,, [Ucław i Malwa] Byli też 'gdzieś daleko, daleko, na zachód od Ultima Thule w kraju Sonor', gdzie spotkali ludzi zamieniających się w jaguary (to nazwa miejscowych kotów podobnych do lewartów) i włochate olbrzymy o dwóch twarzach, zamieniające się czasami w dziwne, zwisające z drzew futrzaki. Widzieli też kudłatych, leśnych ludzi, zwanych 'sachurynami' (Leśna Matka zakończyła długoletnią wojnę między nimi a ludźmi) i rodzinę królewską Copanu, jadącą na 'jakichś udziwnionych słoniach, czy mamutach' [chodzi o mastodonty – przyp. T. K.].- Pewnego razu, pewien dziwaczny sonorski zwierz, zwany tapirem wsiadł do łodzi i odpłynął z rodzinnej puszczy, aż ujrzał brzegi Europy. Spodobała mu się; osiadł w lesie koło Presnau i zatrudnił się u Pana Dżeka, gdzie rzucał masłem w widownię i wołał: ;Bestie'!, aby ją bawić. Raz naraził się Kościejowi i został zesłany do kopalni gwiezdników, gdzie zabił go okrutny dozorca. Co ciekawe, dwa razy spotkał się z Tatrą – obecną królową Aplanu – opowiadała Leśna Matka w kraju Sonor'' – Kosa Oppman ,,Perłowy latopis''
Sonor
to nazwa wielkiego jak Europa i Afryka razem wzięte, kontynentu,
który zatonął jeszcze przed stworzeniem Atlantydy. Oblany zewsząd
Oceanem At – Azalath, przez Słowian zwanym Morzem Światogorskim,
leżał na zachód od wyspy Ultima Thule na północy i Góry
Magnetycznej na południu. Ląd ów miał kształt ogromnego koła. W
jego pobliżu leżały wyspy Bimini, przez Słowian zwane Wymyną,
odkryte przez sonorskiego króla Ataculapusa i wodnika Wodjanoja z
Hnyłopati w Orlandzie – Żary, zwane Wyspami Ognia, na których
mieszkało plemię Pirofagów – ludzi zjadających ogień i
chłodzących się nikm, a także Wyspa Perłowa, Szmaragdowa,
Dziewcząt i Starców.
,,Wokół niej [tj. urodzonej przez Mokoszę góry Triglav] wynurzył się powoli ląd (Nawia stała się archipelagiem na pięknym jeziorze). Tak powstał kontynent afrykański, następnie zaś europejski i azjatycki'' - ,,Szafirowy latopis''.
Kontynet
sonorski został stworzony mocą łona Mokoszy jeszcze później.
Wchodził w skład królestw Lynxów i Neurów.
Stolicą
królestwa Sonoru była Merika, zbudowana w sercu kontynetu na
sztucznej wyspie pośrodku wielkiego jeziora. Inne wielkie grody to:
Igeria, Majundu, Agzi, Igos – isondu, Cituli, Mangaspu, Ar –
kitu, Copan i Amanamsu. Sonorczycy z wielkich bloków kamiennych
budowali piramidy schodkowe, z których szczytów uczeni mężowie
spoglądali w niebo, by rzucać pytania gwiazdom i tworzyć
najdokładniejszy kalendarz ówczesnego świata. Na piramidę w
stołecznej Merice wspinali się królowie, aby raz w roku zanosić
modły całego królestwa Agejowi i Enkom, zaś poczynając od złego
króla Tarkwiniusza, na szczytach schodkowych piramid składano
morskiemu potworowi Makarze i innym bestiom Czarnoboga ofiary z
ludzi, którym wyrywano serca obsydianowymi nożami, a ciała palono,
bądź zjadano.
Klimat
Sonoru był bardzo zróżnicowany. Na północy przez większą część
roku szalały srogie zimy, tak jak w ziemi Ulro, na północ od
Svalbardu. Ziemię pokrywała wówczas gruba warstwa śniegu, a morze
skuwał lód, utrzymujący ciężar białych niedźwiedzi. Centrum
kontynentu było gorące i wilgotne, tak samo wszystkie wyspy
sonorskie. Na południu dominowały pustynie, takie jak: Lurukadu,
Atuca, Arsonia i parę innych, pełne piaskowych gór i ruin, oaz,
palone Słońcem i nękane burzami piaskowymi. Na zachodzie i na
terytorium między północną tundrą Nuntavat, a pokrytym dżunglami
i bagnami interiorem Sonoru panował klimat umiarkowany i rosły tam
lasy pełne zwierząt takich jak w Europie. W ziemi Pama – poonu
leżącej między tropikalnym interiorem, a pasem pustyń Południa,
ciągnęły się palone Słońcem, podmokłe stepy – siedlisko
plemienia Reunów.
W
Tundrze Nuntavat, chłodne, lecz zawsze obfitujące w podobne do
zawiei śnieżnej chmary komarów, lato trwało niewiele ponad
tydzień, po czym znów wracała polarna zima i spadały śniegi
mogące zakryć dorosłego męża. Stolicą owej mroźnej prowincji
Sonoru był kamienny, zbudowany z pomocą mamutów gród Nuntavat,
nazywany w legendach i podaniach ,,Miastem
Boskiego Białego Niedźwiedzia''.
Owa nieprzyjazna kraina, zwana Wieczną Tundrą, miała wielu
mieszkańców. Należy do n ich zaliczyć człowiecze plemiona Losów
i Nuntavaków. Ludzie ci szczelnie okrywali się skórami i futrami
upolowanych zwierząt, żywili się ich surowym mięsem, oraz rybami,
budowali domy z wielkich bloków kamiennych, albo ze śniegu i lodu.
Bardzo łagodni i pokojowo nastawieni, nie walczyli między sobą,
ani z innymi plemionami. Narzędzia wytwarzali z kości i krzemienia,
budowali łodzie zwane kajakami niczym ludzie z polarnych wybrzeży
Białopolski, sporządzali też kościane łyżwy do przemierzania
lodowych pustyń. Oba plemiona płaciły dań królom Sonoru,
zasiadającym na tronie w Merice. Postrachem ludzi z Nuntavatu była
Ta, Która Patroszy. Owa służąca Czarnobogu maszkara miała postać
jędzy o szarej skórze zwisającej płatami, długich, kończystych
zębach i również długich, białych paznokciach, oraz o czarnych
ślepiach zajmujących pół twarzy. Ubierała się w nuntavacki
strój z futer, a zabijała w ten sposób, że opowiadała ludziom
tak ucieszne historyjki, że ci, najzupełniej dosłownie … pękali
ze śmiechu. Niektórym taka śmierć by się spodobała. W
Nuntavacie żyły również budujące kamienne grody i kopalnie;
śnieżne i lodowe karły, podobne do uldr z Nürtu
i Orlandu, Karibu – przypominająca białopolskich Leniferów rasa
ludzi o głowach zwierząt podobnych do Rudolfa, owcowoły, mamuty,
wilki, morsy (a wśród nich Mors – potwór, wielkości dziecięcia
błękitnego wieloryba, który pożerał ludzi, ale nie dlatego, że
był zły z natury, lecz dlatego, że będąc sierotą, nie nauczył
się wydobywać małży z muszli). Morsa – ludożercę ubił heros
Kuj. Tundrę zamieszkiwały również białe niedźwiedzie, z których
rodu wyszedł imć Wilson Eaneawatt (Vilsonus
ov Inilatus),
co odbył wielką podróż na wschód i na wyspie Svalbard u wybrzeży
Nürtu
spotkał dwa inne niedźwiedzie polarne; Gotarda Urmeiera i Igora
Lorenzkraffta. Wszystkie trzy zwierzęta, które spotkały się przy
padlinie wyrzuconego na brzeg wieloryba, związały swe losy z
rusałką Rutą i Arvotem Baldasem. Na weselu Tatry i Lecha III w
Svantemocie, Wilson Eaneawatt snuł taką opowieść:
,, - Czy wiecie co mam wspólnego z kryształową czaszką Kościeja? - spytał Wilson Eaneawatt. - Oboje pochodzimy z Sonoru! Jest to ogromny ląd na zachód od Ultima Thule; są tam lodowe pola, lasy, stepy, rzeki, jeziora, bagna, pustynie, miasta, góry. Żyje tam wielu ludzi o miedzianej skórze, tudzież kudłate istoty podobne do ludzi. Sonor roi się od zwierząt – wiele z nich jest takich samych co w Aplanie. Dawnymi czasy mój kontynent należał do państwa Lynxów. Ich utrapieniem był mój przodek, Inilatus. Polował na Lynxów; zabijał ich i pożerał ich ciała i łupił kosztowności. Pewnego razu ubił go w ciężkiej walce, wojownik Leliva, zwany potem 'Ravicz'. Syn zbója został jako łup wojenny przywieziony do Ynańska, gdzie się wychowywał i dał początek rodowi Eaneawattów – na tym opowieść się skończyła'' – K. Oppman ,,Perłowy latopis''.
Na
zachodzie Sonoru rozciągały się dwa łańcuchy górskie. Na
południu były to Góry Andajskie, o pokrytych śniegiem szczytach,
u których stóp rosły wiecznie zielone, gorące i wilgotne dżungle,
zaś na północy strzelały pod niebo iglicami szczytów Góry
Święte, przez Słowian zwane Świętogórami, w których panował
klimat umiarkowany. W Górach Świętych polowały na ludzi wąpierze
o włosach długich i czarnych a skórze miedzianej, pokrytej
czerwoną farbą. Straszydła te nosiły korony z piór i przepaski
biodrowe z ludzkiej skóry. Polowały nocą, siadały swym ofiarom na
piersi ,,jak
ten kruk na snopie''
i wypijały krew przez nos.
Na
południu kontynentu, nad Ocenanem At – Azalath leżała
piaszczysta pustynia Arsonia. Ludzie lękali się zapuszczać w te
strony z uwagi na żeńskie upiory zwane cihuateteo. Owe okrutne,
nigdy niesyte krwi straszydła, wedle wiary Sonorczyków powstawały
z młodych matek zmarłych przy porodzie. Miały postać półnagich,
smukłych niewiast o miedzianej skórze, trupiej czaszce z czarnymi
włosami na karku, kłach i szponach. Ze swych ofiar wysysały krew
jak wąpierze z Gór Świętych, lubiły pożerać matki i ich
maleńkie dzieci. Władały czarną magią i od wielu wodzów
domagały się ofiar z dzieci w zamian za pomoc w wygraniu bitwy. Owe
złe istoty należały do hufców Czarnoboga. Na pustynię arsońską
przylatywały niekiedy latające pancerniki, skądinąd spotykane też
w dżunglach Amszu i w ziemi Pama – poonu. Pancerniki owe były
wielkości borsuków i miały skrzydła pokryte białymi piórami,
tak ostrymi, że mogły przecinać żelazo. Żywiły się owadami,
gryzoniami i jaszczurkami. Ich młode rodziły się z miękkimi
piórkami, które dopiero z czasem twardniały.
Kraina
Amszu leżąca w centrum Sonoru obfitowała w wiecznie zielone,
gorące i podmokłe lasy, oraz rzeki i bagna. Największa puszcza
amszuńska nazywała się Tisbe Igigi, czyli Zielone Piekło. Rosły
w nich palmy bananowe, storczyki o zapierających dech w piersiach
kształtach i barwach, figowce, ananasy, rośliny drapieżne,
niekiedy tak wielkie, że polujące na małpy i ptaki... W dżunglach
Amszu żyło więcej gatunków zwierząt niż jest liter w tej
książce, z czego najliczniejsze były chrząszcze. W owych
puszczach, w pełnej harmonii z przyrodą bytowały liczne plemiona
ludzkie; Pir – Dżibaru, Ačuma,
Makülü,
Pir – Czaama – Dżibaru i inne, przez mieszkańców Meriki,
Copanu i innych wielkich miast nazywane dzikimi. Jednak owi półnadzy,
czarnowłosi i miedzianoskórzy ludzie, malujący ciała różnymi
farbami, rozciągający uszy ciężarkami, czy przekłuwający sobie
nosy, nie byli jedynymi istotami rozumnymi w puszczach Amszu. W
kniejach żyły rasy ludzi – jaguarów i ludzi – pancerników, o
których opowiem w dalszej części, oraz Margaje i Undianie. Ci
pierwsi, będący niskiego wzrostu i delikatnej budowy, byli pół –
ludźmi, pół – margajami. Margaj to taki bardzo mały, dziki kot
podobny do ocelota. Undianie z kolei mieli postać pół – ludzi, a
pół – rosłych, szarych kotów o zielonych oczach. Cali byli
porośnięci szarym futrem, mieli też długie ogony. Podobni byli do
dzikich kotów, zwanych jaguarundi (,,kotów
– jaszczurów''),
bądź ,,leon
miquero''
(,,małpich
lwów'').
Zarówno Margaje, jak i Undianie budowali małe osady w matecznikach,
utrzymywali się z łowów i rybołóstwa, w mniejszym stopniu ze
zbieractwa i bartnictwa. Mało wiemy o tych rasach, bo jak ognia
unikały ludzi.
U
zachodnich wybrzeży Sonoru leżały Wyspa Dziewcząt i Wyspa
Starców. Na pierwszej z nich żyło plemię pięknych i wiecznie
młodych, choć krótko żyjących dziewic, które rodziło pewne
tylko tam rosnące drzewo dzieworodne. Owe dziewczęta poczynały
patrząc w zaczarowaną studnię, po czym rodziły same córki.
Niektórzy Sonorczycy brali je za żony. Dziewice z owej wyspy
przewiezione na kontynent miały takie same cechy jak pozostałe
niewiasty. Z kolei na Wyspie Starców, ziemia miała taką
właściwość, że miast garnków jak to było na Bujanie, rodziła
wiekowych staruszków; samych mężczyzn, o siwych włosach i
brodach. Mieszkańcy obu wysp płacili dań królom Sonoru. Kończąc
opowieść o Dziewczętach i Starcach, chciałbym jeszcze nadmienić
o żyjących na ich wyspach dziwnych zwierzętach, spokrewnionych z
bazyliszkami i kuroliszkami, które nazywały się głupioliszki. W
przedniej części ciała miały głowę, pierś, niebieskie,
płetwiaste nogi i skrzydła ptaka morskiego zwanego głuptakiem, zaś
tułów, ogon i tylne łapy, głupioliszek miał niczym groźny z
wyglądu, lecz łagodny z natury jaszczur, zwany legwanem morskim.
Owe hybrydy były nielotne, żywiły się rybami, a ich pisklęta
wykluwały się z jaj. Nie miały mocy zabijania wzrokiem.
Sonor
obfitował w jeziora i rzeki. Najdłuższą rzeką była Amusa,
płynąca przez puszczę Amszu. Inne rzeki: Piri – Piri, Karunda,
Bumadi, Izbir, Misosz i Orik. Największym jeziorem była Tituš
w Górach Andajskich. Inne jeziora: Kata – Kata, Kudu – Malfi,
Abundu, Alicu, Alicantu i Achlis – Coelis – Santinu. Jednym z
mieszkańców rzeki Amusy był węgorz elektryczny olbrzymi, wielki
jak smok Pyton zabity przez Apolla, a do tego rażący bardzo silnym
prądem. Ryby te, mogące pożreć dorosłego człowieka, najdłużej
przetrwały w Eldorado i na Golkondzie. Największy obszar podmokły
omawianego kontynentu to Bagna Izgul, gdzie gnieździły się
czerwone ibisy o dwóch głowach.
Sonor
obfitował we wszystkie rodzaje skarbów mineralnych, prócz
alatyrów. W jego kopalniach wydobywano platynę – ulubiony metal
możnowładców wąpierzy, srebro, gwiezdniki, diamenty, bursztyny,
rubiny, opale, szafiry, szmaragdy, topazy, ametysty, sardoniksy,
chryzolity, kość słoniową mamutów i inne. Na omawianym
kontynencie sporo było złota, które Sonorczycy uważali za pot
Słońca i od którego kapały chramy ich idoli. Jednak najbardziej
ze wszystkich skarbów mineralnych, na Sonorze ceniono kryształ
górski. Z obsydianu – czarnego szkła pochodzącego z trzewi gór
ognistych przez uczonych mężów nazywanych wulkanami, sporządzano
sztyletu do składania krwawych ofiar z ludzi. Czasami z ziemi
wytryskała przezroczysta, łatwopalna ciecz, zwana ,,nafita'',
którą Sonorczycy płukali zęby, a która pod nazwą ,,navata''
w erach dwunastej i trzynastej była używana przez Amazonki do
podpalania wrogich obiektów. Plemiona owego wielkiego, zachodniego
lądu nigdy nie nauczyły się obróbki żelaza, mimo że jego rudy
występowały na kontynencie.
C. D. N.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz