Po ukończeniu ze złotym medalem Biesogórskiej Akademii Magicznej za zamku Ossoria, Barannus potrafił zamieniać się w wilka – aby to zrobić skakał przez nóż wbity w ziemię, stawać się niewidzialnym, przybierać postać wiatru i dokonywać tysięcy innych sztuk magicznych. Razem z wiernym jak pies rysiem Pędzelcem opuścił Aplan i udał się na południe, by osiąść w Puanie. Tymczasem ziemia jego ojca pod wodzą bana Tölkosława bez rozlewu krwi zerwała Unię pod Dębem. Puana odłączyła się od Valkanicy, na której tronie zasiadał król Semik, syn Margusa, syna Lecha Vukaszyna. W stołecznym grodzie Puany, zwanym Ukaš – Bałař zebrał się więc banów, żupanów, wołwchów i żerców, któremu przewodniczyli regent – ban Tölkosław i arcykapłan Pylska. Zgromadzeni oddali głosy na na bana Orbana z Kraju Stepów, rycerza Pergrubiusza z Korsi, Starbisza Żeglarza z Velehradu, lecz zwycięstwo odniósł Barannus, w którym rozpoznano zaginionego przed laty syna powszechnie szanowanego bana Branibora. Jemu to z woli Ageja i możnych Puany uwieńczono skroń złotą koroną Zerivanów. Choć zajmując się magią, Barannus czynił to co obrzydliwe w oczach Ageja, to jednak jego wyniesienie na tron miało nie każdemu wiadomy sens w planach Unyja. Barannus Uqamus, założyciel dynastii Czarnych Carów, mimo wszystkich swych błędów zapisał się w pieśniach i kronikach jako jeden z najlepszych królów Puany. Pomny ciężkiego losu jakiego zaznał w Oylandzie pod batem karbowego żupana Żelisława, brał w obronę kmieci i niewolników przed wyzyskiem i okrucieństwem. Za jego panowania, świętobliwy kapłan Wilkosz swymi kazaniami przyczynił się do upadku handlu ludźmi w Puanie. Barannus swą królewską mocą wyzwalał z chorób, zamykał zamtuzy niosąc wolność przeskoczkom, troszczył się o wdowy i sieroty, wykupywał sprzedanych w niewolę, znosił ofiary z ludzi, wychowywał na swym dworze porzucone dzieci, a chociaż wiedziano, że studiował sztuki czarnoksięskie, żył w przykładnej zgodzie z kapłanami Ageja i Enków. Ten sam Barannus, tak miłosierny dla bezbronnych, ubogich i skrzywdzonych, nie miał litości dla oprawców niewiast i dzieci, rozbójników takich jak Triszka, Izdir, Azył – basza, Pułat Zołotarenko czy Tugal – alatir, potworów i straszydeł nasyłanych przez Rykara, szlacheckich warchołów w rodzaju Stęsza z Zabory, czy awanturników z Valkanicy, Kraju Stepów i imperium Sępian grabiących ziemie Puany. Razem z wiernym rysiem Pędzelcem i złożoną z dziesięciu wojów drużyną, której nadał nazwę Złotej Roty, broniąc swego ludu odesłał do Rykara hufiec grabiących i mordujących Minotaurów Ołdusza grasujących pod Styrzewem, dwie wielkie jak
byki czarne pajęczyce – Tkaczkę i Wączkę; córy cara pająków Karakurta, który w erze trzynastej wabił w pułapkę Jarosława Azajowa z Roxu, niezliczone wąpierze, strzygi, złe nocnice i południce, złych Neurów, martwce, martwice, jędze, jędzniki, smoka Robaka, trusia Telesfora, olbrzyma Bauba, wieżtyce, wietrznice, sotony, zmory, dusiołki, sfinksy, chimery, mantykory, brukołaki, pricolici, wąpie, mamuny, kolczaste ptaki ze Stymfalos i trójgłowego psa Cerbera. Barannus tępił sługi Rykara magią i mieczem, a nade wszystko pragnął wyszczerbić miecz na trupiej czaszce kniazia Kostucha.
W
erze jedenastej i długo potem zaćmienia Słońca i Księżyca
budziły zabobonny wręcz lęk. Tymczasem jak przewidzieli
gwiazdorze, w dziesiątym roku panowania Barannusa, nad Puaną zgasło
Słońce, pogrążając królestwo nad Morzem Smoły w trwodze i
żałobie. Zaćmienia słusznie budziły lęk, bo pod osłoną
ciemności wyruszały na łowy wąpierze, strzygi, gobliny, srożyce
i inne straszydła służące Rykarowi – smoku piekieł. Nie było
to pierwsze zaćmienie Słońca w Puanie króla Barannusa; poprzednie
miało miejsce w piątym roku od jego wstąpienia na tron Zerivanów
w Ukaš
Bałař.
Wówczas to dał o sobie znać Kościany Dziadek – potworny, chytry
staruch, wyrzezany z kości
trupich i kożlich, który żywił się ludzkimi ciałami i krwią. Kościany Dziadek szczególnie chętnie polował na dzieci, lecz król Barannus połamał mu wszystkie gnaty. Kolejne zaćmienie wzbudziło szczególną trwogę, jako, że trwało cały tydzień, co kniaź Kostuch, larwi pasterz wykorzystał by uderzyć na Puanę. Serca najodważniejszych wojów z królewskiej drużyny zmiękły jak wosk, a lud z rezygnacją oczekiwał powszechnej zagłady świata. Jednak Barannus, któremu towarzyszył nieodłączny ryś Pędzelec, miał w piersi serce lwa, albo tura i pragnąc zemsty na Kostuchu, który zabrał mu tylu bliskich, a teraz zabierał mu jego lud, krótką, lecz dosadną mową zagrzewał do boju swą drużynę i lud stolicy. ,,Lepiej paść z honorem, niż żyć w upodleniu'' – powiedział, a witezie Orban, Pergrubiusz i komes Zelu, dowodzący kondotierami z Oylandu graf z grodu Żeliwna, pierwsi przełamali strach przed zaćmieniem i przysięgli królowi, że są gotowi razem z nim walczyć i ginąć za świętą ziemię Zerivanów. Barannusowa drużyna chwyciła za łuki i pochodnie, po czym wyruszyła pod Ognicę – osadę nazwaną na cześć niewieściego ducha ognia, podobnego do Ognieszki. Tam czekał na Puanów kniaź Kostuch.
trupich i kożlich, który żywił się ludzkimi ciałami i krwią. Kościany Dziadek szczególnie chętnie polował na dzieci, lecz król Barannus połamał mu wszystkie gnaty. Kolejne zaćmienie wzbudziło szczególną trwogę, jako, że trwało cały tydzień, co kniaź Kostuch, larwi pasterz wykorzystał by uderzyć na Puanę. Serca najodważniejszych wojów z królewskiej drużyny zmiękły jak wosk, a lud z rezygnacją oczekiwał powszechnej zagłady świata. Jednak Barannus, któremu towarzyszył nieodłączny ryś Pędzelec, miał w piersi serce lwa, albo tura i pragnąc zemsty na Kostuchu, który zabrał mu tylu bliskich, a teraz zabierał mu jego lud, krótką, lecz dosadną mową zagrzewał do boju swą drużynę i lud stolicy. ,,Lepiej paść z honorem, niż żyć w upodleniu'' – powiedział, a witezie Orban, Pergrubiusz i komes Zelu, dowodzący kondotierami z Oylandu graf z grodu Żeliwna, pierwsi przełamali strach przed zaćmieniem i przysięgli królowi, że są gotowi razem z nim walczyć i ginąć za świętą ziemię Zerivanów. Barannusowa drużyna chwyciła za łuki i pochodnie, po czym wyruszyła pod Ognicę – osadę nazwaną na cześć niewieściego ducha ognia, podobnego do Ognieszki. Tam czekał na Puanów kniaź Kostuch.
-
Przynoszę ci śmierć, przeklęty Kostuchu! - zawołał donośnym
głosem król Barannus.
Wojowie
idąc w ślad za królem, poczęli wypuszczać w czarne niebo
zapalone strzały, niemal za każdym razem trafiając jedną larwę.
Latające hufce kniazia Kostucha z rozdzierającym wrzaskiem i w
blasku płomieni spadały na ziemię łamiąc sobie gnaty. Komes Zelu
z Oylandu i Pergrubiusz korski, siejąc największe spustoszenie w
wojskach Kostuchowych, strącili z bezgwiezdnego nieba najwięcej
larw. Obaj witezie szli w zawody, który z nich ubije najwięcej
wrażych straszydeł. Te z nich, które spadły do stóp króla
Barannusa i jeszcze żyły, dobijał ryś Pędzelec, krusząc ich
kości potężnymi zębami. Ryś właśnie skruszył kręgi szyjne
konającej larwy, gdy uczuł jak w grzbiecie zagłębiły się
niezmiernie długie, ostre jak sztylety krucze szpony. Przed obliczem
Barannusa stanął Kostuch.
-
Ikaj
tzay minivad.1
Znów się spotykamy, baranie. Gotuj się na śmierć – przygadywał
królowi kniaź larw, a wysoki był jak dąb. W jego szponach
szamotał się ryś Pędzielec.
-
Teraz wypełnię obietnicę – rzekł Barannus. - Giń! - cisnął
pochodnię na płaszcz Kostucha, a ten stanął w płomieniach.
-
Aaaaaaaa! Axalgata, patroba, mirabilis lumen! - larwi pasterz
krzyczał zaklęcia i wywijał krzemiennym toporem Głowaczem
osadzonym na długim, drewnianym trzonku, kościaną ręką, zbrojną
w czarne, zatrute szpony, a także próbował dosięgnąć króla
jedną z nóg o stopie zakończonej pazurami długości dłoni
dorosłego mężczyzny.
-
Vril – ataru, Bona Mater! - Barannus zasłaniał się tarczą, na
której wymalowany był złoty konik morski na błękitnym polu, zaś
ciosem miecza pozbawił Kostucha nogi.
Ryś
Pędzelec zlany krwią, skoczył i sprawił, że potwór stracił
równowagę, a zaklęcie króla ,,Ave
Salamandra, Regina Igni''
zesłało ogień, który w mig spopielił topór Głowacz. Kostuch
bronił się jeszcze szponiastymi łapami, lecz Barannus odciął je,
a następnie nogami połamał żebra kniazia i oderwał jego ludzką
czaszkę od kręgów szyjnych. Kości Kostucha płonęły, zaś
trzymana przez Barannusa czaszka krzyczała wniebogłosy i wyglądała
zmiłowania.
-
Nie niszcz mnie, panie – darła się czaszka, wyglądając litości
jak kania dżdżu. - Będę ci służyć! - jednak król Barannus,
witeź z krwi witezia, z całej siły ścisnął czaszkę i skruszył
ją na drobne kawałki.
Kodeks
rycerski nakazywał oszczędzać rozbrojonych wrogów, lecz Barannus
przysiągł, że nie będzie miał litości dla bezlitosnego mordercy
jego ojca, matki i rodzeństwa, a trzeba wiedzieć, że zawsze
dotrzymywał słowa. Larwy widząc śmierć swego kniazia pospiesznie
odleciały zawstydzone, a nieprzenikniony, wielodniowy mrok, ustąpił
wreszcie miejsca blasku słonecznych promieni. ,,Sława
Słońcu''!
- rozbrzmiał okrzyk wojów na polu ognickim, zaś przeorany
Kostuchowymi szponami, wierny ryś Pędzelec ułożył się u stóp i
oddał parę.
Od
dnia podjęcia nauki na zamku Ossoria, Barannusa wielce nękały
Čorty.
Opses i Fantazma nachodziły go nocą i wtłaczały do głowy ohydne
koszmary, tak, że król tak mężny za dnia, budził się w środku
nocy z płaczem i krzykiem. Čorty
nienawidząc Ageja i Enków bluźniły i budziły lęk na widok
chramów, kapłanów, a zwłaszcza wody z Sobotniej Góry i świętego
znaku kras. Z roku na rok, opętany król czuł się z tym coraz
gorzej, aż w końcu śmierć Pędzelca złamała jego żelazne
zdrowie. Wówczas Koffel Pijanica, sługa Rykara zatarł ręce, bo
znalazł sposób, by na duszę rycerskiego króla, umiłowanego przez
poddanych, nałożyć sromotne pęta pijaństwa. Udręczony Barannus
leżał w pierzynie, pogrążony w dręczących majakach, błazen
Zorian z Sokola usiłował go rozśmieszyć, a cała Puana zanosiła
modły i obiaty dla Złotej Baby i Znachora, by przez nich Agej
uzdrowił umiłowanego władcę, tak walecznego, sprawiedliwego i
łaskawego. Wówczas to paru wraczy; Medicus Conovalus, Spytko z
Priapolis, Borbot'ko z Orlandu i Siemowit Koczatko, którym do
leczenia brakowało zdolności, zainteresowania i dobrej woli, a
którzy samemu lubiąc dużo wypić, uznawali wódkę i różne
likiery za lek na wszystkie choroby i dolegliwości, poczęli nimi
poić króla tak obficie, że uczynili zeń pijaka, a nic nie
pomogli. Litość brała patrzących na Barannusa, całymi dniami
żłopiącego różne trunki, a zaniedbującego rządzenie, ku
uciesze przebrzydłego Koffela, wroga Ageja i rodzaju ludzkiego.
,, […] Pierwszy sabat zorganizowały Vidma, Ciota i Baba na Łysej Górze (Monta Lysarayaty). Były z nimi ich duchy, oraz tłumy innych wiedźm. Zapadła noc a nad zgromadzonymi i wciąż przybywającymi unosił się Čort Kania pod postacią rudej kani, w jednej łapie trzymającej pęk zboża, a w drugiej węża. Rozpięto chorągwie z Rykarem, Lichem, oraz dwoma drzewami o wspólnej koronie wyrastających z odwróconego półksiężyca. Przybył Čort Obłędek i sprowadził obłęd. Kania pobudziła do lubieżności. Między czarownice wplątały się satyry, syleny i nocnice. Pito sok zgniłych owoców z ozdobnych kruży, a nawet z czaszek. Na Monta Lysarayaty zapanował chaos. Już nie jedzono a pożerano surowe mięso różnych zwierząt. Bluźniono Agejowi i Enkom i jytnas. Ogień stawał się zielony, niebo czerwieniało, mięso ożywało, padał grad wielkości jabłek na okoliczne lasy. Lisyvka wyłupiła oko Milence, Vidma uderzyła pięścią w nos Cioty, włosy Stanisławy stanęły w ogniu. Satyr zamienił się w świnię. Baba wrzeszczała, że należy się jej cześć Mokoszy, wyczarowała sobie jej białą suknię i zielony płaszcz. Obłędek wzleciał nad uczestników sabatu i razem z Kanią wołał, by szaleć jeszcze bardziej. Z czerwonymi nosami chwytano nietoperze, sowy i lelki kozodoje, by je pożerać. Wydłużano uszu sylenów w nieskończoność. Dwie młode oready przyszły zabłądziwszy w okolicy.
- Sarny! Żer! - ryknęła Władysława i rycząc rzuciła się ku nim. Wnet pozostałe czarownice zrobiły to samo. Wbiły orle szpony w ciała oread i te choć krzyczały i wyrywały się, nie mogły uciec. Czarna magia przeszkadzała im zamienić się w Światło.
- Litości! - krzyknęły oready, a z ich oczu lały się łzy mogące wzruszyć kamień. Obłędek podleciał bliżej i zawołał gromko:- Mięso daje siłę! Zjedzcie sarenki! - czarownice poprzegryzały swym ofiarom gardła i poczęły rozszarpywać na strzępy i pożerać. Pijana nocnica tańczyła ze złotym sierpem i tak uderzyła w głowy Vidmy, Cioty i Baby, że uszkadzając czaszki, pozbawiła je nimflitów. Padły bez życia, a służące im duchy zaciągnęły ich dusze do Čortnawi. Te duchy były bowiem Čortami'' – Mikołaj Rymwid ,,Nymphologia''.
Król
Barannus w swej czarnoksięskiej karierze uczestniczył w wielu
sabatach – w Miedzianym Zamku Zytki, w Ossorii, w Alpenlandzie,
Hercynii, na Plastrze Kovaty w Ojcowie, na Łysej Górze w Górach
Czarownic, w Wielkiej Puszcie, Kalidonie, czy też na ośnieżonych
szczytach Montanii, skąd pochodziła królowa Tatra. Tej wiosennej
nocy, przy blasku Księżyca, król Barannus leciał na zakrytym
pochwą mieczu aż na Łysą Górę w dalekim Aplanie, gdzie odbywały
się najsłynniejsze sabaty o najbogatszej oprawie. ,,Płot
nie płot, wieś nie wieś, Biesie nieś''!
- całe pokolenia czarownic wypowiadały to zaklęcie by móc latać,
a i Barannus nieraz go używał. Na Łysej Górze król Puany ujrzał
zastępy urodziwych jak sukuby czarownic; nagich, bądź odzianych w
powłóczyste, jedwabne szaty, najczęściej białe lub czarne. Wbrew
popularnym wyobrażeniom żadna z nich nie miała na głowie
spiczastego kapelusza, za to wiele z nich nosiło złote i srebrne
pierścienie, bransolety, naszyjniki z pereł i kamieni, z zębów i
pazurów, kolczyki w uszach i nosach, diademy, korony z piór, kwiaty
we włosach, kabłączki skroniowe, ozdoby z wronich nóg i skrzydeł,
skóry lampartów, tatuaże wykłute siną, bądź czarną farbą.
Służebnice Čarta,
który zjawił się na sabacie pod postacią czarnego kozła i
odbierał pocałunki w twarz tylną, przybyły na miotłach, łopatach
(tak jak siostry Marzana, Chorzyca i Merkana), ożogach, kijach,
włóczniach, oszczepach, żerdziach, na grzbietach wieprzy niczym
Natasza, służąca Małgorzaty, na uskrzydlonych kozłach,
skrzydlatych lwach i lampartach, czarnych pegazach, smokach, gryfach
i hipogryfach, w latających rydwanach ciągniętych przez sfinksy
bądź uskrzydlone białe tygrysy, na kijankach do prania, na
sztachetach od płotu, czy nawet w karecie z dyni ciągniętej przez
jeże. Barannusa przyjęto na sabacie z wszelkimi honorami. Król
spotkał też wielu innych absolwentów Ossorii. Między czarownicami
i czarownikami pełno było Čortów,
a wśród nich mistrzowie piekielnych oprawców – Mąk i Skruch;
jeden z czerwonym, a drugi w czarnym uniformie kata, uzbrojeni w
topory, kompletnie pijaniusieńkie nocnice i strzygi, nečiste
čerty
– olbrzymie nietoperze o głowach wąpierzy z czerwonymi twarzami,
czy wreszcie książę wąpierzy; Jenerał z Orlandu, z nadania króla
Naraicarota I – graf Uljanow – Kalinowskij. Jak na wampira z
Orlandu, Roxu, Rusi i Rosji przystało, książę Jenerał miał
twarz pomalowaną na czerwono. W czasie sabat adorowano piekielnego
Kozła i ofiarowano mu świece zrobione z kału niemowląt,
poświęcone w kwaśnym mleku, czarownice tańczyły i współżyły
cieleśnie z Čortami,
ich niewolnicy grali na różnych instrumentach – takich jak
szkielet kota, grzebień, wąsy, czy brzuch służący za bęben i
było strasznie! Z trupich czaszek pito krew dzieci, koniak i
szampana, wódkę i czysty spirytus, zajadano się dziecięcymi
paluszkami nadziewanymi ślimakami, zaś Čort
Belfegor z Apapu, który uciekał ze strachu przed żoną,
przyprowadził ze sobą stadko wielkich jak zające ropuch, ubranych
w czarne aksamity i białe koronki, a czarownice pieściły je i
poiły mlekiem z własnych, posypanych brokatem piersi.
-
,,Leci
wiedźma, hen na Łysą Górę, znajdzie gdzieś Łysego, oj, zajdzie
mu za skórę''3!
- rozbrzmiewała pijacka piosenka głosząca nienawiść do
afrykańskiego plemienia Łysogłowców.
Barannusowi,
który hulał z pozostałymi, by zagłuszyć swój ból, wielce
spodobały się siostry Marzana, Chorzyca i Merkana, które miały
zwyczaj latać na łopatach. Każda z owych panien o urodzie bez
skazy, lecz o sercu zepsutym, posiadała inny kunszt.
Marzana,
poświęcona w niemowlęctwie Mar – Zannie Odrodzonej w Wodzie, o
włosach złotych i oczach szafirowych była Panią Ziół. Znała
wszystkie sekrety roślin leczniczych i trujących, umiała
sporządzać driakwie, jak i jady, lecz szlachetniejsza od swych
sióstr używała swej sztuki jeno do leczenia i sprowadzania
miłości.
Chorzyca
o włosach rudych i oczach zielonych, mających moc hipnozy, władała
ogniem i była biegła w czytaniu z gwiazd, owych ogni niebieskich.
Skora do gniewu, zazdrosna i fałszywa, na tych co jej podpadli
zsyłała trąd, lubiła też dla zabawy palić całe wsie.
Merkana
o włosach czarnych jak atrament, biegle władała zaginionym pismem
cara Teosta, którego używała do celów magicznych, lecz ani jej
się śniło uczyć innych owego pisma. ,,Będąc
kapłanką i oblubienicą Wielkiego Czarnoboga, jestem zbyt mądra i
wspaniała, aby byle parchy z plebsu miały poznawać święte arkana
mej sztuki. Jestem wywyższona nad inne czarownice, przeto nikomu nie
zdradzę swych Tajemnic''
– mawiała Merkana wypełniona pychą niczym olbrzymia pijawka Odma
krwią i flakami swych ofiar.
Wszystkie
trzy siostry – czarownice należały do starego i możnego,
czarnoksięskiego rodu Dowgajewskich, a nauki pobierały w domu od
mistrza Chęchołaja z Dmuchowiska. Król Barannus, na którego zgubę
dybały Kania i Paskuda, zapominając o nieszczęsnej, obłąkanej
Vendzie, zadurzył się w trzech urodnych czarownicach. Siostry
Dowgajewskie znalazły upodobanie w królu i razem z nim poleciały
nad ranem do Puany. Żyły odtąd na dworze w Ukaš
– Bałař
jako jego kochanki, a każda z nich otrzymała tytuł królowej,
własny dwór, liczne stroje i klejnoty. Barannus zażywający dla
rozpusty trzech nałożnic obudził w Puanie wielkie zgorszenie
niczym żyjący w erze trzynastej Irosław, król Roxu, mąż
Krywicy, Smolenicy i Duleby, córek Leszka II Płodnego, króla
Analapii. Lud nie kochał swych królowych – niewiast rozrzutnych i
nie znających litości, jeno Marzana Uzdrowicielka budziła
przyjazne uczucia.
,, [Margus] Na łowy wyruszał najchętniej z sokołami, orłami, a jastrzębiami. Jego najlepsze białe sokoły pochodziły z Ultima Thule, skąd przywozili je żeglarze z Jutii. Skręcał głowy turom i żubrom, gołymi rękami rozrywał na ćwierci dziki i niedźwiedzie, a na jego stole nieraz już gościł ogon zabitego własnoręcznie smoka. Zgodnie z ówczesnym zwyczajem łowieckim, każde upolowane zwierzę ogłaszał Margus swym wrogiem, prosił też o przebaczenie Borutę i Leśną Matkę, którzy dali początek leśnej zwierzynie'' – K. Oppman ,,Perłowy latopis''.
Chociaż
wielu ludzi w naszych czasach potępiło polowania, nie możemy
jednak wymagać, by nasi przodkowie we wszystkim myśleli i
postępowali ta jak my. Polowali najwięksi władcy dawnej Polski –
Bolesław Chrobry, Bolesław Krzywousty, Kazimierz Wielki, Władysław
Jagiełło, Stefan Batory i Jan III Sobieski.
,, [Józef Piłsudski] Początkowo zachwycał się polowaniem. W późniejszych jednak latach sympatia do zwierząt, żyjących na łonie natury obudziła w nim wstręt do łowów i to tak wielki, że u siebie w Piekieliszkach nie pozwalał strzelać nawet do kaczek pływających po jeziorze'' – Krzysztof Wielgut ,,Obrazki z dziejów Polski tom 2''.
Również
Tatra – królowa Aplanu i wielka księżna Montanii, oraz Wanda –
królowa Analapii i Bawarii stroniły od polowań, stanowiąc tym
chlubny wyjątek wśród sobie współczesnych.
Król
Barannus łowił tury, żubry, dziki, lwy, niedźwiedzie, rysie,
łosie, wilki i czarne, szablozębne pantery. Wybierał zwierzęta
najsilniejsze i najgroźniejsze, bo jak mówił, tylko narażanie
własnego życia daje jakieś prawo do zabijania. Jego żony, jak
wiele szlachetnie urodzonych niewiast ery jedenastej i późniejszych
czasów, z wielką ochotą zabawiały się polując z białymi
sokołami z Ultima Thule. Pewnego kwietniowego dnia, kiedy to świat
radował się królowaniem Wiosny, król Barannus z licznym orszakiem
zaprawionych w boju i na łowach wojów, wśród których byli ban
Orban, komes Zelu i bojar Detko Kudłanowicz, oraz ze stadami chartów
i ogarów, oswojonymi rysiami, wilkami i panterami wyruszył na
polowanie do puszczy Kazłąj – Bułaj, leżącej nieopodal grodu
stołecznego. Komes Zelu zabawiał swego pana opowieścią jak
królowie Oylandu i Teutmanii polowali z sokołami. Sokół pana na
Adelburgu ścigał czaplę, a władca wykrzyknął: ,,Zaraz
ją dorwie, nawet jeśli Boruta chciałby inaczej''!
Ledwo to powiedział, a białozór zginął przebity dziobem czapli.
Świadkowie uznali to za dowód ukarania pychy króla Radomira I
Haxelrode, władcy Teutmanii.
-
Ciekawi mnie czemu Boruta skarał niewinnego sokoła, a nie
bezczelnego Radomira? - zastanawiał się Barannus.
Jaropełk
Lambert, król Oylandu również tego nie wiedział. Łowcy złożyli
Borucie i Dziewannie Šumina
Mati ofiary przebłagalne za krew ich dzieci, po czym głosy trąb i
rogów dały sygnał do rozpoczęcia polowania. Barannus ubił łosia,
żubra i cztery potężne tury, polała się niewinna krew jeleni i
dzików. Tymczasem niebo nad puszczą ,,chramem,
który sam Boruta zbudował''
jak mawiał Aismund Łowiec, zakryły ciemne chmury. Po niebie
przejechali z łoskotem Jeźdźcy Ognistego Pioruna, a i ich sam
ojciec, Jarowit uderzał ognistą włócznią w Čorty,
zaganiając je do piekieł. ,,Boh
swarysca''!
- wyszeptał trwożnie bojar Detko Kudłanowicz z Orlandu i począł
czynić śluby, co zrobi jak przeżyje burzę. Król Barannus
zapowiadał, że swą magiczną sztuką jest władny uciszyć burzę,
a komes Zelu roześmiał się z obaw woja z Orlandu. ,,Taki
piorun strzela na oślep; głupi kto się go boi''!
- mówił Zelu. Barannus przekrzykując burzę, wygłaszał długie i
straszne zaklęcie mające ją uciszyć, gdy wtem srebrzysty piorun z
hukiem upadł z nieba i uderzył w roześmianego komesa Zelu. Ciało
wodza oyskich kondotierów w jednej chwili strawiły płomienie, a
wierzący w magię pioruna bojar Detko z czcią zjadał zwęglone
szaty i zwłoki. ,,Kiedyś
miałem szczęście zjeść siodło spalone przez piorun, co dało mi
wiele zdrowia i innych łask wielkiego cara Peruna''
– tłumaczył swe postępowanie królowi i jego drużynie. Z
czarnego jak kir nieba lunął rzęsisty deszcz, a Jarowitowy piorun
wciąż uderzał gdzieś w oddali. Widząc śmierć przyjaciela i
dzielnego witezia, weterana spod Ognicy, król Barannus stał
oniemiały w strugach ulewnego deszczu, z mieczem w dłoni i z
otwartymi ustami. Wśród chmur i piorunów ukazała się pełna
królewskiego majestatu twarz Wielkiego Jarowita, w Orlandzie zwanego
Perunem, a w Burus – Perkunem. Łowcy przejęci czcią, oddali
pokłon królowi Enków, a jedynie Barannus choć chciał, nie umiał
zgiąć swojego hardego karku.
-
Długo uciekałeś przed Agejem Miłosiernym; strzeż się, żebyś
się nie spotkał z Agejem Sprawiedliwym – rzekł do Barannusa
Jarowit.
-
Czym zawinił ci Zelu, że go uśmierciłeś? - spytał hardo król.
-
Zelu, syn Zasława nie był bardziej winny od ciebie, Barannusie,
lecz jeśli nie porzucisz wszystkich spraw Czarnoboga, zginiesz jak
on – odparł Perun.
Następnie
car Nieba i Ziemi, niczym Filozof ukazał Barannusowi dwie wizje.
Oczom króla Puany ukazały się Nawia Jasna i Nawia Čortów,
wieczna radość i wieczna rozpacz, szczęście i zagłada,
błogosławieństwo i przekleństwo, życie i śmierć, nagroda i
kara...
Pod
wpływem obu wizji, król Barannus uczuł żal za długie lata
stracone dla wieczności i zapragnął zmienić życie, lecz jedna
myśl nie dawała mu spokoju.
-
Nie jest wam tajnym, wielki carze Perunie, że bawiłem się magią
przez długie lata, myląc zło z dobrem, a dobro ze złem. W tej
chwili w mym sercu słyszę głos świętej Mokoszy, której nigdy
się nie wyparłem, wzywający mnie do odwagi; porzucenia śmierci a
wyboru życia. Jednak powstrzymuje mnie przed tym jedna wątpliwość.
W Ossorii uczono mnie, że wiedza tajemna jest sensem życia. Jeśli
ją porzucę, co wypełni resztę mych dni? - Jarowit słuchał z
uwagą i nie okazał gniewu.
Ukazał
za to Barannusowi trzecią wizję, a był nią szarpany przez wichry
i oblewany strugami ulewy, potężny dąb. Na jego gałęziach nie
było liści, za to całe drzewo zbryzgane było krwią ofiary z
Człowieka. Było to Święte Okrwawione Drzewo, które jeszcze przed
stworzeniem naszego świata przepowiedział bóg Niepodzielny.
-
Oto masz Alternatywę wobec magii – z uśmiechem rzekł Jarowit, a
Barannus wraz z orszakiem padł na twarz.
Tymczasem
Jarowit, król Ziemi, oraz jego wizje opuściły puszczę wraz z
podmuchem lekkiego wiatru. Burza się skończyła i wyjrzało
złociste Słońce. Od tego dnia król Barannus zdecydował się
porzucić sztukę czarnoksięską. Padł na ziemię i płacząc
wyznał jej wszystkie winy, a prosił Mokoszę, by się za nim
wstawiła u innych Enków i u samego Ageja. Następnie spotkał się
z arcykapłanem z rasy Centaurów i ogłosił wszem i wobec, że
ostatecznie porzucił magię. Obdarzony błogosławieństwem
arcykapłana Plenimira Hipocentaurusa wybudował chram Mokoszy
Łaskawej, poświęcił jej również uroczysko Moksze Błota, oraz
wzniósł jeszcze jeden chram, poświęcony czci wszystkich Enków i
jytnas. Począł pościć raz w tygodniu, a to co zaoszczędził z
zapasów jadła, rozdawał swym najuboższym poddanym, zbudował
wiele szpitali, dróg i mostów, a co pięć lat w rocznicę owego
pamiętnego spotkania z Jarowitem, wzystkim niewolnikom Puany
przywracał wolność. Trzy królowe Puany wielce się zdumiały
przemianą króla, z którego wszystkie siedem Čortów
uciekło z sykiem pod postacią ciem i żmij. Czarownice myślały na
początku, że jest chory, więc starały się go uleczyć z rzekomej
melancholii, podsuwając swe pełne nieczystości ciała, a gdy to
nie pomogło, robiły mu sceny, drapały orlimi szponami, dąsały
się i naśmiewały zeń. Gdy i to nie pomogło, królowe Merkana i
Chorzyca, którejś nocy wsiadły na miotły i pełne zapiekłego
gniewu powróciły do Aplanu, z czego lud Puany jeno się ucieszył.
,,Czy
i ty chcesz mnie opuścić''?
- Barannus sptał Marzanę, która była zielarką i uzdrowicielką.
,,Zostanę
przy tobie i dla ciebie wyrzeknę się mocy pochodzących od Čarta''
– odpowiedziała Marzana, którą puański lud miłował, bo
troszczyła się o chorych i strapionych. Jako jedyna z sióstr
Dowgajewskich miłowała Barannusa dla niego samego, a nie dla jego
potęgi i władzy, przeto została przy nim i porzuciła sztukę
czarnoksięską a Mokosza błogosławiła ich wspólnemu życiu.
Synem
Barannusa i Marzany był Suriwoj, następca tronu Puany, brat
Astrachana Młodszego i Astrachana Starszego, Borysa, Filokleta,
Iskrzyczki i Miedzicy potrafiącej przybierać postać rudego węża
zwanego miedzianką. Po narodzinach królewicza Surivoja, jego
macierz Marzana miała sen, w którym tonęła w mrocznym morzu
pełnym kolubrów i innych potworów. Krzyczała rozpaczliwie, bo jej
zaklęcia nie mogły jej ocalić. Wokół szalała burza z piorunami,
a nad głową królowej krążyły jaskółka zbudzona z zimowego snu
pod lodem jeziora i skowronek, który zimował pod ziemią między.
Ptaszki śpiewem dodawały jej otuchy, a szczebiocząc wstawiały się
za nią u Mokoszy Litościwej i Nikim Nie Gardzącej. Fale już
zakrywały głowę Marzany, gdy stojąca na chmurze Mokosza rzuciła
jej złoty łańcuch o dziesięciu ogniwach, a każde z nich
wyobrażało jedno ze świętych imion Enki. Marzana złapała za
koniec złotego łańcucha, a Mokosza wyciągnęła ją z pełnej
potworów topieli. Królowa zaczęła wymawiać dziesięć świętych
imion oblubienicy Świętowita i … obudziła się. To właśnie pod
wpływem owego snu ostatecznie odrzuciła magię. Król Barannus
odzyskał szacunek ludu, bo był zupełnym przeciwieństwem Wolgera z
Międzyraju, który w Aplanie za Lecha III zrujnował wielu chłopów,
budząc ich słuszny gniew. Umarł Barannus siwowłosy w sędziwym
wieku, opłakiwany przez całą Puanę. Trzy dni przed śmiercią
wygłosił ostatnią mowę tronową, której treść przytacza Kosa
Oppman w ,,Perłowym
latopisie'':
,,Wyznaję ze wstydem, że będąc młodym i płochym studiowałem magię na zamku Ossoria w Aplanie. Wielem, zaiste i o! jak z wielką szkodą! stracił czasu na tych próżnościach szkaradnych, a ten tylko pożytek odniosłem, iż mogę być innym przykładem odrażający od tej próżnej i szkodliwej nauki. Mówię tedy, że ktokolwiek nie mocą Ageja, nie jego prawdą, ale przez wzywanie Čortów chce wiedzieć i opowiadać przyszłe rzeczy, czynić sprawy dziwne, zaklinać straszydła, zamawiać choroby, jednać miłość – takowy popełnia sprośność i uganiając się za marnościami niknącymi będzie z Babą, Vidmą, Ciotą i rodem Amosowów skazany na ogień prawdziwy i wieczny''.
Mar
– Zanna przebiła serce króla Barannusa lodowym ościeniem, a jego
dusza udała się do Nawi na sąd Welesa. Ciało władcy ułożono z
czcią na pogrzebowym stosie, a królewicz Suriwoj pierwszy rzucił
pochodnię. Wówczas Enkowie wzięli płonące ciało Barannusa i
umieścili je, ku nadziei i przestrodze na nocnym niebie jako nową
gwiazdę, a imię owej gwiazdy – Aldebaran, co w nowoludzkiej mowie
znaczyło ,,Skruszony
Barannus''.
,,Każdy z nas jest w jakimś stopniu podobny do króla Barannusa, bo tak jak w nim, tak i w nas mieszka jednocześnie dobro i zło i w każdym z nas, tak jak w królu Puany, ma szansę zatriumfować dobro'' – ks. Aleksander Solewicz ,,Glosariusz''.
KONIEC
1
Jaki świat jest mały.
2
Pasterz larw
3
Zapożyczyłem z ulotki na murze widzianej w latach 90 – tych XX
wieku w Szczecinie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz