Rozliczni autorzy podają, że narodzinom wielkich herosów, często towarzyszyły niezwykłe zjawiska. Tak, kiedy Swaróg stał się śmiertelnym człowiekiem; Teostem Carem – Słońce liczne zwierzęta przybyły oddać mu hołd. Narodzinom Żmija Ognistego Wilka; syna żony bana Vodka i ognistego ducha, Latawca o złotym warkoczu, poprzedziło ukazanie się na niebie dwóch Słońc, z których jedno dzierżyło miecz.
W
erze dziewiątej, gdzieś na ziemi później zwanej Roxem, żyli
sobie wodnik Alabasta i rusałka Stazja. Kiedy dziecię dojrzewało w
jej łonie i gotowało się do wyjścia na świat, na sinym morzu, w
Zatoce Balat, Morzu Rajskim i Oceanie Północnym Lodowatym, wreszcie
na Morzu Ciemnym rozszalały się sztormy wyrzucające wieloryby na
brzeg. Żyjący na wschodniej ziemi, która wydała królową
Bharatienę, Nagowie zwani ,,robakołakami'';
węże o ludzkich głowach, struchleli i zanosząc jęki do Mokoszy
Aredvi, przez której łono Agej stworzył ich rasę, oczekiwali
końca świata, a przynajmniej eonu. Zwierzęta takie jak jelenie i
sobole uciekały pełne trwogi, a ich lęk tak opiewał wodnik Gomer,
poeta:
,,Skrzeble biegną, skrzeble przez lasy, przez błonie,
Drapieżne żywiczki, upiorne gryzonie!
Biegną szumnie, tłumnie powikłaną zgrają,
A nie żyją nigdy, tylko umierają -
Umierają, skomląc, szereg za szeregiem
[…]
Na
ziemię zeszły urodziwe nawki – dzieło rąk szpetnego Welesa i
wybrane (łotkip)
spośród świtezianek; służebnice Swaroga i Jarowita, Zorje w
szatach z piór trzech białych orłów. Zstąpiły aby ukoić trwogę
i ogłosić wszem i wobec, że rodzi się przyszły bohater. Stazja
leżąca w sitowiu urodziła małego wodniczka. Wielkie było
zdumienie ojca i matki, gdy nowo narodzone dziecię przemówiło:
-
Hej, młoda Stazjo! Nie spowijaj mnie w krasne pieluchy, lecz daj mi
zbroję i palicę ciężką! - dziecku nadano imię Volch (Wołch,
Wołchow).
W kronikach zapisał się jako wodnik Volch Alabasta, zaś w ruskich
bylinach jako człowiek Wołch Wsiesławicz. Potrafił zamieniać się
w mrówkę, gronostaja i inne zwierzęta.
Nauki pobierał w szkole na dnie jeziora, którą prowadziła stara i mądra baba wodna imieniem Osinauczycha (Osinansika). Darzono go pochwałami za postępy w rzutach oszczepem i dyskiem, biegach, zapasach, jeździe na różnych zwierzętach i powożeniu zaprzęgiem, a także w muzyce, poezji, heraldyce, historii, enkistyce (nauce o Enkach), animalistyce, wiedzy o roślinach i kamieniach. Brakowało mu zdolności i zamiłowania do nauki o liczbach i gwiazdoznawstwa, za to był uczynny i uprzejmy, zachowanie miał wzorowe. Wśród jego kolegów był wodnik Herman (Hermanus), którego ród wywodził się od króla Germana.
Nauki pobierał w szkole na dnie jeziora, którą prowadziła stara i mądra baba wodna imieniem Osinauczycha (Osinansika). Darzono go pochwałami za postępy w rzutach oszczepem i dyskiem, biegach, zapasach, jeździe na różnych zwierzętach i powożeniu zaprzęgiem, a także w muzyce, poezji, heraldyce, historii, enkistyce (nauce o Enkach), animalistyce, wiedzy o roślinach i kamieniach. Brakowało mu zdolności i zamiłowania do nauki o liczbach i gwiazdoznawstwa, za to był uczynny i uprzejmy, zachowanie miał wzorowe. Wśród jego kolegów był wodnik Herman (Hermanus), którego ród wywodził się od króla Germana.
*
Korzystając
z ładnej pogody, baba wodna prowadziła zajęcia o zbiorze poezji
,,Wierszydłach''
wodnika
Gomera z Tywerii. Wśród jego ,,stików'' (wierszy) był zbiór pięciu ,,Sonetów do Wodjanichy''. Imię to oznaczało rusałkę z rzeki Plitvy, ówczesnego dopływu Erydanu. Osinauczycha wypytywała uczniów i uczennice o wielkopomne dzieło Gomera, a wodnik Volch Alabasta i rusałki Vodnaja i Potoplenka jak zawsze przodowały. Herman już dawno nie był pytany, bo na lekcjach smacznie spał, co stawiało pod znakiem zapytania jego promocję do następnej klasy. Baba wodna wykonując swą powinność zapytała pogrążonego we śnie wodnika o jakieś wydarzenie z życia wieszcza z jeziora Tywerii w Międzyraju.
Koleżanki, Wiły o imionach Wilcza (Vilča) i Kielcza (Chilča) z trudem go dobudziły, a złośliwa nocnica Načnica roześmiała się. Herman rozbudzony, mamrotał coś jak satyr – opilec, aż nauczycielka zlitowała się.
Gomera z Tywerii. Wśród jego ,,stików'' (wierszy) był zbiór pięciu ,,Sonetów do Wodjanichy''. Imię to oznaczało rusałkę z rzeki Plitvy, ówczesnego dopływu Erydanu. Osinauczycha wypytywała uczniów i uczennice o wielkopomne dzieło Gomera, a wodnik Volch Alabasta i rusałki Vodnaja i Potoplenka jak zawsze przodowały. Herman już dawno nie był pytany, bo na lekcjach smacznie spał, co stawiało pod znakiem zapytania jego promocję do następnej klasy. Baba wodna wykonując swą powinność zapytała pogrążonego we śnie wodnika o jakieś wydarzenie z życia wieszcza z jeziora Tywerii w Międzyraju.
Koleżanki, Wiły o imionach Wilcza (Vilča) i Kielcza (Chilča) z trudem go dobudziły, a złośliwa nocnica Načnica roześmiała się. Herman rozbudzony, mamrotał coś jak satyr – opilec, aż nauczycielka zlitowała się.
-
Z tej mąki nie będzie chleba – rzekła. - Niech Herman wróci do
swego jeziora – Volch Alabasta odprowadził kolegę do domu, a ten
idąc słaniał się. Syn Alabasty i Stazji wielce mu współczuł i
pragnął
pomóc. Dowiedział się, że Hermana dręczą zmory, całą noc nie pozwalające zasnąć. Biedak nie mogąc spać w nocy, spał w dzień na lekcjach. W owych czasach każde dziecko znało źródło snów; była nim Wieża Ślimaka (Vioro Comara) gdzie żyło trzech Enków. Był tam Ślimak, wielki jak pies, mający na muszli komin wyrzucający kłęby dymu i dwie siostry: Zennica i Zmora. Obie miały postać młodych niewiast o rudych włosach i od niepamiętnych czasów zsyłały sny. Od Zennicy (Sennicy) pochodziły sny miłe i obojętne, a od Zmory – koszmary, będące karą za obżarstwo i opilstwo; za folgowanie pokusom Čortów Opiła i Objadła. Stazja mówiła synowi, że Čorty Opses i Fantazma nękają koszmarami jeńców Rykara. Jednak biedny Herman niczym nie zasłużył na takie nocne katusze i wstyd w szkole; Volch szczerze w to wierzył. Wieża Ślimaka to dziwna budowla – słyszał od maleńkości – nie stoi w jednym miejscu jak na wieżę przystało; jeno raz widzi się ją tu, innym razem gdzie indziej.
pomóc. Dowiedział się, że Hermana dręczą zmory, całą noc nie pozwalające zasnąć. Biedak nie mogąc spać w nocy, spał w dzień na lekcjach. W owych czasach każde dziecko znało źródło snów; była nim Wieża Ślimaka (Vioro Comara) gdzie żyło trzech Enków. Był tam Ślimak, wielki jak pies, mający na muszli komin wyrzucający kłęby dymu i dwie siostry: Zennica i Zmora. Obie miały postać młodych niewiast o rudych włosach i od niepamiętnych czasów zsyłały sny. Od Zennicy (Sennicy) pochodziły sny miłe i obojętne, a od Zmory – koszmary, będące karą za obżarstwo i opilstwo; za folgowanie pokusom Čortów Opiła i Objadła. Stazja mówiła synowi, że Čorty Opses i Fantazma nękają koszmarami jeńców Rykara. Jednak biedny Herman niczym nie zasłużył na takie nocne katusze i wstyd w szkole; Volch szczerze w to wierzył. Wieża Ślimaka to dziwna budowla – słyszał od maleńkości – nie stoi w jednym miejscu jak na wieżę przystało; jeno raz widzi się ją tu, innym razem gdzie indziej.
Latem
rusałki i wodniki uroczyście obchodziły święto Rosaliów (Dies
Rosae),
ustanowione za królowej Anej I, ku czci Mokoszy; Matki Różanej
(Matar
Rosis)
i Róży Enków (Rosa
Enkis).
Trwało kilka dni i obchodzono je bardzo radośnie, wśród śpiewów,
tańców, zabaw na huśtawkach, skakania przez ogniska, uczt i
wybierania najpiękniejszej i najcnotliwszej z nimf. W erze
dwunastej, Rosalia poczęły święcić Amazonki, łącząc je z
zapasami i innymi ćwiczeniami wojskowymi, oraz paradami. Amazonki
obchodziły Rosalia aż po kres istnienia swego państwa. W
królestwie rusałek i wodników były to oczywiście dni wolne od
nauki, poświęcone tańcom i śpiewom przy ogniskach. Również
rodzina Volcha Alabasty udała się na święto, a mały wodnik
myślał o cierpieniach Hermana. Alabasta i Stazja podziwiali jak
starszy kolega ich syna, Potoplenyk puszczał ogromne bańki mydlane,
zaś Volch siedział przy ognisku z rusałkami Vlastą, Vradką i
Hodką, które razem z nim pobierały nauki i razem jedli kiełbaski
z węży leśnych. Warto wiedzieć, że czeski kronikarz Dalimil
nadał imię Vlasty, wywodzące się od Welesa, Vladce, hetmance
Amazonek z Bohemii, walczących przeciwko królowi Przemysławowi
Oraczowi po śmierci Libuszy. Do popicia kiełbasek dano im oskołę
z miodem, czyli sok brzozy.
- Wiecie – rzekła Vlasta o pięknych włosach –
moja babunia Babycka Pochazis mówiła, że tej nocy i jeszcze w
następne, Wieża Ślimaka ukaże się w naszej okolicy!
- A słyszeliście o pniaku Chrzanowie, który chciał
ją zwiedzić i spaliły go istoty z koszmarów Zmory? - wtrąciła
Hodka, a Volch Alabasta zamyślił się.
- Bo jest głupi – odcięła Vradka i zabrała się do
kolejnej kiełbaski.
- Nie – zaprzeczył wodnik – on nie może spać w
nocy, bo Zmora nęka go koszmarami. Może poszlibyśmy do Wieży
Ślimaka i poprosilibyśmy Zennicę o pomoc...
- A Chrzanow... - zaoponowała Hodka.
- Jeśli się boisz, możesz nie iść – rzekła
Vlasta, a Hodkę to ubodło, bo marzyła by zostać wojowniczką jak
królowe Nastazja i Walaszka.
- A jak rodzice będą się martwić? - szczerze
zaniepokoiła się Vradka.
- W Wieży Ślimaka czas płynie inaczej niż poza nią
– uspokoiła ją Vlasta. - Rodzice nawet nie zdążą zauważyć
naszego zniknięcia jak wrócimy – była to prawda.
Na drugi dzień Volch Alabasta i trzy rusałki
przygotowały broń i wieczorem wymknęli się ku Wieży Ślimaka...
Droga wiodła przez las rozświetlony przez ogniska (rusałki i
wodniki umiały tak je palić, aby nie wywołać pożaru), przy
których driady tańczyły z satyrami i leśnymi ludźmi, a wśród
ciszy i mroku rozbrzmiewały radosne pieśni rosalne. Leśne
zwierzęta przerywały swe zajęcia, by włączyć się do ogólnej
radości.
,,Ludzie mogliby się uczyć od tych stworzeń, bo te nie upijały się gorzałką ni innym trunkiem jak wielu ludzi, którzy zdają się mieć wódkę zamiast mózgu'' - ,,Codex vimrothensis''.
Już
tylko kilka kroków dzieliło dzieci od Wieży Ślimaka. Minęły
Kurhan Julków. Mieszkały w nim krasnoludki z plemienia Julki, które
miały wielkie spichlerze i dzieliły się ich zawartością. Wtem
cały las zawirował; ucichły pieśni, zgasły ogniska, Kurhan wraz
z zamieszkałymi w nim krasnoludkami gdzieś się zawieruszył. Oczy
Volcha Alabasty, Vlasty, Vradki i Hodki widziały tylko oświetloną
blaskiem Srebroniowym Wieżę Ślimaka, otoczoną drzewami. Hodka
przypomniała sobie o smutnym losie pniaka Chrzanowa i poczęła
płakać, a Vlasta ją pocieszała. Dzieci od samego początku były
obserwowane, choć nie wiedziały o tym. Siostry Zmora i Zennica,
panie snów, śledziły je już od wczorajszej rozmowy przy ognisku,
wpatrując się w ogromne zwierciadło w złotej, bogato rzeźbionej
ramie. ,,Takie
małe, a dzielne; widzą więcej niż czubek nosa. Chcą pomóc
koledze, którego trapią koszmary, a ten mały wodnik mógłby być
synem Welesa''
– szeptała z uznaniem Zennica. Zmora również była pełna
podziwu dla dzieci, lecz nie okazywała tego. Od zbudowanej z białego
kamienia wieży o czerwonym dachu wiało grozą. Rozległ się łopot
jakby wielkich skrzydeł i ciszę nocy rozdarł wrzask ; wiele
upiornych głosów wykrzykiwało: ,,Haj''!
Bystre oczy rusałek i wodnika rozpoznały całe chmary śmiertek.
Podobne były do kostusi, czyli kościotrupów i Lemurów. Wzrostem
przypominały krasnoludy, miały ptasie stopy jak harpie czy niektóre
syreny, a zamiast skrzydeł używały szarych płaszczy pokrytych
różnokolorowymi łatami. Cuchnęły jak wyziewy z ust wąpierzy, a
swe szpetne ciała ,,zdobiły'' srebrnymi czaszkami i szkieletami.
Ślimakowi i Zennicy serca się ścisnęły na ten widok. Siostra
Zmory pobladła, zacisnęła pięści i ugryzła się w udo.
- Dlaczego pozwoliłaś, aby na te odważne dzieci
napadały potwory z koszmarów, którymi władasz? - spytała siostrę
pełna oburzenia.
- Nie stanie im się krzywda, choć kery – była to
inna nazwa śmiertek – są tak samo lute jak harpie.
- Jesteś bez serca – stwierdziła Zennica.
- Wystawiam Volcha Alabastę i jgo towarzyszki na próbę
– broniła się Zmora – lecz obiecuję ci, że Agej nie dopuści,
by stała im się krzywda.
-
Moje panie – zabrał głos Ślimak – popatrzmy lepiej do lustra,
by mieć rękę na pulsie. Strzeżonego Agej strzeże – zgodnie z
tą radą zielone oczy obu sióstr skierowały się ku szklanej
powierzchni, zaś chmary śmiertek, przez Greków zwanych ,,kerami''
ciągnęły do całej czwórki jak kruki do truchła. Vlasta, Vradka
i Hodka zatrzęsły się, lecz ponieważ chciały w dojrzałym wieku
zostać wojowniczkami jak królowe Nastazja i Walaszka, miast uciekać
napięły łuki i posłały w straszydła strzały zapalone od oczu.
Od nich pękały trupie głowy i połatane płaszcze stawały w
płomieniach, lecz na miejsce zabitych ker zjawiały się następne.
Volch Alabasta też żył z łuku, lecz nagle przypominając sobie o
swych zdolnościach, padł na ziemię i przeobraził się w pięknego
sokoła. Rozwinął potężne skrzydła i rzucił się na kery przez
Słowian zwane ,,śmiertkami''.
Jego złocisty dziób gruchotał trupie kości niby zęby lwa, a
szpony rozrywały umożliwiające lot płaszcze. Jeden z potworów o
mało nie rozciął białego sokoła kosą Kleklimanką, przekazywaną
z pokolenia na pokolenie, lecz w chwili gdy zamierzał się do
zadania ciosu, ugodziła go płonąca strzała Vlasty. Straszydła
poczęły pierzchać, błagając o litość, a dzieci pozwoliły im
się wycofać. Wiedziały, że prawdziwi junacy i wojowniczki okazują
łaskę zwyciężonym wrogom i jeńcom. Widząc to zwycięstwo Zmora
zaczęła się naradzać ze swą siostrą i Ślimakiem.
-
Te dzieci okazały więcej hartu od wielu dorosłych –
pochwaliła
Zmora, a trzeba wiedzieć, że pochwały rzadko wychodziły z jej
koralowych ust. - Przeszły próbę pomyślnie, możemy spełnić ich
zacne pragnienie.
- Taka jest wola Ageja – potwierdzili Ślimak i
Zennica.
Volch Alabasta sfrunął na ziemię i znów stał się
wodnikiem. Jego koleżanki i koledzy nieraz widzieli go w postaci
mrówki czy gronostaja i szczerze zazdrościli mu tej zdolności.
Dzieci stały u stóp Wieży z trwogą czekając co dalej się
wydarzy. ,,Dobra Zennico z łaski Ageja patronko dobrych snów,
ulituj się nad biednym Hermanem'' – modliła się Hodka, gdy wtem
otwarły się bogato rzeźbione i złocone drzwi i ukazała się w
nich cudna postać niewieścia w białej szacie; miała rude włosy,
zielone oczy i koronę z ognia. Dzieci nie wiedziały czy mają przed
sobą Zmorę czy Zennicę, bowiem obie siostry były bardzo podobne.
- Kim pani jest? - spytał Volch Alabasta.
- Jestem Zennica; Enka zsyłająca dobre sny –
przedstawiła się. - Razem ze Zmorą i Ślimakiem widziałam was już
wtedy gdy zaplanowaliście wyprawę. Chcę wam pomóc, lecz moja
siostra postawiła warunek - dzieci słuchały w milczeniu, a Enka
rzekła. - Jeśli chcecie aby Herman miał dobrą noc, musicie
przyśnić najgorszy koszmar w dziejach – dreszcz przebiegł po
wodniku i rusałkach.
- To nie dla mnie – rzekła Vradka, zamieniła się w
Światło i odleciała do świętujących.
Myślała, że królowe Nastazja i Walaszka zgodziłyby
się na ten warunek, lecz ona choć chciała pójść w ich ślady,
jednak nie odważyła się.
- A wy? - spytała Zennica.
- Zgadzam się, ale tylko dla Hermana – rzekła
Vlasta.
- Ja też – i ja – dołączyli do niej Volch
Alabasta i Hodka.
- Więc idźcie spać, ale uprzedzam, że wasze koszmary
będą straszniejsze niż jakiekolwiek przed wami i po was – rzekła
Zennica, a potem zamknęła za sobą drzwi.
Wieża
Ślimaka rozwiała się jak mgła, a dwie rusałki wraz z wodnikiem,
znów widząc Kurhan Julków, ogniska i świętujących, ruszyły na
miejsce festynu. Rodzice nie zauważyli ich zniknięcia, bo Wieża
Ślimaka była miejscem czarownym, w okolicach którego czas płynął
znacznie szybciej. Dzieci były już zmęczone, więc rodzice
zaprowadzili je na dno jeziora, ułożyli na materacach z sitowia i
pocałowali na dobranoc. Ledwie zasnęły, a ukazały im się
przerażające wizje. Choćbym miał tysiąc ust po tysiąc języków,
nie potrafiłbym opisać całej grozy snu. Rykar zwyciężył Ageja,
a potem okazało się, że Białoboga nigdy nie było. Otworzyły się
podwoje Čortieńska
i świat zalały Čorty,
jeden straszniejszy od drugiego. W okropnych męczarniach zginęli
Alabasta i Stazja; rodzice Volcha, Kris i Obła; rodziciele Vlasty,
wreszcie Tugamir i Tuka z Varów – ci co przekazali życie Hodce.
Dzieci, na które spadł deszcz siarki, obracały się przykute do
płonących kół, a Čorty
szarpały rozpalonymi cęgami najdelikatniejsze części ich ciał.
Trwało to tak aż do rana, potem najgorszy z koszmarów nigdy się
już nie powtórzył. Ku radości rodziców, nauczycieli i kolegów,
Herman odtąd smacznie spał w nocy, a w dzień uczył się i bawił.
Jednak swoich dobroczyńców poznał dopiero po śmierci.
*
Mały wodnik dorastał i nie miał kłopotu z promocją
z klasy do klasy. Liczył sobie dwunastą wiosnę życia, gdy jego
rodzice zabrali go na wakacje na północ ziemi zwanej w późniejszych
erach Orlandem i Roxem. Wakacje spędził Volch Alabasta nad jeziorem
zawdzięczającym swą nazwę rusałce Ilmenie, która niegdyś wraz
z siostrą Natalą wyruszyła do Złotej Baby po pomoc dla
stołecznego Toropiecka, nękanego zarazą. W królestwie rusałek i
wodników, wakacje zaczynały się w czerwcu po Sobótce (Kupale), a
kończyły we wrześniu. Nad jeziorem Ilmen przypiekało Słońce,
kwitły kwiaty, pełno było ptaków i motyli. W lesie roiło się od
zwierząt takich jak jelenie i łanie, a miejscowe rusałki, wodniki,
Wiły, żmijowie, leśni ludzie i inne istoty gościnnie witały
przybyszów z innych części królestwa, jak ongiś witały Samodivę
Wędrującą. Z mandatu królowej wielką księżną Ilmenu była
syrena Lerna, która przyjęła Alabastę i Stazję z synem na
audiencji. Ona to nauczyła Volcha gry w karty zrobione z łusek
ogromnych ryb. Jednak od jakiegoś czasu wśród mieszkańców
Ilmenu, rzeki Łoreny i okolic zapanował smutek. Wielu z nich
znikało, a ci co zostawali
z trwogą szeptali o Drjemocie. Była to wyspa na której pleniły się najszkaradniejsze widziadła, a wśród nich były istoty z najgorszych koszmarów . Sama Lerna martwiła się czy jakiś straszliwy stwór nie uciekł z Drjemoty (Drzemoty) i nie dotarł aż tu. Alabasta i Stazja lękając się o życie swojego syna, gospodarzy i własne postanowili zasięgnąć języka. Łowczy wielkiej księżnej, wodnik Vodan Lesovoy opowiadał przy szklanicy miodu, że sprawcą zaginięć jest błotnica.
z trwogą szeptali o Drjemocie. Była to wyspa na której pleniły się najszkaradniejsze widziadła, a wśród nich były istoty z najgorszych koszmarów . Sama Lerna martwiła się czy jakiś straszliwy stwór nie uciekł z Drjemoty (Drzemoty) i nie dotarł aż tu. Alabasta i Stazja lękając się o życie swojego syna, gospodarzy i własne postanowili zasięgnąć języka. Łowczy wielkiej księżnej, wodnik Vodan Lesovoy opowiadał przy szklanicy miodu, że sprawcą zaginięć jest błotnica.
- Pytacie cóż to za čortostwo
– mówił łowczy – ano odpowiadam. Błotnice są wielkie jak
słonie, mają skorupy błotnych żółwi, głowy i szyje żmij, nogi
wijów, a odwłoki i żądła skorpionów. Są jadowite, umieją ziać
ogniem, a ich łakomstwo na ciała rusałek i wodników nie ma granic
– szmer lęku przebiegł po miodopitni. - Jakkolwiek by było, ja
odeślę to paskudztwo do Rykara – rzekł Vodan Lesovoy, który był
nie grzeszącym skromnością samochwałą.
Alabasta powrócił
do Stazji i Volcha ze strasznymi nowinami. Łowczy wielkiej księżnej
zebrał inne wodniki i wyruszył by ubić błotnicę. Łowca sam stał
się ofiarą, a błotnica, której nadano imię Bołotnik, wciąż
siała zniszczenie. Wreszcie Lerna rozkazała:
- Niech wszystkie
istoty zdolne do noszenia broni, a także tury, żubry, dziki i
drapieżne zwierzęta, stawią się jutro nad brzegiem Ilmenu i niech
każdy wojownik i każda wojowniczka, przyniosą różdżkę. Czyja
zakwitnie, ten wyruszy zabić Bołotnika – zgodnie z rozkazem
syreny, noszącej diadem, brzeg jeziora zaroił się od różnych
istot. Rozpoczęła się prezentacja różdżek, lecz dopiero gdy
Alabasta, ojciec Volcha pokazał swoją, ta w mig pokryła się
liśćmi i kwiatami. Przed wyprawą wodnik żegnał się z żoną i
synem.
- Ojcze, a czy ja
mogę iść z tobą? - spytał Volch.
- Nie, synu –
zaprzeczył Alabasta. - Błotnice są prawie tak samo niebezpieczne
jak smoki. Gdybyśmy razem zginęli, to kto opiekowałby się mamą?
- Tatku kochany, ja
przecież potrafię ubijać kery! - oponował Volch.
- To za mało,
synaczku – rzekł ojciec. - Bołotnik pożarł wielkiego łowczego,
a cóż dopiero zrobiłby takiemu szkrabowi jak ty?!
- Posłuchaj ojca,
Volchu – radziła Stazja.
- Mnie Agej wyrwał
ze szponów ker, to jeśli zechce wyrwie mnie z paszczy błotnicy –
rzekł Volch poważnie.
- Nie i nie –
rzekł Alabasta bez cienia gniewu, choć znał już przygodę syna z
Wieżą Ślimaka. - To jest wyprawa dla dorosłych. Tylko dla
dorosłych – po tych słowach wraz z niewielką drużyną opuścił
Stazję i Volcha, pełen zgryzoty czy ich jeszcze ujrzy.
Błotnice zgodnie z
nazwą, najchętniej przebywały na bagnach, tam też udali się
myśliwi, wcześniej prosząc Borutę, Leśną Matkę i Dziwicę o to
by przeżyli. Długo czekali na Bołotnika; zapewne leżał na dnie
bajora i trawił to co pożarł. Stwory jemu podobne, potrafiły
bardzo długo obywać się bez jadła – pewien truś nie jadł aż
dwa lata i dziewięć miesięcy. Lirnik Bandurka (Vandurka)
jeden z towarzyszy ojca Volcha, zaczął wyjmować z sakwy solone
ryby i rzucać je w błoto. ,,Uciekajcie!
Tu mieszka luty potwór''!
- szeptały trwożnie błędne ogniki i trupie świece, lecz wodniki
nawet tego nie słyszały. Ryby zatonęły w bajorze. Coś
zabulgotało i już po paru chwilach wynurzyły się ziejący ogniem
pysk żmii i kolec jadowy skorpiona. Nim zdążyły pójść w ruch
miecze, włócznie i strzały, potwór zdążył zabić i połknąć
Bandurkę. Już wężowy łeb kierował się w stronę Alabasty i
hipnotyzował go oczami, gdy syk błotnicy przerwało ostre
,,Rrrrach''!
Oczom wodników ukazał się biały sokół białozór, który odciął dziobem żądło skorpiona, a następnie pozbawił błotnicę głowy. Żmijowy łeb wpadł w wodę i jeszcze żywy zabił ukąszeniem wodnika Utoploka w wielkim kapeluszu ze wstążkami, aż Alabasta przeszył potworny czerep włócznią. Sokół usiadł na pogrążającej się w błocie żółwiowej skorupie i przybrał postać dwunastoletniego wodnika.
Oczom wodników ukazał się biały sokół białozór, który odciął dziobem żądło skorpiona, a następnie pozbawił błotnicę głowy. Żmijowy łeb wpadł w wodę i jeszcze żywy zabił ukąszeniem wodnika Utoploka w wielkim kapeluszu ze wstążkami, aż Alabasta przeszył potworny czerep włócznią. Sokół usiadł na pogrążającej się w błocie żółwiowej skorupie i przybrał postać dwunastoletniego wodnika.
- Synu –
wykrzyknął Alabasta – powinieneś dostać w skórsko! - mówiąc
to jednak, tulił go do siebie.
Jego drużyna
wiwatowała na cześć Volcha, a nazajutrz o jego wyczynie
dowiedziało się jezioro Ilmen, rzeka Łorena i okolice. Wielka
księżna na jego cześć, rzekę wpadającą do Ilmenu nazwała
Volchovem. W późniejszych erach była to święta rzeka Słowian,
podobnie jak Visana. Na cześć Volcha Alabasty urządzono ucztę i
zawody sportowe, lecz rodziny Bandurki i Utoploka wielce bolały z
powodu ich straty. Tak radość przeplatała się z żałobą.
Volch Alabasta
wciąż kroczył junackim szlakiem. Zasłynął jako zwycięzca króla
Nagów Tarakana, co najechał zachodnie ziemie. Co do Hermana pojął
za żonę rusałkę Drjemotkę (Drzemotkę),
która długo spała i byli razem szczęśliwi. Gdy umarli, wcześniej
płodząc wiele dzieci i przenieśli się do Nawi Jasnej, Agej zwany
Żywotem uczynił ich jytnas dobrego snu. ,,Grecy
nazywali Hermana Hypnosem, a Rzymianie Morfeuszem'' - ,,Codex
vimrothensis''.
1
W XX wieku ów wiersz przełożył z języka starokrasnego na język
polski poeta Bolesław Leśmian.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz