Strony

niedziela, 31 marca 2013

Sny


 






,,Słodkich snów’’ – życzył mi kiedyś pan Voytakus ov Viernitis, a niedługo potem miałem sen o cieście. Mam liczne i często dziwne sny, które wykorzystuję w swej twórczości (jedynie w ,,Milenium...’’ nie korzystałem z nich). Od razu mówię, że nie zażywam narkotyków, nie piję alkoholu, ani nie palę papierosów – budzi to mój wstręt. Do wielbicieli moich snów należeli pani Caroliniana ov Dirdova i Janes ov Calcium. W gimnazjum miałem sen mizoginistyczny (niektóre feministki w Polsce i na świecie, takie jak Kazimiera Szczuka, Joanna Senyszyn, Magdalena Środa, Katarzyna Bratkowska, Wanda Nowicka, czy członkinie ruchu ,,Femen’’, postępują tak, jakby chciały czynem urzeczywistnić ten sen). Otóż ujrzałem rudowłose dziewczę w bieli na tronie, a była to królowa Danika ... kobieta – antychryst. Ujrzałem również znak słonia na niebie, utworzony z gwiazd i usłyszałem interpretację, że słoń, który nie należał do żadnego z bóstw egipskiego panteonu, może symbolizować wszystko, czego nie symbolizują pozostałe zwierzęta, np. kobietę – antychrysta. Imię Danika zaczerpnąłem właśnie z tego snu. Noszą je: Danika Nowaczyńska z ,,Domu’’, królowa Danajów, której ziemię podbijał Wizimir, król Analapii i czarownica z Vompierska (,,Młot na Danajów’’, ,,Ojciec i syn’’). Śniłem również o oplatujących mnie wężach, żołnierzach z krokodylimi głowami, białym lwiątku z ludzkimi stopami, człowieku, który udawał, że nie ma głowy, zakrwawionej strzykawce i ,,żywych trupach’’ z ptasimi dziobami (,,Dom’’), o niedźwiedziu himalajskim, który napisał książkę o reporterach (w ,,Pawlaczycy cz. II Dziadostwo kontratakuje’’ nadałem mu imię Utaran Pradeškin, na cześć indyjskiego stanu Utar Pradesz), o programie rozrywkowym, w którym dzieci przebrane za lamparty mówiły np. że słoń ma osiem ciosów (,,Tatra cz. I Misja’’). Leżąc w łóżku obalałem komunizm w Chinach, razem z królową Rutą, rusałkami i innymi fantastycznymi postaciami (jestem wrogiem komunizmu i socjalizmu). Moja Babcia robiła ocet z krwi – zwierzęcej, ale też ludzkiej, a potem razem z Mamą walczyła na siekiery. W bibliotece szukając książek, nagle ni stąd, ni zowąd zdjąłem spodnie (dobrze, że nie działo się to na jawie!). Innym razem poszedłem do baru ,,Mak Kwak’’ na ul. Śląskiej w ... samych kąpielówkach. Widziałem siedzącego na ławce bosego, wąsatego policjanta w czarnym mundurze, patrzącego na Księżyc. W tym śnie usłyszałem też zachętę do czytania książek i usłyszałem fragment jednej z nich: ,,A w Szwecji...’’. W innym śnie spotkałem babę, czyli grubego policjanta o czarnej brodzie, który naciął mi dłoń nożem, mimo, że wcale nie był zły. Powiedziałem znajomemu lekarzowi, że zapisując sny pacjentów będzie mógł stawiać lepsze diagnozy, lecz on nie wierzył, że w nocy człowiek, lub wół może sprawnie pisać (ten sen tak spodobał się pani Isabelianie ov Orecku, że wspomniała o nim na konferencji naukowej w 2008 r.). Umarłem i zostałem pogrzebany, zaś jakaś dziewczynka, której się bałem, powiedziała: ,,Będziesz miał owocowe buty’’! Dominikana ov Mohl groziła, że mnie skopie (wbrew temu co twierdził pan Viernitis, nie był to wcale przyjemny sen). Okiena ov Vakiliyenlanden w różowym kombinezonie weszła do mojego pokoju ze słowami: ,,Buty już, już’’! W liceum, nauczyciel języka angielskiego, pan Maruć ov Apapiner powiedział, że ,,w klasie są delfiny’’, a ponieważ Irenaus ov Kudlabicic i Kristoferianus ov Musteliani rozmawiali w czasie lekcji, za karę musieli przysunąć ławkę, trochę bardziej do siebie. (Pan Voytakus ov Viernitis nie rozumiał co to za kara i jeszcze powiedział, że ,,ten nauczyciel to ma coś z głową, albo z oczami’’). Na podwórku perfumowałem się pod pachami, rozmyślając o prehistorii i starożytności ziem polskich, gdy nagle zaatakowała mnie ciężarówka i zaczęła gonić. Kierowca krzyczał za mną: ,,Zamiast mówić, że mnie kochasz, lepiej byś szybciej uciekał’’! Zdziwiłem się, bo nic takiego nie powiedziałem. Swoją Babcię widziałem w dwóch takich samych egzemplarzach. Jadłem czipsy o smaku przyprawy ,,Vegety’’. Poczynając od roku 2005 wiele razy śniło mi się, że latam bez skrzydeł. Często śniło mi się, że chodzę po mieście boso lub na czworakach. Pewien ksiądz chciał w kościele palić motory, jako przywodzące do grzechu, od czego odwiódł go biskup. Wojciech Cejrowski jadąc na rowerze rozmawiał z zupą pomidorową. Kiedy w 2007 roku zmarła moja Babcia, wiele razy śniło mi się, że jednak żyje i że mimo pogrzebu wszystko jest jak dawniej. Śnił mi się też jakiś koszmarny ośrodek dla małych dzieci, w którym były zabijane, zaś pewien chłopczyk, aby przeżyć i uciec, okrył się złotą skórą zdartą z innego dziecka. Naród mieszkający na Antarktydzie używał własnego języka. We Francji spotkałem arcybiskupa Paryża, który sprzedawał książki w czasie kiermaszu, byłem na autokarowej wycieczce w Panamie, zaś w Brazylii jadłem ryż z mięsem razem z zakonnicą - misjonarką. Podróżowałem również do wnętrza Ziemi za pomocą specjalnej maszyny podobnej do Wkrętacza z komiksu o Tytusie, Romku i A’Tomku. Ostatnio, którejś nocy odwiedziłem swą starą szkołę. Ubrany w podkoszulkę i kąpielówki tarzałem się w mokrym żwirze, aż zostałem przyłapany i osądzony min. przez prof. Adamusa ov Papaverova z Uniwersytetu Szczecińskiego. Początkowo udawałem małpę, w końcu jednak wyraziłem skruchę. Zostałem uwięziony w szczecińskiej filii ,,Fabryki Słów’’ co poczytałem sobie za zaszczyt. Nie mogłem korzystać z miejscowej toalety, bo wymagało to wypełnienia dokumentów, toteż zaprowadzono mnie do kościoła. Ostatnio jakiś gimnazjalista wepchnął mi do ust zapaloną zapałkę. Śnił mi się również Witello ze Śląska, pogrom kielecki, czy król Leodegranz; ojciec królowej Ginewery i teść Artura. Pewien nieznany polski reżyser, lubiący przychodzić do sklepu w masce żyrafy, nakręcił film o Polce jadącej pociągiem do Chin, która nagle ujrzała na wewnętrznych ścianach pociągu, przybite ludzkie dłonie. Ów reżyser występował w filmie o sobie w jakimś polskim mieście, pod drzewem, stojąc na nagiej czarnej ziemi, ubrany w same majtki. W mieszkaniu obok mieszkał gang zwany ,,Drużyną A’’. Usłyszałem rozmowę przestępców jak planowali napad na bank, jednak bałem się powiadomić policję.










Wśród licznych snów inspirowanych przeczytanymi książkami był sny narnijskie, tolkienowskie  czy bułhakowowskie .










Ktoś mógłby spytać, czy korzystam z senników? Wierzę, że niektóre sny pochodzą od Boga (tak mówią oba Testamenty), ale interpretacje podane w sennikach uważam wyłącznie za twór wyobraźni ich autorów. Jestem również przeciwnikiem tzw. świadomego śnienia, jako niebezpiecznego eksperymentowania na własnej psychice.







            Sny wywarły kolosalny wpływ na moje fantazje o przygodach  Ordana z Brustaborga. Ów bohater spotkał pisarza Alfreda Kubina, rozmawiającego z zupą. Zaprosił on bohatera do Państwa Snu, gdzie zgasło Słońce. Ordan bronił pisarza przed groźnymi zwierzętami, straszydłami, demonami ciemności, pleśni i mrozu. Obaj wędrowcy przybyli do stołecznego Szczecina Nagolańskiego (tj. zbudowanego na Wzgórzach Golan), leżącego 50 mil na zachód od Warszawy Nadmorskiej (,,Nie przenoście nam stolicy do Wisełki’’! – skomentował ten sen p. Voytakus ov Viernitis). Była właśnie Wielkanoc i ludzie obrzucali się surowymi jajami z okien autobusów. Ordan i Kubin zabawili w szczecińskiej karczmie, gdzie Żyd Mordechaj Kubliczka sprzedawał jakąś różową, jadalną masę, buddyjski mnich Gudżapa – buty ze skórek pomidorów, a Cygan Baro – śledzie. Spotkali tam Mickiewicza, zamieniającego się w zaskrońca, Słowackiego zamieniającego się w charta, króla Jana III Sobieskiego, któremu służyło wojsko złożone z bosych, brudnych i obdartych dzieci, uzbrojonych w kije (owe dzieci zjadały ludzkie nosy, pełzające po trawie jak ślimaki), Piłsudskiego, który od pasa w dół był wężem, walczył w szeregach Kozaków Dońskich przeciw Armii Czerwonej, a wiadomość o przybyciu Ordana znalazł w butelce leżącej na klatce schodowej, Dmowskim; od pasa w dół wężem, w którego sercu mieszkał hipopotam, Teofilem Lenartowiczem, który walczył rożnem z królem Edwardem III, Wincentym Polem, który powstał z prochów wrzuconych do fontanny na wałach Chrobrego w Szczecinie Nagolańskim, Stasiem Tarkowskim, który połknął tabletkę ,,Murti – Bing’’ i stał się na pewien czas Murzynem, Tomkiem Wilmowskim, pływającym w morzu makaronu i Kazimierzem Szwejkiem, któremu towarzyszyła spotkana w piwnicy ośmionoga wiewiórka Rabica. Cała drużyna ruszyła szukać Płonącego Kamienia, aby Tais – uwięziona w Górze Troizak, wiecznie młoda, złotooka królowa Państwa Snu mogła znów rozpalić Słońce na niebie. Gdy bohaterowie wyszli z karczmy, Wielkanoc już się skończyła, za to na ulicy kręcono ,,Potop’’ i strzelano z armaty do domów mieszkalnych. W drodze na Górę Troizak, drużyna zaszła do Warszawy Nadmorskiej, leżącej nad morzem, któremu co roku zmieniano nazwę. W owym mieście Piłsudski pił różowy koniak z profesorem w czerwonych spodniach, zaś wielka księżna Dyracha przez służącego jej renifera dała kartkę z życzeniami powodzenia i błogosławieństwem od siebie i swoich mężów: Mossdorfa i Kostii Gałczyńskiego. W piaskownicy, uczestnicy wyprawy ujrzeli cesarza Franciszka Józefa, który ostrzegał ich przed Hitlerem i życzył zwycięstwa Polakom. Potem zaszli na plażę, po której szli Jena ov Blackeyova,  Janosik i krasnoludy i gdzie w ogromnym zamku z piasku mieszkał Niemiec Hans Löffel. Na owej plaży drużyna spotkała lądującego astronautę ze statku kosmicznego ,,España 11’’ , którym był sam generał Franco. Opowiedział on jak zmuszał swych więźniów do pracy w pasiece i dał mapę. Plaża przechodziła w pustynię. Idąc nią, wędrowcy spotkali św. Irenę Sendlerową, która ich ostrzegała przed wejściem do sklepu. Podróżnicy zlekceważyli jednak ostrzeżenie i w polskim domu towarowym, prowadzonym przez Ormian, spotkali Kadaffiego, który kazał im śpiewać, rycząc na całe gardło. Ordan i Piłsudski złapali go za kark, a on zamienił się w żmiję sykliwą. Pustynia przechodziła w step, na którym drużyna ujrzała sięgającą nieba cerkiew o złotej kopule. W jej wnętrzu przebywał św. Władysław IV Waza w aureoli i z anielskimi skrzydłami. Idąc przez wieś, składającą się z drewnianych chat, bohaterowie spotkali Hucka Finna, który w fabryce jedwabiu rozwijał kokony jedwabników i pożerał ich zawartość. Wędrując przez góry spotkali zionące ogniem niedźwiedzie, które Ordan pozabijał. Potem zaatakowały ich uzbrojone w miecze, szkielety, lecz Dmowski otworzył sobie serce i wypuścił zeń hipopotama, który obronił drużynę. W Norwegii, wędrowcy spotkali Tomka Sayera, ukrywającego się w kuble na śmieci przed hrabią Wampirem, który go uwięził. Ujrzeli jak po nocnym niebie Roald Amundsen leciał na saniach zaprzężonych w niedźwiedzie polarne. Opowiedział on drużynie bohaterów o swej wyprawie do Bazy Niedźwiedziej położonej na samym środku Antarktydy. W owej to bazie, Amundsen spotkał pijące krew widma, które przybrały postać dawno zmarłych polarników i przed którymi odkrywca bronił się złotym nożem. Gdy drużyna dotarła wreszcie do stóp góry Troizak, bóg Isas Masam pod postacią białego, skrzydlatego jelenia przyniósł Płonący Kamień. Wówczas to uwięziona królowa okazała się być samą Mokoszą, która ponownie rozpaliła Słońce.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz