,,Wampir, w wierzeniach ludów (zwłaszcza słowiańskich i greckich) duch umarłego, który nocą opuszcza swój grób pod postacią podobną do olbrzymiego nietoperza, aby ssać krew żyjących, którą się żywi." - ,,Encyklopedia Powszechna Wydawnictwa Gutenberga tom 18 Victor do Żyżmory"
Nad pogrążonym w nocy Burus
zgromadziły się czarne chmury i lunął deszcz. Jacyś włóczędzy
widzieli olbrzymi, szary kasztel, lecz zaraz po jego ujrzeniu padli
martwi. Zamek był z żelaza, a z jego wnętrza dobiegały odgłosy
hulanki. Niegdyś mieszkał w nim król wąpierzy Erydan, zaś od
jakiegoś czasu - jego następca Naraicarot I. Siedział na tronie ze
srebra i platyny, a na czarnych włosach miał złoty diadem. Był
pogrążony w rozmyślaniu. Na sali przebywało kilkadziesiąt
wąpierzy pijących z rubinowych, krwawnikowych, bursztynowych i
brylantowych naczyń krew ludzi i zwierząt. Cenionym przysmakiem,
zwłaszcza dla ich dzieci były żywe, lecz okaleczone krasnoludki.
Leżały w kryształowej misie nagie i pożerano je żywcem. Małe,
zdradzieckie sysuny namiętnie piły niebieską krew rusałek, a
wielkie i koszmarne brukołaki - ich rodzice ze stepów Orlandu -
siedziały pod ścianą i tylko ich szkarłatne oczy świeciły jak
lampy. Ubrane w czarną, natłuszczaną bieliznę wąpierzyce
pieściły orskiego ksykuna, o stu wężowych głowach, były też
wiedźmy i nocnice. Z kraju Nürt
przybył troll o ciele goryla i głowie gacka. Jak wszedł,
natychmiast zeżarł zawieszonego u powały uduszonego Płanetnika,
którego tęczową krew wszyscy wdychali, bo była to krew gazowa.
Naraicarot patrzył na bawiących się obojętnym wzrokiem. Wtem -
-Panie!
- do sali wbiegł i padł na twarz jakiś odszczepieniec z plemienia
leśnych ludzi. - Vrouga! Ojcowo! Tatra!
-Mów
rzeczowo parchu, bo na haku zawieszę - jego krzyk skwitował
Naraicarot.
-Królowa
Aplanu przybyła do Ojcowa i zabiła Vrougę złotym łańcuchem
Mokoszy - mówił leśny człowiek, a król wąpierzy zmarszczył
brwi.
-Vrouga
jest nieśmiertelny - zaprzeczył.
-Kościej
też był nieśmiertelny, panie - tymi słowami leśny człowiek
doprowadził Naraicarota do furii.
Wąpierz
rozkazał, aby oddane mu Wiły załaskotały nieszczęśnika. Przez
godzinę śmiał się jak wariat, aż wreszcie jego wciąż drgające
zwłoki rzucono na pożarcie brukołakom. Zapas świeżych
krasnoludków już się skończył, gdy wtem do sali wleciały cztery
mamuny, trzymając drewniane siedzenie zawieszone na dwóch linkach.
Niczym na huśtawce siedziała tam piąta mamuna, nie mająca
skrzydeł. Była za to obwieszona perłami, a do czoła miała
przywiązany gagat. Goście padli na kolana z okrzykiem ,,Gloriya
alden Locha"!1
Naraicarot wstał z tronu i ucałował żmijowy łeb wyrastający jej
zamiast piersi, a ona usiadła z nim przy stole.
-Ostatnio
byłam w Ojcowie i wiesz co się stało? - spytała Locha.
-Jakiś
głupiec mówił mi, że Tatra zabiła Vrougę - odparł Naraicarot.
-Zabić,
nie zabiła - zaprzeczyła Locha. - Vrouga żyje, ale jest uwięziony
po wieki na dnie Mrocznych Błot.
-Zakręt!
- król uderzył w stół pięścią.
Tymczasem
wniesiono nową misę z krasnoludkami, a także z wędzonymi smokami
powietrznymi.
-Widzę,
że ciągle pamietasz o Erydanie - zagadnęła Locha - bo wiesz,
jeśli użyczyłbyś mi swego nasienia, mogłabym wywołać dla
ciebie ducha Erydana.
-Zgoda!
- rzekł Naraicarot i dał służbie znak, aby wpuściła dzikie
zwierzęta.
Tymczasem
on i Locha zniknęli w jednej z komnat. ,,Co się dzieje"? -
myśleli wszyscy gdy na salę wbiegły nagle tur, żubr, dzik,
tarpan, łoś, mamuciątko, miniaturowy słoń z Wyspy Słoni na
Morzu Śródziemnym, a także wilk, tygrys szablozębny i rosomak.
Zwierzęta były przestraszone i biegały po całej obszernej sali.
Brukołaki wydały z siebie potworny ryk i poczęły biegać za
zwierzyną. To samo zrobił troll. Żubr, pędząc wpadł na Centaura
z Valkanicy, tego samego co niegdyś w Likostopolis zrabował futro
Wilsonowi Eaneawattowi. Taraz żubr złamał mu nogę i zwierzę i
potwór wylecieli oknem ponosząc śmierć. Mamutek rozdeptał
hołubionego przez wąpierzyce orskiego ksykuna. Zamęt zrobił się
nieopisany. Brukołaki razem z trollem dopadały umęczonych zwierząt
i rozszarpywały je ku uciesze biesiadników. Wreszcie stoły były
powywracane, krew porozlewana, cuchnęło mordem. Zadowolony gość z
Nürtu
siadł pod ścianą i zajadał rosomaka. Krwawa jatka zajęła parę
godzin. Wreszcie wrócili Naraicarot i Locha. Zadowolenie mieszało
się na ich twarzach z wściekłością. Król podniósł perłowy
róg z krwią do ust i zawołał:
-Gloriya
alden prifamyj royek Eridanus! Štirchliś
Tatra! Ys deklarata exterminanzá
sie, oben sie łyba exterminantoriá
Eridanitis!2-
po tych słowach opróżnił róg.
-Śmierć
królowej! - pozostali biesiadnicy spełnili toast.
Król
wstał od stołu, siadł na tronie i zawołał.
-A
teraz wszyscy tu obecni, za moim przykładem złórzcie przysięgę,
że wszyscy razem dołożymy starań, aby śmierć mojego
poprzednika, Erydana Wielkiego, została pomszczona na Tatrze i jej
rodzinie! - kazał król.
-Ysen
deklarata štirchliś
horribilis alden Tatra; susa ad kudeliniera, tiranus Aplanitis; Leien
ov Tyjen ad erzu kydaren; mare ov cari ad foyak; Mar - Zanna gracilis
3-
złorzono straszliwą przysięgę.
Noc
jeszcze trwała i przeznaczono ją na tańce. Naraicarot tulił w
objęciach Lochę i tańcząc wchodzili na ściany i sufit.
-Co
moja perło radzisz na pognębienie wrogów? - spytał król -
wąpierz.
-Myślę,
że moglibyśmy najpierw zaatakować dzieci - odrzekła Locha.
Swaróg
i jego syn Swarożyc, wróciwszy od Juraty zapalili po raz kolejny w
dziejach Słońce na niebie, a te, płonąc luminowało uśpiony
świat świetlistym nimbem. Bal w Żelaznym Zamku skończył się, a
wąpierze udały się na spoczynek do jam w ziemi. Nocna ulewa
wywabiła na łąki miriady dżdżownic i kolorowych ślimaków, a
ciała włóczęgów, żubra i Centaura w nocy pożarły wilki.
Siedziba złego króla znów była niewidzialna, a nieświadomi
zaszłych w nocy potworności ludzie z radością zaczynali nowy
dzień.
Nocą,
gdy jeszcze szaleli słudzy zła, w stronę Nistu leciał nietoperz
Sirrah z nowymi wieściami z misji...
Rozdział
VII (opowieść Sirraha)
-Z
Zachodu przyszedł wielki, biały tur i
zobaczywszy, że Igaj pluska się w Roxyzorze, wszedł do wody, wziął
tygrysa na rogi i zaniósłwszy na brzeg, położył go na trawie,
patrząc ze współczuciem.
-,,A
wy kimże jesteście"? - zamuczał groźnie na widok posłów.
-,,Czy nie wiecie, że gdy stała tu osada Oska Navłaya; osada
mordercy brata namiestnikowego, ja własnymi rogami rozniosłem na
cztery wiatry spichlerz i pochlapałem się tym białym paskudztwem o
nazwie 'kumys'. Ja, chociaż roślinożercą jestem, też służę
królowi Bengalii i jego przesławnej małżonce Anej Arztein! Kim
jesteście, bo wyglądacie mi na europejskich najezdników"!
-Oska
Navłaya powstała z rozkazu króla Orów, Rutysława - miłośnika
pokoju - tur parsknął wzgardliwie - a ja, książę Ruty; jego syn,
przybywam tu z przesławnym królem Aplanu, Lechem III i grafem
oxlandzkim; Kellu Simi - Abö'em
do króla państwa Tygrys, z przeprosinami i prośbą o pokój -
tymczasem Igaj wytrzeźwiał.
Gdy
zorientował się, że zniszczył pomnik nagrobny swego brata, był
zły jak chrzan na siebie samego i gorzko zapłakał.
-Proszę
cię, synu Rutysława - zwrócił się do Rutego - trzymaj swą orską
truciznę z dala od naszego państwa! - książę zaczerwienił się
jak suknia pani białopolskiej. - A ty, misiu; czemu masz zębów?!
-Bo
- kaza - mi - pane - je - mo - jarohatyna - zezezee - zołota! -
wybełkotał brunatny niedźwiedź. - A - wczesne - jamusałe -
chrupa - kiści - ene! - Igaj złapał się za głowę.
-Panie
Ruty! - ryknął. - Odbieram wam wódkę i wylewam do Roxyzoru, bo to
napój przeklęty, co czyni same nieszczęścia. Gdybyś nie był
posłem od przeniewierczego króla Zachodu, to bym cię schrupał jak
bocian żabę! - na znak dany przez Igaja, sobole i rosomaki
przeszukały posłów, lecz więcej wódki nie znalazły.
Po
dokonaniu rewizji, namiestnik znów przemówił:
-Bengala
i Anej Arztein mieszkają na południu kontynentu, na półwyspie
Bharacji... - ,,Bharatiena" - mruknął książę Ruty - toteż
przed wami długa droga. Dostaniecie przewodnika - Igaj ryknął i
zjawił się kolejny tygrys.
-Zje
nas! - pisnął Ruty, lecz Lech III zgromił go spojrzeniem.
Tygrys
chwilę zlustrował wszystkich wzrokiem, a z jego pręgowanego pyska
wystawały długie kły.
-Jestem
Uza, z armii namiestnika. Będę was prowadził do króla Bengalii i
królowej Anej Arztein - przedstawił się drapieżnik.
-Jestem
Lech III - król Aplanu, to jest książę Orlandu Ruty, syn króla
Rutysława, a to nasz przyjaciel z kraju Oxiów - Kellu Simi - Abö,
syn Kellu Symura - król przedstawił wszystkich, a odważny Ox
głaskał Uzę, aż usiadł mu na grzbiecie.
Po
pożegnaniu z Igajem, posłowie za gąsiory po wódce kupili u
żółtych ludzi trzy konie - 'będzie zapas mięsa' jak to
powiedział Uza. Następnie udali się na wschód. Poza tym nic
bardziej ciekawego się nie wydarzyło, tylko Uza opowiadał im o
Białopolsce i akwenach, które będą mijać" - skończył
opowiadać Sirrah.
-Panie
nietoperzu - poprosiła Anej Afaraka - jest jeszcze wcześnie, czy
opowie nam pan, o tym co tygrys opowiadał tatusiowi?
-Też
bym posłuchała - Tatra przyłączyła się do prośby córki.
-Streszczę
wam - rzekł Sirrah - ale nie za długo, bo w Burus czeka na mnie
obiad - zaczęła się druga część opowiadania.
,,Uza
powiedział, że miną rzekę Irtis, którą rządzi szary gryf, w
tylnej części ciała mający srebrzysty rybi ogon. Po obu brzegach
rzeki są bagna, a po ich przejściu czeka przeprawa przez Ob. Rządzi
nim stwór masywny, o rybim ogonie, smoczym pysku i smoczych,
przednich łapach. Znów przejdą przez bagna i przekroczą rzekę
Jenisej, której panem jest wilk, mający palmowe gałęzie zamiast
łap. Za rzeką są niskie góry, po ich przekroczeniu mija się
niziny. Wypływa z nich rzeka Lena, a jej pani przypomina syrenę. Do
pępka jest kobietą, a reszta ciała przypomina kolczasty, smoczy
ogon - tak samo wygląda zresztą pani Angary. Potem przejdą przez
Góry Średnio - Wysokie i nad Amurem (rządzonym przez ogromną,
czarną traszkę) - poszukają nowego przewodnika. Będą szli przez
gęste lasy pełne komarów, żmij, głuszców, cietrzewi, jarząbków,
wiewiórek, zajęcy, rysi, tygrysów, wilków, lisów, cyjonów,
soboli, gronostajów, rosomaków, niedźwiedzi, dzików, jeleni,
łosi, kudłatych nosorożców, jednorożców, mamutów i kudłatych
olbrzymów (możliwe, że w erze dziewiątej część trolli dostała
się za Roxyzor). Będą się też spotykali z żółtymi ludźmi,
rusałkami, wodnikami i paniami białopolskimi.
Prawdę
mówiąc, Igaj postąpił nieuczciwie - mógł wskazać krótszą
drogę do Bharacji. Tak w ogóle, Kraina Białych Pól jest ciekawym
miejscem. Jest ogromna - na północy ma dostęp do Oceanu
Białopolskiego (kompleksu kilku mórz, których panem jest srogi
potwór Aglu), a na wschodzie do Oceanu Największego. Po drugiej
stronie tego ostatniego jest podobno jakiś nowy ląd. W każdym bądź
razie, na Najdalszym Północnym Wschodzie są Góry Toropi Leuty, za
którymi jest albo kres świata, albo jakiś Czwarty Kontynent. Na
Oceanie Największym leży też białopolska wyspa Mildechas, a w
Oceanie Białopolskim żyją liczne syreny i morskie rusałki,
podległe władzy smoka Aglu. Igaj miał w koronie dziwny szafir -
przedstawiał on jezioro Nordlin, a jego władcą jest król - wodnik
Ayałakay. Królowa tej krainy nazywa się Pani Krowiarka; jest żoną
Ayałakaya, a ich córki noszą imiona Szyłka i Nerka.
Burczy
mi już w brzuchu, więc muszę kończyć, bo noc się wcześniej
skończy. No to cześć"! - borowiec wielki wyleciał przez
okno, co było znakiem, że pora już spać.
Wszyscy
poszli do łóżek i wydawali odgłosy snu. I tylko biały ryś Deneb
chodził po zamku z gorejącymi oczami i mruczał stolicy zasłyszaną
niegdyś białopolską kołysankę:
,,Byłem ci ja raz, w kraju Białopol z Ovovem i Wiłkokukiem,
Teraz opowiem ci bajkę, a będzie dłuuuuga!
Żyło raz, dwóch panów wielkich,
W Oceanie Białopolskim.
Aglu - smok i Kilu - wielo - ryb
Żyli jak z psem kot - wywołali niejeden sztorm
Bojem swym zawziętym!
Aglu miał głowy dwie, a łuskę szmaragdową
Kilu miał mamucie zęby, a ogon wieloryba,
Przednie łapy miał jak mamut, a futro - sobolowe"!
Piosenka
opowiadała o tak dziwnych rzeczach, że wielu nocnych marków
przerywało swe zajęcia, aby posłuchać o odległych krajach.
,,Razu pewnego stanęli do boju ostatniego,
Ocean na czerwono farbowali i kawały mięsa wygryzali.
Aglu dwiema paszczami wieloryba razi, aż zapędził go do
krwawej łaźni.
Cetus gaden4: Oszczędź mi życie!
Dragonus gaden5: Znam się na twym sprycie! Ocean za mały dla nas obu! Chcesz pływać, to spływaj do Obu!
Cetus gaden: Mam dwie łapy, to zamieszkam na lądzie!
Dragonus gaden: Niech tak będzie!
I tak Kilu - wieloryb wylazł z toni,
A że był ciężki - pogrążył się w ziemi,
Teraz tam kielcami macha, a każdy mamut mówi nań:
'tata'".
Deneb
przeciągle ziewnął i ułożywszy się na dziedzińcu zasnął.
Tatrze śnił się Lech III błąkający się w dzuikim kraju i
uspokajały ją słowa: ,,Agej - król wszystkiego".
-A
więc również Białopolski - dodała i zasnęła.
Dwóch
ludzi i jeden Ox, razem z tygrysem jechało konno, a tu nagle
nadbiegł czwarty koń niosący kobietę. Lech odwrócił się do
niej i ...
Rozdział
VIII
-,,Ysen deklarata štirchliś
horribilis alden Tatra, susa ad kudeliniera, tiranus Aplanitis; Leien
ov Tyjen ad erzu kydaren, mare ov cari ad foyak; Mar - Zanna
gracilis6"
- w Żelaznym Zamku znów zgromadziły się straszydła.
Po
odnowieniu przysięgi, zaczęto radzić nad zemstą. Padały
rozliczne pomysły, jeden po drugim odrzucane.
-Trudno
będzie wydrzeć ją z łap Deneba - zauważył jakiś wąpierz.
-Gdyby
nie ten przeklęty Enk, rozgniótłbym ich jak robaki - mówił
troll, któremu nie spieszyło się do Nürtu.
-Tatra
jest ,,łotkip" (wybraną) - wspiera ją Agej i wszyscy Enkowie,
jest mądra i wytrzymała, ma nawet pokorę i miłosierdzie, czego
nam nigdy nie stanie. Jest niebezpieczna dla całego Čortlandu
- Locha przypomniała swoje słowa sprzed lat, wypowiedziane w
Alpenlandzie.
-Skoro
pozbawiła nieśmiertelności Kościeja, to lepiej nie wchodzić jej
w drogę - bąknął strzygoń, pospiesznie zapychając usta
krasnoludkami.
-Ona
musi zginąć! - Naraicarot uderzył pięścią w stół. - Wpędzę
ją do mogiły, ale niekoniecznie od razu - wszyscy zwrócili nań
oczy - wpierw zapełnimy Nawię jej rodziną - Locha klasnęła w
ręce. - Jak wykończymy Lecha?
-Ostatnio
Lecha III widziałem jak razem z królem orskim i jakimś Oxem,
przemierzał stepy Orlandu w kierunku wschodnim - mówił samiec
mantrykony; z podsłuchanych rozmów wynika, że jest teraz poza
Europą.
-Mogłeś
ich zabić - skwitował to Naraicarot - a teraz spróbujemy dobrać
się do dzieci.
Pod
perłowo - rubinowym sufitem ukazała się chmura ognia, a w niej był
widoczny purpurowo - złoty smok na łańcuchu, któremu zatraceńcy
oddali hołd. Król wąpierzy wyjął obsydianowy nóż i najbliżej
siedzącej, skrzydlatej mamunie, uciął żmije zastepujące piersi i
zawinął je w płótno. Na trupiobladej twarzy miał uśmiechy
triumfu.
-Teraz
zaczarujemy to i będą prezentem dla dzieci Tatry, które je
wykończą! - tymczasem biała sukienka okaleczonej mamuny była już
czerwona, a jej właścicielka płakała z bólu, wiedząc, że jej
żmije kiedyś odrosną. Krwawiąc, wyleciała przez okno, aby szukać
leczniczych ziół i chlobębiny do opatrzenia ran. Naraicarot
położył jeszcze wijące się żmije na stole, a wszyscy ciekawie
na nie spoglądali...
*
Rano w Niście, Deneb uśmiercił dwa brukołaki.
Ukrywały się wśród krzewów zamkowego ogrodu, aby móc pożreć
bawiące się przy matce dzieci. Deneb pokazał Tatrze ich koszmarnie
udziwnione cielska i przestrzegł przed zaplanowanym przemówieniem
do ludu stolicy. Zamiast tego, w zastępstwie władczyni on sam
stanął na podium, przytargawszy w pysku zabite w ogrodzie potwory.
Lud ogarnęło przerażenie na widok opasłych, czarno - brązowych,
pokrytych nastroszonym futrem ciał, bezkształtnych łbów z
wyszczerzonymi zębami, rogów, długich jak kosy szponów, ludzkich
rąk i nóg wyrastających z boków ciała, jednego skrzydła
nietoperzowego, a drugiego wroniego. Biały ryś kazał podpalić
zezwłoki i rychło niścianie uspokoili się. Z tłumu wyszedł mały
chłopczyk o dużej głowie w dziwnym kształcie i wielkich,
zielonych oczach, niesamowicie świecących. Nosił orską, białą
koszulę z misternym haftem przy kołnierzu i rękawach, oraz czarne
szarawary. Wyciągnął obie ręce przed Deneba, a miał w nich
czerwoną chusteczkę i żółte jabłko.
-To
dar króla w... Nürtu
dla dzieci królowej Tatry i Lecha III - powiedział, a lud szeptał
,,To jest piękne"!
-Perzona
Foyakista; Likost' ov Truła7!
- na słowa Deneba chustka i jabłko znów zamieniły się w
krwawiące i wijące się żmije, a stepowy sysun z piskiem obnażył
się i począł zmykać.
Strażnik
miejski napiął łuk, aby zastrzelić sysuna, gdy ten się potknął,
lecz jego kolega powstrzymał go:
-My
nie zabijamy dzieci. Nawet jeśli okazują się być sysunami.
W
Burus Naraicarot I nie posiadał się z wściekłości. Jeszcze tej
doby postanowił sprowadzić nieszczęście. Zapadłą już noc, gdy
dzieci skończyły się kąpać. Anej Mari i Mieczysław spędzili
najwięcej czasu w łaźni. Gdy z niej wychodzili, w drodze do
łóżek, coś czerwonego, czego nie mógł schwytać Deneb,
przebiegło korytarzem.
-Boli!
- krzyknęła Anej Mari, a Tatra bezradnie patrzyła, jak dwoje
dzieci jest zranionych w kark olbrzymim, podobnym do skorpioniego,
kolcem.
Rozdział
IX
Po dziedzińcu, z zawrotną
szybkością biegł czworonożny stwór. Był cały czerwony, miał
ludzką głowę, nogi pantery, z tyłu odwłok skorpiona, z kapiącą
z kolca jadowego krwią chłopca i dziewczynki, a nazwa jego:
mantrykona. Dziwoląg biegł przez pogrążony we śnie Nist, a ani
Deneb, ani straże nie mogły go złapać. Wbiegł w las, gdzie
Boruta gonił go na grzbiecie łosia, lecz mantrykona była szybsza.
Gdy byli blisko siebie, Enk wyciągnął obsydianowy miecz i w biegu
ranił potwora. Mantrykona nadal uciekała, aż jeszcze tej nocy
padłą wykrwawiona u bramy Żelaznego Zamku. Na jednej z ulic Nistu,
wyczerpany Deneb leżał wśród piany z pyska. Szybko jednak wstał
i wrócił do zamku. Ujrzał jak Tatra wypuszcza zatrutą krew i
przemywa rany dwójki dzieci. Te były przerażone, a matka nakładała
im szarpie.
-
Co to było, mamo? - spytał się Mieczysław.
-
Jak wychodziliście z łaźni, przez korytarz przebiegło coś
wielkiego i czerwonego i was pokłuło, po czym czmychnęło do lasu.
Nie wiem co to za istota - zamyśliła się Tatra - ale wasze rany
przypominają mi użądlenie przez niedźwiadka...
-
Takiego jak ten z Çatal
Höyük?
- spytała zaciekawiona Anej Mari.
-
Tamten był czarny i większy - zaprzeczyła matka. - Teraz się
połóżcie, może będzie wam lepiej - ucałowała dzieci przed
snem, lecz ją samą dręczyła troska.
Deneb
usiłował pocieszyć królową, lecz i on podejrzewał coś złego.
Do Nistu przybyła Złota Baba, lecz tylko pokręciła smutno głową.
-
Mam jad Białej Żmii i Abajowa, lecz abym mogła nim leczyć,
potrzebuję trzeciego składnika - jadu Króla Węży - mówiła
Złota Baba. - Anej Mari i Mieczysław potrzebują potężnego leku,
bo zostały użądlone przez mantrykonę - Tatra aż krzyknęła.
Nigdy
w swoim zwierzyńcu nie miałą takiej istoty; były one zbyt
niebezpieczne. Pędziły po stepach niczym sokoły w powietrzu, a do
tego były jadowite. Co gorsze, ta konkretna mantrykona nie nie była
jedyną na służbie Čortlandu.
-Jad
mantrykony trzeba koniecznie unieszkodliwić - miauknął Deneb. -
Król Węży mieszka na wschodzie Montanii, w górach powstałych z
ciał Biesów i Čadów;
pójdę po po jego jad - odwrócił się do pozostałych dzieci,
zaniepokojonych cierpieniem rodzeństwa, po czym dał susa przez
okno. Złota Baba starannie wymieszała jad Białej Żmii i Abajowa,
pocieszając wszystkich.
Tymczasem
Deneb wybiegł z Nistu, minął jezioro Open Vida i przeskoczył
Viranę. Był w Grodzie Korabia - dawnej stolicy Aplanu, a u stóp
Łysej Góry (Monta Lysarayaty) patrzyły nań zaciekawione
czarownice. Z Mnogova, gdzie stały mogiły ojcowskich wodników,
wskoczył do rzeki Zanus i płynąc do jej źródeł znalazł się w
Górach Biesów i Čadów.
Szedł po posrebrzanej blaskiem Księżyca połoninie, mając
zawieszony na szyi skórzany woreczek. Gdy zobaczył pełznącego w
trawie węża, zwanego teraz ,,wężem Eskulapa" poprosił go:
-
Jestem Enkiem Denebem z Burus. Pragnę widzieć się z twoim królem,
by użyczył mi swego jadu - wąż kiwnął łbem na znak zgody i
zniknął w murawie. Po sekundzie, bystrym oczom białego rysia
ukazał się olbrzymi gad. Był to wąż barwy intensywnie ognistej,
lub ciemnozielonej, bo różnie go opisywano. Miał czerwone ślepia,
a ogon wieńczył kościany gwizdek, na którym zwykle wzywał swoje
sługi. Jego głowę zdobiły kogucie dzwonki i koguci grzebień, nad
którym jaśniała korona z płomieni - znak, że był Enkiem.
-
Czego potrzebujeszszsz? - zapytał rysia.
-
Agej kazał mi opiekować się Tatrą, dopóki nie wróci Lech III, a
dwoje jej dzieci zostało użądlonych przez mantrykonę... - zaczął
Deneb.
-
Oczywiśśście - nie dał mu dokończyć Król Węży i ugryzł
woreczek.
Deneb
nacisnął jego głowę, aż zbiornik napuchł, po czym liznął
przyjaciela i ruszył w drogę powrotną. Biegł uradowany, gdy w
chwili przekroczenia Virany otrzymał strzał z łuku w pierś. Nie
został zraniony, ale cały jad Króla Węży poszedł na marne. Wtem
z rzecznego mułu wynurzył się troll i wpakował go do głębokiej
dziury w ziemi...
*
Noc minęła, a Deneb nie wrócił. Minęły jeszcze
trzy dni, a jego ,,ani widu, ani słychu". Tymczasem stan Anej
Mari i Mieczysława pogarszał się. Król Naraicarot zacierał ręce.
Pewnego razu do Nistu przybył wędrowny znachor. Wokół niego
gromadzili się ludzie, a on leczył ich wymyślnymi zaklęciami w
języku staroludzkim, niby przez przypadek wymawiał imię Lochy,
masował i zalecał kąpiele. Był bardzo popularny. Ludzie chętnie
przychodzili do niego, bo czarodziejskie kuracje przynosiły dobre
rezultaty. Wiele mu płacono, i w naturze i w papierowej monecie, ale
z wyleczonymi działo się potem coś złego. Z imieniem ,,Rirk"
na ustach, rozdziewali się, zamieszkiwali w puszczach i w ruinach,
oraz wśród mogił. Lękali się ognia, byli agresywni wobec ludzi i
zwierząt, a po jakimś czasie wieszali się lub topili. Znachor
działał jednak dopiero od niedawna i skutki jego uzdrawiania nie
były powszechnie znane. Natomiast jego sława dotarła aż do
królowej. Anej Mari i Mieczysława trawiła ciężka gorączka i
ślinotok, przechodzący w wymioty, a Deneba jak nie było, tak nie
było. ,,Czyżby zdradził"? - martwiła się Tatra, lecz
próbowała ignorować to podejrzenie. Wreszcie straciła
cierpliwość, a posłyszawszy o znachorze, wezwała go do siebie. Na
dworze padał deszcz, więc uzdrawiacz wziął po kropelce i położył
na rozpalone czółka. Następnie zaczął długie, staroludzkie
zaklęcie, którego Tatra, anim dzieci nie rozumiały:
-,,In mny trap, plax uzłu muru krovot, pennep, rurrrrrrur, ly, cüń Lešena irit', ama uż apiot, d- cüń, d - cüń; gorob! D - gorob Anej - Mari b' Metytlałos bor n' vika ama b' vika apiot! Rirk irit', 'tiri, 'tiri, 'tiri! Mantrikuń gorob b' d - cüń - gorob! E. F.''!
-
z całego zaklęcia, Tatra rozumiała tylko imiona swoich dzieci.
Gdy
znachor skończył, położyła na nie ręce i spostrzegła, że
gorączka zniknęła. Poczęła dziękować znachorowi, lecz ten
wziąwszy za zapłatę beczkę śledzi i papierową monetę
pospiesznie się oddalił. Dotarł do Burus i tam rzucił zapłatę
pod nogi króla Naraicarota I. Ten sprawił sobie czarodziejski
przedmiot - kryształowa czaszka, niegdyś używana przez Kościeja,
teraz miała w nim nowego posiadacza. Zadowolony król wąpierzy
odwinął ją ze świńskiej skórki, potarł i skierował wzrok w
głąb. Niedawno uzdrowione dzieci, teraz gryzły ją do krwi,
okładały piąstkami i wołały:
-Suka!
Naszą mamą jest Locha! Rykar cię ukarze! - w erze jedenastej,
nawet najwięksi mędrcy zapomnieli, że w języku staroludzkim
,,Rirk" znaczy to samo co w nowoludzkim ,,Ridłard", a w
starokrasnym ,,Rycarus".
Deneb tymczasem, porwany na Viranie przez trolla,
godzinami spadał, przez ziemny korytarz, a gdy jego oprawca zatkał
otwór kamieniem, spadł wreszcie na dół. Było mu gorąco w
grubym, puszystym futrze, a niebieskie oczy i korona z płomieni
świeciły w mroku, tak gęstym, że choćby oko wykol, a łapy
grzęzły w czarnej, lepkiej mazi o nazwie ,,pkieł". Deneb
szedł po mrocznej, podziemnej krainie i pojął, ze zwie się ona
,,Čortland".
Wydawał się opuszczony, gdy nagle ujrzał krwistoczerwone ślepia i
długie zęby. Należały do czternastu brukołaków. Jeden z nich
powiedział:
-To
ów Enk zabił w Niście naszych towarzyszy! - król wąpierzy gdyby
miał wąsy, to by je podkręcił.
*
Do zastanych nieszczęść dołączyło kolejne. Tatra
krwawiąc, zdołała odepchnąć od siebie dzieci, a te powstały i
zaczęły gonić matkę i rzucać kamieniami. Ona zaś płakała i
nie rozumiała co się stało. Wskoczyła na śliwę i stamtąd
ujrzała przerażający widok. Smukła kobieta o czerwonych włosach,
ubrana na czarno, porwała Przerośla - Żyrwaka, poraziwszy straż
wzrokiem. Pobiegła z nim do rynsztoka i obciążywszy kamieniami
utopiła chłopca. Gorycz Tatry sięgnęła zenitu, gdy pomyślała,
że była to Ruta...
Rozdział
X
,,AMUR, rzeka we wsch. Azji, dł. ponad 4400 km. Uchodzi do Morza Ochockiego. Przy ujściu ma 16 km. szer. Po II wojnie światowej w okolicach Amuru dochodziło do niepokojów granicznych pomiedzy ZSRR, a Chinami." - ,,Encyklopedia Powszechna Wydawnictwa Gutenberga. Geografia A do K"
-Czegośmy już nie widzieli!
- westchnął Kellu Simi - Abö.
Jechał
konno, obok milczących Lecha III i Rutego, a na przedzie szedł
tygrys Uza. Nieoczekiwanie koń króla Aplanu stanął dęba i zarżał
przeraźliwie, a w jego ślady poszły wierzchowce dwóch pozostałych
posłów. Król zeskoczył z grzbietu rumaka i porwał łuk i
strzały. Przewodnik patrzał w milczeniu jak nakłada strzałę i
nerwowo celuje.
-Dlaczego
chcesz mnie zabić? - zaskoczył go spokojny, dobitny głos,
dobywający się z paszczy istoty, którą Lech III uznał za smoka.
,,Potem przejdą przez Góry Średnio - Wysokie i nad Amurem (rządzonym przez ogromną, czarną traszkę) - poszukają nowego przewodnika"
-
przed ostatnimi, bolesnymi wydarzeniami, opowiadał w
Niście nietoperz Sirrah. Przed niedoszłym zabójcą ugięły się
nogi i drżąc wypuścił łuk, a strzały rozsypały się w trawie
nad rzeką.
-Kim
jesteś? - zapytał.
-Jestem
tu gospodarzem i to raczej ja powinienem zadać wam to pytanie -
odparł ogromny płaz.
-To
jest Amur, opiekun rzeki tegoż nazwiska - odezwał się nagle Uza, a
następnie przywarwszy do ziemi, przemówił. - Ci trzej są z
Dalekiego Zachodu i w Krainie Białych Pól znaleźli się po raz
pierwszy. Przybyli z krajów Aplan, Orland i Oxland - Amurowi nic te
nazwy nie mówiły. - Nazywają się Lech III - Uza wskazał ogonem,
- Ruty i Kellu Simi - Abö.
Posłują do naszego króla Bengali i królowej Anej Arztein -
zamilkł, a pan rzeki przemówił.
-Dlaczego
chcesz mnie zabić? - powtórzył pytanie do Lecha III, a ten oblany
pąsem, stanął przed nosem Amura i zaczął się tłumaczyć.
-Przestraszyłem
się was, panie, bo swoim wyglądem przypominasz smoka - mówił - a
w moim kraju, smoki czynią wiele złego ludziom. Niegdyś moja żona
zabiła w gospodzie dwa potwory, o nazwie ,,bazyliszki",
mordujące czarnymi błyskawicami wychodzącymi z oczu. Natomiast gdy
moją stolicę zdobywali wrogowie, przyleciał smok brunatny, pożarty
następnie przez smoka czerwonego. Ten ostatni był szczególniem
srogi, a zginął, gdy pan naszych lasów wbił mu miecz do oka...
-Znam
smoki żyjące na południe od Krainy Białych Pól - rzekł Amur -
bo czasem przychodzą pić i kąpać się w mojej rzece. Są ogromne,
ale raczej poczciwe. Ich wężowate cielska pokrywa łuska. Dotknij
mojej skóry! - Lech ostrożnie spełnił polecenie; była miękka,
śliska od śluzu. - Jaka jest? - spytał Amur. - Czy ja jestem
smokiem?
-Nie
- zaprzeczył król. - Jest mi bardzo przykro - była to prawda.
-Jeśli
tak polowałeś na Irtisa, lub Oba; to chyba jesteś nieśmiertelny -
Amur smętnie pokiwał głową, gdy to mówił; miał bowiem tylko
jeden krąg szyjny. - Wybaczam ci; chciałeś mnie zabić ze strachu,
a inny powodowany tym samym afektem, nie wyciągałby łuku.
-Czy
mógłbyś, panie, wskazać nam drogę na półwysep Bharacji? -
spytał nagle Uza.
-Sugeruję
iść pierw, kilka dni drogi na południe i zachód, nad jezioro
Nordlin. Tamtejszy król ugości was, bo przed wami długa droga na
południe - po tych słowach, Amur ociężale wlazł do ciemnej wody
i zniknął w falach.
Przyjaciele
opuścili brzeg Czarnej Rzeki.
-Dziwicie
się zapewne, dlaczego nie pożegnaliśmy się jeszcze? - zagadnął
Uza. - Oczywiście zdążyłem was polubić, zwłaszcza tego Oxia,
ale chciałbym być nad Nordlinem także z innego powodu - Ruty
spojrzał nań badawczo, a tygrys dodał: - Mam nadzieję spotkać
bliskie mi osoby.
Znad
Amuru nad Nordlin, droga nie była wcale tak długa. Aż tu
przylatywał z Dalekiego Zachodu Sirrah i opowiadał straszne rzeczy
o chorobie Anej Mari i Mieczysława, ich dziwnym zachowaniu, o
zaginięciu Deneba, oraz o utopieniu Przerośla - Żyrwaka. W umyśle
Lecha rodziło się straszne pytanie o Rutę, lecz Sirrah wyraźnie
mówił: ,,Wyglądała jak Ruta, lecz na jej szyi nie było
turkusowej blizny". O spotkaniu Amura, podróżni
zdążyli już niemal zapomnieć, gdy zgłodniały Uza ujrzał idące
przez śródleśną polanę dobrze odżywione, łaciate krowy, byki i
cielęta. Na ten widok począł się ślinić, lecz jego oczy ujrzały
coś jeszcze. Na pniu siedziała młoda, żółtoskóra kobieta o
niebieskich oczach (wcale nie skośnych!), ubrana w zieloną suknię,
niczym Złota Baba i w burkę. Na smolistych włosach miała wieniec
z białych i czarnych pereł i migotały na nich wątłe płomyki
korony. Tuliła cielaka. Gdy tygrys nadszedł, wstała z pnia, a ten
się przeląkł.
-Nie
zabijaj mnie, Pani Krowiarko; nie będę zabijał twoich krów; ja
tylko prowadzę posłów zza Roxyzoru do twego małżonka, króla
Ayałakaya; tak kazał czcigodny Amur - pasterka nazywana ,,Panią
Krowiarką" w milczeniu rzuciła Uzie łososia, a sama powiodła
bydło przed siebie. Uza, Lech, Ruty i Kellu podążyli za nia, a gdy
zniknęła im z oczu, spostrzegli, że stoja nad brzegiem ogromnego
jeziora (albo morza, jak im się wydawało). Tygrys - przewodnik
począł nagle z ożywieniem lizać dwie gronostaice, które choć
była jesień, miały już zimową szatę. Rozległ się plusk i
zabrzmiał głos:
-Witajcie
nad Świętym Morzem Nordlinem! - gdy się wszyscy odwrócili,
ujrzeli krzyczącego i machającego ręką, żółtoskórego wodnika
w srebrnym diademie, siedzącego na olbrzymim, barwnym lipieniu.
1
Chwała Losze!
2
Chwała przesławnemu królowi Erydanowi! Śmierć Tatrze! Obiecuję
zabić ją, bo ona była zabójczynią Erydana!
3
Obiecujemy straszną śmierć Tatrze; świni i suce, tyranowi Aplanu
Lechowi III i ich dzieciom; morze krwi i ognia; Mar - Zanna jest
wielka
4
Wieloryb mówi
5
Smok mówi
6
,,Ślubujemy straszną śmierć Tatrze, świni i suce, tyranowi
Aplanu; Lechowi III i ich dzieciom, morze krwi i ognia, Mar - Zanna
jest wielka"
7
Osobo Ognista; Światłości Prawdy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz