Wszyscy
mieszkańcy Presnau myśleli, że od rządów Kościeja, nic gorszego
nie może ich już spotkać. Tymczasem nadeszło zdarzenie, które
wstrząsnęło całym Zachodem, a prawdę mówiąc, wieść o nim
ogarnęła większość obszarów Starego Świata. Co więcej,
jeszcze w czasach Sargona z Akadu, opowiadano o nim z trwogą. Ulica
Bliźniąt, znana jako najpiękniejsza i jedna z największych ulic w
Presnau, w ciągu jednej zimowej nocy, znikła z powierzchni ziemi.
Pewnego razu zaroiła się od jeży, szukających schronienia. Zimą,
owe jeże zaczęły zamieniać się w wilki. Pierwszym zagryzionym
człowiekiem, był pewien niewolny woźnica znad Visany, skądinąd
pomagający leśnym zwierzętom. Potem wydarzenia następowały jak w
kalejdoskopie. Ulica Bliźniąt zaroiła się od wilków, które
zagryzały niemal wszystkich mieszkańców i podpalały, w większości
drewniane jeszcze domy. Nad ranem, pożar Ulicy Bliźniąt obudził
już całe miasto. Bardzo niewiele osób udało się uratować. Na
styku ulic Panny i Wagi, Mięsojad złapał za karki dwa wilki, które
zaczął przesłuchiwać. Z podanych informacji, okazało się, że
winni byli Neurowie, zamienieni w jeże przez czarownika Amosowa,
który zazdrościł władzy Kościejowi. Ten okazał wielki gniew i
ogłosiwszy Neurów zagrożeniem dla świata (a nie tylko dla
Zachodu), obłożył klątwą Amosowa i jego Bractwo Twierdzy, a
następnie zorganizował dwa wielkie polowania na wilki, bogacąc się
na gromadzeniu ich skór. To wydarzenie źle wpłynęło na wzajemne
stosunki ludzi i Neurów; wszyscy poczęli się siebie bać. Możliwe,
że gdyby nie spalenie Ulicy Bliźniąt, w Europie, patrzono by na
wilki i wilkołaki inaczej niż przez pryzmat Czerwonego Kapturka.
Tymczasem Tatra błąkała się po ogarniętym wiosną
Kraju Stepów, aż ujrzała chatę, w której według rozkazu
Kościeja, miała spędzić noc. Był to jedyny budynek na całym
rozległym stepie. Zapadł zmierzch i dziewczyna weszła przez
otwarte drzwi do pustej chałupy.
-
Uważaj! - rozległ się głos Mokoszy. - To jest zasadzka.
-
Co mi może grozić? - spytała Tatra.
-
Ta chata nie jest pusta - mówiła Mokosza - jesteś obserwowana, a
tego nie wiesz.
-
Kto chce mojej zguby? - pytała dalej.
-
Jeśli będziesz czuwać, to go ujrzysz, a może uda ci się obronić
- głos Enki zamilkł, lecz Tatra otworzyła zmęczone powieki.
Wiedziała, że nie może zasnąć, bo znajduje się w
niebezpieczeństwie. Nie wiedziała konkretnie co może jej grozić,
wstała z łóżka i chodziła po pokoju, aby nie zasnąć. Nic
jednak nie zapowiadało nieszczęścia. Była już półprzytomna z
niewyspania, gdy nagle...
-
To teraz! - Mokosza wskazała jej wychodzącą z kąta postać.
Był to mąż o kredowobiałej skórze, czarnych
włosach, czerwonych oczach, z krogulczymi pazurami, śladami zębów
na szyi i wystającymi z ust kłami. Wcześniej słyszała o królu
wąpierzy Erydanie, mającym żelazny pałac w Burus. Było to
podczas wyprawy po raka Estina. Tatra spaliła wówczas truciznę,
wytwarzaną przez Świniule, ale nie widziała samego Erydana. Ten
zaś bardzo chciał się zemścić i w tym celu przyjechał do Kraju
Stepów. Tatra poczęła uciekać i wyskoczyła z chaty przez okno.
Kiedy upadła na trawę, z oddali rozległo się pianie koguta, a
Swaróg wróciwszy od Juraty, po raz kolej rozniecił Słońce.
Jednak Tatra z powrotem weszła do ciemnej chaty; na jej pięcie był
ślad zębów straszydła.
-
Ageju, przechwyciłem twoje narzędzie! - chełpił się Kościej,
opróżniając kolejny kufel piwa.
Tymczasem na Wielkim Dębie, panował wielki smutek.
-
Ona już się nie nadaje - padały głosy - została przechwycona
przez Rykara i trzeba szukać kogoś na jej miejsce!
-
Moje dziki obrócono w Świniule - zabrał głos Weles - i od czasu
gdy je straciłem, zmieniły się ogromnie. Nie znaczy to jednak, aby
zostały utracone na zawsze. Teraz są niewolnikami króla wąpierzy,
ale nie wiedzą, że mogą stawić opór swej niewoli. - Tymczasem
przybyła z Burus, królowa Betel - Gausse, ocierała łzy na
wspomnienie nadziei, które wiązała z Tatrą i jej obecnej niedoli.
Świętowit powiedział:
-
Wszyscy wiemy, że wąpierze oddzieliły się od upiorów, a i Rykar,
za którym poszły był jednym z nas i nie zawsze był zły. Ich
dawne zasługi zostały wymazane przez obecną przewinę i zostaną
ukarani - z wszystkich Enków, on i Weles mieli największą wiedzę.
-
Nie zapominajmy, że Novals i Aivalsa też poszli za Rykarem, a
przecież zostało im wybaczone, bo żałowali - rzekła jego żona
Mokosza. - Przecież nie wszystkich Neurów wybiły węże z
kosmicznego Oceanu, oraz nie wszystkie rusałki i wodniki pochłonął
,,pkieł" (smoła) z moich trzewi.
-
Nie znamy sposobu, jak przywracać wąpierze do człowieczeństwa -
zafrasował się Weles.
-
Agej znajdzie na to sposób - ozwał się Jarowit.
-
Ona powinna uzyskać przebaczenie, jak tylko będzie żałować -
mówiła Gromorodna, co niegdyś uratowała ludzi przed zniszczeniem.
Tymczasem Kościej nakazywał Tatrze czynić zło.
-
Chcę, abyś zniszczyła wioskę rybacką, zbuntowaną przeciw mnie -
rozkazał i wysłał na tereny obecnej Holandii.
Tam Tatra ugryzła pierwszego rybaka z brzegu, ten zaś
przemienił w wampiry resztę wsi; teraz buntu przeciwko Kościejowi
nie będzie!
-W
imię Sprawiedliwości, ona powinna umrzeć za swój czyn! - rzekła
Jurata.
Przed
opitą krwią dziewczyną stanął nieoczekiwanie jakiś człowiek
pozbawiony skóry. W milczeniu naciągnął łuk i wypuściwszy
strzałę, ugodził wampirzycę, a ta brocząc krwią, osunęła się
na klepisko. Był to Anatolij Rdzeniejew. Tymczasem w koronie
Wielkiego Dębu.
-
Możesz ją ocalić - mówił Agej do klęczącej przed nim Mokoszy -
jak zdobędziesz jej łzy.
-
A czy mogę ocalić tak pozostałych ludzi? - spytała.
-
Możesz, - odparł Agej - lecz pospiesz się, bo Mar - Zanna już
przykłada lodowy oścień do jej serca.
Kiedy Tatra krwawiła, inne wąpierze
ginęły, bądź pierzchały na widok i zapach jej krwi. Ona zaś
powoli konała. Przed oczyma pamięci, przesuwało jej się wiele
zdarzeń. Narodziny. Przybycie Wiłkokuka do Torenia. Pierwsze
spotkanie z Mokoszą. Okazanie jej wierności w czasie przesłuchania
i uzdrowienie jadem Abajowa. Kalsk, Burus, Çatal
Höyük,
Kraj Stepów; klęska. Kiedy ujrzała ,,jajo płomieniste",
wychodzący zeń król Opplan po raz pierwszy, mówił jej o misji
obalenia Kościeja. Teraz zaś Kościej nią zawładnął i usunął
ze swej drogi. Po raz kolejny w życiu, była na granicy śmierci.
Widziała jak Kościej staje przed Mokoszą i chełpi się
przechwyceniem Tatry. Zuchwale pluje Ence w twarz i ją policzkuje.
Im dłużej wpatrywała się w tę scenę, tym wyraźniej na miejscu
Kościeja widziała siebie. Z krwistoczerwonych oczu, po raz
pierwszy, pociekły łzy.
-
Zaufaj mi, ja cię wyzwolę - mówiła Mokosza. - Przebaczam ci.
Z
nastaniem ranka, wszystko wróciło do normy, a pokutą Tatry, miało
być ,,powtórnie wrócić do łona".
Tymczasem w Burus, pewien prosty Świniul, wytwarzający
gnojowicę, pytał się swego zwierzchnika:
-
Erydan coś długo nie wraca z południa...
-
On już nie wróci - odparł zielony, podobny do świni, szef.
Pracownik nie miał odwagi pytać dlaczego. W milczeniu
wpatrywał się w zielony ryj zwierzchnika. Ten jednak, jakby zgadł
jego myśli.
Rozdział
XII
Tatra stała na
środku izby, ubrana na biało, w koronie i bogatej biżuterii, zaś
martwe ciało króla wąpierzy ciążyło ku klepisku. Rozwiązała
splot włosów i ujrzała jak Erydan ciężko zagłębia się w
ziemię, aż wpada pod korzenie Wielkiego Dębu. ,,Ile jeszcze istot
zginie, ile muszę jeszcze przeżyć, jak będzie wyglądał koniec
Kościeja"? - myślała w milczeniu, gdy tymczasem, znów
ujrzała kryształową czaszkę, przez którą mówił król Zachodu,
ledwo hamując złość.
-
Pójdziesz jako gość na wesele do kraju Teutmanii! - Tatra
podejrzewała w tym nowy podstęp i zabrała sztylet na drogę.
Teutmania była krajem między Rininem a Lebaną, po
potopie zamieszkanym przez przodków ludności germańskiej, potomków
Lipy i Buka.
Tatra doszła do wyznaczonej chaty wśród lasu, do
której zewsząd ściągali goście. Gdy zastanawiała się jak
wejść, okazało się, że nikt nie zwraca na nią szczególnej
uwagi; odźwierny jakby patrząc jej uważnie w twarz, wciągnął
nosem powietrze, po czym bez słowa wpuścił. Również kiedy
wszyscy, razem z państwem młodymi weszli do biesiadnej izby, nikt
nie zwracał na nią uwagi i czuła się bezpiecznie. Spokojnie brała
udział w weselnych tańcach i w uczcie, lecz zbliżało się coś,
co miało ją zdemaskować.
-
A teraz przybędzie ,,gwóźdź programu" - zapowiadał pan
młody i na jego rozkaz, służba poczęła wnosić zabitego wczoraj
żubra, obłożonego lodem.
-
,,Jak oni będą to jedli"? - zastanawiała się Tatra,
zważywszy, że wokół nie było niczego, co zapowiadałoby jakąś
kulinarną obróbkę pokarmu. Nagle -
pan
młody porósł szarym futrem, wyrosła mu kita, twarz zamieniła się
w zębaty pysk, po czym jednym skokiem, znalazł się przy żubrze.
Wnet w jego ślady poszła panna młoda. Tatra pojęła do czego
zmierzał Kościej. Z przerażeniem obserwowała jak również wokół
niej ludzie przybierają postaci wilków. Czekała na atak.
Państwo młodzi mieli pyski czerwone od żubrzej
posoki, a brzuchy pełne, toteż goście weselni zabrali się teraz
do uczty. Przez ten cały czas, Neurowie nie zwracali na Tatrę
uwagi. Wreszcie pan młody ujrzał ją.
-
Sie tzay cidia, ein Neura, bul lupusia"!1
- zakrzyknął ludzkim głosem, a
kilkadziesiąt par żółtych oczu zwróciło się na Tatrę.
-
Ona służy naszemu wrogowi! - warknął niechętnie, któryś z
gości.
-
Co tam wiesz! - zganił go inny Neur. - Kościej pragnie przecież
jej śmierci.
Pan młody stanął na tylnych łapach
przed Tatrą i nieoczekiwanie liznął jej twarz językiem, a w
pamięci dziewczyny ożyła Malkieš.
,,Skoro mnie liże, widocznie nie ma złych zamiarów"! -
pomyślała uspokojona.
-
To ty wędrowałaś z Wiłkokukiem? - zapytała się nagle panna
młoda.
-
Tak , ja - odparła Tatra.
-
I pewnie ci obiecał, że przyjdzie po ciebie jego brat Ovov
Tęczookinson? - pytała dalej.
-
Jak skończę pracę u Kościeja - jego imię spowodowało poruszenie
na sali. - Przyszłam go obalić, a teraz gromadzę potrzebne ku temu
wiedzę i doświadczenie, co zresztą ten filut wie i dlatego nie
mając władzy mnie zabić stale posyła na śmierć. Zostałam
przeznaczona na zakładniczkę i z utęsknieniem oczekuję końca
swej niewoli. Agej dopuścił do tego zła by wyprowadzić z niego
dobro, choć jeszcze nie wiem jakie - dodała. - Wierzcie mi; nie
biorę udziału w jego zbrodniach i próbuję pomagać pokrzywdzonym
przez niego. Wszyscy słudzy Kościeja noszą znak trupiej czaszki,
lecz ja go nie przyjęłam, choć kosztowało to mnie tortury - była
to prawda. - Raz tylko zostałam zamieniona w wąpierzycę wbrew swej
woli i pod tą postacią uczyniłam wiele zła. Na szczęście
Mokosza, obraz miłosierdzia Ageja uwolniła mnie od złego czaru -
przyznała się, bo wstrętne jej było każde kłamstwo i nie
służyłaby Kościejowi gdyby nie miała z tego wyniknąć jego
klęska.
-
Całe życie marzyłam o spotkaniu jednego z nich, a ty znasz obu -
zazdrościła jakaś wilczyca.
-
Ovova jeszcze nie znam - zaprzeczyła rumieniąc się.
Pan młody chciał ją czymś poczęstować, lecz
wiedział, że nie będzie jadła surowego, żubrzego mięsa. W
zamian dostała do wyssania jajko i garść jagód. Dalej wszystko
potoczyło się inaczej niż to sobie wymarzył Kościej,
zainspirowany aktem terroru na ulicy Bliźniąt.
-
Dla mnie Kościej i Amosow to takie same szuje - mówił pan młody.
- Osobiście wstydzę się za moich pobratymców, co zniszczyli te
domy.
-
Myślę, że nie jest możliwym, aby jakaś grupa stworzeń skupiała
tylko dobre, lub tylko złe, a i złe nie zawsze są całkiem zepsute
- mówiła Tatra. - Przecież w Burus, najpierw uratował mi życie
biały ryś Deneb, choć wcześniej nigdy bym się tego nie
spodziewała, a później Kłobuch, mimo, że to złodziej.
-
Amosow i Krwawy Burek to szuje, ale gdyby ogół naszej rasy był
bez winy, siedziałyby w norach i gryzły łapy ze złości - rzekł
pan młody. - Ze smutkiem stwierdzam, że w naszej szlachetnej rasie
jest wiele, stanowczo za wiele głąbów i kanalii, co liżą
podogonie Krwawemu Burkowi i Amosowowi, mordują i pożerają
niewiasty i dzieci, morderców z ulicy Bliźniąt czczą jako
męczenników, handlują niewolnikami, katują żony, chcą wszystkie
rasy urobić na swoją modłę, co mówią, że czczą Ageja, a robią
takie bezeceństwa, z których tylko Rykar może się cieszyć.
Neurowie przyjęli Tatrę bardzo życzliwie
i wróciła od nich żywa. W Presnau nie zastała Kościeja. Mięsojad
w jego imieniu skierował ją na południe do kraju Puana. Kościej
tymczasem wciąż polował i zabił króla Neurów Zachodnich,
Krwawego Burka w jego własnej norze. Krwawy Burek był postrachem
ludzi, których porywał z domostw. Szczególnie chętnie napadał
Lynxów, leśnych ludzi i żmijów. Najechał na osadę Nąpi, oraz
na wyspę Man, zamieszkaną przez Żbiczan, przy okazji mordując
wiele zwierząt z Morza Północnego. Wypasł siebie i rodzinę na
grabieży ludzkich zagród. Kościej wszedł do nory i zabił go
kordelasem. ,,Ys tzay Cariy Bürk,
royek ov Neuren. Ys ein
volunter exterminanza cidianorum..." 2-
mówił wilk. ,,Costen - Lemurus ave' tie pa"3
- odpowiedział mu Kościej. Kiedy dowiedział się, że Tatra
przeżyła, ze smutkiem stwierdził, że nie wszyscy Neurowie byli
jak ten, którego zabił.
Rozdział
XIII
- Nie
wiem co mam robić - żalił się Kościej przed Rykarem. -
Próbowałem już wszystkiego, aby ją pognębić i nic! Przez te
lata kazałem jej przepłynąć Morze Smoły; znajdowała się w
Puana, a miała łódką przepłynąć do Kolchidy, czyli Kartwelii.
Rozkaz wydałem przez Mięsojada...
-
I co, nie utonęła w smole? - zapytał nagle smok.
-
Wiedziała suka, że aby tego nie zrobić, musi stale wiosłować,
jedynie z króciutkimi przerwami. Kiedy była daleko od brzegu,
Mięsojad na mój rozkaz podpalił ten pkieł.
-
Powinna się spalić - rzekł Rykar.
-
Powinna, ale nie spaliła się - zaoponował Kościej - bo gdy
wykrzyknęła ,,Przyjmuję"!, nasz wróg, uznał to za zasługę,
zstąpił na miejsce zwykłych płomieni i otoczywszy ją , wyrzucił
na brzeg Kartwelii, gdzie posiliła się jajami bażantów wielkich
jak ludzie - mówił wściekły.
-
Ja bym nie uznał tej pracy - rzekł smok. - Pamiętasz pewnie jak
zaatakowałem jej duszę mówiąc o jej marności i podsycając
próżność i napoiłem żalem, że uczuła potrzebę upodobnienia
się do innych?
-
Pamiętam - odrzekł Kościej - dałem jej do towarzystwa dziewczęta
w żelaznych butach, a widząc je, zapragnęła posiadania takich
butów, ba czuła, że bez nich nie będzie w pełni człowiekiem.
Dostała więc buty z żelaza i miała w nich tańczyć. One zaś
były podgrzewane, tak długo, aż stały się czerwone, potem białe,
aż spaliły jej nogi, ona zaś została z mojego rozkazu wyrzucona
na kupę gnoju.
-
Na moje życie! - wykrzyknął Rykar. - Powinna tam zdechnąć!
-
Niestety - Kościej pokręcił głową. - Mokosza znów ją
uzdrowiła, przysiągłem, że ją zgubię i wysłałem po
niedźwiedzia z Jeziora.
-
I zapewne powiesz, że i to przeżyła? - drwiąco insynuowała
poczwara.
Kościej
ciężko westchnął i kontynuował.
-
Tak, przyprowadziła do Presnau i to bydle! - wybuchnął. - Mięsojad
przed nim wskoczył aż na dach. Nikt nie miał odwagi zabić wodnego
niedźwiedzia, a ten po prostu odszedł, a gdybym był śmiertelny,
on by mnie zabił, bo jak taki głaśnie to w krzyżach trzaśnie!
-
Zapewne nazywa się Arvot Baldas i jest wierzchowcem niejakiej Ruty -
z chichotem podsumował Rykar.
-
I ja znam tę drugą sukę! - z werwą podjął Kościej. - Urodziła
się z czerwonymi włosami, co zaważyło na jej imieniu. Uważano ją
za brzydką i czuła się odrzucona. Tymczasem jej gród nad Lebaną,
często napadali rozbójnicy z leśnych ludzi, ale ich herszt był
innego pochodzenia. Słyszała pełne grozy opowiadania i chciała go
poślubić. - Kościej z wolna zachłystywał się swoim
opowiadaniem. - Pewnego razu, gdy wyszła z domu, została porwana,
zgwałcona, a na jej szyi wódz bandytów, zrobił znak nożem, aby
wiedziano, że została jego niewolnicą. Gdy pobił ją tak, że
poroniła dziecko, uciekła od swego dręczyciela- przerwał na
chwilę. - Spotkała Tatrę. Gdy zanurkowały, aby szukać
niedźwiedzia, Ruta utonęła i została rusałką. Obie były
głęboko i jednej zabrakło już tchu - tłumaczył król
zaznaczając, że nie było to samobójstwo. - Najgorsze, że okazało
się, iż niedźwiedź dał się oswoić - wcześniej on atakował
rybaków, bo z jego karku wystawał odłamek harpuna. Gdy spał na
brzegu wśród sitowia, Ruta wyjęła mu zadrę z karku, a Tatra
uleczyła ranę. Gdy niedźwiedź się obudził nie chciał już
atakować żadnej z nich. Wtedy przybył pościg - Kościej zawiesił
głos. - Ruta stanęła przed swoim oprawcą ze świecącymi,
niebieskimi oczyma, z odnowionym dziewictwem, a purpurowa blizna na
jej szyi przybrała barwę turkusową.
Nagle
- jej oczy zaświeciły tak silnym blaskiem, że rozbójnikom krew
poszła z nosów, a niedźwiedź, któremu rusałka nadała imię
Arvot Baldas, rzucił się na nich. Jednym ciosem łapy zabił
herszta i rozpoczął masakrować bandytów w zielonych płaszczach,
zaś Tatrze tylko dwóch udało się uratować przed straszną karą
- tyran skończył opowiadać.
-
A potem ta twoja Tatra - podjął Rykar - opowiedziała jej o swoich
konszachtach z Mokoszą, której wolą było, aby Ruta udała się do
Irlandii, do wyborowej szkoły dla topielców i topielic. W Irlandii
była świadkiem wojny, a widząc cierpienia ludzi, zabiła króla,
który ją wywołał. Teraz jest tam znana jako Morrigan, a w Nürcie,
gdzie postąpiła podobnie, nazwano ją Hell, córką Lokiego. W
Nürcie
był z nią Ovov Tęczookinson, którego nazywają tam Fenrirem...
Dla niej sensem życia stało się tyranobójstwo - zobaczymy dokąd
ją ta droga zaprowadzi.
Kościej
na chwilę poszedł na balkon, aby zaczerpnąć świeżego powietrza.
Następnie wrócił do Rykara.
-
A Sybaris pamiętasz? - było to miasto w Apapie.
-
Jeden wielki syf! - żachnął się Kościej. - Mają dużo złota i
płacą nim za to, że dajemy im żyć. Nie pracują, tylko żrą,
piją, zaspakajają rządzę ze wszystkim co się rusza, a nawet
mnożyć się są za leniwi. Gdyby nie mieli złota, to bym ich
wszystkich powywieszał, bo jedyne co umieją robić, to zarażać
syfem, gwałcić i wyjaławiać inne prowincje.
-
Następnym razem, mógłbyś wziąć ich siłą, wybić do nogi i
skolonizować miasto mądrzejszą ludnością - radził Rykar.
-
Wysłałem tam Tatrę - mówił Kościej - z nadzieją, że ją
zgwałcą, a ona nie tylko zachowała dziewictwo, ale i spaliła
świńskie skóry, w które odziani, Sybaryci żerowali w nocy.
Stropili się bardzo, gdy zostali zmuszeni do bycia ludźmi, ale
powoli zaczynają się przyzwyczajać.
Zapadła
chwila ponurego milczenia. Po paru dniach, Tatra za odmowę oddania
się Kościejowi, została przezeń uderzona kańczugiem w twarz i
przez straże uwięziona w lochu.
Rozdział
XIV
,,[...] Czy wilk zawsze bywa zły? Dokąd nocą tupta jeż? Możesz wiedzieć jeśli chcesz. [...]" - piosenka, otwierająca program ,,Domowe przedszkole".
Miała
czternaście lat, gdy po raz pierwszy zobaczyła ,,jajo
płomieniste''. Udała się z Wiłkokukiem w podróż do stolicy
Kościejowego imperium. Wybrana przez Ageja, od początku miała być
zniszczona w zamyśle króla Zachodu. Czego już nie doświadczyła!
Widziała ludzi słowami stwarzających nową rzeczywistość w
Kalsku, a w Osce Klub Szarego Orła polował na trójgłowego
szczura. W Burus spotkała raka wielkości słonia i zielone świnie.
Patrzyła ze współczuciem jak ludziom z Çatal
Höyük,
wśród których mieszkała skorpiony wychodziły z nosów. Król
Erydan w Kraju Stepów zamienił ją w wąpierzycę, a później
znalazł śmierć w jej rozpuszczonych włosach. Płynęła łódką
po morzu płonącej smoły, żelazne buty spaliły jej nogi. Widziała
jak Ruta utopiła się w jeziorze, w pogoni za niedźwiedziem, a w
Sybaris widziała gwałcenie dzieci.
Teraz była w lochu i czekała na śmierć.
Na jej rękach były ślady krwi, która broczyła z rozdartego
kańczugiem policzka. Przed pięcioma laty opuściła rodzinę w
Toreniu, a ukochana suczka Malkieš
zginęła w drodze. Wiłkokuk bronił obie przed zagrożeniami.
Pomogła uwięzionemu jaszczurowi i ocaliła dzieci rusałki
zaatakowanej przez Lynxa. Żołnierze Kościeja udzielili jej
prowiantu. W Dyskotece Pana Dżeka Piętro Niżej spotkała Aralię
Krowidorską i Enkę Mokoszę, dzięki której poczęła się i
narodziła. Ona zaopatrzyła Tatrę w leczniczy jad węża Abajowa,
który ocalił ją przed śmiercią z rąk Mięsojada. Za wierność,
Enka wynagrodziła ją liściem odtruwającym, który ocalił jej
życie. Orły Tinez i Ridan, oraz ryś Deneb ocaliły ją przed
zamarznięciem, a Mokosza i Złota Baba leczyły ją po zatruciu
jadem gigantycznego skorpiona. Mokosza przywróciła Tatrę do
człowieczeństwa, kiedy ta została przechwycona przez wampira i
Kościeja, Neurowie zaś, wbrew jego zamysłom nie zrobili jej nic
złego na weselu. Agej niósł dziewczę płomieniami z Puana do
Kartwelii. Gdy leżała na gnoju, czekając, aż umrze, Mokosza dała
okaleczonej nowe nogi i uleczyła ze złego żalu. Między Lebaną, a
Odirną poznała Rutę i Arvot Baldasa; wszyscy troje udali się do
Velehradu. Tam wodny niedźwiedź zabił wielkiego jak wilk, czarnego
szczura, szkodzącego ludziom. Czy mieszkańcy Sybaris nauczą się
wreszcie pracować, czy będą woleli poumierać z głodu?
Teraz Tatra miała osiemnaście lat, a całe
dotychczasowe życie stanęło jej przed oczyma pamięci jak w
kalejdoskopie. ,,Co dalej"? - dręczyło ją pytanie, a z oczu
leciały łzy. Nagle - rozbłysły jakieś dwa niebieskie światła,
niczym oczy Ruty, a dębowe kraty zapaliły się błękitnym
płomieniem, po czym zgasły. Zaczynała już zasypiać, gdy stanęło
przed nią olbrzymie, białe zwierzę. Odwróciła głowę w jego
kierunku i poczuła mokry, ciepły język. Znikła blizna z policzka
i uczucie senności minęło. Usiadła na klepisku i zobaczyła przed
sobą wielkiego, białego basiora.
-
Jestem Ovov Tęczookinson - przedstawił się - brat Wiłkokuka,
który towarzyszył ci w pierwszej podróży. Ty jesteś Tatra i
pochodzisz z Torenia w Montanii. Słyszałem o tobie i zamierzam
pomóc - Tymczasem dziewczyna wsiadła na grzbiet wilka, a ten przez
puste okno, wyniósł ją na zewnątrz. Została ocalona!
Tej samej nocy, Kościej nie mógł zasnąć i
postanowił zabić Tatrę w lochu. Kiedy zajrzał odkrył ucieczkę.
Zawrzał gniewem i wyruszył w pościg. Wilk niósł Tatrę przez
las, gdy nieoczekiwanie znieruchomiał i nadstawił uszu.
-
Słyszysz ten odgłos? - pytał. - To Kościej nas dopędza.
Zamienimy się w drzewo i sowę, aby nas nie znalazł! - radził
basior i tak uczynił; był bukiem, a Tatra siedziała na nim pod
postacią puszczyka.
Wtem
przybyli Kościej i Mięsojad.
-
Zgubiliśmy trop - kręcił łysą głową król. - Tu nikogo nie ma!
- następnie obaj skierowali konie w innym kierunku. Gdy byli już
daleko buk znów stał się Ovovem, a puszczyk Tatrą. Pędzili dalej
nie zauważając drewnianej chaty. Nieoczekiwanie rozległ się świst
i wilk potknął się, Tatra zaś poleciała na twarz z jego
grzbietu. Drzwi chaty się otworzyły i rozległ się dźwięk
rogu...
*
Uszak, służący pod rozkazami Kościeja, był Lynxem,
to znaczy człowiekiem z głową rysia. Stał w podziemiach z batem,
a wokół niego pracowali ludzie, zwierzęta i stwory różnych
rodzajów. Wydobywali niezwykłe klejnoty, którymi były gwiazdy,
spadające z nieba każdego sierpnia. Gwiazdy, bowiem to błędne
ogniki wśród Oceanu kosmicznego, podobne do tych, które unoszą
się na bagnach. Jednak nikt nie wiedział czym były - wiedziano, że
te bagienne mają związek z żyjącymi istotami; pod ich postacią
ukrywali się topielcy i topielice, ale tamte na niebie? Czym w końcu
były? Może istniało więcej cór Ageja i sióstr Mokoszy, które
ginęły w starciu z kosmicznymi wężami, urodzonymi przez Matkę
Żmyję, a umierając, sprawiały sobie grobowce z białych płomieni?
Jednak rysiej głowy Uszaka nie zaprzątały podobne rozważania.
Wściekle uderzył mającą czerwone włosy rusałkę, złapaną w
kraju Nurt, która broczyła siną krwią, a jej niedźwiedź musiał
teraz ciągnąć wózek z wydobytymi gwiezdnikami, bo tak nazywały
się owe klejnoty.
-
Szybciej bydło! - miauknął, po czym wyjął z torby szaraka.
Tymczasem
zwierzchnicy na powierzchni zawołali go do siebie.
-
Hašpad Gliša4
- mówił żołnierz - waszej kopalni przybędzie pracowników. -
Uszak spojrzał na dziewczynę i basiora. - Ten wilk to Ovov
Tęczookinson, brat Wiłkokuka z Burus - nadzorca słyszał o nim. -
Ona zaś uciekła z nim z lochu, lecz leśniczy naszego pana
ustrzelił wilka z łuku, po czym dał znać na rogu. Oto czas zemsty
- zakończył żołnierz przekazując nadzorcy zbiegów.
Tymczasem gdy Tatra spojrzała w rysi pysk
ożyły wspomnienia. Przypominała sobie jak ów chłeptał jej krew;
to był ten sam lynxyjski rozbójnik, którego spotkała wędrując z
Wiłkokukiem. Ten również coś sobie przypomniał. Powiedział
dobitnie: ,,Ikay tzay minivad"5.
Rozdział
XV
,,Arbeit macht frei", ,,Czestnym trudom odkupit' swoju winu" - napisy na bramach obozów koncentracyjnych i łagrów"
Z zamyślenia
wyrwał ją niemożliwy do opisania ból, zadany rozpalonym węglem,
trzymanym w kleszczach. Ovov chciał ją bronić, lecz kilkakrotnie
był bity grubym kijem, aż osunął się na klepisko. Wtedy Uszak
wyciął mu skrawek białego futra i oznakował skórę w ten sam
sposób. ,,Mój brat wam pokaże"! - skomlał wilk.
-
Za mną! - zakomenderował człowiek z rysią głową.
Na ramieniu Tatry było wypalonych 21
pionowych kresek w trzech rzędach; w ten sposób wówczas pisano
liczbę 777. Dozorca zaprowadził ich do mrocznego wnętrza kopalni i
nałożył kajdany. Tatra otrzymała kilof, zaś Ovov został
obciążony dwoma ogromnymi koszami, do których górnicy wkładali
wydobyte gwiezdniki. ,,Powtórnie wejdziesz do łona'' - przypomniała
sobie słowa wypowiedziane niegdyś przez Mokoszę; okazały się
prawdziwe. Wydłubywała z czarnej ściany, kolejny intensywnie
świecący klejnot, gdy nieoczekiwanie zobaczyła dwa promienie
zielonego światła, wydobywające się z oczu... ,,Niemożliwe, to
przecież Arvot Baldas"! - pomyślała. - ,,Może jest tu i
Ruta"? Faktycznie, było tu wiele istot - ludzie z ziem od
Ultima Thule po Nist, z Nürtu i z Afryki, znad Šikvy,
Rininu, Tamunu, Tibaru, Lebany, Odirny. Byli Lynxowie i leśni
ludzie, jak też Żbiczanie z wyspy Man. Neurowie znad Neru i Rininu,
topielcy obu płci z jezior Dembe i Leba, a nawet południce, nocnice
i Płanetnicy tworzyli barwną mozaikę ludów i kultur.
-
Bestie! - nagle zawołał jakiś zwierz. - Wszyscy odwrócili się w
stronę tapira, tego samego co przez długi czas dawał występy w
Dyskotece Pana Dżeka Piętro Niżej, polegające na rzucaniu masłem
w widownię. Teraz musiał być chyba bardzo zdesperowany, bo
odrzucił kilof. Uszak czym prędzej przegryzł gardło tapira i
uderzeniem bata dał znak do dalszej pracy. Ruta faktycznie
przebywała w kopalni.
W Nürcie po zabiciu tyrana, przebywała z Arvotem
Baldasem u północnych wybrzeży, obszytych fiordami. Za fiordami
była wyspa Svalbard, a u jej wybrzeży, przy ciele martwego
wieloryba, zgromadziły się trzy niedźwiedzie polarne: Igor
Lorenzkrafft z Krainy Białych Pół, Wilson Eaneawatt, którego dom
był za Ultima Thule i Gotard Urmeier, urodzony na Svalbardzie.
Arvot Baldas był już głodny i prosił biesiadujące
białe niedźwiedzie, aby pozwoliły skorzystać z truchła
wielorybiego jemu i jadącej na nim.
-
On jest mały, i brunatny i służy ludziom - mówił Lorenzkrafft. -
Te niedźwiedzie z południa są gorsze od nas i nie możemy z nimi
jeść. Niech, no który zdzieli tego przybłędę w łeb, aby się z
instynktem nie połapał! - na te słowa Urmeier zamachnął się
łapą na Rutę, siedzącą na grzbiecie wodnego niedźwiedzia, lecz
nie zdołał uderzyć. Zobaczył nagle silne zielone światło i
otrzymał w pysk. Zdążył jednak podnieść łapę i został
raniony pazurem. Walka utkwiła w martwym punkcie. Arvot nie przybył
tu bić innych niedźwiedzi, ale jeść. Zapadło milczenie.
-
,,Z kim się biję, tego lubię"! - zakrzyknął nagle Igor
Lorenzkraft, zaś po chwili, wszystkie niedźwiedzie dawały swoje
lewe łapy Arvotowi i przepraszały Rutę.
-
Prosiłem tylko o żywność - mówił, a nowi znajomi dali mu
wielorybiej padliny. Nie bez obrzydzenia pożywiła się nią,
również Ruta, która jako rusałka mogła spożywać bez szkody
surowe mięso. Wszystkie zwierzęta zawarły ze sobą przymierze, a
podróżnicy ruszyli dalej. Gdy Ruta opuściła Svalbard, pochwycili
ją stronnicy zabitego króla, lennika Kościeja i została
wywieziona do kopalni.
Na ramieniu nosiła numer 776. Nie mogła opowiedzieć
nikomu o tym, co przeżyła, bo Uszak karał śmiercią wszystkie
rozmowy. Na podłodze leżało błoto ze skalnego pyłu i krwi;
czerwonej, niebieskiej, unosiły się też opary tęczowej, gazowej
krwi Płanetników, która na ścianach kopalni skraplała się w
postaci zwykłej rosy.
,,Ci co się tu dostawali tracili rachubę czasu; umierali masowo. Pokarm dostawało się raz dziennie, a woda musiała starczyć ta, która znajdowała się w pokarmie. Zabijały nas choroby, a za bunt było uważane każde niedomaganie. Kiedy dozorca chciał spać, wychodził na powierzchnię, nas zaś przykuwał do ściany kopalni i odbierał nam kilofy. Wielu postradało zmysły" - opowiadał później jeden z byłych więźniów.
Tatra nie traciło ,,zdrowia ducha". Była za to
bliska utracie życia - wyniszczająca praca, oraz konkurencja między
niewolnikami o skąpe racje żywności. Wielu chciało przeżyć za
wszelką cenę - wiedzieli, że pobyt jest tu dożywotni. Inni z
kolei chcieli zachować posiadaną jeszcze godność. Co ciekawe
dłużej żyli ci ostatni. Tatra należała do tej drugiej grupy.
Pewnego razu, gdy wyczerpana upadła, zły Lynx chciał ją dobić.
Ruta desperacko rzuciła weń kilofem, lecz nie trafiła. Wtem -
dozorca usłyszał głos konchy trytona. Wściekły zadowolił się
napluciem rusałce w twarz i wybiegł na powierzchnię.
-
Dlaczego mnie wzywacie? - zapytał stacjonujących na powierzchni
żołnierzy.
-
Z naszych przecieków wynika, że Amosow zamierza zaatakować
kopalnię, aby zdobyć środek płatniczy - mówił dowódca.
-
Gdzie on jest? - spytał mąż z rysią głową.
-
Zlokalizowaliśmy drania we wsi Chlobęba za lasem. - Chlobęby to
takie stworki podobne do pająków, które miały szczękoczułki
podobne do zębów. Były bardzo różnorodną grupą. Wiele z nich
tkało sieć zwaną ,,chlobębiną". Ich nazwa wywodzi się od
starokrasnych słów ,,chlijt''' - pić i ,,bembena" - twarz,
gęba. Wyginęły po potopie i ustąpiły miejsca prawdziwym pająkom.
-
Jestem gotowy! - odrzekł nadzorca niewolników i ruszył wraz z
oddziałem wojska przez las do rzeczonej wsi.
Gdy
przekonał się, że czarnoksiężnik nadal przebywa w siole i nic
nie wie o zasadzce, postanowił zrealizować pewien pomysł. Złapał
szpaka, który gnieździł się na wiejskim drzewie i przywiązał do
jego nogi zapalony materiał. Na jego rozkaz, pozostali poczęli
łapać ptactwo, zaopatrywać w ognisty ładunek i wypuszczać.
-
Jak zaczną uciekać, to zabijcie każdego, kto znajdzie się w
lesie! - rozkazał Uszak.
Amosow
tymczasem przebywał w chacie zabitego naczelnika wsi i razem z
doradcami, obmyślał atak na kopalnię. Gdy zmęczony wyjrzał przez
okno, zobaczył dym i przerażonych ludzi i Neurów biegających po
wiosce.
-
Ocen tzay?!6
- czarownik drapał się w siwiejącą już głowę.
Tymczasem
Uszak pędził konno przez wieś i ciął mieczem, każdego kto tylko
mu się nawinął.
-
Gdzie jest Amosow?! - zawołał wielkim głosem, a przerażony Neur
wskazał właściwą chatę.
Czarownik o długiej zielonej brodzie, odziany w czarną
szatę, tak ,,odważny " gdy mordował bezbronnych, teraz trząsł
się jak osika, gdy nagle drzwi chałupy zostały wyważone, a Lynx z
bronią w ręku, podniósł ją w górę i zakrzyknął:
-
Chwała Kościejowi! - po czym natarł na przebywających, a za nim
wdarło się wojsko.en jednak, bał się zabić ojca. Czarownik nie
chcąc wpaść żywy w ręce wroga,
sam
się pchnął, aż po rękojeść. Rozprawa z Neurami była krótka i
okrutna. Żołnierz, sam się pchnął, aż po rękojeść. Rozprawa
z Neurami była krótka i okrutna. Żołnierze połamali ręce synowi
złego czarodzieja, a konającemu ojcu ucięli głowę.
-
Chlobęba ma być spalona, a wszyscy co przeżyli ; i Neurowie i
ludzie mają być nabici na pal. - rozkazywał Uszak. - Łeb Amosowa
zakonserwujcie w spirytusie i zawieźcie do Presnau, podobnie jego
syna; niech dojedzie żywy na miejsce kaźni w stolicy - następnie
wyszedł z chaty i udał się w kierunku lasu.
-
Panie złoty, miłosierny - łkała jakaś staruszka. - Chwała wam,
że zabiliście Amosowa, ale my niewinni, nie dajcie nas pokrzywdzić!
- Uszak jednak opuścił wieś, a w swojej kwaterze zjadł dwie
kuropatwy i żłopał piwo z czaszki tura, zrabowanej w jakimś
domostwie. (Oczodoły były zaklejone gliną).
Tymczasem w kopalni... Nagłe zniknięcie strażnika
napełniło serca nadzieją. Niektórzy byli już tak zniszczeni
przez niewolę, że nie mieli siły, ani ochoty by się cieszyć.
Tylko Tatra i Ruta mogły przewodzić uwolnionym i tylko one budziły
zaufanie. Podobnie Arvot Baldas i Ovov Tęczookinson. ,,Jestem z
tobą'' - pierwsza z nich słyszała pewnego razu od Mokoszy i teraz
była to prawda. Kopalnia była ,,bezkresna" i istniała
nadzieja, że uda się znaleźć jakieś inne wyjście, nie używane
przez dozorcę, a przynajmniej śmierć mniej straszną niż niewolę.
,,Czy nie lepiej umrzeć, niż żyć na
kolanach"? - pytał się kiedyś pan Andreus ov Leovishiner.
Podziemia to kraina grozy i tajemniczości: siedziba Rykara, pełna
różnych Čortów,
potworów, lepki, obrzydliwy pkieł... W niewolniczych podaniach
pełno było straszliwych wijów, pijawek, chlobęb, skorpionów,
raków i krabów; wszystkich wielkich co najmniej jak krowy i co
jakiś czas porywających niewolników. Ci zabrali ze sobą kilofy
jako broń i narzędzie łowów. Nieoczekiwanie oczom Tatry ukazał
się jakiś podłużny, biały kształt, zatopiony w czarnej ścianie.
Zaciekawiona wydobyła go kilofem i ujęła w obie ręce. Był to
jakiś olbrzymi ząb podobny do szabli, ale lekki.
-
Takie zęby ma Rykar - powiedział Ovov.
Są tacy autorzy, co mówią tu o Mieczu Królów
Krobackich, którego w Analapii, za dynastii dalmackiej (od Lecha I
do Leszka II Płodnego) używano przy koronacji. Oczywiście to
nieprawda. Słynny miecz koronacyjny, Lech otrzymał na początku
obecnej ery trzynastej od białego orła Tineza z Burus, choć kto
wie... Podobno miecz ów był zrobiony z olbrzymiego, smoczego zęba.
Ząb, faktycznie musiał pochodzić od Rykara, a Rykar to srogi
mocarz. Potężniejszy od niego był tylko Agej, bo walczył
miłością. Kiedy przed uciekającymi stanął nagle wij drewniak,
długi jak osiem żubrów, widok zęba przeraził go. Cofnął się i
nawet wyrzucił treść żołądkową. W tej obrzydliwej mazi ujrzano
ubranego w podarty kontusz człowieka o łysej głowie i niebieskiej
skórze, na którego widok Płanetnicy poczęli wiwatować.
-
To nasz król Ixovodrav!
Był wyczerpany, ale żył.
*
Człowiek został górnikiem właśnie w erze
jedenastej. Od początku był to zawód bardzo niebezpieczny. W tym
samym czasie co Tatra, żył człowiek, który później zasłynął
jako Skarbnik - pan Śląska i jytnas opiekujący się górnikami.
Mąż ten też pochodził z Montanii i był odległym krewnym Tatry,
ale jego rodzinnym grodem był Scareyov.
1
,,Ona jest kobietą, nie Neuryjką, lub wilczycą"
2
Jestem Krwawy Burek, król Neurów nie chciałem zabijać ludzi.
3
Kościej pozdrawia cię
4
Panie Uszaku
5
Jaki świat jest mały
6
Co jest?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz