Pereswiet
(nie mylić z Perepiatem, mężem Perepiatychy) był witeziem żyjącym
na wschodzie Sklawinii. Oprócz walki mieczem, maczugą, łukiem i
toporem znał też liczne pieśni czarodziejskie, umiał kamłać
zaklęcia, odczyniać uroki, sporządzać nawęzy i leki. Nauczył
się tego od swego wuja, wołwcha Wrzeciony z uroczyska w Świętej
Dąbrowie, lecz nie kapłaństwo było mu pisane, jeno rycerska walka
w obronie swego ludu.
Był
sierpień i susze po polach szalały, gdy Pereswiet syn Łukomora, na
grzbiecie białej klaczy Śnieżawy o złotej uprzęży, opuściwszy
wspólnotę wołwchów – cenobitów ze Świętej Dąbrowy, wśród
których parę lat się wychowywał, przejeżdżał przez Szmaragdowy
Las. Uzbrojony był we włócznię o grocie spiżowym, przeszywającym
na wylot tury i kruszącym kamienie. Okrywał go pancerz z karaceny,
głowę zaś chronił szyszak stalowy zakończony czerwoną kitą
końską. Młody był jeszcze Pereswiet Łukomorycz, a choć odwago
mu nie brakło, wojna wciąż była mu znana tylko z opowieści.
Jadąc
przez las zobaczył tańczącą wśród drzew rusałkę przedziwnej
piękności. Gdy tańczyła, rozbrzmiewał dookoła jej śmiech
perlisty, a duże, zielone motyle biły skrzydełkami, ledwo
nadążając za zielonymi włosami leśnej rusałki i jej również
zieloną, jedwabistą suknią. Urokliwa istota, której oczy lśniły
niczym ogromne szmaragdy, miała na sobie sporo ozdób ze złota.
Widząc ją Pereswiet zaniemówił z wrażenia.
-
To brzydko tak się gapić! - rusałka tupnęła bosą nóżką,
przerywając zabawę, lecz w jej oczach tańczyły figlarne ogniki.
Zielone
motyle otaczały jej głowę na podobieństwo nimbu. Pereswiet zsiadł
z konia, skłonił się przed panną, na widok której serce mu
mocniej zabiło, ucałował jej zimną jak lód dłoń i przedstawił
się.
-
Zowię się Siliża (Silisa)
i z łaski Boruty i Dziewanny Šumina
Mati jestem królową Szmaragdowego Lasu. Chciałabym mieć złotą
muchę – rzekła tęsknie rusałka – nie kolejną ozdobę, jeno
żywe stworzenie, owada złotego jak złoto, który tańczyłby razem
z moimi motylami – Pereswiet zadurzył się w leśnej piękności
niczym pewna mołodycia w wąpierzu i gotów był spełnić każde z
jej życzeń.
,,To
jeszcze nie była miłość, choć ów afekt gwałtowny mógł w
miłość się przekształcić, albo … przynieść nieszczęście''
- ,,Codex vimrothensis''
Pragnąc
sprawić uciechę rusałce, Pereswiet, którego krew wielce była
gorąca, bez zwłoki wyruszył łowić złotą muchę. Wciąż na
wschód wędrował; trzy nieprzebyte puszcze przemierzył, trzy
wielkie rzeki przekroczył, góry Złotą i Srebrną minął. Jego
klacz Śnieżawa, szybka jak tchnienie Pochwista, po dziewięćkroć
gubiła podkowy przybijane na nowo w mijanych siołach i grodach.
Wreszcie oczom junaka ukazał się bogato umajony Kalinowy Mosy.
Rozciągał się nad przepaścią, pełną czarnej, wzburzonej wody,
cuchnącej siarką i lodowatej. Wstępu na most, gałęziami kaliny
umajony, pilnowały dwa posągi. Pierwszy z szarego kamienia wykuty,
przedstawiał trójgłowego smoka, jednego z synów Gorynycza. Smok
zdawał się spać. Obok na drewnianej ławce pomalowanej na zielono,
siedział odlany z brązu tyran Vronisław, trzymający na kolanach
obnażony miecz. Vronisław znany z okrucieństwa, żył w erze
jedenastej i był wasalem królów Orlandu. Pereswiet już chciał
wejść na Kalinowy Most, gdy zupełnie nieoczekiwanie oba posągi
ożyły. Trójgłowy smok zionął
ogniem, zaś brązowy Vronisław herbu Ślepowron; zdrajca i ciemiężca swego ludu, zerwał się z ławki wywijając mieczem. Wtedy to Pereswiet dobył łuku i trzema złotymi strzałami Płanetników obrócił w proch trzy zionące ogniem głowy kamiennego smoka. Gdy martwy smok spadł z wielkim pluskiem w przepaść, skrzyżował się przecinający stal, miecz Pereswieta, zwany Ostrota z orężem Vronisławowym i przepołowił je. Ukośny cios Ostroty przeciął żywą rzeźbę od karku do lędźwi, po czym rycerz strącił ją w spienione, czarne odmęty. Przejechał przez Kalinowy Most i znalazł się po drugiej stronie; na progu znanej sobie ze świętych opowieści, krainy, zwanej Trzydziewiątym Carstwem (Ty – deve Carland). Długo błądził po jego drogach i bezdrożach, liczne przygody go spotykały. Stanąwszy na szczycie Wróblej Góry, najwyższej w całej krainie, ujrzał Pereswiet wszystkie zakątki Trzydziewiątego Carstwa. Jego oczom ukazało się huczące Morze Sine, oraz pomniejsze morza – Syren, Amazońskie, na którego brzegach osiedlały się kolonistki znad Aspinu, a także liczne wyspy – Poseidy, gdzie czci największej doznawał jytnas Gâc, rozmiłowany w Juracie, Rutas – porośniętą przez pełną panter i słoni dżunglę; wyspę utworzoną z rozbitego okrętu o nazwie ,,Purpura'', polarną Archiboreję – rzadko nawiedzaną przez ludzi, za to zamieszkaną przez białe pawiany i krwiożercze koty, zwane ,,krydmoryki'', oraz archipelag Pompapamidów o równie
mroźnym klimacie, którego mieszkańcy sławili i rzeźbili w kamieniu boginię Ośmiornicę. Pereswiet widział jak toczą swe wody, wielkie rzeki Węgorapa, Parsuta, Han'ča, Modroja i Żabnica – wszystkie wypływały z czarodziejskiego, srebrnego dzbana, oraz wielkie wewnętrzne jezioro, zwane Morzem Meockim (Mare Meoticum). Nad jego brzegami żyło rybackie i łowieckie plemię Meotów, przodków Ichtiofagów z Azji, napotkanych przez Aleksandra Wielkiego. Uwagę herosa przykuły też ośnieżone, niebotyczne szczyty Gór Sokolich (gdzie zbrodniarzy przykuwano do skał), Orlich, Sępich i Kruczych – w tych ostatnich królami były dwa kruki – bracia, wyklute z jednego jaja, o imionach Hugin i Mugin, a także jaśniejszy od najjaśniejszego klejnotu Świetlisty Step, gdzie mieszkała Enka Świetłana Świarłorodzica, Dąb Feniksów – wysokie jak góra, najwyższe drzewo w Carstwie, w którego koronie wiły swe gniazda żar – ptaki, oraz nieprzebyta, zaczarowana puszcza, zwana Ogrodem Królowej (Viridarium ov Roykova), gdzie rosły złote jabłonie i gdzie żyły białe jelenie obwieszone klejnotami. W swoich wędrówkach przez Trzydziewiąte Carstwo, Pereswiet zaszedł do stołecznego Kiszłakowa o złotych kopułach i wieżach z kości słoniowej, gdzie na bogato zdobionych tronach zasiadali nieśmiertelni i wiecznie młodzi; car Kagan – niezwyciężony wojownik i jego elficko piękna żona Biała Knegini. Takiej gościnności jak na ich dworze nie było nawet w dawnej Polsce. Pereswiet odwiedził takie prowincję jak Zefirię (przodkowie Zefirotów w erze jedenastej napadli Valkanicę, na której tronie zasiadał król Hrebel, lecz zostali pokonani w bitwie na Ostropolu, w dużej mierze dzięki Smoczemu Jeźdźcowi, Milošowi Obiliciowi, który postępem zabił zefirockiego sułtana Murada), Pan (lesista krainę satyrów), Centaureę (lesistą krainę Centaurów), Dedalię (kolonię grecką płacącą dań w klejnotach, broni, zbroi, zegarach i pozytywkach, ongiś zamieszkaną przez karły), Tharsus – gdzie żyły mówiące tygrysy, Foris – thar – las mówiących rysiów, oraz prowincję zamieszkaną przez słowiańskie plemię Runwirów; liczne i waleczne, mające swą stolicę w grodzie Kłodarzewie (Komlarevo). Z tego to plemienia Runwirów wywodził się Kagan wraz z Białą Kneginią.
ogniem, zaś brązowy Vronisław herbu Ślepowron; zdrajca i ciemiężca swego ludu, zerwał się z ławki wywijając mieczem. Wtedy to Pereswiet dobył łuku i trzema złotymi strzałami Płanetników obrócił w proch trzy zionące ogniem głowy kamiennego smoka. Gdy martwy smok spadł z wielkim pluskiem w przepaść, skrzyżował się przecinający stal, miecz Pereswieta, zwany Ostrota z orężem Vronisławowym i przepołowił je. Ukośny cios Ostroty przeciął żywą rzeźbę od karku do lędźwi, po czym rycerz strącił ją w spienione, czarne odmęty. Przejechał przez Kalinowy Most i znalazł się po drugiej stronie; na progu znanej sobie ze świętych opowieści, krainy, zwanej Trzydziewiątym Carstwem (Ty – deve Carland). Długo błądził po jego drogach i bezdrożach, liczne przygody go spotykały. Stanąwszy na szczycie Wróblej Góry, najwyższej w całej krainie, ujrzał Pereswiet wszystkie zakątki Trzydziewiątego Carstwa. Jego oczom ukazało się huczące Morze Sine, oraz pomniejsze morza – Syren, Amazońskie, na którego brzegach osiedlały się kolonistki znad Aspinu, a także liczne wyspy – Poseidy, gdzie czci największej doznawał jytnas Gâc, rozmiłowany w Juracie, Rutas – porośniętą przez pełną panter i słoni dżunglę; wyspę utworzoną z rozbitego okrętu o nazwie ,,Purpura'', polarną Archiboreję – rzadko nawiedzaną przez ludzi, za to zamieszkaną przez białe pawiany i krwiożercze koty, zwane ,,krydmoryki'', oraz archipelag Pompapamidów o równie
mroźnym klimacie, którego mieszkańcy sławili i rzeźbili w kamieniu boginię Ośmiornicę. Pereswiet widział jak toczą swe wody, wielkie rzeki Węgorapa, Parsuta, Han'ča, Modroja i Żabnica – wszystkie wypływały z czarodziejskiego, srebrnego dzbana, oraz wielkie wewnętrzne jezioro, zwane Morzem Meockim (Mare Meoticum). Nad jego brzegami żyło rybackie i łowieckie plemię Meotów, przodków Ichtiofagów z Azji, napotkanych przez Aleksandra Wielkiego. Uwagę herosa przykuły też ośnieżone, niebotyczne szczyty Gór Sokolich (gdzie zbrodniarzy przykuwano do skał), Orlich, Sępich i Kruczych – w tych ostatnich królami były dwa kruki – bracia, wyklute z jednego jaja, o imionach Hugin i Mugin, a także jaśniejszy od najjaśniejszego klejnotu Świetlisty Step, gdzie mieszkała Enka Świetłana Świarłorodzica, Dąb Feniksów – wysokie jak góra, najwyższe drzewo w Carstwie, w którego koronie wiły swe gniazda żar – ptaki, oraz nieprzebyta, zaczarowana puszcza, zwana Ogrodem Królowej (Viridarium ov Roykova), gdzie rosły złote jabłonie i gdzie żyły białe jelenie obwieszone klejnotami. W swoich wędrówkach przez Trzydziewiąte Carstwo, Pereswiet zaszedł do stołecznego Kiszłakowa o złotych kopułach i wieżach z kości słoniowej, gdzie na bogato zdobionych tronach zasiadali nieśmiertelni i wiecznie młodzi; car Kagan – niezwyciężony wojownik i jego elficko piękna żona Biała Knegini. Takiej gościnności jak na ich dworze nie było nawet w dawnej Polsce. Pereswiet odwiedził takie prowincję jak Zefirię (przodkowie Zefirotów w erze jedenastej napadli Valkanicę, na której tronie zasiadał król Hrebel, lecz zostali pokonani w bitwie na Ostropolu, w dużej mierze dzięki Smoczemu Jeźdźcowi, Milošowi Obiliciowi, który postępem zabił zefirockiego sułtana Murada), Pan (lesista krainę satyrów), Centaureę (lesistą krainę Centaurów), Dedalię (kolonię grecką płacącą dań w klejnotach, broni, zbroi, zegarach i pozytywkach, ongiś zamieszkaną przez karły), Tharsus – gdzie żyły mówiące tygrysy, Foris – thar – las mówiących rysiów, oraz prowincję zamieszkaną przez słowiańskie plemię Runwirów; liczne i waleczne, mające swą stolicę w grodzie Kłodarzewie (Komlarevo). Z tego to plemienia Runwirów wywodził się Kagan wraz z Białą Kneginią.
W
końcu Pereswiet uczyniwszy sobie siatkę na motyle z pukla lśniących
włosów Białej Knegini (oczywiście za jej zgodą!) i złowił do
niej złotą muchę, której tak pragnęła rusałka Siliża ze
Szmaragdowego Lasu. Niedługo trwała jego radość. Ledwo złota
mucha znalazła się w siatce, z konarów pobliskiej gruszy, spadły
na kark rycerza dwie harpie o wielkich jak spodki, zielonych oczach.
Ich szpony i hakowate dzioby przebijały karacenę i raniły ciało
aż do kości. Potworne ptaszyska o jakby niewieścich twarzach,
ciążyły jak worki pełne kartofli. Przeraźliwie wrzeszcząc,
bijąc skrzydłami i fajdając ile wlezie, obaliły Pereswieta, tak
jak wichura obala stuletni dąb. Gotowe były rozszarpać go żywcem,
lecz uciekły tchórzliwie, wstrętne ptaszyska, gdy poczuły
uderzenia bicza na swych szaro – białych grzbietach. Harpie
odleciały wrzeszcząc i roniąc cuchnące odchody, tak jak ich
siostry uprzykrzające życie Fineusowi i świętym pustelnikom
Antoniemu i Pawłowi. Pereswiet przetarł ręką zalane krwią oczy i
ujrzał nad sobą parskającego i szarpiącego murawę racicą,
białego jednorożca o złotym rogu. Siedziała na nim zielonowłosa
rusałka w sukni barwy trawy.
-
Siliża... - wyszeptał Pereswiet pobladłymi wargami.
Rusałka
przypadła doń płacząc rzewiliwie.
-
Wybacz mi, mój miły, że dla głupiej zachcianki, kazałam ci
ryzykować życiem – jej chłodne, słodkie jak sok jabłkowy łzy
o różanym zapachu, uleczyły rany Pereswieta.
Łzy
rusałki tak jak jej krew, miały bowiem moc panaceum. Siliża
płakała długo i żałośnie, nie umiejąc sobie wybaczyć, lecz
Pereswiet objął ją i pocałował jej zimne usta. Minęło pięć
miesięcy od tego wydarzenia i w Żmijowej Leśniczówce, gdzieś w
ostępach Szmaragdowego Lasu, odbył się ślub Pereswieta z Siliżą,
jego koronacja na króla puszczy i huczne wesele pełne radości. ,,I
ja tam byłem, miód i wino piłem, po brodzie kapało, w gębie nie
zostawało...'' - ,,Codex vimrothensis''
*
,,Lezgini, (Leki) jeden ze szczepów płn. Kaukazu, zamieszkuje głównie Dagestan i okręg Sakatali w Azerbejdżanie. […]. Do L. należą Kurincowie, Kazikumuchowie, Darginowie i i. Wzrostu miernego, krępi, o twarzach szerokich z dużym nosem, włosach czarnych, zajmują się rolnictwem, hodowlą bydła, tkactwem i kowalstwem; chaty budują z kamieni lub drzewa, żony kupują, zmarłych grzebią. Od VIII w. wyznają mahometanizm'' - ,,Encyklopedia Powszechna Wydawnictwa Gutenberga tom 9 Lauda do Małpy''
Pereswietowi
i Siliży nie było dane długo cieszyć się sobą. Z dalekiego
kraju, zwanego Lak (Lakiya, Lakistan), o którym pisał w erze
trzynastej Marco Polo, że graniczy z ,,Wielką Krainą Rosją'',
wyruszyły na Słowian zagony najeźdźców. Mieszkańcy kraju Lak,
zwani Lezinami, bądź po słowiańsku – Lesinami; Ludźmi Lasów,
których praojcem był turański książę Lak (Lacus), w
którego żyłach płynęła krew leśnych ludzi, czczących Borutę
i Dziewannę Šumina
Mati, zostali podbici przez Amazonki. Utraciwszy swe królestwo,
Lezini stawszy się nomadami, zbrojni w łuki, szable i arkany,
prowadząc ze sobą tabuny koni i bydła, rzucili się na wschodnich
Słowian – Antów jak chmara szarańczy. Prowadził ich do boju
stary król Dargal Siwobrody, wywodzący się z rodu chrobrego Ujger
– chana, syna Laka Wychowanego w Lesie. Prawą ręką zbiegłego
króla Lak był jego syn, młody i krzepki królewicz Czułubej
(Kulubej),
zrodzony przez płowiecką księżniczkę. Szli Lezini przez żyzne
ziemice słowiańskie; od ich strzał ciemniało niebo, a carowie,
diuki i kniazie zawierali przymierza i słali wici do swych wojów.
Gdy
Pereswiet dowiedział się o najeździe, postanowił wyruszyć w
pole, aby bronić swych braci Słowian. Na próżno Siliża,
przeczuwając, że jej oblubieniec może nie wrócić z wyprawy,
namawiała go by został w Szmaragdowym Lesie.
-
Utkam sieć z zaklęć, które bronić będą dostępu ciemiężcom,
a przepuszczać będą ciemiężonych. Choć ta wojna napawa mnie
wstrętem głębokim, rzucę do walki rusałki i Wiły zbrojne w łuki
i włócznie, wypuszczę przeciw Lezinom stada wilków i niedźwiedzi,
dzików, turów i żubrów, rysiów i rosomaków, Neurów i Lynxów,
oraz węże – trusie o jadzie palącym! Zrobię wszystko, bylebyś
został u mego boku i żył! - łkała rusałcza królowa, lecz
Pereswiet nie chciał zrezygnować.
-
Jestem witeź z krwi witezi; wstydno by mi było, gdybym zażywał tu
wywczasów, gdy mój lud cierpi – na pożegnanie Siliża wręczyła
swemu małżonkowi kryształową fiolkę pełną jej krwi chłodnej a
turkusowej.
Krew
rusałek i wodników moc miała leczyć wszystkie choroby i
zranienia, lecz Pereswiet zużył całą porcję panaceum napotkawszy
trędowatego żebraka. Pożegnał żonę i wskoczywszy na grzbiet
wiernej Śnieżawy, wyruszył pod stanice cara Igora Kołomira.
Siliże, a wraz z nią cały Szmaragdowy Las napełnił bezbrzeżny
smutek, ale i wielka duma z odwagi i prawości króla Pereswieta. Pod
sercem leśnej królowej, na powrót ojca czekało dzieciątko,
dziedzicem Dębowego Tronu będące.
Długa
i zażarta była wojna Słowian z Lakami. Lato już dawno przemieniło
się w jesień – najpierw złotą i słoneczną, później zaś w
szarą i dżdżystą. Siliża co dzień stawała na rozstaju dróg,
gdzie czarownice odprawiały swe czary i nasłuchiwała ptaków,
pytając je co Pereswiet porabia i kiedy do niej wróci. Rusałka,
której łono urosło jak wielkanocna baba, z nadzieją słuchała o
bitewnych przewagach męża. Dzięcioł, łabędź i sikorka
opowiadały jej jak to z ręki Pereswieta ginęli Kuruc, Kazył –
kum i Meriadach; najwięksi wojownicy walecznego ludu Lezginów, oraz
o tym jak to car Igor Kołomir przyczepił do jego piersi ordery –
Zielonego Dębu, Srebrnej Brzozy, Czerwonego Liścia, Rysia, Orła,
Tura, Dzika, Szczupaka, Ośmiu Mieczy, Płonącej Buławy i
Skrzyżowanych Piorunów. Kraśniała z dumy słuchając o tym.
Jednak
w dniu kiedy nad światem
płakał lodowatymi łzami Listopad, Siliża ujrzała na rozstajnych
drogach kruka z Trzydziewiątego Carstwa. Ptak skłonił się przed
leśną królową, po czym bez dłuższych wstępów zakrakał:
-
Twój pan stanął dziś do boju pod Kalicą, kra! Skrzyżował swój
miecz z Czełubejem Królewiczem, synem Dargala Siwobrodego, kra!
Obaj walczyli jak lwy; ubił Pereswiet Czełubeja, głowę w misiurce
mu uciął, ale sam, nieborak, życie z ran postradał, bardzo mi
przykro, kra!
-
Och! - Siliża złapała się za głowę.
-
Jego ciało jedzie tu w
przystrojonym kirem wozie, abyś mogła, o Pani, go pożegnać.
Smętna sprawa. Muszę już lecieć, kra! - kruk odleciał, a Siliża
płakała długo i żałośnie, a z nią listopadowe niebo.
Minął
jakiś czas, odkąd prochy mężnego Pereswieta przesypano do
popielnicy, na której straży stanęły żegliszcz – żeny, a
Siliża porodziła syna, w którego żyłach płynęła krew ludzka i
toropiecka. Syn ów podwoił sławę ojca, a imię jego Jantar.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz