,,[Jendrykva Trędowaty] Urodził się w siole Trądy,
należącym do majątku grafa Liczymira. Nazwa wsi odnosiła się do czasów króla
Nissusa, [...], kiedy mieściła się tu kolonia dla trędowatych. Od urodzenia na
jego karku srożył się łeb najpierw warchlaka, potem dzika. Już jako dziecię,
Jendrykva miast pracować na polu pańskim, czy w rodzinnym gospodarstwie, wolał
niebaczny na złe południce i bat karbowego opalać się, jako pierwszy w
dziejach, bo przez długie ery opalonej cery nie uważano za piękną. Na folwarku
Liczymira, karbowy nazywany był Baton (Vaton), bo jego bat często spadał na
karki chłopów i chłopek rozcinając je do krwi. Batona znano z ciężkiej ręki. Kiedy
ujrzał jak liczący sobie szesnastą wiosnę życia Jendrykva o głowie dzika, miast
wiązać snopy z innymi, opala się w spódniczce z trawy, założywszy nogę na nogę,
zawrzał oburzeniem, cichutko zakradł się do śpiącego w zbożu i jak mu nie
przyłoży! Przyszły wódz Samowolców Chłopskich zerwał się na równe nogi, z bólu
zakwiczał jak dzik, a ujrzawszy ryczącego jak byk karbowego, rzucił się nań z
kułakami. ‘Pokorniej, świński synu!’ – warknął Baton wywijając pejczem,
zaś buńczuczny kmieć kwiczał: ‘Niosę ci zemsty grom, dziczy gniew!’
Wywiązała się zaciekła walka i już po chwili na oczach zdumionych chłopów,
Jendrykva przełożył karbowego przez kolano, zdjął mu pludry i jego własnym
batem, zbił jego dół cielesno – materialny. Kmiecie śmiali się i bili brawo,
ale na drugi dzień graf Liczymir kazał zakuć wyrostka w dyby, napiętnować i
wygnać z Trądów o żebraczym kiju. Wygnaniec w głębi duszy wydał wojnę wszystkim
grafom, żupanom, banom i bojarom. Długo błąkał się po drogach i bezdrożach
Aplanu, nieraz śpiąc pod gołym niebem i szukając grzybów i żołędzi w lasach.
Wokół niego zaczęła się gromadzić drużyna, z której niebawem utworzył klan
Samowolców Chłopskich. Była w nim dzika baba, pani Vehera Owies, świerczka
Chojarzyna, która prawowała się z błaznem Sysakiem, zabawiającym Majan – chana,
o obrazę i jakiś Stanisław, który chełpliwie, a zupełnie fałszywie wywodził, że
wynalazł kościane łyżwy, a który miał taką opinię jak rozpustnik Chmiel
Podrywacz [...]. Wkrótce potem do owych dzikiej baby, świerczki i człowieka
dołączyło więcej uczniów pana Jendrykvy Trędowatego. Swoją drużynę założył w
karczmie ‘Pod Lwem Pręgowanym’, gdzie tak przemawiał przy kuflach piwa:
‘W Niście na kuferku siedzi złodziej – mówił o zarządcy skarbu
królewskiego, Valgerze z Międzyraju. – My, Samowolcy Chłopscy; tarcza
zasłaniająca stan chłopski Aplanu, damy temu złodziejowi takiego kopa w rzyć,
że aż dotknie nosem gwiazd, a zawartość kuferka rozdamy biednym. Król nie radzi
już sobie z tym Międzyrajczykiem, więc naszym obowiązkiem jest pomóc najjaśniejszemu
panu w ukaraniu złodziei. Wcześniej jednak wywrzemy sprawiedliwą pomstę na
panach’. Słysząc to Samowolcy Chłopscy wiwatowali słowami: ‘Hip, hip,
hurra, niech pan Trędowaty wodzem będzie nam!’ Zgodnie z groźbą, Samowolcy
Chłopscy udali się do sioła Trądy i tam podpalili dwór grafa Liczymira. Graf
zginął w płomieniach, razem z żoną i karbowym, zaś jego dwoje dzieci uratowano
z pożaru, co pochwalił sam pan Trędowaty. Odtąd nie palił już dworców, litując
się nad mieszkającymi w nich dziećmi – wszak nawet pańskie dziecko nie jest
winne srogości swego ojca dziedzica i karbowego. Może z niego wyrosnąć porządny
człowiek, a poza tym to wielka zmaza (miasma) przed Agejem narażać dziecię na
śmierć czy czynić je sierotą. Poza tym, za rozruchy, w jedenastej erze i długo
potem groził pal, albo śmierć głodowa w lochu. Jednak Samowolcy Chłopscy nie
próżnowali, o nie! Wędrując po całym Aplanie napadali na wozy wiozące zboże i
wysypywali je na żer myszy i dzików, a pan z Trądów lżył wszystkich urzędników
króla od ‘głąbów i gnojarzy’. Bardzo dziwną rzeczą był czyn grafa
Kraszimira, który uczynił go sołtysem w siole Kwaszimirowo. Na uczcie w swoim
dworcu, z udziałem sołtysa o głowie dzika, graf zapowiedział przy wznoszeniu
toastu, że zamierza się wsławić jeszcze większym wymiarem pańszczyny niż jego
ojciec. Na te słowa Jendrykva Trędowaty zerwał się z krzesła i zakwiczał:
- Jesteście, panie, największym nierobem w
królestwie! – po czym na oczach jego domowników cisnął w twarz Kraszimira
kością, tak mocno, że pękła w drobny mak. Graf ocierając krew z twarzy,
niezwłocznie pozbawił krewkiego sołtysa urzędu, zakuł w dyby i napiętnował.
Były sołtys miał pozostać uwięziony, aż kruki całkiem rozdziobią jego ciało,
lecz z dybów uwolnili go jego towarzysze. Lech III, uczeń Evoliusza z Apapu i
zwolennik bractwa Głupich Głów, lubił pana Trędowatego, chętnie go słuchał i
bronił przed panami. Nadał mu nawet tytuł żupana i posiadłość ziemską Bana
Smila, gdzie hodował strusie z Tassilii. W czasie ostatniej wojny Aplanu z
Kościejem, pan Trędowaty zginął broniąc przed żołdakami dziecka i wówczas stał
się w pełni człowiekiem.’’ – K. Oppman ,,Perłowy latopis’’.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz