,,I ujrzałem Bestię wychodzącą z morza, mająca dziesięć rogów i siedem głów, a na rogach jej dziesięć diademów, a na jej głowach imiona bluźniercze. Bestia, którą widziałem, podobna była do pantery, łapy jej – jakby niedźwiedzia, paszcza jej – jakby paszcza lwa. A Smok dał jej swą moc, swój tron i wszelką władzę’’ - Ap 13, 1-2.
Kiedy
królowa Gewissa, żona króla Bogdala, powiła syna, mawiano, że
chłopczyk trzymał w zaciśniętej piąstce grudkę zakrzepłej
krwi. Dziecię ochrzczone zostało imieniem swego dziada od strony
matki, Artura, króla Brytanii przez arcybiskupa Tytusa w stołecznym
grodzie w Neście. Na chrzciny przyjechali zaproszeni monarchowie z
zachodnich krain; Artur, Klodwik i Teodoryk Wielki, którzy niegdyś
u boku króla Analapii walczyli z najazdem Czerwonego Człowieka,
oraz legat papieski i cesarz z dalekiego Carogrodu. Mistrzowie
kucharscy przygotowali znakomitych dań obfitość; od pieczonych w
całości dzików i tucznych wieprzy, przez łapy niedźwiedzi,
chrapy łosia w galarecie, nadziewane przepiórki i kuropatwy, po
kołacze, pierniki, zamorskie cukry i bakalie. Z królewskich piwnic
wytoczono beczki wina pamiętające jeszcze początki dynastii
Grakchidów, a także miodu o upajającym zapachu. Cała Analapia od
najmożniejszych rodów takich jak Błyszczyńscy aż po leśnych
ludzi i inne stworzenia ze starszych ras, radowała się kilkanaście
dni po rząd z narodzin królewicza. W dużych grodach fontanny
wyrzucały z siebie wino i oliwę, a srebro było wówczas tak
pospolite jak słoma. Wśród powszechnej radości nikt nie
przypuszczał, że wielkimi krokami zbliża się nieszczęście.
Artur
Bogdalewic czynił postępy w latach, a jego ojciec podkręcał wąsa
ciesząc się, że rośnie mu godny następca. ,,On
pomnoży sławę Analapii i utwierdzi ją w wierności Bogu i
Kościołowi’’
- dumał król Bogdal. Pragnąc wychować syna jak najstaranniej
głowił się nad sprowadzeniem na królewski dwór w Neście
najlepszych nauczycieli. Dziwiono się gdy wybór monarchy padł na
starego filozofa Zagrosa, który przybył do Analapii wygnany ze
swego rodzinnego grodu, owianego grozą Tmu – Tarakanu nad Morzem
Ciemnym. ,,Cóż
dobrego może wyjść z Tmu – Tarakanu?’’
- szemrali dworzanie. Istotnie; już od ery jedenastej gród ten
słynął z piractwa i czarnej magii. Tmutarakańczycy czcili
karaluchy tak jak ongiś Egipcjanie otaczali kultem żuki
skarabeusze. Powodem tej zoolatrii był starodawny przekaz o
pierwszym królu Tmu – Tarakanu, którego z głuchoty uzdrowił
właśnie lek sporządzony z karalucha. W grodzie tym pełno było
wszędzie karaluchów tak żywych jak i rzeźbionych, malowanych,
haftowanych i tatuowanych. Życie tych owadów było w Tmu –
Tarakanie znacznie lepsze i wyżej cenione niż życie licznych tu
niewolników przeznaczonych na ofiary na ołtarzach Ognia i Smoka.
Mawiano w Roxie, że zakon tmutarakański pozwala im kraść,
oszukiwać, zabijać i stręczyć do nierządu ludzi spoza grodu.
Jednak
Zagros w oczach króla Bogdala był inny niż jego pobratymcy. Znał
biegle mowę grecką, łacińską, chaldejską, hebrajską, syryjską,
egipską, arabską, a także starokrasną i słowiańską. Nieobce mu
były tajniki astrologii i alchemii, dzieła starożytnych mędrców
Talesa, Pitagorasa, Euklidesa, Arystotelesa i Teofrasta, bestiariusze
i kroniki Scytów i Sarmatów. ,,To
będzie dobry nauczyciel dla mojego syna’’
- uznał król Bogdal. Zagros, jak sam powiadał, opuścił Tmu –
Tarakan naraziwszy się miejscowym kapłanom, a o Analapii od wieków
wieść się niosła szeroko po świecie, że panuje w niej wolność
i schronić się mogą w jej granicach wszyscy prześladowani. Po
przybyciu do Analapii, stary Zagros po rozmowie z biskupem Tytusem
przyjął chrzest i objął posadę wychowawcy królewicza.
Niedługo
potem zmarł król Bogdal żegnany biciem w dzwony, płaczem
owdowiałej królowej Gewissy i żałobą licznych poddanych
przeczuwających, że wraz ze śmiercią ich władcy skończyła się
pewna epoka, a nowe czasy, które nadciągały, wcale nie musiały
być lepsze. Jego zwłoki spoczęły w katedrze w Neście.
Gdy
zabrakło króla, Zagros coraz śmielej zaczął sączyć w duszę
swego podopiecznego nauki przewrotne, których jego ojciec z
pewnością by sobie nie życzył. Obwiniał chrześcijan o wszelkie
zło jakie działo się na świecie; tak prawdziwe jak i wydumane.
Wyśmiewał księży i mnichów, uczył zaklęć i rytuałów ku czci
zamierzchłych bogów i demonów. Z wolna stawało się jasnym, że
choć opuścił Tmu – Tarakan, mimo zewnętrznych pozorów nie
porzucił wcale tmutarakańskiej wiary, lecz zamierza przekazać ją
następcy tronu Analapii. Dusza młodego Artura Bogdalewica z wolna
pogrążała się w mroku czarnym jak wody Morza Ciemnego, a królowa
Gewissa patrzała na to z palącą troską. Nim jednak zdążyła
odesłać Zagrosa poza granice Analapii, umarła straszliwie kaszląc
na przełomie listopada i grudnia. Medycy stwierdzili u niej
zapalenie oskrzeli.
Niedługo
potem w katedrze w Neście miała miejsce koronacja młodego,
niespełna siedemnastoletniego Artura Bogdalewica na króla Analapii,
Burus i Jatvy. Zagros z Tmu – Tarakanu pełnił podówczas urząd
oficjalnego doradcy króla. Jakże srodze się zawiedli ci, którzy
sądzili, że Artur pójdzie w ślady swego ojca! Nowy król, który
zapisał się w annałach jako Artur Apostata (Arturus
ov Apostasis)
rozpoczął swe panowanie od wydania dekretu ustanawiającego
tmutarakańską wiarę w Smoka, Ogień i Karalucha państwowym
wyznaniem Analapii. Wnet poczęły płonąć kościoły, a całe
królestwo za namową Zagrosa pokrył las krzyży z przybitymi doń
ciałami chrześcijan jak również wyznawców Ageja i Enków. Każdy
kto podniósł rękę na karalucha mógł spodziewać się okrutnej
śmierci na łożu tortur. Kapłani tmutarakańskiej wiary co dzień
palili w ofiarnych piecach niemowlęta ssące piersi, gwałcili
dziewice na kamiennych ołtarzach i zadawali tortury i śmierć
młodym i starym, mężom i niewiastom na setki i tysiące sposobów
budzących nieopisaną grozę. Z rozkazu Artura Apostaty i Zagrosa na
pastwę płomieni zostały wydane ogromne biblioteki zakładane przez
dawnych królów Analapii w Neście, Posanie, Opolis, Grakchovie,
Vratislavie, Sedinum, Olsanie, Canum i innych grodach, a wraz z nimi
unicestwione zostały skarby myśli mędrców chrześcijańskich i
pogańskich. Ci, którzy władali pismem czy to tinezyjskim czy
łacińskim ginęli obdarci ze skóry, Artur Apostata pragnął
bowiem władać ludem niepiśmiennym, ciemnym i łatwym do
manipulowania. Arcybiskup Tytus z Nesty na próżno upominał króla,
na próżno wyciągał przeciw niemu miecz klątwy. Za namową
niegodziwego Zagrosa zginął z wyłupionymi oczami ugotowany w kotle
oleju. W Analapii rozpoczęły się Mroczne Wieki.
*
Państwo
Błyszczyńscy statecznie trwali w wierze chrześcijańskiej, choć
do Wymrocza docierały niewesołe wieści. Niedawno z rozkazu króla
zamęczone zostały dwie dzieweczki; siostry rodzone o imionach
Wiesnołka i Wiesnowka za to tylko, że nie chciały przejść na
wiarę z Tmu – Tarakanu. Kat wielokrotnie je gwałcił nim wydał
ich ciała płomieniom stosu. Gdy egzekucja dobiegła końca,
chrześcijanie potajemnie zebrali nadpalone kostki obu dziewcząt,
aby czcić je jako relikwie. Opowiadano, że miasto Gródek, w którym
doszło do tego zdarzenia za karę w jedną noc porosło na powrót
lasem.
Anej
Błyszczyńska nosiła w swym żywocie dziecię jej i pana Bożywoja,
a dzień rozwiązania był coraz bliższy. W Wymroczu znajdowali
schronienie ścigani rozkazem królewskim chrześcijanie jak i
ostatni z wyznawców Ageja i Enków. Widmo śmierci połączyło
wyznawców Chrystusa i Starej Wiary. Wzorem swych przodków pan
Bożywoj nie odmawiał pomocy potrzebującym nawet gdyby miało to
nań ściągnąć gniew Artura Apostaty. W całej Analapii płonęły
kościoły, a krzyże i pale uginały się pod ciężarem coraz to
nowych ciał, kiedy w Wigilię Bożego Narodzenia, pani Anej
Błyszczyńska wydała na świat syna. Chłopiec otrzymał na chrzcie
imię Jeno.
-
Oj, maluśki, maluśki – kręcił nad nim głową pan Bożywoj,
pełen frasunku, bo w ostatnich czasach Analapia nie była
bezpiecznym miejscem dla małych dzieciątek.
*
Grube
i najeżone zasiekami były wały Wymrocza, lecz nie uchroniły one
prastarego majątku Błyszczyńskich przed zdobyciem. Wśród tych,
którym pan Błyszczyński udzielał schronienia znalazł się
zdrajca; dziad Pędzipłoch z Canum. Niegdyś wyłudził on od
zakonników dwa bochny chleba, lecz gdy spotkał żebraczkę z małym
dzieckiem nie chciał się z nimi podzielić i chleb obrócił się w
kamień. Teraz Pędzipłoch wciąż jeno dla siebie poszukując
korzyści wskazał sekretne przejście żołdakom Artura Apostaty, a
ci zalali Wymrocze niczym fale potopu. Była noc rozjaśniona
blaskiem tysięcy pochodni, kiedy wojska królewskie spędziły
mieszkańców majątku do kościoła i podłożyły pod niego ogień.
Krzyki płonących żywcem niosły się daleko i latami jeszcze
powtarzało je echo w lesie. Do zdobytego majątku przybył sam król
Artur Apostata wraz ze swym doradcą Zagrosem. Nie zwlekał z
wydaniem wyroku bez sądu. Jeno Błyszczyński z rozkazu króla
został oderwany siłą od piersi karmiącej go Anej i roztrzaskany o
podłogę. Pan Bożywoj zaraz potem zginął przybity do krzyża i
rozszarpany rozgrzanymi do czerwoności cęgami; oprawcy nie mieli
względu ani na starożytność jego rodu, ani na zasługi dla
Analapii, ni na szlachetne przymioty charakteru. Pogrążoną w bólu
i spływającą łzami Anej z rozkazu króla związano i pod eskortą
zawieziono do Błyszczydeł.
Tam
następnego dnia została ubiczowana i wydana na spalenie na stosie
razem z Daniką z Vompierska; niegdyś czarownicą, a dziś oddaną
czcicielką Chrystusa i Maryi. Jak podają w swojej ,,Kronice’’
Feliks i Adaukt; dwaj mnisi z Oliwy, gdy płomienie pochłonęły już
ciała obu męczennic, a dym z ich stosu uniósł się w górę
niczym kadzidło, niebo przybrało barwę kiru. Rozdarła je złocista
błyskawica i lunął rzęsisty deszcz. Domostwa jęły się rozpadać
jak gdyby zrobiono je z cukru, a na ich miejscu w mgnieniu oka gęsta,
pierwotna puszcza wracała na swe dawne miejsce. Mieszkańcy
Błyszczydeł uciekali w popłochu, a na ruinach ich domostw
zamieszkały dzikie zwierzęta. ,,Tak
Bóg pokarał oprawców błogosławionych Anej i Daniki’’
- czytamy w ,,Kronice’’
Feliksa i Adaukta.
Tymczasem
spustoszone najazdem swawolnego żołdactwa Wymrocze, Artur Apostata
przekazał Błyszczyńskim z Saczka; bocznej gałęzi rodu, która
nie miała oporów z przypodobaniem się każdej władzy.
*
Mijały
lata. Artur Apostata poślubił księżniczkę Spiczymirę z Roxu i
miał z nią syna Cztana; późniejszego króla Analapii Cztana III
Zakonodawcę. Król ten zasłynął wielką reformą religii
słowiańskiej, w której miejsce Ageja zajęli liczni bogowie
noszący imiona i atrybuty Enków. Artur Apostata do ostatnich chwil
swego życia pozostawał pod wpływem Zagrosa z Tmu – Tarakanu
wciąż ścigając ukrywających się chrześcijan krwawymi
represjami. Chętnie udawał konającego wzywając do swego łoża
księży z ostatnim namaszczeniem. Ilekroć któryś nabrał się na
ten podstęp, był przy samym łożu rzekomo konającego aresztowany
i wleczony na tortury, z których nie podnosił się już żywy.
Artur Apostata wyprawił w ten sposób do Domu Pana już czternastu
księży z czego był bardzo dumny. Również i tym razem udając
ciężką chorobę zwabił do siebie księdza Żegotę Barwinka.
Scenariusz przebiegał jak dotychczas: młody kapłan przyszedł z
ostatnim namaszczeniem, a król wydał rozkaz straży, aby go
pochwyciła. Coś jednak zadziało się inaczej niż było w planie –
król Artur Apostata tym razem naprawdę był umierający.
-
Galilejczyku… zwyciężyłeś! - wycharczał resztkami sił i
skonał kiedy ksiądz udzielił mu ostatniego namaszczenia.
-
Teraz możecie mnie aresztować – oświadczył spokojnie ksiądz
Barwinek.
-
Zmykaj, rzymski klecho byle szybko – odparł wstrząśnięty Zagros
z Tmu – Tarakanu.
Po
śmierci Artura Apostaty na tron wstąpił jego syn Cztan III, który
wydał katu Zagrosa i obrócił w perzynę chramy Ognia, Smoka i
Karalucha.