Król
krasnoludków Błystek Likostin dużo pracował sądząc swoich
poddanych i broniąc ich przed straszydłami. Pewnego razu, gościł
u niego król krasnoludków nadmorskich, Niemnir Morewładowicz.
Opowiadał o swych podróżach na Daleki Zachód, a wszyscy słuchali
z wypiekami na twarzach.
- O Britainie wiem tylko tyle, że w
poprzedniej erze była częśćią imperium Kościeja i że stamtąd
Rdzeniejew przywiózł dla Tatry błoto dające zdolność do lotu –
przyznawał się Błystek. – Racz, panie bracie, poszerzyć moją
wiedzę! – prosił.
- Britaina, czyli Brigitania, Wyspa
Wiosenna i Irlandia – zaczął Niemnir – to wielkie wyspy na
Dalekim Zachodzie. Są tam lasy, pola, łąki, sioła i grody, niskie
góry, jeziora i rzeki. Zapytany o lasy, rzeknę, iż wiewiórki nie
schodząc na ziemię mogą przebyć całą wyspę! Tak jak w
Sclawinii lata są gorące, a zimy zimne, żyją tam jelenie,
borsuki, żbiki, niedźwiedzie, dziki, wilki, orły, foki... Można
tam spotkać smoki, gryfy, olbrzymy, krasnoludki, wodniki, rusałki,
czarownice, syreny, ogromne węże, nieznane nad Visaną elfy, ogry,
morskie potwory kelpie, jeziorne smoki nessie i moragi, hobbity,
zwane ,,niziołkami’’, gobliny, entów, czyli ,,drzewoludów’’
(Grabiuk nie był jednym z nich), są tam pająki wielkie jak krowy,
Neurowie i leśni ludzie z plemienia Wosów. Z rzek słynie Tamun, a
w jego okolicach znajduje się kraina żarłoków Kukania, zwana też
Szlarafią, gdzie nikt nie pracuje, a wszyscy obżerają się do
wymiotów. W Irlandii jest założona przez królową Siubielę
Morską szkołą dla rusałek i wodników, gdzie uczyła się sama
Ruta. Żyje tam tez smok morski wyglądajacy jak krokodyl z płetwami
foki i grzebieniem traszki. Na wyspie Man przetrwali ostatni
Żbiczanie. Postrachem ziemi Piktów i Szkotów jest bezlitosna
wiedźma Czarna Annis, o czarnych włosach, odziana w kir. Mieszka w
jaskini, przed którą piętrzą się kości pożartych przez nią
ludzi i zwierząt. Natomiast na Szetlandach rządzi mądry i
sprawiedliwy król Orfej z królową Izabelą – jest to tak dobry
grafjek, jakby terminował u samego Rigla. Z Enków, mieszkańcy
wyspy najwięcej poważają Juratę – przedstawiają ją z
trójzębem i bezgrzywym lwem pokrytym łuskami. Żyje tam też córka
Boruty i Dziewanny – ogromna biała locha... – Niemnir
Morewładowicz gościł u Błystka kilka dni, po czym wrócił na
plażę.
Król krasnoludków, znany z powieści
Marii Konopnickiej, był już zmęczony i zapragnął odpoczynku.
Wymarzył sobie podróż na daleki Zachód. Może posłuchałby
pieśni króla Orfeja? Wreszcie postanowił – popłynie na
Szetlandy! Pragnął zabrać ze sobą zaprzyjaźnionego chłopa
Skrobka (przez Celtów zwanego Scrovainem), jego żonę, dwóch
dziesięcioletnich synów i przybraną za córkę Aredvi Milovanę,
przez Polaków zwaną ,,sierotką Marysią’’, a poza tym
kronikarza Kosę Oppmana, Podziomka i znawcę zwierząt, Kosę
Owinniczewa. Oczywiście królewski statek ,,Aredvi Milovana’’
byłby za mały dla tylu osób. ,,Codex vimrothensis’’ podaje tu
kilka wersji. W pierwszej Skrobek odmówił, bo wszyscy musieli
pracować, by nie zginąć z głodu. W drugiej, w podróż zabrano
Aredvi Milovanę, którą przez ocean niósł morświn na swym
grzbiecie. Wreszcie, pomoc zaofiarował król Wolina, Barnim Maczuga,
przez Arabów zwany ,,Madżakiem’’. Ta wersja jest najpełniejsza,
niemniej autor tekstu starokrasnego nie mógł się zdecydować, czy
Skrobek popłynął na Szetlandy czy nie.
,,Był to człowiek,
którego nie pociągały morskie, ani lądowe podróże, za to bardzo
pracowity i kochający swoją
ziemię’’ – pisał o nim Kosa Oppman.
*
Minął tydzień
jak woliński korab z wizerunkiem maczugi na żaglach, opuścił
Morze Srebrne. Wiatr dął w żagle, nic nie zapowiadało katastrofy.
Wokół pływały inne statki, których znakiem rozpoznawczym był
stwór kelpie; koń, kupa wodorostów i piękna dziewczyna. Nagle
sternik padł na pokłąd. W jego gardle tkwiła strzała. Korab z
wizerunkeim kelpie na żaglach, zetknął się burtą z wolińskim
,,Darem Juraty’’. Krasnoludki szyły maleńkimi strzałami,
jedynie raniąc napastników. Jeden z nich torując sobie drogę
toporem, podbiegł ku Przybysławie – córce wolińskiego króla.
Ta cofnęła się przerażona, aż wpadła do morza. Wtem wszyscy
ujrzeli męża w białym turbanie z rybim ogonem. W ręku trzymał
szablę. Jednym płynnym ruchem skrócił o czerep celtyckiego
chąsiebnika, po czym dał nura w fale. Po chwili trzymał w rękach
Przybysławę. Szybko pojawili się nowi mężowie w turbanach,
mający rybie ogony. Sam ich widok przeraził Celtów, którzy
wsiedli na okręt i odpłynęli. Wielka była radość Madżaka, gdy
odzyskał córkę.
- Słyszałem, żeście morskimi
potworami, a wy uratowaliście mój skarb – mówił.
- Wielu z nas pozyskał Čort Gorynycz,
ale nie wszyscy jesteśmy źli – odrzekł stwór, po czym zniknął
w falach.
*
Orfej i Izabela
siedzieli na plecionych z wikliny fotelach, przed białym, krytym
strzechą domem. Na kolanach króla spoczywała złota lira, zaś
Izabela miałą złote włosy.
Barnim Maczuga jako dar dla króla
Szetlandów ofiarował młodego żubra z wyspy Wolin, ząs
krasnoludki zasypywały Izabelę perłami i drogimi kamieniami.
Gospodarz i goście opowiadali o swych królestwach, poddanych i
podróżach, Wieczorem, przy ognisku, nadszedł długo oczekiwany
moment – król Orfej rozpoczął opowieść.
,,- W trzecim roku po objęciu tronu, pojąłem za żonę Izabelę z Orkadów, najdroższą z córek Aivalsy. Z Orkadów przybył książę Ozain, jej były narzeczony; ścigał ją pod moją nieobecność, by obdarzyła go słodyczą swych ust. Uciekając nadepnęła na żmiję i padła rażona jej jadem. ‘Co zrobiłem’?! – Ozain rozdarł szaty i rozgłosił co się stało. Ma luba została uniesiona przez fale do Hy Brasil, gdzie włodarzył Morski Weles, sługa Juraty. Zostawiwszy królestwo pod zarządem ojca, wypłynąłem daleko w morze, a gdy poczynały szaleć burze i z toni wynurzały się potwory, zanosiłem do Ageja i Juraty prośby o ratunek na lirze grając. Wówczas morze stawało się spokojnym. Dopłynąłem do Hy Brasil i stanąłem przed obliczem Morskiego Welesa. Był czarny, kudłaty, miał trzy głowy, dwie rogate. Jego futro ociekało wodą, były w nim zaplątane wodorosty i muszle. W pięknym ogrodzie, przystrojona w perły i bursztyn, Izabela zrywała kwiaty. Zaśpiewałem najżewniejszą z moich pieśni, aż samemu Morskiemu Welesowi łzy pociekły. Skończywszy śpiewać, otworzyłem szkatuły ze swoimi skarbami i z darami od królów Orkadów, Hebrydów, Man, Irlandii, Piktów i Szkotów. Pan Hy Brasil rzekł:
- Prześlij moje pozdrowienia swemu ojcu i całej szlachetnej ziemi szetlandzkiej! Złoto i srebro zachowaj dla siebie. Wyżej cenię twe pieśni.
- Dla Izabeli mógłbym życie oddać! – rzekłem.
- To nie będzie konieczne – odpowioedział Morski Weles. – Łatwo oddać życie w boju, lecz trudniej długo cierpieć dla dobra. Zawsze chciałem tak pięknie grać jak ty. Oddaj mi lire i umiejętność, a tylko wtedy będę mógł zwrócić ci Izabelę – zawahałem się i łzy stanęły mi w oczach.
Jednak po dłużśzej chwili oddałem lirę i zdolność.
- Jestem Enkiem i nigdy nie kłamię – rozpromienił się Morski Weles – wracaj do Ojczyzny i raduj się z odzyskania żony!
Izabela i ja wpadliśmy sobie w ramiona, poczym wsiedliśmy na nawę. Pewnej nocy, Izabela prosiłą mnie:
- Ukołysz mnie do snu!
- Nie mogę. Oddałem swój kunszt, by cie odzyskać – odpowiedziałem.
- To niemożliwe. Spróbuj – nie wierzyła.
Otworzyłem więc usta i o dziwo, zacząłem śpiewać, nawet jeszcze piękniej niż zwykle. Gdy wróciliśmy, mój ojciec rzekł na to, ze prawdziwą sztuką jest dobroć. Tak nasza historia dobiegła kresu’’.
Było już późno, lecz nikomu nie
chciało się spać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz