Strony

czwartek, 17 marca 2016

Czarny wołchw

Rus, pierwszy król Roxu spłodził Igora, Kija i Łybiedź; Kij spłodził Moskala – Mosocha, ten zaś był ojcem Jaskotela, ojca Czernisława I Boginiaka, założyciela Czarnego Grodu – Czernichowa. Za jego panowania latopisy odnotowały rzeczy straszne....





Bitwa pod Suchym Płotem była przegrana. Mimo całego męstwa nie tylko słowiańskich wojów, ale też strzegących zwykle stodoły (gumna) skrzatów owinników, zwanych też gumiennikami, oraz bitnego i prawego plemienia Kulików – ludzi o głowach owych długodziobych ptaków, straszydła – słudzy Gorynycza znów były górą. Niewiasty zawodziły i rozrywały sobie twarze paznokciami, gdy dwóch witezi przyniosło zakrwawione nosze z poszarpanymi szczątkami królewicza Suchodoła, następcy tronu w założonym przez króla Kija grodzie Dendropolis nad Tinerpą. Czernisławowi zostali się ino małoletni synowie Szczek i Choryw, wciąż zbyt młodzi by zająć miejsce walecznego Suchodoła.




Odkąd Czenichów został założony, źle się działo w Królestwie Roxu. Po lasach i bagnach gromadziły się pod stanicami Czarnoboga – Gorynycza zbrojne hordy strzyg i kikimor, Čortów, wąpierzy i wilkołaków; z Gór Soroczyńskich złaziły się smoki, z Bałkanii nadlatywały ały i ażdachy. Kuliki toczyły regularne bitwy z olbrzymimi wężami, dusiłkami, zmorami, mamunami, złymi południcami i nocnicami, olbrzymami i psoglavami. Owo plemię ludzi o ptasich głowach, tak mężowie jak i niewiasty noszące jaja w brzuchu, przez trzy dni i noce odpierało atak na swoje włości zwane przez ludzi Kulikowym Polem. Wreszcie siły zła zostały odparte, a ciemność ustąpiła znad kraju Kulików. Jednak ogólna sytuacja Roxu była raczej zła.


*





Była ponura, bezksiężycowa noc, gdy jakiś mąż w czarnej opończy zastukał do drzwi leżącej gdzieś na oparzeliskach chatki czarnego wołwcha Wilczura. Otworzył mu dziad siwobrody, bosy, w powłóczystą szatę barwy otchłani Čortieńska przyodziany. Na ramiona miał zarzucony płaszcz ze skór wilczych, a wzrok jego płomienny, gniewu pełen.
- Kim jesteś, charłaku? - czarny wołwch spytał z nienawiścią przybysza.
- Twym panem, Czernisławem, synem Moskwicina – odrzekł król Roxu.
- Moim panem – odrzekł wyniośle czarownik przepędzony z kolegium białych wołchwów, służących Agejowi i Enkom – jest Gorynycz; Czarny Bóg Zła. Choćbyś mnie zabił – zwrócił się do króla – nic by ci to nie dało, bo mój duch wcieliłby się w żmiję, albo wilka i ciebie pokąsał. Po co do mnie przychodzisz?
- Szukam rady przeciw hordom straszydeł. Przyszedłem do ciebie, bo zawiedli wszyscy biali wołchwowie, czarodzieje, wróżbici – gwiazdorze, alchemicy i guślarze; zawiedli pokładane w nich nadzieje wszyscy herosi – zmiejobory i generałowie. Nawet Analapia, ta ziemia bohaterów, co leży na zachodzie, przegrała bój ze strzygi a kikimory. Sam jej król Jurand, pierwszy tego imienia, stary lecz jary, poległ kłonicą sinych ludzi przebity w czarownic jarze. Dlatego.... - czarny wołchw stracił cierpliwość.
- Wejdź – warknął, a król posłusznie wszedł do jego chaty. Kapłan węża Gorynycza zaklęciem zapalił smolne łuczywo, mamrocząc coś o ,,wypędzaniu Čortów Čortami''.
Tak jak przed chatą bielały trupie czaszki zatknięte na płocie, tak również jej wnętrze strach budziło. Pełne było kurzu, ziół trujących, pentagramów, heksagramów, świec czarnych, ksiąg czarodziejskich na skórze dziewic spisanych, kolorowych kamieni, poronionych płodów w słoikach, kart wróżebnych, kozich kości.... Poniewierały się w nim wypchany krokodyl z rzeki Nilus na łokieć długi, szympans wypchany, duży kocioł, rytualne sztylety z obsydianu, laleczki z wosku ulepione, w których szpilki tkwiły i tym podobne akcesoria, używane przez parające się szpetnym czarodziejstwem sługi Gorynycza. Czarny wołwch posadził króla na ławę i napoił go wódką, do której dosypał szaleju, a może nawet zadał w niej pokuśnika, tak jak czynią to wyznawcy Krisina w swoich potrawach. Jakkolwiek by było, król otumaniony został; nie panował już nad tym co mówi. Gdy czarnoksiężnik kazał mu klękać przed sobą i – aż zgroza ogarnia gdy o tym piszę – ssać jego sromny członek, na którym wykłute było czarną farbą imię węża Gorynycza – król uczynił to jak jakiś idiota. Potem Wilczur kazał władcy wyprzeć się Ageja i Enków, co ten posłusznie uczynił.
- Jednej tylko Syrokiej się nie wypieraj! - tym imieniem Čorty i ich wyznawcy określali Mokoszę licząc, że okaże im ona miłosierdzie.
Gdzieś w oddalonej wiosce piały już trzecie kury. Król Czernisław I Boginiak, o którym powiadano w pieśni, że podrzuciła go zaziemska nimfa zwana boginką, powlókł się w stronę Dendropolis, wypłakując sobie oczy. Szedł ku swojej stolicy, a niebo płakało razem z nim.


*

W 1938 r. po konferencji w Monachium zakończonej haniebnym rozbiorem Czechosłowacji, brytyjski premier Chamberlain z dumą oświadczył, że przywiózł pokój dla całego pokolenia. Wielu ludzi na Zachodzie myślało podówczas, że da się utrzymać pokój kosztem kompromisu z Hitlerem.
Podobnie w tamtych, odległych czasach, na początku obecnej ery trzynastej Rox odetchnął z ulgą, gdy ataki piekielnych poczwar ustały. Nikt poza królem nie wiedział skąd ta jakże miła odmiana. Udręczona ziemica Rusa odetchnęła, a jej lud powrócił z pól bitewnych do swych zajęć. Czarny wołchw pomarkotniał jeszcze bardziej i począł pędzić całe noce z nosem w obmierzłej księdze ,,Codex daemonicus'', co po rusku wykłada się: ,,Kniga biesow''.
Czernisław obudził się struty; nie cieszyły go ani turnieje, ani gra w szachy, ani nawet polowania. Cały Rox odbierał ustanie ataków straszydeł jak ciszę przed burzą i tak było w istocie. Minęły trzy miesiące i nastała słotna jesień. Wtedy to z Gór Soroczyńskich znów wylazły smoki, strzygi, wąpierze i źli Neurowie, w powietrzu unosiły się ogniste latawce i czarownice na miotłach i łopatach, spuszczające grad wielkości kurzych jaj, czarne błota wypluły gromady kikimor, zaroiło się od sysunów, ksykunów, brukołaków, chimer, sfinksów i mantykor. Nowy Gród Północy i Korsuń atakowały morskie potwory. Z Nürtu przyszły nawet trolle. Na czele zaś owych sotni Čortieńska stał z mandatu Gorynycza olbrzym Goran w krzemienną buławę i tarczę ze skóry wieloryba uzbrojony. Ometra, król Analapii i Cudosław I, król Bohemii wysłali posiłki. Król Czernisław gorzko zapłakał. Kazał szukać czarnego wołwcha i sprowadzić go do siebie w pętach, lecz Wilczura, wielkiego czarownika, któregoś wieczora zjadły kikimory. ,,Tak ten co czary odprawiał, od czarostwa swego zginął'' - podsumował latopisiec.
Potomkowie Rusa znów chwycili za broń, lecz nierówna to była walka, bo Słońce i Księżyc spowijały zasłony mroku. Król Czernisław wyznał swe winy przed kapelanem swego zamku, wołwchem Wieczygniewem, o którym lud mówił, że był prorokiem.
- Trza pokutować – oznajmił Wieczygniew srebrnobrody – Enkowie choć sprawiedliwi, gdy widzą serce skruszone, odstępują od kary.
Ten co ojcem był Szczeka i Chorywa, włożył na siebie worek i usiadł w popiele. Całą noc przepędził wśród modłów, w chramie wszystkich Enków, przed świętym płomieniem Ageja. Serce swe rozdarł żalu szponami, a łzy jego były wielkie jak ziarna grochowe. Rano stanął przed swoją drużyną, kapłanami i ludem pokrzepiony na duchu.
- W imię Mokoszy Nieskończenie Miłosiernej, która otarła kosą swą złotą łzy z mojej twarzy – przemówił Czernisław I – nakazuję post surowy o chlebie i wodzie całemu memu królestwu, od rubieży analapijskiej po Pasmo Gorynycza i Promet – Góry Jasowskie. Niech ucichną hulanki w Nowym Grodzie Północy, Dendropolis, Moxie i Korsuniu, aby car Perun – Jarowit wsparł nas swym piorunem, Miedwiedow maczugą, Boruta – Leszy szablą, a przeczysta Dziewanna strzałą z łuku.
Spełniając ukaz króla, cały Rox odział się w wory, wołchwowie zaś tłumaczyli ludowi, że od wora i popiołu ważniejszą rzeczą jest nie czynić sprośności. Enkowie ujrzeli post w całym Roxie i udzielili swego wsparcia, a zastępy straszydeł poczęły topnieć jak te śniegi na wiosnę. Jeden tylko Goran; car – olbrzym szedł uparcie w stronę Dendropolis, aż stanął u jego wałów obronnych.
- Odwagi – niewidzialna Mokosza szepnęła do ucha królowi – to kolos na nogach glinianych; dziś ubijesz go jednym ciosem włóczni!






Posłuchał Czernisław i zatopił włócznię w piersi olbrzyma. Gdy ten skonał, jego cielsko spalono, a oręż i zbroję złożono jako wotum w chramie jytnas Światogora.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz