,, [...] Historie spotkań z nimi zaczęły się 24 VI 1947, kiedy amerykański pilot Kenneth Arnold, lecący swym samolotem nad górami stanu Washington (USA), dostrzegł kilka obiektów lecących szybko 'jak spodki sunące po wodzie'. Złożył o nich raport siłom lotniczym USA, nazywając je właśnie 'latającymi spodkami'. Odtąd odnotowano dziesiątki tysięcy spotkań z UFO, po których zostały barwne relacje i ani jednego namacalnego dowodu. Powstały dziesiątki hipotez dotyczących pochodzenia tych nieuchwytnych gości: że są skutkiem lęków, neurozy, halucynacji, psychozy, że są to zjawiska atmosferyczne, chmury owadów, gromady ptaków, wyniki uskoków sejsmicznych, tryboluminescencji itd. Rozwiązanie przyniósł dopiero rok 1997 (zob. Bliskie spotkania). Termin wprowadzony w 1956 przez Edwarda J. Ruppelta, kapitana lotnictwa wojskowego USA. [...]'' - Władysław Kopaliński ,,Słownik wydarzeń, pojęć i legend XX wieku''
Ponadto wielu chrześcijańskich oszołomów uważa, że to tak naprawdę demony, które mają za zadanie odciągnąć uwagę od "prawdziwego" Boga i szerzyć łokultyzm pod płaszczykiem pozaziemskiej techniki (bo jak wiadomo, wszystko co niezwykłe, musi pochodzić albo od Boga albo Szatana, trzeciej drogi nie ma. Cud, że chrześcijanie zaakceptowali elektryczność).
OdpowiedzUsuń