zwłaszcza dawni Polacy, śpiewający:
,,Dalej,
bracia, do bułata!
Styl
życia polsko – litewsko – ruskiej szlachty XVI – XVIII wieku,
wraz z przyświecającą mu ideologią nazywa się sarmatyzmem.
Żyjący w XVII wieku pan Muszalski; znakomity łucznik, a znajomy
Wołodyjowskiego i Zagłoby opowiadał o swym irańskim przodku
imieniem Musca. Również polski neopoganin Stanisław Szukalski,
człowiek wielce utalentowany, który niestety zbłądził w wierze,
porzucając Drogę, Prawdę i Życie dla majaków i wyobrażeń, roił
o Sarmatach. Dowodził, że Słowianie pochodzili z Wyspy
Wielkanocnej, po której opuszczeniu osiedli na wyspach Lechia i
Sarmacja. ,,Przedziwnie
tasują się karty''
– powiadał Woland. Duch Sarmatów żyje do dziś w wielu Polakach
i wciąż domaga się wolności. Dotyczy to jakże inaczej, samej
Jeny ov Blackeyovej, co widziała Triumfy, a której ród słynący
bohaterami można wywieść w prostej linii od króla Amyntesa i jego
następców. Tymczasem wróćmy do ery dwunastej, kiedy pierwsze
imperium sarmackie było dopiero w powijakach....
*
Była
noc gdy trzech braci; książąt plemienia Lugiów galopowało w
blasku Srebroniowym na spienionych koniach przez zalany mrokiem las,
gdzieś na ziemiach późniejszej Analapii. Działo się to w czas
najazdu Sarmatów na Słowian, kiedy to królem ze złotą gwiazdą
na czole był Siparhes II z rodu Amyntesa. Trwała właśnie wojna
niezmiernie krwawa i długa, bo pięć wieków trwająca, ze zmiennym
szczęściem toczona. Sarmaci wyszli znad Ciemnego Morza niby mór,
niby pożoga. Poległ Lug I Łęga, król Lugiów wraz ze swym
rycerstwem, zaś jego trzej ocaleni z ogólnej rzezi synowie, starsi
królewicze Helisin i Nahanarwal wraz ze swym młodszym bratem
Nakonem, na złamanie karku gnali na zachód, szukając schronienia u
zaprzyjaźnionego plemienia Wkrzan, nad rzeką Wkrą. Starsi bracia
nazywani byli mądrymi, młodszy zaś – głupim. Po piętach
deptali im wrogowie, wraże pułki sarmackie, bo trzej królewicze
uciekali z sarmackiej niewoli. Helisin i Nahanarwal; brodaci i rośli
jak dęby, umykali na skradzionych ciemiężcom koniach; białym jak
mleko i czarnym jak węgiel. Brat im zawadzał, więc go zostawili i
dalej pognali, choć ów, gołowąsy o włosach jasnych, zawodził
wniebogłosy i błagał braci, by go nie zostawiali. Biegł za nimi,
białe nogi o kamienie ranił, lecz bracia byli już daleko.
-
Agej jest miłosierny – mówił Helisin do Nahanarwala – wybaczy
nam jak przeprosimy, ogień mu zapalimy, jego Enków chramem
uczcimy... - obaj złożyli ślub, że chram wybudują, piękny a
okazały, lecz ich ślub nie był miły ani Agejowi, ani Enkom.
Sarmaci
dogonili wątłego z natury Nakona i już mieli zarzucić nań arkan,
gdy z nieba spadł piorun biały, od którego blasku zrobiło się
jasno jak w dzień. Jarowit wysłuchał Nakona i zesłał mu
ocalenie. Chłopiec na chwilę oślepł i ogłuchł, stracił też
przytomność. Gdy znów otworzył oczy, ujrzał nad sobą pochylony
łeb sapiącego niedźwiedzia, na niedźwiedziu zaś siedział
szczur. Nakon (Naconus)
przestraszył się, lecz był zbyt słaby, aby walczyć swym krótkim
mieczykiem, lub uciekać. Dręczył go głód i pragnienie, drętwiał
z przerażenia, gdy potężny niedźwiedź lizał go po twarzy.
,,Przynajmniej
umrę wolny''
– myślał najmłodszy z braci, kiedy niedźwiedź zaciągnął go
do gawry. Płonne były jednak Nakonowe obawy. W gawrze szczur
przytknął mu do ust blaszany kubek pełen parującego, gorącego
miodu z korzeniami. Na niskim stole paliły się świece; było
ciepło, jasno i przyjemnie. Na półmisku królowała pieczona gęś.
,,Umarłem,
czy co?''
- pomyślał królewicz.
-
Ja zaś nazywam się Jaruta – zamruczał niedźwiedź – chcesz to
możesz tu mieszkać i być naszym bratem – poza gawrą szaleli
wrogowie, bracia się go wyrzekli, nie miał więc gdzie pójść,
toteż Nakon zgodził się na propozycję przyjaznych zwierząt.
Odtąd
zamieszkał z nimi w lesie, niedźwiedź Jaruta zaś, całując go w
usta, użyczył mu swej siły, niby Światogor Ilji Muromcowi, a
także co dzień z nim trenując zapasy, walkę maczugą a mieczem,
uczynił zeń chrobrego i sprawnego wojownika. Już niebawem przyszło
Nakonowi wypróbować swe umiejętności w praktyce....
Z
Wielkiego Stepu ,,[...] przybył
k'nam naród Tartarów. Nie znamy ich języka, ani wiary'' -
,,Czerwony latopis''.
Tartarzy, czyli Piekielnicy porażali swą dzikością tak Słowian
jak i Sarmatów. Uznający samych siebie za poddanych króla –
chana Zamolxa, czciciela Nieba, który miał białego orła w herbie,
Tartarzy byli niscy i krępi, o oczach kosych, skórze żółtej i
włosach czarnych. Odziani w baranie kożuchy, dosiadali małych i
włochatych koni, brzydkich, lecz wytrzymałych. Z barku spyży
potrafili jeść nawet susły, wilki i wszy, mistrzowsko też władali
szablą, łukiem i arkanem. Trawa przestawała rosnąć w miejscach,
które pustoszyli. Palili grody i sioła, zatruwali studnie,
wyrzynali starców i tych co stawiali opór, a niewiasty i dzieci
brali w jasyr. Przed tronem Zamolxa usypywali stosy zrabowanych
kosztowności; złotych i srebrnych naczyń ze świątyń Enków.
Strach jaki budzili, sprawiał, iż myślano, że nie są to ludzie,
jeno Čorty, przez Sarmatów zwane Devami. Witezie słowiańscy i
sarmaccy zawiesili oręż, by wspólnie pod sztandarem Mokoszy –
Spenta Aramaiti odpierać znienawidzonych wrogów.
W
ordzie Zamolxowej był pewien rycerz, nazywany w pieśni Hałagajem,
synem Mamaja. Tego samego Mamaja, który wraz ze swym wojskiem poległ
z ręki Ilji Muromca, a gdy bohater po zwycięstwie uniósł się
pychą, wówczas z dopustu Ageja, Tartarzy powstali z martwych, tak,
że Ilja i Alosza okazawszy skruchę, musieli ich zabijać powtórnie.
Hałagaj Mamajowicz, mąż wysoki jak Goliat, zawsze walczył mając
na głowie odrażającą, czarną maskę z Mogol, zwieńczoną
trupimi czaszkami. Nie rozstawał się z nią, a nawet gdy komuś
zdarzyło się ujrzeć potwornego wojownika i szamana bez maski, ten
ginął wkrótce straszną śmiercią. Z woli Zamolxa, Hałagaj, ów
lubownik okrucieństwa, warował u bram grodu zwanego Brodeń w
okolicach rzeki Virany na polańskiej ziemi i ścinał głowy
wszystkim, którzy doń wchodzili i zeń wychodzili, tak, że
zagroził im głód. Nakon wiedział o tym, ilu już bohaterów
zginęło w starciu z olbrzymim Tartarem. Kto żył, odradzał mu
walkę, czynili tak nawet szczur Tyta i niedźwiedź Jaruta, zaś
junak choć silny mocą Ziemi i dobrze uzbrojony, bał się. Mimo to
wyruszył nad Viranę. Hałagaj rozmawiający z duchami, przywitał
go szyderstwem. Jego miecz, tnący kamień i żelazo długi był jak
Nakonowa noga, zaś tarcza
ciemiężyciela Słowian sporządzona ze skóry centykory, moc miała zatrzymywać nie tylko wszelki oręż, ale też ogień i wodę. Rozpoczęło się zmaganie. Nakon posłał zatrute ciemieżem strzały w pierś i krocze wroga, lecz ów wyrywał je z ciała, odrzucał i walczył dalej. Pod nogami Tartara ziemia płakała i pojękiwała, zaś jego miecz omal nie przepołowił junaka, lecz zamiast niego, rozciął dąb aż do korzenia.
ciemiężyciela Słowian sporządzona ze skóry centykory, moc miała zatrzymywać nie tylko wszelki oręż, ale też ogień i wodę. Rozpoczęło się zmaganie. Nakon posłał zatrute ciemieżem strzały w pierś i krocze wroga, lecz ów wyrywał je z ciała, odrzucał i walczył dalej. Pod nogami Tartara ziemia płakała i pojękiwała, zaś jego miecz omal nie przepołowił junaka, lecz zamiast niego, rozciął dąb aż do korzenia.
-
Nie uciekaj, pchło jedna, zaraz zrobię z ciebie ścierwo dla psów!
- ryknął syn przeklętego Mamaja, którego Ilja Muromiec zabił dwa
razy.
Jego
głos huczał jak wicher. Nakon posłał kolejną strzałę w
Tartarzyna; za cel obrał głowę. Strzała utknęła w wyłupiastym
oku, lecz było to za mało, aby zadać śmierć. Nakon posłał
drugą strzałę w drugie ślepie; i to nie zabiło Hałagaja. W
końcu zdesperowany junak trzema strzałami przedziurawił gardło
olbrzyma, ale i to nie pomogło. Oczy szamana zapłonęły nagle
żywym ogniem pochłaniającym obie strzały, po czym plunęły w
stronę Nakona dwoma ognistymi strumieniami. Junak uskoczył. Pot go
zimny oblewał.
-
Aradvi Sura Aredvi Anahita – ratuj! - wezwał imienia Mokoszy i
zaraz ujrzał jak olbrzymi Azjata pada na twarz niby zrąbane drzewo.
- Sława Mokoszy! - zawołał Nakon i zobaczył, że to niedźwiedź
Jaruta obalił Hałagaja całym swym ciężarem.
-
Co, chłopie? - spytał niedźwiedź. - Nie wiedziałeś, że
niedźwiedzie i wilki mają moc zabijać Čorty? - kiedy to mówił,
kręgosłup Hałagaja pękał z donośnym trzaskiem pod jego
ciężarem, zaś szczur Tyta podziurawił jak rzeszoto srebrnym
sztyletem głowę czarownika razem z koszmarną maską.
-
Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie – rzekł w powagą
Nakon, po czym jednym ciosem miecza odrąbał głowę okrutnika,
ułożył mu ją między nogami, przebił mu serce, po czym oddał
jego olbrzymie cielsko na pastwę płomieni, ku wielkiej radości
mieszkańców grodu.
-
Strach myśleć jaki byłby z niego wąpierz – rzekł Nakon.
Następnie
razem z Tytą i Jarutą, skierował się ku Hałagajowym lochom;
przepastnym a głębokim. Rozpędził strażników jak prosiaki, po
czym jednym ciosem srebrnego topora rozłupał bramę. Powódź
światła wlała się do środka. Nakon wraz ze swymi zwierzętami
zbiegł po licznych i stromych schodach w głąb więzienia i dalejże
rąbać, a zrywać ciężkie łańcuchy. Wśród Hałagajowych
więźniów ujrzał Pojatę; księżniczkę Bałtów z ziem
późniejszej Liteny, pannę wielkiej piękności. Umiłował ją, a
poślubił, razem osiedli wśród Słowian, mieli synów i córki.
Tartarzy opuścili Sklawinię; w decydującej bitwie pod Brodniem nad
Viraną. Nakon przebił pierś króla – chana Zamolxa kopią niby
smoka, a jego herb – białego orła uczynił swoim. Potem był to
herb wszystkich Lugiów.
Tymczasem
Sarmaci po odejściu Tartarów znów poczęli niepokoić Słowian.
*
,, - Przebaczam ci – mówił chłop Czuryło (Čurilo) z Karačoru (Karaczorowca), podgrodzia grodu Muromy, do klęczącej przed nim żony Jagi, która zeszłej nocy zdradziła go ze żmijem. Czuryło zapłonął gniewem, wyobrażał sobie jak cały Karačor wypędza 'nieczyste zwierzę', jego wiarołomną żonę do lasu, albo jak ginie ona straszną śmiercią. Jaga klęczała i zalewała się łzami, aż jej mąż pożałował gniewu i przebaczył żonie, bo ją miłował, 'a ten żmij to huncwot' – rzekł. Od tej pory nigdy więcej go nie zdradziła. Mijały miesiące, aż łono niewiasty opuścił chłopczyk'' – K. Oppman ,,Perłowy latopis''.
Wielu
bohaterów poczęło się w niezwykły sposób, za sprawców swego
istnienia mając niezwykłych ojców. I tak Żmij Ognisty Wilk był
synem niewiasty i świetlistego latawca o złotym warkoczu i
anielskich skrzydłach, który osłabł i umarł ukochawszy jego
matkę. Księcia Ścibora, syna księżnej Żywi, siostry Sediny,
władczyni Słowian Połabskich, spłodził saski król, który
czarami wziął na siebie postać wielkiego, żółtego węża,
bijącego wziętą do niewoli Żywię ogonem po udzie. Herosów
Słońcesława i Chorsamira z Vinety powiła dziewica, na której
łono padały promienie słoneczne i księżycowe, podobnie jak w
przypadku Vasyla Ogniewicza, którego dziewicza matka poczęła
dzięki oparzeniu się iskrą z paleniska. Sukosław Suczyc z Beliny
za matkę miał sukę Żwerunę, ojcem Giży ze Śląża był lew,
zaś Merlina (,,św.
Merlinusa''
– jak pisał o nim pewien Polak) spłodził diabeł – inkub.
Wielu bohaterów zostało spłodzonych przez lud żmijów – jak
Ilja Muromiec, Aleksander Wielki – syn żmija Mirczy i macedońskiej
królowej Olimpias, czy wreszcie car Żmijewicz, który zasłynął
jako obrońca Słowian przed uciskiem Sarmatów.
Był
ci on mąż jak smok; wielki i silny, odważny i znający wiele
tajemnic, lecz co ważniejsze bronił słabych i nigdy nie szedł na
kompromis ze złem. Urodził się na ziemiach późniejszej Rusi w
rodzinie książęcej; jego ojciec, kniaź Spiczygniew poległ
walcząc ze Scytami. Jego miecz przecinał diamenty, a koń szybszy
był od wiatru. Wokół Żmijewicza, niszczyciela strzyg i wąpierzy,
smoków, mantykor, chimer, połozów, czarownic, wilkołaków i
wszelkiej maści rozbójników, z wolna gromadzili się tak możni
jak i ubodzy; jego drużyna gotowych na wszystko junaków rosła z
każdym dniem, a książęta i królowie zaczęli widzieć w nim
swego suzerena; cara i składać mu pokłon. W końcu nawet dumna
Biała Krobacja u źródeł Visany zawarła przymierze ze Żmijewiczem
o brodzie w trzy warkocze zaplecionej. Sarmaci, na których tronie
zasiadał nowy król, Agrost, wciąż dybali na ziemice Sklawinów i
Antów, lecz car Żmijewicz jak prawdziwy syn żmija, wciąż zadawał
im coraz to nowe klęski, niby Krak bijący Awarów, czy Artur
zwyciężający Saksonów. W bitwie pod Uchaniem po stronie żmijowego
syna walczył również i Nakon na czele chrobrego pułku z Brodenia.
Surowa to była rzeźba; Sarmaci zostali odparci. Żmijewicz
odznaczył Nakona; order Złotego Smoka do piersi mu przypiął, a
order ten upamiętniał smoka z Zaziemskiego Oceanu; wierzchowca
Swarożyca i towarzysza jego zabaw. Nakon znów podniósł topór
swój srebrny i bramy sarmackiego lochu rozbił. Wielkie było jego
zdumienie, gdy pośród mnogich jeńców ujrzał Helisina (Gelisina)
i Nahanarwala (Naganarvalusa), swych braci uznających się za
mądrzejszych od niego. Nakon ujrzał ich siwych jak Rimski po
spotkaniu z wampirem Warionuchą, a do tego zakutych w ciężkie
kajdany, brudnych i chudych jak szkielety.
-
Panie złoty, sokole, uratuj nas! - skomleli oślepieni powodzią
słonecznego światła.
Nakon
rozciął mieczem ich okowy.
-
Choć oni uczynili mi krzywdę, czemu nie mogę być lepszy od nich?
Wszak to wciąż są moi bracia – pomyślał Nakon, odrzucając
kuszące myśli o zemście.
Powiedział
bowiem kim jest i przebaczył im, oni zaś płakali z żalu i wstydu.
Najmłodszy z braci, uważany dotąd za głupka, zaprosił ich do
siebie do Brodenia, ugościł w sposób godny bana i przedstawił im
swoją młodą żonę, księżniczkę Pojatę. Dzięki Żmijewiczowi,
bracia powrócili do władzy nad Lugiami i stali się założycielami
trzech plemion lugijskich: Hariów – Nakoniczów, Helisjów i
Nahanarwalów.
Rod,
przez Sarmatów i Persów zwany Zurwanem, pan Koła Czasu, widząc
cnoty cara Żmijewicza, pobłogosławił go długim życiem,
trwającym aż trzysta lat przy równoczesnej sprawności ciała i
umysłu. Owe trzy wieki były dla Słowian błogosławionym czasem
pokoju i dostatku, czasem chrobrych witezi i ich niezwykłych
przygód. Gdy po trzech wiekach zmarł car Żmijewicz siwobrody,
posłyszawszy o tym Sarmaci znów wyruszyli ze swych komyszy
nadczarnomorskich na podbój Sklawinii. Wielka ich siła stanęła na
stepach ukrainnych; nie brakło łuczników, tarczowników, ani
ciężkozbrojnych, skrzydlatych kopijników na siwych koniach. Była
nawet wowa (vova) – czarna jak noc i większa niż żubr,
sześcionoga ropucha o głowie hieny, którą prowadził na
srebrzystym łańcuchu sarmacki kapłan, zwany magiem. Zawyły złote
surmy, zadudniły bębny i wojewodowie obu armii znak dali do
zaciętej walki. Sarmaci zawsze słynęli z odwagi; nikt bezkarnie
nie posądzał ich o tchórzostwo. Jednak tym razem porzucili broń i
poczęli uciekać w wielkim popłochu.
-
Żmijewicz z martwych powstał! - krzyczeli z wielkim przestrachem,
bo też Słowianie zwlekając z oddaniem ciała swego wodza
pogrzebowym płomieniom, przywiązali jego trupa do końskiego
grzbietu, czym skutecznie wyprowadzili wrogów w pole. Rozszalała
wowę ubili palicami Słowianie; odtąd gdy pokazywali na coś
brzydkiego, mówili: ,,Chro, wowa!'' Bitwa została wygrana. W
erze trzynastej podobny fortel zastosowali średniowieczni Hiszpanie,
walczący z Maurami używając trupa Cyda.
Jednak
żadne królestwo nie jest wieczne i niebawem po usypaniu kurhanu
Żmijewiczowi pod Żółtymi Wodami w miejscu niedawnej bitwy,
Sarmaci po raz kolejny uderzyli na Słowian i wielkie było ich
zwycięstwo. Na wiele wieków zajęli obie Krobacje, kraj Lugiów,
Bliski Zachód, wyspy Ranę, Wolin i Uznam, ziemice Neurów i Burów
Czarnosiermiężnych, wszystkie inne krainy Słowian i Bałtów, a
nawet Grecję, Lewant, Bharację i część Sinea. W owym pierwszym
imperium Sarmatów, Słowianie tworzyli elity i uczyli wielu
pożytecznych rzeczy swych półdzikich zwycięzców. Ich sytuację
można więc porównać do sytuacji Greków w starożytnym Rzymie,
Polaków w carskiej Rosji, czy Ormian w sułtańskiej Turcji.