,,Wypędzono go spośród ludzi, żywił się trawą jak woły, a rosa z nieba go obmywała. Włosy jego urosły niby pióra orła, paznokcie zaś jego jak pazury ptaka'' – Dn 4. 30
W
czasach
kiedy na tronie Babilonii zasiadał król Nabuchodonozor, przez
Słowian zwany carem Nabsurem, w Analapii narodził się bohater
noszący imię Paprzyca (Iberstein).
Był sierotą. Jego ojciec parający się pracą drwala, zginął w
lesie przygnieciony drzewem, matka zaś zmarła zamęczona przez
nocnice i mamuny, gdy rodziło się drugie dziecko. Od tego czasu
otrok robił za parobka w młynie w Czarnej Porębie. Paprzyca wyrósł
na młodzieńca jak tur silnego, co gołymi rękami młyńskie
kamienie obracał, niby Samson w okowach. Choć pracował rzetelnie,
młynarz co chłopów głodził i o północy w młynie sabaty
urządzał, obchodził się z nim gorzej z nim gorzej niż z
najgorszym nierobem. Co dzień okładał swego najlepszego pracownika
pięścią i sękatymi kijami, żałował mu strawy, nie szczędząc
za to wyzwisk. Działo się tak aż do piętnastych urodzin Paprzycy,
kiedy to dręczony chłopak nie zdzierżył i ciosem pięści w głowę
zadał śmierć swojemu oprawcy. Następnie ruszył w drogę gdzie go
oczy poniosły, byle jak najdalej od Analapii, gdzie czekała na
niego wróżda krewnych zabitego.
*
Od
wschodu po zachód i od nadiru po zenit cały świat zalewała sława
wielkiego króla Nabuchodonozora, syna Nabopalassara. Już jako
królewicz pobił hufce Egipcjan na polach Karszemisz, budząc trwogę
i podziw w sercach sobie współczesnych, którzy szeptali między
sobą nabożnie: ,,Kimże
będzie to dziecię''?
Zostawszy królem w miejsce swego ojca, Nabuchodonozor niósł liczne
klęski, śmierć, gwałt i pożogę Asyryjczykom i Solimom z Judy.
Tych ostatnich po zduszeniu buntu ich króla Sedecjasza, uprowadził
do Babilonuna wielowiekową niewolę. Boży Gród – Jerozolimę
oddał wcześniej na pastwę zniszczenia, unosząc z Salomonowego
chramu Jahwe złote i srebrne naczynia na potrzeby swego stołu.
Zasiadał Nabuchodonozor na tronie jaśniejącym niby sztuczne Słońce
ze złota, zdobionym tysiącem drogocennych kamieni, z których każdy
radował oczy innym kolorem i miał swego własnego kronikarza, przez
całe życie spisującego tylko jego dzieje. Ci co widzieli z dala
pałac królewski porównywali go, jedni do olbrzymiej perły, inni
do wielkiego szafiru, jeszcze inni zaś do zwiniętego w kłębek
wodnego smoka, w którego skórę wrosły złociste klejnoty. Na
skinienie króla Babilonu były gotowe oddać w każdej chwili życie
dziesiątki niewolników i niewolnic z ziemic od Nubii po Bharację i
od stepów połowieckich po Arabię. Babilon rozbrzmiewał
nieustannie gwarem przekupniów, łoskotem rydwanów, zawodzeniem
kapłańskich trąb i rogów, oraz trzaskiem biczów spadających na
gołe plecy rabów. Pod Nabuchodonozorową stanicą z lwem i orłem
służyły hufce znad Tigry i Evaratu, z gór Zagros, Cypru, pustyń
libijskich i arabskich, z Egiptu i Nubii, Azji Mniejszej, znad
Orontesu, Tereku, Skamandra, z Bharacji i Sklawinii.
Wśród
licznych Słowian, Kimerów i Scytów pobierających żołd ze
skarbca Nabuchodonozora, był również Paprzyca, o którym
powiadano, że dusił lwy i skręcał głowy bykom. W babilońskich
kronikach zapisano, że ciosami swej maczugi miażdżył ciała
wrogów imperium, tak jak żarna mielą zboże.
Tego
dnia Paprzyca, awansowany przez króla na dowódcę straży
pałacowej, ujrzał rzecz niezwykłą, bardziej cudowną niż
wszystkie czary. Przed wykrzywione gniewem oblicze króla
przyprowadzono trzech młodzieńców z małego, lecz hardego narodu
Solimów. Paprzyca zapamiętał ich imiona. Brzmiały Szadrak, Miszak
i Abed – nego. Ci co żywili nienawiść do ich narodu i wiary, aby
móc zdobyć dla siebie piastowane przez nich urzędy, rzucili na
nich potwarz o niewypełnienie królewskiego rozkazu. Otóż
Nabuchodonozor wystawił Mardukowi – naczelnemu bogu Babilonu
złotego bałwana wysokiego wzrostem, o minie srogiej i lodowatych,
niebieskich oczach, zdających się ciskać pioruny. W myśl ukazu
tego, kogo ,,Welesowa
Księga''
nazywa Nabsurem, rozpalono w piecu, grożąc nieposłusznym, że
zostaną w nim spaleni na miałki i sypki popiół. Król spytał:
-
Czy widząc co was czeka, będziecie sławić mojego boga ?! - na to
odpowiedzieli podsądni, a cały dwór zdumiał się ich śmiałą
mową:
-
Nie mamy potrzeby odpowiadać ci na to. Jeśli nasz Bóg, którego my
czcimy, zechce nas wybawić, to wyrwie nas z pieca ogniem gorejącego
i z rąk twoich, królu. Jeśli zaś nie, wiedz, królu, że nie
będziemy czcić twoich bogów i nie oddamy głębokiego pokłonu
złotemu idolowi, któryś wystawił. Jesteśmy z Ludu Wybranego –
kontynuował Szadrak – w nasze ręce prawdziwy Bóg złożył
prawdziwy Zakon, przeto jesteśmy powołani do wyższych rzeczy niż
kult niemych i głuchych bożków, z których pomocą demony zwodzą
okrąg Ziemi. My, Żydzi, kość z kości i krew z krwi wielkiego
patriarchy Abrahama jesteśmy powołani do prawdy i sprawiedliwości.
-
Powiem wam coś, parchy – spokojny zazwyczaj Nabuchodonozor
zaczynał z gniewu ryczeć jak wół. - Jesteście głupimi i
ciemnymi fanatykami. Podczas gdy inne ludy nie mają oporów, by
mojego boga Marduka czcić pod wieloma imionami, wy upieracie się,
że tylko wasz zakon ludzi słabych i przegranych jest prawdziwy.
Wasza głupia hardość nie ujdzie kary !!! - straszliwy gniew opętał
serce monarchy Babilonu, tak, że rozkazał rozpalić w piecu
siedmiokroć mocniej niż dotychczas i wrzucić w jego czeluść
Szadraka, Meszaka i Abed – Nego. Żąr buchający zza mosiężnych
drzwi zabił na oczach Paprzycy, służących pod jego rozkazami
Vlanislava z Bohemii, Włościmira z Roxu i Bogdana Vukojena z
Sorabii Południowej; słowiańsich wojowników, którzy wrzucali
skazańców do pieca. To zaś co się z nimi stało, cały Babilon
wprawiło w zdumienie. Wyzwoleni z więzów przechadzali się wśród
płomieni, śpiewając hymn uwielbienia ku czci Boga Abrahama, Izaaka
i Jakuba.
-
Mocny jest żydowski Bóg, żaden inny nie umie tak ocalić –
trwożnie szeptali Chaldejczycy i Rusicze.
Sam
Nabuchodonozor ukorzył się przed Jego potęgą; uznał Go za
większego od bogów Babilonu i srogimi karami zagroził tym, którzy
by Jemu bluźnili.
Młynarz
z Czarnej Poręby, u którego wychowywał się Paprzyca, nie mówił
mu o Ageju, ani o Enkach. Paprzyca żył dotąd bez żadnego zakonu.
Jednak widząc co dała wiara trzem solimskim młodzieńcom,
postanowił, że przyjmie zakon Mojżesza. Jak postanowił tak
uczynił. Daniel, w którym słusznie widziano proroka, mimo
początkujących oporów swych współbraci, przez trzy lata wykładał
Paprzycy Pisma, a gdy ów pojął naukę i wyraził chęć jej
zachowania, obrzezał go, włączając jako pierwszego słowiańskiego
prozelitę w szeregi Narodu Wybranego.
*
Do
króla Babilonu przyszło szaleństwo; Obłędek wziął go w swe
ramiona. Zdarzenie to poprzedzał wieszczy sen, którego nie umieli
objaśnić magowie, chaldejscy wróżbici, ani nawet znani
powszechnie z mądrości – roxyjscy wołwchowie z Korsunia i
Dendropolis. Jedynie sam Daniel – prorok żydowski, przez
Babilończyków zwany Beltaszarem, ujrzał w onirycznym obrazie
drzewa, zapowiedź tymczasowej klęski dumnego króla. Daniel, nie
bez prawdziwie proroczej odwagi wyjawił Nabuchodonozorowi to, co Bóg
uczynił mu jawnym. Zgodnie z zapowiedzią, dumny Nabsur co ongiś
podeptał potęgę hardych Egipcjan pod Karkemisz, na siedem lat
dostał się pod jarzmo Obłędka, Čorta
szaleństwa. Ciężkie to były lata. Król z dnia na dzień
przestawał odróżniać znajome twarze. Język począł mu się
plątać, aż stał się niezdolny do ludzkiej mowy. Zastąpiły ją
bydlęce ryki. Ozdobne szaty poczęły uwierać najpyszniejszego z
władców, toteż zaczął chodzić nago jak niewolnik, nieświadom
swej hańby. Jego poddani zrazu potajemnie, potem zaś jawnie
wyśmiewali się ze swego władcy, aż w końcu książę Baltazar
wypędził go z pałacu o żebraczym kiju. Wielkie pohańbienie stało
się udziałem Nabuchodonozora. Nawet żebracy go przepędzali, aż
zamieszkał na rozległych łąkach za miastem, podczas gdy Baltazar
ucztami świętował jego hańbę. Podczas gdy zdobywca Bożego Grodu
– Jerozolimy żył razem z turami i gazelami niczym nieme i nagie
zwierzę, Żydzi wespół z innymi zniewolonymi nacjami, weselili się
między sobą , mówiąc:
-
Tak oto Pan ukarał naszego krzywdziciela.
Jeden
tylko Paprzyca nie wyparł się swego suzerena, lecz poszedł razem z
nim na poniewierkę, choć wszyscy mu to odradzali. Nie szczędząc
modłów i postów opiekował się szalonym królem jak pasterz owcą
poranioną. Swym orężem zasłaniał go przed kłami i pazurami
lwów, panter, wilków i niedźwiedzi. Karmił obłąkanego rybami z
rzeki oraz pieczystym z antylop i danieli, bulwami, korzonkami i
miodem. Opatrywał mu rany, król zaś lizał jego ręce i twarz niby
pies. Tak upływały lata. Nabuchodonozor porósł gęstymi włosami,
w których roiło się od wszy. Bał się ludzi i zwierząt, samemu
tylko Paprzycy okazywał zaufanie, pozwalając mu rozczesywać swe
kudły kościanym grzebieniem. Gdy minął pierwszy rok poniewierki –
Paprzyca złamał grzebień w kołtuniastych włosach swego władcy.
Na drugi rok – złamał drugi grzebień, na trzeci – trzeci i tak
aż do siódmego. Wtedy to Bóg sławiony przez Daniela odegnał
Obłędka z psyche Nabuchodonozora, tak lekko jak się zdmuchuje
pyłek. Król przejrzał na oczy i wielka sromota go zdjęła, że
przez te lata żył jak dzikie zwierzę. Powrócił do swej stolicy,
aby dla tych co z niego szydzili, okazać się srogi jak lew
wypuszczony z klatki. Jednak dla Paprzycy miał tylko słowa
wdzięczności.
-
Gdy obejmowałem tron w miejsce swego ojca, przestrzegano mnie, że
królowie nie mają prawdziwych przyjaciół. Ty jednak, rycerski
synu rycerskiej nacji, zadałeś kłam tym słowom – mówił
łupieżca Bożego Grodu. - W nagrodę uczynię twą radość
potrójną. Ciesz się herbem noszącym twe imię, urzędem
najwyższego hetmana Babilonu i moją najmłodszą córkę Atmiszi
jako żoną! - ocaleli dworzanie, a wśród nich upokorzony książę
Baltazar, nagrodzili Słowianina burzą oklasków.
*
W
budzących grozę podziemiach babilońskiego chramu Etemananki, o
północy w blasku pochodni, zebrało się trzech brodatych mężów.
Najwyższy kapłan Marduka, przez Słowian zwanego Mordiukiem, stojąc
na posadzce w kolorze szachownicy, przyjmował poselstwo dwóch
perskich magów – Zaroesa i Arfaksada. Przynieśli oni jajo, nieco
większe niż jajo strusia, w dotyku przypominające porcelanę,
barwą zaś opal.
-
Wieźliśmy to jajo aż z wyniosłego Hindukuš,
szlachetny Berosusie – mówił Arfaksad – bo aż po rzekę Gangos
rozlał się blask mądrości Chaldejczyków.
-
Z tego jaja wyjdzie bicz bogów na zarazę żydowską – dodał
Zaroes. - Jego groza zadziwi świat!
-
Mówcie bardziej dorzecznie – burknął arcykapłan Marduka –
czego mam się spodziewać po tym jajcu, co błyszczy jak klejnot?
Smoka? Gryfa? Bazyliszka?
-
Jeszcze innej istoty – rzekł Zaroes. - Wyverna.
-
A cóż to za dziwadło? - niecierpliwił się Berosus.
-
Przypomina smoka, lecz porusza się na zadnich łapach, na ogonie zaś
ma jadowity kolec niby skorpion czy mantykora. Wyvern zionie ogniem
jak smok. Ten, którego ci przywieźliśmy, będąc przez nas
naznaczony inkantacją do Arymana, wyrośnie na znacznie większego
i bardziej zadziornego niż zwykle bywają wyverny.
-
To
dobrze – arcykapłan uśmiechnął się mściwie.
Tymczasem
obaj Persowie zamieszkali na dworze króla Nabuchodonozora,
posługując na jego dworze jako astrolodzy i sztukmistrze,
zabawiający władcę miłymi oku iluzjami. Nocami zaś schodzili w
piwnice chramu Marduka, by razem z jego arcykapłanem doglądać
bestii. Wyvern otrzymał imię Duma, Żydzi zaś nazywali go
Szemhemaforasz, wierząc, że samo wypowiedzenie tego przeklętego
imienia sprowadza śmierć. Duma – Szemhemaforasz rósł jak na
drożdżach, aż osiągnął rozmiary słonia. Zwyczajne wyverny były
tak duże jak wilki. Berosus i dwaj magowie kazali pozbawionym
języków niewolnikom świątyni uprowadzać żydowskie dzieci i
wrzucać je do przepastnej piwnicy, gdzie mieszkał Duma, który je
pożerał. W złocistych oczach potwora błyszczała nieludzka
inteligencja. W jego łuskowatym ciele mieszkało sześć Čortów;
rozumiał ludzką mowę i czasem zdarzało mu się coś powiedzieć
głosem mrożącym krew w żyłach. Wielki strach padł na
mieszkańców Babilonu; siepacze świątyni Marduka rozzuchwalili się
do tego stopnia, że przed pożarciem nikt już – czy to dziecię
czy dorosły – nie był bezpieczny. Król miał związane ręce –
w owych czasach źle kończyli władcy, co zadzierali z kapłanami.
Żydzi chronili się w synagogach jak owce przed wilkiem i z płaczem,
odziani w wory, siedząc w popiele, błagali o ratunek. Tymczasem do
serca sprzysiężenia wkradła się samolubna chęć dominacji.
Zaroes i Arfaksad zmówili się między sobą, że pozbędą się
Berosusa, arcykapłana Marduka, a i jego umysł nie był wolny od
podobnych knowań. Którejś nocy magowie zatopili sztylety w plecach
Chaldejczyka, a jego zwłoki poturlały się po stromych schodach na
dno piwnicy, gdzie ze smakiem pożarł je wyvern. Nikt nie wiedział
o dokonanym morderstwie, magowie zaś rozpuścili plotkę, że to sam
Marduk kazał swym aniołom przyprowadzić Berosusa przed swe
oblicze. W najbliższych dniach kolegium kapłańskie chramu
Etemenanki stanęło przed dylematem, który z Persów ma zostać
wybrany jego następcą?
Duma
rozzuchwalił się do tego stopnia, że wciąż niesyty nowych ofiar
zaczął opuszczać świątynne lochy. Zrazu czynił to tylko w
blasku Księżyca, później atakował również o brzasku, aż w
końcu zaczął wracać do swej kryjówki w południe. Wyvern miał
już na swym koncie czterech wojowników chaldejskich, gdy o pianiu
koguta przyszło mu zmierzyć się z Paprzycą. Słowianina wspierali
gorącymi modłami tak Żydzi jak i poganie. Córki króla
Nabuchodonozora w jego intencji zamieniły atłasowe suknie na wory i
popiół. Sam dumny władca Babilonu w swej zamkowej kapliczce wzywał
to Marduka, to Boga Izraela, obiecując im obfite ofiary z tłustych
wołów, jeśli dadzą Paprzycy zwycięstwo. Prorok Daniel
pobłogosławił oręż i zbroję analapijskiego witezia, a tan
stanął do walki z pochodnią w ręku i odwagą w sercu. Duma widząc
go począł urągać dalekiej Analapii, odgadł bowiem swym magicznym
zmysłem, że to owa słowiańska kraina, rodząca dzielnych mężów
i urokliwe niewiasty jest prawdziwą ojczyzną Paprzycy. Z
rozdzierającym okrzykiem: ,,Szemhemaforasz''
!!! - potwór rzucił się na wojownika. Słowianin zrobiwszy unik,
jednym ciosem miecza odciął zatruty koniec ogona i wypalił miejsce
po nim pochodnią. Następnie z okrzykiem: ,,W
imię Pana Zastępów – giń poczwaro''!
- rozpłatał wyverna jak wielkanocne prosię. Witeź dyszał ciężko
i ociekał potem. Mieszkańcy Babilonu wiwatowali na jego cześć, a
najpiękniejsze dziewice całowały jego skrwawione ręce. Zły duch
opuścił truchło wyverna i udał się do chramu Etemenanki, gdzie
na oczach całego kolegium porwał obu magów i zabrał ich ze sobą
do piekieł na wieczne męki. Gdy Paprzyca obsypywany kwiatami udał
się do królewskiego pałacu, król Nabuchodonozor, nienawykły do
okazywania innym ciepła, tym razem wybiegł swemu rycerzowi
naprzeciw, uściskał go serdecznie, płacząc ze szczęścia.
-
Chciałbym mieć syna takiego jak ty! - Babilończycy nigdy wcześniej
i nigdy potem nie widzieli swego władcy tak wzruszonego.
-
Trzeba, panie, abyś najpierw uczcił Rękę, która zabiła smoka, a
nie miecz przez nią trzymany – odważnie odpowiedział Paprzyca,
który jako jeden z nielicznych mógł mówić szczerze przy swoim
królu.