Strony

czwartek, 28 maja 2020

Oleg cz. 1


,, [Grecy] całowali krzyż, a Olega i jego mężów wzywali do przysięgi wedle zakonu ruskiego. Ci klęli się na oręż swój i na Peruna, boga swojego i na Welesa, boga bydła i utwierdzili pokój’’ - ,,Powieść doroczna’’






,,Jego [Ruryka] synem był Oleg Wieszczy (Olehus Profietnyj), który mimo że był wątły, dał się we znaki cesarstwu bizantyjskiemu, a swej mądrości zawdzięczał swój przydomek. Miał długie, rude włosy, wąsy i brodę, oraz zielone oczy. Nosił złoty diadem zdobiony szafirem i modrym piórkiem sikory, kolorową pelerynę przedstawiającą barwy złotą, modrą, ciemnozieloną, białą, purpurową i znów białą, oraz zielonego Krakena i trzy czarne drakkary, a jego miecz o złotej rękojeści spoczywał w pochwie ze skóry brązowego smoka wysadzanej rubinami. Historię jego śmierci opisuje ‘Powieść minionych lat’. Przepowiednia głosiła, że książę zginie z powodu swego ulubionego konia, toteż kazał go chować z dala od siebie. Gdy koń zdechł, Oleg przyszedł go zobaczyć, a ujrzał same kości. Gdy potrącił czaszkę stopą, wypełzła z niej żmija i ukąsiła władcę, a ten zmarł’’ - ,,Codex vimrothensis’’







Linia dynastii Dalmatydów wywodząca się od Wielkiego Rusa, która władała w Roxie, wygasła wraz ze śmiercią króla Filona Centaurobójcy, syna Zacława VI, syna Zacława V. Filon wychowany jako zakładnik na dworze w Carogrodzie, został ochrzczony w cerkwi Hagia Sofia. Przeżył wiele przygód i okrył się sławą jako rycerz. Z jego ręki zginął ostatni centaur (z rodu Onocentaurów, czyli do pasa ludzi, a od pasa – osłów) nawiedzający okolice Aleksandrii. Pojął za żonę szlachetnie urodzoną, nadobną pannę Laurę Adinocci z Raweny, z którą powrócił do stołecznego Dendropolis nad Tinerpą, gdzie włożył na jej skronie koronę królowej Roxu. Choć Papież i Patriarcha Carogrodu pokładali w nim nadzieję, po objęciu tronu Filon powrócił do pogańskiej wiary, a Laura została zepchnięta w cień przez dziewięć kolejnych żon króla poślubionych jednocześnie zgodnie z zakonem ustanowionym przez Cztana III. Gdy Filon zginął zabity przez wareskich wojowników z Nürtu, którym skąpił żołdu, Rox na wiele lat pogrążył się w nieopisanej smucie. Wówczas to plemiona tworzące dotąd jeden organizm państwowy, poczęły walczyć między sobą, a dzikie ludy z azjatyckich stepów co i rusz najeżdżały ziemię ruską uprowadzając w jasyr młodzieńców i dziewice. Smuta owa, zwana Ciemnymi Wiekami, trwała aż do czasu gdy bojarzy ofiarowali tron Rurykowi. Wedle słów późnej legendy, zanotowanej min. w ,,Codex canumis’’, przybył on nie z Nürtu, ale z Niemiec.








,, […] możni wysłali poselstwo do wodza Waregów, Ruryka (Rurihus) z prośbą by został ich księciem (nie królem!) i zasiadł na tronie w Dendropolis. Ruryk przyjął propozycję i wprowadził ład i założył nową dynastię, która panowała do XVI wieku. Pojmał Tybalda, króla wąpierzy i uciął mu głowę, przebił serce mieczem, po czym spalił i rozrzucił popiół na cztery wiatry. Jego synem był Oleg Wieszczy [...]’’ - ,,Codex vimrothensis’’.



*

- Powiedz mi, Nauczycielu – prosił dziesięcioletni książę Oleg swego mistrza, starego wołchwa Chwosta – który z bogów jest najmocniejszy? - Chwost, syn Gosława, zmarszczył krzaczaste brwi nad czymś intensywnie dumając.
- Każdy wołchw powie – odezwał się po chwili – że najmocniejszym bogiem, carem Nieba i Ziemi jest gromowładny Perun, który jest mnogi. On to wespół z wyłaniającym się z morza Welesem stworzył nasz świat.
- Skąd się wziął Perun? - dopytywał ciekawie Oleg. - Kto ustanowił go carem nad pozostałymi bogami? - Chwost słysząc to pytanie nachmurzył się i po chwili rzekł ściszonym głosem.
- Istnieje przekaz, którego nie usłyszysz w chramach i świętych gajach. Mówi on, że nim nastali Perun i Weles i wszyscy inni bogowie, nim nastała Mokosza z orszakiem bogiń, nim jeszcze zrodził się czas, istniał Nieznany Bóg mocniejszy niż wszyscy inni. Dziś jego imię popadła w zapomnienie, choć niegdyś znali je wszyscy Słowianie. Jako pierwsi żertwy poczęli mu składać mieszkańcy zatopionej dziś wyspy Bujan… - słowa te zapadły głęboko w serce Olega, lecz jego młodsza siostra Svanhilda niewiele z nich zrozumiała i tylko wyczekiwała niecierpliwie kiedy będzie mogła się pobawić na zalanej słonecznym blaskiem łące.
Oleg jak przystało na władcę Waregów i Słowian czcił bogów Nürtu i Sklawinii, lecz całe życie w głębi duszy bił pokłony przed Bogiem Nieznanym, a bliski, niepojętym i nieskończenie dobrym.


*








W czasie smuty jaka zapanowała w Roxie po śmierci króla Filona Centaurobójcy i uprowadzeniu królowej Laury z Raweny przez Waregów do Nürtu, na Wołyniu pojawił się grasujący nocami potwór , którego nazywano Parszywym Buniaką (Solodivius Vuniaca). Powiadali skoromochowie, że ród jego wywodził się od straszliwego Wija z ery jedenastej, co potwierdzać zdawały się powieki Parszywego Buniaki, które również były długie (sięgały piersi) i ciężkie. Zakrywały oczy, w których tkwiła straszliwa moc zabijania tak jak w oczach Wija, połoza i bazyliszka. Głowę potwora pokrywał gąszcz cuchnących krwią i ropą strupów, które wciąż rosły niczym drożdżowe ciasto. W mordzie Buniaki lśniły złote kły, zaś tłuste paluchy zakończone były czarnymi pazurami. Włóczył się Parszywy Buniaka nocami po drogach i bezdrożach, a jego moc największa była gdy bawił na rozstajach. Biada każdemu kogo napotkał. Z lubością spijał krew swych ofiar i szarpał na sztuki ich ciała złotymi kłami, podczas gdy z urocznych oczu wydobywały się promienie zamieniające surowe mięso w skwierczącą pieczeń. Zdarzyło się w Noc Kupały, że Parszywy Buniaka pochwycił ręką za włosy młodą i niewinną pannę imieniem Zoriana i zaciągnął ją wśród krzyków do swojego zimnego, skalistego legowiska w jarze. Tam odebrał pannie dziewictwo. Więził ją i gwałcił przez dziewięć miesięcy, aż w Noc Krwawego Księżyca porodziła dziecię; chłopca trzymającego w piąstce grudkę zakrzepłej krwi, a następnie umarła. Parszywy Buniaka pożarł trupa Zoriany, a następnie tupnął nogą, a wówczas otworzyła się dziura w ziemi. Wyszły z niej Čorty czy też raczej Rachmany, jak twierdził mędrzec Wernyhora i spełniając rozkaz Parszywego Buniaki zabrały dziecię pod ziemię, aby tam w zamku o żelaznych ścianach uczyć je tajników czarnej magii.









Chłopiec otrzymał imię Kasjan (Casianus) i wyrósł na potężnego i bezlitosnego czarnoksiężnika. Ukończywszy dwudziesty pierwszy rok życia wyszedł na powierzchnię uzbrojony w srebrny młot wykuty przez garbatego karła Zolina o trzech głowach. Odnalazł swego ojca; Parszywego Buniakę i jednym dobrze wymierzonym ciosem młota rozbił mu głowę.
- To za matkę, stary łotrze! - syknął Kasjan i splunął siarczyście.
Następnie za pomocą srebrnego sztyletu wydobył mordercze oczy Parszywego Buniaki i pożarł je jakby to były jaja na twardo. Z piersi potwora wydobył jego serce i rozszarpał je białymi zębami i połknął, a krew ściekała mu po brodzie i plamiła czarną szatę zdobioną diamentowymi gwiazdkami. Uczynił tak, aby przejąć jego moc.
Kasjan wybudował sobie zamek w Hyrze gdzie odprawiał rytuały tak obrzydliwe i pełne wyuzdanego okrucieństwa, że pergamin zajmował się płomieniem gdy tylko ktoś z kronikarskiego obowiązku próbował je opisać. Służyły mu harcuki i hapuny porywające dzieci, za szpiegów miał wilki, kruki i węże. Jego straszliwe, zielone jak trucizna oczy kryjące się pod napuchniętymi powiekami płonęły ogniem szaleństwa i mieszkała w nich siła zadająca cierpienie. Niczym sprośny Kościej z ery jedenastej, Kasjan korzystając z wszechobecnego zamętu porywał dziewczęta i młode niewiasty, aby czynić z nimi nieprawość w łożnicy, a gdy się któraś znudziła, szła pod nóż lub na żer dla potworów. Jedna z owych nieszczęśnic nazywała się Midlena. Nim skończyła wypatroszona na haku, Kasjan spłodził z nią syna Dlakosława, który był wilkołakiem. Kres panowaniu Kasjana na zamku Hyr położył bunt chłopski gospodarza Kończaka, który poparli bojarzy Stroimir i Stroisław wraz ze swymi drużynami. Kasjan sczezł w męczarniach ugotowany w oleju. Jego zwłoki zostały rozsieczone mieczami i toporami, po czym spalone na dziedzińcu na stercie końskiego nawozu. Zamek Hyr wraz z całą zgromadzoną na nim aparaturą magiczną powstańcy oddali na pastwę płomieni.









Po śmierci ojca, Dlakosław błąkał się po Roxie, w wilczej postaci przebiegając drogę Wielkiego Chorsa. W niejednym lesie sarnę upolował, niejednymi niepogrzebanymi zwłokami głód swój nasycił, niejedną kurę i niejedno prosię zrabował, aż w ludzkiej postaci stawił się w Nowym Grodzie Północy nad rzeką Volchov i jeziorem Ilmen gdzie właśnie przybił do portu drakkar konunga Ruryka. Wodza Waregów witali bojarzy i najzamożniejsi mieszczanie niosąc mu na złotej tacy chleb i sól oraz najkosztowniejsze dary z kupieckich kramów: złoto, srebro, bursztyn, futra gronostajów, bobrów i soboli, zamorskie przyprawy z Bharacji i Abisynii, aromatyczne kołacze ociekające miodem i beczki wina , które niegdyś pił sam Poncjusz Piłat. Wołchw Sycimir, siwobrody starzec w białej szacie noszący wieniec z liści dębu, w chramie Peruna nałożył na skronie Ruryka złoty diadem kniazia Roxu, po czym wydana została wielka uczta dla przypieczętowania braterstwa Waregów i Słowian. Ruryk był władcą sprawiedliwym i rycerskim; nie znającym strachu podczas bitwy i hojnie rozdającym złote pierścienie w czasie uczt. Przyjmując wojów do swej drużyny, nie baczył na ich pochodzenie czy majątek, jeno na dzielność w boju i wierność przysiędze. Pod jego stanicami walczyli mężowie z Nürtu, Roxu, Muromy, Krywicze, Ulicze, Smolanie, Dulebowie, Polanie, Pomorcy, Weś, Merianie i inni. W Rurykowych szeregach znalazło się miejsce także dla Dlakosława.
- Nikt nie odpowiada za przewiny swych ojców i dziadów – rzekł Ruryk do swoich szpiegów posiadających dane o przeszłości każdego z kandydatów na woja w książęcej drużynie. - Choć czyny Kasjana budzą we mnie odrazę, nie przekreślę z ich powodu jego syna, lecz dam mu szansę, aby odkupił winy swego rodu.








- Nasz kniaź chce przez to powiedzieć, że wszystkie zbrodnie popełnione w czasie ostatniej smuty oddziela grubą, czerwoną kreską – syknął książęcy doradca Mazon Czerepacha; syn niewiasty i żółwia błotnego, o którym wszyscy prócz Ruryka wiedzieli, że był złodziejem i parał się czarną magią.
- Chcę powiedzieć – ozwał się Ruryk – że było wielu dobrych Neurów – wilkołaków jak chociażby Żmij Ognisty Wilk żyjący bodaj w erze dwunastej, który dokonał wielu bohaterskich czynów i został pierwszym królem Sogdiany. Również nasz Dlakosław nie musi być zły, ale swej mocy zmieniania postaci może używać na chwałę bogów i dla obrony ludzi!
Waregowie z Rurykowej drużyny nazywali Dlakosława imieniem Ulfhendar i czuli przed nim respekt. Jakżeby inaczej, skoro walcząc z zagonami Płowców atakującymi zza Żmijowych Wałów, niczym wilk rozrywał zębami gardła wrażych wojowników. Nocami, kiedy srebrny blask rzucała okrągła tarcza Wielkiego Chorsa, obrastał szarym futrem i zadzierając łeb wył długo i żałośnie. Ruryk wiedział o tym, lecz ufał swojemu wojowi. Ufał do tego stopnia, że wbrew ostrzeżeniom swej żony, księżnej wiatyckiej Świętomiry, powierzył Dlakosławowi straż nad komnatą, w której spały w swoich łóżeczkach książęce dzieci: jedenastoletni następca tronu Oleg i jego mała siostrzyczka Svanilda. Przez uchylone okno zaglądała do komnaty srebrna twarz Cara – Księżyca, zwanego Chorsem i Srebroniem. Car – Księżyc spoglądał z troską na uśpione dzieci. Budził książęcego syna dotykając jego twarzy końcami srebrnych strzał – promieni i natarczywie szeptał mu do ucha.
- Zbudź się, Olegu, zbudź się, Olegu! Chwytaj za swój srebrny mieczyk, broń siostry i siebie. Bądź dzielny i mocny. Nie lękaj się! Moje promienie uczynią twe ciało krzepkim, a serce nieulękłym. Stań do walki, aby dowieść, żeś godzien zasiadać na tronie Wielkiego Rusa… - naciskał Car – Księżyc, a mały Oleg otworzył oczy i wydobył spod poduszki swój paradny mieczyk.
- Co nam może grozić? - wyszeptał w ciemność. - Wszak Tatuś postawił Dlakosława pod drzwiami, aby nas pilnował!
Tymczasem drzwi komnaty uchyliły się ze skrzypieniem i wkroczył do niej ogromny, czarny jak smoła basior o gorejących oczach, okryty kolczugą. Z jego paszczy zwisał długi, czerwony język.
- Leżcie spokojnie, dzieci, nie ruszajcie się, a obiecuję, że nie poczujecie bólu, kiedy będę was zjadał – zapewnił wilkołak.
- Dlaczego nam to robisz? - spytał z bólem Oleg.
- Taką mam naturę – odparł Dlakosław.
- Nasz Tata ci zaufał – ciągnął Oleg.
- Ruryk to głupiec; za bardzo wierzy w ludzi. Jego też pożrę, kiedy się już z wami uporam.
- Jesteś brzydki i niegrzeczny! - kipiał gniewem jedenastoletni Oleg.
- A tyś jajo! - zaśmiał się wilkołak i ruszył do ataku na chłopca.
- Carze – Księżycu przymnóż mi siły! - Oleg przed walką zwrócił się do Chorsa – Srebronia tak jak nauczył go stary wołwch Chwost.
Władca Księżyca z mandatu Ageja, tchnął przez uchylone okno swą mocą zapisaną w srebrnych promieniach. Muskuły małego wojownika nabrały wówczas twardości, wzrok się wyostrzył, a serce napełniło odwagą. Poradny mieczyk w rękach Olega rósł, aż dorównał długością polskiemu Zerwikapturowi, lecz chłopiec napełniony mocą Cara – Księżyca władał nim bez trudu. Jego siostra Svanhilda przez cały ten czas spała, bowiem Zmora i Zennica nałożyły na jej modre oczy pieczęci twardego snu. Dlakosław rozdziawił paszczę pełną ostrych kłów i skoczył w kierunku otroka. Oleg uchylił się i wilkołak z rozpędu zatopił zębiska w drewnianym oparciu łóżka. Syn kniazia zdawał się tańczyć z mieczem w dłoni. Raz po raz zadawał wilkołakowi coraz cięższe rany; srebro paliło potwora niczym kwas siarczany, a jego gniewne ryki rozchodziły się po całym zamku wzniesionym jeszcze w erze dwunastej przez księcia Gostomysła.
- Parszywy bachorze… - warczał wilkołak – jak długi jeszcze będziesz mi się opierał?
- Jestem złośliwym zwierzem – dyszał Oleg – który napadnięty i zdradzony broni się! - chłopiec ujął oręż w obie dłonie i ciężko opuścił go na kark Dlakosława.
Wilcza głowa wciąż kłapiąc zębami i emitując krwawe światło z oczu odpadła od karku, z którego wytrysnęła fontanna posoki, podczas gdy na korytarz zadudniły podkute żelazem buty wartowników oświetlających sobie drogę pochodniami. Sam książę Ruryk narzuciwszy na siebie płaszcz przybiegł zobaczyć co się stało w komnacie jego dzieci. Księżna Świętomira odchodziła od zmysłów ze strachu wyobrażając sobie owoce swojego łona rozszarpane przez wilkołaka. Oczom kniazia i jego drużyny ukazał się Oleg, półnagi i zbryzgany posoką, w ręku miecz długi niby katowski dzierżący. Oleg drżał, a z jego oczu ciekły łzy. Był jeszcze dzieckiem. U jego stóp leżało okryte samą kolczugą ciało Dlakosława w ludzkiej postaci z odrąbaną głową. Svanhilda wciąż spała słodko jak niemowlę.
- Tatusiu, ubiłem wilkołaka, który chciał nas pożreć! - płacząc tłumaczył Oleg.
- Jakim byłem durakiem, że nie posłuchałem żony! - jęknął Ruryk i złapał się za głowę.
Jednak księżna Świętomira nie słuchała tego, zajęta tuleniem i całowaniem swego jedynego syna.
- Sława księżycowi! - zawołali wojowie uderzając mieczami i toporami w tarcze.
Svanhilda dopiero wówczas obudziła się przecierając piąstkami zaspane oczy. C. D. N.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz