,, [Grecy] całowali krzyż, a Olega i jego mężów wzywali do przysięgi wedle zakonu ruskiego. Ci klęli się na oręż swój i na Peruna, boga swojego i na Welesa, boga bydła i utwierdzili pokój’’ - ,,Powieść doroczna’’
,,Jego [Ruryka] synem był Oleg Wieszczy (Olehus Profietnyj), który mimo że był wątły, dał się we znaki cesarstwu bizantyjskiemu, a swej mądrości zawdzięczał swój przydomek. Miał długie, rude włosy, wąsy i brodę, oraz zielone oczy. Nosił złoty diadem zdobiony szafirem i modrym piórkiem sikory, kolorową pelerynę przedstawiającą barwy złotą, modrą, ciemnozieloną, białą, purpurową i znów białą, oraz zielonego Krakena i trzy czarne drakkary, a jego miecz o złotej rękojeści spoczywał w pochwie ze skóry brązowego smoka wysadzanej rubinami. Historię jego śmierci opisuje ‘Powieść minionych lat’. Przepowiednia głosiła, że książę zginie z powodu swego ulubionego konia, toteż kazał go chować z dala od siebie. Gdy koń zdechł, Oleg przyszedł go zobaczyć, a ujrzał same kości. Gdy potrącił czaszkę stopą, wypełzła z niej żmija i ukąsiła władcę, a ten zmarł’’ - ,,Codex vimrothensis’’
Linia
dynastii Dalmatydów wywodząca się od Wielkiego Rusa, która
władała w Roxie, wygasła wraz ze śmiercią króla Filona
Centaurobójcy, syna Zacława VI, syna Zacława V. Filon wychowany
jako zakładnik na dworze w Carogrodzie, został ochrzczony w cerkwi
Hagia Sofia. Przeżył wiele przygód i okrył się sławą jako
rycerz. Z jego ręki zginął ostatni centaur (z rodu Onocentaurów,
czyli do pasa ludzi, a od pasa – osłów) nawiedzający okolice
Aleksandrii. Pojął za żonę szlachetnie urodzoną, nadobną pannę
Laurę Adinocci z Raweny, z którą powrócił do stołecznego
Dendropolis nad Tinerpą, gdzie włożył na jej skronie koronę
królowej Roxu. Choć Papież i Patriarcha Carogrodu pokładali w nim
nadzieję, po objęciu tronu Filon powrócił do pogańskiej wiary, a
Laura została zepchnięta w cień przez dziewięć kolejnych żon
króla poślubionych jednocześnie zgodnie z zakonem ustanowionym
przez Cztana III. Gdy Filon zginął zabity przez wareskich
wojowników z Nürtu,
którym skąpił żołdu, Rox na wiele lat pogrążył się w
nieopisanej smucie. Wówczas to plemiona tworzące dotąd jeden
organizm państwowy, poczęły walczyć między sobą, a dzikie ludy
z azjatyckich stepów co i rusz najeżdżały ziemię ruską
uprowadzając w jasyr młodzieńców i dziewice. Smuta owa, zwana
Ciemnymi Wiekami, trwała aż do czasu gdy bojarzy ofiarowali tron
Rurykowi. Wedle słów późnej legendy, zanotowanej min. w ,,Codex
canumis’’,
przybył on nie z Nürtu,
ale z Niemiec.
,, […] możni wysłali poselstwo do wodza Waregów, Ruryka (Rurihus) z prośbą by został ich księciem (nie królem!) i zasiadł na tronie w Dendropolis. Ruryk przyjął propozycję i wprowadził ład i założył nową dynastię, która panowała do XVI wieku. Pojmał Tybalda, króla wąpierzy i uciął mu głowę, przebił serce mieczem, po czym spalił i rozrzucił popiół na cztery wiatry. Jego synem był Oleg Wieszczy [...]’’ - ,,Codex vimrothensis’’.
*
- Powiedz mi, Nauczycielu –
prosił dziesięcioletni książę Oleg swego mistrza, starego
wołchwa Chwosta – który z bogów jest najmocniejszy? - Chwost,
syn Gosława, zmarszczył krzaczaste brwi nad czymś intensywnie
dumając.
- Każdy wołchw powie –
odezwał się po chwili – że najmocniejszym bogiem, carem Nieba i
Ziemi jest gromowładny Perun, który jest mnogi. On to wespół z
wyłaniającym się z morza Welesem stworzył nasz świat.
- Skąd się wziął Perun? -
dopytywał ciekawie Oleg. - Kto ustanowił go carem nad pozostałymi
bogami? - Chwost słysząc to pytanie nachmurzył się i po chwili
rzekł ściszonym głosem.
- Istnieje przekaz, którego
nie usłyszysz w chramach i świętych gajach. Mówi on, że nim
nastali Perun i Weles i wszyscy inni bogowie, nim nastała Mokosza z
orszakiem bogiń, nim jeszcze zrodził się czas, istniał Nieznany
Bóg mocniejszy niż wszyscy inni. Dziś jego imię popadła w
zapomnienie, choć niegdyś znali je wszyscy Słowianie. Jako pierwsi
żertwy poczęli mu składać mieszkańcy zatopionej dziś wyspy
Bujan… - słowa te zapadły głęboko w serce Olega, lecz jego
młodsza siostra Svanhilda niewiele z nich zrozumiała i tylko
wyczekiwała niecierpliwie kiedy będzie mogła się pobawić na
zalanej słonecznym blaskiem łące.
Oleg
jak przystało na władcę Waregów i Słowian czcił bogów Nürtu
i Sklawinii, lecz całe życie w głębi duszy bił pokłony przed
Bogiem Nieznanym, a bliski, niepojętym i nieskończenie dobrym.
W
czasie smuty jaka zapanowała w Roxie po śmierci króla Filona
Centaurobójcy i uprowadzeniu królowej Laury z Raweny przez Waregów
do Nürtu,
na Wołyniu pojawił się grasujący nocami potwór , którego
nazywano Parszywym Buniaką (Solodivius
Vuniaca).
Powiadali skoromochowie, że ród jego wywodził się od straszliwego
Wija z ery jedenastej, co potwierdzać zdawały się powieki
Parszywego Buniaki, które również były długie (sięgały piersi)
i ciężkie. Zakrywały oczy, w których tkwiła straszliwa moc
zabijania tak jak w oczach Wija, połoza i bazyliszka. Głowę
potwora pokrywał gąszcz cuchnących krwią i ropą strupów, które
wciąż rosły niczym drożdżowe ciasto. W mordzie Buniaki lśniły
złote kły, zaś tłuste paluchy zakończone były czarnymi
pazurami. Włóczył się Parszywy Buniaka nocami po drogach i
bezdrożach, a jego moc największa była gdy bawił na rozstajach.
Biada każdemu kogo napotkał. Z lubością spijał krew swych ofiar
i szarpał na sztuki ich ciała złotymi kłami, podczas gdy z
urocznych oczu wydobywały się promienie zamieniające surowe mięso
w skwierczącą pieczeń. Zdarzyło się w Noc Kupały, że Parszywy
Buniaka pochwycił ręką za włosy młodą i niewinną pannę
imieniem Zoriana i zaciągnął ją wśród krzyków do swojego
zimnego, skalistego legowiska w jarze. Tam odebrał pannie
dziewictwo. Więził ją i gwałcił przez dziewięć miesięcy, aż
w Noc Krwawego Księżyca porodziła dziecię; chłopca trzymającego
w piąstce grudkę zakrzepłej krwi, a następnie umarła. Parszywy
Buniaka pożarł trupa Zoriany, a następnie tupnął nogą, a
wówczas otworzyła się dziura w ziemi. Wyszły z niej Čorty
czy też raczej Rachmany, jak twierdził mędrzec Wernyhora i
spełniając rozkaz Parszywego Buniaki zabrały dziecię pod ziemię,
aby tam w zamku o żelaznych ścianach uczyć je tajników czarnej
magii.
Chłopiec
otrzymał imię Kasjan (Casianus)
i wyrósł na potężnego i bezlitosnego czarnoksiężnika.
Ukończywszy dwudziesty pierwszy rok życia wyszedł na powierzchnię
uzbrojony w srebrny młot wykuty przez garbatego karła Zolina o
trzech głowach. Odnalazł swego ojca; Parszywego Buniakę i jednym
dobrze wymierzonym ciosem młota rozbił mu głowę.
- To za matkę, stary łotrze!
- syknął Kasjan i splunął siarczyście.
Następnie za pomocą
srebrnego sztyletu wydobył mordercze oczy Parszywego Buniaki i
pożarł je jakby to były jaja na twardo. Z piersi potwora wydobył
jego serce i rozszarpał je białymi zębami i połknął, a krew
ściekała mu po brodzie i plamiła czarną szatę zdobioną
diamentowymi gwiazdkami. Uczynił tak, aby przejąć jego moc.
Kasjan wybudował sobie zamek
w Hyrze gdzie odprawiał rytuały tak obrzydliwe i pełne wyuzdanego
okrucieństwa, że pergamin zajmował się płomieniem gdy tylko ktoś
z kronikarskiego obowiązku próbował je opisać. Służyły mu
harcuki i hapuny porywające dzieci, za szpiegów miał wilki, kruki
i węże. Jego straszliwe, zielone jak trucizna oczy kryjące się
pod napuchniętymi powiekami płonęły ogniem szaleństwa i
mieszkała w nich siła zadająca cierpienie. Niczym sprośny Kościej
z ery jedenastej, Kasjan korzystając z wszechobecnego zamętu
porywał dziewczęta i młode niewiasty, aby czynić z nimi
nieprawość w łożnicy, a gdy się któraś znudziła, szła pod
nóż lub na żer dla potworów. Jedna z owych nieszczęśnic
nazywała się Midlena. Nim skończyła wypatroszona na haku, Kasjan
spłodził z nią syna Dlakosława, który był wilkołakiem. Kres
panowaniu Kasjana na zamku Hyr położył bunt chłopski gospodarza
Kończaka, który poparli bojarzy Stroimir i Stroisław wraz ze swymi
drużynami. Kasjan sczezł w męczarniach ugotowany w oleju. Jego
zwłoki zostały rozsieczone mieczami i toporami, po czym spalone na
dziedzińcu na stercie końskiego nawozu. Zamek Hyr wraz z całą
zgromadzoną na nim aparaturą magiczną powstańcy oddali na pastwę
płomieni.
Po
śmierci ojca, Dlakosław błąkał się po Roxie, w wilczej postaci
przebiegając drogę Wielkiego Chorsa. W niejednym lesie sarnę
upolował, niejednymi niepogrzebanymi zwłokami głód swój nasycił,
niejedną kurę i niejedno prosię zrabował, aż w ludzkiej postaci
stawił się w Nowym Grodzie Północy nad rzeką Volchov i jeziorem
Ilmen gdzie właśnie przybił do portu drakkar konunga Ruryka. Wodza
Waregów witali bojarzy i najzamożniejsi mieszczanie niosąc mu na
złotej tacy chleb i sól oraz najkosztowniejsze dary z kupieckich
kramów: złoto, srebro, bursztyn, futra gronostajów, bobrów i
soboli, zamorskie przyprawy z Bharacji i Abisynii, aromatyczne
kołacze ociekające miodem i beczki wina , które niegdyś pił sam
Poncjusz Piłat. Wołchw Sycimir, siwobrody starzec w białej szacie
noszący wieniec z liści dębu, w chramie Peruna nałożył na
skronie Ruryka złoty diadem kniazia Roxu, po czym wydana została
wielka uczta dla przypieczętowania braterstwa Waregów i Słowian.
Ruryk był władcą sprawiedliwym i rycerskim; nie znającym strachu
podczas bitwy i hojnie rozdającym złote pierścienie w czasie uczt.
Przyjmując wojów do swej drużyny, nie baczył na ich pochodzenie
czy majątek, jeno na dzielność w boju i wierność przysiędze.
Pod jego stanicami walczyli mężowie z Nürtu,
Roxu, Muromy, Krywicze, Ulicze, Smolanie, Dulebowie, Polanie,
Pomorcy, Weś, Merianie i inni. W Rurykowych szeregach znalazło się
miejsce także dla Dlakosława.
- Nikt nie odpowiada za
przewiny swych ojców i dziadów – rzekł Ruryk do swoich szpiegów
posiadających dane o przeszłości każdego z kandydatów na woja w
książęcej drużynie. - Choć czyny Kasjana budzą we mnie odrazę,
nie przekreślę z ich powodu jego syna, lecz dam mu szansę, aby
odkupił winy swego rodu.
- Nasz kniaź chce przez to
powiedzieć, że wszystkie zbrodnie popełnione w czasie ostatniej
smuty oddziela grubą, czerwoną kreską – syknął książęcy
doradca Mazon Czerepacha; syn niewiasty i żółwia błotnego, o
którym wszyscy prócz Ruryka wiedzieli, że był złodziejem i parał
się czarną magią.
- Chcę powiedzieć – ozwał
się Ruryk – że było wielu dobrych Neurów – wilkołaków jak
chociażby Żmij Ognisty Wilk żyjący bodaj w erze dwunastej, który
dokonał wielu bohaterskich czynów i został pierwszym królem
Sogdiany. Również nasz Dlakosław nie musi być zły, ale swej mocy
zmieniania postaci może używać na chwałę bogów i dla obrony
ludzi!
Waregowie
z Rurykowej drużyny nazywali Dlakosława imieniem Ulfhendar i czuli
przed nim respekt. Jakżeby inaczej, skoro walcząc z zagonami
Płowców atakującymi zza Żmijowych Wałów, niczym wilk rozrywał
zębami gardła wrażych wojowników. Nocami, kiedy srebrny blask
rzucała okrągła tarcza Wielkiego Chorsa, obrastał szarym futrem i
zadzierając łeb wył długo i żałośnie. Ruryk wiedział o tym,
lecz ufał swojemu wojowi. Ufał do tego stopnia, że wbrew
ostrzeżeniom swej żony, księżnej wiatyckiej Świętomiry,
powierzył Dlakosławowi straż nad komnatą, w której spały w
swoich łóżeczkach książęce dzieci: jedenastoletni następca
tronu Oleg i jego mała siostrzyczka Svanilda. Przez uchylone okno
zaglądała do komnaty srebrna twarz Cara – Księżyca, zwanego
Chorsem i Srebroniem. Car – Księżyc spoglądał z troską na
uśpione dzieci. Budził książęcego syna dotykając jego twarzy
końcami srebrnych strzał – promieni i natarczywie szeptał mu do
ucha.
-
Zbudź się, Olegu, zbudź się, Olegu! Chwytaj za swój srebrny
mieczyk, broń siostry i siebie. Bądź dzielny i mocny. Nie lękaj
się! Moje promienie uczynią twe ciało krzepkim, a serce
nieulękłym. Stań do walki, aby dowieść, żeś godzien zasiadać
na tronie Wielkiego Rusa… - naciskał Car – Księżyc, a mały
Oleg otworzył oczy i wydobył spod poduszki swój paradny mieczyk.
-
Co nam może grozić? - wyszeptał w ciemność. - Wszak Tatuś
postawił Dlakosława pod drzwiami, aby nas pilnował!
Tymczasem
drzwi komnaty uchyliły się ze skrzypieniem i wkroczył do niej
ogromny, czarny jak smoła basior o gorejących oczach, okryty
kolczugą. Z jego paszczy zwisał długi, czerwony język.
-
Leżcie spokojnie, dzieci, nie ruszajcie się, a obiecuję, że nie
poczujecie bólu, kiedy będę was zjadał – zapewnił wilkołak.
-
Dlaczego nam to robisz? - spytał z bólem Oleg.
-
Taką mam naturę – odparł Dlakosław.
-
Nasz Tata ci zaufał – ciągnął Oleg.
-
Ruryk to głupiec; za bardzo wierzy w ludzi. Jego też pożrę, kiedy
się już z wami uporam.
-
Jesteś brzydki i niegrzeczny! - kipiał gniewem jedenastoletni Oleg.
-
A tyś jajo! - zaśmiał się wilkołak i ruszył do ataku na
chłopca.
-
Carze – Księżycu przymnóż mi siły! - Oleg przed walką zwrócił
się do Chorsa – Srebronia tak jak nauczył go stary wołwch
Chwost.
Władca
Księżyca z mandatu Ageja, tchnął przez uchylone okno swą mocą
zapisaną w srebrnych promieniach. Muskuły małego wojownika nabrały
wówczas twardości, wzrok się wyostrzył, a serce napełniło
odwagą. Poradny mieczyk w rękach Olega rósł, aż dorównał
długością polskiemu Zerwikapturowi, lecz chłopiec napełniony
mocą Cara – Księżyca władał nim bez trudu. Jego siostra
Svanhilda przez cały ten czas spała, bowiem Zmora i Zennica
nałożyły na jej modre oczy pieczęci twardego snu. Dlakosław
rozdziawił paszczę pełną ostrych kłów i skoczył w kierunku
otroka. Oleg uchylił się i wilkołak z rozpędu zatopił zębiska w
drewnianym oparciu łóżka. Syn kniazia zdawał się tańczyć z
mieczem w dłoni. Raz po raz zadawał wilkołakowi coraz cięższe
rany; srebro paliło potwora niczym kwas siarczany, a jego gniewne
ryki rozchodziły się po całym zamku wzniesionym jeszcze w erze
dwunastej przez księcia Gostomysła.
-
Parszywy bachorze… - warczał wilkołak – jak długi jeszcze
będziesz mi się opierał?
-
Jestem złośliwym zwierzem – dyszał Oleg – który napadnięty i
zdradzony broni się! - chłopiec ujął oręż w obie dłonie i
ciężko opuścił go na kark Dlakosława.
Wilcza
głowa wciąż kłapiąc zębami i emitując krwawe światło z oczu
odpadła od karku, z którego wytrysnęła fontanna posoki, podczas
gdy na korytarz zadudniły podkute żelazem buty wartowników
oświetlających sobie drogę pochodniami. Sam książę Ruryk
narzuciwszy na siebie płaszcz przybiegł zobaczyć co się stało w
komnacie jego dzieci. Księżna Świętomira odchodziła od zmysłów
ze strachu wyobrażając sobie owoce swojego łona rozszarpane przez
wilkołaka. Oczom kniazia i jego drużyny ukazał się Oleg, półnagi
i zbryzgany posoką, w ręku miecz długi niby katowski dzierżący.
Oleg drżał, a z jego oczu ciekły łzy. Był jeszcze dzieckiem. U
jego stóp leżało okryte samą kolczugą ciało Dlakosława w
ludzkiej postaci z odrąbaną głową. Svanhilda wciąż spała
słodko jak niemowlę.
-
Tatusiu, ubiłem wilkołaka, który chciał nas pożreć! - płacząc
tłumaczył Oleg.
-
Jakim byłem durakiem, że nie posłuchałem żony! - jęknął Ruryk
i złapał się za głowę.
Jednak
księżna Świętomira nie słuchała tego, zajęta tuleniem i
całowaniem swego jedynego syna.
-
Sława księżycowi! - zawołali wojowie uderzając mieczami i
toporami w tarcze.
Svanhilda
dopiero wówczas obudziła się przecierając piąstkami zaspane
oczy. C. D. N.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz