,, […] trzej synowie Orija: Kij, Paszczek i Gorovato […] wsiedli na konie i pojechali […] a za nimi drużyny...'' - ,,Vlesova kniga''
Po
śmierci Czernisława I Boginiaka na tron Roxu wstąpili jego
synowie: Szczek i Choryw. Nazywano ich suczymi synami, lecz nie mieli
tego za obrazę, bowiem ich matką, a w każdym bądź razie matką
Szczeka była sama Żweruna – córka Boruty i Dziewanny Šumina
Mati, leśna Enka mająca postać olbrzymiej, burej suki z
nieprzebytych puszcz Liteny. Przed wiekami w erze dwunastej, owa
Żweruna została w ludzkiej postaci poślubiona przez księcia
Kroka, rodząc Sukosława Suczyca, wielkiego bohatera Słowian. Teraz
zaś porodziła Szczeka. Jeśli zaś chodzi o Chorywa, to jak podaje
,,Księga
sławy''
Borysa z Nieważowa, też był synem króla Roxu, ale zrodziła go
rusałka Łybiedź Wdzięczna, królowa Jeziora Łabędzi. Obaj
bracia wyglądali jak bliźnięta – byli smukli, wysocy, jasnowłosi
i silni; kochali się też w sposób przykładny. W dniu ich
postrzyżyn, królowa Bałamutka, bo taką postać wzięła na siebie
na te wszystkie lata Żweruna, zamieniła się w sukę i uciekła do
lasu gonić zające. Szczek i Choryw mieli jeszcze przyrodniego,
starszego brata, królewicza Suchodoła (jego matka, królowa Wianka
zmarła przy porodzie), przeznaczonego na następcę tronu, lecz
poległ w wielkiej bitwie ze strzygami i kikimorami pod Suchym
Płotem, kiedy to jego bracia byli zbyt młodzi by wojować. Zostali
koronowani na królów Roxu po śmierci Czernisława I i godnym jest
pochwały, że ich przyjaźń przetrwała próbę czasu.
Rusałka
wdzięku pełna, pląsała powiewając powłóczystą sukienką na
mozaikowej podłodze królewskiego zamku Kija w Dendropolis. W jej
białych, do rzeźby z eburnu podobnych dłoniach błyszczała lira
ze złota. Urokliwa tanecznica cieszyła serca królów Szczeka i
Chorywa, oraz ich gości pieśnią o odległej krainie gdzie cały
czas panuje wiosna, młodość i szczęście.
-
Na ostrowie mającym nazwę Abarii – uszy biesiadników pieścił
głos dziewczęcy, słodszy ponad wyobrażenie – mieszkała krasna
pani; Abara Mladnica; wiecznie młoda dziewica, z łona Mokoszy
zrodzona, a przez potężnego Świętowita spłodzona. Najpiękniejsza
między dziwożonami, z czułą troską sprawuje pieczę nad
roślinami i zwierzętami. Pod jej sceptrem żyją w zgodzie, bez
starości, bez choroby i bez śmierci. Radość, miłość na
ostrowie owym stale gości...- obaj królowie Roxu zapragnęli
przybić do brzegów Abarii; jeden z nich miał poślubić Enkę,
panią owej wyspy, przez Greków nazywaną Hebe, zaś przez Waregów
z Nürtu - Idunn, obaj zaś mieli stać się wiecznie młodymi.
Im
dłużej o tym myśleli, tym bardziej starzały się ich serca. Nie
było łatwo dostać się do Abarii; krainy młodości.
-
… Tam gdzie na sinego morza przestworze – śpiewała rusałka –
ściana ognia gorze, za nią się rozciągają błogosławionej
Abarii brzegi, nieskalanej Mladnicy szczęśliwy kraj daleki... -
rusałka skończyła pieśń i taniec, pokłoniła się do ziemi
królewskim braciom, a jej długie włosy rozsypały się złocistą
falą po kamyczkach mozaiki.
Obaj
królowie zwołali wołwchów, żerców i uczonych mężów. Jęli
wypytywać ich o położenie wyspy, na której wznosił się kapiący
od złota tron pani Mladnicy. Mędrcy próbowali ich zrazu odwieść
od tego zamiaru, w końcu jednak widząc upór obu królów, dali im
mapę. Szczek i Choryw kazali naszykować królewski korab ,,Białego
Gryfa''
o szkarłatnych żaglach. Wypłynęli nim w świat daleki z portu w
Nowym Grodzie Północy nad Morzem Srebrnym, wcześniej ustanawiając
jako regenta bojara Lichotę. Był to człowiek chciwy i ambitny,
miernych kompetencji, lecz królewscy bracia ufali mu, bo prawił im
pochlebstwa.
Agej
Zabołat skierował swe słowo do wieszcza Letnika, syna Słabomira z
grodu Nitry.
-
Pójdziesz do grodu Tmu – Tarakanu, gdzie ludzie sławią karaluchu
i będziesz u nich wołał o pokutę, bo wielkie są ich grzechy –
nierządu i niesprawiedliwości. Z ich to powodu miastu grozi zagłada
– mówił Agej Perzona Foyakista w widzeniu prorockim.
Letnik
jednak wzdrygnął się na samą myśl, by iść do Grodu Karalucha
nad Morzem Ciemnym, bowiem Słowianie i mieszkańcy Tmu – Tarakanu
nie żyli ze sobą w przyjaźni. Wieszcz udał się w przeciwnym
kierunku; nad Morze Srebrne do Nowego Grodu Północy. Pochmurny i
zafrasowany, jakby uciekał przed żoną, wsiadł na pokład
,,Białego
Gryfa'';
królewskiego korabia i nim to udał się razem ze Szczekiem i
Chorywem ku brzegom Abarii. Wtedy to Jurata ,,carica
Morja''
uderzyła swym złotym trójzębem w fale i zerwał się sztorm. Nikt
nie chciał zginąć – wszyscy rzucili się ratować korab. Jeden
tylko Letnik pogrążył się w apatii i nic nie robił. ,,Nawet
tu mnie odnalazł''
– mruknął niezadowolony wieszcz i nakrył się płaszczem.
-
Hej! - zawołał nań król Choryw. - Dlaczego nic nie robisz, by
uratować nawę, nawet Enków nie wołasz na pomoc! - Letnik zwiesił
nos na kwintę.
-
Ściga mnie gniew Ageja – Boga Bogów. Naraziłem się mu
odmawiając wyruszenia z misją do Tmu – Tarakanu...
-
Durak! - sapnął gniewnie król.
-
Sztorm rozpętał się z mego powodu – ciągnął Letnik. - Jeśli
chcecie by ustał, rzućcie mnie w fale – królowie Szczek i Choryw
kazali załodze jeszcze zażarciej wiosłować, lecz nic to nie dało.
,,Biały
Gryf''
tonął, więc wrzucono Letnika jako żertwę dla Juraty, a wtedy
sztorm ucichł.
-
Trza nam będzie oczyścić się z jego krwi, najlepiej wodą z
Sobotniej Góry – zauważył Szczek, syn Żweruny.
Fale
zakryły Letnika, lecz nie było mu pisane utonąć. Jurata posłała
swego syna, Indrika w ,,Gołębiej
Księdze''
nazywanego ,,matką
wszystkich zwierząt''.
Był to zwierz większy niźli wieloryby, zieloną, gadzią łuską
pokryty. Miał paszczę z wielkimi zębami, płetwy piersiowe jak
delfin i ogon niczym ryba, zaś z końca pyska wystawał mu pręt
długi a giętki, zakończony kulą wydzielającą złote światło.
Indrik został stworzony mocą łona Juraty już w erze drugiej i żył
w morzu całe eony jako jedyny w swym gatunku. Zobaczył Letnika
wpadającego w toń wodną i on – Indrik – ryb i potworów
morskich pożeracz, zakrył go swymi szczękami. Letnika ogarnęła
ciemność i stracił resztki przytomności. Spał w trzewiach
dobrego potwora morskiego, słodko jak niemowlę w kolebce. Nie po to
jednak Agej przydzielił Letnikowi misję nawracania Tmu –
Tarakanu, aby wieszcz sobie spał. Indrik niósł go w paszczy, aż w
końcu wypluł Letnika na brzeg.
Gdy
ów po długim i krzepiącym śnie otworzył oczy, spostrzegł, że
jest dzień; piękny i słoneczny, on sam zaś leży w łożu z kości
słoniowej, przykryty piernatami w jakimś chramie, czy to pałacu.
Zbudowano go nad morzem, na samym brzegu, bo do uszu Letnika
docierały uderzenia fal przyboju i krzyki mew.
-
Gdzie ja jestem? - przecierał oczy pełen zdumienia. - Czyżbym
dostał się do owej Aba.... coś tam, krainy młodości, do której
zmierzali królowie Szczek i Choryw? Ciekawe czy ich tu spotkam.
Letnik
od niechcenia pociągnął za złoty dzwonek zawieszony na purpurowym
sznurze. Wówczas do jego komnaty weszła panna trudnej do opisania
urody, odziana w powłóczystą szatę z niebieskiego jedwabiu. Jej
długie włosy lśniły złotem pod wieńcem z białych lilii. W
talii nosiła srebrny pasek, na palcu pierścień z jednorożcem –
symbol dziewictwa, na czole zaś miała wymalowany złotą farbką
półksiężyc. Letnik zapytał ją.
-
Racz mi powiedzieć, pani, kim jesteś; istotą ludzką czy boginką
i czy jestem teraz w Nawi Jasnej, czy też raczej w Abarii – na
ostrowie pani Mladnicy, o którym się powiada, że panuje tam
wieczna młodość? - panna w błękicie roześmiała się perliście
bez cienia złośliwości.
-
Nie jesteśmy boginkami, panie – odrzekła – aleśmy z tej samej
rasy ludzkiej co i ty. Fale wyrzuciły was na brzeg, a my – morskie
bohynie – służebnice Juraty dałyśmy ci schronienie w swojej
świątyni, jak to często czynimy z rozbitkami.
-
A w jakim zakątku Sklawinii teraz jestem? - spytał Letnik.
-
W sławnym Królestwie Roxu, nad Morzem Ciemnym – odrzekła
bohynia.
Kapłanki
Juraty zaprowadziły Letnika do bani gdzie się obmył, odziały go,
nakarmiły i napoiły. Nim wyruszył w dalszą drogę, zaopatrzony w
złote grzywny z klasztornego skarbca, poznał dzieje owej wspólnoty.
Dowiedział się, że przybyła ona aż z ziemic celtyckich
(Kiełtyki),
gdzie owe niewiasty określano jako galiceny. Służyły one bogini
Danu, w Cymru nazywanej – Don, a przez Słowian – Mokoszą. Jej
mocą umiały tkać mgłę, sprowadzać deszcze i śniegi, gasić i
wzniecać ogień, a nawet zamieniać wodę w lód jak to czynili
słowiańscy kołodunowie. Bohynie – galiceny zakładały swe
wspólnoty w Analapii, Bohemii i Roxie, użyczyły nawet nazwy
Haliczowi – Hałyczynie. Te, u których bawił Letnik wyodrębniły
się od reszty bohyni sławiących Mokoszę, poświęcając się
służbie jej siostry, Juraty. Swoje chramy zakładały nad brzegami
mórz i mówiono o nich: ,,morskie
bohynie''.
Letnik nim opuścił gościnny klasztor miał widzenie wieszcze –
po raz pierwszy odkąd uciekał przed Agejem do Nowego Grodu Północy.
Bawiąc w kaplicy ujrzał Mokoszę depczącą samozwańczego
Czarnoboga we wszystkich jego wcieleniach: jako smoka Rykara,
obecnego węża Gorynycza i wówczas mające dopiero nadejść –
smoka z Vovel i zielonego węża Zeltysa. Usłyszał też głos Ageja
mówiący: ,,Oto
najdoskonalsze z moich stworzeń''.
Piękno i łagodność Mokoszy wycisnęły Letnikowi łzy z oczu, ona
zaś pocałowała go w czoło, szepcząc mu do ucha:
-
Bądź wierny. Idź.
Jeszcze
tego samego dnia Letnik udał się w stronę Tmu – Tarakanu...
,,Abara Mladnica, najurodziwsza z cór Świętowita i Mokoszy była smukła i wysoka, o cerze jasnej, nieskazitelnie gładkiej i jedwabistej. Włosy zaplecione w jeden gruby warkocz miały barwę miedziano – złotą. Jedno oko było niebieskie, drugie zaś ciemnozielone. Pani wyspy młodości ukazała się oczom królów Szczeka i Chorywa w złotej koronie o czterech splątanych promieniach na głowie, okryta płaszczem barwy morza, odziana w suknię, na której wyhaftowano wyspę Abarię za ścianą płomieni, oraz grzyb i trójlistną koniczynę w polu zielonym. Królową zdobiły złote kolczyki w kształcie żołędzi, naszyjnik z pereł, złoty łańcuch opasujący talię, oraz złote obręcze na kostkach'' – Radosław Goździcki ,,Księga świata'': identyczny opis zawiera ilustrowane dzieło ,,Icones bogiń i rusałek'' Malmira z Cynii.
Dwaj
niestrudzeni żeglarze, królewscy bracia z dalekiego Roxu skłonili
swe głowy przed wiecznie młodą władczynią, o której dzieło
,,Icones....''
powiada, iż była ,,najpiękniejszą
z dziewic''.
Ta, którą Grecy czcili pod imieniem Hebe ujrzała w wielkim
zwierciadle o złotych ramach nadpływający korab znękany burzami i
rozchyliła ścianę ognia na oceanie, tworząc jakby wrota
umożliwiające wkroczenie do jej cudownej krainy. Bracia udali się
do Abarii w szalupie ratunkowej, bo ich poddani bali się podążyć
za nimi.
-
O co prosicie, dzielni junacy z ludu co sławi Ageja i Enków? -
spytała Abara Mladnica.
-
Zmagaliśmy się ze sztormami – zabrał głos Choryw –
chąsiebnikami, potworami, głodem, pragnieniem szkorbutem i
knowaniami morskich czarownic, abyś ty, o pani, którą Waregowie
obdarzyli imieniem Idunn raczyła nagrodzić nas wieczystą
młodością.
-
Bylibyśmy nieskończenie szczęśliwi, pani, mogąc zamieszkać z
tobą na twym ostrowie – dodał Szczek, o którym jego wychowawcy
powiadali, że był wyszczekany.
Królowa
Abarii pokręciła puszystą główką.
-
Nie jest wolą Ageja, bym udzieliła wam daru nieśmiertelności, co
oznaczać może tylko jedno: nie wyszłoby wam to na dobre. Wasza
droga do pełni szczęścia wiedzie przez starość, cierpienie i
śmierć i nie ma na to rady. Nie byłoby też dobrze, abyście tu
zostali, bo wasze miejsce jest w Roxie, gdzie trza wam bronić
waszego ludu – Abara Mladnica ukazała obu braciom w swym
zwierciadle jak bojar Lichota zagarnął władzę w Dendropolis i
uciska Lud Roksany wysokimi podatkami i pańszczyzną, by móc
prowadzić życie próżniacze. - Zbliżcie się, dziedzice wielkiego
króla Rusa, a dotknę waszych serc i sprawię, że będą zawsze
młode, to jest czyste i pełne zapału, wolne od zgorzknienia i
prawe – królowie zgięli swe kolana przed Enką, a ta dotknęła
ich serc, błogosławiąc im. Następnie wsiedli do swej łódeczki
popychanej tchnienie Pochwista – Striboga, dzięki czemu w miarę
szybko dopłynęli do Roxu, gdzie obalili uzurpatora.
Panowali
jeszcze wiele lat, a po śmierci usypano im niedaleko Dendropolis
kurhany znane jako góry Szczekownica i Chorywnica.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz