Strony

środa, 2 listopada 2022

Smoleńskie brzozy

 Kostium ma jak brzoza,

We łbie nienawiść do Kaczyńskiego

i antypolska psychoza.




Normalni, dorośli ludzie NIE zachowują się jak Lotna Brygada Opozycji. To są gówniarze chorzy z nienawiści, nie mający przyzwoitości (robią sobie jaja ze śmierci Lecha Kaczyńskiego w Smoleńsku przebierając się za brzozy) i w ogóle piorun mnie trafia gdy słyszą o ich kolejnych wybrykach. 



Walka o wodę

 

,,Przeważył jednak męski nieprzyjaciel piorunowładcy, co poświadcza tradycja z wielu stron indoeuropejskich. Jedna z nich jest indoirańska: zatarg i pojedynek między Indrą i smokiem – wężem Wrytrą, który ukrywa bydło i wodę przed Indrą, co zmusza to bóstwo za zamknięcia smoka w skale. [...]’’ - Aleksander Gieysztor ,,Mitologia Słowian’’




W Toropiecku biły dzwony obwieszczające wstąpienie na tron królowej – czarownicy Malkiešy Lysarayaty, kiedy w ponurym zamczysku wzniesionym z czarnych głazów pośród puszczy odbywała się narada. Panem owego zamku nazywanego Czarnomordem, był pierwszy czarnoksiężnik, Wacław Amosow, w którego przeistoczył się pewien wodnik. Amosow, założyciel potężnego rodu, który w erze jedenastej wydał Czerwonego Wiaczesława i Czarnego Ładysława, miał trupiobladą, zimną i wilgotną skórę, ponure wejrzenie żółtych oczu, długie i wiecznie mokre włosy czarne niczym pkieł. Odziewał się w szatę barwy mroku, zaś za pasem z wężowej skóry nosił długą różdżkę z kości piszczelowej rusałki złożonej przed siedmiu laty w ofierze Čortom. Czarnoksiężnik zasiadał za hebanowym, błyszczącym od lakieru stołem, na którym leżały pergaminowe mapy i wykresy.




Gośćmi Amosowa były dwa wodniki nazywające się Franc i Iwan. Szpetna była zarówno ich powierzchowność, jak i wnętrze mrok skrywające. Franc i Iwan byli bliźniakami. Pokryci szaro – srebrzystą, mokrą i śliską skórą minogów, posiadali wyłupiaste oczy świecące niczym żółte latarnie oraz wygolone z boków i rosnące na środku głowy białe włosy. Od młodości upodobali sobie sprawy przeklętego smoka Rykara. Pragnąć wyrządzać zło innym istotom, a zwłaszcza pięknym i radosnym rusałkom, które lękały się ich brzydoty, bracia udali się na służbę do czarnoksiężnika Amosowa.

- Wszystko co oddycha, potrzebuje do życia wody. - Bardzo odkrywczo zagaił Amosow. - Jeśli chcecie sprowadzić zagładę na rusałki, zabierzcie im wodę!

- Ba! Musielibyśmy chyba przeobrazić się w trzy wielkie smoki, aby móc wytrąbić całe zasoby wodne – zauważył Franc.

- Nawet w smoczej postaci nie dałbym rady tyle wypić – Iwan zrobił kwaśną minę.

- Nie będziecie musieli jej żłopać! - Uspokoił oba wodniki Amosow.

Następnie zmaterializował przed ich oczami dużą pompę wykonaną ze złota oraz gigantyczną banię sporządzoną z cienkiego, a jednocześnie nadzwyczaj wytrzymałego szkła.

- Kapujecie? - Spytał Amosow. - Tą pompą pozbawimy świat wody i zamkniemy ją w tej bani, tak twardej, że nie skruszą jej pięści olbrzyma, ani zęby smoka. Pomiot Syrokiej będzie konał z pragnienia, a my będziemy na to patrzeć i śmiać się do rozpuku. Zamorzymy pragnieniem całe Królestwo Toropieckie, a zdychające rusałki będą wić się u naszych stóp, błagając o wodę. Wówczas nastanie siedemdziesiąt siedem lat ciemności, kiedy to smok Rykar zostanie wywyższony!

- Kapujemy! - Odrzekli ukontentowani Franc i Iwan.

- Powiedz nam jeno, mistrzu, gdzie znajdziemy owe narzędzia zdatne ukarania znienawidzonych przez nas istot płochych i niewartych życia? - Spytał Franc mając na myśli rusałki.

Amosow zaprowadził oba wodniki do sekretnego lochu mieszczącego się sześćdziesiąt sześć stóp pod ziemią. Tam czekały na nich pompa i bania.

- Widzę, że ta szklana bania nie jest na tyle duża, aby pomieścić całą wodę świata! - Iwan nie ukrywał swojego rozczarowania.

- I tym się frasujesz? - Roześmiał się Amosow. - Čorty wykonały ją z zaklętego szkła, które będzie się rozciągać w miarę wypełniania go wodą.

Franc wziął na ramiona złotą pompę, zaś Iwan uczynił to ze szklaną banią, po czym obu huncwotów wraz z czarnoksiężnikiem skierowało się ku oznaczonemu płomykami wyjściu na powierzchnię.

Zapadła właśnie noc, zaś gęsty, czarny obłok z nozdrzy uwięzionego smoka Rykara, zakrył srebrne oblicze Chorsa – Srebronia. Jeno złote i srebrne gwiazdy widziały z wysokości swych niebiańskich tronów jak trójka szubrawców kradła wodę. Widząc ten niecny postępek, gwiazdy – krasawice płakały bezsilnie i rozkładały swe dłonie, błagając Ageja o ratunek dla świata. Kiedy złote promienie Swaroga przegnały mroki nocy, zewsząd dał się słyszeć płacz i lament za utraconą wodą. Na dnie wyschłych rzek i jezior leżały stosy martwych ryb, których ciałami pożywiali się padlinożercy. Rusałki i wodniki roniły łzy wielkie jak ziarna grochu. Łono Mokoszy dręczył dokuczliwy skwar. Rośliny żółkły i usychały, zaś zwierzęta poczęły wędrować na próżno w poszukiwaniu wodopojów. Nawet sine morze, królestwo Juraty, zostało ograbione ze swej słonej wody. Pozbawione swego habitatu wieloryby zdychały w mękach od gorąca i z powodu ogromnego ciężaru swych monstrualnych ciał. Cała przyroda pogrążona była w żałobie, kiedy nadleciał biały orzeł Tinez i zawołał gromkim głosem.

- Znalazłem całą wodę świata uwięzioną w szklanej bani zawieszonej między niebem a ziemią!

Tinez nie zwykł strzępić języka po próżnicy. Z bojowym okrzykiem natarł na kulę, aby rozbić ją dziobem i szponami. Jakże daremne okazały się jego wysiłki! Artefakt wykonany przez piekielnych szklarzy, uginał się pod ciosami i żadną miarą nie dawał się rozbić. Biały orzeł odleciał zasmucony. P nim swych sił próbowały inne orły; czarny Ridan, biały Tinez Dwugłowy, Ziz, Garuda, dwugłowy Szaszor, bliźnięta, sokoły Lelum i Polelum, a także białe, czarne, czerwone, złote i błękitne gryfy, smoki powietrzne, władcy wiatru, Enkowie Pochwist zwany Strzybogiem i jego oblubienica Meluzyna, żmijowie i płanetnicy należący do zakonu latających rycerzy stuha, mantykora Pusinex, latająca na błoniastych skrzydłach oraz Tuman, skrzydlaty orangutan z wyspy Dżawy, uzbrojony w maczugę. Niestety wszystkie ich wysiłki spełzły na niczym.




Wielce strapiona Mateczka Mokosza usiadła na polnym głazie i zakryła twarz dłońmi. Płakała krwawymi łzami, które padając zamieniły się w pierwsze rubiny. Bolejąc nad cierpieniem swych dzieci, nie przyjmowała pocieszenia od swego oblubieńca, Świętowita, ani od innych Enków. Pod wieczór przyleciała do niej sowa uszata. Usiadła Ence na ramieniu i przemówiła tymi słowy.

- Pan Weles kazał mi przekazać, że szklaną banię może rozbić jedynie grotem strzały uczynionym z kości Mistrza Dyi. Wówczas uwięzione wody powrócą na ziemię! - Mokosza przestała płakać, zaś sowa odleciała.

Znękany suszą świat okrył się mrokiem nocy, zaś w ponurym zamku Amosowa, trzech szubrawców wznosiło toast starym winem…


*


W owym czasie w jeziorze Ihantli leżącym na północ od Aspinu, narodził się wodnik Jędra (Indra), syn Żamosta, syna Wojtuna, syna Sławara, syna księcia Yhantleusza. Jędra był wysoki i muskularny. Miał jasną cerę, seledynowe oczy świecące w ciemności, długie, rude włosy upięte w kok, urodził się zaś z kompletem złotych zębów. Poruszał się po lasach i stepach dosiadając żubra, zwanego Długim Językiem (Łonokoł Ozor). Zwierz ten otrzymał swe imię z tej przyczyny, że władny był walczyć nie tylko rogami i kopytami. W mordzie swej skrywał ponadto język długi niczym wąż a do tego lepki i pokryty kolcami, który służył żubrowi za broń przeciw wilkom i tygrysom.

Kiedy Jędra liczył sobie piąty rok życia, jego rodziców, wodnika Żamosta i rusałkę Kalatenę pożarł potwornych rozmiarów wąż Kok – Kol. Osieroconym chłopcem zaopiekował się siwobrody utopiec, nazywany Mistrzem Dyją. Był on dla Jędry niczym ojciec i matka. Uczył chłopca sztuki pisania i czytania, jak również walki siedmioma rodzajami broni; mieczem, maczugą, łukiem, toporem, arkanem, włócznią i sztyletem. Odsłaniał przed nim tajniki zwierząt pluskających wśród fal Aspinu oraz żyjących na stepie, a także gwiazd i ziół. Opowiadał mu historie z zamierzchłych eonów o Ageju i Enkach, oraz bardziej współczesne, o początkach cywilizacji toropieckiej. Pomógł też oswoić żubra Długi Język. Oba wodniki uwolniły go z głębokiego jaru nawiedzanego przez wiedźmy, uory i brukołaki, po czym wyleczyły mu złamaną nogę.



W dwunastej wiośnie życia Jędra dosiadający żubra Długiego Języka, wyruszył na ziemie nazwane w erze jedenastej Taj – Każk. Wytropił żyjącego w wielkim jeziorze węża Kok – Kola i ubił go dwiema strzałami posłanymi w oczy, mszcząc w ten sposób śmierć ojca i matki. Kiedy skonał Kok – Kol, Jędra sporządził sobie nową przepaskę na biodra z jego ciemnozielonej skóry. Żubr zanurzył swój długi język z brązowej krwi węża, aby odkryć z wielkim zdziwieniem, że była zimna, słodka i musująca.

Jędra liczył sobie piętnastą wiosnę życia, kiedy jego mistrz i przyjaciel, sędziwy Dyja umarł od ukąszenia wodnej efy. Na łożu śmierci starzec polecił uczniowi.

- Nim oddasz me ciało płomieniom, wyjmij mi kość z prawej nogi i sporządź z niej grot do strzały. Mar – Zanna wyjawiła mi, że posłuży ci on do ocalenia świata.

Jędra wypełnił sumiennie wszystko, co mu stary mistrz przykazał. Widząc jak odchodził, płakał po raz pierwszy od dnia, w którym stracił rodziców…


*


Słońce znajdowało się w zenicie, kiedy Jędra jechał przez wyschnięty step na grzbiecie żubra. Wodnik rozpuścił swe rude włosy, z których sączyły się krople ożywczej wody gęstej jak kisiel. Skwar dokuczał całej przyrodzie, zaś wierny żubr wywiesił język i dyszał jakby był psem.

- Czy widzisz tego ptaka? - Jędra zapytał żubra wskazując na duże stworzenie pokryte białymi piórami, z czarnymi końcami skrzydeł, którego nogi i dziób były długie i czerwone.

- Nie mam pojęcia jaki to gatunek – stwierdził bezradnie Długi Język. - Może to być jakiś żuraw, a może też czapla.

W rzeczywistości był to bocian biały. Na usprawiedliwienie niewiedzy junaka i jego wierzchowca należy wyjaśnić, że bociany nie zostały jeszcze wówczas stworzone, istniały zaś jedynie jako idea zapisana w Czarach wyrytych na Bierzmie Wszechświata. ,,Perłowy latopis’’ Kosy Oppmana podaje, że bociany wywodzą się od człowieka z początku ery jedenastej, którego Jarowit – Bogdin ukarał zamianą w ptaka za rozwiązanie worka z wszelkim robactwem.

- Myślisz, że jest jadalny? - Jędra zadając sobie to pytanie, z wolno napiął łuk i wycelował strzałę w bociana z zamiarem upieczenia go nad ogniskiem.

- Kle, kle! Nie zabijaj mnie! - Bocian zatrzepotał skrzydłami rozniecając wokół złoty blask.

Cała postać ptaka zajaśniała niczym małe Słońce. Pióra opadły z niego niczym śnieg z zimowego nieba i oto na miejscu bociana stała złotowłosa Mokosza, spowita w suknię z jasnozielonej kitajki, zaś na szyi nosiła czerwone korale. Jędra czym prędzej zeskoczył z grzbietu żubra i oddał pokłon do ziemi przed urokliwą istotą.

- Racz mi wybaczyć, Pani Złotego Łańcucha, że nie rozpoznałem ciebie pod postacią tego dziwnego ptaka! - Również żubr zgiął swoje kolana przed Mokoszą.

- Powstańce, umiłowani Jędro i Długi Języku! - Rzekła im łaskawie Matka Wilgotnej Ziemi. - Na tobie, Jędro, spoczywa obowiązek uwolnienia wód zamkniętych między niebem a ziemią.

- Jak mam tego dokonać, Pani, skoro już więksi junacy ode mnie, należący do zakonu stuha próbowali rozbić szklaną banię i nic nie wskórali!

- Na życie Ageja, ty zdołasz tego dokonać, bo w twoim kołczanie spoczywa strzała z grotem wykonanym z kości sprawiedliwego Dyi, twojego mistrza.

- Niech się ziszczą twoje słowa, Pani! - W serce Jędry wstąpiła nadzieja.

Nie zwlekając nałożył na cięciwę strzałę z kościanym grotem, napiął łuk i posłał ja wysoko pod niebiosa, w kierunku wskazanym palcem Mokoszy. Rącza strzała niesiona tchnieniem Pochwista, nie spoczęła aż jej grot nie strzaskał bani z piekielnego szkła. Przezroczysta powierzchnia stłukła się na miriady miriad kawałków, wydając przy tym odgłos kruszenia skały przez trzęsienie ziemi. Nie trzeba było długo czekać, aż uwolnione wody spadły z łoskotem na spragnioną ziemię, z powrotem napełniając koryta mórz, rzek i jezior. Od Sonoru na zachodzie po Wielowyspie na wschodzie i od Ziemi Ulro na Najdalszej Północy po Terra Australis Incognita na Najdalszym Południu zapanowało niewypowiedziane wesele. Ziemi znów się zazieleniła, a lamentujące dotąd nimfy i fauny teraz tańczyły pełne radości.

- Woda wróciła! Sława temu, kto ją oswobodził! - Wołała rudowłosa rusałka w wieńcu z lilii wodnych, klaszcząc w dłonie i podskakując radośnie.

Również Jędra uczuł radość, choć do jego serca nie znalazła przystępu pycha z powodu dokonania bohaterskiego czynu. Uściskał Mokoszę, która pokazała mu jak zwyciężyć, po czym na grzbiecie wiernego żubra pogalopował w stronę jeziora Aspin, aby w jego falach zmyć z siebie wielotygodniową warstwę kurzu i brudu.


*


- Miej to na uwadze, Pani, abyś sądząc Amosowa nie spozierała mu w oczy, bo wówczas zaczaruje Waszą Miłość – zwycięski Jędra ostrzegał młodą królową Malkieš Lysarayatę mającą osądzić pokonanego czarnoksiężnika.

- Mnie to nie grozi, bo sama władam czarami – ze śmiechem odparła królowa.

Kiedy Jędra uwolnił uwięzione wody, Amosow skrył się w swoim zamczysku niczym szczur w norze. Wówczas Jędra dołączył do drużyny zmiennokształtnego bohatera, młodego wodnika Volcha Alabasty. Junacy wspólnie przystąpili do oblężenia zamku Amosowa. Franc i Iwan widząc nadchodzącą karę, położyli kres swym nędznym żywotom wypijając kwas siarczany i oddając dusze Čortom. Mury twierdzy zostały skruszone nie bez wydatnej pomocy olbrzymki Świdry z plemienia Stolimów, uzbrojonej w maczugę z drewna Wielkiego Dębu, nabijaną ostrymi krzemieniami. Volch Alabasta przybrawszy postać potężnego orła, pochwycił w swe szpony Amosowa, po czym zaniósł go do Toropiecka przed oblicze królowej. Teraz Amosow stał skrępowany okowami z metalu niweczącego czary i chytrze się uśmiechając, czekał na surowy i sprawiedliwy wyrok.

Malkieš Lysarayata nie mogła się powstrzymać, by nie spojrzeć w oczy maga, które z żółtych zmieniły barwę na intensywnie zieloną. Kiedy raz spojrzała w te oczy, już nie mogła od nich oderwać wzroku. Wedle prawa Amosow miał zginąć przebity setką strzał, lecz królowa ni stąd ni zowąd, zaczęła czuć podziw dla jego piękności. Miast potępiać zło, które wyrządził, zaczęła mu współczuć i to bardziej niż ofiarom spowodowanej przezeń suszy. Wreszcie wydała wyrok.

- Co się tyczy Wacława Amosowa wspaniałomyślnie daruję mu karę, jeśli zgodzi się zostać mym oblubieńcem! - Słuchający tego zadrżeli z oburzenia i niedowierzania.

Czarnoksiężnik skwapliwie zgodził się poślubić królową – czarownicę. Trzy lata później zginął pod stosem kamieni rzuconych przez duchy, które wywoływał.

Jędra odszedł z drużyny Volcha Alabasty i zamieszkał w kryształowym pałacu na dnie jeziora Aspin. Powiadają, że pogrążony w smutku z powodu złych rządów Malkiešy Lysarayaty wypił garniec trunku zwanego somą i pod jego wpływem zapadł w sen trwający całymi wiekami. Ponoć zbudził się w erze jedenastej i poślubił jytnas, rusałkę Rutę, która po śmierci została ukoronowana na królową całej toropieckiej rasy.