,, - Najczęściej choroba to robota chacunangi - zaczął. - Jest ich niezliczone mnóstwo, ale mniejsi rangą zależą od swoich jefes [szefów - przyp. T. K.]. Ci, tu na ziemi, co czyhają na ludzkie dusze, są podobni do dzieci albo karłów. Niektórzy mają brody. Wszystkie pokryte są sierścią: białą albo czarną. Jeśli się komuś ukażą, to odbierają mu rozum, ale czasem uczą go grać w różne gry. Nie jest dobrze spotkać chacunangi. Żyją najczęściej w jaskiniach i u źródeł. Wszystkimi rządzi czterech szefów w niebie; rezydują ram razem z naszym Ojcem - Bogiem, który trzyma ten świat w ręku. Kiedy jedna ręka mu się zmęczy, przekłada świat do drugiej; mamy wtedy trzęsienie ziemi. Nasza pani dziewica z Guadalupe, nakazuje dwóm chucunangi na ziemi iść za słońcem i dmuchać, żeby się poruszało. W niebie znajdują się też wszyscy święci, którzy mają taką władzę jak chacunes, bo się z nimi pomieszali. Ci tu na ziemi - to władcy lasu, władcy zwierząt i roślin. Oni strzegą selwy. Nic nie można zabrać z lasu bez ich pozwolenia. [...] Znani są również z tego, że pilnują zwierząt. Myśliwi mają z nimi wiele kłopotów. Muszą składać im wiele ofiar, aby Władcy Ziemi oddali im jakieś zwierzę. Chaneques nie lubią polowania, bo kiedy jakiś myśliwy zrani zwierzę, oni muszą je zaszywać w swojej jaskini. Trwa to długo i bardzo ich męczy. Na myśliwym, który rozdziera ich zwierzęta, strasznie się mszczą. Porywają jego duszę, a nawet wszystkie cztery dusze, a wtedy on umiera. Ale chacunangui porywają duszę każdemu, kto tylko się przestraszy. Oni łakną wszystkich ludzkich dusz'' - Witold Jacórzyński, Dariusz Wołowski ,,Porywacze dusz''
Strony
▼
niedziela, 5 maja 2019
Chacunangi - mazateccy Władcy Ziemi
Mazateckie wyobrażenia o Polakach
,,Mazatekowie nie byli tak ufni, choć przez cały ten czas próbowaliśmy rozwiać ich uprzedzenia. Na początku ich wyobrażenia na nasz temat były równie fantastyczne , co wyobrażenia Moctezumy o Cortezie, z tą tylko różnicą, że nas nie obsypywano podarkami i nie uważano za bogów, lecz za szkodliwych intruzów. [...] O Magdzie poszły słuchy, że wyrywa dzieciom serca. [...] We wsi podejrzewano, że przyjechałem tu z daleka, 'może z innej planety', aby 'wypijać krew z Mazateków', 'kraść ich narządy i spermę', a potem wysyłać te skarby do 'specjalnego banku w Stanach Zjednoczonych'. Trzeba było dwóch tygodni, żeby mieszkańcy wsi przyzwyczaili się do naszego widoku. [...]'' - Witold Jacórzyński, Dariusz Wołowski ,,Porywacze dusz''