Widząc w gimnazjalnych ćwiczeniach do języka polskiego zaniedbaną
klatkę schodową, wymyśliłem postać historyka IPN – u, Jana ,,No co mogę
powiedzieć’’ Kowalskiego (każdą wypowiedź zaczynał od ,,No co mogę powiedzieć?’’).
Mieszkał w Warszawie na ul. Dziadowskiej, w mieszkaniu numer 00 Totalny
Bezsens, razem z żoną Marią, synem Ferdynandem, córką Izabelą i dogiem
Fenrirem. Miał wąsy, pistolet i samochód. Znał na pamięć twórczość Sienkiewicza i Jasienicy. Jego brat, Antoni należał do zakonu benedyktynów.
Przyjaźnił się z innym historykiem, z pochodzenia Żydem, który prowadził Muzeum
Historyczne. Idolem pana Kowalskiego był Józef Piłsudski – historyk posiadał
obraz Marszałka na ścianie i na jego cześć palił fajkę (zamiast tytoniu używał
w tym celu papieru, kiedyś palił w fajce kulki naftaliny co zaowocowało
monumentalną wizją historii rodu Kowalskich, sięgającą czasów legendarnego
Lecha). Wyznawał katolicyzm, głosował na partie prawicowe. Był przeciwnikiem
rządów SLD i Aleksandra Kwaśniewskiego.
Mieszkał
w starej, walącej się kamienicy, z nieopisanie brudną klatką schodową. Było na
niej wszystko prócz ładu i porządku – walały się na niej psie odchody,
zakrwawione strzykawki, butelki po wódce, puszki po piwie, kurz, śmieci,
plwociny, uryna pijaków i bezdomnych, niedopałki papierosów, zużyte zapałki, a
nawet ludzkie i zwierzęce podroby. Te dwa ostatnie były pozostałością czarnych
mszy – raz pan Kowalski idąc do pracy w IPN – ie, poślizgnął się na ludzkiej
wątrobie, a gdy zgłosił to na policję, otrzymał odpowiedź, że jest wolność wyznania.
Szyby były wybite, ściany upstrzone wulgarnymi napisami i rysunkami, tynk
odpadał, poręcze zaś były wyłamane. Roiło się od karaluchów, szczurów i
zdziczałych psów. Poza tym, na owej klatce schodowej nocowali bezdomni,
spotykało się też roznegliżowane prostytutki. Okolica nie była bezpieczna –
wokół kręciła się mafia, a (anty) polskie prawo sprzyjało raczej przestępcom,
niż ich ofiarom. Raz pan Kowalski ujrzał na swojej klatce schodowej martwego
bezdomnego, którego trupem pożywiały się szczury. Spełniając obywatelski
obowiązek zgłosił to na policję i musiał stawić się na rozprawę sądową, bo to
jego fałszywie oskarżono o zamordowanie bezdomnego. W trakcie rozprawy, wszyscy
jej uczestnicy przenieśli się na klatkę schodową, gdzie urządzili sobie potańcówkę,
przy dźwiękach ,,pieśni o panach Macumbie z Afryki i Maxikazie z Ciechocinka’’.
Józef Matusiak dla fantazji zaczął strzelać z pistoletu, a nietrzeźwy i
nieuczciwy sędzia wypadł przez okno, spadł na dach zaparkowanego na podwórku
samochodu i złamał sobie kark. Pana Kowalskiego nie miał już kto sądzić.
Jednym z jego
sąsiadów był niezwykle silny i głupi Józef Matusiak; miłośnik alkoholu i
hałasów w nocy (jednym z jego pierwowzorów był pan Jones z komiksu o Kaczorze
Donaldzie). Raz uczcił śmingus – dyngus wrzucając pana Kowalskiego do fontanny.
Innym zaś razem bezkarnie zabił policjanta i pił piwo z jego czaszki, tak jak
średniowieczny, bułgarski chan Krum, pijący wino z czaszki bizantyjskiego
cesarza Nicefora. Gdy pan Kowalski nie mogąc znieść zakłócających ciszę nocną,
odgłosów libacji, wezwał policję, Matusiak, który nawiasem mówiąc, przepędził
policjantów na cztery wiatry słowami: ,,A co, k..., my lubimy sobie
pokrzyczeć!’’, w akcie zemsty bił Kowalskiego drewnianym szczeblem od
poręczy i krzyczał: ,,Ty chrześcijaninie, ja ci zrobię holocaust!’’ W
rezultacie, pan Kowalski zapadł na śmierć kliniczną na klatce schodowej, a gdy
się z niej wybudził, poszedł sobie kupić pistolet, aby się zemścić (pani Anna
ov Scareyova była oburzona tym opowiadaniem, myślę, że jeszcze bardziej nie
lubi Doroty Masłowskiej). Dodać mogę, że w niezapisanym, dalszym ciągu, gdy pan
Kowalski miał już pistolet, wszedł do mieszkania Matusiaka i chciał go
zastrzelić, ze słowami: ,,Wychodź swacho Babilonu, nierządnico wszeteczna!
Sarmackiego molu tronu, Polski hańbo wieczna! Won – z Warszawy, Matusiaki, którym
Boży honor tani, a z bluźnierstw Jemu chluba!’’ (zaczerpnąłem to z XVII –
wiecznego polskiego wiersza ,,Bando na ariany’’). Pan Józef próbował
schować się pod łóżkiem, a jego pupa trzęsła się jak galareta. Pan Kowalski
zaczął odmawiać modlitwę ,,Ojcze nasz’’, aby podziękować Bogu, za to, że
wydał Matusiaka w jego ręce. Jednak gdy historyk doszedł do słów ,,...i
odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom’’, zawstydził
się swojej dzikości i darował życie wrogowi. Innym razem Matusiak z żoną i
dwójką dzieci kąpał się w kąpielówkach w warszawskich Łazienkach. Ponadto bił
żonę i dzieci. Espedientkę ze sklepu monopolowego, która nie chciała mu
sprzedać alkoholu, nazwał ,,Żydówką’’. Na działce przywiązywał żonę do
rozpalonego grilla, zaś pan Kowalski uratował ją, w ten sposób, że nastraszył
Matusiaka swym wyglądem, bowiem dzieci ucharakteryzowały ojca na Hitlera.
Wtedy to historyk związał przerażonego sąsiada drutem kolczastym i uwięził go w
wychodku. Bawiący podówczas na działce Niemcy ze Związku Wypędzonych, myśleli,
że Kowalski jest zmartwychwstałym Hitlerem i błagali go, by ich prowadził na
Warszawę. Ferdynand i Izabela widząc jak bardzo dorośli są agresywni, ucząc się
od nich chcieli utopić młodsze od siebie dzieci Matusiaków w studni (,,udzielić
im ślubu republikańskiego’’ tak jak to czynili jakobini w Wandei), w
końcu jednak wszystko dobrze się skończyło. Józef Matusiak wypuszczony z
wychodka, obiecał, że nie będzie już więcej pił, ani też bił i gwałcił żony.
Przez jakiś czas był przykładnym mężem i ojcem, lecz w końcu, ukradł w sklepie
spożywczym butelkę piwa i padł martwy na ziemię.
Inni sąsiedzi
pana Jana to pani Świętoszyńska – emerytka kolekcjonująca różańce i namiętnie
słuchająca Radia Maryja. Uważała się za bardzo pobożną, lecz
w rzeczywistości pełna była pychy i pogardy wobec ludzi. Zastrzegam, że ów
przykład dewocji nie znaczy wcale, jak wytłumaczyliby to oszczercy z Czerskiej,
że cała Rodzina Radia Maryja składa się z ludzi złych i głupich. Ilu jest
świętoszków wśród zwolenników, a ilu wśród przeciwników Radia Maryja, to sam
Bóg wie najlepiej, a my się w Niego nie bawmy! Pani Świętoszyńska jako jedyna z
,,Sąsiedzkiej Samoobrony’’ nie dostała pozwolenia na broń, bo
powiedziała, że chce ją mieć, aby ,,strzelać do szatanistów i świadków
Jehowy’’. Na rozprawie sądowej jaką wytoczył owej organizacji pozarządowej
sam Jerzy Urban za to, że pies wygryzł mu dziurę w spodniach, pani
Świętoszyńska słuchała swego ulubionego radia. Sędzia nie mógł tego znieść, aż
zerwał z siebie odzienie i okazało się, że był diabłem, który przepłoszony
odmawianiem Różańca, ewakuował się do piekła. Złorzona z samych ateistów ława
przysięgłych, widząc ten cud, jak jeden mąż powróciła na łono Kościoła, a Urban
zemdlał.
W obskurnej
kamienicy na ul. Dziadowskiej mieszkał również bardzo bogaty, rosyjski
biznesmen, pan Dymitr od Ruskich Garoni, razem z żoną Mariną (z pochodzenia
Ukrainką), oraz dwójką dzieci – synem Jalu (dostał to imię na cześć polskiego
poety Jalu Kurka) i córką Agafią. Pracował w firmie ,,Górażdże’’,
wytwarzającej cement i finansował działalność Sąsiedzkiej Samoobrony. Jeszcze
inni sąsiedzi to panowie Klimas i Graczyk, którzy poślubili byłe prostytutki
Barbarę Koziarę i Justynę Kozioł (wcześniej pomogli im zerwać z nierządem,
przez co popadli w konflikt z mafią), oraz pan Bytles, który wbrew nauce Bożej
i stanowisku Kościoła, żył ze swoją kochanką.
Pan Kowalski
miał wiele dziwnych przygód. Był w kraju Zulu – Gula (zaczerpniętym z programu
satyrycznego, który lubiłem). W 1999 r. walczył o niepodległość Kosowa i Czeczenii. Do tej ostatniej zabrał żonę i dzieci (planował zabrać również
teściową, lecz ta nie chciała). Już na lotnisku w Szeremietiewie, powodowany
dziką, ułańską fantazją, pobił niewinnego, rosyjskiego celnika, z okrzykiem: ,,Wolność
Czeczenii! Sowieci do domu!’’, za co musiał bezzwłocznie uciekać przed
wojskiem i milicją. Wypominał prezydentowi Szamilowi Basajewowi, że wyznaczanie
przez Internet nagrody za głowę Putina jest niehonorowe. Doprowadził do
porozumienia między stronami rosyjską, a czeczeńską, w myśl którego o
przyszłości tej republiki autonomicznej zadecyduje śmiertelny pojedynek na broń
palną prezydentów Putina i Basajewa. Odbył się on w Moskwie, a rolę sekundantów
pełnili ówczesny premier Rosji, Jewgienij Primakow i pan Kowalski. Jak można
się było domyśleć, obaj prezydenci zginęli na miejscu, a Czeczenia uzyskała
niepodległość. Jej przywódcą został oczywiście pan Kowalski, który ogłosił się
królem i rządził surowo, ale sprawiedliwie. Prześladowana przez niego mafia
czeczeńska, poprosiła o pomoc bratnią mafię polską. Przyjechało więc do
Groznego, dwóch jej delegatów – aferzysta Bogusław Bagsik i były esbek Grzegorz
Piotrowski, morderca bł. Jerzego Popiełuszki. Chcieli odsunąć pana Kowalskiego
od rządów, lecz ten ich uwięził i po sprawiedliwym procesie skazał na śmierć
(Grzegorza Piotrowskiego związano drutem i wsadzono do bagażnika, mszcząc ks.
Popiełuszkę). Opinia międzynarodowa zwalczała go, w końcu zaś za zbyt częste
stosowanie kary śmierci (np. za niespuszczenie wody w publicznej toalecie)
został ekskomunikowany przez bł. Jana Pawła II i ... obudził się w krzykiem w
swoim biurze. Pan Kowalski razem z rodziną płynął transatlantykiem do USA,
gdzie jego gospodarze trzymali śmieci na balkonie i lubili je wąchać. Co więcej
był nawet na ... Antarktydzie. Na tej ostatniej znalazł się, w wyniku niemądrej
kłótni z Markiem Kamińskim. Pan Kowalski twierdził bowiem, iż będąc Polakiem
jest w stanie przejść Antarktydę w samych kąpielówkach (jego zdaniem Rosjanin
również mógłby dokonać takiego wyczynu, ale tylko z pomocą rozgrzewającej
wódki). Wygłosił ową niedorzeczność, powołując się na arabskich kupców, we
wczesnym średniowieczu przemierzających Słowiańszczyznę, że na Słowian, lud
niezwykle wytrzymały, zimno wpływa
korzystnie, upał zaś niekorzystnie. Marek Kamiński był przeciwnego zdania;
uważał, że mróz Antarktydy zabiłby nawet Polaka, gdyby ten zaniedbał włożenia
ocieplanej odzieży ochronnej. Na to pan Kowalski nazwał wielkiego polarnika ,,ciepłolubną
małpą’’ i na oczach całego świata postanowił zrealizować swój zamiar.
Jasne, że omal nie stracił życia, które uratował mu ... Marek Kamiński. Po
wyrzuceniu z IPN – u przez Leona Kieresa, za powiedzenie prawdy o ,,ukąszeniu
heglowskim’’ Czesława Miłosza, pan Kowalski znalazł pracę w pewnym
gimnazjum, gdzie wyjątkowo rozwydrzona młodzież wysłała na chorobowe wszystkich
nauczycieli (np. był w owej pierwszej klasie gimnazjum taki chłopak, który
wchodził na stół i oznajmiał, że będzie ginekologiem, zaś pewna uczennica cały
czas tuliła się do ściany). Historyk zastosował wówczas rządy silnej ręki – np.
chcąc oduczyć gimnazjalistkę zarówno pokazywania pępka jak i palenia
papierosów, potraktował ów pępek jak popielniczkę. W końcu nawet i on stracił
cierpliwość do owej klasy, której pierwowzorem była moja klasa i nie panując
nad emocjami – uczciwszy uszy, upraszam pardonu – na środku klasy zrobił
kupę, którą zmieszał z pieniędzmi, które zostały zbyt późno przyniesione na
szkolną wycieczkę. W noc sylwestrową, jego sąsiad Matusiak puszczał petardy w
domu, grożąc jego spaleniem, a jedna z tych petard musnęła głowę pana Jana.
Stracił przytomność i miał sen, że w starożytnych Atenach oglądał ,,Antygonę’’
Sofoklesa (to opowiadanie podobało się pani ov Scareyovej). Innym razem we śnie
założył organizację Związek Obrony Lokatorów ,,Sąsiedzka Samoobrona’’,
który przerodził się w partię polityczna Związek Nowej Sanacji Polskiej, z
czego wynikła dzika awantura.
Często zachowywał
się co najmniej jak ekscentryk. Przykładowo nazrywał trawy w parku i włożył ją
do wafelka po lodzie, a następnie zaczął to palić. Będąc na plaży, położył
stopy na łysej głowie jednego z plażowiczów, a ten zwymiotował, bo mu
śmierdziały. Aby uczcić śmingus – dyngus oblewał swoich rosyjskich sąsiadów
wodę z węża strażackiego w ich własnym mieszkaniu. Świętując swoją osiemnastkę,
upił się szampanem pinot noir i wszedł na telewizor. W czasach PRL – u,
razem ze swym ojcem, sprawił, że popiersiu Lenina wydostawał się ogień z ust,
co śmiertelnie przeraziło ubeków. Swojej narzeczonej Marii, młody Jan, niby
jakiś współczesny rycerz swej damie, ślubował dać wycieraczki z samochodu,
zdobyte w uczciwej walce. Zaatakował więc samochód rożnem siedząc na motorze i
strącił automobil do rowu, po czym odłamał wycieraczki i złorzył je u stóp
swojej narzeczonej. Jasne, że poszedł do więzienia, lecz ponieważ Maria
szczerze go kochała, zapłaciła za niego kaucję – zdobyła na ten cel pieniądze
sprzedając jego motocykl na Ruskim Targu. Co gorsze przeczytane książki,
traktował bardzo dosłownie. Przykładowo – próbował rozciąć sobie brzuch, aby
wszem i wobec pokazać jak wyszukaną potrawę właśnie zjadł (porównaj z ,,Faraonem’’
B. Prusa), w toalecie rozpalił ognisko i chciał nad nim upiec Niemca (,,Stara
baśń’’ J. I. Kraszewskiego), zaś bawiąc w Szwecji, wrzucił niemowlę do
przerębla i wyłowił je ze śledziem w ustach – na szczęście maleństwo przeżyło
(,,Potop’’ H. Sienkiewicza). Gdy jego dzieci były niegrzeczne, bił je
paskiem na gołą pupę, argumentując to tym, że ,,pupa nie szklanka, nie
stłucze się’’.
W moich
fantazjach o panu Kowalskim występowali min. Leon Kieres (szef IPN – u w 1999
r.), Jerzy Urban, Adam Michnik, Aleksander Kwaśniewski, Andrzej Lepper i
Wojciech Jaruzelski. Czytelnika tak jak panią ov Scareyovą, może zapewne razić
ogromna ilość goryczy i okrucieństwa w tych groteskowych fantazjach. Z
perspektywy lat, myślę, że był to wyraz mojego buntu przeciwko złu, jakiego
pełno było w ówczesnej Polsce. To właśnie fantazjując o panu Kowalskim,
ułożyłem piosenkę:
,,Chociaż rządzona jesteś dziadowsko,to Cię mimo wszystko kocham – Rzeczpospolita Polsko!’’
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz