,,Przeważył
jednak męski nieprzyjaciel piorunowładcy, co poświadcza tradycja z
wielu stron indoeuropejskich. Jedna z nich jest indoirańska: zatarg
i pojedynek między Indrą i smokiem – wężem Wrytrą, który
ukrywa bydło i wodę przed Indrą, co zmusza to bóstwo za
zamknięcia smoka w skale. [...]’’ - Aleksander Gieysztor
,,Mitologia Słowian’’
W
Toropiecku biły dzwony
obwieszczające wstąpienie na tron królowej – czarownicy Malkiešy
Lysarayaty, kiedy w ponurym zamczysku wzniesionym z czarnych głazów
pośród puszczy odbywała się narada. Panem owego zamku nazywanego
Czarnomordem, był pierwszy czarnoksiężnik, Wacław Amosow, w
którego przeistoczył się pewien wodnik. Amosow, założyciel
potężnego rodu, który w erze
jedenastej wydał Czerwonego Wiaczesława i Czarnego Ładysława,
miał trupiobladą, zimną i
wilgotną skórę, ponure wejrzenie żółtych oczu, długie i
wiecznie mokre włosy czarne niczym pkieł. Odziewał się w szatę
barwy mroku, zaś za pasem z wężowej skóry nosił długą różdżkę
z kości piszczelowej rusałki złożonej przed siedmiu laty w
ofierze Čortom.
Czarnoksiężnik zasiadał za hebanowym, błyszczącym od lakieru
stołem, na którym leżały pergaminowe mapy i wykresy.
Gośćmi
Amosowa były dwa wodniki nazywające się Franc i Iwan. Szpetna była
zarówno ich powierzchowność, jak i wnętrze mrok skrywające.
Franc i Iwan byli bliźniakami. Pokryci szaro – srebrzystą, mokrą
i śliską skórą minogów, posiadali wyłupiaste oczy świecące
niczym żółte latarnie oraz wygolone z boków i rosnące na środku
głowy białe włosy. Od młodości upodobali sobie sprawy
przeklętego smoka Rykara. Pragnąć wyrządzać zło innym istotom,
a zwłaszcza pięknym i radosnym rusałkom, które lękały się ich
brzydoty, bracia udali się na służbę do czarnoksiężnika
Amosowa.
-
Wszystko co oddycha,
potrzebuje do życia wody. - Bardzo odkrywczo zagaił Amosow. - Jeśli
chcecie sprowadzić zagładę na rusałki, zabierzcie im wodę!
-
Ba! Musielibyśmy chyba
przeobrazić się w trzy wielkie smoki, aby móc wytrąbić całe
zasoby wodne – zauważył Franc.
-
Nawet w smoczej postaci nie dałbym rady tyle wypić – Iwan zrobił
kwaśną minę.
-
Nie będziecie musieli jej żłopać! - Uspokoił oba wodniki Amosow.
Następnie
zmaterializował przed ich oczami dużą pompę wykonaną ze złota
oraz gigantyczną banię sporządzoną z cienkiego, a jednocześnie
nadzwyczaj wytrzymałego szkła.
-
Kapujecie? - Spytał Amosow. - Tą pompą pozbawimy świat wody i
zamkniemy ją w tej bani, tak twardej, że nie skruszą jej pięści
olbrzyma, ani zęby smoka. Pomiot Syrokiej będzie konał z
pragnienia, a my będziemy na to patrzeć i śmiać się do rozpuku.
Zamorzymy pragnieniem całe Królestwo Toropieckie, a zdychające
rusałki będą wić się u naszych stóp, błagając o wodę.
Wówczas nastanie siedemdziesiąt siedem lat ciemności, kiedy to
smok Rykar zostanie wywyższony!
-
Kapujemy! - Odrzekli
ukontentowani Franc i Iwan.
-
Powiedz nam jeno, mistrzu, gdzie znajdziemy owe narzędzia zdatne
ukarania znienawidzonych przez nas istot płochych i niewartych
życia? - Spytał Franc mając na myśli rusałki.
Amosow
zaprowadził oba wodniki do sekretnego lochu mieszczącego się
sześćdziesiąt sześć stóp pod ziemią. Tam czekały na nich
pompa i bania.
-
Widzę, że ta szklana bania nie jest na tyle duża, aby pomieścić
całą wodę świata! - Iwan nie ukrywał swojego rozczarowania.
-
I tym się frasujesz? - Roześmiał się Amosow. - Čorty
wykonały ją z zaklętego szkła, które będzie się rozciągać w
miarę wypełniania go wodą.
Franc
wziął na ramiona złotą pompę, zaś Iwan uczynił to ze szklaną
banią, po czym obu huncwotów wraz z czarnoksiężnikiem skierowało
się ku oznaczonemu płomykami wyjściu na powierzchnię.
Zapadła
właśnie noc, zaś gęsty, czarny obłok z nozdrzy uwięzionego
smoka Rykara, zakrył srebrne oblicze Chorsa – Srebronia. Jeno
złote i srebrne gwiazdy widziały z wysokości swych niebiańskich
tronów jak trójka szubrawców kradła wodę. Widząc ten niecny
postępek, gwiazdy – krasawice płakały bezsilnie i rozkładały
swe dłonie, błagając Ageja o ratunek dla świata. Kiedy złote
promienie Swaroga przegnały mroki nocy, zewsząd dał się słyszeć
płacz i lament za utraconą wodą. Na dnie wyschłych rzek i jezior
leżały stosy martwych ryb, których ciałami pożywiali się
padlinożercy. Rusałki i wodniki roniły łzy wielkie jak ziarna
grochu. Łono Mokoszy dręczył dokuczliwy skwar. Rośliny żółkły
i usychały, zaś zwierzęta poczęły wędrować na próżno w
poszukiwaniu wodopojów. Nawet sine morze, królestwo Juraty, zostało
ograbione ze swej słonej wody. Pozbawione swego habitatu wieloryby
zdychały w mękach od gorąca i z powodu ogromnego ciężaru swych
monstrualnych ciał. Cała przyroda pogrążona była w żałobie,
kiedy nadleciał biały orzeł Tinez i zawołał gromkim głosem.
-
Znalazłem całą wodę świata uwięzioną w szklanej bani
zawieszonej między niebem a ziemią!
Tinez
nie zwykł strzępić języka po próżnicy. Z bojowym okrzykiem
natarł na kulę, aby rozbić ją dziobem i szponami. Jakże daremne
okazały się jego wysiłki! Artefakt wykonany przez piekielnych
szklarzy, uginał się pod ciosami i żadną miarą nie dawał się
rozbić. Biały orzeł odleciał zasmucony. P nim swych sił
próbowały inne orły; czarny Ridan, biały Tinez Dwugłowy, Ziz,
Garuda, dwugłowy Szaszor, bliźnięta, sokoły Lelum i Polelum, a
także białe, czarne, czerwone, złote i błękitne gryfy, smoki
powietrzne, władcy wiatru, Enkowie Pochwist zwany Strzybogiem i jego
oblubienica Meluzyna, żmijowie i płanetnicy należący do zakonu
latających rycerzy stuha, mantykora Pusinex, latająca na
błoniastych skrzydłach oraz Tuman, skrzydlaty orangutan z wyspy
Dżawy, uzbrojony w maczugę. Niestety wszystkie ich wysiłki spełzły
na niczym.
Wielce
strapiona Mateczka Mokosza usiadła na polnym głazie i zakryła
twarz dłońmi. Płakała krwawymi łzami, które padając zamieniły
się w pierwsze rubiny. Bolejąc nad cierpieniem swych dzieci, nie
przyjmowała pocieszenia od swego oblubieńca, Świętowita, ani od
innych Enków. Pod wieczór przyleciała do niej sowa uszata. Usiadła
Ence na ramieniu i przemówiła tymi słowy.
-
Pan Weles kazał mi przekazać, że szklaną banię może rozbić
jedynie grotem strzały uczynionym z kości Mistrza Dyi. Wówczas
uwięzione wody powrócą na ziemię! - Mokosza przestała płakać,
zaś sowa odleciała.
Znękany
suszą świat okrył się mrokiem nocy, zaś w ponurym zamku Amosowa,
trzech szubrawców wznosiło toast starym winem…
*
W
owym czasie w jeziorze Ihantli leżącym na północ od Aspinu,
narodził się wodnik Jędra (Indra), syn Żamosta, syna Wojtuna,
syna Sławara, syna księcia Yhantleusza. Jędra był wysoki i
muskularny. Miał jasną cerę, seledynowe oczy świecące w
ciemności, długie, rude włosy upięte w kok, urodził się zaś z
kompletem złotych zębów. Poruszał się po lasach i stepach
dosiadając żubra, zwanego Długim Językiem (Łonokoł Ozor).
Zwierz ten otrzymał swe imię z tej przyczyny, że władny był
walczyć nie tylko rogami i kopytami. W mordzie swej skrywał ponadto
język długi niczym wąż a do tego lepki i pokryty kolcami, który
służył żubrowi za broń przeciw wilkom i tygrysom.
Kiedy
Jędra liczył sobie piąty rok życia, jego rodziców, wodnika
Żamosta i rusałkę Kalatenę pożarł potwornych rozmiarów wąż
Kok – Kol. Osieroconym chłopcem zaopiekował się siwobrody
utopiec, nazywany Mistrzem Dyją. Był on dla Jędry niczym ojciec i
matka. Uczył chłopca sztuki pisania i czytania, jak również walki
siedmioma rodzajami broni; mieczem, maczugą, łukiem, toporem,
arkanem, włócznią i sztyletem. Odsłaniał przed nim tajniki
zwierząt pluskających wśród fal Aspinu oraz żyjących na stepie,
a także gwiazd i ziół. Opowiadał mu historie z zamierzchłych
eonów o Ageju i Enkach, oraz bardziej współczesne, o początkach
cywilizacji toropieckiej. Pomógł też oswoić żubra Długi Język.
Oba wodniki uwolniły go z głębokiego jaru nawiedzanego przez
wiedźmy, uory i brukołaki, po czym wyleczyły mu złamaną nogę.
W
dwunastej wiośnie życia Jędra dosiadający żubra Długiego
Języka, wyruszył na ziemie nazwane w erze jedenastej Taj – Każk.
Wytropił żyjącego w wielkim jeziorze węża Kok – Kola i ubił
go dwiema strzałami posłanymi w oczy, mszcząc w ten sposób śmierć
ojca i matki. Kiedy skonał Kok – Kol, Jędra sporządził sobie
nową przepaskę na biodra z jego ciemnozielonej skóry. Żubr
zanurzył swój długi język z brązowej krwi węża, aby odkryć z
wielkim zdziwieniem, że była zimna, słodka i musująca.
Jędra
liczył sobie piętnastą wiosnę życia, kiedy jego mistrz i
przyjaciel, sędziwy Dyja umarł od ukąszenia wodnej efy. Na łożu
śmierci starzec polecił uczniowi.
-
Nim oddasz me ciało płomieniom, wyjmij mi kość z prawej nogi i
sporządź z niej grot do strzały. Mar – Zanna wyjawiła mi, że
posłuży ci on do ocalenia świata.
Jędra
wypełnił sumiennie wszystko, co mu stary mistrz przykazał. Widząc
jak odchodził, płakał po raz pierwszy od dnia, w którym stracił
rodziców…
*
Słońce
znajdowało się w zenicie, kiedy Jędra jechał przez wyschnięty
step na grzbiecie żubra. Wodnik rozpuścił swe rude włosy, z
których sączyły się krople ożywczej wody gęstej jak kisiel.
Skwar dokuczał całej przyrodzie, zaś wierny żubr wywiesił język
i dyszał jakby był psem.
-
Czy widzisz tego ptaka? - Jędra zapytał żubra wskazując na duże
stworzenie pokryte białymi piórami, z czarnymi końcami skrzydeł,
którego nogi i dziób były długie i czerwone.
-
Nie mam pojęcia jaki to gatunek – stwierdził bezradnie Długi
Język. - Może to być jakiś żuraw, a może też czapla.
W
rzeczywistości był to bocian biały. Na usprawiedliwienie niewiedzy
junaka i jego wierzchowca należy wyjaśnić, że bociany nie zostały
jeszcze wówczas stworzone, istniały zaś jedynie jako idea zapisana
w Czarach wyrytych na Bierzmie Wszechświata. ,,Perłowy latopis’’
Kosy Oppmana podaje, że bociany wywodzą się od człowieka z
początku ery jedenastej, którego Jarowit – Bogdin ukarał zamianą
w ptaka za rozwiązanie worka z wszelkim robactwem.
-
Myślisz, że jest jadalny? - Jędra zadając sobie to pytanie, z
wolno napiął łuk i wycelował strzałę w bociana z zamiarem
upieczenia go nad ogniskiem.
-
Kle, kle! Nie zabijaj mnie! - Bocian zatrzepotał skrzydłami
rozniecając wokół złoty blask.
Cała
postać ptaka zajaśniała niczym małe Słońce. Pióra opadły z
niego niczym śnieg z zimowego nieba i oto na miejscu bociana stała
złotowłosa Mokosza, spowita w suknię z jasnozielonej kitajki, zaś
na szyi nosiła czerwone korale. Jędra czym prędzej zeskoczył z
grzbietu żubra i oddał pokłon do ziemi przed urokliwą istotą.
-
Racz mi wybaczyć, Pani Złotego Łańcucha, że nie rozpoznałem
ciebie pod postacią tego dziwnego ptaka! - Również żubr zgiął
swoje kolana przed Mokoszą.
-
Powstańce, umiłowani Jędro i Długi Języku! - Rzekła im łaskawie
Matka Wilgotnej Ziemi. - Na tobie, Jędro, spoczywa obowiązek
uwolnienia wód zamkniętych między niebem a ziemią.
-
Jak mam tego dokonać, Pani, skoro już więksi junacy ode mnie,
należący do zakonu stuha próbowali rozbić szklaną banię i nic
nie wskórali!
-
Na życie Ageja, ty zdołasz tego dokonać, bo w twoim kołczanie
spoczywa strzała z grotem wykonanym z kości sprawiedliwego Dyi,
twojego mistrza.
-
Niech się ziszczą twoje słowa, Pani! - W serce Jędry wstąpiła
nadzieja.
Nie
zwlekając nałożył na cięciwę strzałę z kościanym grotem,
napiął łuk i posłał ja wysoko pod niebiosa, w kierunku wskazanym
palcem Mokoszy. Rącza strzała niesiona tchnieniem Pochwista, nie
spoczęła aż jej grot nie strzaskał bani z piekielnego szkła.
Przezroczysta powierzchnia stłukła się na miriady miriad kawałków,
wydając przy tym odgłos kruszenia skały przez trzęsienie ziemi.
Nie trzeba było długo czekać, aż uwolnione wody spadły z
łoskotem na spragnioną ziemię, z powrotem napełniając koryta
mórz, rzek i jezior. Od Sonoru na zachodzie po Wielowyspie na
wschodzie i od Ziemi Ulro na Najdalszej Północy po Terra Australis
Incognita na Najdalszym Południu zapanowało niewypowiedziane
wesele. Ziemi znów się zazieleniła, a lamentujące dotąd nimfy i
fauny teraz tańczyły pełne radości.
-
Woda wróciła! Sława temu, kto ją oswobodził! - Wołała
rudowłosa rusałka w wieńcu z lilii wodnych, klaszcząc w dłonie i
podskakując radośnie.
Również
Jędra uczuł radość, choć do jego serca nie znalazła przystępu
pycha z powodu dokonania bohaterskiego czynu. Uściskał Mokoszę,
która pokazała mu jak zwyciężyć, po czym na grzbiecie wiernego
żubra pogalopował w stronę jeziora Aspin, aby w jego falach zmyć
z siebie wielotygodniową warstwę kurzu i brudu.
*
-
Miej to na uwadze, Pani, abyś sądząc Amosowa nie spozierała mu w
oczy, bo wówczas zaczaruje Waszą Miłość – zwycięski Jędra
ostrzegał młodą królową Malkieš
Lysarayatę mającą osądzić pokonanego czarnoksiężnika.
-
Mnie to nie grozi, bo sama władam czarami – ze śmiechem odparła
królowa.
Kiedy
Jędra uwolnił uwięzione wody, Amosow skrył się w swoim zamczysku
niczym szczur w norze. Wówczas Jędra dołączył do drużyny
zmiennokształtnego bohatera, młodego wodnika Volcha Alabasty.
Junacy wspólnie przystąpili do oblężenia zamku Amosowa. Franc i
Iwan widząc nadchodzącą karę, położyli kres swym nędznym
żywotom wypijając kwas siarczany i oddając dusze Čortom.
Mury twierdzy zostały skruszone nie bez wydatnej pomocy olbrzymki
Świdry z plemienia Stolimów, uzbrojonej w maczugę z drewna
Wielkiego Dębu, nabijaną ostrymi krzemieniami. Volch Alabasta
przybrawszy postać potężnego orła, pochwycił w swe szpony
Amosowa, po czym zaniósł go do Toropiecka przed oblicze królowej.
Teraz Amosow stał skrępowany okowami z metalu niweczącego czary i
chytrze się uśmiechając, czekał na surowy i sprawiedliwy wyrok.
Malkieš
Lysarayata nie mogła się powstrzymać, by nie spojrzeć w oczy
maga, które z żółtych zmieniły barwę na intensywnie zieloną.
Kiedy raz spojrzała w te oczy, już nie mogła od nich oderwać
wzroku. Wedle prawa Amosow miał zginąć przebity setką strzał,
lecz królowa ni stąd ni zowąd, zaczęła czuć podziw dla jego
piękności. Miast potępiać zło, które wyrządził, zaczęła mu
współczuć i to bardziej niż ofiarom spowodowanej przezeń suszy.
Wreszcie wydała wyrok.
-
Co się tyczy Wacława Amosowa wspaniałomyślnie daruję mu karę,
jeśli zgodzi się zostać mym oblubieńcem! - Słuchający tego
zadrżeli z oburzenia i niedowierzania.
Czarnoksiężnik
skwapliwie zgodził się poślubić królową – czarownicę. Trzy
lata później zginął pod stosem kamieni rzuconych przez duchy,
które wywoływał.
Jędra
odszedł z drużyny Volcha Alabasty i zamieszkał w kryształowym
pałacu na dnie jeziora Aspin. Powiadają, że pogrążony w smutku z
powodu złych rządów Malkiešy
Lysarayaty wypił garniec trunku zwanego somą i pod jego wpływem
zapadł w sen trwający całymi wiekami. Ponoć zbudził się w erze
jedenastej i poślubił jytnas, rusałkę Rutę, która po śmierci
została ukoronowana na królową całej toropieckiej rasy.