Strony

piątek, 28 lutego 2014

Iwan i Mara




Ongiś, gdy smok Rykar zbuntował się przeciwko Agejowi, poparło go wiele upiorów – ludzi z ptasimi głowami i piórami u ramion. Na ich czele stał mający głowę orła Amwir (Amvirus), przez Słowian zwany Upirem, a przez Greków – Amfiraosem. Zdrada zamieniła owe upiory w wąpierze – podobne do bladych ludzi z kończystymi zębami, żywiące się krwią. Zostały pokonane i piorunem Jarowita strącone w czeluść Čortieńska, gdzie Amwir został mianowany przez Rykara na imperatora wszystkich wampirów. Wraz z Upirem Amfiraosem, z korony Wielkiego Dębu spadł ogromny rubin, niezwykłej piękności, który Agej przeznaczył dla ,,trzech wielkich władców''. Wąpierz znalazłszy przy sobie klejnot, przywłaszczył go sobie i ozdobił nim swoją koronę, budząc trwogę silnym, krwawym blaskiem.
Od tego wydarzenia minęły całe ery. W siódmym eonie za panowania króla Lynxów, Boli I Wschodniego, czysta Dziewanna Šumina Mati nad rzeką Ner powiła chłopca i dziewczynkę z nowej rasy; od rzeki Ner nazwanej Neurami. Chłopczyk Leu i dziewczynka Veder (Wedera), bo tak zostali nazwani, mieli postać ludzką, lecz ilekroć chcieli, mogli zamieniać się w wilki. Z tego to powodu Neurów i pokrewne im plemię Budynów, ludzie nazwali wilkołakami.



,,Dzieci rosły i piękniały. Syn miał brązowe włosy jak ojciec, a córka miała złote włosy i zielone oczy. […]. Wędrowali przez lasy, żyjąc wśród dzikich zwierząt. Chętnie bawili się z Wiłkokukiem i Ovovem Tęczookinsonem. Jedli to co wilki, ale również owoce i jarzyny, korzonki i ryby, miód, chleb i kołacze'' - ,,Gesta hybridorum''.



Leu i Veder mieli stać się prarodzicami wszystkich Neurów, lecz niestety Rykar postawił między nimi strzygę Sowę, która uwiodła Leu, a zdradzona Veder z rozpaczy dała się zjeść drzewnemu potworowi Grabiukowi. Wcześniej wydała na świat dzieci, którymi zaopiekowała się Dziwica. Aby miały i ojca i macierz, przekazała cały miot Borucie i Leśnej Matce. Tymczasem z dzieci Leu i Sowy, oraz z wilków poddanych magicznym katuszom, Rykar wyhodował całe zastępy złych wilkołaków, siejących spustoszenie i co gorsze mających upodobanie ,,do taranów, katapult, oraz tych samych machin, którymi Żbiczanie tępili olbrzymy, a ponadto do sprężyn, kół i zawzięcie poszukiwali 'perpetuum mobile''' […]'' - ,,Gesta hybridorum''. Wreszcie pod wodzą króla Nyri I Bürka (Burka) zdobyli Ynańsk i pożarli Bolę II Rokitę. Gardząc Agejem, Borutą i Dziewanną, a dając posłuch Čortom; Rykarowi, Mieczywładowi, Frantowi Przecherze i Ferdkowi Trębaczowi, mordowali Lynxów, lecz ci pochowali się w lasach i tam prowadzili wojnę podjazdową. Jednak zwycięzcy nie uniknęli kary za swe zbrodnie. Oto gdy król Nyria wesoło ucztował, przyszła doń sama Zaraza ze swym czarnym psem, niosącym kosę i machając czerwoną chustką, sprowadziła na wszystkich Neurów wściekliznę, tak, że zagryzali się nawzajem. Następnym królem tych istot był Nyria II Azor, syn poprzedniego. On to, za łaską Ageja i własną dobrą wolą, wyrzekł się Rykara i wraz z grupą innych Neurów i starym Budynem znad Tinerpy, udał się do Rokitnickiego Sioła by błagać Dziewannę o uleczenie z wścieklizny. W tej niełatwej drodze towarzyszyła mu Dziwica, a przeszkadzały strzygi i Grabiuk. Na miejscu wściekłe wilkołaki zostały uleczone przez Dziewannę i Złotą Babę, a następnie otrzymały zadanie wyleczyć z wścieklizny swych ziomków. Zdrowi już Neurowie wyrzekli się Rykara i powrócili do Ageja. Jednak mściwy smok piekieł uderzył na Neurów całą swą potęgą, a król Nyria II Azor został zabity przez dusiołka. Wybuchła straszliwa wojna, tocząca się w całym królestwie, lecz z pomocą Enków i innych ras rozumnych, w tym Lynxów, została wygrana. W tym to momencie rozgrywa się nasza historia. Opowiada ona o bracie i siostrze, o Iwanie (Ivanus) i Marze, błędnie zwanej Marią.

*



- Wszędzie wojna, byle Boża Łość spokojna! - westchnął zamieniony w potężnego basiora Iwan, leżący u stóp swej siostry Mary, która przybrała postać pięknej niewiasty o długich, czarnych włosach, ubranej w krasną suknię haftowaną złotą nicią i pijącej orszadę, czyli napój z migdałów.
Boża Łość to nazwa małej, spokojnej osady, leżącej między lasem, bagnem, a stepem w miejscu gdzie dziś stykają się granice Polski, Białorusi i Ukrainy. Tam nie dotarła wojna. W przyrodzie panował Maj, a Boża Łość, zwana inaczej Rajem, lub Bożą Włością tonęła w kwiatach i zieleni, opływała w miód i była zasobnym, spokojnym i wesołym schronieniem dla licznych stworzeń. Jednak na obrzeżach trafiały się grasujące strzygi, kikimory czy brukołaki. To, że nie spustoszyły osady było zasługą wojsk królewskich, lecz nie myślano o tym. Mara wypiła już całą orszadę, więc Iwan, wciąż w wilczej postaci, udał się do chaty po następną porcję. Gdy wszedł ujrzał portrety zabitego przez dusiołka króla Nyri II Azora i ich ojca; małego, lecz dzielnego Vuka Diborejvicica, którego wąpierz ubił kindżałem. Iwan i Mara cały czas uciekali przez Čortami i straszydłami. Wtem Iwan zapominając o orszadzie, zadrżał, zjeżył się i zadzwonił zębami. Oto stał przed nim rosły, półnagi Wilkogłowiec, czyli człowiek z głową wilka pochodzący z krainy, która w erze jedenastej nazywała się Ułan – Raptor, a w dwunastej i trzynastej – Tartaria. Do ramion Wilkogłowca przywiązane były dwie czaszki; strzygi i wąpierza.
- Pa... pa... panie, ty przecież nie żyjesz! - wycedził przez zęby Iwan. - Nad rzeką Vereziną zabił cię wielki, czarny i oślizgły potwór Bajor, o czerwonych oczach i białych, kończystych zębach, co służył Błotnemu Markowi!
- Zgadza się – rzekł przybysz. - Jestem tym samym Zwyrtałem Asem z Azji, co rapierem przeszył serce Bajora i co broniąc drewnianej twierdzy Treleborg na Północy, wykonując swój obowiązek woja, ubił z łuku smoki Lu...cy... i Lucifuge, które chciały spalić zamek. Bajor o brzuchu ropuchy, konając, wielkim jak sierp pazurem, uciął mi głowę. Umarłem, lecz teraz przychodzę do ciebie z Nawi.
- Czego pragniesz, panie? - spytał Iwan.
- Wy Neurowie dotąd służyliście Rykarowi i łupiliście, zagryzaliście i katowaliście inne stworzenia – rzekł surowo Zwyrtał As. - Wreszcie Zaraza; bicz Ageja uderzyła w was wścieklizną, tak, że poczęliście zagryzać się między sobą. Wówczas to bohaterski król, Nyria II Azor, wraz z drużyną udał się do Rokitnickiego Sioła po uzdrowienie i uzyskał je dla siebie i poddanych. Neurowie zawarli przymierze z Agejem, a wtedy Rykar umyślił ich zgubić. Króla udusił dusiołek i wybuchła ta przeklęta wojna – macie przeciw sobie cały Čortland, ale i pomoc Enków.
- Dlaczego mi to mówisz, panie? - zapytał się Neur.
- Ojciec twój i Mary, zacny Vuk Diborejvicic, aby bronić was i waszej macierzy, stawił czoło kureniowi wąpierzy. Rzucił się na niego zdrajca Morderczyił Akoj; wilkołak zamiast zębów mający brzytwy, a miast ogona – żmiję. Wasz ojciec ubił jego i wiele wampirów, aż jeden z nich, Vigimanus Opyrzeniec przebił go kindżałem i wypił krew. Wasza macierz, Mikuliszna Lełava zginęła gdy w głąb bagna wciągnął ją Čort Bież, zwodzący błądzącymi ognikami. To dzięki ojcu i matce dotarliście do Bożej Łości; brodzicie w kwiatach, nie obawiacie się rzezi, a słowiki umilają wam nocne łowy. Rozumiesz co chcę powiedzieć? Pora abyście ty i Mara odznaczyli się chrobrym czynem – Wilkogłowiec rozpoczął opowieść. - Na początku, dawno, dawno, z dawności, w proch się już rozpadły kości, czysta Mokosza zrodziła przeczysty rubin, tak wielki, że nocą przy jego blasku można podkuwać konia. Agej przeznaczył go jako dar dla wielkiej królowej i dwóch wielkich królów, którzy panować będą w przyszłości. Jednak rubin spadł z Wielkiego Dębu wraz z imperatorem wąpierzy Amwirem, strąconym piorunem Jarowita. Upir Amfiraos gdy znalazł klejnot, przywłaszczył go sobie i przyozdobił nim swoją koronę. Otóż Agej chce, abyś ty Iwanie i twoja siostra odebrali łup temu złodziejowi.
- Panie, to pomyłka! - zawył Iwan.
- Agej nigdy się nie myli – Zwyrtał As pogroził palcem.
- Nie potrafilibyśmy ubic nawet zwykłego wąpierza, a cóż dopiero ich imperatora, wysokiego jak stuletni dąb! - rozpaczał Neur.




- Nie macie go zabijać, jeno odebrać mu rubin – uspokoił go Wilkogłowiec. - Naści tu miecz Jarowita zwany Vatra, nóż Ostrzeń, abyście mogli wyłuskać rubin z korony, mapę zaś dostaniecie od jednego z Enków. Strzeżcie się abyście się nie stali podobni do waszych wrogów.
- To niemożliwe abyśmy się stali podobni do strzyg czy kikimor – oburzył się Iwan.
- Staniecie się tacy, jeśli zapomnicie, że żadna wojna nie jest święta, że każda plami, że wojny są po to by łajdacy szukali na nich łupów i sławy. Jednak w obronie życia i wolności swojej i bliskich macie prawo i obowiązek walczyć. Niech złodziej straci zdobycz, a Mokosza i Dziewanna osłonią was! - Neur, którego siostra wysłała po orszadę, chciał jeszcze o coś zapytać, lecz bohater z Treleborga i znad Vereziny rozwiał się jak mgła.
Mara zdobiła piękne, bujne włosy kwieciem i niecierpliwiła się. Wreszcie jej brat wrócił z migdałowym napojem, z mieczem i nożem. Miał ludzką postać.
- Tak długo tam siedziałeś, Iwasiu – stwierdziła czule siostra. - Zdawało mi się, że z kimś rozmawiałeś, ale pewnikiem z tego upału się przesłyszałam.
- Nie przesłyszałaś się Marysiu. Rozmawiał ze mną sam Zwyrtał As – Mara zrobiła wielkie oczy.
- Przecież on nie żyje kochany braciszku. Zabił go Bajor – rzekła.
- On przybył do mnie z królestwa Welesa – tłumaczył brat.
- Wierzysz w te bajki? - Mara nie wierzyła w Nawię.
- To nie bajki – zaperzył się Iwan. - Jak wyruszymy po rubin, Enkowie nam pomogą i dadzą mapę.
- Jaki rubin? Jacy Enkowie? - Mara bała się, że jej brat dostał porażenia słonecznego.
- Agej chce, abyśmy to my odzyskali rubin ongiś skradziony przez imperatora wąpierzy Amwira, a który został stworzony dla królowej i dwóch królów z przyszłości – mówił podekscytowany. - Jeśli zaś idzie o Enków to nie mamy pojęcia, którzy dadzą nam mapę z drogą do Upira, ale spójrz – pokazał miecz i nóż. - Mara spojrzała wielkimi oczami, podobnymi do oczu wołu. - To jest Vatra; Ogień; sławny oręż cara Ziemi, a ten nóż to Ostrzeń; ma nam posłużyć do wydobycia rubinu z korony. Dał mi je pogromca smoków Lu...cy... i Lucifuge, Wilkogłowiec co posługiwał się śmiercią, choć jej nienawidził. Wykuł je pewnikiem Swaróg, bo to zdolny kowal – Marę ogarnęła zaduma.
- Iwasiu, to wszystko spadło na nas jak grom z jasnego nieba – stropiła się krasawica – nie wiem co o tym myśleć. Od szczenięctwa kocham Ageja, lecz razem widzieliśmy i przeżyliśmy tyle zła, że trudno mi wierzyć w Enków, a przynajmniej w ich dobroć. Odkąd straciliśmy ojca i matkę mam wrażenie, że z każdego krzaka wynurza się Čort, wąpierz, czy ażdacha, a Agej jest bezsilny...
- Nie mów tak! - warknął surowo Iwan. - Agej wszystko może.
- Jeśli to pytanie nie będzie bluźnierstwem, zachodzę w głowę, dlaczego nie wysłał po ten rubin takiej Maruni z Wielkiego Stepu. W czasie uczty ubiła pijanego jak bela króla brukołaków Bulbę Bulbasa; wyrwała mu serce i wątrobę na oczach jego synów i córek. Przez nią okrutnik dostał odpłatę za okrucieństwo. A my? Nawet nawet byle gadzëna może nas skrzywdzić.
- A pamiętasz jak nasz batko mówił, że Agej wybiera słabych i dobrych by okryć wstydem silnych i okrutnych? - spytał Iwan.
- Mam z tym kłopoty, jak ongis ten biały niedźwiedź, co założył gród Ałatyr. Jednak nikomu nie dam zabrać sobie wiary. Gdyby Agej zesłał jakiś znak.
- Niech czysta Dziewanna ukoi twe strapienia dłonią swą jasną – rzekł Iwan.
Od tej rozmowy minęło parę dni, minął tydzień, miesiąc... Wojna ze straszydłami wciąż trwała. Na Dzikich Polach Miedwiedow; rosły mąż o niedźwiedziej głowie gromił maczugą hordy brukołaków, wąpierzy, 




sysunów, mantrykon i sfinksów. Iwan i Mara w wilczej postaci tulili się do bałwana Leśnej Matki, wyrzeźbionego z lipowego drewna i lizali jego dłonie. Prosili o znak. Boża Łość wciąż była bezpieczna, lecz nadal napływali do niej uchodźcy różnych ras; Neurowie i Budynowie, Lynxowie, krasnoludki, elfy, chochliki, satyry, Centaury, syleny, liczne zwierzęta. Na jej obrzeżach armia królewska i rycerze z zakonu stuha staczali potyczki z mnogimi straszydłami. Gdzieniegdzie kręcił się Dwuduszek – spokrewniony z chochlikami ludzik o dwóch rzędach zębów, o którym mówiono, że tak jak chochliki miał dwie dusze. Pewien turoń chciał go pojmać i wybadać czy nie jest szpiegiem Rykara, lub któregoś z jego wasali. Jednak 



ludzik był nieuchwytny. W Bożej Łości chronili się też entowie, leśniki, driadowie, świerczki, oraz olbrzymka Stachura, nie mogąca walczyć jak jej pobratymcy, bo piastująca ssące pierś dziecię. Raz wtargnął tam drzewny potwór Grabiuk – ten sam co pożarł Veder, a w erze jedenastej schrupał dziewiczą Kaztię, a jej przesławną siostrę Tatrę torturował, aż ubił go Lech III. Teraz złapał dziewczynkę o głowie zająca, lecz na jej krzyk przybyła czysta Ognieszka. Była duchem ognistym takim jak latawce i latawice, lecz służącym Agejowi przez gaszenie pożarów i zapobieganie im; dającym radość z ognisk i mającym tron w palenisku. Miała postać uroczej niewiasty o zielonych oczach świecących jak gwiazdy. Płomienie na jej głowie wyglądały jak długie do kolan włosy. Jej pierś i srom zasłaniało żelazo, przed ujawnieniem reszty ciała szczelnie chroniła sięgająca stóp skóra pantery w cętki, która mogła ożywać. Bezecny Grabiuk już miał odebrać żywcie Zajęczance, gdy Ognieszka zawisła w powietrzu przed jego nosem, nakazując uwolnić dziecko. Potwór zaśmiał się grubiańsko, z że wyżłopał wiele leniferskiej wódki z żurawiny, beknął ,,Gorzko''!

- Gorzko to będzie jak wrócisz do swego cara piekieł! - rzekła Ognieszka, po czym westchnęła do Ageja i musnęła Grabiuka swą kosą, a ten poczuł, że zapaliły mu się liście. Wyrzucił dziecko z łapska, a ognista dziewica złapała je w locie i postawiła na murawie. Grabiuk ryczał i płakał, obiecywał kłamliwie poprawę, więc litościwa pani ognia ocaliła go od spłonięcia, lecz surowo nakazała opuścić Bożą Łość. Pewnej nocy Iwan i Mara udali się na łowy – nie dla bezmyślnej zabawy jak ludzie, ale po to by mieć co zjeść. Gdy w wilgotne, czarne nosy wciagnęli zapach zwierza, niebo rozdarł piorun – to Perun Jarowit uderzył w smoka włócznią Perkalą, brat i siostra spojrzeli w górę a wtedy z szarej chmury wybiegł baranek ze złotym dzwoneczkiem. Był to Agnuszek (Ariel), którego Pochwist ulepił z chmury, aby stał się ojcem wszystkich owiec i baranów wypasanych na chmurach przez Płanetników. Wtem z drugiej chmury wyszedł deszczowy smok Poronina. Z rykiem rzucił się na baranka i w jego ciało wbił pazur podobny do haka. Z rany Agnuszka trysnęła rzeka krwi, w której smok spłonął. Następnie owa krew napełniła cały świat oczyszczając go. Iwan i mara wciąż osłupieni zadzierali głowy, gdy widzenie rozwiało się jak sen.
- Agej bieatifikoł1! - wyszeptała Neuryjka. - Prosiliśmy o znak więc go mamy.
- Ale, ale – próbował oponować jej brat.
- Drogi Iwasiu – rzekła Mara – będziesz słyszał różne głosy; jeden będzie ci mówił, że Ziemia jest kulą, drugi, że dyskiem, a trzeci – niewiastą. Zgłupiejesz, jeśli będziesz chciał uznać wszystkie za prawdę. Dąż do prawdy jak roślina ku Słońcu, błądź, ale dąż. Znajdziesz ją w Ageju, a wskaże ją wielka pani, promienna Dziewanna i kapłani, których wydało pokolenie Pipa. Lepszy Tar – Alatyr stający w szranki ze Zgrzechą, niż ci Lynxowie co mieniąc się synami Boruty wyrzynali Żbiczan – zakończyła mowę.
- Nie wiedziałem, że spotkam filozofa o ciele samki – kobiety – pochwalił Iwan.
- Burczy mi w brzuchu; znajdźmy coś na ząb i w drogę gdzie nogi poniosą! - rzekła Mara.

*

Rodzeństwo opuściło Bożą Łość w ludzkiej postaci. W lesie, widząc kamień graniczny, polecając się Agejowi, położyli nóż do wyłuskania rubinu na trawie, po czym Iwan wprawił go w ruch wirowy. Ostrze Ostrzenia wskazało południowy zachód i tą drogą poszli przez las. Widząc widzieli z trwogą drzewa połamane przez smoki i olbrzymy, miecze, hełmy, kurhany, zwłoki istot różnych ras, które rozdziobywały kruki i sępy. Knieje szpeciły szańce i ślady pożarów. Szli tak przez zniszczony wojną las, gdy wtem brzeszczot Vatry wyskakując z pochwy najpierw stał się czerwony, potem biały, wreszcie okrył się płomieniem. Zwyrtał As nie mówił co to znaczy, ale Iwan i Mara domyślali się. Istotnie; z konarów i z zarośli wysypały się strzygi. Straszne to były istoty.





,,Miały postać ludzką, lecz wiele cech jak puszczyki. […]. Brązowe, miękkie włosy, spiczaste uszy, orle nosy, wilcze zęby, szpony u palców dłoni i stóp, oraz sowie pióra u ludzkich ramion – sprawnie latały w dzień i nocą […]'' - ,,Codex vimrothensis''.

Ich prowodyr, Pimpuś Nożyce rzucił się ku Marze z potwornymi nożycami, sporządzonymi z dwóch brzytew, lecz Iwan rozpłatał go płonącym nożem. ,,Vatra''! - przebiegł pomruk wśród strzyg, lecz miast uciekać zwarły szeregi i natarły na rodzeństwo.
- Pierzchajcie nieszczęśni! Nie przybyliśmy was zabijać! - wołał donośnie Iwan , jednocześnie wciąż wywijając orężem cara Peruna kładącym płonące trupy. Mara wpierw odcięła nożem Ostrzeniem parę głów, mogących się obracać jak głowy sowie, a potem wbiła go w ziemię i przeskakując nad nim, stała się wilczycą. Strzygi ginęły, lecz na ich miejsce zjawiały się następne. Nie wiadomo jak cała sprawa by się skończyła, gdyby nie rozbrzmiał donośny głos złotego rogu. Słudzy Rykara zastrzygli uszami jak u puchaczy, po czym większość z nich z okrzykiem ,,Spasajtes''! rzuciła się do ucieczki. Na te, które zostały, posypały się strzały – najpierw ostrzegawcze w drzewo, a potem w ciała strzyg. Gdy ostatni wróg przebity strzałą padł na trawę, orząc szponami ziemię i płacząc, Iwan i Mara upadli przed orszakiem, który wyjechał z kniei. Cóż to był za orszak! Przewodził mu jadący konno mąż w przepasce biodrowej, mający u ramion białe, orle skrzydła, a na karku dwie rysie głowy zwieńczone porożami sarnich kozłów i dwiema koronami z ognia. Enk; to pewne, ale Iwan i Mara nie znali jego imienia. Towarzyszyła mu sotnia jeźdźców. Wyglądali jak mężczyźni, lecz nie byli ludźmi, jeno istotami starszymi i bardziej posłusznymi Agejowi. Ich wzrost był zróżnicowany; jedni byli wysocy, inni mieli wzrost karłów, jeszcze inni – niemowląt. Wierzchem służyły im leśne zwierzęta; tarpany, żubry, tury, jelenie, łosie, daniele, sarny, dziki, niedźwiedzie, wilki, rysie, rosomaki, lisy, zające, a najmniejszy z nich, wielkości palca jeździł na myszy. Wojownicy byli odziani w przepaski biodrowe, a niektórzy nosili płaszcze z kolorowych tkanin, bądź ze skór lampartów, czy tygrysów. Na głowach mieli pióropusze z piór pawi, czy beznogich sylfów, inni rogate hełmy, misiurki, czy wieńce z ziół. Zdobiły ich kolczyki w uszach i nosach, czarne i czerwone kreski na ciele, naszyjniki z zębów strzyg, wąpierzy i smoków, a także – zgroza ogarnia gdy o tym się pomyśli, w każdym udzie mieli wbity sztylet, który wyciągali do walki (Czytelnik niech ich nie naśladuje). Bronią tych dziwnych jeźdźców były miecze, łuki, młoty, topory, maczugi, włócznie, dmuchawy, trójzęby, sieci i harpuny, a do tego kastety i tarcze. Ich wódz zsiadł z konia i rzekł do Iwana i Mary:



- Nie płaszczcie się przed nami i my jesteśmy stworzenia. Znam wasze imiona. Jestem Prowadnik, syn Boruty i Dziewanny Šumina Mati, a moi junacy to Jeźdźcy Leśni; moi bracia.
- Myślałem, że to tylko legenda – szepnął Iwan.
- Bronimy lasów przed siłami Čortieńska, którego car chce wszystkich zastraszyć i pozbyć się nadmiaru poddanych – wyjaśnił Prowadnik.
Mara zwróciła się doń:
- Jesteście panie Enkiem – Prowadnik skinął obiema rysimi głowami. - Mojemu bratu, jytnas Zwyrtał As powiedział o niebiańskim rubinie skradzionym przez cara – wampira. Rzekł też, że któryś z Enków wspomoże nas mapą ukazującą drogę do Amwira. Czy to właśnie waszmość miał na myśli? - na te słowa ataman Jeźdźców Leśnych strzelił palcami i już trzymał pergaminową kartę.
Pokazał ją Iwanowi i Marze i o zgrozo – mapa była nie narysowana. Karta nie miała na sobie nawet najdrobniejszego znaczka. ,,To nie Enk, ale Čort – pomyślał z goryczą Iwan. - Robi nas w konia''! - Prowadnik usłyszał te myśli, lecz nie rozgniewał się.
- Ta mapa jest zaczarowana. Ukaże wam drogę w swoim czasie, a gdyby była stale widoczna mogłaby was zdradzić przy rewizji – na te słowa mapa pokryła się znakami, a po chwili znów stała się czysta. - Bracie Goicielu – zwrócił się do Jeźdźca, któremu służył grzbietem jeleń – daj naszym przyjaciołom złoty róg – Jeździec Leśny o smukłej, niemal niewieściej sylwetce złożył instrument w ręce Iwana. - Dmij w niego gdy ty i siostra znajdziecie się w niebezpieczeństwie.
- Niech pierzchają przed wami najsroższe potwory! - życzył Iwan.
- Do widzenia panom! Dziękujemy! - wtórowała Mara, a rycerze lasu pognali w knieje z okrzykami ,,Koli! Bij, zabij, morduj''! Ciała poległych strzyg zostały spalone.

*



Rodzeństwo szło zgodnie z mapą, kierując się na południe i na wschód. Neurowie przeszli wiele lasów, rzek, brało udział w paru potyczkach. Mara leczyła rannych, paliła poległych i wraz z bratem sypała im kurhany. Tym co upolowali lub nazbierali, dzielili się z konającymi z głodu i pragnienia. Mara przygarnęła pacholę imieniem Jamróż, którego matkę zabiły strzygi, lecz mały Neur oddalił się nieco i Bież wepchnął go w paszczę ogromnej, mięsożernej rośliny. Iwan rozciął ją Jarowitowym mieczem, lecz dalsza droga była zbyt niebezpieczna dla takiego brzdąca. Na szczęście w mateczniku znaleźli się jego krewni, którzy go przygarnęli. Mara pokochała to dziecko jak własne i przysięgła sobie, że jak wykona misję, to weźmie je na stałe i założy rodzinę. W miarę jak posuwali się naprzód, widzieli coraz więcej spalonych lasów, gdzie straszyły kikuty drzew, coraz więcej zatrutych rzek, jezior i bagien, pełnych gnijących trupów różnych istot. Przedzierali się przez szańce, a nad ich głowami unosiły się gęste jak burzowe chmury wyziewy z paszcz smoków i ognistych olbrzymów, oraz z podziemnych kuźni gdzie pracowały gobliny i trupiszony, oraz wzięte do niewoli krasnoludy. Cel był coraz bliżej, a Iwan i Mara przemykali między wysokimi jak obeliski nogami zakutych w zbroję Cyklopów i Lajstrygonów. Niebo patrolowały chmary smoków i ażdach siedzących na ałach. Rodzeństwu serca podchodziły do gardeł, bo przecież Neurowie też odczuwali strach. Podróż trwała pod wilczymi postaciami; szara sierść maskowała wśród popiołów. Jednak zostali wytropieni. Na czarnym od cuchnących dymów niebie ukazał się szakal. Trzeba dodać, że bardzo dziwny, bo unoszący się na białych 

skrzydłach, a jego tylne kończyny były ze złota, co gorsze z tych złotych łap leciały pioruny. Baryn – bo tak brzmiało imię szakala, posłał parę piorunów w Neurów, lecz ci uskoczyli. Mara przybrała postać niewieścią i napinając łuk posłała strzałę w latające dziwadło. Baryn uczuł ból, zachwiał się i upadł, łamiąc sobie kości. Siostra Iwana była bardzo dzielna, niejeden mąż nie przeżyłby nawet połowy tego co ona wraz z bratem. Jednak gdy kręgosłup Baryna trzasnął z wielkim hukiem, jej dziewiczą twarz gładką jak aksamit, uperliły łzy, a Iwan już znał ich przyczynę.
- Wielki poeta skrzatów Vangamus rzekł niegdyś: ,,To wojna jest godna pogardy, a nie fakt, że się w niej uczestniczy''2. Musisz żyć dalej; dla Jamroża, twego przyszłego męża, wreszcie dla Boruty i Dziewanny – Macierzy Wilków i Neurów.
Podróż przez spaloną ziemię trwała dalej. Iwan z pomocą Vatry uwolnił pokonanych w walce rycerzy stuha, których ażdachy i wąpierze prowadziły do pracy w kopalni gwiezdników, czyli drogich kamieni powstałych z opadłych gwiazd. Uratowani stuha przyłączyli się do rodzeństwa; byli wśród nich Neurowie, Lynxowie, Zajęczanie, Płanetnicy, paru Żbiczan z wyspy Man i borsuk Twardzioch, który na początku wojny ubił w boju wielu Akojewiczów – zdradzieckich wilkołaków służących Czarnemu Psu z Čortieńska. Szli do celu rozbijając patrole goblinów i srożyc, aż wszyscy stanęli nad brzegiem ogromnych, ponurych bagien. Na środku moczarów wznosił się zamek; wzniesiony z czarnego marmuru, sześciowieżowy.
- Jesteśmy na miejscu – szepnął Iwan – to zamek Morloka; siedziba cara Amwira.
W erze trzynastej bałkańska poetka Gusla śpiewała: ,,Na bagniskach Morloka / Leży trup Włocha...'' Pieśń opowiadała jak trup budził się każdej nocy i szukał ludzi by pić ich krew. Gdy drużyna zastanawiała się jak przedostać się do zamku, do brzegu przybiła ogromna łódź bez wioseł i żagli, w której stał stwór 





podobny do martwego człowieka, ni to Lemur, ni to alp. Jedno oko miał puste, drugie wyłupiaste. Jego nos był długi, ostro zakończony i czerwony. Włosy siwe i nastroszone, skóra pokryta zielonkawą pleśnią, paznokcie podobne do pazurów. Istoty takie nazywano trupiszonami.
- Imperator wszystkich wąpierzy Amwir I Wielki, Amwir Krwawy, Amwir z Rubinem na Głowie, Upir Rykarolubca, Amfiraos Rikarofilos, car i hospodar – zaczął trupiszon o brzuchu nadętym gazami – mocą lutego Rykara wie o misji Iwana i Mary zrodzonych z nasienia chrobrego Vuka Diborejvicica...
- Streszczaj się żywy trupie – warknął borsuk Twardzioch.
- Nasz pan pragnie zaprosić tę słynną i okrytą świetnymi czynami drużynę walecznych stuha wraz z rzeczonymi psami i podnóżkami; Iwanem i Marem, którzy ratując was spełnili jeno swój psi obowiązek, na ucztę i negocjacje w sprawie pozyskania Niebiańskiego Rubinu na potrzeby kultu Kogoś Lepszego – trupiszon łypał łobuzersko okiem. - Nazywam się Trapszo Batovic i moja łódź jest na wasze usługi.
- Nie skorzystamy, trupku – rzekł jeden z Neurów z zakonu rycerskiego. - Jako stuha potrafimy latać mocą przeczystej Mokoszy – na potwierdzenie tych słów stuha oderwali się od ziemi i płynąc w powietrzu skierowali się w stronę wąskich okien zamku na bagnie. Mara zdążyła ich ostrzec aby niczego nie jedli i nie pili na uczcie Amwira, po czym razem z bratem wsiadła do łodzi trupiszona. Gdy łódź płynęła po bagnie zapytała przewoźnika:
- Czy mogę wiedzieć skąd się biorą trupiszony? - Trapszo zaś odrzekł.
- Och, mamy na to wiele odpowiedzi. Rykar tworzy nas ze zwłok różnych istot, z gliny, robaków, a może po prostu ze swych sług, których poi napojem nieśmiertelności. Kiej to jest prawda? - westchnął, a Iwan rzekł surowo.
- Prawda istnieje, lecz u Rykara jej nie znajdziesz – tak rozmawiając przybyli do zamku Morloka gdzie mieszkał Amwir...

*



Imperator wąpierzy miał postać ludzką, lecz był wysoki jak dąb. Potrafił się zmniejszać, a także zamieniać się w wielkiego jak smok nietoperza. Miał czarne włosy, krwowo - złote oczy świecące jak gwiazdy, spiczaste uszy, białe kły długie jak rzeźnickie noże, a skórę barwy śniegu, bez najmniejszego rumieńca. Odziewał się w kir, a na głowie miał złotą koronę z rubinem wielkim jak głowa dziecka. Za berło służyły mu widły, na których potrafił latać jak czarownica na miotle. Amwir przechadzał się po wielkiej sali zdobnej srebrem i platyną i głowami wrogów; prawdziwych czy wyimaginowanych. Za stołem zastawionym najprzedniejszymi potrawami i napojami; kołaczami, kapłonami, jesiotrami, łososiami, kawiorem, winem, piwem i miodem siedzieli stuha, co wlecieli oknem. Spali. Władca z mandatu Rykara niecierpliwił się już gdy srożyce z Irlandii wprowadziły Iwana i Marę bez broni.
- Długo czekałem na szanownych gości! - rzekł z otwartymi ramionami, a jedno z jego oczu zabłysło jak latarka; tak było zawsze gdy kłamał.
Następnie schylił się by ucałować; - a może ukąsić? - jedwabistą dłoń Mary, lecz ta wyrwała się i spytała:
- Co zrobiłeś z naszymi przyjaciółmi?
- Nic, młoda damo. Upili się winem, a teraz śpią – oko Amwira znów zajaśniało. - Siadajcie moi mili – Neurowie usiedli na taboretach u stóp koszmarnego tronu imperatora. - Wiem po co przybyliście; po rubin z mojej korony. Ten huncwot Zwyrtał As zdrowo wam poprzewracał w głowach; jestem wyzwolicielem i wielkim miłośnikiem wszystkich ras rozumnych... - ,,Czyli ich krwi'' – pomyślał Iwan. - Opowiada się o mnie bzdury, a przecież jestem łagodny jak baranek, czysty i uczciwy. Jestem dobry a zły był wasz król Nyria II Azor, który pił na umór aż się zapił, zły jest Miedwiedow – dobry jedynie w młóceniu maczugą, więcej przykładów nie będę podawał. Czcicie Ageja Istena, ale gdzie on jest by was bronić? Może was nie miłuje jak powiada, jeno pcha na tą wojnę, aby na wasze miejsce wprowadzić jakąś inną rasę. Nazywamy Rykara Światłonoszem; światło jest po naszej …
- Dość tych bluźnierstw, krwiopijco! - krzyknął Iwan.
- Ja o gruszce, wy o pietruszce – westchnął Amwir. - Jednak dam wam mój rubin pod warunkiem, że oddacie mi cześć jako bogu i zrobicie wszystko co wam powiem. W przeciwnym razie będziemy walczyć, a ja nie dam wam broni! - wtem z hukiem otworzyła się na oścież brama do sali tronowej i wleciały do niej miecz Vatra i nóż Ostrzeń.
- O, jak mi przykro, nie wiedziałem, że wspiera was sam Jarowit! - Amwir chlipał i wydmuchiwał nos w gałganek, by znienacka rzucić widłami w Iwana i Marę.
Neurowie uskoczyli i zaczął się szaleńczy pościg po całej sali tronowej. Iwan był wyczerpany. Chroniąc się w kącie znalazł kawałek podpłomyka – przyrządziła go sama Dziewanna, lecz nie wiedział tego. Ponieważ był głodny jak wilk, pożarł chleb, a gdy to zrobił, uczuł wielką siłę. Wyskoczył zza kotary w chwili gdy Amwir stawiał ciężką jak góra stopę na powalonej Marze. Już miał z niej zrobić mokrą plamę, gdy Iwan wskoczył na zastawiony usypiającymi wiktuałami stół i wbił wąpierzowi płonący miecz prosto w serce. Korona z rubinem spadła z głowy straszydła na podłogę, a Mara z pomocą Ostrzenia wyłuskała z niej rubin. Tymczasem rozległ się straszny wizg i ciało imperatora wąpierzy pochłonął ogień. Uspieni jego czarami stuha obudzili się i przerażeni pytali gdzie są. Zamek Morloka zaczął się rozsypywać. Pękły kraty i łańcuchy w lochach i liczni więźniowie odzyskali wolność. Straszydła służące Amwirowi wołały: ,,Ostawcie nas słudzy Ageja Istena''!, wpadały na siebie w bezładnej ucieczce i zabijały się między sobą. Stuha pomogli opuścić walący się zamek swym wybawicielom i wyzwolonym jeńcom Amwira, unosząc ich w przestworza. Gdy Mara uniesiona przez stuha, przyciskała do piersi rubin, resztki zamku Morloki zburzył wynurzający się z błota čortowski smok Poronina, co zsyła poronienia i rozsiewa białe robaki zwane ,,risztą''.





*

Zdobywcy rubinu, którym towarzyszyła honorowa eskorta Prowadnika i jego Jeźdźców Leśnych, wrócili do Bożej Łości, lecz zastali zgliszcza. Zwyrtał As odebrał klejnot i pochwalił brata i siostrę. Iwan złożył miecz Vatrę i nóż Ostrzeń na leśnym ołtarzu poświęconym Jarowitowi, by je odebrał, a Mara uwierzyła w Nawię. Przeklęta wojna wreszcie się skończyła. Nowym królem Neurów został Nyria III wspominany z czcią za swe mądre, sprawiedliwe, miłosierne i pokojowe rządy. Wówczas to Iwan i Mara w odbudowanej Bożej Łości założyli rodziny; Mara znów miała przy sobie Jamroża i kochała go jak rodzonego syna. Nyria III odznaczył brata i siostrę srebrnymi naszyjnikami przedstawiającymi wilcze zęby. Gdy umarli i już mieli być spaleni, Mokosza zamieniła ich ciała w jeden piękny kwiat; o płatkach biało – fioletowych. Ponieważ został stworzony z ciał brata i siostry, do dziś nazywa się bratkiem. Iwan i Mara z rodzinami zamieszkali w Nawi Jasnej w wiecznym szczęściu i chwale.





1 Agej błogosławiony!
2 Cytat z komiksu Grzegorza Rosińskiego i Jeana Van Hamme ,,Thorgal. Kraina Qa''

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz