Strony

czwartek, 5 listopada 2015

Sawił Velaroz

,SALACJA, mit. rzym. Bogini staroitalska, personifikacja wody morskiej'' – Z. Drapella ,,Mity i legendy morskie''




Dziewa, napełniona czystym nasieniem Klicza z Sedinum, urodziła mu syna, który otrzymał imię Sawił (Savilus). Chłopiec ów otrzymał od Ageja dar zmiany rozmiarów ciała; w zależności od potrzeby mógł być mały jak krasnoludek, albo wielki jak olbrzym. Od maleńkości będąc dzieckiem psotnym, robił zły użytek ze swego daru; swoimi stale zmieniającymi się rozmiarami chętnie straszył ludzi i zwierzęta, psuł ogrodzenia, deptał uprawy i wykradał łakocie. Miara się przebrała gdy w piątej wiośnie życia powiększył się do rozmiarów olbrzyma i kopniakiem zburzył dom w Sedinum. Uczyniwszy to natychmiast zmalał i już nie mógł zmieniać swego wzrostu w zależności od kaprysu. Jego ojciec, Klicz, czerwony ze wstydu za syna, zbił go paskiem, karząc za niszczenie cudzego dobytku, po czym zapłacił właścicielowi domu w złocie, aby miał za co go odbudować. Mały i głupiutki Sawił gorzko opłakiwał utratę daru, aż w końcu się z nią pogodził. Pod okiem ojca wyrósł na młodego wojownika; obrońcę grodu; dzielnego i odpowiedzialnego. Przemierzał drogi i bezdroża na białym rumaku Śnieżu zakupionym od kupców arabskich. Walczył mieczem i maczugą, zaś jego tarczę zdobiło siedem róż – kwiatów poświęconych Mokoszy. Otrzymał przeto przydomek Velaroz, czyli Wiele Róż.


*


,,Sabinowie, indoeuropejski lud środkowej Italji. Uchodzili w starożytności wraz z Sabellami za protoplastów szczepów środkowo – italskich, łącznie z Sammitami. Pierwotnie ich siedziby były w okolicy Reate i Amiternum, pote zajęli obszary po rz. Liris, Anio i Tybr; […]. Częścią już wcześniej sprzymierzeni z Rzymianami, częścią podbici 290 przed Chr., otrzymali 268 wzgl. 88 prawo obywatelskie'' - ,,Encyklopedia Powszechna Wydawnictwa Gutenberga tom 15 Rewir do Serbja''





Sabinowie wywodzili się od czarownicy Sabiny – kapłanki przerażającej, samozwańczej bogini, nazywanej Vipera, czyli Żmija. Owa Sabina mieszkała w Italii i pochodziła od Grabu i Jodły; dzieci Dobromira. W czasach Sawiła Velaroza, królem plemienia Sabinów był Hersyliusz Tacjusz. Na jego rodzie ciążyła zmaza jego założycielki – czarownicy, która czciła Żmiję, którą była przedwieczna Garafena, co zniszczyła Bujan. Po Sabinie został kult Żmii, której składano w dani młode dziewczęta, któym na kamiennych ołtarzach wyrywano serca miedzianymi nożami. Hersyliusz Tacjusz wydał zakon znoszący kult obmierzłej Matki Żmyi wraz z wszystkimi składanymi jej ofiarami. Rozpędził Żmijowych kapłanów; kolegium Fratres Viperae i obalił zakrwawione ołtarze. Jednak jego jedyna, ukochana nad życie córka znikła i na próżno było jej szukać w całym Królestwie Sabinów. ,,To Żmija pokarała króla'' – szeptano w miastach i wioskach. Na zew króla najdzielniejsi wojownicy Italii udawali się na dalekie wyprawy w poszukiwaniu porwanej królewny, lecz lata mijały a ich wysiłki nie przynosiły rezultatu...





Z Morza Srebrnego, u wybrzeży Svamii (Suomi) – krainy, w której Słowianin Turupit założył gród Turku i gdzie żyły larogryfy, czyli cętkowane pantery o głowach i skrzydłach mew, wystawała wielka wapienna góra, która otrzymała nazwę Panna (Virkena), na cześć Juraty, będącej zarówno Matką jak i Dziewicą. Na samym szczycie góry Panny wznosił się zaczarowany zamek, a w nim mieszkała uwięziona królewna. Jej imię brzmiało Salacja; po słowiańsku: Solanka i była umiłowaną córką Hersyliusza Tacjusza, króla Sabinów. W zamku miała moc sukien i klejnotów, oraz zastępy ślepo posłusznych niewolników ze Sklawinii i Afryki, nic ją jednak nie cieszyło. Salacja była przerażona. Gdy płakała siedząc na łożu z kości słoniowej, do jej bogato zdobionej komnaty wszedł cicho jak kot, pan zamku. Był to mąż o cerze białej jak mleko, a miękkiej i pokrytej śluzem niczym u żaby. Ciało miał miękkie podobne gnijącej rybie, oczy wyłupiaste, pozbawione powiek i czerwone, włosy długie i czarne, pokryte śluzem a wijące się jak węże, uszy spiczaste, kły białe i długie, palce długie i spięte błoną niczym stopy kaczki, a od całej jego postaci bił zapach jodu i nadpsutej ryby. Miał na sobie obcisły, czarny kaftan, zaś na szyi złoty medalion z wężem morskim gryzącym koniec własnego ogona. Salacja widziała właśnie przed sobą morskiego wampira, a imię jego: Radosz.
- Jak długo jeszcze zamierzasz mi się opierać? - mówiąc to wąpierz ujął królewnę pod brodę dłonią płetwiastą, mokrą i zimną jak u trupa. - Czy budzę w tobie aż taką odrazę? - ociekający wodą jak wodnik, Radosz, król morskich wąpierzy pijących krew ryb i wielorybów, a czasem ludzi, ilekroć nawiedzał piękną, złotowłosą i niebieskooką córę władcy Sabinów, budził w niej taki wstręt i strach, że nie mogąc mówić, krzyczała przeraźliwie z płaczem.
Tak było również tym razem z tą, w której żyłach płynęła krew Fawiliusza, pierwszego władcy sabińskiego ludu.




- Jesteś głupia i niewdzięczna – orzekł wąpierz. - Skoro nie umiesz docenić moich darów i nie jest ci miłym zostać jedną z mojej rasy, dobrze więc, zabiorę ci wszystko czym cię tak hojnie obdarowałem. Jeszcze dziś stracisz wszystkie swoje suknie i błyskotki, pachnidła i niewolników. Ba! Pozbawię cię nawet wszelkiej żywności i napojów, tak, że będziesz tkwiła w tym zamku, w komnatach bez mebli i ozdób, piła swe łzy i gryzła ręce z głodu, lecz ja nie zlituję się nad tobą, dopóki ty, głupia smarkulo, nie porzucisz swych fochów i nie wyjdziesz za mnie. Gdy się wreszcie zgodzisz, będziesz żyć wiekami przy moim boku jako nieśmiertelna królowa morskich wąpierzy, w imię pana naszego, węża Gorynycza. To jest moje ostatnie słowo – Radosz, syn Gniva wyszedł z komnaty mamrocząc jakieś niepojęte wampirze klątwy i zostawił królewnę Salację płaczącą na łożu z kości słoniowej.
Przez cały czas swego uwięzienia, tęskniła za ojcem, braćmi i ziemią ojczystą. Tęskniła za zielenią i Słońcem Italii, tu zaś otaczało ją zewsząd zimne morze. Wiele już lat minęło odkąd w czas uczty w ogrodzie znikła na oczach biesiadników w obłoku czarnej mgły, tak jak później Ludmiła, żona Jerusłana, którą porwał złośliwy czarownik Czernomor. Lękała się mokrego i zimnego jak ryba władcy srebrnomorskich wąpierzy z rodu Gnijewiczów, który był gwałtowny i okrutny, a już za nic na świecie nie chciałaby zostać wampirzycą.
Klątwa zaczęła się spełniać. Salacja utraciła suknie i wyszywane perłami pantofelki, meble, niewolników, klejnoty, pachnidła i dywany. Wszystko to rozwiało się jak mgła, bo też z mgły było utkane. Podobnie znikły kryształowe naczynia, wino i wszelkie smakołyki. Królewna musiała teraz spać na niczym niepościelonej, marmurowej podłodze, a głód i pragnienie z każdym dniem coraz bardziej dawały jej się we znaki. Jurata, królowa Morza Srebrnego chętnie udzieliłaby schronienia nieszczęsnej więźniarce zamku Krucze Gniazdo na szczycie Góry Panny, lecz nie jej pisane było uwolnić Salację, ale temu, którego miecz zwał się Knin, a tarcza przedstawiała Wiele Róż.
Sawił Velaroz opuściwszy Sedinum udał się na poszukiwanie przygód a sławy, idąc wzdłuż wybrzeża Morza Srebrnego, po drodze tocząc setki potyczek z rozbójnikami, strzygami, wilkołakami, wąpierzem Patkulem z Semigalii i bandami sinych ludzi. W Burus posłyszał opowieść o zamku na szczycie Góry Panny; pełnym rzadkich skarbów, z których największym była prześliczna królewna z dalekiego kraju. Zamek ten, znajdujący się u wybrzeży Svamii, gdzie Turupit wzniósł gród Turku i władał Słowianami i Czuhońcami, należał do Radosza Gnivica – króla morskich wąpierzy, a zamknięta w murach zamku królewna była jego więźniem. Sawił jak na junaka z rodu junaków przystało, nie zwykł cofać się przed niebezpiecznymi przygodami. Zbudował tratwę i wypłynął na północ, ku brzegom Svamii. Przekonał się, że zasłyszane w gospodzie opowieści mówiły prawdę. Wspiął się na grzbiecie wiernego konia Śnieża po stopniach wykutych w skale Góry Panny i maczugą Puławem sforsował złotą bramę zamku. Ujrzał w nim konającą z głodu i pragnienia na gołęj podłodze królewnę Salację. Czym prędzej nakarmił ją wziętym na podróż chlebem i suszoną rybą, podzielił się też manierką wody. Sawił nie znał mowy sabińskiej, ani Salacja słowiańskiej, rozmawiali zatem w języku starokrasnym – lingua franca ówczesnego świata. Bohater wyprowadził córkę sabińskiego króla z zamku ostrożnie znosząc ją po tysiącach schodów, po czym posadził ją na tratwie i oboje zostawili Górę Pannę daleko za sobą.
Tymczasem do porzuconej, złotej klatki Salacji przybył jej dręczyciel, król Radosz. Ujrzał roztrzaskaną bramę i spostrzegł brak branki, przeto puścił się w pogoń. Odnalazł Sawiła i Salację u wybrzeży ziemi Słowińców. Wnet na oczach przerażonej dziewczyny starli się dwaj wrogowie; jeden będący mocarzem na lądzie, drugi zaś w morzu. Miecz Knin ciął ciało króla Radosza jakby to były głowy hydry; co odrąbał, to w mig odrastało. Radosz dziesięciokroć wciągał Sawiła pod wodę i bohater dziesięciokroć się wynurzał. W końcu Sawił odciął podobną do wielkiego, czarnego gluta głowę morskiego wąpierza, a zaraz potem wbił mu ostrze Knina w serce, aż przeszło na wylot. Odcięta głowa wrzasnęła pod wodą. Wąpierz już nie żył. Sawił wychodząc z wody wytaszczył ciało i głowę wroga, po czym po wysuszeniu go, razem z Salacją nazbierał sosnowych gałęzi i spalił je na popiół, aby wąpierz się nie odrodził. Wówczas to, jakby Salacja mało widziała owego dnia, ujrzała jeszcze jak jej wybawiciel najpierw rośnie wyższy niż najwyższe drzewo, potem staje się mały jak palec, na koniec zaś przybiera zwyczajny wzrost człowieka w Sklawinii.
- Agej przywrócił mi dar z dzieciństwa! - oznajmił przerażonej Salacji.
Oboje postanowili ruszyć na południe, do ziemi Sabinów, aby królewna mogła jeszcze raz ujrzeć swego ojca i braci. Tam mieli się pobrać, a następnie udać się do Sedinum i tam zamieszkali. W sercach Sawiła i Salacji zrodziła się wielka miłość.


*




- Czy wy, mężowie, zawsze musicie się bić? - zawołała z rozpaczą w głosie Salacja widząc jak Sawił staje do pojedynku z innym junakiem, zakutym w zbroję czarną jak antracyt. Mógł stać się wielki jak stolim i rozdeptać czarnego rycerza niczym żuka, ale wolał walczyć honorowo, nawet gdyby miał polec. Przeciwnikiem Sawiła był witeź Zawisza (Savissa), syn Knieimira z Grabowa. Tenże Zawisza okryty czarną zbroją, walczący mieczem Rosną i zasłaniający się tarczą, na której wymalowany był biały orzeł Tinez w złotej koronie na polu czarnym, był przodkiem bohatera Polaków, Zawiszy Czarnego, co okrył się sławą pod Grunwaldem, a o jego prawości krążyło powiedzenie: ,,Polegać jak na Zawiszy''. Obaj bohaterowie spotkali się na jednej drodze, a żaden z nich, pełen dumy, nie chciał ustąpić, za to rwali się do śmiertelnych zmagań, aby zdobyć sławę i łupy. Nie zważając na płaczliwe piski przerażonej dziewczyny, wojownicy z grodów Sedinum i Garbowo skrzyżowali ze sobą miecze. Gdy ze sobą walczyli, spod spiżowych ostrzy leciały iskry i huk się rozlegał niby uderzenie gromu. Junacy walczyli jak lwy, aż pospadali z koni. Powstali i znów poczęli walczyć, aż Słońce przyglądając się ich zmaganiom zapomniało zajść. Tak mijała godzina za godziną, niby na turnieju, aż w końcu obaj przeciwnicy, zbyt zmęczeni by dalej się potykać, porzucili swe swary.
- Wreszcie spotkałem męża równego sobie w sile i wytrwałości! - rzekł Zawisza Knieimirowic. - Poznaliśmy się w boju, czas żebyśmy z przeciwników, stali się sobie braćmi! - zaproponował Sawiłowi pan na Garbowie.
- Czy aby się móc zaprzyjaźnić, musieliście się najpierw prać? - Salacja nie kryła swej irytacji.
- Niewiasty nie rozumieją junackich obyczajów – odrzekł Sawił, co jeszcze bardziej ją zeźliło.
Obaj wojownicy poprzysięgli sobie dozgonne braterstwo, co natychmiast przypieczętowali wymieniając się złotymi znakami kras noszonymi na szyi. Od tej pory Zawisza Knieimirowic ruszył na południe razem z Sawiłem Velarozem i Salacją, której żaden z obu mężów nie ważył się pohańbić, przeżywając po drodze mnóstwo przygód. W Puszczy Żelimirskiej na ziemiach polskich, obaj junacy zabili większego niż krowa a strasznego jak smok, burego warana Pożeracza, któremu zastraszeni kmiecie składali w dani dzieci i młode, piękne dziewice. Idąc przez ziemie późniejszej Bohemii omal nie postradali swych młodych żywotów w nurtach rzeki Požary, gdzie weszli aby ubić wodnika Požarka, który miał duże, rybie łuski na twarzy i wciągał pod wodę dziewczęta uprzednio wabiąc je kolorowymi wstążkami, aby je zjadać. Sława poprzedzała ich kroki, gdy razem z królewną Salacją kierowali się z wolna ku ziemiom sabińskim.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz