,,Człowieka z
duszą'' można rozpoznać nawet gdyby przebywał w karczmie razem z
pijakami" - powiedział polski góral do kontrowersyjnego
księdza Józefa Tischnera, dla niektórych zbyt lewicowego.
Płomienie Ageja oświetlały twarz modlącej się
Kaztii, siostry Tatry. Mieszkańcy Nawi Jasnej lubili wyprawy na
szczyt Wielkiego Dębu, na spotkania z Agejem i Enkami innymi niż
Weles. Choć archipelag, na którym mieszkała, był krainą
szczęścia, teraz nawet na nim gościł smutek. Jego powodem była
wojna i zagłada Aplanu. Policzki orantki były uperlone łzami.
-
Żadne z przedśmiertnych cierpień nie jest wieczne - mówił Agej
ocierając kobiecie łzy płomieniem, a ona ufnie wtuliła się w
ogień. - Kaztio! Nadchodzi koniec Kościeja i jego okrucieństw. Na
jednym z sabatów w górach była teutmańska dziewczyna, która
chcąc zostać czarownicą wzywała w moim imieniu piwo sąsiadów
aby skisło. Wzywała też ducha Goplany III, aby nauczyłą ją
rozpusty, lecz teraz duch nie chce od niej odejść i bardzo dręczy,
ona zaś żałuje. Chciałbym abyś jej pomogła, aby ludzie wzywali
mnie przez ciebie w udręczeniu przez złe duchy.
-
Pomogę - poważnie odrzekła Kaztia.
Od razu ruszyła w drogę, ta jednak prowadziła przez
Alpenland teutmański, gdzie po raz kolejny czarownice zebrały się
na sabat. Nie mogąc ich wyminąć, a wiedząc, że wiedźmy żyły w
nieprzyjaźni z jytnas, mocą Ageja przybrała postać pięknej
brzozy, zakorzenionej w wierchu i ozdobionej złotymi listkami -
drzewo to symbolizowało jej ciało. Ukryta między gałęziami
srebrzysta gwiazda przedstawiała duszę, a zakwitłe w listowiu
lilie to dziewictwo, które za życia miało stać się darem dla
Bielskobiała. W blasku Srebroniowym ukazywały się coraz liczniej
miotły i kije z siedzącymi na nich kobietami, które następnie
siadały na śniegu. Jedna z nich wyciągnęła jedwabistą,
szponiastą dłoń po gałązkę Kaztii, inna chciała dla siebie
zagarnąć piękna gwiazdę spomiędzy konarów, jeszcze inna chciałą
napić się oskoły, lecz zdziwione spostrzegły, że drzewko parzy.
To sam Agej bronił jej swoim żarem, aż wiedźmy straciły nią
zainteresowanie.
-
Otus sie!1
- rozległy się szepty, gdy z wyciem wichrui dalekim odgłosem
bitwy, nadleciały dwie mamuny trzymając tron trzeciej, pozbawionej
skrzydeł. Postawiły tron na ośnieżonym szczycie. Siedziała na
nim młoda i szczupła kobieta. Miała długie, rude włosy, a kły
niczym wampirzyca. Na palcach dłoni i stóp srożyły się czarne,
hakowate pazury na modłę ptaków drapieżnych. Od klatki piersiowej
w dół nosiła jedwabną, czarną suknię, a zamiast piersi miała
dwie wijące się żmije. Na kolanach trzymała swoją żywą
maskotkę - ludzką głowę na pajęczych nogach ze stepów Orlandu.
-
Witaj Locho! - jedna z czarownic upadła twarzą w śnieg i polizała
stopy mamuny; kobiety co niegdyś zaprzedała się Rykarowi.
Następnie Locha odebrała hołd od pozostałych wiedźm, a także od
złych nocnic, wąpierzy, mamun, z których ust ściekała krew
pożeranych niemowląt i od przybyłych z Nurtu trolli. Królowa
Čortlandu
wypiła beczkę wódki, a następnie oddała się młodemu królowi
wąpierzy, który w Burus miał zająć miejsce Erydana. Inne istoty
żeńskie poszły w jej ślady, a już wkrótce zaczęły się
plotki.
-
Wiecie co się stało? Šlezviga
kaput. Przedwczoraj do jej sypialni wpełzł potwór z teutmańskiego
jeziora z niedźwiedziami. Miał ci ja łeb koziorożca, ale z
pyskiem minoga, łapy jak żaba, a reszta jego cielska była jak u
węgorza. Jak wpełzł, bydle, to nagryzł skórę królowej i wyssał
krew z flakami, mózg i te inne, a potem - szlus do wody! -
opowiadała owa czarownica, która w Dyskotece Pana Dżeka Piętro
Niżej wygłosiła absurdalny monolog do słonicy.
-
Głupia! Takie żyją w Helgolandzie! - strofowała ją nocnica;
podobna do niewiasty całej czarnej jak smoła.
-
A kiep ze szczegółami! - żachnęła się pierwsza. - Kościej jak
ujrzał wydrylowaną żonę, to bardzo płakał, bo powiadają, że
ją miłował, choć poślubił dla królestwa Teutmanii, a potem ku
jej czci tereny na południe od Jutii nazwał ,,Šlezvig
Holsanicy".
-
A ja wiem co się zdarzy w przyszłości! A nie powiem! - chwaliła
się inna wiedźma, wiedząca to od Rykara, który dowiedział się
tego od Ageja, zanim go zdradził.
-
No powiedz, nie bądź tym co ryje!- nalegały nocnica i jej
rozmówczni.
-
Jak chcecie mojej opowieści to dajcie wina - gdy dostała, zaczęła
dziwną historię. - Przeminie to era i następna, a wtedy będą
takie kraje o dziwnych nazwach jak Polska i Niemcy. Razu pewnego w
Niemczech powstanie wódz, którego nazwisko wymówione wspak, będzie
po nowoludzku oznaczało mordercę. Napadnie on na Polskę i inne
kraje i będzie mordował, oj, mordował, a pomagać będzie mu
niejaki Stalin. On jednak zdradzi go, to znaczy Stalina i napadnie na
jego kraj - chyba Rosję, albo inaczej nazwany. Stalin, jak się
wnerwi to skopie rzyć temu Reltihowi, to znaczy Hitlerowi i rękoma
Polaków wywali Niemców za Odirnę; przepraszam, chciałam rzec -
Odrę. Niektórzy z nich porobią takie organizacje - będzie ich
mało, ale narobią krzyku na cały kontynent. Będą chcieli
szkodzić Polsce, ale nie wszyscy Niemcy będą jak oni. Patrzcie co
zobaczyłam dzisiaj w źródle! - rzekła czarownica, a jej
słuchaczki przysłuchiwały się i wpatrywały w wizję wielce
zaciekawione.
,,Razu pewnego w Burus zamieszkją Bałtowie, a książę
polski sprowadzi Niemców, aby z nimi walczyli. Niemcy owi, oszustwem
przywłaszczą sobie te ziemie, wymordują Bałtów, zwanych
Prusami, osiedlą się i przejmą nazwę Prusaków. Do rozbiorów
będą oni ludnością o niemieckiej kulturze, lecz lojalną Polsce.
Biały orzeł Tinez, który później stanie się godłem Polski,
pochodzi z Burus - późniejszych Prus. Znajdzie się taki niemiecki
dureń, co wywiedzie z tego wniosek, że polskie godło jest
pochodzenia niemieckiego, a nie bałtyjskiego. Filut ten będzie
należał do odpowiedniej organizacji i będzie ogłupiać Polaków.
Jednak przez okno wleci do niego czarny orzeł Ridan, który będzie
w godle Niemiec i otrzyma imię ,,Gapa". Szponami wykłuje mu
oczy i powie: ,,A to ładnie tak kłamać i knuć, huncwocie"?
Łgarz będzie przepraszał, a że szczerze pożałuje, Ridan zwróci
mu wzrok, a Niemiec opuści swą organizację i będzie próbował
żyć uczciwie''.
Ale wy macie za małe móżdżki, by to zrozumieć! -
dodała czarownica i włączyła się do powszechnej orgii.
Zmęczona i ubrana Locha przysiadła się do młodego,
kwiożerczego króla.
-
A powiadają, moja perło, że mojego poprzednika przed laty ubiła
jakaś dziewica. Gdybym ją znał, to bym rozwlókł jej ciało do
ostatniej fibry po całym kontynencie! - mówił młody władca.
-
Zuchwały jesteś, Naraicarocie I - mówiła mamuna. - Erydan był
wielkim mocarzem, a ona jest Wybraną (łotkip) - wspiera ją Agej i
wszyscy Enkowie, jest mądra i wytrzymała, ma nawet pokorę i
miłosierdzie, czego nam nigdy nie stanie. Jest niebezpieczna dla
całego Čortlandu.
Rykar mi mówił, że będzie przyczyną zguby Grabiuka i samego
Kościeja nieśmiertelnego. - dodała po chwili.
Sabat się kończył, a Kaztia usłyszawszy co czeka
Kościeja, przybrała swą postać i świecąc jak gwiazda,
niepostrzeżenie udała się wreszcie aby wyprosić uwolnienie od
potępionego ducha Goplany III, po czym wróciła uspokojona do domu.
-
Ty jako jytnas nie mogłaś zostać skrzywdzona, ale niejeden ze
śmiertelników wiele by tam stracił - mówił Agej.
Rozdział
II
,,Tam gdzie mleczne wody
Leci płomiennym jajem Płanetnik młody
Czule żegna się z dziewczęciem
Jeszcze czulej z Księżycem..."
Z niskiego,
zadbanego budynku, pomalowanego na karmazynowo, dochodziły słowa
pieśni. Niosły się one daleko, a wokół padał deszcz. Po
rozmokłej drodze szedł dziwny pochód. Rosły, wąsaty mężczyzna
prowadził swoją żonę w białej sukni, z długim rozpuszczonym
włosem. Za nimi jechała na brunatnym niedźwiedziu czerwonowłosa
rusałka, eskortowana przez dwa niedźwiedzie polarne z toporami w
łapach. Orszak uzupełniali aplańscy cywile pozbawieni domostw.
-
Gdybym wiedział, że to tak się skończy, to bym cię słuchał! -
wzdychał były król Lech III. - Biedny Evoliusz! Kochałem go jak
ojca! Mój biedny kraj! - tymczasem była królowa Tatra pocałunkiem
chciała pocieszyć swego mocno już doświadczonego męża.
,,Wielorybie ogromny;
Bracie mój rodzony,
W Kosmosie pływasz,
Mokoszy tyś łożem"
Zgromadzeni za stołem Płanetnicy słuchali kolejnej
piosenki, gdy drzwi się otworzyły i wewenątrz zaroiło się od
uchodźców. Z nimi wkroczył Lech III.
-
Pozdrawiam poddanych czcigodnego króla Ixovodrava - zaczął
uprzejmie - i przepraszam za najście. Jestem byłym królem Aplanu;
mój kraj jest teraz podzielony między berła Kościeja, a
Wieńczesława II Czerwono - Czarnego. Razem ze swoją żoną Tatrą,
przyjaciółmi: Ruta, Arvotem Baldasem, Gotardem Urmeierem i Wilsonem
Eaneawattem, oraz tymi nieszczęśliwymi - wskazał ręką na
uchodźców - proszę o schronienie.
Płanetnicy spojrzeli po sobie, po czym wezwali jakiegoś
człowieka.
-
Panie, jestem karczmarzem i obsługuję szacowenych gości z Księżyca
- powiedział. - Ta austeria nazywa się ,,Pod Wołem u Pala",
zgadzam się, aby była waszym schronieniem - wówczas wkroczyłą
rusałka z trzema niedźwiedziami.
-
Dawno nie rozmawiałem z ojcem - przy posiłku rozmyślał Lech III -
ciekawe kiedy wróci z Księżyca?
-
Martwi mnie, dlaczego król Ixovodrav nie pomaga nam? - zamyśłiła
się Tatra, a Ruta była zajęta tylko serem i twarogiem. Podobnie
niedźwiedzie i większość szarych ludzi.
Niektórzy Płanetnicy próbowali się rozerwać
rozbijając gliniane naczynia o głowę, aż unosiły się chmurki
tęczowej krwi, lub pijąc wino z obuwia. Nastrój był jednak
ponury.
-
Moja żona jest południcą, ale jest dobra - mówił karczmarz do
przybyłych, gdy jasnooka blondynka o bladej cerze, z lekka
odbijającej blask Srebroniowy, układała na podłodze maty i skóry
dla gości.
Była już noc i niosło się wycie napasłych ludzkimi
ciałami wilków. Gotard Urmeier i Wilson Eaneawatt wyszli na
zewnątrz, by pilnować gospody. Po nich, wartę mieli pełnić Ruta
i Arvot Baldas. Wtem oba białe niedźwiedzie przewróciły się na
trawę i zrosiły ziemię krwią. W ich piersiach sterczały długie,
ciężkie włócznie. Drzwi pogrążonej we śnie austerii zostały
wyważone i w ,,Pod Wołem u Pala" zaroiło się od czarno
ubranych rezunów.
-
Izoprofiet' Taras Długa Kita przynosi wam śmierć wszy! -
zakrzyknął jeden z nich rozpoczynając mordowanie śpiących
tułaczy.
Płanetnicy odkryli, że ich ,,jaja płomieniste"
zostały ukradzione. W mroku zalśniły cztery oczy. To wkroczył
sługa księcia Tarasa; żmij Kąsacz o wąskim pysku, długim,
cienkim ogonie, ludzkich, szponiastych rękach i nogach i
ciemnozielonej, przechodząej w czarną skórze. Wysuwał triumfalnie
widełkowaty język z pyska zbrojnego w zęby jadowe, a w dłoni
trzymał sztylet. Razem z nim przybył specjalny wysłąnnik
Kościeja, znany nam już Uszak. Był uzbrojony w obsydianowy miecz.
-
Ta suka zawsze gryzłą nogi naszych panów idących ku zwycięstwu!
- Uszak schwytał uzbrojoną w pazury łapą ramię rozbudzonej
władczyni i wskazał ją Kąsaczowi. Ruta i Arvot Baldas musieli
odpierać ataki rezunów i nie mogli pomóc. Kąsacz przyglądał się
ciwekawie Tatrze i obmyślał jakąś straszną śmierć dla niej.
Ona zaś kaleczona pazurami oprawców milczała co doprowadzało ich
do wściekłości.
-
Najpierw naszą Myszkę udusimy, czy zatrujemy? - pytał się Kąsacz
trzymając pokrytą łuską dłoń na jej podbródku, gdy
nieoczekiwanie usłyszał świst i ujrzał rysią głowę Uszaka
leżącą na podłodze.
-
Zakręt! - syknął i błyskawicznie wbił Tatrze sztylet pod pachę,
aż przebił ramię.
-
Lechu! - Tatra rzuciła się na szyję mężowi, a ten w oka mgnieniu
poszatkował żmija; jego łeb jeszcze długo kłapał szczękami, a
ogon, ręce i nogi rzucały się jak ryby w sieci.
Topielica i jej przyjaciel przełamali napór rezunów.
Lech III chciał wyprowadzić ukochaną z karczmy, lecz oto przyszli
nowi napastnicy.
-
Nie mogę uciekać, Lechu - mówiła - jako królowa Aplanu muszę
bronić swoich poddanych! - opierając się małżonkowi chwyciła
obsydianowy miecz i ze sztyletem w ramieniu zastawiła sobą drzwi.
Była jednak wyczerpana brakiem snu, trudami tułaczki i utratą
krwi, toteż upadła na kolana, a Lech czuwał przy niej. - Ty
uciekaj, ale ja zostanę - radziłą swemu obrońcy, lecz ten wolał,
aby jego krew po przelaniu zmieszałą się z krwią żony. Nagle -
rezuni z dzikim wrzaskiem uciekli przez okna. Co było tego
przyczyną?
*
-
Kim jestem?! - na widok męża i żony; człowieka i południcy
zawołał srogi upiór; ubrany w czarne szaty mąż, zamiast głowy
mający czerwoną czaszkę z białym końskim ogonem, a imię jego:
Taras Długa Kita.
-
Równy wieprzom!2
- odpowiedziała południca celując z łuku w serce potwora.
Trafiła doń kilka razy, lecz nie mogła zabić.
-
Dość tego, środkowy palcu dnia! - zawył książę i ruszył na
południcę z nastawionym na sztorc mieczem.
Karczmarz zasłonił ją sobą a siebie tarczą. Choć
upadły upiór zwany ażdachą, uderzył z imptetem nosorożca, albo
bawołu - nie zdołał zabić człowieka. Zaczął go wściekle siec,
lecz słabł z akażdym uderzeniem. Wreszcie opadł na trawę, a
karczmarz uciął jego czerwoną czaszkę z karku. Dusza Tarasa po
przebiciu kołem, z wielkim rykiem i w płomieniach udała się pod
Korzenie Wielkiego Dębu, do smoka Rykara.
-
Tą czaszkę możemy zanieść w poselstwie do króla Wieńczesława!
- zaproponowała południca, a w austerii Lech III trzymał w rękach
zimniejące ciało żony.
Rozdział
III
- Krukkkkkkkkkkrww!!!
- piejący kogut przepłoszył wąpierze i ogłosił nowy dzień.
Na zlanej wczorajszym deszczem łące zapłonęły stosy
pogrzebowe. Kremacji poddano ciała ludzi i Płanetników,
zdekapitowanego Uszaka i usieczonego Kąsacza, a także zabitych
włóczniami Gotarda Urmeiera i Wilsona Eaneawatta. Arvot Baldas
płakał jak bóbr, gdy płomienie lizały ich białe futra, a Ruta
głaskała jego kudły usiłując go pocieszyć. ,,Jaj płomienistych"
nie udało się odzyskać - rezuni je ukradli i polecieli w nieznane
miejsce. W gospodzie Lech III klęczał i próbował obwiązywać
gałgankami ciało żony, z którego razem z krwią sączyło się
życie. Krew wypłynęła z ciała Tatry tak obficie, zę już
wypłukała świadomość.
-
Ja jestem wraczem - znienacka rzekł jakiś stary tułacz o imieniu
Żyrwak - zrób mi miejsce, panie.
Król
uczuł wielką wdzięczność, a wracz wyprosiwszy go rozpoczął
operacyjnie usuwać sztylet z rany. Ówczesne operacje były bardzo
krwawe, prowadzono je w niehigienicznych warunkach i rzadko kończyły
się powodzeniem. Całą podłoga była pokryta krwią. Wreszcie po
trzech godzinach Tatra mogła wyjść z ręką na temblaku. Już
podczas operacji odzyskała przytomność i zmuszała się aby nie
krzyczeć - środkami znieczulającymi były wówczas napoje
alkoholowe. W żyłąch zostało jej tylko pół litra krwi: przeżyłą
jednak, bo swej krwi użyczyły jej Ruta i żona karczmarza. Ówczesne
transfuzje przypominały rosyjską ruletkę - zwłaszcza, że dawcami
często były zwierzęta. Krew rusałek, południc i nocnic miała tę
niezwykłą właściwość, że można ją było przetoczyć każdemu
człowiekowi. Niektórzy powiadali, że człowiek z krwią rusałki
lub wodnika upodobni się do swego dawcy, jednak nie było to prawdą,
przynajmniej w przypadku Tatry.
-
Dajcie jej jeść! - rozkazał Lech III widząc swoją żonę żywą,
lecz po najściu rezunów, wygnańcy musieli jeść żaby i
dżdżownice z łąki.
-
Współczujemy wam, ludzie i jeśli powrócimy do Kinperokabadu,
poprosimy naszego króla Ixovodrava o pomoc dla was - zapewniali
Płanetnicy, po czym szczęśliwi z zakończenia złęj przygody,
wzlecieli w niebo, mając nadzieję, że ich bracia zawiozą ich do
ojczyzny.
-
Jak możemy Ci się odwdzięczyć? - na kolanach Tatra i Lech III
pytali się wracza.
-
Taras Długa Kita zabił mi ostatnich wnuków - mówił Żyrwak -
życia im nie zwrócisz, a czego innego bym nie chciał. Niedługo do
nich dołączę i nie chcę tylko zmarnować tego życia co mi
zostało.
Byli król i królowa Aplanu, Ruta, Arvot Baldas i
pięciu przeżyłych wygnańców wyruszyło w dalszą drogę.
Południca chciała im zaproponować azyl w Pałącu Złotym Pory
Południa, w którym się urodziła. Był to złoty zamek wyrastający
z dna Kosmicznego Oceanu, poza godziną dwunastą niewidzialny i
zamieszkany przez jej siostry. Należała do tych, które służyły
Agejowi, lecz były i takie co wybrały Rykara (w Montanii jedna z
nich zabiła mężczyznę, a potem pomylono z nią Tatrę). Te
ostatnie mogły wymordować, lub wydać najezdnikom tych co by się
schronili. ,,Lepiej im o tym nie powiem" - południca pomyślała
z goryczą. Wygnańcy zaś udali się do krainy zwanej Ojcowem lub po
starokrasnemu - ,,Fatryver". Schronili się w jednej z jaskiń o
nazwie Jaskinia Hien, żyły tam bowiem, obecnie wymarłe - hieny
północne. Po przespaniu pierwszej nocy, a raczej dnia w ich
sąsiedztwie, ludzie zyskali zaufanie zwierząt i nie byli atakowani.
Poznane wcześniej małżeństwo, zgodnie z
postanowieniem, przekazało czaszkę księcia Tarasa królowi
Wieńczesławowi, a gdy ten próbował zabić obu posłów, południca
ścięła go mieczem i zabrałą męża z niebezpiecznego miejsca.
Orowie pozbawieni króla zaczęli walczyć między sobą.
Tymczasem w Jaskini Hien, Lech III opiekował się żoną,
której ramię było już zdolne do ruchu. Kiedy spał, ujrzał jak
Mokosza pochyla się nad nią i rzecze:
-
Niepłodność wzięłaś z matki, aby wypróbowana została miłość
między tobą a Lechem. Teraz jednak zostanie ci odjęta. Weź to
jako dar dla niego - po tych słowach Enka zdjęła swój złoty
łańcuch z pasa i owinęła nim Tatrę, po czym zniknęła.
-
Czy chciałbyś pamietać jak się urodziłeś? - po obudzeniu
zapytała męża - Bo ja raz pamiętałam - król ujrzał złoty
łańcuch i na jego widok upadł na twarz.
Rozdział
IV
Po śmierci
Wieńczesława Kościej wmieszał się w walki książąt orskich i
zwyciężywszy wszystkich, stworzył imperium sięgające od Rininu
po Roxyzor. Jego wojska zajęły też Ojcowo, wcześniej okupowane
przez Orów, lecz nie mogły wytropić wygnańców w Jaskini Hien. Ta
i inne jaskinie stały się miejscem azylu dla miejscowej ludności,
płazokształtnych wodników i podległych im rusałek. Wygnańców
ktoś szpiegował. Tymczasem Tatra poczęła i po dziewięciu
miesiącach spędzonych pod opieką Mokoszy i Lecha III urodziła
trzy dziewczynki i trzech chłopców. U obu płci jedno dziecko było
białe, drugie czarne, trzecie żółte, co wszystkich wprawiło w
zdumienie. Coś podobnego ma miejsce u lampartów - czarna samica
może mieć cętkowane młode lub na odwrót. Hieny północne nie
robiły im krzywdy, a wszystkie sześć niemowląt było jednakowo
kochanych przez rodziców. Razem z matką i ojcem było ich siedem,
bo Tatra i Lech to,,dwie dusze w jednym ciele". Mokosza razem z
miejscowymi kobietami i zwierzętami pomagała w opiece nad nimi.
Słowiańska encyklopedia ,,Obraz świata" z lat 469 - 480
podaje tu wzmiankę o córce Mokoszy (lub jej przydomku!) Dziecileli,
lecz ta półlegendarna postać żyła w erze dwunastej, a nie
jedenastej.
-
Jak je nazwiemy? - pewnego razu zapytał się Lech III.
-
Te o skórze naszych prarodziców, Novalsa i Aivalsy będą się
nazwać Mari i Roxyzorion, - Tatra nazwała dzieci żółte - te o
barwach Welesa będą Afaraka i Przerośl...Toreń? Ten będzie się
nazywał Przerośl Żyrwak, a białe nazwiemy - Anej i Mieczysław.
Jak się podobają?
-
Piękne - odparł Lech III - chciałbym tylko, aby córki nazywały
się Anej Tabiena, Anej Mari i Anej Afaraka - czy możesz to zrobić?
-
Mogę - odpowiedziała Tatra i ucałowała męża.
-
I jeszcze zamiast ,,Roxyzorion", bardziej mi się podoba, hmm
Burus.
Wszystkie dzieci; Mieczysław i Anej Tabiena, Burus i
Anej Mari, Przerośl Żyrwak i Anej Afaraka, spały wtulone w kudły
oswojonych hien, a tuż przy nich spali ich rodzice. Tymczasem do
groty bezszelestnie weszły kobiece postaci. Dwie były uskrzydlone,
a trzecia nie. Wszystkim świeciły się żółte i zielone oczy,
oraz syczały żmije wyrastające z klatek piersiowych. ,,Jedzmy"!
- ich przywódczyni wskazała na śpiące dzieci. Jednak Tatra nadal
nosiła z nabożnością złoty łańcuch Mokoszy o pięćdziesięciu
ogniwach. Zaświecił on silnym blaskiem, który skrzydlate mamuny z
okrzykiem ,,Locho! Ratuj!" strącił pod Korzenie Wielkiego
Dębu, a samą Lochę powalił na ziemię. Hieny północne zaczynały
już powracać z łowów, ich i ludzkie dzieci poczęły płakać
żałośnie, a Tatra zerwała się na równe nogi. Locha uciekła.
-
Na twoje dzieci napadły mamuny - tłumaczyła Mokosza - ale to było
ich klęską - pokazała złoty łańcuch. - Agej mówił, ze jeśli
zostaniesz jytnas, to też będziesz walczyć z istotami mordującymi
dzieci.
-
Gdy przeminą ery, sprawię, że więcej dzieci będzie przezywać
swoje narodziny - powiedział jej mąż Świętowit, po czym obaj
Enkowie zniknęli.
Locha
zaś udała się na Zachód, aby w Likostopolis powiadomić Kościeja
o miejscu pobytu Tatry i Lecha III.
Rozdział
V
Lato trwało, a
w miarę jak Locha podróżowała na Zachód z Aplanu przez
Teutmanię, w mijane rodziny wstępowała żałoba. Ginęło mnóstwo
dzieci, tudzież wiele kobiet roniło i umierało przy porodzie. W
ślad za swoją panią podążała coraz grupka mamun, czarownic,
strzyg i wąpierzyc. Wreszcie Locha zaszła do Likostopolis gdzie
przyjął ją Kościej.
-
Coście wyszpiegowały? - zapytał król.
-
Lech III i Tatra zamieszkali w Ojcowie, w Jaskini Hien, razem ze
zwierzętami i wygnańcami - Kościej gniewał się, że wcześniej
ich nie odnalazł - Tatra urodziła sześcioraczki; chłopców i
dziewczynki o kolorze miodu, śmietany i jagód - Locha odsłoniła
szpilkowate zęby, a na wężowe piersi poleciała ślinka.
-
Łżesz szmato! - oburzył się władca. - Człowiek to nie pantera,
aby tak było!
-
Nie wierzysz? - zamyczała Locha. - To spójrz do swojej kryształowej
czaszki - Kościej spojrzał i przekonał się, że była to prawda.
-
To niepojęte - wymamrotał - ,,Muszę ich wszystkich rozgnieść jak
robactwo"! - dodał w myśli.
-
Chciałam zjeść jej potomstwo, ale miała - mamuna trwożnie
ściszyła głos - złoty łańcuch Mokoszy; postrach Čortlandu
i samego Rykara!
Zapadło
krótkie milczenie. Locha objęła okryte skórą łopatki Kościeja
i prosiła.
-
Tyle napracowałam się dla ciebie, to może teraz w nagrodę
użyczysz mi swego nasienia? - oczy błyszczały jej lubieżnością.
-
Spłyń - warknął właściciel wielkiego gineceum, który po
śmierci Šlezvigi
na długi czas zaniechał rozpusty.
Tymczasem sługa oznajmił przybycie dawno niewidzianego
posła.
-
Panie, pragnie ciebie widzieć książe Ixlavok, syn księżycowego
króla Ixovodrava - Kościej kopniakiem wygonił Lochę, która
przeklinając go i życząc mu rychłej utraty nieśmiertelności
opuściła Likostopolis. Potem dał ręką znak by wprowadzić posła.
Wszedł młody Płanetnik o niebieskiej skórze, ubrany
w piękny, zielony kontusz wyszyty gwiezdnikami i o czarnej,
podgolonej czuprynie.
-
Ja nie wiem czy bardziej mam nienawidzić ścierw żeńskich, czy
męskich, ale ty należysz do tych ostatnich - arogancko przywitał
go Kościej.
-
Mój król i ojciec, Ixovodrav wypowiada wam wojnę i to samo chce ci
przekazać król - ojciec czcigodnego Lecha III, Opplan - mówił
spokojnie Ixlavok. - Właśnie przysłał ,,jaja płomieniste'' do
ochrony zacnej królowej Tatry i jej dzieci.
-
Zakręt, zakręt... - Kościej zaciskał pięści i szeptał
przekleństwo. - Czy już się wygadałeś parchu?! - kipiał
złością.
-
Chcę jeszcze przekazać, że jako następca tronu wydałem rozkaz,
że każdy kto tknie Rutę, zostanie tak ukarany, iż trzeba mieć
łeb wielki jak Księżyc, aby to sobie wyobrazić - zagroził
książę, nadal panując nad emocjami.
-
To teraz zabieraj swoją rzyć na Księżyc, albo ci wydłubie oko!
Tym palcem! - pokazał mu środkowy.
Książę Ixlavok opuścił pałac i wsiadłwszy do
,,jaja płomienistego" skierował się na wschód.
-
Myślałem, że dam mu w mordę! - pożalił się niewidomemu
starcowi z długą, siwą brodą.
-
Ale nie zrobiłeś tego i chwała ci za to - mówił starzec. -
Cieszę się, że twój ojciec zlitował się wreszcie, a i ja nie
jestem bez winy. Zanim umrę, chcę naprawić swoje zaniedbanie... -
wiele innych myśli nurtowało w głowie sędziwego człowieka. ,,Czy
pprzysłana im ochrona okaże się skuteczna? Czy Kościej znów
zacznie sporządzać ogromne strzały z gwiezdnikowymi grotami? Czy
mój syn pamięta o mnie jeszcze? Tyle lat się nie widzieliśmy".
*
- ,,Jak wielkim jest Agej, pan
Wilgotnej Ziemi i Sinego Morza!" - przed Jaskinią
Hien wykrzyknął wygnany król na widok swego ojca Opplana,
wychodzącego z ,,jaja płomienistego", trzymanego za rękę
przez królewicza Płanetników.
-
On z dziedziny nocnic wydobywa światło, a z łona ziemi -
twory rozliczne. -wzruszony odpowiedział Opplan. Ojciec
i syn padli sobie w ramiona i długo płakali, a następnie Lech
zawołał Tatrę, a ta rzuciła się starcowi na szyję ze słowami.
-
On jest mocą, On jest życiem, On jest mądrością, On twój
Pan okręgu Ziemi! - a
potem wszyscy z Rutą i Arvotem Baldasem dośpiewali:
-
On Kościeja ma za szarańczę, srogiego Amosowa i Krwawego
Burka ważył za nic, a Rykar jest przy Nim jak niemowlę!
-
Wiele się zmieniło! - powiedział Opplan.
-
Mamy wreszcie dzieci - powiedział Lech i zaczął swemu ojcu
pokazywać wnuków i wnuczki, a ten się cieszył i całował je.
-
Wiesz, synu; sam Agej mi mówił, abym udał się do ciebie. On nie
chce być murem oddzielającym mnie od dzieci. Często chce sprawdzać
nas w miłości do innych - mówił Opplan, a następnie schwytał
idącą wśród traw mówiącą czajkę i wysyłając ją do
Likostopolis, mówił do niej, aby następnie przekazała to
Kościejowi.
-
Kościeju! Król Ixovodrav, mój syn Lech III i ja wzywamy cię na
decydującą bitwę nad górnym biegiem Visany, wzywamy cię na sąd
Ageja i Enków. Niech rozsądzi ona o tym, kto będzie panował na
wschód od Odirny i oszczędzajmy krew swoich poddanych!
-
Trzymam sztamę parchy - od niechcenia rzucił król czajce.
Po
obu stronach zapadła decyzja o Wielkiej Bitwie Visańskiej.
Nazajutrz rano Tatra zobaczyła Rutę aportująca oszczep Arvotowi
Baldasowi.
1
Oto ona!
2
Izoprofiet' znaczy ,,równy wieszczom"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz