Strony

piątek, 1 kwietnia 2016

Rokosz Gliniański

,, […] t. zw. r. gliniański przeciw Ludwikowi Węgierskiemu należy do rzędu legend historycznych'' - ,,Encyklopedia Powszechna Wydawnictwa Gutenberga tom 15 Rewir do Serbja''




Była noc i Srebroniowe promienie z trudem przedzierały się przez gęstwinę liści. Leśną ścieżką jechał rycerz o obliczu ponurym, kolczugą okryty, a koń jego siwy. Jeździec zatrzymał się przy leśnym jarze i zsiadł z konia. Ujrzał wielkie ognisko, przy którym tańcowały nagie czarownice. Na rzeźbionym, hebanowym fotelu sprowadzonym aż z Egiptu, zasiadała ich królowa, w przejrzystą koszulę odziana, a włosy jej złociste i rozpuszczone. Jej głowę zdobił złoty diadem z małym porożem jelenia układającym się na kształt litery ,,V'', tudzież znamienia Kainowego co zdobi głowę żmii. Ujrzawszy ją rycerz ucałował jej kolano.






- Witaj, Boraszko! - pozdrowił królową polańskich czarownic.
- Witaj, Glinie, tyś jest bęś króla Radosława, pierwszego tego imienia i jak wiem przybyłeś tu po władzę nad Analapią.
- Zgadza się – potwierdził Glin, nieślubny syn Radosława I Wielkiego i nimfy rzeki Virany.
- Pomogą ci strzygi i czarownice – rzekła Boraszka podrzucając w dłoni kostkę – możesz też liczyć na możnych panów, zwłaszcza na ród Pompiliuszów, chcących mieć prawo do posiadania niewolników jak u Scytów, Germanów, Egipcjan i Greków. Musisz się jednakże wystrzegać – czarownica uniosła w górę szponiasty palec – szpilkowego lasu, bo tylko on może przynieść ci klęskę.
- Niby w jaki sposób? - Glin nie zrozumiał.
- Nikt się nie ostoi, gdy las na niego ruszy z kopyta – rzekła czarownica.
- Mnie to nie grozi – roześmiał się Glin – nawet twoje czary nie mogą dać nóg drzewom! - tymczasem koszula Boraszki rozwiała się jak mgła.
Glin zrozumiał co to znaczy i zaczęło się wielkie chędożenie, którego opisu wolę Czytelnikowi oszczędzić. Inni powiadają, że było inaczej, że Glin uzyskawszy wskazówkę, natychmiast opuścił sabat i pognał ciemnym lasem do swojego dworca. Obserwował go z gałęzi dębu Nocowid – szpieg królewski, syn kobiety i żmija, który urodził się z oczami żbika. Tenże Nocowid potrafił czytać księgę przy blasku Księżyca. Gdy ujrzał Glina, posłał weń strzałę z łuku, lecz chybił. Powiadają też bajarze, że jakaś czarownica, być może sama Boraszka pod postacią wilka odgryzła ogon konia, na którym Glin jechał, ale to mało rzeczy można opowiadać?


*

W Analapii wybuchł rokosz. Glin niesyty tytułu żupana, ogłosił się królem, a na swą tymczasową stolicę obrał Sirad. Wydał dekret składający z tronu króla Radosława, wydziedziczający jego małoletniego syna Bogusława, pierwszego tego imienia i legalizujący niewolnictwo w Analapii. Zebrawszy pod swymi stanicami rody Pompiliuszów, Starżów, Odrowążów i Myszkowskich, a także strzygi, czarownice i Neurów, wyruszył na Nestę grabiąc, gwałcąc i paląc po drodze.
Król Radosław rozesłał wici do zakonu stuha, do wiernych sobie rodów Toporów i Awdańców, w których żyłach płynęła krew Skarbnika; pana węglowych kopalni Śląża, Błyszczyńskich, Chrynickich, Wierzbiętów i Mierzbów. Pomocy mógł się spodziewać również od rusałek i wodników, gryfów, Lynxów, słowińskich olbrzymów z plemienia Stolimów, żmijów i krasniludków z plemienia Uboża.
Obie armie – królewska pod stanicą z białym orłem Tinezem i rokoszanie walczący pod znakiem węża dipsy z Bharacji o palącym jadzie stanęły sobie naprzeciw pod Błotem – maleńką wioseczką pośród mokradeł, złożoną ledwie z kilkunastu chatynek. Król wysłał herolda do rokoszan. Jego orędzie zostało odrzucone; wyśmiane, przegadane i zakrzyczane – nie każdy kto wygrywa w dyspucie musi mieć rację. Glin uparcie chciał zająć miejsce królewicza Bogusława; od tego zamiaru nie potrafiły go odwieść żadne dobra, ani urzędy. Kiedy dyplomacja zawiodła, obie armie stanęły do bitwy. Potokami krwi współplemieńców – tak przyszło wielkiemu władcy płacić za chwilę zapomnienia się. Należąc do zakonu stuha, król Radosław mocą Mokoszy wzbił się razem z koniem wyżej niż sięgają korony dębów. Trzymaną w dłoni włócznią przebił Vrana; króla strzyg, okrytego szkarłatną szatą wystającą spod kolczugi. Jego miecz ścinał chronione garnczkowymi hełmami głowy strzyg kosookich, sojuszników Glina. Królewscy łucznicy oddali salwę w niebo, a sama królowa Boraszka znalazła się wśród czarownic, które ranione strzałami pospadały z mioteł na ziemię. Ubił Radosław wraz z innymi rycerzami stuha pięćdziesiąt pięć strzyg, za każdym razem wznosząc okrzyk ku czci Swaroga. Królewicz Bogusław rozpłatał dwuręcznym toporem dwa rosłe wilkołaki, braci Scabiora i Scolfa dowodzących złymi Neurami. Glin zbiegł ranny z pola bitwy i schronił się w lesie, gdzie przed pogonią ochronił go mrok zapadającej nocy.


*

W owym to czasie Finryk był królem Sasów, Tasillo zaś zasiadał na tronie Bawarii. Glin oddał pokłon obu władcom bitnych ludów germańskich i przyobiecał im Bliski Zachód w zamian za pomoc w zdobyciu korony Lecha. Wkroczyli przeto Sasi i Bawarowie do Analapii, niosąc na ostrzach swych mieczy i toporów śmierć i zniszczenie. Pożoga szła w ślad za Finrykiem i Tasillem, a gwałt ich poprzedzał. Widząc, że Glin sprowadził na Analapię hordy Germanów, opuściła uzurpatora połowa jego sprzymierzeńców. Hufce króla i rokoszan starły się ponownie pod Wrześnią. Miejscowość ta nosiła nazwę na cześć jednego ze Zviezdunów. Dobył miecza chrobry Radosław i skrzyżował go z orężem króla Sasów, aż iskry się posypały. Z imieniem Świętowita na ustach, król Analapii zatopił miecz w okrytej kolczugą piersi wroga. Wyszarpnął oręż i z tym samym okrzykiem natarł na Tasillę, króla Bawarów w topór zbrojnego. Uchylił się przed ciosem i ściął rudobrodą głowę w hełmie rogatym, a masywne cielsko króla Bawarów zwaliło się z łoskotem jak padające drzewo. Germanie widząc śmierć swych władców z ręki króla Słowian, porzucili pole walki, pierzchając jak sarny przed wilkiem. Straszna to była bitwa, w której wojska królewskie otrzymały wsparcie od Strażników Lasu. Oto mgliście zapowiedziane przez królową czarownic Boraszkę, plemię świerczków – entów świerkowych opuściło swe komysze, gniewnie posapując i miażdżąc najezdników, nie mających szacunku dla leśnych Enków. Świerczki szły niepowstrzymanie, ich korzenie wiły się jak macki głowonoga, a na ich czele szedł strzelisty car Svitibor o srebrzystych igłach, syn Mokoszy. Rokoszanie rzucali oręż i płacząc ze strachu błagali o litość. Glin przegrał bitwę, a wraz z nią również wojnę, gdy Svitibor wraz z innymi świerczkami zdobył jego zamek w Chęcinach.







Król Radosław darował życie swemu synowi z nieprawego łoża, jak też wszystkim, którzy złożyli broń, zażądał jednak ukorzenia się przed nim jako przed sędzią. Pompiliusze stawili się na sąd królewski w worze i popiele, kajali się aż miło i odwiedli tym litościwego władcę od należnej im kary. Glin jednak był zbyt dumny, by się ukorzyć przed kimkolwiek, nawet przed królem. Zdradę planował. Gdy nadszedł dzień sądu, Glin udał się do namiotu królewskiego niosąc oburącz dzban malowany, pełen skarbów zamorskich dla zwycięzcy, jak mówił. Idąc w stronę namiotu władcy swego, potknął się upokorzony uzurpator o korzeń, którego nie dostrzegł. Przewrócił się i padł plackiem do stóp Radosława, co ongiś pogromił demony Zarazy, zaś ozdobny dzban wyleciał mu z rąk i stłukł się. Wówczas okazało się, że zamiast klejnotów, mirry czy przypraw, była w nim dipsa – wąż z dalekiej Bharacji o jadzie palącym, groźnym nawet dla słonia czy smoka. Owa to dipsa mająca ukąsić króla, zatopiła kły w twarzy tego, co nosił ją na swych sztandarach. Glin obrzydliwie posiniał i zaraz potem zmarł wśród majaków. Radosław I Wielki kazał go uroczyście spalić i pochować, bo mimo wszystko, mimo całego wyrządzonego przez siebie zła, Glin był jego synem.