Strony

środa, 15 maja 2013

Manaman (opowieść króla Orfeja)




,,Atlantyda, przez Platona przekazana nazwa mitycznego kontynentu na obszarze oceanu Atlantyckiego, po drugiej stronie słupów Herkulesa (cieśnina Gibraltarska). Ląd ten miał w jednym dniu zanurzyć się w falach oceanu. Rzymscy przyrodnicy, n. p. Plinjusz, podobnie jak i greccy geografowie, n. p. Strabon wątpili w prawdziwość tego podania. Nie jest wykluczone, że do powstania tego podania przyczynili się w pewnej mierze kartagińscy lub feniccy żeglarze, którzy dotarli do wysp Kanaryjskich lub Azorów [...]’’ - ,,Encyklopedia Powszechna Wydawnictwa Gutenberga tom 2 Assurbanipal do Caudry’’.


Daleko, na zachód od Ultima Thule i Góry Magnetycznej, fale oceanu omywały wielki ląd Atlantydę (Atlantis). Miał kształt koła, obrzeżonego plażami o białym piasku. Pełno na nim było nieprzebytych borów, pełnych dzikiego zwierza, szklanych, złotych i srebrnych gór, bagien, rzek, modrych jezior, ukwieconych łąk i niewielkich stepów. Mieszkali tam ludzie tacy jak w Europie, potomkowie Grabu i Jodły, wznoszący z marmuru pięknie malowane miasta (na sąsiedniej wyspie – Antilii było siedem grodów, a w każdym rządził kapłan Ageja). Królem Atlantydy był Ardanazy II (jego potomek z ery trzynastej, Ardanazy X miał kolonie w Afryce i został pokonany przez Tezeusza, króla Aten). Ubierał się w jedwab i złotogłów, na wszystkich palcach nosił złote pierścienie z drogimi kamieniami, z jego szyi zwisała wielka perła, z uszu srebrne kolczyki, a na głowie spoczywała platynowa korona. Zasiadał na tronie ze szkła i srebra, zaś spał na łożu z kości słoniowej z miękkimi poduszkami. Jadł słoniowe trąby i pawie języki ze złotych talerzy. Miał upajająco pachnący ogród, do którego przejścia potrzeba było dziesięciu dni, basen z dnem wysypanym perłami, szafirami i szmaragdami, ,,milion’’ żon z całego Nowego Świata, wielką menażerię, z której miał codziennie świeże mięso, zaciężną armię, a jego kucharze byli sędziami. Przeszedł do historii jako najgorszy władca Nowego Świata. Podbił Antilę, gdzie rządził król Ociepka, malujący dziwolągi i okłamywany przez Gorynycza, Avalon – tam kazał smokowi Vaverowi strzec córki Biały Ślad, Hy Brasil, Golkondę i Eldorado. Ta ostatnia kraina słynęła z tego, że króla nacierano maścią ze złotym pyłem – Ardanazy przejął tę tradycję. Wielu jego poddanych z głodu jadło dżdżownice i ślimaki, mieszkało w ziemiankach i krótko żyło. Godłem Atlantydy był modry wąż na białym polu, z którego pyska lała się woda. Król czcił go jako boga i składał mu ofiary z dzieci , chcąc by čortowski wąż zesłał deszcz. Jeńcom wojennym kazał wyrywać serca obsydianowym nożem, trochę ciała z ręki lub nogi ofiary było zjadane. Z jego rozkazu zrzucano panny w przepaść i zabijano dzieci u podnóża gór.

,,Niech codziennie, mąż, niewiasta lub dziecko, nakłuwają uszy, wargi, lub części sromne igłami i krople krwi ofiarują Słońcu, by nie zgasło, bo było już pięć Słońc, a to jest ostatnie’’

- rozkazał w całym imperium. Pewnego razu dowiedział się, że przed potopem, król Kościej, panujący na wschód od Ultima Thule i Góry Magnetycznej posiadał czarodziejską, kryształową czaszkę z zatopionego kontynentu Sonor. Mógł w niej widzieć rzeczy odległe. Opowieść ta rozpaliła w Ardanazym II żądzę podboju ,,nieznanego lądu wschodniego’’ i odnalezienia kryształowej czaszki.



*
- Manamanie, ty ani się nie bawisz z kolegami, nie tańcujesz z dziewczętami, nie chceszpomagać ojcu i mnie w gospodarstwie, jedynie grzebiesz pogrzebaczem w popiele – żaliła się Mana, żona Lira (Leara). Chłopiec nic nie odpowiadał. Było tak przez długie lata. Lir, Mana i Manaman mieszkali na małej wyspie Man u wybrzeży Britainy. Pewnego dnia, ojciec posłał syna na targ do miasteczka. Miał sprzedać zboże, jaja i ryby. Poszedł niechętnie. Poszukując nabywcy ujrzał siedzącą na głazie, prześliczną niewiastę ze złotą lirą w dłoniach. Jej długie włosy były barwy piasku na plaży, a oczy modre jak morze. Nosiła długa, zieloną suknię i o dziwo – miała skrzydła jak bocian. Z rubinowych ust wytryskiwała pieśń o pięknie dalekich krajów, których większość mieszkańców Man nie znała nawet z nazwy. Wszyscy słuchali urzeczeni, a sam król wyspy złorzył u stóp śpiewaczki swoja koronę. Serce Manamana, rozpaliło pragnienie podrózy i bohaterskich czynów. Wracał do chaty, a pieśń wciąż rozbrzmiewała w jego duszy.
Nazajutrz ujrzał ze zdziwieniem tę samą niewiastę co śpiewała i grała w miasteczku. Co to miało znaczyć?
- Jestem Wiosną – powiedziałą pani ze skrzydłąmi bociana – wasze imiona Lir i Mana, a to wasz syn – Manaman – ten otworzył ze zdziwienia buzię. – Wczoraj słysząc mój śpiew zapragnął dalekiej podróży. Czy nie tak?
- Pani chyba jest ... – począł bełkotać młodzieniec.
- Oddajcie cześć Agejowi, nie mnie – rzekła Rodzenica. – Zapraszam waszego syna na wyprawę, jakiej nie zapomni do końca życia – ciągnęłą – ojciec ci mówił, że niewiastom się nie odmawia – w głowie Manamana zapanował zamęt.
Bał się, zastanawiał, a coś mu mówiło, że taka okazja może się już więcej nie powtórzyć. Wreszcie przełamał się i rzekł:
- Prowadź – dzień upłynął na pakowaniu ekwipunku i pożegnaniach z rodziną. Po wielkiej uczcie pożegnalnej, Wiosna zabrała Manamana na oświetloną ksieżycowym blaskiem plażę. W oddali coś wystawało z wody, niby góra, na której wznosił się okazały gród.
- Czy to nowa wyspa? – zapytał zdumiony Manaman.
- Skąd – zaprzeczyła Wiosna – nie słyszałeś o Jaskaniuszu, sławnym wielorybie? – w pamięci chętnego do podróży coś odżyło. – Ostatnio połknął parę statków i za karę na jego grzbiecie wyrosło miasto – z podgrodziem, murami, domami ...
Wtem rozległ się głośny szloch. To płakał wieloryb.
- Ciężka jest moja pokuta. Latami nie mogę zanurkować, a co ludzie wyprawiają takie harce na moim grzbiecie, że szaleję z bólu. Prosiłem już o pomoc morskie czarownice, w których oczach widać koniki morskie, lecz były bezradne ...
- Tu nie trzeba czarów, tylko skruchy – zawołała Wiosna. – Jeśli żałujesz, wypuść połknięte okręty, a Agej zdejmie twoje brzemię – Jaskaniusz otworzył szeroko pysk i nawy jedna po drugiej poczęły opuszczać jego trzewia. Gdy ostatni korab znikł za horyzonetm, cały gród ze świstem oderwał się od wielorybiego grzbietu i przeniósł się na Księżyc. Zwierz z radością zanurkował, a po jakimś czasie znów się wynurzył.
- Jak mogę się odwdzięczyć? – spytał uradowany.
- Zrobisz mi przyjemność, jeśli będziesz okrętem dla tego młodzieńca.

*
Pod opieką Wiosny i Jaskaniusza, nasz bohater przeżył wiele przygód. Sztormy przerażały go tak, że często chciał powrotu na rodzinną wyspe, lecz gdy się wypogadzało – zmieniał zdanie. Towarzyszyło mu jedenastu Morganów, zwanych też ,,morskimi ludźmi’’. Było to zrodzone przez Juratę plemię morskich wodników o wyglądzie całkowicie człowieczym, bvudujących wspaniałe podwodne domy i pałace. Ich matkami, siostrami i żonami były słynące z urody Morganki, zaliczane do okeanid. Manaman wystąpił jako mediator w ich grożącym wojną sporze z innymi dziećmi Juraty – z Fomorami. W przeciwieństwie do urodziwych Morganów, mieli oni bycze głowy i tylko jedną nogę (o stopie normalnych rozmiarów), poza tym wyglądali jak ludzie. Syreny i morskie rusałki bały się ich szpetnego wyglądy, inni mieszkańcy morza, również unikali Fomorów, którym przypisywano okrucieństwo i złośliwość. Część z nich stała się taka naprawdę, wybierajac morskiego Čorta Tetrę (tak Celtowie nazywali Przegrzechę). Gdy wieloryb przepłynął u wybrzeży Irlandii, Manaman zobaczył leżącego na plaży morskiego smoka; pół krokodyla, pół traszkę, pół fokę. W jego ogonie tkwił miecz wykuty przez Morganów. Podróznik wyjął oręż z ogona. Wóczas ze zwróconego w jego kierunku krokodylego pyska wydobył się ryk, lecz smok nie atakował. Manaman wrócił na grzbiet Jaskaniusza z mieczem w ręku.
- Czy warto było narażać życie dla jakiegoś głupiego potwora? – pytał się jeden z Morganów.
- To nie litość, lecz okrucieństwo jest słabością – broniła człeka córka Roda.
Jaskaniusz wiózł niezmordowanie podróznych na Najdalszy Zachód. Minął Irlandię, wybrzeża Galii (w erze jedenastej zwanej: Lascaux), aż pewnego razu oświadczył:
- Znajdujemy się na zachód do Ultima Thule i Góry Magnetycznej.
- Czy teraz grozi nam spadnięcie w dół, w paszczę Gorynycza? – zafrasował się Manaman.
- Skąd! – zaprzeczył kaszalot. – Opływałem zachodnie lądy wiele razy. Jeden z połkniętych przeze mnie korabi był z Atlantydy – podróżni pierwszy raz słyszeli tę nazwę – krągłej wyspy o białych plażąch. Mówią, że rządzi nią tyran ...
- To prawda – potwierdziła Wiosna.
- Oprócz Atlantydy, w tej stronie świata są takie lady jak Avalon, Hy Brasil, Antila, Eldorado i Golkonda.
Pewnego dnia, podróznicy wysiedli u wybrzezy wyspy Hy Brasil, aby spotkać się ze zmarłymi bliskimi. Zmarli mieszkali tam pod opieka Morskiego Welesa. Coi co przybyli, ze zdziwieniem spostrzegli powiewajacą na wietrze banderę białą z wizerunkiem niebieskeigo węża. Gad wypuszczał z pyska potok wody. Gdy Manaman z Morganami oglądał chorągiew, podszedł doń jego dziadek.
- Ten znak widnieje w całym Nowym Świecie – wyjaśnił starzec. – To co widzisz to godło Atlantydy.
- Czy ten wąż to Gorynycz? – spytał się jego wnuk.
- Tak – potwierdził jego dziadek – ale na Atlantydzie nosi inne imię. Król Ardanazy czci tego Čorta, skłąda mu ofiary z dzieci i karze wierzyć, że wąż zsyła deszcz. Ardanazy to wielki zdobywca, co utopił we krwi cały Nowy Świat. Strzeż się Manamanie – skoro posłyszal o kryształowej czaszce Kościeja może zacząć podbój wyspy Man i nie tylko...
Po trzech dniach opuszczono Hy Brasil i jasakniusz popłynął w stronę innej wyspy, nad która powiewała wężowa flaga. Wyspą tą był Avalon...

*
- Widzę ląd, a na nim olbrzymi kikut drzewa, a na nim trupie głowy – zawołał jeden z Morganów.
- Mówiłaś pani, że Avalon jest pięknym lądem – rzekł Manaman do Wiosny.
- Był taki jak opowiadałam – rzekła Rodzenica. – Ten kikut drzewa to pozostałość najwyższej na wyspie jabłoni. Jednak odkąd w imieniu Ardanazego II rządzi tu smok Vaver, całą wyspę ogarnęła żałoba. Widzisz z oddali tę wieżę ze szkłą? Tam król Atlantydy uwięził swą jedyną córkę Biały Ślad, gdzie ona stanie tam wyrasta biała koniczyna. Uwięził ją, bo sprzykrzyło mu się, gdy wstawiała się za ofiarami jego okrucieństw – Jaskaniusz nagle przestał płynąć, a wszyscy podrózni przez plytką wodę dostali się na złocisty brzeg.
- Było nam dobrze ze sobą, ale co dobre szybko się kończy – wydobył się głos z paszczy walenia. – Pogrążę się wreszcie w ukochanych głębinach, lecz gdy będziecie mnie potrzebować – wrócę. Najdroższej córze Roda , jeszcze raz dziękuję, bo bez niej moja kara trwałaby ostatni tysiac lat mojego życia, albo i dłużej – po tych słowach, serdecznie żegnany, wypuścil z nozdrzy fontannę wody, po czym z wolna nikł w falach. Wielu wspominając wspólne przygody miało łzy tęsknoty w oczach, ale przecież wieloryb nie jest pływającą wyspą. Na plaży nad którą powiewała widziana również w Hy Brasil, chorągiew Atlantydy, pożywiono się morgańskim chlebem z wodorostów, po czym po chwili odpoczynku Manaman i inni ruszyli w głąb wyspy. Dawniej piekne lasy, teraz w większości składały się z nagich kikutów drzew – była to robota smoka. Na łące Manaman ujrzał jakiegoś ludzika w kwiatowym kielichu. Siedział na szczypawce, czyli skorku i pił jakiś napój z postacią niewieścią tych samych rozmiarów.
- Ardanazy pozabijał wszystkich królów podbitych krain – tłumaczyła Wiosna – z wyjątkiem króla Avalonu, Pigwigena, którego właśnie widzisz. Pigwigen nigdy nie rządził, a tylko bawil się z elfami, aż wreszcie stał się tak mały jak one same – król Avalonu zajęty konwersacją nie dostrzegł Wiosny i Manamana. Królewski syn Oberon (Overonus) poślubił rusałkę z Atlantydy, Tytanię (Titaniya). Służył im chochlik Puk z Britainy, przez jakiś czas mieszkali w królestwie Tezeusza i kłocili się o pazia z Bharacji (vide Szekspir ,,Sen nocy letniej’’). Wiosna z Manamanem oddaliła się od Morganów, aż oczom Celta ukazała się błyszcząća w blasku Słońca, szklana wieża, a wokół walały się ludzkie kości. Niedaleko ziała dziura w ziemi – jak się domyślacie; kryjówka smoka.
- Vaver przez długi czas pożerał najkraśniejsze niewiasty wyspy. Jednak tym razem, odmówiono mu okupu. Poleciał przeto na Atlantydę, by zapytać króla, czy pozwoli mu zjeść Biały Ślad. Ardanazy się zgodził – ledwo Wiosna skończyła opowiadać, na spaloną ziemię padł ogromny cień i rozległ się łopot czarnych skrzydeł. Wielki jak niedźwiedź, czerwony jak krwawnik, ze złotymi oczyma, zębami jak wąpierz, szponiastymi łapami i wężem zamiast ogona. Taki był Vaver. Z pyska leciała mu ślina na myśł o zjedzeniu królewskiej córki. Manaman wyjął miecz wykuty na dnie morza przez morgańskich kowali i rzucił się na smoka. Odciął mu wężowy ogon, a następnie głowę. Zanim to nastąpiło, walka trwała od południa do zmierzchu, zaś w trzewiach potwornego namiestnika wyspy tkwiły zlote klucze do szklanej wieży...
- Piękniejsza od niej jest sama Jurata! – wykrzynął jeden z Morganów, gdy ujrzał swego ludzkiego towarzysza prowadzącego za rękę pannę o bursztynowych, długich warkoczach i modrych oczach, wychudzoną, lecz nadal piękną, ubraną na biało. Gdziekolwiek stanęła, tam natychmiast wyrastały białe koniczynki. Towarzyszyły jej tłum mężów i niewiast z pochodniami, których niegdyś broniła. Byli to mieszkańcy Avalonu. W sercu Białego Śladu zagościła obawa; czy jej ojciec nie zechce pomścić śmierci namiestnika.
- Nie bójcie się króla Atlantydy – przemówiła Wiosna znając jej myśli. – Będę prosiła Juratę, by okryła Avalon mgłą tak gęstą, że nikt was nie odnajdzie – tymczasem Bialy Ślad z radością przyjęła od Manamana obrączkę z morgańskiego złota. Noc uplynęła na współnej zabawie, zaś z samego rana, z morskich otchłani, począł się wynurzać jakiś kształt, barwy brązu, jakby na oczach wszystkich, nowa wyspa, wynurzyła się z oceanu.
- Komu w drogę, temu czas! – ozwał się niby trąba, znajomy głos, a obok ,,wyspy’’ pojawił się ogon podobny do rybiego. Biały Ślad nigdy nie widziała mówiącego wiloryba, ten zaś spostrzegł ją. – Gdyby panienka mnie nie znała, jestem Jaskaniusz z rodu potwali. Pan Manaman z Man i szlachetni Morganowie wiele mogliby panience opowiedzieć o swojej żegludze na moim grzbiecie – po godzinie wszyscy podróżni i niektórzy ciekawi spośród Avalończyków, byli na grzbiecie wieloryba. Niektórzy Morganowie zaręczyli się z avalońskimi, ludzkimi niewiastami i rusałkami.
- Jaka szkoda, że zostawiamy Nowy Świat pod władzą tyrana – zmartwil się Manaman.
- Kto uratował jedno życie, to tak jakby cały świat uratował – pocieszyła go Wiosna.
Brzegi Avalonu powoli znikały za horyzontem, a nad całą wyspą, miast nagiego kikuta, górowała wspaniała kwitnąca jabłoń, najwyższa na świecie.

*
Ardanazy II siedział na tronie, pod wyszywanym drogimi kamieniami baldachimem, a obok niego stał wielki piec, w którym palono tych, co odmówili pomocy w szukaniu kryształowej czaszki. Okupował właśnie wyspę Man. Jego spiże straszyły na Ultima Thule, slonie z Golkondy tratowaly Galię, łucznicy z Eldorado trzymali w szachu Brytów, konnica z Antilii niszczyła zasiewy Irlandczyków, Piktów i Szkotów. Jaskaniusz pływał u wybrzeży wyspy Man i nic nie wiedział o strasznych wydarzeniach. Smok morski z Irlandii, którego Manaman wyswobodził od miecza wbitego w ogon, próbował bronić wyspy, lecz król kazal wrzucić w morze barana wypchanego siarką i smołą, co uśmierciło morskiego potwora. Celtowie bronili się dzielnie, lecz najeźdźca był silniejszy. Manaman walczył w obronie swej wyspy, zaś jego byli towarzysze morskiej podróży zginęli oprócz jednego. Teraz posłowie władcy wędrowali na najdalsze kresy kontynentu, by wypytywać się o kryształową czaszkę.



*
- Powiadają ludy Wschodu, że gdy jakiś król wyzwał na pojedynek Kościeja Nieśmiertelnego, ten poszczuł go niedźwiedziami. Zobacz parchu, jaki spotyka cię zaszczyt, sam król zechciał brudzić sobie ręce twoją posoką! – Ardanazy szydził z Manamana, który wyzwał go na pojedynek, który nie miał widza. Władca Atlantydy sprawnie parował ciosy miecza, aż powalił przeciwnika na trawę. Wtem ujrzał zwierzę podobne do pantery. Cętkowane, smukłe, o spiczastych uszach i długim, ostro zakończonym ogonie. Onza z Atlantydy. Kot warczał, po czym chwycił Manamana w zęby i uciekł z nim do lasu, gdzie Biały Ślad opiekowała się rannymi.

*
Kilka dni później jakiś pomysł ożył w głowie króla. Wyrwał w ofierze parę serc, po czym zaklinał Čorta rządzącego kryształową czaszką, by przysłał mu ją gdziekolwiek by była.
W erze jedenastej, Żelazny Zamek, siedziba Naraicarota I został spalony z rozkazu królowej Tatry. Jednak kryształową czaszka nie zginęła w płomieniach. W zamęcie uratował ją jakiś strzyżeń, którego później zabił zaatakowany przezeń myśliwy. Odtąd cały jego ród używał czarodziejskiego przedmiotu do namierzania zwierzyny. Wszyscy w owym rodzie ginęli gwałtownie, pili na potęgę, kradli i mordowali, bo taka była moc czaszki. W czasach Manamana jego ostatnim przedstawicielem był myśliwy Kudelinas z litewskiej ziemi. Pewnego razu postanowił polować na foki nad Morzem Srebrnym. Już ujrzał wymarzone zwierzęta na plaży, gdy zawieszona na jego szyi czaszka poczęła drgać. Drgała coraz mocniej, aż poleciała jak rzucony kamień w morze, ciągnąc człowieka za sobą. W morzu usłyszał głos Juraty: ,,Zdejmij to z szyi’’! – on jednak zbyt mocno był przywiązany do pamiątki rodowej, by się jej pozbyć. Utonął bezdzietnie. Tymczasem, przeklęta czaszka, płynęła jak ryba i z każdą godziną zbliżała się do wybrzeży wyspy Man. Ardanazy II codziennie wypatrywał jej na plaży, aż wreszcie ujrzał. Wyciągnął ją z wody. Uradowany wrzeszczał, śpiewał, skakał i fikał koziołki. Przytulał czaszkę do serca i biegł z nią w stronę tronu. Nagle wyślizgnęła mu się i hul – do pieca. Król bez wahania podążył za swym skarbem i nagle znalazł się w ogniu. Drzwi do pieca zatrzasnęły się i spłonął żywcem. Wraz z nim, ogień unicestwił czarodziejską czaszkę z Sonoru – w żarze rozsypała się na kolorowy proszek. Wojna dobiegła kresu. Biały Ślad wdziała żałobę i szczerze opłakiwała swego ojca, a po narzeczeństwie wyszła za Manamana. Imperium Atlantydy rozpadło się, a każda jego część w pokojowy sposób otrzymała swego króla. Manaman jako zięć spalonego w piecu władcy, otrzymał koronę i prawo do zasiadania na szklanym tronie i z żalem opuścił rodzinną wyspę, której jednak nigdy nie zapomniał. Miał synów i córki, a po wielu latach, Celtowie włączyli go do swego panteonu jako rzekomego boga morza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz