W
pierwszym wieku ery jedenastej
w Puszczy Stryjskiej, porastającej rozległe obszary późniejszej
Valkanicy, stała drewniana chata. Mieszkało w niej trzech braci,
synów Kumlana i Widoraki, którzy nosili imiona Bogumir, Paszczek i
Gorovato. Każdy z nich był rosły jak dąb i obdarzony siłą tura.
Bracia pracowali jako drwale, powalając stuletnie drzewa toporami o
krzemiennych ostrzach.
W
czasach, w których żyli, dorosły już Teost uczynił nad rzeką
Nilus swój pierwszy cud, sprawiając, że z nieba spadły żelazne
kleszcze. Wówczas to więc obrał go władcą w miejsce zmarłego
bezpotomnie Rumana Daku. Teost objął rządy wraz z tytułem Cara
Słońce, a kraina, którą władał otrzymała nazwę
Błogosławionego Carstwa. Wcielony Swaróg, którym był w istocie
Teost, nauczył swych poddanych sztuki metalurgii, a także wielu
innych kunsztów i rzemiosł. Nadał też prawo, w którym mężowie
i niewiasty mieli wiązać się w stadła małżeńskie,
nierozerwalne aż do śmierci. Nie jest jednak prawdą co rozpowiadał
czarnoksiężnik Amosow, że Car Słońce palił cudzołożników w
piecu ognistym. Teost nikogo nie skazywał na śmierć, sam za to
został złożony przez złego Amosowa w ofierze na bezlistnym dębie
Karako.
Niestety
wynalezione przez Teosta techniki obróbki żelaza nie dotarły
jeszcze do Puszczy Stryjskiej, przeto bracia Bogumir, Paszczek i
Gorovato musieli w swej pracy polegać na krzemiennych narzędziach.
Pierwszy z nich miał włosy czarne, drugi – płowe, a ostatni –
ogniście rude.
Odwiedzała
ich pewna wiła, z którą zawarli braterstwo lejąc wodę na ostrza
swych siekier i oddając jej swoje nawęzy w zamian za trzy części
drogiego kamienia, karbunkułu w barwach białej, czerwonej i
czarnej, który wcześniej nosiła na szyi. Wiła miała na imię
Mikta. Jak na wiłę przystało, odznaczała się urodą. Odziana
zawsze w białą sukienkę uszytą z chmury, była smukła i wysoka,
a jej włosy barwy ciemnego złota wiły się w urokliwy sposób.
Miała też oliwkową cerę i zielone oczy świecące w ciemności
jak gwiazdy. Jedyny defekt jej urody stanowiła prawa noga.
Wyglądała jak kończyna białej kozy, podczas gdy druga była nogą
pięknej kobiety.
Mikta
ogromnie kochała swoich trzech braci. Przynosiła im w kobiałce
przeróżne wiktuały, a to jagody, jeżyny, grzyby, w tym trufle,
wyrastające w miejscach gdzie uderzył piorun, wędzone ryby,
dziczyznę, która dzieliły się z nią wilki i rysie, plastry
miodu, własnoręcznie robiony ser z mleka łani, figi, granaty,
jabłka, pigwy, orzechy, dzikie winogrona, ptasie jaja, jadalne
kasztany, młode, smażone szyszki i samemu upieczoną babkę z
żołędzi. Opatrywała ich rany i leczyła choroby, używając do
tego kropel własnej, niebieskiej krwi. Gdy odpoczywali, śpiewała
im pieśni, przygrywając na lirze, bądź opowiadała starodawne
baśnie jeszcze z ery dziewiątej, kiedy rusałki i wiły panowały
nad światem. Wiła i jej bracia wspólnie zażywali kąpieli w
strumieniu, spozierali nocami w gwiazdy i wyprawiali się na targ do
pobliskiej osady zwanej Kamulcem. Nieraz też chwytali za broń
przeciw atakującym ich krwiożerczym wąpierzom, strzygom,
wilkołakom i karakondżulom. Drwale miłowali swą siostrę i nie
wyobrażali sobie życia bez niej.
*
W
owym czasie ziemie późniejszej Sklawinii przemierzał dziad,
którego imię brzmiało Utopiec. Odziany latem i zimą w dziurawą
kapotę, miał długą brodę barwy siwej. Powiadano o nim, że był
synem niewiasty uwiedzionej przez wodnika podczas kąpieli, bowiem z
jego kapoty zawsze lała się ciurkiem woda, zaś we włosy brody
wplecione były wodorosty. W swoich wędrówkach podpierał się
trzcinką mierzącą łokieć długości. Utopiec znał tajniki ziół,
drzew, oraz obyczaje zwierząt i ras rozumnych starszych niż ludzie.
Nieraz przygrywając sobie na lirze, opowiadał zasłuchanym dzieciom
i dorosłym o czynach Enków i jytnas w zamierzchłych eonach, za co
otrzymywał zapłatę w żywności i miejscu na nocleg.
W
małym, obejmującym zaledwie trzy wioski księstwie Baraniej Góry
(Monta Ariesis), położonym u źródeł wielkiej rzeki Visany, dziad
zatrzymał się w gościnie na dworze księcia Sejmovica. Władca ten
zasłynął jako reformator, wprowadził bowiem ustrój nazwany
gminowładztwem, polegający na tym, że decyzję miał podejmować
gmin większością głosów.
-
Powiedz mi, drogi przybyszu, co sądzisz o moim pomyśle? - Spytał
Sejmovic swojego gościa.
Utopiec
zamyślił się głęboko.
-
Być może nadejdą kiedyś czasy, kiedy twoje gminowładztwo będzie
stawiane za wzór wszystkim krainom – Sejmovic uśmiechnął się
na te słowa. - Pozwól jednak sobie powiedzieć, książę, że nie
podzielam twego zachwytu.
-
Czemuż to? - Zdziwił się Sejmovic.
-
Jak prawią guślarze, w poprzednim eonie nasi prarodzice, Novals i
Aivalsa zrywając żołędzie z dębu Baublis, złamali zakaz Enków
i sprowadzili zło na siebie i swoje potomstwo. Od tego czasu,
wszystkie przedsięwzięcia człowiecze są naznaczone tamtą klątwą,
brakiem dobra, który potrafi mścić się w najmniej spodziewanym
momencie. Nie przeczę, panie, że intencje mieliście dobre. Jednak
każdy człowiek jest inny; jeden mądry, drugi głupi, jeden zły a
drugi dobry, zaś w gminowładztwie głos każdego z nich waży tyle
samo. To będzie musiało odbić się czkawką.
Sejmovic
zasępił się, bo dziad zabił mu ćwieka.
-
Mądre są twe słowa, Utopcze i szczere zarazem. Nawet mój błazen
nie jest wobec mnie tak szczery jak ty. Gminowładztwo w istocie jest
wielce niedoskonałe, myślę jednak, że będzie mimo wszystko
lepsze niż rządy tyranów.
-
Pożyjemy, zobaczymy. Przyszłe dzieje nas rozsądzą. – Odparł
Utopiec i zasępił się, a w kałuży na podłodze, utworzonej przez
lejącą się z jego kapoty wodę, pływały małe rybki.
*
Po
pożegnaniu z Sejmovicem, dziad Utopiec udał się na południe.
Przeprawił się przez trzy rzeki, aż dotarł do Puszczy Stryjskiej.
Był lipiec, powietrze pachniało kwiatami i miodem, kiedy znużony
dziad ujrzał pod drzewem wesołe towarzystwo złożone z dwóch
karłów, satyra i nimfy, raczących się starym winem.
-
Chodź wypić z nami, jak sam Kurent przykazał! - Zawołała wesoło
rudowłosa nimfa, a dziad chętnie jej posłuchał.
Przysiadł
się do biesiadników. Wysączył czarkę wina, potem drugą, trzecią
i jeszcze następną, aż stracił umiar. Zataczając się i plotąc
trzy po trzy, opuścił swoich nowych znajomych. Zwymiotował pod
drzewem, po czym, sapiąc głośno, ujrzał wiłę Miktę zbierającą
lecznicze zioła. Dziad uśmiechnął się obleśnie, schwycił ją
za złociste warkocze, drugą ręką zaś zaczął wymachiwać swą
łokciową trzcinką, pokrzykując przy tym dziarsko: ,,Huś
huś!’’
-
Proszę mnie puścić – powiedziała stanowczo wiła, lecz pijany
dziad nie reagował na jej prośbę.
Wówczas
Mikta wyrwała mu trzcinkę z ręki i złamała ją na dwie połowy.
Dziad momentalnie wytrzeźwiał.
-
Cóżeś uczyniła, nieszczęsna? - Złapał się za głowę. - W tej
laseczce było zaklęte moje długie życie. Gdybyś jej nie złamała,
mógłbym żyć sto pięćdziesiąt lat, albo i dłużej!
-
Jeśli chcesz długo pożyć, to odstaw trunki, bo ci szkodzą,
zwłaszcza w nieumiarkowanych ilościach. – Odrzekła twardo Mikta
i pobiegła do chaty swych braci.
-
Czekaj! - Zawołał dziad. - Nie chciałem cię przestraszyć!
Gdy
Utopiec porzucił zgubny nałóg pijaństwa, wiła przebaczyła mu, a
nawet zaczęła go lubić. Dziad często odwiedzał chatę trzech
drwali, przynosząc wile kwiaty, grzyby i własnoręcznie złowione
ryby. Doszło do tego, że oboje zaczęli rozmyślać o pobraniu się
i założeniu rodziny.
-
Co ona takiego w nim ujrzała? - Bogumir pytał się swoich braci,
lecz oni też nie wiedzieli.
Mikta
i Utopiec udali się do chramu, by tam ślubować sobie miłość
dozgonną. Nim zostali ogłoszeni małżonkami, dziad przybierał
różne postaci. Zamieniał się a to w cuchnące ścierwo lisa, a to
w drgającą, cielistą lub zieloną galaretę, wreszcie w wielkiego
białego robaka lub jaszczura obdartego ze skóry. Mikta jednak za
każdym razem, miast okazać obrzydzenie, całowała te ohydne
postaci. Wreszcie czar został zdjęty i Utopiec już w ludzkiej
postaci zamieszkał z Miktą w Puszczy Stryjskiej.