Tak jak
niegdyś Rykar, tak teraz Gorynycz usiłował zniszczyć świat
pchając jego mieszkańców do wojen. Jego słudzy, nad rzeką Odirną
i Morzem Srebrnym rozpętali zaciekły bój między leśnymi ludźmi,
a niedźwiedziami. Dotąd leśni ludzie żyli w przyjaźni z
wszystkimi mieszkańcami puszczy, prócz straszydeł, teraz zaś
usiłowali zabić każdego napotkanego niedźwiedzia, a ponieważ
podejrzewali, że miejscowy król tych zwierząt; Bartas Medeve jest
panem wszystkich leśnych zwierząt, od strzał i ostrzy włóczni
ginęły sarny, ptaki, zające, lisy, dziki... W odwecie potężne,
kosmate łapy masowo gruchotały czaszki i kręgosłupy, niedźwiedzie
zabijały żmijów, a nawet ludzi z siół, podejrzewanych o
sprzyjanie potomkom Rucława i Ayisaki. Ku wściekłości Gorynycza,
wojnę zakończył niedźwiedzi książę Arvot Marucha, ratujący
tonącą w Odirnie, ośmioletnią córkę króla leśnych ludzi.
Pokój upamiętniały odtąd tańce ludzi w niedźwiedzich skórach i
coroczny zwyczaj wypuszczania w knieje niedźwiadka wychowanego wśród
ludzi.
Po wojnie wzrosłą
liczba plemion w lasach nad Odirną, a nie jeden leśny maż wziął
za żonę niewiastę z siół Varpno i Varnovo (Velehrad został
zniszczony przez potop; odbudowała go córka Czarnogłowa, Sedina,
zwana Wielką . Nie tylko odbudowała gród, ale i przywiodła go do
świetności, dlatego, za zgodą samego Welesa, jego nazwę zmieniono
na Sedinum; obecnie w jego miejscu wznosi się Szczecin). Wracając
do naszej historii... Zebrał się wiec, na którym postanowiono, że
część leśnego plemienia Dziwiczów (za patronkę mającego
Dziwicę) zbuduje tratwy i łodzie, aby poszukać nowych ziem do
zasiedlenia. Jak ustalono tak zrobiono – plaże powoli znikaly
leśnym ludziom i żmijom z oczu, a przed nimi otwierało się
wielkie nieznane. Potwory morskie nie atakowaly podróżnych, bo
Dziwica prosiła Juratę o opiekę nad swym ludem. Raz jednak, samemu
zajmujący łódź Mszczuj z Varpna; chłop, który zamieszkał w
lesie, by dzielić życie swych przyjaciół został zaatakowany. Za
kark złapały go podobne do człowieczych ręce i dalejże! –
ciągnąć w głębinę. Należały do brunatnego, morskiego potwora
o oślich uszach, zagiętych do przodu kozich rogach, gadziej łusce,
papuzim dziobie, błoniastych skrzydłach i kudłąch pod pachami.
,,Na pomoc’’! – wrzasnął varpnianin. Wnet w pobliżu zaroiło
się łodzi i tratw. Mądry Turupit, (syn niewiasty z Dravska, do
piętnastego roku życia wychowywany przez wilki), oburącz schwycił
uszy potwora i pociągnął z całej sily. Ten puścił Mszczuja z
Varpna, który wpadł do wody, za to rzucił się na Turupita,
broniącego się włócznią. Drewno chrupnęło w dziobie bestii,
lecz Turupit z całej siły uderzył ją kułakiem w klatkę
piersiową. Potwór ryknął, lecz inni leśni ludzie poczęli
strzelać z łuków, więc dał nura, łapiąc za rękę Mszczuja z
Varpna i usiłując utopić. Turupit również zanurkował, gdy wtem
ujrzał niezwykły widok. Lew bez grzywy, pokryty łuskami jak karp i
majacy rybie skrzela, zabił morskiego potwora, obficie krwawiącego
na zielono, zaś niedoszłego topielca chwycił za kark jak lwiątko
i złożył w łodzi. ,,Podziękujcie Juracie’’! – zwierz
przemówił ludzkim głosem, po czym zniknął z oczu. Po miesiącu,
leśni ludzie wylądowali u wybrzeży krainy zwanej Svamią (Suomi).
Tam umarł dotychczasowy wódz plemienny, a jego następcą wybrano
Turupita w uznaniu jego mądrości i ofiarności. Oczom podróżnych
ukazał się gęsty las, pełen dzikich zwierząt, lecz nie było tam
ani jednego człowieka.
- To będzie nasz dom, nie mniej piękny
od tego nad Odirną! – rzekł Mszczuj z Varna, a poznana przez
niego w trakcie żeglugi morska rusalka, znajaca te tereny, ostrzegł
przed srogą zimą.
Jednak część przybyszów pochodziła
z siół o domach z kamienia i cegły i nie chciała mieszkać w
puszczy. Gorynycz ucieszył się czując zapowiedź rozlewu krwi.
Turupit wiele wędrował po pustkowiach Svamii i odkrył, że
mieszkały już tam istoty rozumne. Spotykał rusałki i wodniki,
krasnoludki i istoty wcześniej sobie nie znane – elfy. Były
podobne do motyli, a trochę do ludzi, lecz tych znacznie
przewyższały pięknością. Miały złote włosy, motyle skrzydla,
kolorowe, zdobione opiłkami złota i srebra stroje. Mieszkały w
lasach i na łąkach, gdzie wśród kwiatów miały strzeliste domki
jakby utkane z mgły. Domki krasnali łatwo było przez nieuwagę
rozdeptać, bo były zrobione zkory, patyków, liści i mchu,
ocienione grzybami. Domem rusałek i wodników były jeziora i stawy,
wykroty i korony drzew, a nawet stare nory borsucze. Widząc to
wszystko, wódz plemienia Dziwiczów pomyślal o sporze o to, jak ma
się zagospodarować nową ziemię. Gdy zebrał się wiec, przemówił:
- Wędrując po svamijskich pustkowiach
widziałem domostwa jego mieszkańców nie będących ludźmi, ni
zwierzętami. Sposób w jaki gospodarzą na tej ziemi nie niszcząc
jej, nie jest sposobem leśnych ludzi, bo budują domy, lecz nie
jest też sposobem ludzi z siół, bo ich domy są tu takie jakby
były drzewami, lub kamieniami. Dlaczego my; ludzie z lasu i ludzie z
siół nie moglibyśmy zbudować leśnego sioła? – na początku
wszyscy kręcili nosami, lecz gdy przekonali się od samych elfów,
że ,,leśna wieś’’ nie jest pomysłem chybionym, zbudowali
drewniany gród, zabezpieczony przed ogniem danym przez karły
inkarytem, który nazwali Turku na cześć mądrego Turupita. Po
wielu latach, już w erze trzynastej, gród ten został pierwszą
stolicą Finlandii.
*
Turupit umarł w
wieku osiemdziesięciu lat otoczony miłością całej ,,leśnej
wsi’’ i okolic, zaś starym już Mszczujem z Varpna opiekował się
jego syn, rybak Vorupit. Jego córka Sygryda, licząca siódmą
wiosnę życia zachorowała i leżała w łóżku. Pewnego razu, gdy
wypłynął na morze, bardzo długo nie mógł nic złowić. Wreszcie
w sieci znalazły się jedynie dwie szprotki; znak, ze jakiś dziwny
stwór ostrzega człowieka. Rybak ponownie zarzucił sieci i znalazł
w nich dwie dziewczynki z rybimi ogonami, ociekające wodą i łzami.
Zadowolony zabrał je do chaty i wrzucił do zalanej wodą piwnicy,
za pokarm dając im chleb i ryby. Przenosił syrenki do pokoju córki,
aby śpiewem koiły jej cierpienie. Siostry Anej i Ayisaca, bo tak
się się nazywały, śpiewały pieśni tak smutne, że łzy ciekły z
oczu wszystkich żywych istot wokoło, tak piękne, że milkły
słowiki, niekiedy tak pełne radosnej nadziei, iż przez nikogo nie
kochany dziad, który chciał się powiesić, zrezygnował z
samobójstwa. Morskie historie zawarte w tych pieśniach, do dzisiaj
żyją w ludowej tradycji Finów.
- Agej dał nam głos przewyższający
słowiki, ale i wytrwałość żółwic skłądajacych jaja na plaży,
byśmy się nie leniły i rozwijały swe zdolności – mówiła
zauroczononej Sygrydzie starsza siostra, Anej o płowych włosach.
Młodsza od niej Ayisaca miałą włosy brązowe, lekko pofalowane,
niczym Leśna Matka. Anej miała dziwne oczy; raz były modre jak
klejnoty Juraty, innym razem zaś czarne jak czeluść Čortieńska.
Dziewczynka zaprzyjaźniłą się z syrenimi dziećmi, lecz te
tęskniły do morza, a ich skargi dotarły do morskiej Enki, Juraty.
Vorupit suszył sieci na plaży, gdy
zobaczył czarnowłosa panią w ognistej koronie, trzymającą
bursztyn, a wiatr unosił fałdy jej sukni z morskiej piany,
naszywanej perłami. Oniemniał na ten widok, a cud niewiesci dotknął
białą dłonią jego serca i rybak padł na kolana , a potem na
twarz. Płakał jak bóbr i skręcał się jak ryba wyjęta z wody.
Jurata znów dotknęła jego serca i przestał się miotać.
- Uczułeś ból rodzicieli syrenek,
które złowiłeś – objaśniła.
- Wybacz, Aredvi Maris, mojka córka
choruje i ktoś musiał ją pocieszyć – tłumaczył rybak.
- Sygryda wyzdrowiała – rzekła
Jurata. – Ty zaś wypuść syrenki do morza.
Na spotkanie Vorupita wybiegłą z
chaty jego rzeczywiście zdrowa córka. Rybak wypuścił Anej i
Ayisakę, na drogę dając im pieczone prosię. Sygryda tęskniła za
nowymi przyjaciółkami, a one z anią. Wkrótce zostałą okeanidą
i mogła je odwiedzać do woli. Wiele lat później zostałą żoną
morskiego wodnika i tu baśń się urywa. Wracajać do Turupita, po
śmierci niektórzy poczęli czcić go jako boga.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz