,,Ruta była przykuta czterema obręczami do niewielkiego, zarośniętego trawą wzgórka. Arvot Baldas leżał obok, a jego głowę uciął tygrys za pomocą złotego miecza. Jego pani miała całkowicie poharataną lewą nogę, z której wytryskała szafirowa krew. Na wzgórku stały dwa tygrysy ze złotymi mieczami; jeden zwyczajnie ubarwiony, a drugi – biały, dwa brunatne niedźwiedzie i dwa wodne jaszczury z Żółtej Holanki, podobne do afrykańskich krokodyli z Nilusa. Tym kto tak ciężko zranił rusałkę, był baran. Bardzo dziwny, bo miał niebieską wełnę i tylko jeden róg, na modłę jednorożca. W Sinea powiadają, że ów baran jest rozjemcą i zawsze bodzie winnego. Cała scena miałą miejsce w pięknym, zielonym parku, w zrujnowanym wojną mieście nad rzeką. [...]. Wszyscy trzej podróżni zeszli do tego zieleńca i ujrzeli scenę. Wcześniej Lech III opowiadał towarzyszom o Rucie i Arvocie Baldasie.
-
Hej, niebieski baranie! – zakrzyknął jakby grzmot huczał i gotów do walki. – Po
jakiego Čorta ją zabijasz? – sześć uzbrojonych zwierząt gniewnie spojrzało na
przybyłych, a baran przestał kaleczyć Rutę.
-
Ja jestem rozjemcą, [...]. Jak widzicie, w Sinea jest wojna. Uczestniczę w
każdym sporze i zawsze bodę winnego jego powstania.
-
Znam rusałkę, którą właśnie katujesz i wiem, że ma litościwe serce – bronił
Lech III – jest odważna do szaleństwa, a żywemu krzywdzicielowi bezbronnych nie
popuści.
-
Królu Leeechu – beknął z sineańskim akcentem baran, który był jednak stronniczy
– kiedy ona tu przybyła wraz z miśkiem, doprowadziła do strasznych rzeczy.
Ostatni król był zaiste okrutny, ale chyba wszystkie dynastie tak samo: dobrze
zaczynają, a marnie kończą. W tzrecim miesiącu roku wydał ucztę, a te dwa
zachodnie demony – wskazał racicą na Rutę i Arvota Baldasa – dostały się
potajemnie. Król wypił już sobie dużo ryżowego wina i kręciło mu się w głowie.
Nagle, ta, jak ty to mówisz ‘rusałka’ (?) zrzuciła jedwabną opończę i wskoczyła
na stół. Oczy jej świeciły się jak gwiazdy, a na tych obrzydliwych,
krwawoczerwonych włosach miała srebrny diadem. Stopami zwalała półmiski i puchary,
a gdy król przecierał oczy i zamierzał zażyć korzeń kudzu na kaca, ona....
‘Niech żyje wolność’! – zakrzyknęła i niczym pantera zwaliła go z siedzenia,
zabijając sztyletem. Wcześniej król sadzał ludzi na garnkach ze szczurami i
budował kopce z czaszek. Ucięła mu głowę i podniosła wysoko, a jej oczom ukazał
się nieopisany zamęt. Ten niedźwiedź – wskazał na Arvota Baldasa – zamordował
dwóch synów króla, takich samych łotrów, a ministrowie padli łupem reszty
bandy. Były w niej rusałki z Kury, Araxu i Aspinu, lew z Hindukušu, osiem
cyjonów; parszywych i wściekłych i człowiek wielbłądogłowy z Al – Baktar.
Znalazł się nawet rosomak z Krainy Białych Pól! Krwawowłosa kazałą nie zabijać królowej, ani jej córek.
Na drugi dzień przemówiła do Sineańczyków, że dała im wolność i pokazałą głowę
króla. Mówiła, że nie chce zająć jego miejsca i, że zwołuje wiec. Ten jednak
przerodził się w wojnę domową, bo zbóje przybyli (topielice, cyjony i rosomak)
i zbóje miejscowi, miast pilnować porządku, próbowali rządzić jeszcze bardziej
tytrańsko niż tyran, a Sineańczycy nie chcieli wolności, bo jej nie znali.
Łupili wszystkie plemiona i z lubością zabijali, upojeni pieśniami na cześć
demonów. Śpiewając ‘Płonie dach ... ‘ naprawdę podpalali dachy. Łapali
ludzi, zawiązywali im płachty na głowy i przeszukiwali, mogąc przy tym do woli
macać ich genitalia i inne części ciała. Jednak lew i Al – Baktar nie łupili i
byli prawdziwymi przyjaciółmi Sinea. Ta suka jak się o tym dowiedziała, to
kazała niedźwiedziowi spalić wszystkie brzeginki, ale zginęło zbyt wielu
Sineańczyków, aby mogłą uzyskać zaufanie. Lew, Al – Baktar, cyjony i rosomak
wymówiły jej posłuszeństwo i wreszcie wszyscy marnie skończyli – baran patrzał
na zbaraniałych słucahczy.
-
Jeśliś taki sprawiedliwy, to czemu sam nie ukarałeś króla – mordercy? – oburzył
się Lech.
-
Nawet jeśli upada niesprawiedliwy ustrój, anarchia jest złem – próbował się
tłumaczyć baran.
-
Zwabiłem cyjony do Żółtej Holanki, a tam nasi dzielni towarzysze w pancerzach
wyjedli swołocz! – chwalił się biały tygrys.
-
Zabiliśmy lwa i wielbłądogłowca – orzekły niedźwiedzie.
-
Zasługę przyrządzenia skwarek z rosomaka należy przypisać Pani Suszy, która
ostatnio wróciła na pustynię – dokończył baran. – Widzicie więc, że tę
ścierwogłową intrygantkę można tylko zabić – to beknąwszy pochylił głowę i
wycelował w prawą nogę Ruty. Już miał uderzyć, gdy wtem...
-
Oszczędź! – krzyknął Kellu Simi – Abö i zasłonił skazaną własnym ciałem. Baran
zaklnął, gdy chlusnęła na niego ruda posoka... [...]’’ – opowieść Sirraha.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz