,,
[…]
Co czyni bogactwo i substancje nasze jeżeli nie plebejusze,
prawdziwi nasi chlebodawcy […] z ich roboty nasze dostatki, z ich
pracy obfitość państwa […]. Oni ciężary podatków znoszą, oni
wojska rekrutują, oni nas na ostatek we wszystkich pracach
zastępują, tak dalece, że gdyby chłopstwa nie było musielibyśmy
się stać rolnikami i jeżeli kogo wynosząc mówimy: pan z panów,
słuszniej by mówić pan z chłopów’’ - Stanisław Leszczyński
,,Głos wolny wolność ubezpieczający’’
W
czasach króla Bogdala, na
tronie w Dendropolis; stołecznym grodzie Roxu zasiadał Żyżław z
rodu założonego przez Wielkiego Rusa. W dziewiątym roku jego
panowania, nad Światojarskiem dały się na nocnym niebie obserwować
zjawiska niezwykłe, grozę budzące. Oto złota gwiazda tańczyła
wdzięcznie na nieboskłonie, a wielki smok Chwor na próżno
usiłował ją połknąć. Inne gwiazdy, dla odmiany barwy srebrnej
również ruszyły w pląsy, a Stwolimy – plemię olbrzymów o
ciałach czarnych jak antracyt, smoczych skrzydłach i pełnych
nienawiści, czerwonych oczach na próżno usiłowały ją pochwycić
swymi żelaznymi paluchami.
-
Widać znak to, że rodzi się bohater potężny – orzekli
światojarscy starcy.
Istotnie;
w chacie gospodarza Sielana o północy urodził się chłopiec
zdrowy i rumiany, którego czółko znaczyły trzy kropki w barwach
białej, czarnej i czerwonej. Dziecię to od najmłodszych lat siłą
wielką się odznaczało, a gdy nastał dzień postrzyżyn otrzymało
imię Mikuła. Chłopiec okazał się robotnym wielce i wiele pożytku
z niego było. Ledwo odrósł od piersi matczynej, już potrafił
obracać ciężkie kamienie młyńskie, oraz pole zastępując w
jarzmie chorego wołu, a także bronić stad bydlęcych przed wilkami
i niedźwiedziami. Nie jest natomiast prawdą to co pisał o nim
pewien kronikarz ze Slawii, że Mikuła brzydził się wody i przez
to unikał kąpieli.
Po skończonej pracy ścigał się w leśnych ostępach z
zaprzyjaźnionymi zającami i jeleniami i zawsze jako pierwszy
dobiegał do mety. W przeciwieństwie do innych bohaterów nie nosił
oręża, otrzymał za to od ojca swego Sielana sochę z drewna klonu
wykonaną, której żadna inna ręka prócz ręki Mikuły podnieść
nie mogła. Raz zaprzyjaźniony niedźwiedź imieniem Walim, który
siłą swych łap powalał tury, żubry, wyniosłe dęby, a nawet
góry, próbował podnieść ową sochę, lecz daremny był cały
jego wysiłek. Niedźwiedź zmęczył się tylko i zasapał jak miech
kowalski.
-
Wielką siłą obdarowali cię Weles i Mokosza, drogi Mikuło –
zamruczał Walim – bacz byś używał jej tylko w dobrej sprawie! -
po tych słowach niedźwiedź poszedł do lasu szukać miodu.