,,Jej [Siubieli Morskiej] córką była Nastazja, która mszcząc śmierć dwóch synów, zabijała różne potwory, raz nawet olbrzyma, który się w niej zakochał umierając'' – M. Rymwid ,,Nymphologia''
Królowa
Siubiela Morska (Sabella
Okeanida)
niestrudzenie badała Daleki Zachód, czyli ziemie leżące na zachód
od Lebany. W czasie jednej z wypraw odkryła zapomnianą od wieków
wyspę Irlandię (Eryn,
Hibernia, Giberniya)
i na nią przeniosła swą stolicę. Poślubiwszy wodnika Adonisa z
plemienia Nixów, stała się matka najady Nastazji, która wyrosła
na smukłą pannę o długich, rudych włosach i oczach jak
szmaragdy. Prezentowana tu historia dotyczy jej młodości, zanim
jeszcze poznała wodnika Warchaja. W owym czasie Irlandię oprócz
rusałek i wodników z plemienia Nixów zamieszkiwały liczne inne
stworzenia. U jej wybrzeży spotykano syreny i selki – nimfy
morskie przybierające postaci fok. Łąki i lasy pełne były elfów,
leprichonów, czyli skrzatów – szewców, jak wszystkie skrzaty
pochodzących od Mokoszy, olbrzymów, w których płynęła krew
króla Atkaina, zwanego tu Dagdą, czarownic, srożyc, ludu spod
muchomorów, karłów, morskich Fomorów – jednookich ludzi o
byczych głowach, wróżek, leśnych ludzi z plemienia Wosów przez
Słowian zwanych Strachami, Neurów z plemienia Ossoriuszy, Lynxów,
smoki, satyry, Centaury, a u wybrzeży – węże morskie i wielkie,
dziwaczne jaszczury – krokodyle z grzebieniami traszek i płetwami
foki. Żyły tam również morskie potwory kelpie – mogące
przybierać postać kępy wodorostów, klaczy, lub nimfy (w
późniejszych czasach pod końską postacią skakały wraz z
jeźdźcami w morze). Leśni ludzie, którzy od nas, czyli potomków
Novalsa i Aivalsy różnili się jeno pochodzeniem od żmija Rucława
i rusałki Ayisaki, wierzyli, że kto poliże brzuch traszki będzie
mógł leczyć oparzenia, ale to przesąd i niech Czytelnik tego nie
próbuje.
Pewnego
dnia Nastazja znalazła pisklę białego orła, które nazwała
Magaj.
,, - Nastka! Co znalazłaś pod drzewem? - […] - jej koleżanki zgromadziły się przy niej, by zobaczyć jej znalezisko.
- Ptaszek – rzekła jedna z nich. - Jaki słodki – pisklę było pokryte białym puchem. - Zaczekajmy do jutra, czy jego mama nie upomni się o niego – jednak pisklę nie wróciło do gniazda.
Wówczas Nastazja przygarnęła go. Karmiła orzełka mięsem różnych istot i nadała mu imię Magaj. Wyrósł na ogromnego, białego orła, a ci co go widzieli, myśleli, że to Jarog. Nastazja zaś rosła z nim i piękniała'' – M. Rymwid ,,Nymphologia''.
Jej
macierz była powszechnie szanowana, za swą dobroć mądrość i
sprawiedliwość, a wielu Nixów i innych plemion uważało, że sam
Agej przemawia jej ustami, jakby była jedną z Wieszczyc Losu.
Jednak i na Wyspie Szmaragdowej o czterdziestu odcieniach zieleni,
żyły istoty groźne i złośliwe. Były to choćby smoki,
czarownice, ogromne węże, ogry, olbrzymy o ciałach z kamienia...
Mała Nastazja z wypiekami na policzkach słuchała opowieści o
mieszkańcach wyspy. Razem z matką i ojcem mieszkała w dworcu z
kryształu górskiego, otoczonym borami, bagnami i jeziorami. W
jednym z lasów miały mieszkać straszliwe Zielone Psy. ,,Są
to –
opowiadała jej matka – straszliwe
wilczury o kudłach barwy mchu. Ich oczy, żółte jak u sowy, świecą
w ciemności. Pożerają każdą istotę; rozumną bądź nierozumną,
która wejdzie do ich lasu. Wcześniej jednak dwukrotnie ostrzegają
szczekaniem – za trzecim razem atakują''.
Siostry Nastazji, Auka i Olga, słysząc to kuliły się ze strachu,
lecz ona pytała się:
-
Nie mogę zrozumieć, czemu nikt ich jeszcze nie ubił? - Siubiela
Morska pokręciła głową.
-
Wielu twierdzi, że są nieśmiertelne – Nastazja zaś odrzekła.
-
Przecież jeno Agej i Enkowie są nieśmiertelni. - Zobaczysz mamo,
jeszcze uwolnię ten las od tych potworów! - Nastazja, najstarsza z
trzech córek królowej rusałek i wodników, jak wszyscy odczuwała
strach, ale potrafiła go opanować. Od szycia szat z mgły i obłoków
wolała jazdę konną i ćwiczenia w walce, której uczył ją
ojciec. Zielone Psy często gościły w jej snach, a gdy osiągnęła
osiemnastą wiosnę życia, postanowiła bez rozgłosu rozprawić się
z nimi. Spędziwszy dzień na modłach do Ageja, oraz Mokoszy i
Świętowita, zabrała orła Magaja i miecz, po czym gdy Swaróg
zgasił Słońce, by zapalić je następnego dnia, weszła w knieje.
Było coraz ciemniej, aż wzeszedł Księżyc, a zielone oczy
Nastazji rozbłysły w mroku jak gwiazdy. Oczy rusałek i wodników
już miały taką właściwość. Na tle Księżyca tańczyły
sylwetki nietoperzy; dzieci Sirraha, a z daleka i bliska niosło się
pohukiwanie sów i wycie wilków. Królewna stała oparta plecami o
drzewo i jadła jabłko. ,,Może te Zielone Psy to tylko podanie''? -
pomyślała, gdy przebiegł jej drogę dzik. Magaj drzemał na gałęzi
nad głową swej przyjaciółki. Wtem do zdobionych złotymi
kolczykami uszu Nastazji dobiegło szczekanie mrożące krew w
żyłach, a rusałka chwyciła za miecz, lecz nie ruszyła się z
miejsca. Magaj zbudził się i załopotał potężnymi skrzydłami.
Minutę później znów rozległo się szczekanie, lecz Nastazja choć
zadrżała, została na posterunku nucąc hymn do Mokoszy. Znów
upłynęła minuta i znienacka z kniei wyroiły się wilczury o
żółtych oczach, które otoczyły królewnę ze wszystkich stron.
Było ich pięć. Ślina ciekła im z pysków i głucho warczały.
Coś w duszy Nastazji mówiło jej: ,,Uciekaj gdzie pieprz rośnie''!,
lecz ona nie okazała lęku. Uniosła miecz i zawołała:
-
W imię Mokoszy i jej siostry, Dziewanny Šumina
Mati, Pani Lasów! Wiele słyszałam o waszych łotrostwach i oto
przybyłam by położyć im kres. Gotujcie się na spotkanie z
Czarnym Psem Čortieńska,
psubraty! - zielony wilczur przemówił w jej języku.
-
Daj spokój, panienko. Odłóż ten miecz. My jesteśmy tacy łagodni,
że oko nie widziało, a ucho nie słyszało. Jesteśmy dobrzy, jeno
czasami musimy być groźni, bo coś nas zmusza – zwiesił głowę,
a następnie warknął po psiemu: - Brać ją! - Zielone Psy opadły
Nastazję, lecz Magaj pochwycił w szpony tego z nich, który wydał
to polecenie. Koszmarne wilczury już dobierały się zębami do
białego ciała okrytego modrą suknią z jedwabiu, gdy poczuły, że
gryzą ogień. Skowycząc przeraźliwie odskoczyły i ujrzały, że
Nastazja zamieniła się w Światło. Następnie znów przybrała
właściwą sobie, urokliwą postać, a Zielone Psy podkuliły ogony
i skomląc błagały o litość i tłumaczyły: ,,ktoś nas
zaczarował''. Magaj wciąż trzymając jednego z nich w szponach,
rzekł:
-
To nie są naprawdę psy. Chcą być odczarowani, ale boją się.
Jeśli chcesz je odczarować, to utnij im głowy – psy skamlały
,,zrób to'', a Nastazja mieczem ścięła głowy czterech z nich, a
biały orzeł dziobem odciął łeb piątego. Wówczas las rozjaśniło
światło, jakby Słońce spadłe z nieba, a na miejscu Zielonych
Psów siedziało pięciu wodników w zielonych przepaskach
biodrowych. Widząc Nastazję padły przed nią na twarz i wołały:
-
Niech ci Agej wynagrodzi! Zaczarował nas potwór Tałapa (Talpa) i
choć zdjęłaś z nas zaklęcie, to będziemy się zamieniać w
Zielone Psy, tak długo, aż Tałapa nie zostanie zwyciężony.
Niestety, nie zaczarowałby nas, gdybyśmy nie dali mu okazji,
parając się zakazaną przez Mokoszę sztuką Baby, Vidmy i Cioty –
Nastazja zaprowadziła je do swej siedziby, a rano pokazała ich
poddanym. Odczarowane wodniki, żałując za zło jakie wyrządziły
jako Zielone Psy, padły na ziemię i wyznały uczynione
niegodziwości Mokoszy. Następnie znów przybrały postać wilczurów
o barwie mchu. Nastazja od dawna marzyła o pełnych przygód
wojażach, a że współczuła im, udała się razem z nimi na
poszukiwanie Tałapy.
Zamienione
w Zielone Psy wodniki nosiły imiona: Nałaz, Luzon (luzony to morski
lud z rybimi ogonami), Łazun, zwany ,,Lasanką'',
Rospud i Burłoń. Wedle ich słów, potwór miał być podobny do
kreta, na co wskazywało już jego imię (starokrasne ,,talpa''
znaczyło ,,kret''), a ponadto mieszkał gdzieś na Wschodzie nad
rzeką Kamą (Cama), przeto następczyni tronu naszykowała mapę.
Ponadto wzięła ze sobą dwóch Lynxów z osobistej gwardii i razem
z nimi, Zielonymi Psami i białym orłem Magajem, uzyskawszy
błogosławieństwo matki, żegnana przez poddanych ruszyła nad
morze. Siubiela Morska pomagając córce w jej pierwszej wyprawie,
poprosiła o pomoc wieloryba Dahona, mającego służyć grzbietem
jako promem, lecz niestety wieloryb się nie stawił na umówionym
miejscu (zawsze się bał, że fala wyrzuci go na brzeg). Zamiast
niego na falach kołysała się wielka jak korab czara. Choć była z
litego złota, nie tonęła. Był na niej wyryty toropieckimi
literami jakiś starokrasny napis. Magaj pierwszy poleciał zbadać
dziwne naczynie, zaś Nastazja słynna z odwagi udała się zaraz po
nim, pełna ciekawości. Zielone Psy, tak ,,odważne'' w rozbojach,
teraz trzęsły się jak osika i trzeba je było wołać. Napis na
,,burcie'' brzmiał ,,Carus
Xvar'',
co znaczyło ,,Car
– Słońce''.
Gdy Nastazja pokrzepiwszy się imieniem Mokoszy weszła do czary, jej
zielonym oczom ukazało się coś wielce dziwnego. Na brzegu naczynia
stało … żebro, bardzo niezwykłe, bo zakończone głową
krasnoludka. Żebro śpiewało: ,,Wystarczą
cztery zi...'',
lecz nagle przerwało widząc Nastazję, Magaja i Zielone Psy. ,,Co
to jest''?
- myślała cała siódemka.
-
Serdecznie witam służebnicę Mokoszy, Nastazję Mężną, córę
Siubieli Morskiej na pokładzie ,,Cara
– Słońce''.
Jest to złota czara wykuta przez Swarożyca specjalnie dla was. Jej
nazwa nawiązuje do obietnicy Ageja zesłania Cara – Słońce ku
uleczeniu ran świata. Nazywam się Żebro, a urodziła mnie okeanida
Ninta. Widzę, że sam Jarog – Raróg; car ptaków zechciał mnie
zaszczycić – miał na myśli białego orła.
-
Nie jestem Jarogiem, ani Tinezem – zaprzeczył Magaj. - Nie należę
do Enków. Jako pisklę wypadłem z gniazda, a Nastazja zaopiekowała
się mną.
-
Panów zaś nie znam – rzekł Żebro do Zielonych Psów. .
-
Jesteśmy wodnikami, których potwór Tałapa znad Kamy zaczarował w
to czym nas widzisz. Królowa Nastazja obiecała nam pomóc w walce z
naszym ciemiężcą, a nawet raz nas odczarowała ścinając nam
głowy. Nazywam się Rospud...
-
Nałaz, Luzon, Łazun, Burłoń – przedstawiły się pozostałe z
psów.
-
Jestem kapitanem tej złotej czary i chętnie wam pomogę –
Nastazja już zdejmowała naszyjnik z lapis – lazuli, by zapłacić,
lecz Żebro rzekło.
-
Niech panienka zachowa to dla siebie, przewiozę was za darmo. W
końcu to Swarożyc, któremu służę mnie wynagrodzi – po tych
słowach Żebro uderzyło swym ostrym końcem w dno czary i ta
ruszyła bez żagli i wioseł. Niezwykłe naczynie płynęło dniem i
nocą. Gdy nadchodziła pora spoczynku, Nastazja najczęściej
zamieniała się w Światło, a czasem spała skulona na dnie czary.
Załodze ,,Cara
– Słońce''
głód nie groził, bo niepsującego się chleba mieli pod
dostatkiem. Zielone Psy dzielnie znosiły żeglugę, jeno Rospud miał
jej już dosyć. Nużyło go morze ze swymi barwami i zapachem,
spowszechniały mu chleb i kwas chlebowy, próbował łowić ryby i
mewy. Oczom załogi ukazywały się foki i delfiny, wieloryby,
krabby, czyli ogromne, morskie świnie z płetwami foki i zębami
morsa, żółwie morskie, kraki, czyli ośmiornice i kalmary, czasem
morskie dziki, tury i kozy. Upajały ich pieśni syren i okeanid,
czyli rusałek morskich lub czeltic, czasem zaś wynurzyła się
głowa biskupa morskiego. Na złotą czarę płynącą jak statek
spozierali zaciekawieni Morganowie, Fomorowie i luzony, a czasem
zaryczał lew morski, przypominający lwicę pokrytą łuskami
karpia, lub śmignął nad głową morski zając. Podróż przebiegała spokojnie dzięki opiece Juraty i Glady – córki Pochwista i skrzydlatej syreny Meluzyny. To właśnie trójząb Juraty trzymał z dala morskie wąpierze, węże, smoki, gigantyczne kraby, Krakena i Čorta Przegrzechę służącego pod Lewiatanem. Morskie Čorty jedynie z oddali mogły przypatrywać się złotej czarze i ze złości zgrzytać zębami. Rospud czuł się coraz gorzej. Zaczynał zwracać do wody mięsno – mączne posiłki, bez celu gonić za ogonem, stał się opryskliwy i nic go nie cieszyło. Nie przyjmował pociechy, jeno coraz częściej powtarzał, że nazywa się Jiwon i że niegdyś był królem Neurów. Nikt mu nie uwierzył, wszak zarówno Mokosza jak i Swarożyc mówili, że dusza po śmierci miast wędrować do innego ciała, idzie albo do Nawi Jasnej na wieczną radość, do Ciemnej na tymczasową pokutę lub do Nawi Čortów na wieczne męki. Rospud – Jiwon nie dawał się jednak przekonać. Nocami wył jak wilk, a morskie Čorty ślizgające się po powierzchni podchodziły coraz bliżej. Była noc, gdy Rospud wychyliwszy się przez ,,burtę'' spotkał Čorta, który nazywał się Satanicha. Najpierw ujrzał go pod postacią ogromnej ryby – płaszczki, zwanej ,,mantą'', później ryba ta zamieniła się w istotę na dwóch nogach, szaro – turkusową, rogatą, porośniętą glonami i muszlami. Palce Satanichy, częściowo spięte błoną były długie, cienkie i zakończone pazurami. Ogon morskiego Čorta przypominał węgorza zwanego ,,kongerem''.
karpia, lub śmignął nad głową morski zając. Podróż przebiegała spokojnie dzięki opiece Juraty i Glady – córki Pochwista i skrzydlatej syreny Meluzyny. To właśnie trójząb Juraty trzymał z dala morskie wąpierze, węże, smoki, gigantyczne kraby, Krakena i Čorta Przegrzechę służącego pod Lewiatanem. Morskie Čorty jedynie z oddali mogły przypatrywać się złotej czarze i ze złości zgrzytać zębami. Rospud czuł się coraz gorzej. Zaczynał zwracać do wody mięsno – mączne posiłki, bez celu gonić za ogonem, stał się opryskliwy i nic go nie cieszyło. Nie przyjmował pociechy, jeno coraz częściej powtarzał, że nazywa się Jiwon i że niegdyś był królem Neurów. Nikt mu nie uwierzył, wszak zarówno Mokosza jak i Swarożyc mówili, że dusza po śmierci miast wędrować do innego ciała, idzie albo do Nawi Jasnej na wieczną radość, do Ciemnej na tymczasową pokutę lub do Nawi Čortów na wieczne męki. Rospud – Jiwon nie dawał się jednak przekonać. Nocami wył jak wilk, a morskie Čorty ślizgające się po powierzchni podchodziły coraz bliżej. Była noc, gdy Rospud wychyliwszy się przez ,,burtę'' spotkał Čorta, który nazywał się Satanicha. Najpierw ujrzał go pod postacią ogromnej ryby – płaszczki, zwanej ,,mantą'', później ryba ta zamieniła się w istotę na dwóch nogach, szaro – turkusową, rogatą, porośniętą glonami i muszlami. Palce Satanichy, częściowo spięte błoną były długie, cienkie i zakończone pazurami. Ogon morskiego Čorta przypominał węgorza zwanego ,,kongerem''.
-
Oczywiście, że jesteś Jiwonem, królem Neurów z poprzedniej ery –
mówił Satanicha do Zielonego Psa. Jednak umarłeś i zostałeś
uwięziony w innym ciele. Aby odzyskać swą postać i zostać królem
jeszcze większym niż w poprzednim życiu musisz – w łapie Čorta
znalazła się siekiera – pozabijać tych co z tobą płyną i nie
chcą twojego szczęścia – Zielonemu Psu sierść stanęła dęba
– a następnie dać nura w morze. No masz! - Zielony Pies znów był
wodnikiem, a Čort
wcisnął mu siekierę w łapę, a następnie zniknął w morzu.
Wszyscy
spali, a Rospud bił się z myślami. Pragnął zakończyć rejs i
zostać królem, ale żal mu było Nastazji i towarzyszy, z którymi
tyle przeszedł. ,,Nie
powinienem odpłacać złem za życzliwość''
– myślał i zasnął, a gdy spał, dręczyły go koszmary. Rano
obudził się w psiej postaci, a siekiera leżała obok niego.
Zdobył się na odwagę i powiedział wszystko Żebru.
-
Dobrze, że o tym mówisz, bo zabawa z Čortami
i w Čorty
zawsze owocuje tragedią! - kapitan ,,Cara
– Słońce'' był
wzburzony, lecz ponieważ Rospud szczerze żałował i kulił się ze
strachu, złagodził głos. - Zapewne nuży ciebie ta żegluga. Nie
tylko ciebie, zapewniam! Jednak to nie powód, by słuchać
wysłanników Rykara. Gdybyś posłuchał Satanichy, utraciłbyś
przyjaciół w straszny sposób, a swą duszę splamił, może po
kres twych dni. Jakbyś wskoczył do morza, to byś utonął i miast
zostać królem Jiwónem, cierpiałbyś męki w niegasnącym ogniu w
paszczy Lewiatana. Jednak Agej widzi twój żal i przytuli cię do
serca, ale siekierę od Čorta
musisz wyrzucić! - na te słowa w czarze ukazał się młodzieniec w
białej przepasce na biodrach i w koronie z ognia, który tak jak
Świętowit miał cztery twarze. Nie był to jednak Świętowit, bo
jego skóra była złota. Cała załoga poznała w nim Swarożyca,
syna Swaroga i Juraty. Najlepszy kowal Enków i pan Złotego Smoka
wziął siekierę – zwodniczy dar od Satanichy i złamawszy ją,
wrzucił z rozmachem w morze, po czym rozpłynął się w promieniach
Słońca. Nastazja podeszła do skruszonego zwierza i gładząc jego
zielone kudły, pocałowała go w nos. Rejs trwał...
*
Złota
czara z naszymi bohaterami, po wielu dniach żeglugi wpłynęła do
Zatoki Balat, która po potopie ze smoły, kończącym panowanie
Goplany III utworzyła Morze Ancylusa, w erze jedenastej zwane
,,Morzem
Joldów'',
a w dwóch kolejnych – Morzem Srebrnym. Dzieło rąk Swarożyca
osiadło na brzegu, a biały orzeł Magaj pomógł wyjść Nastazji i
Zielonym Psom.
-
Życzę wam powodzenia, ale zostaję – rzekło Żebro. - Moja
służba na ,,Carze
– Słońcu''
jeszcze się nie skończyła – królowa ucałowała go zimnymi
ustami w oba policzki, po czym dziwaczny syn okeanidy Ninty żegnany
szczekaniem Zielonych Psów, stuknął swym ostrym końcem w dno
czary i odpłynął. Stworek śpiewał owiewany przez bryzę:
,,Wystarczą
cztery ziobra, by podróż była dobra...''
Resztki chleba i kwasu chlebowego za zgodą Żebra zostały przez Nastazję zabrane do sakwy i bukłaka. Zgodnie z mapą, do rzeki Kamy było jeszcze wiele, wiele wiorst. Ziemiami nad Zatoką Balat, czyli obecnym Bałtykiem miały rządzić dwie ,,Wielkie Panie'', zrodzone przez Mokoszę, które złożyły hołd królowej Anej I i odtąd czciły tak wszystkie władczynie i władców rusałek i wodników. Nastazja co nieco o nich słyszała, lecz wiedziała jeno, że istnieją gdzieś daleko na wschód od Irlandii. Podróżni rozsiedli się na plaży gdzie zjedli resztę chleba i wypili resztkę kwasu chlebowego. Magaj złowił w zatoce tuńczyka, którym się podzielił i wszyscy ruszyli przed siebie. Droga wiodła przez las, gdzie driady i zwierzęta składając hołd królewnie, zapraszały.
Resztki chleba i kwasu chlebowego za zgodą Żebra zostały przez Nastazję zabrane do sakwy i bukłaka. Zgodnie z mapą, do rzeki Kamy było jeszcze wiele, wiele wiorst. Ziemiami nad Zatoką Balat, czyli obecnym Bałtykiem miały rządzić dwie ,,Wielkie Panie'', zrodzone przez Mokoszę, które złożyły hołd królowej Anej I i odtąd czciły tak wszystkie władczynie i władców rusałek i wodników. Nastazja co nieco o nich słyszała, lecz wiedziała jeno, że istnieją gdzieś daleko na wschód od Irlandii. Podróżni rozsiedli się na plaży gdzie zjedli resztę chleba i wypili resztkę kwasu chlebowego. Magaj złowił w zatoce tuńczyka, którym się podzielił i wszyscy ruszyli przed siebie. Droga wiodła przez las, gdzie driady i zwierzęta składając hołd królewnie, zapraszały.
- Zechciej udać się Następczyni Tronu na Pole
Rżyskie, tam zostaniesz godnie ugoszczona i otrzymasz pomoc w swym
zbożnym zamiarze – wołały sarenki.
- Niech królewna idzie stale prosto a dojdzie –
objaśnił rudzik.
Rusałka, orzeł i sfora psów ruszyła we wskazanym
kierunku. W miarę wędrówki las się przerzedzał i już było
widać falujące łany pszenicy, żyta, owsa i gryki.
,,Zanim
zorza rozjaśniła niebiosy,
Już na polu zaszumiały kłosy.
A kiedy zmierzch na ziemię docierał,
To już Klykanica dojrzały plon zbierał.
Zmłócił pszenicę o wczesnym ranku,
Wywiał zboże i zmełł je miałko,
A pod wieczór bochny smakowite
Podał gościom na stoły obfite''
-
Do
wszystkich uszu docierał śpiew, wdzięczny jak pienie syreny. Już
miano wejść na złociste pole, gdy jak spod ziemi wyrósł rosły
Centaur w takiej zbroi jaką nosili gladiatorzy w erze trzynastej.
- Kim jesteście i po co przybywacie? - zapytał groźnie
Centaur dzierżąc trójząb i sieć, lecz królewna nie okazała
lęku.
- Jestem Nastazja, córa Siubieli Morskiej i przyszła
królowa rusałek i wodników – Centaur ani drgnął, więc rusałka
podwinęła rękaw. - Jeśli nie wierzysz to spójrz; urodziłam się
ze znakiem orła! - Centaur natychmiast zdjął hełm i pocałował
białą dłoń Nastazji.
Następnie przedstawił się orzeł Magaj i Zielone
Psy.
- Kto do nas przyszedł, Wsiesłowiju? - nagle obok
Centaura zjawiła się złotowłosa panna w bieli, nosząca złote
ozdoby i wieniec ze zboża.
- Czcigodna Rżana Babo; zaszczyca nas sama królowa
Nastazja z drużyną – odparł Centaur, a Rżana Baba, smukła i
wiecznie młoda, widząc znak orła na ramieniu najady z czcią
należną królowej uklękła i ucałowała jej kolano przez modrą
suknię. Następnie wstała i rzekła:
- Moja siostra Żetnia Mac i ja, Rżana Baba rade
będziemy was ugościć! - podróżnicy poszli za pięknością w
wieńcu z żyta, a ta oprowadzała ich po polu, którym rządziła
wraz z siostrą. Wielkie to było pole, na którym znajdowało się
małe oczko wodne, głaz i sędziwe drzewo orzechowe. Pod drzewem
stał suto zastawiony stół, przy którym stały liczne krzesła. Na
jednym z nich siedziała postać podobna do Rżanej Baby jak dwie
krople wody. Podobne do nich były królowe Wanda i Libusza z ery
trzynastej. Żetnia Mac wstała z rzeźbionego krzesła i powitała
siostrę objęciem, a gdy dowiedziała się, że Nastazja jest córką
królowej, padła przed nią na twarz.
- Nawet Enkowie są jedynie stworzeniami, a cóż
dopiero ja – zaprotestowała królewna rumieniąc się.
Następnie zasiadła do stołu uginającego się od
potraw i napojów, jakich nie widziała nawet na dworze swej matki.
Obok niej zasiadł Magaj,a Zielone Psy mocą ob sióstr na czas
uczty przybrały postaci wodników. Następnie wywiązała się
rozmowa.
- Nie, nie jesteśmy rusałkami – rzekła Żetnia Mac.
- Tak jak rusałki pochodzimy od Mokoszy; Macierzy Nimf, ale jesteśmy
jedyne w swej rasie i wiecznie młode.
-
Nie mamy obecnie służebnych – podjęła Rżana Baba. - Kiedyś
służyło nam dziesięć żytnich rusałek, które były dla nas
niczym córki. Jednak pewnego dnia odeszły od nas skuszone piękną
mową grafa Balteusa (Pasa) z Zatoki Balat. Powiadają, że to Čort
– istotnie był to zły duch służący pod Przegrzechą, którego
dawni Polacy utożsamiali z diabłem Bałtyckim.
Nastazja uważnie słuchając popijała rumiane wino,
zajadała pasztet w kształcie statku, solone pistacje i lody o smaku
miodowym, do których zlatywały się pszczoły.
- Przypłynęliśmy tu w złotej czarze wykutej przez
Swarożyca – rzekła. - Jurata Aredvi Maris nas strzegła, lecz
morski potwór Somal – wąż o dwunastu skrzydłach zwabiony psim
wyciem, wzburzył morze i byśmy zatonęli, lecz nasz kapitan Żebro
kazał być dobrej myśli. Rozpoczął pieśń i nim ją skończył,
sztorm ustał, a naszą czarę sam Swarożyc ujął w złote dłonie
i postawił na falach – Zielone Psy zajadały gicze i szaszłyki, a
Magaj rozrywał dziobem jesiotra. Gdy Nastazja powiedziała
władczyniom Pola Rżyskiego o celu swej wyprawy, Rżana Baba tak jej
powiedziała.
-
Pragnę cię przestrzec malkieš
toropieckis1
przed Bieśnicą, co hula po świecie i ostatnio nasze Centaury ją
stąd przepędzały. Ma ona postać nadobnej nimfy z włosami długimi
i czarnymi, lecz ma rogi krowy, a na czole magiczny znak karakter
–
jak wiele czarownic. Ostatnio zwodzi pod imieniem Sofiji z rodu
Pistisów. Podaje się za Mądrą, a szerzy głupotę, zakrytą
powabem tajemnicy. Czarownice ją uwielbiają i zapewne jeszcze
wyrządzi sporo szkód istotom wiernym Agejowi – istotnie w erze
dziesiątej, to właśnie Bieśnica namówiła węża Tat'a by
nakłonił Aivalsę i Novalsa z dziećmi do zjedzenia żołędzi z
dębu Baublis. Czyn ten zamiast mądrości sprowadził na ród ludzki
całe morze nieszczęść.
Głos zabrała Żetnia Mac.
- Mamy coś, co pomoże królewnie zwyciężyć Tałapę
– następnie porcelanowym dzwoneczkiem przyzwała Centaura
Grigorija i poprosiła go by przyniósł Kłonicę. Po chwili brat
Wsiesłowija przyniósł kosę z ostrzem osadzonym na sztorc. Żetnia
Mac podziękowała mu i rzekła.
,,Mokosza
Aredvi Sura:
Nieskalana
Forma
Ageja
Macierz
Sobotniej Góry
Macierz
rusałek i wodników
Macierz
sierot
Ocierająca
łzy
Pani
Złotego Łańcucha
Ta,
której Boją się Smoki
Królowa
Ziemi
Korona
Stworzenia''.
Uczta trwała do późnego wieczora, a po nocy
przespanej wśród zbóż, Nastazja, Zielone Psy i Magaj, który spał
na drzewie, ruszyli w dalszą drogę. Rżana Baba i Żetnia Mac dały
im na drogę złociste pierniki i koszyk pieczarek.
*
,,Arymaspowie legendarny naród, który jak podaje Herodot, mieszkał w płn. - wsch. kraju Scytów (pogórze ałtajskie) i usiłował zrabować sąsiednim Gryfom ich skarby złota. W sztuce bywają zazwyczaj przedstawiani jako ludzie o jednym oku, w bogatym, swoistym stroju azjatyckim. Ustawiczne ich wojny o pożądane złoto stanowiły temat wielu pieśni. Prawdopodobnie wypadki legendarne oparte są na podłożu rzeczywistem, bo dzisiaj jeszcze w górach Ałtaj znajduje się złoto'' - ,,Encyklopedia Powszechna Wydawnictwa Gutenberga tom 1 A do Assuan''.
Minęły
już trzy lata od opuszczenia Irlandii. Do uszu królowej Siubieli
Morskiej dochodziły ponure plotki, że Nastazja zginęła; może
Zielone Psy zdradziły i rozszarpały ją? Cała wyspa, która wydała
króla olbrzymów Atkaina słała do Ageja i Mokoszy modły o jej
ocalenie. Królewny Auka i Olga szczerze kochały siostrę i jej
powrót przedkładały nad możliwość koronacji. Siubiela, wielka
odkrywczyni, wysyłała orły na wschód, by dowiedziały się czegoś
o jej córce. Tymczasem w przyrodzie Jesień ustąpiła miejsca na
tronie Ziemie. Ta zaś uderzywszy młotem z lodu w wody, uczyniła
je podobnymi do szkła, a jej służebnice – rusałki, które z nią
mieszkały w lodowym zamku Winterfort (Vracasievo)
zbudowanym na lodach jeziora Lykayuk, unosiły się w powietrzu i
pracowicie sypały śniegiem. Nastazja wędrowała przez zaspy, wciąż
w tej samej modrej sukni z jedwabiu, a jako najada nie obawiała się
mrozu. Zielone Psy skarżyły się, że kolor futer nie pozwala im
nic upolować, za to biały orzeł Magaj dostarczał wszystkim
pożywienia. Pewnego dnia oczom wędrowców ukazała się przysypana
śniegiem czaszka słonia znad rzeki Gangos.
- Ale dużo kości do gryzienia – zauważył Nałaz
zgodnie ze swą psią naturą.
- Pewnikiem jest to jakiś znak graniczny –
zmarszczyła się Nastazja usiłując coś sobie przypomnieć.
Kiedy była dzieckiem opowiadano jej straszne historie
o Arymaspach – jednookim ludzie wywodzącym się od Cyklopów. Za
królowej Aradvi, ich król Chalib Kowal uwięził idąca do Złotej
Baby po pomoc dla dotkniętego zarazą Toropiecka rusałkę Ilmenę,
a jej siostrę Natalę, uśpioną przez Kwiat Śpionu zostawił bez
pomocy. Arymaspowie jako znaków granicznych używali czaszek słoni.
- Myślę, że jesteśmy u granic Krumu, gdzie mieszkają
Arymaspowie – dreszcz przebiegł po Zielonych Psach. - Ci
potomkowie Cyklopów nie przyjaźnią się z rusałkami i wodnikami,
ale jeśli chcemy dojść nad Kamę nie możemy ominąć ich kraju –
rzekła ponuro Nastazja i tak ruszono w głąb królestwa Arymaspów.
Kraj
Krum obecnie jest półwyspem o nazwie Krym, lecz w erze dziewiątej
był większy i nie przylegał do żadnego morza. Wędrowcy szli
przez krainę dziką, pełną stepów i lasów, a osad było jak na
lekarstwo. Królowie Arymaspów od wieków mieszkali w pięknym zamku
Jaskółcze Gniazdo wzniesionym na skale. Zima w ich krainie była
szczególnie sroga, lecz rusałki pełniące służbę u Rodzenicy
Śniegu i Mrozu, litowały się nad strudzoną królewną i jej
drużyną idąca przez nieprzyjazny kraj. Za wiedzą i zgodą swej
pani, rozdawały chleb, mięsiwo, ryby, grzane napoje i owoce.
Wyprawa posuwała się naprzód, a osady Arymaspów omijano z daleka.
Jednak tego dnia wypadki potoczyły się inaczej... Nastazja wraz z
Zielonymi Psami i Magajem kierowała swe kroki w stronę lasu, gdy
wtem bystrym oczom białego orła ukazał się konny orszak. Jeźdźcy
wyglądali jak ludzie, lecz mieli tylko jedno oko na czole, wielkie
jak pięść. Zabrali ze sobą psy i sokoły, co oznaczało
polowanie. Większość rusałek i wodników brzydziłaby się
zabijać zwierzęta dla przyjemności. Wędrowcy zaskoczeni na stepie
usiłowali uciec, lecz nie udało się i zostali okrążeni przez
Arymaspów.
- O, czuję nimfią krew! - zakrzyknął wesoło król,
a Nastazja chwyciła Kłonicę i skierowała ją przeciw dzikiemu
ludowi.
Arymaspowie w odpowiedzi poczęli wyciągać miecze i
byłoby doszło do krwawej siekaniny, gdyby nie wyjechał jednooki
chłopczyk na kucyku.
- To pani naprawdę jest rusałką? - spytał
wytrzeszczając swe wyłupiaste oko. - Dużo słyszałem o rusałkach;
kiedyś kiedy królem był Chalib Kowal dwie gościły w naszym kraju
– Nastazja opuściła Kłonicę, a Arymaspowie schowali miecze.
Król podjechał do niej. Zsiadł z siwego konia i
rzekł całując Nastazję w brzuch i stopy.
- Przepraszam, że panienkę wystraszyłem. Choć
jesteśmy z krwi Cyklopów nie zjemy was. Nazywam się Volga Altayan,
syn Kerena IV. Zapraszam do siebie – Nastazja z drużyną udała
się do zamku Jaskółcze Gniazdo, w którym ongiś Chalib Kowal
więził Ilmenę. W trakcie uczty król Arymaspów tłumaczył.
- Swój przydomek zawdzięczam temu, że w młodości
udałem się w góry Altayana i tam zdobyłem wiele złota na ludzie
Gryfów. Odtąd nasze miecze i tarcze są pozłacane.
- Moja Macierz, Siubiela Morska też wiele podróżowała
– rzekła Nastazja. - Badała Daleki Zachód, czyli Nixland i
odkryła zapomniany ląd Hibernię, gdzie się urodziłam.
- To panienka jest córką królowej? - wykrzyknęli
biesiadnicy.
- Jestem – potwierdziła Nastazja. - Oprócz mnie,
łono wielkiej Siubieli opuściły Auka i Olga, za którymi tęsknię
– następnie opowiedziała o celu wyprawy.
- W takim razie panienka pozwoli, że dam jej zbrojną
eskortę jako pomoc w walce z Tałapą – rzekł Volga Altayan, a
królewna się zgodziła.
- Jak zostanę królową to zaproszę ciebie lub twego
potomka do swej stolicy – obiecała i dotrzymała obietnicy.
-
Nasi kronikarze i poeci – mówił do Nastazji jeden z Arymaspów
imieniem Ruman – powiadają, że Mokosza wyprowadziła naszą rasę
z Polifemów – jednego z plemion Cyklopów, stąd nasza dynastia
zowie się Polifemidami. Nasi prarodzice zwali się Šadek
i Tornia. Nasze godło przedstawiające bosak trzymany przez dwa
gryfy wywodzi się od broni naszego pierwszego króla Fadiana, który
Aradva spuściła mu z nieba.
- Kim była Aradva? - zaciekawiła się Nastazja,
myśląc, że Ruman miał na myśli królową Aradvi.
- Jest Enką, którą wy zowiecie Mokoszą – wyjaśnił
Ruman.
Arymaspowie przetrwali potop ze smoły, kończący erę
dziewiątą. Opuścili Krum i zamieszkali w górach Altayana, gdzie
żyli jeszcze w czasach Herodota. Ostatni z nich byli zmuszani do
udziału w podbojach Czerwonego Człowieka i Kalin – cara.
Nastazja
wraz z drużyną i eskortą od króla Volgi, przemierzała Królestwo
Krumskie, a gdy orszak mijał osady, dzieci i wielu dorosłych
wychodziło z chat, by patrzeć na niecodzienne zjawisko: rusałkę,
białego orła i pięć psów o sierści barwy trawy. Niekiedy
wieśniacy widząc Nastazję, rzucali w nią śniegiem i kamieniami,
za to tylko, że była rusałką. Jednak na ogół widok wojska
odstraszał od takich czynów. Kiedy wyprawa minęła ostatnią
graniczną czaszkę słonia, w przyrodzie Zima ustępowała tronu
Wiośnie o skrzydłach bociana. Kończył się marzec, a zaczynał
kwiecień, gdy Nastazja stanęła nad brzegiem Kamy. ,,Tałapa
to kret, ale wielki jak smok i jak smok trójgłowy''
– mówił jej Luzon. Poszukiwacze Tałapy rozłożyli się obozem.
,,Czy
on na pewno tu jest? Może być gdzie indziej. Głupio to wyszło –
takie szukanie igły w stogu siana''
– rzekł Magaj. ,,Tałapa,
albo się schował, albo jest gdzie indziej; wszak jego szpiedzy
mogli mu donieść o nas''
– myślała z goryczą Nastazja i prosiła Mokoszę o szczęśliwe
wyjście z tej przygody. Tej nocy spała skulona wśród traw i
kwiatów, a uzbrojeni Arymaspowie pełnili wartę wraz z Zielonymi
Psami. Magaj spał na gałęzi drzewa, dopiero pokrywającego się
pąkami. Gdy następczyni tronu spała, z ziemi wydobywało się
jakieś buczenie. Nie zakłóciło jej snu, bo była wielce znużona
wyprawą. Wtem ziemia pod nią osunęła się i rusałka obudziła
się pod ziemią. Zielone Psy, Magaj i Arymaspowie spostrzegli to.
Orzeł, zaczarowane wodniki i tylko jeden z Arymaspów; ten sam Ruman
co rozmawiał z Nastazją, udali się pod ziemię. Pobratymcy Rumana,
skądinąd odważni, uciekli, bo nie chcieli ryzykować życia ,,dla
jakiejś tam wodnicy''.
Mroki podziemia rozjaśniła pochodnia zabrana przez Rumana. Cała
wyprawa ruszyła korytarzem, który zdawał się nie mieć końca.
Wreszcie dotarła do jego kresu. Wówczas zielone oczy Nastazji
ujrzały wielką jak łódź, blaszaną miskę pełną mięsiwa.
Jadł z niej kret wielki jak stodoła i mający trzy głowy niczym
Weles. Naprzeciw niego siedział w kucki Čort
podobny do rogatego człowieka, którego długie włosy, wąsy i
broda były zielone. Nosił przepaskę biodrową i szeroki, czarny
pas. Był mokry od morskiej wody, oblepiony wodorostami i muszlami.
Nastazja zadrżała, bo rozpoznała w nich Tałapę i Balteusa.
-
W imię Mokoszy, odpowiadaj – mówiła do kreta – co te wodniki
tobie zrobiły, że je zaczarowałeś? - jednak Tałapa roześmiał
się grubiańsko.
-
Sami chcieli, zakręt! Prosili mnie bym uczył ich czarów więc
nauczyłem! - Nastazja przypomniała sobie wówczas, że z Čortami
nie można rozmawiać, bo ,,wpuszczą
w maliny'',
toteż chwyciła Kłonicę i z okrzykiem: ,,Gloriya
alden Aredvi''2!
, pobiegła w stronę potwornego kreta. Ten ruszył na nią jak ranny
dzik, wymachując łapami zbrojnymi w długie pazury. Każde z jego
uderzeń mogło ją poszatkować, lecz Mokosza czuwała nad Nastazją.
Tałapa już miał uciąć, lub odgryźć jej głowę, gdy ostrze
Kłonicy, rusałka zatopiła w jego sercu. Trójgłowy kret zaryczał
jak smok, po czym skonał, oddając duszę Čortom.
W owej chwili wszystkie Zielone Psy znów stały się wodnikami i
nigdy już nikt ich nie zaczarował. One same zaś nabrały rozumu i
już nie dawały się skusić na zabawy z magią. Wielka była ich
radość, lecz miast ją okazać, pobiegły w głąb korytarza, by
wraz z Rumanem i Magajem ujrzeć dziesięć żytnich rusałek
przedziwnej piękności, które ongiś służyły Rżanej Babie i
Żetniej Maci, a teraz cierpiały niewolę za kratami z drewna.
Balteus przez Polaków zwany diabłem Bałtyckim obserwował to
siedząc na fotelu i zaśmiewał się.
-
Czulcie się do siebie ile wlezie – zawołał – ale jak ja znów
będę w wodach Zatoki Balat, wy zdechniecie pod ziemią! - zaniósł
się sardonicznym śmiechem, po czym nim Nastazja zdążyła go
ugodzić Kłonicą, rozpłynął się jak mgła. Łonem ziemi targnął
wstrząs i wszystko się zawaliło.
*
Nastazja
siedziała wraz z matką i siostrami przy stole w Kryształowym
Dworcu. Na drążku siedział Magaj. Obok królewien siedziało
pięciu wodników w zielonych przepaskach biodrowych, a z nimi pięć
odzianych w białe, jedwabne suknie żytnich rusałek. Były to ich
żony, noszące ozdoby ze złota i kwiatów, a ich imiona: Pszonka
żona Nałaza, Perza – oblubienica Rospuda, Pokrzywka co wyszła za
Luzona, Łosko – miła Łazuna i Chabra, która z miłości
zechciała dzielić resztę życia z Buroniem. Na talerzu pogromczyni
Tałapy pysznił się ogromny kawał wspaniałego tortu, a jej złoty
kubek pełen był rumianego wina.
-
Więc jak przeżyłaś córuchno? - pytała Nastazję Siubiela
Morska.
-
Balteus zasypał nas ziemią, lecz gdy już zaczynaliśmy się dusić,
byliśmy już bezpieczni mocą Ageja, odetchnęliśmy pod płaszczem
Mokoszy. Potem Ta, Której Boi się Cały Čortieńsk
pobłogosławiła nas i wysłane przez Mamę orły uniosły nas,
byśmy nie urazili nóg o kamienie. Moi towarzysze wyzwolili dziesięć
żytnich rusałek służących Rżanej Babie i Żetniej Maci, lecz
pięć pozostałych ze skruchą wróciło na służbę do nich.
-
Królewna Nastazja ma dobre serce, rzekła Chabra zajadając złociste
pierniki. - Król Arymaspów Volga Altayan dał nam eskortę ze swej
armii, lecz gdy ziemia pochłonęła Nastazję, tylko Ruman pobiegł
nam pomóc, a pozostali Atymaspowie uciekli. Gdy ich król dowiedział
się o tym, wpadł w wielki gniew i chciał ich oślepić, lecz
Nastazja na kolanach wyprosiła łaskę dla nich – uczta trwała
jeszcze długo, bo wielka była radość z powrotu królewny. Poddani
Siubieli Morskiej uwielbiali ją za jej dobroć i uprzejmość i
mówili ,,Kimże
będzie ta panna''?,
bo Mokosza była z nią.
1
Perło Toropiecka
2
Chwała Aredvi!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz