Jovan otworzył oczy i wstał z
trawy. Ujrzał białego rumaka w złotej, wysadzanej szlachetnymi
kamieniami uprzęży, na którym siedziała smukła dziewczyna w
bieli. Jej złote, rozpuszczone włosy powiewały na wietrze, a modre
oczy świeciły jak gwiazdy. Była zbyt piękna by nie być driadą –
Jovanowi serce szybciej zabiło. Oprócz niej galopowało jeszcze
dziesięć koni, niosących młodzieńców i panny na swych
grzbietach. Cały orszak bezszelestnie zniknął w kniejach. Jovan
był poraniony i posiniaczony, stracił dwa zęby. Jego ojciec Avet
uprawiał ziemię w krainie Plitvie, na terenach przedpotopowej
Valkanicy. Tego sierpnia zbiory były obfite. Avet wysłał swojego
syna, jego brata Vuka, oraz paru towarzyszy zabaw do młyna.
Najbliższy młyn był zbudowany w okolicach wodospadu – lecące z
dużej wysokości wody poruszały młyńskie koło mielące zboże.
Nieoczekiwanie Jovan i Vuk zatrzymali wóz w lesie. Między dębem a
sosną znajdował się młyn choć od ludzkich osad było daleko.
,,Nie idźcie tam’’! – pohukiwały sowy i popiskiwały
nietoperze, bo było już późno. Do wodospadu było zaś daleko.
,,Taki młyn jak każdy inny’’ – pomyśleli junacy. Rozładowali
wóz i otworzyli drzwi. Naszykowali też kunie i bobrowe skóry, aby
zapłacić młynarzowi.
- Czy jest tam kto? – zawołał Jovan
starając się przeniknąć mrok zalegający wnętrze. Nagle
młodzieńcy poczuli odór siarki i otoczyły ich płomienie.
Krzesimir wrzeszcząc uciekł i bijąc konie lejcami pognał do osady.
Pozostali widzieli kuszące empuzy – niewiasty zamieniające się w
brytany, wąpierze wzdęte jak opite krwią kleszcze, Boboliszka,
stwory mające miecze wyrastające z oczu, zabitego przez potop króla
Valkanicy Draga, spętanego złotymi i srebrnymi łańcuchami, syleny
z rękami przyrośniętymi do ust, jakieś ręce, które się do nich
lepiły... Obrzydliwość. Z mroku zalegającego młyn wychodziły
potwory o wielkich paszczach, rogach, szponach, które rzucały się
na oniemiałych ludzi. Ci bronili się pięściami i nogami, sam
Jovan wybił długi kieł z jaszczurczego pyska, lecz potwory były
silniejsze. Po kolei ginęli Vuk, Bogdan, Avit. Jovan wezwał pomocy
Dziewanny Šumina Mati. Wtem ścianę čortowskiego młyna przebiła
ognista strzała, którą syn Aveta złapał oburącz, mimo, że
ogień palił. Razem ze strzałą wyleciał oknem z młyna i runął
na ziemię. Przespał cała noc, po czym rano ujrzał ów pędzący
na białym koniu z orszakiem cud dziewczyński. Może to była sama
Dennica? Jovan płakał po śmierci brata i przyjaciół. Zgubił
drogę do domu. Począł błąkać się po lesie, aż w porze
południa natknął się na mężczyzn zakrywających wstyd zieloną
tkaniną, zbrojnych w oszczepy. Jego matka, Morna z rodu Jesiona
opowiadała o leśnych ludziach – w ,,żołędziowej łodzi’’
Dobromira była para Jacyk i Osetia, oraz żmij Vobur. Ci, których
spotkał mówili coś po starokrasnemu, po czym wyciągając w stronę
Jovana zielone gałązki dali mu znak, by szedł z nimi. Zanurzyli
się w knieje, gdziie po jakimś czasie junak ujrzał siedzącego
głązie męża w zielonej pelerynie, wieńcu z jemioły,
trzymającego maczugę. Leśni ludzie i Jovan padli przed nim na
kolana – był to leśny król z łaski Boruty i Dziewanny. Oprócz
starokrasmego znał również słowiański. Wielkie było zdumienie
Jovana, gdy obok niego ujrzał widziany rano cud dziewczyński, teraz
w wieńcu z lilii, chabrów i mlecza, na szyi zaś miała czerwony
dysk – ,,serce Niepodzielnego’’ niczym królowe rusałek. Król
leśnych ludzi dał Jovanowi znak, by siadł na trawie. Następnie
dano mu pieczoną rybę, kupiony w jakiejś osadzie surowy, cały
chrzan, garść jagód i wodę z wodospadu. Po zaspokojeniu głodu,
syn Aveta i Morny opowiedział całą swą historię , łącznie z
porannym spotkaniem.
- Rano widziałeś moją najdroższą
córkę Dilvicę – oznajmił wódz plemienny. – Z urodzenia jest
driadą, ale jej rodzice zostali pożarci przez strzygi. Kocham ją
bardziej niżby wyszła z moich lędźwi. Przyjaźni się z rusałkami
i wodnikami – razem pędzą przez lasy.
Uczta dobiegła końca. Leśni ludzie
wyciągnęli spod głazu tura, nadziewanego garncami miodu i
bochnami chleba kupionymi u Celtów, po czym pomagając nieść dar
odprowadzili Jovana do wsi Dęby Plitvickie, gdzie mieszkał jego
ojciec Avet. Tak wesele przemieszało się z żałobą... Przez całą
drogę odprowadzała go wzrokiem spośród drzew Dilvica z grzbietu
białego konia. Przez kilka nocy Jovan śnił o córce leśnego
króla, aż zaczął chodzić do lasu z podarunkami dla niej. Widząc
ją tańczącą i śpiewającą na polanach, umacniał się w
pragnieniu, by była jego żoną i matką i jego dzieci. Pewnego razu
wyznał jej to dodając ,, ... i uczynię wszystko, aby to
osiągnąć’’. Nie powiedział najważniejszego: ,,... jeśli
będzie to zgodne z twoją wolą’’. Jednak Jovan nie usiłował
naginać Dilvicy do swej woli. Walczył z całym złem swej natury i
rozwijał całe dobro w sobie, w tym z jeszcze większą miłością
odnosił się do matki, bo słyszał od ojca, że ,,tak jak traktuje
się matkę, tak będzie się traktować żonę’’. Wreszcie gdy
Jovan, Krzesimir, paru młodzieńców i panien siedziało jesiennym
wieczorem przy ognisku, Dilvica wezwawszy Ageja i Welesa na świadków
rzekła, że kocha Jovana nie za cenne dary, lecz za to, ze jest –
po tych słowach włożyła rękę do ognia i wyciągnęła ją
nienaruszoną, co oznaczało, że powiedziała prawdę. Był to
pierwszy w historii przypadek sądu Bożego. Gdy w sąsiedniej
osadzie potomków Grabu i Jodły pojawił się ludożerczy smok,
Jovan wraz z Krzesimirem wyruszył, by z nim walczyć. Smok miał
postać wielkiego, zielonego węża z rogiem jednorożca i pożerał
wszystkie istoty płci żeńskiej. Mężów zjadał mniej chętnie.
Niemniej natarł na Krzesimira, zmiażdżył go zębami i połknął.
Tymczasem Jovan strzelił z łuku do smoka. Wówczas ujrzał wizję
ubranych kobiet, jeszcze cudniejszych od Dilvicy, błagających
Jovana o nasienie, lecz witeź odrzucił owe wizje roztaczane przez
potwora i wzywając wszystkich Enk, wystrzelał cały kołczan. Smok
ryknął, aż góry zadrżały, po czym umierając ukłuł Jovana
swym jednorożcowym rogiem. Zwycięzca przeżył, lecz do rodzinnej
wsi wrócił kulejąc. Avet i Morna pokochali Dilvicę jak rodzoną
córkę , lecz wódz leśnych ludzi uważał, że jego córka nie
będzie szczęśliwa z jakimś potomkiem Novalsa i Aivalsy. Wreszcie
postawił warunek.
- Poślubisz Dilvicę tylko wtedy, gdy
przyniesiesz skarby z Čorciego Młyna! Inaczej moją córkę pośłubi
wodnik, tryton, lub leśny człowiek! – Jovan odszedł zasmucony.
- Dlaczego się trapisz? – spytała
Dilvica.
- Jakże się nie mam trapić, skoro
twój ojciec kazał mi przynieść skarby z młyna opanowanego przez
Čorty, z tego, w którym zginęli mój brat i towarzysze! – jednak
driada była dobrej myśli.
Wzięła wielkiego psa Varkę i
postanowiłą towarzyszyć Jovanowi w wyprawie. Razem zeszli do
miejsca między dębem, a sosną, gdzie mieścił się młyn. Wówczas
Jovan i Dilvica okryli się skórami wodnych smoków i razem z Varką
weszli do młyna. Powitała ich ciemność i lepiły się do nich
gęste pajęczyny. Z odległych zakamarków świeciło kilka par
czerwonych oczu, lecz żaden potwór nie atakował. Przebranie
spełniło swą rolę. Na podłodze leżało coś jakby żarzące
się węgiel. Złoto. Oboje pakowali je do worków, znajdując coraz
więcej złota, srebra, pereł i drogich kamieni wszelkich rodzajów.
Po półgodzinie ukazał się duch króla Draga, tak mocno skrępowany
złotymi i srebrnymi łańcuchami, że aż broczył krwią.
,,Będziesz wolny’’ – szepnęła mu do ucha Dilvica i
delikatnie zdjęła łańcuchy, napełniając nimi worek, po czym
jęła opatrywać króla Draga, którego krew pociekła strumieniami.
Wtem młynem wstrząsnął ryk i z mroku poczęły się wyłaniać
strzygi i ogromne węże. Varka zasłonił sobą Dilvicę przed
wąpierzem, który odciął mu ucho, Jovana zaś pozbawił dłoni,
którą połknął. Smocze skóry rozszarpały strzygi. Wiedząc, że
jeden z węży może zabijać wzrokiem jak bazyliszek, Dilvica wyjęła
z zanadrza lusterko, którym odbiła wzrok potwora. Wówczas młyn
zajął się ogniem i gdy wszyscy troje z dwoma pękatymi worami
uciekli w knieje, wyleciał w powietrze. Skarby rzucono pod nogi
wodzowi leśnych ludzi, lecz ten nie był chciwy. Wiedząc, że z
čortowskiego skarbu nie będzie żadnego pożytku, kazał wrzucić
złoto,srebro i klejnoty do wodospadu, a dalej wody poniosły je do
Morza Rajskiego. Jovan i Dilvica mogli się wreszcie pobrać –
kowal z Dębów Plitwickich zrobił mu sztuczną dłoń ze srebra. Na
wesele, gdy wszyscy najlepiej się zabawiali, przybył duch króla
Draga. Podziękował Dilvicy za zdjęcie łańcuchów, po czym ze
smutkiem stwierdziwszy, że ,,nie dla mnie przeklętego Wyspy
Szczęśliwe’’ rozpłynął się w ogniu. Dom państwa młodych
miał się mieścić na dnie pięknego jeziora. Dilvica dotknęła
dłonią nozdrzy Jovana, o czym oboje zanurkowali. Mieszczący się
na dnie dom, to była skromna chata z kryształu. Nieoczekiwanie
Dilvicę ogarnął smutek.
- Jesteś moim dziesiatym mężem, a
wszystkich poprzednich zabił potwór lęgnący się pod mioim łożem.
Przebacz, że nie mówiłam ci tego wcześniej – jednak Jovan nie
okazał lęku ni gniewu.
Nowożeńcy modlili się, mówiąc, iż
nie pobrali się dla rozpusty, prosili Mokoszę o obronę przed
wdowieństwem, po czym poszli spać. O północy zosatli zbudzeni
jakimś hałasem dobiegającym spod łoża; jakieś chrobotanie,
zgrzytanie, sapanie... Dilvica wstała i zdjęła ze ściany oszczep
o ostrzu z szafiru. Tymczasem kryształową chatą wstrząsnął
straszliwy wizg. Mordercą dziewięciu mężów Dilvicy okazał się
wielki jak ,,cocodrilus z Nilus’’, tłusty, ciemnozielony smok o
wężowatym cielsku, sześciu łapach, oraz trzech ludzkich głowach.
Miały one ciemnozielone twarze, bujne, fioletowe czupryny, wężowe
języki i spiżowe, ostre zęby. Driada rzuciwszy oszczepem rozbiła
środkowy łeb, zaś Jovan przewrócił smoka na grzbiet i tak mocno
ścisnął, ze udusił. Z truchła ugotowano gulasz, który
potajemnie rozdano dzieciom z Dębów Plitwickich.
*
W owym czasie, w
rodzie Buka i Lipy pojawił się niejaki Stawer (Staver), który był
pierwszym władcą germańskim i dużo wojował. Najechał Plitvę i
wziął licznych jeńców. Wśród nich byli Jovan i Dilvica. Stavera
zachwyciło jej piękno, a ponieważ słynął z okrucieństwa
zapragnął sprawdzić torturtami, czy małżonkowie będą sobie
wierni. Męczył ich na różne sposoby, lecz nie usłyszał tego,
czego się spodziewał; pełen podziwu uwolnił obu. Następnie udał
się do swego haremu, gdzie trzymał istoty żeńskie różnych ras.
Rozkazał by mu przyprowadzono plitvicką Wiłę. Były to iękne
potomkinie wodnika Rysego z ery dziewiątej, majace jednak ogniste
oczy i jedną nogę ludzką, a drugą kozią. Staver wlepil oczy w
Wiłę.
- Pokaż kozią nóżkę – prosił, a
dziwna istota kopnęła go w twarz z taką mocą, że złamała nos,
mózg wypłynął, a Wiła uciekła. Taką niesławną śmiercią
zginął pierwszy germańśki zdobywca Słowiańszczyzny. Tymczasem
nasi bohaterowie mieli już dzieci – synów Alana i Owsiwoja. W
,,Codex vimrothensis’’ opowiedziano następującą historię –
w wieku ośmiu lat dzieci pokłóciły się o zabawki, okazało się,
że Owsiwuj nez pytania żołędzie Alana. Ojciec chciał go ukarać,
a wtedy malec pobiegł do matki, licząc, że ta stanie w jego
obronie, lecz rodzice byli jednomyślni. Owsiwuj został ukarany i
musiał przeprosić Alana. Dilvica jako leśna rusałka miałą przed
soba dziewięć wieków życia, lecz jej mąż był tylko
człowiekiem. Chcąc przedłużyć jego życie wlała mu do kubka
kilka kropel swej niebieskiej krwi. Niestety Jovan zginął w boju,
rozsieczony szablami przez ażdachy. Mokosza zlitowala się nad bólem
Dilvicy i wyprosiła jej by mogła żywa wsiąść do łodzi Sowicy
wiozącej Jovana do jasnej Nawi. Ich synowie byli już dorośli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz