We
wrześniu 2019 r. obejrzałem amerykański film ,,Tolkien’’
z tego samego roku w reżyserii Dome’a Karukoskiego (ur. 1976).
Jest to film biograficzny z nielicznymi elementami fantasy w scenach
wizualizacji fantazji głównego bohatera. Akcja filmu rozgrywa się
w pierwszej połowie XX wieku w Wielkiej Brytanii (Sarehole,
Birmingham, Oksford) i we Francji (pole bitwy pod Sommą). Opowiada o
przeżyciach młodego J. R. R. Tolkiena aż do 1937 r. kiedy zaczął
pisać ,,Hobbita’’.
W dzieciństwie Tolkien (urodzony w Blomfontain na terenie
dzisiejszej RPA) razem z matką, przyjacielem rodziny – katolickim
księdzem Francisem Morganem i bratem Hilarym z żalem wyjechał z
sielskiego Sarehole do brzydkiego, przemysłowego Birmingham. Uczył
się tam w elitarnej Szkole Księcia Edwarda, gdzie razem z kolegami
należał do Tea Club and Barrowian Society (TCBS) – klubu
zbierającego się w herbaciarni. Matka dbała o jego edukację i
wcześnie ujawniony talent do nauki języków. Pokazane też zostało
jak opowiadała swym synom baśń o walce Sigurda ze smokiem. Po
śmierci matki chłopcami zaopiekował się ks. Francis Morgan.
Pokazany został wątek pierwszej i jedynej miłości do Edith Bratt
– sieroty i protestantki, która lubiła opery Wagnera, studia
filologiczne na Oksfordzie i udział w I wojnie światowej.
Opowiedziana historia kończy się założeniem rodziny przez
Tolkiena i Edith. Film choć
w sumie dobry, nieco też rozczarowuje; zabrakło ukazania ważnej
roli katolicyzmu w życiu Tolkiena (notabene kandydata na ołtarze),
z drugiej strony wiadomo, że trudno nakręcić dobry film o pisarzu
czy poecie...