Strony

piątek, 8 listopada 2013

Na śmierć Stalina

,,Gdy Stalin
stolec Moskwy
zdobył
we krwi świat utopić
postanowił.
Przesiedlał więc Tatarów Krymskich;
Mordował Czeczeńców, Inguszów
Głodem morzył Ukraińców rzeszę.
'Wszedł do władzy jak lis
Panował jak lew,
Umarł jak pies'' - ,,Milenium, czyli Nowe Triumfy''




Tego dnia, czarna gleba Cmentarza zamieniła się w błoto, bo ustawicznie zraszały ją łzy uczestników pogrzebu ofiar wczorajszego szturmu na Kościół. Wczoraj pół wsi uczestniczyło we Mszy, teraz pół wsi uczestniczyło w pogrzebie. Bólu rodzin pomordowanych nie sposób oddać słowami.



- Moje dziecko, oni je zastrzelili! - łkała Stara Babucha, której ocalała niegdyś córka, teraz pod kulami bazooki zamieniła się w drgający, zlany niebieską krwią zezwłok, a jej oczy barwy ognia stały się teraz czarne i martwe.
Zginęła cała rodzina Kwiatków, a pan Sołtys miał zakrwawioną, obolałą twarz ze złamanym nosem, w bandażach i ubytkami w uzębieniu. Dziadowscy chcieli wczoraj wymordować wszystkich (może z wyjątkiem Lawendycji), a ich zbrojne szeregi wdzierały się przez wyważone tajemniczym kodem drzwi niczym nadęte fale morza, siejąc spustoszenie. To, że chłopi w ogóle przeżyli było zasługą Kowala; wyrwał ławkę i z jej pomocą tłukł napastników, a tych było niczym szarańczy.
Lawendycja i Heniek szli razem, przytuleni do siebie, nie mogąc nic powiedzieć. Wczoraj Plaptonius domagał się wydania mu żony Heńka, ta zaś nie chciała aby z jej powodu odbywało się oblężenie. Wskoczyła więc pod lufę miotacza płomieni, co niektórzy byliby gotowi porównać do śmierci Wandy.



Ta jednak miała całkiem inne okoliczności. Heniek pobiegł za nią i przeniósł płomień na swoje ubranie, ległszy u boku żony aby razem czekać aż śmierć położy kres cierpieniu. Tak się jednak nie stało; nadbiegli Pan Sołtys i Ksiądz Dobrodziej i peleryną i ornatem stłumili płomienie. Teraz włosy Lawendycji były nadpalone. Pan Sołtys nie był bohaterem dnia. Bynajmniej. Ach, gdyby nie brał tej głupiej spluwy na Mszę i nie pomógł nią Dziadowskim złamać szyfru E (3) 7! Otaczała go powszechna niechęć. Jedynie nieliczne osoby go nie potępiały; mam na myśli rodzinę. Teraz niefortunny lider zwrócił się do Księdza Dobrodzieja, bo wiedział, że ten go nie odrzuci.
- Przepraszam - zaczął, - ale nie wiem co to takiego ten szyfr E (3) 7?
- Jest to najbardziej rozpowszechniony szyfr na świecie - odpowiedział Ksiądz Dobrodziej - jest trudny do odkrycia, a umożliwia dziadostwu dostanie się do wnętrza człowieka.
- To straszne - wzdrygnął się Pan Sołtys - jak można tego uniknąć? - zapytał rzeczowo.
- Wszyscy dysponujemy tym szyfrem - odrzekł Ksiądz Dobrodziej, - ale możemy powstrzymać dziadostwo przed złamaniem go, bezinteresownie kochając bliźnich.
Kondukt żałobny się zatrzymał, ujrzawszy człowieka z siekierą i białą chorągiewką; był to poseł Dziadostwa. Nachylał się i rąbał siekierą jak drewno jakiegoś nieżywego człowieka. Chłopi byli w szoku.
- Ave Stalin! - zakrzyknął do nich poseł. - Waszego Kościoła już nie ma; teraz robimy w nim twierdze Fort Marksa! Piliśmy gorzałę z czaszek waszych trupów - chłopi zamarli z oburzenia - i profanowaliśmy wasze chorągwie, ta jak wy nasze - pięści same się zacisnęły, - a ten człowiek, którego rąbię, to kustosz waszego muzeum, które urządziliście w domu Towarzysza Pogranicznika - chłopi zrozumieli; założone rok temu ,,Muzeum walki i męczeństwa narodu Polskiego w gminie Pawlaczyca w 1950 r.'' znów znalazło się w rękach Dziadostwa. - A to są wasze żałosne eksponaty - mówił poseł wskazując gnaty walające się w krzakach. - Teraz możecie mnie zabić - kontynuował zuchwale, - ale i tak to my was zniszczymy! - widząc, że nikt go nie zabija, oddalił się i zniknął między drzewami. Wybuch płaczu znów obmył groby uczestników zeszłorocznej okupacji i bitwy. Z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień, z biegiem miesięcy, Plaptonius gromadził coraz więcej broni, oraz coraz więcej wojowników. Jego pozycji nikt nie zagrażał, bo Andrzejczykowa straciła na zawsze swojego wspólnika w planowanej zemście, którym był Towarzysz Pogranicznik. Od odzyskanej chaty do Fortu Marksa ciągnął się teraz ufortyfikowany sznur samochodów i wozów pancernych, dzielący wieś na dwie części, przy których stały namioty i prowizoryczne punkty obserwacyjno - zaopatrzeniowe. W latach 1952 - 1960 Dziadowscy wybudowali wał ziemny wokół Fortu Marksa, tworząc dziedziniec. Znalazły się w nim budki z benzyną do pojazdów, oraz specjalny dar Partii - cztery helikoptery. Z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień, z miesiąca na miesiąc, SCzZDzP popełniał coraz nowsze zbrodnie, dążąc do wytępienia ,,kułackiej'' ludności wioski. Nie przebierali w środkach - ponownie zatruli wszystkie studnie, a poza tym ustawili posterunki strzelnicze nad obydwoma dopływami Wisły i Jeziorem; zabili Rybaka, spalili też dom Młynarza z młynem. Chłopów napadali w nocy, najczęściej wzniecając pożary, oraz rzucali granatami i kierowali kule przeciwko największym zgromadzeniom. 1 maja 1952 roku na pochodzie nieśli ciała pomordowanych. Niszczyli uprawy i stawiali miny możliwie wszędzie. Jednak największą nienawiść żywili do zwierząt dzikich jak i domowych. Granatami niszczyli wszystko od Pasieki po stajnie i obory, a nawet psie budy. Rąbali drzewa w Sadzie (Sadownik zginął w Kościele) jak i w 



Lesie, a z ciał krów i koni układali nazwiska Marksa i Engelsa. Oczywiście Bierut podarł ,,Memoriał o ludobójstwie...'' , kiedy tylko doczytał do informacji o klęsce Dziadostwa.
- Rodacy! Partia ma was w nosie! - mówił eufemistycznie Pan Sołtys na jednym z wieców, kiedy okazało się, że Komitet Centralny aprobuje wszystkie zbrodnie okupantów... Z helikopterów zrzucano granaty, alkohol, ulotki propagandowe i amerykańską pornografię, a od 1953 r. - także zakażoną odzież, oraz haszysz czyli marichuanę.



*




,,Stalinowi powiedz, że jeśli nie przestanie traktować mnie jak swoją niewolnicę, będę dlań szczególnie sroga...''  Była noc roku 1953. Na niebie unosiła się w poświacie Księżyca kobieca postać siedząca nie, nie na miotle, ale na kosie, której ostrze było ustawione do dołu. Kobieta była ubrana na czarno i nie posiadała ani włosów, ani mięśni, ani skóry. Ludzie nie widzieli kościstej latawicy, zaś jej puste 



oczodoły widziały majaczące w oddali kopuły Kremla. Tej nocy towarzysz Józef Wisarionowicz przechodził z łóżka do łóżka, aż areszcie usiadł w gabinecie. Na drugim krześle siedziała Śmierć trzymając kościstą ręką kosę.
- Uczyniłam was swoim współpracownikiem, ale zawsze żałowałam swej decyzji - mówiła nie mając warg, ani ust, a Stalin wybałuszył oczy i nie mógł wymówić ani słowa. - Znam was, możnych tego świata i lubię wam pożyczać swoje kosy. Wy zaś lubicie mi pomagać, ale kiedy przestajecie być potrzebni, robię z wami to co wy robiliście innym ludziom - Stalin otworzył gębę i nadal milczał. - Wiecie co, nienawidzę was możni tego świata! Za waszą pychę. Władza odbiera wam sumienie, ale i rozum. Dlaczego zabijasz, aż tylu ludzi, skoroś sam śmiertelny? - pytała się. - Hitlerowi mówiłam to samo, a wcześniej Abdulhamidowi. Prawdę mówiąc wszyscy jesteście siebie warci. Przegięliście pałę, towarzyszu Dżugaszwili, pokażę wam dlaczego! - Stalin zlał się zimnym potem, a w jego gabinecie ktoś śpiewał:

,,O bogaczu
Godnyś płaczu [...]''




Najpierw wyrzucenie z seminarium duchownego, potem strajk w Batumi.

..Masz gody,
Wygody
I futra
Do jutra''.



Użycie terroru w służbie socjalizmu, śmierć osób cywilnych, znajomość z Wiaczesławem Skriabinem, sąd Rudolfa Krzeczowskiego; Polaka. Dalej wszystko potoczyło się jak w kalejdoskopie. Twarze ofiar czystek; Rosjan, Polaków, Żydów, Ukraińców, Kazachów snuły się niczym chmury po niebie i śpiewały:



,,Skarbiec pełny
Złotej wełny,
Złote runo,
Lecz, że z truną...''



Z bydlęcych wagonów wypadały ciała czeczeńskich, inguskich dzieci, tych i wielu innych narodowości.

,, [...] Ma świat cały cię w respekcie:
A ty wszystkich w tym despekcie [...]''.



Jacyś ludzie byli wiązani drutem kolczastym, a na ich głowy zarzucano worki z trocinami, a potem kule roztrzaskiwały im czaszki. 

,,W złocie chodzisz,
W złościach brodzisz''.

Pies przyjaźnił się z grupą więźniów. Został za to zatłuczony na śmierć kijami.

,,Ta fama
Jest plama.
Trup w szatach
Duch w łatach [...]''.



W arsenałach sroży się broń atomowa, a na Ukrainie ptactwo i ssaki giną pod kulami, aby się nie stać pokarmem dla celowo głodzonych ludzi.

,,Źle żyjesz,
Zawyjesz!
Śmierć nie śmiech,
Dudy w miech [...]''.



Miliony więźniów cierpiało w Gułagu pod hasłem ,,Ciężką pracą odkupuj swe winy''. Krym opustoszał.
Stalin siedzi na krześle, a przed nim kobiecy szkielet w czarnej sukni. Recytacja wokalna ,,Uwag o śmierci niechybnej'' Józefa Baki dobiega końca, a pod sufitem unosi się nagi mężczyzna z ogromnymi, czarnymi skrzydłami, przywołany gestem ręki przez Śmierć. Dalsze losy Stalina okrywa tajemnica...
Nastał ranek a Józef Wisarionowicz długo nie wychodził z gabinetu. Wreszcie gdy zdobyto się na odwagę otwarcia go, zastano wodza martwym. I tak przeminął Stalin jak przemija burza, pożar, powódź, zaraza, czy wojna, a tymczasem gdzieś w Polsce, na Mazowszu, w gminie Pawlaczyca...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz