,,Nieopodal Kijowa żyła wdowa, Mamielfą Timofiejewną nazwana. Miała ona ukochanego syna, osiłka Dobrynię. Sława o nim rozeszła się po całym Kijowie. Bo i jakże mogło być inaczej, skoro Dobrynia był i wysoki, i zgrabny, i wykształcony, na biesiadach wesoły, w boju mężny. Potrafił pięknie zagrać na gęślach, ułożyć pieśń, oraz słowem rozumnym się ozwać. I charakter miał Dobrynia dobry. Zawsze był spokojny, łagodny i opanowany. Nie pozwolił nigdy na grubiaństwo czy nietakt wobec ludzi. Dlatego właśnie nazywano go 'cichym Dobryniuszką''' - ,,O Dobryni Nikityczu i Smoku Gorynyczu''; baśń rosyjska ze zbioru ,,Mocarni czarodzieje''.
W
erze
jedenastej, zwanej Wiekiem Żelaznym, żyło wielu bohaterów. Na
kartach kronik i w słowach pieśni ożywają Teost Car Słońce –
wcielony Swaróg, Nubi, Mngvi, Wielki Barnum i Mavratis z Tassilii,
Balaj, Zbigniew Lodowy Znachor, król Lech III Wędrowiec i Dobromir
– budowniczy arki z Aplanu, królowa Wanda z Montanii, rusałka
Ruta z Bliskiego Zachodu, królowie Orlandu Orus i Ruty, Relio
Kriliatica, Lech Vukaszyn, Margus i Semik z Valkanicy, Barannus
Czarny z Puany i krocie innych mężów i niewiast okrytych sławą w
bojach ze złem. Bohaterem prezentowanej tu opowieści, zaczerpniętej
z ,,Perłowego
latopisu''
i z ,,Codex
vimrothensis''
jest największy witeź Orlandu; Dobrynia z Dzikich Pól, nazywany
Zwycięzcą, w ruskich bylinach zaś – Dobrynią Nikityczem.
Narodził
się w Orlandzie pod koniec panowania króla Rutysława. Jego
rodzinną miejscowością nie był Kijów – przekonuje ,,Codex
vimrothensis'',
- lecz maleńka, mało komu znana osada Zmiejsk nad rzeczką
Strumiężycą w prowincji nazwanej Dzikimi Polami. Gdy przyszły
heros, przewyższający sławą innych junaków opuszczał łono swej
matki Mamielfy, była noc, a na niebie rozbłysła złota gwiazda,
jaśniejsza od innych gwiazd, a badacze nocnego nieba nazywali ją
Gwiazdą Nową. Owa ognista lampa niebieska była znakiem narodzin
nowego bohatera, takiego jak wodnik Volch Alabasta i Teost; prawdziwy
człowiek i prawdziwy Swaróg.
Dobrynia
z Dzikich Pól (Dobrinia)
przedstawiany był jako mąż wysoki i potężny; wyższy o głowę
od najwyższego z osiłków Orlandu, mający ciało jak tur, albo
niedźwiedź. Nosił długie włosy zaplecione w warkocze, brodę i
wąsy w barwie kory dębu. Stawał do boju w srebrzystej, karacenowej
zbroi, zaś na głowę miast popularnego w Orlandzie szyszaka
zakładał karacenowy Łuskowy Hełm. Walczył mieczem, maczugą
ciężką jak stuletni dąb i uszytą mu przez matkę czarodziejską
szpicrutą z siedmiu jedwabi. Za wiernego wierzchowca służył
Dobryni wspaniały, kary rumak Burhaszka, który dotąd mieszkał
bezużytecznie w stajni godnej miana ,,stajni
Augiasza''.
Łuskowy Hełm, tnący stal miecz Araskał i dębową, nabijaną
krzemieniami maczugę Kijankę, młody witeź wydobył z wielkiego i
pełnego skarbów kurhanu atamana Nalivy ze sławnego rodu
wojowników, korsarzy i
zaprzysiężonych wrogów Szarej Ordy – Porożyńskich herbu Dwie Szable. Dobrynia, choć uczono go, że jest niegodziwością zabierać cokolwiek zmarłym, wykradł z kurhanu hełm, miecz i maczugę, wierząc, że zabrane z kurhanu wojownika będą pełne mocy, nie wziął za to ozdób ze srebra, złota, pereł, kości słoniowej, bursztynu i kamieni. Ataman Naliva za życia okrutny i chciwy bogactw, choć budzący podziw swą odwagą, nieraz chełpił się, że nigdy nie umrze, bo ,,porąbie Mar – Zannę na tysiąc kawałeczków szablą zdobytą na ażdachach''. Potajemnie udawał się do czarownic, chcąc przedłużyć swe życie, aż na starość począł się go trzymać tak uporczywie, że zamienił się w wąpierza. Odtąd przesypiał dnie w swym pełnym przepychu kurhanie, zaś nocami wyruszał, by ssać krew. Gdy Dobrynia kradł rycerski ekwipunek, wąpierz Naliva zbudził się i płynąc w powietrzu rzucił się nań. Wówczas junak zatopił błyszczący brzeszczot kuty przez najlepszych surjańskich kowali w sercu wampira, a następnie ściął mu zdobioną osełedcem głowę. Zabrał oręż ze sobą i spalił żywego trupa sławnego niegdyś atamana wraz z jego kosztownymi szatami, futrami, dywanami z Peristanu i meblami. Choć zabijając wąpierza obronił wielu ludzi, wyruszając na kurhany z zamiarem ich okradania, nie zdobył uznania w oczach Ageja i Dobrynia musiał za to przeprosić Mat' Syraję Ziemlę. Tym oto czynem Dobrynia z Dzikich Pól zdobył sobie przydomek Zwycięzcy – nie miano mu za złe, że okradł wąpierza, bo istoty te były złe i należało z nimi walczyć, a poza tym każdy wojownik miał prawo zatrzymać przy sobie łup zdobyty w uczciwej walce. Zwyciężając wąpierza Nalivę Porożyńskiego, młody wojownik Dobrynia wstąpił na junacki szlak, a głos Mokoszy dobiegający z dołka w ziemi zapowiedział mu, że choć dokona wielu czynów, ,,starego węża'' Gorynycza zniszczy ktoś godniejszy od niego.
zaprzysiężonych wrogów Szarej Ordy – Porożyńskich herbu Dwie Szable. Dobrynia, choć uczono go, że jest niegodziwością zabierać cokolwiek zmarłym, wykradł z kurhanu hełm, miecz i maczugę, wierząc, że zabrane z kurhanu wojownika będą pełne mocy, nie wziął za to ozdób ze srebra, złota, pereł, kości słoniowej, bursztynu i kamieni. Ataman Naliva za życia okrutny i chciwy bogactw, choć budzący podziw swą odwagą, nieraz chełpił się, że nigdy nie umrze, bo ,,porąbie Mar – Zannę na tysiąc kawałeczków szablą zdobytą na ażdachach''. Potajemnie udawał się do czarownic, chcąc przedłużyć swe życie, aż na starość począł się go trzymać tak uporczywie, że zamienił się w wąpierza. Odtąd przesypiał dnie w swym pełnym przepychu kurhanie, zaś nocami wyruszał, by ssać krew. Gdy Dobrynia kradł rycerski ekwipunek, wąpierz Naliva zbudził się i płynąc w powietrzu rzucił się nań. Wówczas junak zatopił błyszczący brzeszczot kuty przez najlepszych surjańskich kowali w sercu wampira, a następnie ściął mu zdobioną osełedcem głowę. Zabrał oręż ze sobą i spalił żywego trupa sławnego niegdyś atamana wraz z jego kosztownymi szatami, futrami, dywanami z Peristanu i meblami. Choć zabijając wąpierza obronił wielu ludzi, wyruszając na kurhany z zamiarem ich okradania, nie zdobył uznania w oczach Ageja i Dobrynia musiał za to przeprosić Mat' Syraję Ziemlę. Tym oto czynem Dobrynia z Dzikich Pól zdobył sobie przydomek Zwycięzcy – nie miano mu za złe, że okradł wąpierza, bo istoty te były złe i należało z nimi walczyć, a poza tym każdy wojownik miał prawo zatrzymać przy sobie łup zdobyty w uczciwej walce. Zwyciężając wąpierza Nalivę Porożyńskiego, młody wojownik Dobrynia wstąpił na junacki szlak, a głos Mokoszy dobiegający z dołka w ziemi zapowiedział mu, że choć dokona wielu czynów, ,,starego węża'' Gorynycza zniszczy ktoś godniejszy od niego.
*
Jadąc
na Burhaszce przez gęsty las, sławiony za zwycięstwo nad żywym
trupem atamana Nalivy, Dobrynia syn Nedosława, ujrzał tura o
żelaznych rogach i kopytach, rosłego nawet wśród innych turów.
Widząc zupełnie pozbawione lęku przed człowiekiem, ogromne
zwierzę, Dobrynia wyczuł, że ma przed sobą Enka – najpewniej
Borutę, albo Welesa, któremu były poświęcone dziki i tury;
mocarze puszczy. W istocie tur o żelaznych rogach i kopytach był
wcielonym Welesem, carem Nawi, którego rydwan ciągnęły dziki.
Dobrynia czym prędzej zsiadł z grzbietu Burhaszki i oddał pokłon
Posłańcowi Ageja, Trójgłowemu Sędziemu Dusz.
-
Dobrynio Nedesławiczu! - zaryczał ludzkim głosem tur. - Proszę
cię, uderz mnie w głowę – Dobrynia zdumiał się słysząc te
słowa i zastanawiał się czego też Tur Żelaznorożek – Weles
wcielony odeń pragnie. - Każę ci, Dobrynio, synu Nedesława, abyś
z całej siły uderzył mnie maczugą Kijanką w głowę. Potem
ułamiesz mój prawy róg żelazny i będziesz pił z niego, a da ci
siłę dziesięciu witezi, a gdy na nim zatrąbisz w
niebezpieczeństwie, zawsze przybędzie pomoc. Z mojej skóry zrobisz
szeroki pas i będziesz go nosił, a da ci on moc dwudziestu siłaczy
– Dobrynia bał się zabić cudownego tura, bo myślał, że
zwierzę wystawia go na próbę. - Moje mięso – ciągnął tur o
żelaznych rogach – upieczesz i zjesz z chrzanem, ale kości
zostawisz nietknięte, abym mógł się odrodzić. W imię Ageja –
masz mnie usłuchać, Zwycięzco Lutego Nalivy! - słysząc to
Dobrynia, którego wezwanie imienia Agejowego ostatecznie przekonało,
z całej siły uderzył buławą w twardy łeb tura. Dziki byk
jęknął, jego masywna czaszka chrupnęła, a zwierz zwalił się
martwy na leśną trawę. Wysunął szeroki język, a z jego pyska
wyleciała para w postaci białego dymu, który uformował się na
kształt rosłego męża o trzech rogatych głowach. Zabójca
świętego tura na kolanach oddał hołd Welesowi wcielonemu w byka i
kark nagiął i przed trójgłowym panem Nawi głowę skłonił. Gdy
biały obłok rozwiał się na wietrze, Dobrynia Turobójca odłamał
żelazny róg i sporządził szeroki pas z niewyprawionej skóry;
opasał się nim, a jego siły wzrosły. Mięso rogatego władcy
puszczy, Dobrynia upiekł w ogniu; część zjadł sam, a resztę
rozdał wdowom i sierotom. Kości zostawił nienaruszone; ułożył
je w jednym miejscu i przykrył listowiem i paprociami. Dzięki darom
Welesa, którego wołwchowie nazywali ,,pasterzem
dusz wcielonych w bydlęce stada'',
Dobrynia stał się najpotężniejszym witeziem Orlandu.
Udał
się Dobrynia do puszczy, aby oddać pokłon Borucie – Leszemu,
Dziewannie Šumina
Mati i innym leśnym Enkom. Gdy znalazł się między prastarymi
drzewami uroczyska Jużny Las, zsiadł z grzbietu Burhaszki i klęcząc
na leśnym runie, sławił wywyższonych przez Ageja władców lasu.
Burhaszka stał obok i pasł się. Kiedy Dobrynia oddał cześć
Leśnej Matce, której imieniem nazwano roślinę o złotych
kwiatach, do jego uszu dobiegł cichy głos – szczególnie miły i
melodyjny, niczym pieśń syreny, albo rusałki. Dobrynia spojrzał w
górę i ujrzał siedzącego na gałęzi kasztanowca ptaka Sirina.
Ptak ów, przez Roxów nazywany Syryjczykiem, był wielkości orła,
a jego lśniące pióra
mieniły się zielenią i turkusem, złotem, różem i karminem. Ptak Sirin, bliski krewny Humy i Huppy z Peristanu, oraz kuszących Odysa syren z Morza Rajskiego, miał głowę cudnej niewiasty o puszystych, złotych włosach, wijących się jak węże i białe, pełne wdzięku piersi niewieście. Słodkim głosem i wyszukanymi słowy podsycał dumę Dobryni nazywając go ,,Niezwyciężonym Zwycięzcą'', ,,Klejnotem wśród junaków Dzikich Pól'' i ,,Zgubą Czarnoboga – Gorynycza''.
mieniły się zielenią i turkusem, złotem, różem i karminem. Ptak Sirin, bliski krewny Humy i Huppy z Peristanu, oraz kuszących Odysa syren z Morza Rajskiego, miał głowę cudnej niewiasty o puszystych, złotych włosach, wijących się jak węże i białe, pełne wdzięku piersi niewieście. Słodkim głosem i wyszukanymi słowy podsycał dumę Dobryni nazywając go ,,Niezwyciężonym Zwycięzcą'', ,,Klejnotem wśród junaków Dzikich Pól'' i ,,Zgubą Czarnoboga – Gorynycza''.
-
Podejdź do mnie, Sławny wśród Wojów – kusił ptak Sirin – a
ja, dziewiczy ptak z krain międzyrajskich, krain ciepłych i pełnych
wszelkiego dobra i rozkoszy, obdarzę cię wszelką błogością,
czułością i cielesnymi igraszkami. Przysięgam na pędzel i farby
Dziewanny, którą czcisz, że będę ci niewolnicą, a ty moim
panem. Zrobisz ze mną co zechcesz....
-
Paszoł won, sukkubie! - warknął Dobrynia, lecz ptak Sirin nie
odleciał, jeno roześmiał się uroczym perlistym śmiechem i dalej
począł kusić.
-
Co z ciebie za witeź, skoro odmawiasz niewieście? - oburzył się
ptak z Surji, po czym dalejże kusić Dobrynię i jego konia,
namawiać do porzucenia trudnej drogi cnoty, a wybrania drogi łatwej,
nie stawiającej wymagań rozkoszy. Słowa ptaka Sirina nie jednemu
już zmąciły w głowie, lecz Dobrynia będąc czystym i stawiając
sobie surowe wymagania, długo się opierał z wielkim gniewem, aż
ptasia dziewica – sukkub, choć mówiła słowa słodkie i gładkie,
w głębi jaźni dziwiła się i wrzała z wściekłości. W końcu w
ptasiej łapie Sirina zabłysnął złoty pierścień.
-
Będzie twój, jak napijesz się słodyczy z mych warg i napełnisz
mój wstyd dziewiczy swoim czystym nasieniem, o Lwie Dzikich Pól –
a trzeba wiedzieć, że ów pierścień wykuty w ogniu Čortieńska
miał moc czarnoksięską.
W
każdym budził żądzę posiadania go, a miał władzę prowadzić
do zguby. Dobrynia zawahał się i począł powoli iść w stronę
pierścienia, lecz wtem ogłuszający ryk wielkiego zwierza spłoszył
ptaka Sirina. Potężny tur wziął junaka na żelazne rogi i
wyrzucił w powietrze. Gdy syn Nedosława upadł i potłukł się,
kuszące słowa ptaka Sirina ulotniły się z jego głowy. ,,Dzięki
ci, Welesie''
– junak syknął z bólu, a odrodzony święty tur ryknął,
ciepłym językiem odjął Dobryni ból, po czym pobiegł w knieje.
Trzeba bowiem wiedzieć, że ptak Sirin, chociaż piękny, służył
Čortu
Kani, a pośrednio Rykarowi.
W
owym czasie królem Orlandu zasiadającym na tronie w Horodyszczu na
wyspie Cortix był Wołda. W ruskich bylinach ów władca, jak
również bohater spod Troi – macedoński witeź Włodzimierz
Krasne Słoneczko i kniaź św. Włodzimierz Wielki złączeni
zostali w jedną postać. Na dworze cara Wołdy, ojca pięknej Zabawy
Putiatisznej (Savava
ov Putiatisnaya),
tak jak na dworach Lecha Vukaszyna i Margusa w Valkanicy, czy Artura
w Brytanii, odbywały się uczty i turnieje jak magnes przyciągające
junaków z całego Orlandu. Licznie przybywający na wyspę Cortix
wojownicy; witezie a zmiejobory zawierali przyjaźnie na całe życie
wymieniając się świętym znakiem kras. Wśród mile spędzonego
czasu przy beczkach piwa i pieczystym, słuchano pieśni skoromochów
i dziadów lirników, czy opowieści skaziteli – opowiadaczy o
pamiętnych, pełnych chwały czynach Enków i herosów, a król
Wołda pasował junaków na rycerzy. Tradycje te utrzymywały się na
wschodzie przez całe wieki. Kosa Oppman w ,,Perłowym
latopisie''
opisywał jak Ilja Muromiec na dworze jednego z kniaziów; Szczerbana
VI Krutowicza strzałami z łuków strącał złote kopuły z dachów
chramów, a pokłóciwszy się z kniaziem, rozdarł na strzępy
ofiarowaną sobie na znak pojednania szubę z soboli. Wróćmy jednak
do ery jedenastej i do Dobryni. Zwycięzca Nalivy, obdarowany przez
tura, chcąc zostać bohaterem w pełnym tego słowa znaczeniu,
pożegnał ojca i macierz, od których otrzymał błogosławieństwo
na drogę i uszytą ręką Mamielfy i jej służek szpicrutę z
siedmiu jedwabi, osiodłał wiernego Burhaszkę i ruszył przez
Dzikie Pola w długą i niebezpieczną drogę na wyspę Cortix leżącą
na wielkiej wyspie Tinerpie. W czasie owe wędrówki zwalczał liczne
i lute potwory i straszydła służące Rykarowi i dybiące na zgubę
ludzką. Spiżowy miecz Araskał pił krew wielkiego jak niedźwiedź,
czarnego pająka Ał – ar – agałaja, syna cara Karakurta i
olbrzymiego, zabijającego wzrokiem węża połoza o imieniu Połoś.
O wężach tych, w erze trzynastej ks. Krzysztof Kluk napisał
następujące słowa: ,,te
węże mają być długie na 10 łokci; w stepach bez nóg do góry
się wdzierają, potem rzucają się na ludzi i zwierzęta''. Z
ręki Dobryni ginęły czarno – brunatne brukołaki o zębach
smoków, wyłupiastych oczach, rogach byków i baranów, ciałach
niedźwiedzi, skrzydłach wron a nietoperzy, maleńkich, ludzkich
rękach i nogach na grzbiecie, oraz o pazurach podobnych do ostrza
kosy, wielkie węże trusie, czerwone mantykory o żądłach
skorpionów, powabne sfinksy, wilkołaki Sybir i Mandżur o sierści
srebrzystej i złocistej, czy ogromny, pustoszący pola i zabijający
ludzi dzik Fajans. Mieszkańcy zimowników i maleńkich,
rozproszonych osad sławili w pieśniach odwagę i siłę Dobryni;
Niepokonanego Zagończyka, gościli go w swych skromnych chatach,
częstując tym co mieli najlepszego i życzyli mu szczęśliwej
drogi. Oswobodził ich bowiem od niejednej plagi, jak od złożonego
z wąpierzy rodu atamana Nalivy, polującego na kominiarzy białego
wyraka lęgnącego się w kominie, podobnej do nocnicy o włosach ze
szczurzych ogonów Języcznicy – Bestialki, zeskrobującej długim,
zaopatrzonym w kolce językiem mięso ze swych ofiar, co odczuwały
one jako niewypowiedzianą rozkosz, czy niszczącego uprawy mamuta
Kudy. Zwyciężywszy moc groźnych istot i oczyściwszy się w
osadzie Piskorek z ich krwi, Dobrynia potrafiący mocą Welesa i
Mokoszy wyrywać stuletnie drzewa i ciskać pod niebo ogromne głazy,
stanął na tinerpijskiej wyspie Cortix, gdzie niosąc w darze
zdobyte na wąpierzach cenne łupy, udał się na dwór króla Wołdy.
,,Perłowy
latopis''
opowiada o Ilji Muromcu, który na dworze kniazia Szczerbana
zwycięsko stawał w szranki ze słynnymi z męstwa i siły braćmi
Lechem i Bolesławem z ziem późniejszej Analapii. Na turnieju cara
Wołdy Krainowicza, Dobrynia, potomek rycerskiego rodu Nikityczów
budził uznanie przebywających na zmaganiach bojarów i wywoływał
rozmarzone spojrzenia dam dworu i samej królewny Zabawy
Putiatisznej. Nie tylko kruszył pięściami głazy i podrzucał
wysoko koła młyńskie, podnosił pnie, darł pergaminy i kolczugi,
kruszył kopie, strącał strzałami z łuku złote kopuły z dachów,
czy bił wszystkich rywali na głowę w zapasach, walce na pięści,
miecze, buławy, młoty i topory, ale niczym zawodowy rybałt czy
wajdelota śpiewał starodawne pieśni o miłości, wojnie i łowach,
a także jak przystało na prawdziwego witezia unikał grubiaństw a
sprośnych żartów, pijaństwa i obżarstwa, a każdej niewieście
okazywał cześć niby samej Korze Pokrowie; matce Teosta, przeto był
lubiany i szanowany na królewskim dworze w Horodyszczu. Turniej
połączony z jarmarkiem i ludowym festynem trwał jeszcze wiele dni.
Królewna Zabawa Putiatiszna, w bylinach przedstawiana jako córka
Włodzimierza Krasne Słoneczko i Apraksji, w dniu przybycia Dobryni
na wyspę Cortix, liczyła sobie szesnastą wiosnę życia. Smukła i
pełna wdzięku miała jasną, połyskującą złotem kosę do kolan
i niebieskie oczy. Odziana była w jedwabną suknię barwy modrej i
nosiła wiele ozdób ze złota i srebra jak pierścionek z
krwawnikiem, czy srebrne wstążki w zdobionych kwieciem włosach.
Piątego dnia turnieju zerwał się z łańcucha, prowadzony przez
trupę skoromochów, najroślejszy niedźwiedź jakiego widziano w
Orlandzie i porykując popędził ku królewnie. Wszyscy oniemieli,
jedynie Dobrynia nie stracił zimnej krwi. Zabawa Putiatiszna stała
przerażona, jakby skamieniała, zaś niedźwiedź nazywany Porykiem,
pełen zapiekłej urazy do ludzi co pozbawili go wolności, biegł ku
niej, gdy tymczasem Dobrynia bez żadnej broni stanął między
królewną a leśnym zwierzem. Zaczęła się zacięta walka na
śmierć i życie, a obaj zapaśnicy niemal dorównywali sobie
wzrostem i siłą. Poryk, ciosami w twarz, przy akompaniamencie
przeraźliwego krzyku królewny, przewracał herosa na ziemie, z
której Dobrynia wstawał jeszcze silniejszy, bo Mat' Syraja Ziemla
użyczała mu swej mocy. Niedźwiedź słabł coraz bardziej. Krwawił
i budził teraz raczej litość niż strach, chociaż nadal był
groźny. Dobrynia oderwał go od ziemi i wyrzucił wysoko w górę,
po czym, gdy niedźwiedź upadł z trzaskiem łamanych kości,
postawił nogę na jego głowie i zmiażdżył tym jego czaszkę. Po
skończonej walce rozległ się chór oklasków i okrzyków ,,Sława
mu''!,
zaś królewna Zabawa Putiatiszna rzuciła mu się na szyję. Jednak
heros wiedział, że niedźwiedź nie zawsze był zły, jeno ludzie
uczynili go takim. Król Wołda, rozpromieniony, skinął na Dobrynię
o twarzy czerwonej od krwi i w porozrywanej kolczudze, aby podszedł
doń. Następnie wyjął miecz i uderzył jego płazem ramię junaka
ze słowami:
-
Chrobry Dobrynio Nedosławiczu! Niech ci nie będzie wstydno twej
krwi i potu, bo dzisiaj zdobią cię one bardziej niż innych złote
łańcuchy i pierścienie. Biorąc na świadków Wodę i Ogień,
Świętą Ziemię i Srebrny Księżyc, ja Wołda Krainowicz, car z
krwi carów, na chwałę Ageja i wszystkich Enków, pasuję cię na
rycerza – znów rozbrzmiały oklaski i wiwaty, Dobrynia zaś obmył
się i przebrał, by móc zasiąść do uczty, wydanej na swoją
cześć.
Jednym
z dań była pieczeń z zabitego przez Dobrynię niedźwiedzia.
Szczególnie smakowały jego łapy, zaś mózg zużyto do zatruwania
strzał. Junacy pożeali całe pieczone świnie i dziki a wypijali
beczki przedniego wina z Valkanicy i Kolchidy i wszyscy słuchając
pieśniarzy świetnie się bawili. Zabawa Putiatiszna patrzyła na
Dobrynię maślanymi oczami, niby sroka w gnat. Oboje radzi byli
sobie, lecz królewna była jeszcze za młoda na ślub.
C. D. N.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz