W
lutym
2018 r. przeczytałem drugi tom tetralogii dark fantasy ,,Upiór
Południa''
Mai Lidii Kossakowskiej zatytułowany ,,Pamięć
Umarłych'',
w którym uwidacznia się inspiracja prozą amerykańskiego pisarza
Williama Faulknera (1897 – 1962) i starymi westernami. W powieści
można również dostrzec podobieństwo do ,,Mistrza
i Małgorzaty''
Michaiła Bułhakowa.
Akcja
rozgrywa się w podczas upalnego sierpnia w XIX wieku, krótko po
zakończeniu wojny secesyjnej (1861 – 1865), za życia słynnego
rewolwerowca Jessego Jamesa (1847 – 1882) na Dzikim Zachodzie – w
małym miasteczku High Hill w okolicach Nowego Orleanu (stan
Luizjana).
Głównym
bohaterem jest zmęczony życiem szeryf Joseph Barlow, razem ze swym
zastępcą Tomem Ribbsem i dwoma młodymi pomocnikami: Fredem i
Zackiem strzegący sprawiedliwości w High Hill. Jest to bohater
pozytywny; prawy człowiek kierujący się honorem i kochający
ojciec. Niestety jego żona Helen zachorowała i zmarła w
męczarniach, a teraz ciężka choroba dręczyła jego córkę Mary.
Umierająca dziewczynka przyjaźniła się z łaciatym kotem Panem
Bobbym, którego pewnego razu rozszarpał czarny pies sąsiadów...
(znów odzywa się sympatia Kossakowskiej do kotów ;).
Życie
szeryfa zmieniło się gdy napotkał na swej drodze rewolwerowca
Ralpha Hitchcomba. Burmistrz miasteczka, Henry Statford wraz z synem
Joshem wynajął Hitchcomba co zabicia Samuela Benbowa, aby zdobyć
obfitującą w ropę naftową ziemię jego ojca Zebediasza. Gdy
rewolwerowiec wykonał zadanie, zleceniodawcy otruli go trutką na
szczury, a potem dobili. Szeryf Barlow znalazł jego zwłoki na
pustyni i pochował je. Hitchcomb trafił do piekła, gdzie dusze
rewolwerowców stanowiły rodzaj swoistej arystokracji. Jako upiór
powrócił do High Hill, aby wyrównać rachunki. Hitchcomb był
stary, wysoki i chudy. Miał niepokojące,
niebieskie oczy przypominające wodę w zimnym strumieniu, które
potrafiły upodabniać się do świecących zielono chińskich
lampionów. Upiór rewolwerowca był odporny na ogień i potrafił
przechodzić przez ściany. Umiał zamieniać się w człowieka –
karabin o ciele z żelaza i drewna. Tak za życia jak i po śmierci,
Hitchcomb, poszukiwany w kilku stanach, był okrutny i cyniczny –
potrafił zabijać ludzi dla kaprysu jak też krwawo się mścić.
Równocześnie miał znacznie więcej honoru od chciwego burmistrza
Statforda i jego syna, których zabił. Chcąc się odwdzięczyć
szeryfowi za godny pochówek zaopiekował się jego umierającą
córką. Najpierw zwrócił jej z zaświatów ukochanego kota, potem
pozbawił ją strachu, który przybrał postać stawonoga o ostrych
pazurach (mnie osobiście stworzenie z ilustracji Dominika Brońka
przypomina nieco eurypterusa), a na pożegnanie uleczył ją z
choroby.
Trudno
mi oprzeć się wrażeniu pewnego podobieństwa Hitchcomba do Wolanda
– karzącego złych ludzi demona, który ,,zła
pragnąc, czyni dobro''
(odsyłam do posta: ,,Michaił
Bułhakow'').
Szeryf Barlow był mu wdzięczny za uleczenie córki i co roku
jeździł z nią na pustynię, aby pielęgnować grób rewolwerowca.
Wierzył, że to tak naprawdę Bóg ,,piszący
prosto na krzywych liniach''
posłużył się Hitchcombem, by uratować Mary.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz