Strony

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Rusałka o wielu imionach

,,To są ci co nie wierzyli w Ojca, Syna, i Ducha Świętego , lecz zapomniawszy o Bogu uwierzyli w […] kamieniu wyobrażone figury Trojana, Chorsa, Welesa, Peruna, tak, że do dziś jeszcze ludzie pozostają w mroku bałwochwalstwa'' - ,,Słowiańska Apokalipsa Maryi'' (apokryf).


Błotniki to plemię wodników żyjących na bagnach. Jako jedyne wodniki nosiły buty – czarne lub zielone, szyte ze skór ogromnych węży i jaszczurów żyjących na bagnach. Sporządzaniem i naprawą ich obuwia zajmował się wodnik Rysy – pierwszy król toropiecki od czasów Trojana.


,,Koronowano go gdy wygrał konkurs bez sprzętu zdobywając górę Krępak, od jego imienia zwaną teraz Risiną. Wcześniej jako prosty szewc chciał uszyć buty dla Ageja – myślał bowiem, że ów wygląda jak ogromny wodnik. Jego sąsiad trochę śmiejąc się z Rysego wytłumaczył mu, że Agej jako duch nie jest podobny do wodnika i nie potrzebuje butów. Jednak musiał docenić miłość i zapał jakie zostały włożone w tą zbędną skądinąd pracę. 'Błogosławiony trud, z którego mocy, powstaje taki but wśród takiej nocy' – śpiewano przy jego koronacji'' – M. Rymwid ,,Aquariustica''.



Jedne błotniki mieszkały na dnie bajor, inne w szałasach z trzciny. Żywiły się korą i sokiem drzew, błotnymi zwierzętami, trzciną, czasem umazane błotem udawały się po miód, jagody i grzyby do lasów. Razem z nimi mieszkały świeczniki i świecznice, błędy zwodzące na manowce, berkuty – orły o ludzkich głowach, hamadriady przybierające postać olch i brzóz, wreszcie straszliwe błotne Čorty służące pod rozkazami Bieża i kikimory, których królem był już wtedy Niemal Człowiek. Na bagna zapuszczali się też żmijowie i leśni ludzie. Błotniki czczące Mokoszę i Świetłanę Światłorodzicę pomagały istotom zabłąkanym w ich mokrym i cuchnącym siedlisku pełnym komarów. Było ich niewielu, bo rusałki i świtezianki od moczarów wolały jeziora, rzeki, źródła, wreszcie stawy i morza. Błotniki brały żony głównie ze świecznic, noszących czarne maski i wskazujących drogę, a jeśli chodzi o błotnice były one ogromnymi potworami ; straszliwym skrzyżowaniem żmii, żółwia, wija i skorpiona. Choć wodniki z bagien nie porywały nimf, czasem te dobrowolnie zostawały ich żonami. Raz rusałka imieniem Mokra pokochała błotnika Trzęsawika; pobrali się i zamieszkali wśród błot Pinos. Owocem ich miłości była córka, której imię jedni wymawiali Alemania, inni Niemcza, jeszcze inni Nemura bądź Alemura. Wyrosła na cudną pannę o włosach długich, puszystych i rudych, a oczach modrych. Najchętniej nosiła suknie białe – podatne na zabrudzenie, lecz jako uszyte z chmur, same się oczyszczały. W owym czasie na bagnach Pinos, dziś zwanych Błotami Pińskimi żyły całkiem 



liczne krokodyle północne, przed którymi rusałki i błotniki broniły się przybierając postać Światła. Krokodyle owe, niezmiernie podobne do swych krewnych z rzeki Nilus, zimowały zakopane w mule. Nemurę fascynowały wszelkie żywe istoty z bagien. Nurkując bawiła się z ryjczakami – tłustymi, białymi stworkami o długich, sztywnych trąbach i wielkich, brązowych oczach (w erze jedenastej człowiek Ucław widział takie w Rokitnickim Siole) i delfinami wód słodkich żyjącymi w Nemanie i Veresinie (podobne bytowały w Gangosie w Bharacji i w Niebieskiej Rzece Białych Delfinów w Sinea). Raz spotkała też 



dziwacznego stwora Nesę, który był wielki jak stodoła i pękaty. Łeb wydłużony, wielkie, dobre oczy i zęby jak u gawiala z rzeki Gangos, cztery krótkie łapy zakończone pięcioma palcami i średniej długości ogon. Skórę miał brązową, przypominającą w dotyku skórę żaby. Jednak serce Alemanii najwięcej się radowało przy klaczy Skoczce i Sujenicy. Skoczka od urodzenia miała jeno trzy nogi , dzięki czemu przewyższała szybkością wszystkie konie, jednorożce, pegazy i Centaury.



,, […] Ruszę sam i to na kobyle trzynogiej – skakance. I ruszył Car Wodnik na trzynogiej kobyle, która z każdym skokiem pokonywała trzysta wiorst'' - ,,O młodzieńcu Koli i Pięknej Nastazji''; baśń rosyjska ze zbioru ,,Mocarni czarodzieje''.

Imię Sujenica po toropiecku brzmiało Lamena. Istota ta ponoć wywodząca się od Sfinksów, przypominała lwicę pokrytą rybią łuską. Miała śliczną, niewieścią głowę o długich, złotych włosach, na której nosiła koronę z rogów niczym bóstwa Mezopotamii, jej łapy były zakończone racicami, a od much i komarów odpędzała się ogonem byka. Niemcza żyła z nimi w przyjaźni, wśród wspólnych zabaw, rozmów o wodnikach, ogierach i sujenikach, wśród wspólnych radości i smutków. Żadna z nich nie przypuszczała, że już wkrótce straszne wydarzenia staną się kamieniem probierczym tej przyjaźni...

*



Trzęsawik, ojciec rudowłosej nimfy z mokradeł był z łaski Mokoszy i mandatu królowej Afaraki, księciem błot Pinos. Oznakę tej godności stanowiły złote podkówki przybite do jego zakrywających łydki butów (w erze trzynastej złote podkówki nosiła Lawendycja, córka sołtysa z Pawlaczycy). Był wczesny wieczór gdy nad brzegiem bajora, przed jego szałasem z trzciny i pałki wodnej zgromadziła się grupka błotników wraz z żonami. Była tam obecna również Mokra – macierz Nemury, parę berkutów, duszek Świetlik, krasnoludki z bagien i żaba – poseł od Nesy. Spotkanie odbywało się przy miodzie, pieczonych węgorzach i kiełbasach z błotnych trusi, czyli węży władnych łykać konie. Świeczniki i ogniści ludzie zabawiali ucztujących swym tańcem.
- Długo było spokojnie, lecz to jeno cisza przed burzą – zasępił się błotnik Mierżwik.
- Co świecuchy – zwiadowcy mówią nam o kikimorach? - spytał Trzęsawik odstawiając złoty kubek z miodem.
- Ich wódz Izydiesz ostatnio harcował na północy księstwa, lecz szybko dał się przegonić. Widziano też Bieśnicę, której rydwan ciągnęły rusałki polne, które nasi próbowali uwolnić. Jeszcze nie jest groźnie, ale kikimory już szykują się do ponownego zawładnięcia Błotami Pinos – mówił błotnik Murs.
- Wujku, a co to jest kikimora? - spytał nagle mały Sujan; siostrzeniec Trzęsawika liczący sobie dziewiątą wiosnę życia.
- Kikimora, Sujanku – odpowiedział ojciec Alemanii – to taki potwór; sługa Rykara. Tak jak wodniki chodzą na dwóch nogach, lecz są czarne jak antracyt. Mają wielkie, szpetne łby, oczy duże jak pięści, białe, ostre i długie zęby, skrzydła nietoperzy, a ich ręce i nogi są długie, patykowate, zakończone szponami ostrymi jak sztylety. Ich przodkowie byli dobrymi istotami, lecz Rykar je znieprawił. Pochodzą ponoć od upiorów o głowach wodnych ptaków. Są okrutne; pożerają wszelkie stworzenia, a gorsze są od błotnic i trusi, bo przed śmiercią torturują. Ich panem jest car Niemal Człowiek, który nie ma skrzydeł i rezyduje na dalekiej, północnej wyspie, Nowej Ziemi – przeciw niemu walczyły królowa Nastazja i jej córka Walaszka, a w erze dwunastej został zabity przez Sołowieja Chąsiebnika.
- Straszysz dzieci, panie – rzekł ojciec Sujana, lecz Trzęsawik odpowiedział mu na stronie:
- Twój syn jest jednym z nas i powinien znać zagrożenia grożące błotnikom – w owym czasie Alemania zrywała nenufary, jeździła na delfinach, bądź siadłszy na Skoczce z Sujenicą biegnącą u boku odwiedzała rusałki leśne, w czasie święta Rosaliów tańcujące z satyrami, sylenami, orgami i leśnymi ludźmi. Z wieści o kikimorach ,,sroższych od krokodyli'' do jej ozdobionych kolczykami uszu dochodziły zaledwie niezrozumiałe strzępki, jednak widziała frasunek ojca i macierzy z ich powodu i próbowała ich pocieszyć. Izydiesz, wojewoda Niemal Człowieka lubił pożerać ciała rusałek i wodników. Wraz ze swą sotnią woził ogromny piec, podobny do chlebowego, w którym piekł schwytane stworzenia. Raz jedna rusałka ze strachu nie mogła wejść do pieca, więc jedna z kikimor ułożyła się, pokazując jak ona ma się ułożyć. Wówczas rusałka wepchnęła kikimorę do pieca, zatrzasnęła drzwiczki, zamieniła się w Światło i uciekła. Odkąd Mokosza urodziła Europę i Bałkana Łobastę, kikimory zawsze były wrogami rusałek i wodników. Rykar wmawiał im, że dzieci Świętowita i Aredvi dążą do ich wytępienia. Alemania choć kochała rodzinny Pinos, marzyła też o zwiedzeniu innych dzielnic Królestwa Rusałek i Wodników, nie tylko bagien. Miała w sobie coś z Samodivy Wędrującej z Połonii, która została mardą i cierpiała niewolę u króla strzyg. Jak u wszystkich rusałek jej głos był piękny niczym pienie syreny, czy śpiew łabędzi, a do tego umiała grać na cytrze z wierzby. Był to dar od zaprzyjaźnionej hamadriady Stoiwody. Nigdy nie przypuszczała, że ten wspaniały instrument ocali jej kiedyś życie, a właściwie będzie tylko narzędziem jej ocalenia. Izydiesz atakował bagienne księstwo coraz częściej, aż stoczywszy parę bitew z błotnikami, począł zapuszczać się w jego głąb. Kikimory nie miały litości dla mieszkańców mokradeł, a nawet gdy jedna z tych koszmarnych istot upiekła się w piecu, pozostałe rozszarpały ją ze smakiem. Przeciwko najezdnikom stanęły hufce błotników walczących mieczami, włóczniami, maczugami i dmuchawami. Na pomoc pospieszyły im rusałki wodne, leśne i polne, baby wodne i dzikie baby, żmijowie, leśni ludzie, krasnoludy i krasnoludki, świeczniki, hamadriady, berkuty, świecznice, świtezianki, ale też wilki, rysie, małpy łokisy, krokodyle północne, delfiny, wyverny, wydry, ogromne żółwie błotochlapy, większe od krów, a nawet łagodny stwór Nesa. Wsparcia drużynie Trzęsawika udzielił też Prowadnik, ataman Jeźdźców Leśnych, których ongiś spotkali Iwan i Mara. W sotni Izydiesza oprócz kikimor służyły strzygi, a wśród nich Chowaj, syn Racariusa Nirasa, syna Rościela, wąpierze, ogry z Britainy, ogniste duchy latawce, ksykuny, sini ludzie z rogami, ifryty z Nabatei, czarne i czerwone ręce, paru Neurów, lud spod muchomorów, nadzy Čartowie z kozimi głowami, wreszcie odziane w skóry dzikich kotów mory duszące mężów i morusy duszące niewiasty. Mimo męstwa obrońców, kikimory ciągle się posuwały, aż doszły w pobliże trzcinowego szałasu Trzęsawika i Mokrej. W miarę postępów w ich marszu, Alemania coraz więcej dowiadywała się o bezlitosnym wrogu. Wieści te przerażały ją, choć nad zgrozą górowały litość i chęć pomocy. Tego dnia rusałka brodziła w bajorze, razem ze Skoczką i Sujenicą. Żałowała, że nie dopuszczono jej do pomocy tym, którzy uciekli przed kikimorami. Niechętni jej, mówią, że zlękła się wysiłku, i trudu i poświęcenia czasu, ale to nie prawda. To tylko ludzie są tacy ułomni, by krew i brud przysłoniły im cierpienie. Jej serce trapił smutek, więc wyjęła wierzbową cytrę i poczęła grać melodię pełną boleści. Grała jakby jej mistrzem był Rigel – opiekun muzyki o głowie słowika. W jej cytrze mieszkała muzyka godna króla Orfeja z Szetlandów, Orfeusza z Tracji, króla Dawida, Bojana z Roxu, czy Mieszka - ,,Dawida Północy''. Hamadriada Stoiwoda, od której dostała instrument, wyruszyła w bój i choć ubiła z łuku księcia strzygoni Chowaja, dwóch wilkołaków pochwyciło ją i zabiło. Alemania grała opłakując śmierć przyjaciółki, gdy wtem zza mgły i sitowia wynurzył się szkaradny, czarny łeb z zielonymi oczami, świecącymi i wielkimi jak spodki. Rusałka wiedząc, że z kikimorami nie ma żartów, jak pantera wskoczyła na grzbiet Skoczki, a obok niej usadowiła się Sujenica. ,,Goworożec, likorna, na której jeździ Dziewanna, powiedział mi, że jak uciekniemy, to odciągniemy tę zgraję od wygnanych'' – rzekła ,,kobyła skakanka'' i jak nie skoczy! Od razu pokonała trzy wiorsty. Wyłupiaste oczy kikimor, omal nie wyskoczyły z orbit; wszak taki szybki koń to cenna zdobycz! Hufce sług Rykara ścigały całą trójkę, a trzy nogi Skoczki wciąż pokonywały wiorstę za wiorstą. Kikimory niezmordowanie pędziły na błoniastych skrzydłach, aż uciekinierki wraz z pościgiem przekroczyły granicę bagien Pinos. Skoczka choć była niezwykłą klaczą, to jednak też podlegała zmęczeniu i nie mogła pędzić dalej.
- Zacznij grać! - poradziła Sujenica, w której mieszkała mądrość dawnych sfinksów, a rusałka nie wiedząc jaki jest tego sens, posłusznie spełniła polecenie.
Kikimory otaczały je ze wszystkich stron, a Alemania grała. W czasie tego koncertu wiał lekki wietrzyk, który z wolna przybierał na sile, aż w końcu przemienił się w tornado, a to rozgoniło lutych wrogów na wszystkie strony łamiąc im kości. Potężny orkan przewracał drzewa, burzył wody rzek i jezior, wreszcie groził zabiciem Alemanii, Sujenicy i Skoczki. Tak to jest gdy wyzwala się siły, nad którymi jeno Agej i Enkowie mogą zapanować. Wówczas gdy cała trójka walczyła z wiatrem, stanęła przy niej jakaś postać niby rusałka, lecz była to sama Mokosza. Rzekła do ucha Alemanii: ,,Zerwij struny''!, a gdy rusałka miała z tym kłopot, pomogła jej. Wówczas tornado ustało, a przyjaciółki dziękując Nieznajomej, wróciły na bagna Pinos, gdzie wojownicy wrócili do walki. Sujenica szczerząc białe, ludzkie zęby, rzuciła się na kikimorę obwieszoną głowami rusałek i zginęła przebita. Alemania porwała włócznię i poczęła zabijać najezdników. Izydiesza pokonał Trzęsawik i on też maczugą rozbił piec do pieczenia jeńców, a bagno pochłonęło jego resztki (według ogłoszonego w erze trzynastej proroctwa Maricy, Jancykryst będzie jeździł na piecu i palił w nim swych wrogów). Błotniki rozgromiły kikimory, a te rozbiegły się jak spłoszone ptactwo. Całe Pinos wiwatowało na cześć zwycięzców.



*

Alemania po tej przygodzie pożegnała się z ojcem i matką, a następnie razem ze Skoczką udała się na północ i zachód. Dotarła aż na wyspę Ranę, gdzie Skoczkę pożarł smok, a Alemania stała się jego więźniem. Cierpiała niewolę aż do przybycia króla – wodnika Germana i jego brata Teutona. Król zabił smoka o wielu głowach i uwolniona rusałka została jego żoną i królową. Niestety król wodnik zabrał oprócz niej czarodziejskie złoto strzeżone przez wielogłowego potwora, a które powstało z łuski Rykara odłupanej przez piorun Jarowita. Przeklęty skarb uczynił Germana, dotąd miłosiernego i sprawiedliwego, niewiarygodnie chciwym i skąpym, a to pociągnęło za sobą liczne zbrodnie. Opętany chciwością kazał uśmiercić nieszczęsną Alemanię, wlewając jej płynne złoto do gardła. ,,Dlaczegóż to ratowałaś mnie Pani Lasu przed kikimorą? Kierowałaś się miłosierdziem. A przecież każda rusałka wolałaby być zaduszona przez kikimorę, niż zabijana przez własnego męża...'' - myślała umierając, a jednak przebaczyła Germanowi, bo go kochała. Jej dusza zamieszkała w Nawi Jasnej. Tyrańskie rządy króla co przeniósł stolicę z Nandii do Jeziora Niedźwiedzi wywołały bunt, na czele którego stanął urodziwy wodnik Trojan, herszt bandy Vodni z Łobastowa. Zwyciężył on Germana i wrzucił go do płynnego złota. Sam za swe zbrodnie stał się potworem – starcem z siwą brodą, oślimi uszami i skrzydłami z wosku. Potrafił przybierać też postać ćmy i odtąd czyniąc dobro żył jeszcze w erze dwunastej.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz