Strony

sobota, 25 maja 2013

Kłobuch i Zbreźnia Dzikofiejew




Miedwiedow kochał prostą Zajęczankę Płoszkę z Drozdowa. Maczugą zabijał ały i strzygi chcące ją pożreć, przenosił ją na wozie wraz z całą rodziną przez rwące rzeki, prowadził w knieje gdzie rosły najpiękniejsze kwiaty puszczy. Świadomy swej ogromnej siły, cały czas baczył, by nie zmiażdżyć jej, czy też jej pobratymców. Ujeździł dla niej bolenia z Synaru dużego jak krowa, oraz przebył niebezpieczną wędrówkę po wodę z Sobotniej Góry, gdy zachorowała. Tej nocy mieli wziąć ślub. Jednak zdarzyło się w międzyczasie coś strasznego.



Wieczorem przemierzali miedze trzej bracia, synowie Boruty. Byli to Kłobuch, Dzikofiejew i Liczyrzepa. Z oddali widzieli płonące łuczywa w chatach, a idąc śpiewali. Wszystko było dobrze, gdy skończyło im się jedzenie w sakwach i poczuli głód.
- Jestem jak łokis i poszukam owoców na drzewach, a wy jak chcecie idźcie do Zajęczan, by was czymś uraczyli - rzekł Liczyrzepa i dał susa na dziką jabłoń.
Kłobuch i Dzikofiejew podumali chwilę, po czym skierowali się w stronę chatynek. Nie wiedzieli, że w krzakach kryło się Licho. ,,Czyż nie jesteście Enkami, istotami doskonałymi"? - usłyszeli głos kusiciela. ,,Jesteśmy" - odpowiedzieli bracia. ,,Dlaczego więc macie prosić głupich Zajęczan, by wam dali jeść? Macie nad wami władzę, która czyni was bogami". Bracia zaoponowali: ,,Agej chce, żebyśmy z miłością pomagali niższemu stworzeniu". Jednak Licho się nie poddawało. ,,Agej dlatego uczynił je niższym od was, abyście wy mogli nad nim panować, a więc również zjadać, czy zabierać im żywność. Macie ku temu prawo, bo jesteście lepsi". Wtedy obu braciom, jakby łuski zakryły oczy. Uznali, że Licho ma racje i że warto go posłuchać. Poszli ku chatom Zajęczan.



Kłobuch po cichutku zakradł się do spichlerza i wyniósł stamtąd szynkę. Potem kradł jeszcze więcej, aż stał się najlepszym złodziejem na świecie, władnym nawet wykradać pokarm z pysków zwierzęcych i ludzkich. Już tamtej feralnej nocy, nikt nie zauważył jak ukradł szynkę. Dzikofiejew tymczasem podszedł pod okno i wsunął do środka swój dziczy ryj. Na dworze rozpadał się deszcz, który obudził małego Zajęczanina. Malec wstał z łóżeczka, bo się przestraszył grzmotu i szukał rodziców. Wtem Dzikofiejew wyłamał okiennicę i na błoniastych skrzydłach wleciał do pokoju. Złapał malucha za pyszczek i ...spałaszował go z futerkiem i kosteczkami, a następnie wyleciał z pokoju. Przed chatą spotkał Kłobucha, który jadł skradzioną szynkę, a między nimi było Licho.
Liczyrzepa nazrywał dwadzieścia jabłek i owinął w białą chustę. Następnie zszedł z drzewa, by podzielić się nimi z Kłobuchem i Dzikofiejewem. Gdy na ryju tego ostatniego ujrzał krew dziecka, rzucił w obu jabłkami i wrzeszcząc co sił w płucach pobiegł szukać innego brata - Miedwiedowa. Biegł w strugach deszczu i przy grzmocie, lecz nie zważał na ciernie, ni na wilki.
Tymczasem w pięknie wymalowanej chacie w otoczeniu paru Zajęczan przebywali ze sobą Miedwiedow i Płoszka. Ubrała białą suknię z wyhaftowanymi ptaszętami.
- Czy Leśna Mamusia nie obrazi się, gdy to ubiorę? - spytała ukochanego.
Nagle - rozległ się huk i przez okno wskoczył do izby zdyszany Liczyrzepa.
- Mogłeś ją zabić! - ryknął Miedwiedow.
- Dzikofiejew zabił i zjadł Zajęczątko! - odkrzyknął mu łokis, a słuchacze zrobili wielkie oczy.
- To nieprawda - mówiła niemal automatycznie Płoszka, a wielu było skłonnych nie wierzyć Liczyrzepie, bo ten czasami kłamał.
- Prawda - potwierdził Liczyrzepa - a Kłobuch ukradł szynkę!
- Skąd to wiesz? - spytał Miedwiedow.
- Wiem, bo widziałem - odrzekł małpiszon.
- A przysięgasz, że nie kłamiesz? - drążył Miedwiedow.
- Przysięgam na Ageja, Borutę i Leśną Matkę, oraz na samego siebie, że mówię prawdę, albo nie jestem Enkiem tylko Čortem - brzmiała uroczysta przysięga. - A ponadto, jeśli kłamię, niech mnie Weles wyzłoci i niech będę złoty jak złoto - dodał.
- Gdzie to było? - zapytał człowiek z głową niedźwiedzia.
- W siole Paszkot - odrzekł łokis.
- Ty biegnij do Rokitnicy powiedzieć rodzicom, a ja udam się do Paszkota rozmówić się z braćmi - zdecydował Miedwiedow, po czym zwrócił się do Płoszki. - Nie mogę na razie być z tobą, bo mam ważną sprawę; zginęło dziecko; poczekaj tu na mnie - ucałowali się i Miedwiedow opuścił sioło Drozdowo.
Płoszka płakała nad losem dziecka i nie przyjmowała pocieszeń, choć go nie rodziła. Gdy Dzikofiejew je zjadał, zabawiała się rozmową z narzeczonym i pokazywała mu sukienki nic nie wiedząc o tragedii. ,,On by nie zdradził. To dziecko zginęło przeze mnie'' - mówiła sobie rozgoryczona. Gdy znalazła się sama, nie mogąc znieść bólu, powiesiła się na ozdobnym pasku od sukienki.
Tymczasem Miedwiedow był już w Paszkocie.
- Co zrobiłeś? - spytał Dzikofiejewa, a ten tak zasmakował w swym czynie, że otumaniony przez Licho, postanowił zostać Čortem. Tak samo Kłobuch.
- Liczyrzepa rzucił w nas jabłkami - mówił Dzikofiejew - i uciekł. To prawda; zjadłem bachora, bo mi smakował, a byłem głodny. Ty na moim miejscu zrobiłbyś to samo - Miedwiedow słuchał przerażony.
- Spotkaliśmy grafa Lichona, który nas odmieni - rzekł Kłobuch.
- Licho to przeklęty Čort! - wybuchnął Miedwiedow.
- Terefere - zakpił brat - potwór.
- Słuchajcie, jeśli żałujecie, Dziewanna wyprosi wam przebaczenie u Ageja, Mokosza również - proponował Miedwiedow. - Nigdy nie uznam twego czynu, ale ciebie uznaję.
- A ja nie uznaję, ani Dziewanny, ani Mokoszy, ani ciebie - zbluźnił Dzikofiejew. - Šumowina Mati urodziła mnie potworem, to niech ma!
- To Rykar robi z ciebie potwora! - oponował Miedwiedow, któremu drżała ręka dzierżąca maczugę. - Urodziła nas z miłością!
- Przestań mi solić o miłości! - krzyknął Kłobuch i ugryzł brata.
Wtedy ten podniósł prawicę i ryknął:
- Niech was ojciec przeklnie! - tymczasem oni stali się już w sercu Čortami i rozpłynęli się w ogniu.
Miedwiedow zawrócił do Drozdowa. Był już na rogatkach, gdy ujrzał żałobników.
- Znaleźliśmy Płoszkę; powiesiła się na ozdobnym pasku, który jej dałeś - rzekli, a Enk wypuścił maczugę z ręki i ciężko osiadł na trawie. Rozdarł szaty i ryknął jak niedźwiedź. Taka była jego żałoba. Dzień później ubrał kir i usypał Płoszce wielki kurhan, wyższy niż jodły i dęby. Obsadził go liliami i wyłożył szlachetnymi kamieniami. W międzyczasie bracia Liczyrzepa, Kunetej, Arktur, Wiłkokuk i Ovov Teczookinson pomagali mu i pocieszali go. Następnie wszyscy udali się do Rokitnicy. Z dala witały ich swąd spalenizny i widok zapłakanej Dziewanny, siedzącej na kamieniu i łaszącego się do niej borsuka, usiłującego pocieszyć panią lasu.
- Czego płaczesz mateczko? - podbiegł do płaczącej Kunetej pełen troski.
- Byli tu Kłobuch i Dzikofiejew - odrzekła ucałowawszy syna - zostali Čortami. Wyrzekli się nas, a wtedy Boruta przeklął ich i nadał Dzikofiejewowi imię ,,Zbreźnia''. Kłobuch nazwał ojca ,,Liszajem'', a mnie - ,,Šumowiną Mati''. Następnie z ryja Dzikofiejewa wydostał się płomień i spalił zarośla rokity i budowle z niej wzniesione. Boruta wsiadł na łosia i musiał walczyć z nimi i z latawcami, by nie spalili Puszczy i zbudowanej w kniejach Wieży Ślimaka, gdzie powstają sny. A kim jesteś smętna istoto? - oczy Leśnej Matki spoczęły na siwobrodym staruszku w czarnych spodniach, białej koszuli i wieńcu z jemioły na siwej czuprynie.



- Buuuu! Jestem Smętkiem. Począłem się z łez Miedwiedowa po śmierci Płoszki; twoja synowa powiesiła się na pasku, bo czyniła siebie winną śmierci dziecka.
Nazajutrz Smętek opuścił Rokitnicę i zamieszkał wśród wielkich jezior, w krainie nazwanej później ,,Burus''. Coraz więcej było okradzionych przez Kłobucha i rozszarpanych przez Dzikofiejewa. Do Rokitnickiego Sioła ciągnęły tłumy Zajęczan, Oxiów i Wydrzan z trwożnym pytaniem: ,,Co robić"? Wreszcie Leśna Matka przekazała wolę Ageja: ,,Trzeba ofiarować, co kto ma najcenniejszego".

*
W owym czasie ziemię ukraińską pokrywał przeogromny las. Puszcza ta nosiła nazwę Lasu Południowo - Wschodniego. Jedyne stepy, znajdowały się wówczas na ziemi węgierskiej, oraz na Kresach Świata - wschodnim, oraz południowym. Las ten był schronieniem smoków, lwów, feniksów i jednorożców, jeleni, saren, łosi, wilków, rysi, żbików, rosomaków, głuszców i cietrzewi. Były tam łokisy i Dzicy Zajęczanie - żyjący w kniejach na drzewach; nie znający sztuki budowy wsi. Przelatywał nad dębami i jodłami Jarog Car - Ptak, a nad Tinerpą, Sopraczem, Dunajem znajdowały się kolonie Wydrzan. Widywano podobno świetliki wielkie jak gołębie; w jarach lęgły się ksykuny. Wśród drzew pojawiała się czasem Wieża Ślimaka - każdego roku stała w innym miejscu. Byłą wysoka jak góra, biała i przykryta czerwonym dachem. Wewnątrz mieszkał wielki jak pies ślimak z łapami i kominem wyrastającym z muszli. Kierował pracą dwóch sióstr o wyglądzie człowieczym. Nazywały się Zmora i Zennica, a ich zadaniem było zsyłać wszystkim istotom sny. Zmora słynęła z tego, że karała koszmarami pijaków i żarłoków.
Tego dnia w Lesie Południowo - Wschodnim rozgorzała walka. Naprzeciw siebie stanęli Miedwiedow i Dzikofiejew. Obecni byli też Boruta z Leśną Matką i Żweruną przeciw Lichu. Walczyli Dzicy Zajęczanie i Wydrzanie ze strzygami, latawcami i potworami. Leśna Matka jechała na grzbiecie jednorożca, a jej łzy wyglądały jak perły. ,,Wow! Wow"! - na dźwięk szczekania Żweruny strzygi pierzchały jak kury. Licho na próżno próbowało zagnać ich rozpędzone szeregi do walki uderzeniami batoga. Kunetej szył do nich z łuku. Boruta starł się z Lichem i po krótkiej walce wtrącił je do Čortlandu. Wtem jednak na czele armii zła stanął Dzikofiejew. Ogniem z pyska spopielił Wydrzan z osad rybackich Wydra, Szczupak, Okoń i Karaś. Wyrósł przed nim Miedwiedow, oraz Żweruna. Maczuga starła się z mieczem, a Enka - suka kąsała Čorta po nogach. Już Miedwiedow miał roztłuc maczugą dziczy łeb brata, celującego mu w niedźwiedzi pysk ogniem, gdy nagle... Między zapaśnikami wyrosłą nagle Dziewanna ze łzami ze oczach i wyciągnęła ręce odgradzając ich od siebie.
- Jesteście braćmi! - krzyknęła, a wszystkie ptaki leśne wzbiły się w górę.
Miedwiedow odłożył maczugę, a zły Dzikofiejew nie wypuścił ognia z ryja.
- Słuchaj macierz - rzekł łagodnym głosem do Dziewanny - przepraszam, żem cię nazwał sprośnie i sromotnie. Ja twój syn, jak Agej, czy Boruta będą mnie sądzić, wstaw się , by byli dla mnie łagodniejsi, niż dla Licha czy Rykara - potem odleciał na błoniastych skrzydłach do Čortlandu.
Lasu Południowo - Wschodniego już nie było. Zniszczyła go walka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz