sobota, 30 sierpnia 2014

Dzieciństwo Volcha Alabasty




Rozliczni autorzy podają, że narodzinom wielkich herosów, często towarzyszyły niezwykłe zjawiska. Tak, kiedy Swaróg stał się śmiertelnym człowiekiem; Teostem Carem – Słońce liczne zwierzęta przybyły oddać mu hołd. Narodzinom Żmija Ognistego Wilka; syna żony bana Vodka i ognistego ducha, Latawca o złotym warkoczu, poprzedziło ukazanie się na niebie dwóch Słońc, z których jedno dzierżyło miecz.




W erze dziewiątej, gdzieś na ziemi później zwanej Roxem, żyli sobie wodnik Alabasta i rusałka Stazja. Kiedy dziecię dojrzewało w jej łonie i gotowało się do wyjścia na świat, na sinym morzu, w Zatoce Balat, Morzu Rajskim i Oceanie Północnym Lodowatym, wreszcie na Morzu Ciemnym rozszalały się sztormy wyrzucające wieloryby na brzeg. Żyjący na wschodniej ziemi, która wydała królową Bharatienę, Nagowie zwani ,,robakołakami''; węże o ludzkich głowach, struchleli i zanosząc jęki do Mokoszy Aredvi, przez której łono Agej stworzył ich rasę, oczekiwali końca świata, a przynajmniej eonu. Zwierzęta takie jak jelenie i sobole uciekały pełne trwogi, a ich lęk tak opiewał wodnik Gomer, poeta:


,,Skrzeble biegną, skrzeble przez lasy, przez błonie,
Drapieżne żywiczki, upiorne gryzonie!
Biegną szumnie, tłumnie powikłaną zgrają,
A nie żyją nigdy, tylko umierają -
Umierają, skomląc, szereg za szeregiem
[…]
Biegną tylko po to, aby śnić istnienie''1.




Na ziemię zeszły urodziwe nawki – dzieło rąk szpetnego Welesa i wybrane (łotkip) spośród świtezianek; służebnice Swaroga i Jarowita, Zorje w szatach z piór trzech białych orłów. Zstąpiły aby ukoić trwogę i ogłosić wszem i wobec, że rodzi się przyszły bohater. Stazja leżąca w sitowiu urodziła małego wodniczka. Wielkie było zdumienie ojca i matki, gdy nowo narodzone dziecię przemówiło:
- Hej, młoda Stazjo! Nie spowijaj mnie w krasne pieluchy, lecz daj mi zbroję i palicę ciężką! - dziecku nadano imię Volch (Wołch, Wołchow). W kronikach zapisał się jako wodnik Volch Alabasta, zaś w ruskich bylinach jako człowiek Wołch Wsiesławicz. Potrafił zamieniać się w mrówkę, gronostaja i inne zwierzęta. 



Nauki pobierał w szkole na dnie jeziora, którą prowadziła stara i mądra baba wodna imieniem Osinauczycha (Osinansika). Darzono go pochwałami za postępy w rzutach oszczepem i dyskiem, biegach, zapasach, jeździe na różnych zwierzętach i powożeniu zaprzęgiem, a także w muzyce, poezji, heraldyce, historii, enkistyce (nauce o Enkach), animalistyce, wiedzy o roślinach i kamieniach. Brakowało mu zdolności i zamiłowania do nauki o liczbach i gwiazdoznawstwa, za to był uczynny i uprzejmy, zachowanie miał wzorowe. Wśród jego kolegów był wodnik Herman (Hermanus), którego ród wywodził się od króla Germana.


*


Korzystając z ładnej pogody, baba wodna prowadziła zajęcia o zbiorze poezji ,,Wierszydłach'' wodnika 



Gomera z Tywerii. Wśród jego ,,stików'' (wierszy) był zbiór pięciu ,,Sonetów do Wodjanichy''. Imię to oznaczało rusałkę z rzeki Plitvy, ówczesnego dopływu Erydanu. Osinauczycha wypytywała uczniów i uczennice o wielkopomne dzieło Gomera, a wodnik Volch Alabasta i rusałki Vodnaja i Potoplenka jak zawsze przodowały. Herman już dawno nie był pytany, bo na lekcjach smacznie spał, co stawiało pod znakiem zapytania jego promocję do następnej klasy. Baba wodna wykonując swą powinność zapytała pogrążonego we śnie wodnika o jakieś wydarzenie z życia wieszcza z jeziora Tywerii w Międzyraju. 




Koleżanki, Wiły o imionach Wilcza (Vilča) i Kielcza (Chilča) z trudem go dobudziły, a złośliwa nocnica Načnica roześmiała się. Herman rozbudzony, mamrotał coś jak satyr – opilec, aż nauczycielka zlitowała się.
- Z tej mąki nie będzie chleba – rzekła. - Niech Herman wróci do swego jeziora – Volch Alabasta odprowadził kolegę do domu, a ten idąc słaniał się. Syn Alabasty i Stazji wielce mu współczuł i pragnął 





pomóc. Dowiedział się, że Hermana dręczą zmory, całą noc nie pozwalające zasnąć. Biedak nie mogąc spać w nocy, spał w dzień na lekcjach. W owych czasach każde dziecko znało źródło snów; była nim Wieża Ślimaka (Vioro Comara) gdzie żyło trzech Enków. Był tam Ślimak, wielki jak pies, mający na muszli komin wyrzucający kłęby dymu i dwie siostry: Zennica i Zmora. Obie miały postać młodych niewiast o rudych włosach i od niepamiętnych czasów zsyłały sny. Od Zennicy (Sennicy) pochodziły sny miłe i obojętne, a od Zmory – koszmary, będące karą za obżarstwo i opilstwo; za folgowanie pokusom Čortów Opiła i Objadła. Stazja mówiła synowi, że Čorty Opses i Fantazma nękają koszmarami jeńców Rykara. Jednak biedny Herman niczym nie zasłużył na takie nocne katusze i wstyd w szkole; Volch szczerze w to wierzył. Wieża Ślimaka to dziwna budowla – słyszał od maleńkości – nie stoi w jednym miejscu jak na wieżę przystało; jeno raz widzi się ją tu, innym razem gdzie indziej.



Latem rusałki i wodniki uroczyście obchodziły święto Rosaliów (Dies Rosae), ustanowione za królowej Anej I, ku czci Mokoszy; Matki Różanej (Matar Rosis) i Róży Enków (Rosa Enkis). Trwało kilka dni i obchodzono je bardzo radośnie, wśród śpiewów, tańców, zabaw na huśtawkach, skakania przez ogniska, uczt i wybierania najpiękniejszej i najcnotliwszej z nimf. W erze dwunastej, Rosalia poczęły święcić Amazonki, łącząc je z zapasami i innymi ćwiczeniami wojskowymi, oraz paradami. Amazonki obchodziły Rosalia aż po kres istnienia swego państwa. W królestwie rusałek i wodników były to oczywiście dni wolne od nauki, poświęcone tańcom i śpiewom przy ogniskach. Również rodzina Volcha Alabasty udała się na święto, a mały wodnik myślał o cierpieniach Hermana. Alabasta i Stazja podziwiali jak starszy kolega ich syna, Potoplenyk puszczał ogromne bańki mydlane, zaś Volch siedział przy ognisku z rusałkami Vlastą, Vradką i Hodką, które razem z nim pobierały nauki i razem jedli kiełbaski z węży leśnych. Warto wiedzieć, że czeski kronikarz Dalimil nadał imię Vlasty, wywodzące się od Welesa, Vladce, hetmance Amazonek z Bohemii, walczących przeciwko królowi Przemysławowi Oraczowi po śmierci Libuszy. Do popicia kiełbasek dano im oskołę z miodem, czyli sok brzozy.



- Wiecie – rzekła Vlasta o pięknych włosach – moja babunia Babycka Pochazis mówiła, że tej nocy i jeszcze w następne, Wieża Ślimaka ukaże się w naszej okolicy!




- A słyszeliście o pniaku Chrzanowie, który chciał ją zwiedzić i spaliły go istoty z koszmarów Zmory? - wtrąciła Hodka, a Volch Alabasta zamyślił się.
- Wiecie – rzekł w końcu – czemu Herman śpi na lekcjach?


- Bo jest głupi – odcięła Vradka i zabrała się do kolejnej kiełbaski.
- Nie – zaprzeczył wodnik – on nie może spać w nocy, bo Zmora nęka go koszmarami. Może poszlibyśmy do Wieży Ślimaka i poprosilibyśmy Zennicę o pomoc...
- A Chrzanow... - zaoponowała Hodka.
- Jeśli się boisz, możesz nie iść – rzekła Vlasta, a Hodkę to ubodło, bo marzyła by zostać wojowniczką jak królowe Nastazja i Walaszka.
- A jak rodzice będą się martwić? - szczerze zaniepokoiła się Vradka.
- W Wieży Ślimaka czas płynie inaczej niż poza nią – uspokoiła ją Vlasta. - Rodzice nawet nie zdążą zauważyć naszego zniknięcia jak wrócimy – była to prawda.  




Na drugi dzień Volch Alabasta i trzy rusałki przygotowały broń i wieczorem wymknęli się ku Wieży Ślimaka... Droga wiodła przez las rozświetlony przez ogniska (rusałki i wodniki umiały tak je palić, aby nie wywołać pożaru), przy których driady tańczyły z satyrami i leśnymi ludźmi, a wśród ciszy i mroku rozbrzmiewały radosne pieśni rosalne. Leśne zwierzęta przerywały swe zajęcia, by włączyć się do ogólnej radości.

,,Ludzie mogliby się uczyć od tych stworzeń, bo te nie upijały się gorzałką ni innym trunkiem jak wielu ludzi, którzy zdają się mieć wódkę zamiast mózgu'' - ,,Codex vimrothensis''.



Już tylko kilka kroków dzieliło dzieci od Wieży Ślimaka. Minęły Kurhan Julków. Mieszkały w nim krasnoludki z plemienia Julki, które miały wielkie spichlerze i dzieliły się ich zawartością. Wtem cały las zawirował; ucichły pieśni, zgasły ogniska, Kurhan wraz z zamieszkałymi w nim krasnoludkami gdzieś się zawieruszył. Oczy Volcha Alabasty, Vlasty, Vradki i Hodki widziały tylko oświetloną blaskiem Srebroniowym Wieżę Ślimaka, otoczoną drzewami. Hodka przypomniała sobie o smutnym losie pniaka Chrzanowa i poczęła płakać, a Vlasta ją pocieszała. Dzieci od samego początku były obserwowane, choć nie wiedziały o tym. Siostry Zmora i Zennica, panie snów, śledziły je już od wczorajszej rozmowy przy ognisku, wpatrując się w ogromne zwierciadło w złotej, bogato rzeźbionej ramie. ,,Takie małe, a dzielne; widzą więcej niż czubek nosa. Chcą pomóc koledze, którego trapią koszmary, a ten mały wodnik mógłby być synem Welesa'' – szeptała z uznaniem Zennica. Zmora również była pełna podziwu dla dzieci, lecz nie okazywała tego. Od zbudowanej z białego kamienia wieży o czerwonym dachu wiało grozą. Rozległ się łopot jakby wielkich skrzydeł i ciszę nocy rozdarł wrzask ; wiele upiornych głosów wykrzykiwało: ,,Haj''! Bystre oczy rusałek i wodnika rozpoznały całe chmary śmiertek. Podobne były do kostusi, czyli kościotrupów i Lemurów. Wzrostem przypominały krasnoludy, miały ptasie stopy jak harpie czy niektóre syreny, a zamiast skrzydeł używały szarych płaszczy pokrytych różnokolorowymi łatami. Cuchnęły jak wyziewy z ust wąpierzy, a swe szpetne ciała ,,zdobiły'' srebrnymi czaszkami i szkieletami. Ślimakowi i Zennicy serca się ścisnęły na ten widok. Siostra Zmory pobladła, zacisnęła pięści i ugryzła się w udo.
- Dlaczego pozwoliłaś, aby na te odważne dzieci napadały potwory z koszmarów, którymi władasz? - spytała siostrę pełna oburzenia.



- Nie stanie im się krzywda, choć kery – była to inna nazwa śmiertek – są tak samo lute jak harpie.
- Jesteś bez serca – stwierdziła Zennica.
- Wystawiam Volcha Alabastę i jgo towarzyszki na próbę – broniła się Zmora – lecz obiecuję ci, że Agej nie dopuści, by stała im się krzywda.
- Moje panie – zabrał głos Ślimak – popatrzmy lepiej do lustra, by mieć rękę na pulsie. Strzeżonego Agej strzeże – zgodnie z tą radą zielone oczy obu sióstr skierowały się ku szklanej powierzchni, zaś chmary śmiertek, przez Greków zwanych ,,kerami'' ciągnęły do całej czwórki jak kruki do truchła. Vlasta, Vradka i Hodka zatrzęsły się, lecz ponieważ chciały w dojrzałym wieku zostać wojowniczkami jak królowe Nastazja i Walaszka, miast uciekać napięły łuki i posłały w straszydła strzały zapalone od oczu. Od nich pękały trupie głowy i połatane płaszcze stawały w płomieniach, lecz na miejsce zabitych ker zjawiały się następne. Volch Alabasta też żył z łuku, lecz nagle przypominając sobie o swych zdolnościach, padł na ziemię i przeobraził się w pięknego sokoła. Rozwinął potężne skrzydła i rzucił się na kery przez Słowian zwane ,,śmiertkami''. Jego złocisty dziób gruchotał trupie kości niby zęby lwa, a szpony rozrywały umożliwiające lot płaszcze. Jeden z potworów o mało nie rozciął białego sokoła kosą Kleklimanką, przekazywaną z pokolenia na pokolenie, lecz w chwili gdy zamierzał się do zadania ciosu, ugodziła go płonąca strzała Vlasty. Straszydła poczęły pierzchać, błagając o litość, a dzieci pozwoliły im się wycofać. Wiedziały, że prawdziwi junacy i wojowniczki okazują łaskę zwyciężonym wrogom i jeńcom. Widząc to zwycięstwo Zmora zaczęła się naradzać ze swą siostrą i Ślimakiem.
- Te dzieci okazały więcej hartu od wielu dorosłych – pochwaliła Zmora, a trzeba wiedzieć, że pochwały rzadko wychodziły z jej koralowych ust. - Przeszły próbę pomyślnie, możemy spełnić ich zacne pragnienie.
- Taka jest wola Ageja – potwierdzili Ślimak i Zennica.
Volch Alabasta sfrunął na ziemię i znów stał się wodnikiem. Jego koleżanki i koledzy nieraz widzieli go w postaci mrówki czy gronostaja i szczerze zazdrościli mu tej zdolności. Dzieci stały u stóp Wieży z trwogą czekając co dalej się wydarzy. ,,Dobra Zennico z łaski Ageja patronko dobrych snów, ulituj się nad biednym Hermanem'' – modliła się Hodka, gdy wtem otwarły się bogato rzeźbione i złocone drzwi i ukazała się w nich cudna postać niewieścia w białej szacie; miała rude włosy, zielone oczy i koronę z ognia. Dzieci nie wiedziały czy mają przed sobą Zmorę czy Zennicę, bowiem obie siostry były bardzo podobne.
- Kim pani jest? - spytał Volch Alabasta.
- Jestem Zennica; Enka zsyłająca dobre sny – przedstawiła się. - Razem ze Zmorą i Ślimakiem widziałam was już wtedy gdy zaplanowaliście wyprawę. Chcę wam pomóc, lecz moja siostra postawiła warunek - dzieci słuchały w milczeniu, a Enka rzekła. - Jeśli chcecie aby Herman miał dobrą noc, musicie przyśnić najgorszy koszmar w dziejach – dreszcz przebiegł po wodniku i rusałkach.
- To nie dla mnie – rzekła Vradka, zamieniła się w Światło i odleciała do świętujących.
Myślała, że królowe Nastazja i Walaszka zgodziłyby się na ten warunek, lecz ona choć chciała pójść w ich ślady, jednak nie odważyła się.
- A wy? - spytała Zennica.
- Zgadzam się, ale tylko dla Hermana – rzekła Vlasta.
- Ja też – i ja – dołączyli do niej Volch Alabasta i Hodka.
- Więc idźcie spać, ale uprzedzam, że wasze koszmary będą straszniejsze niż jakiekolwiek przed wami i po was – rzekła Zennica, a potem zamknęła za sobą drzwi.
Wieża Ślimaka rozwiała się jak mgła, a dwie rusałki wraz z wodnikiem, znów widząc Kurhan Julków, ogniska i świętujących, ruszyły na miejsce festynu. Rodzice nie zauważyli ich zniknięcia, bo Wieża Ślimaka była miejscem czarownym, w okolicach którego czas płynął znacznie szybciej. Dzieci były już zmęczone, więc rodzice zaprowadzili je na dno jeziora, ułożyli na materacach z sitowia i pocałowali na dobranoc. Ledwie zasnęły, a ukazały im się przerażające wizje. Choćbym miał tysiąc ust po tysiąc języków, nie potrafiłbym opisać całej grozy snu. Rykar zwyciężył Ageja, a potem okazało się, że Białoboga nigdy nie było. Otworzyły się podwoje Čortieńska i świat zalały Čorty, jeden straszniejszy od drugiego. W okropnych męczarniach zginęli Alabasta i Stazja; rodzice Volcha, Kris i Obła; rodziciele Vlasty, wreszcie Tugamir i Tuka z Varów – ci co przekazali życie Hodce. Dzieci, na które spadł deszcz siarki, obracały się przykute do płonących kół, a Čorty szarpały rozpalonymi cęgami najdelikatniejsze części ich ciał. Trwało to tak aż do rana, potem najgorszy z koszmarów nigdy się już nie powtórzył. Ku radości rodziców, nauczycieli i kolegów, Herman odtąd smacznie spał w nocy, a w dzień uczył się i bawił. Jednak swoich dobroczyńców poznał dopiero po śmierci.


*


Mały wodnik dorastał i nie miał kłopotu z promocją z klasy do klasy. Liczył sobie dwunastą wiosnę życia, gdy jego rodzice zabrali go na wakacje na północ ziemi zwanej w późniejszych erach Orlandem i Roxem. Wakacje spędził Volch Alabasta nad jeziorem zawdzięczającym swą nazwę rusałce Ilmenie, która niegdyś wraz z siostrą Natalą wyruszyła do Złotej Baby po pomoc dla stołecznego Toropiecka, nękanego zarazą. W królestwie rusałek i wodników, wakacje zaczynały się w czerwcu po Sobótce (Kupale), a kończyły we wrześniu. Nad jeziorem Ilmen przypiekało Słońce, kwitły kwiaty, pełno było ptaków i motyli. W lesie roiło się od zwierząt takich jak jelenie i łanie, a miejscowe rusałki, wodniki, Wiły, żmijowie, leśni ludzie i inne istoty gościnnie witały przybyszów z innych części królestwa, jak ongiś witały Samodivę Wędrującą. Z mandatu królowej wielką księżną Ilmenu była syrena Lerna, która przyjęła Alabastę i Stazję z synem na audiencji. Ona to nauczyła Volcha gry w karty zrobione z łusek ogromnych ryb. Jednak od jakiegoś czasu wśród mieszkańców Ilmenu, rzeki Łoreny i okolic zapanował smutek. Wielu z nich znikało, a ci co zostawali 



z trwogą szeptali o Drjemocie. Była to wyspa na której pleniły się najszkaradniejsze widziadła, a wśród nich były istoty z najgorszych koszmarów . Sama Lerna martwiła się czy jakiś straszliwy stwór nie uciekł z Drjemoty (Drzemoty) i nie dotarł aż tu. Alabasta i Stazja lękając się o życie swojego syna, gospodarzy i własne postanowili zasięgnąć języka. Łowczy wielkiej księżnej, wodnik Vodan Lesovoy opowiadał przy szklanicy miodu, że sprawcą zaginięć jest błotnica.





- Pytacie cóż to za čortostwo – mówił łowczy – ano odpowiadam. Błotnice są wielkie jak słonie, mają skorupy błotnych żółwi, głowy i szyje żmij, nogi wijów, a odwłoki i żądła skorpionów. Są jadowite, umieją ziać ogniem, a ich łakomstwo na ciała rusałek i wodników nie ma granic – szmer lęku przebiegł po miodopitni. - Jakkolwiek by było, ja odeślę to paskudztwo do Rykara – rzekł Vodan Lesovoy, który był nie grzeszącym skromnością samochwałą.
Alabasta powrócił do Stazji i Volcha ze strasznymi nowinami. Łowczy wielkiej księżnej zebrał inne wodniki i wyruszył by ubić błotnicę. Łowca sam stał się ofiarą, a błotnica, której nadano imię Bołotnik, wciąż siała zniszczenie. Wreszcie Lerna rozkazała:
- Niech wszystkie istoty zdolne do noszenia broni, a także tury, żubry, dziki i drapieżne zwierzęta, stawią się jutro nad brzegiem Ilmenu i niech każdy wojownik i każda wojowniczka, przyniosą różdżkę. Czyja zakwitnie, ten wyruszy zabić Bołotnika – zgodnie z rozkazem syreny, noszącej diadem, brzeg jeziora zaroił się od różnych istot. Rozpoczęła się prezentacja różdżek, lecz dopiero gdy Alabasta, ojciec Volcha pokazał swoją, ta w mig pokryła się liśćmi i kwiatami. Przed wyprawą wodnik żegnał się z żoną i synem.
- Ojcze, a czy ja mogę iść z tobą? - spytał Volch.
- Nie, synu – zaprzeczył Alabasta. - Błotnice są prawie tak samo niebezpieczne jak smoki. Gdybyśmy razem zginęli, to kto opiekowałby się mamą?
- Tatku kochany, ja przecież potrafię ubijać kery! - oponował Volch.
- To za mało, synaczku – rzekł ojciec. - Bołotnik pożarł wielkiego łowczego, a cóż dopiero zrobiłby takiemu szkrabowi jak ty?!
- Posłuchaj ojca, Volchu – radziła Stazja.
- Mnie Agej wyrwał ze szponów ker, to jeśli zechce wyrwie mnie z paszczy błotnicy – rzekł Volch poważnie.
- Nie i nie – rzekł Alabasta bez cienia gniewu, choć znał już przygodę syna z Wieżą Ślimaka. - To jest wyprawa dla dorosłych. Tylko dla dorosłych – po tych słowach wraz z niewielką drużyną opuścił Stazję i Volcha, pełen zgryzoty czy ich jeszcze ujrzy.
Błotnice zgodnie z nazwą, najchętniej przebywały na bagnach, tam też udali się myśliwi, wcześniej prosząc Borutę, Leśną Matkę i Dziwicę o to by przeżyli. Długo czekali na Bołotnika; zapewne leżał na dnie bajora i trawił to co pożarł. Stwory jemu podobne, potrafiły bardzo długo obywać się bez jadła – pewien truś nie jadł aż dwa lata i dziewięć miesięcy. Lirnik Bandurka (Vandurka) jeden z towarzyszy ojca Volcha, zaczął wyjmować z sakwy solone ryby i rzucać je w błoto. ,,Uciekajcie! Tu mieszka luty potwór''! - szeptały trwożnie błędne ogniki i trupie świece, lecz wodniki nawet tego nie słyszały. Ryby zatonęły w bajorze. Coś zabulgotało i już po paru chwilach wynurzyły się ziejący ogniem pysk żmii i kolec jadowy skorpiona. Nim zdążyły pójść w ruch miecze, włócznie i strzały, potwór zdążył zabić i połknąć Bandurkę. Już wężowy łeb kierował się w stronę Alabasty i hipnotyzował go oczami, gdy syk błotnicy przerwało ostre ,,Rrrrach''! 



Oczom wodników ukazał się biały sokół białozór, który odciął dziobem żądło skorpiona, a następnie pozbawił błotnicę głowy. Żmijowy łeb wpadł w wodę i jeszcze żywy zabił ukąszeniem wodnika Utoploka w wielkim kapeluszu ze wstążkami, aż Alabasta przeszył potworny czerep włócznią. Sokół usiadł na pogrążającej się w błocie żółwiowej skorupie i przybrał postać dwunastoletniego wodnika.
- Synu – wykrzyknął Alabasta – powinieneś dostać w skórsko! - mówiąc to jednak, tulił go do siebie.
Jego drużyna wiwatowała na cześć Volcha, a nazajutrz o jego wyczynie dowiedziało się jezioro Ilmen, rzeka Łorena i okolice. Wielka księżna na jego cześć, rzekę wpadającą do Ilmenu nazwała Volchovem. W późniejszych erach była to święta rzeka Słowian, podobnie jak Visana. Na cześć Volcha Alabasty urządzono ucztę i zawody sportowe, lecz rodziny Bandurki i Utoploka wielce bolały z powodu ich straty. Tak radość przeplatała się z żałobą.


*


Volch Alabasta wciąż kroczył junackim szlakiem. Zasłynął jako zwycięzca króla Nagów Tarakana, co najechał zachodnie ziemie. Co do Hermana pojął za żonę rusałkę Drjemotkę (Drzemotkę), która długo spała i byli razem szczęśliwi. Gdy umarli, wcześniej płodząc wiele dzieci i przenieśli się do Nawi Jasnej, Agej zwany Żywotem uczynił ich jytnas dobrego snu. ,,Grecy nazywali Hermana Hypnosem, a Rzymianie Morfeuszem'' - ,,Codex vimrothensis''.



1 W XX wieku ów wiersz przełożył z języka starokrasnego na język polski poeta Bolesław Leśmian.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz