czwartek, 31 marca 2016

Demony Zarazy

,,Mówi się, że gdzieś chodzi po świecie
jakieś dziwne ciche dziecię
Dziewczynka jest to mała
twarz jej śniada suknia biała,
wzrok jej zimny i uroczy,
jakieś martwe, trupie oczy.
W polne maczki się przebiera
po cmentarzach kostki zbiera,
krwawą chustą głowę słoni,
czarny pręcik nosi w dłoni
A gdzie idzie, tam jej ramię
wszystkie kwiatki niszczy, łamie
A gdzie przejdzie tam i w wiośnie
trawka nawet nie porośnie.
Próżno człek ją pyta, bada,
sama tylko z sobą gada
jakieś straszne, dzikie słowa,
których ludzka nie zna mowa...''
- wiersz z XIX wieku.






Działo się to w czasach kiedy na tronie w Neście zasiadał Radosław I Wielki, syn Edmunda Krzywonosego, króla Analapii. W siódmym dniu jego panowania do sali tronowej weszła nie pytając o zgodę strażników dziewczynka, na oko dziewięcioletnia, o cerze śniadej jak u Giptyjki, włosach długich i czarnych, a oczach takich jak te, które ma śnięta ryba. Pogrążona w milczeniu dziewczynka miała na głowie chustkę czerwoną jak maki. Była też odziana w białą koszulę i czerwoną spódnicę. Na szyi miała zawieszony naszyjnik z trupich kostek, w dłoni zaś trzymała czarny pręt, którym zdołała bez słowa wyprawić do Nawi wojów pilnujących sali tronowej. Dworzanie zadrżeli, bo widząc ponurą dziewczynkę o brudnych stopach, przypomnieli sobie na wpół zapomniane klechdy o Cichej – służebnicy Zarazy, która przenosiła śmierć i choroby zaklęte w czarnym patyku. Cicha dygnęła przed królem i wbrew swej naturze powiedziała dziecięcym głosikiem:




- Pani Zaraza przysyła ci, królu Słowian, carzu wielki, pozdrowienia i długich lat życia ci życzy. W zamian za wyrazy szacunku, prosi cię, królu Analapii, abyś przybył do jej uroczyska Zgniłego Błota, aby oddać jej pokłon i złożyć ofiarę w intencji pokojowego współżycia ludzi i Čortów – Radosław I Wielki zadumał się chwilę.
Zasięgnął opinii doradców – jedni z nich to byli starcy siwobrodzi, drudzy zaś młokosy, którym się puch sypał pod nosem – rówieśnicy i towarzysze zabaw młodego króla Analapii. Wreszcie Radosław odpowiedział Cichej:
- Nie jest rzeczą godziwą układać się człowiekowi z Čortami. Pozdrowienia od twojej pani nie chcę, hołdu zaś nie złożę. Idź, nieszczęsna istoto i niech cię Złota Baba skarci! - Cicha spojrzała na króla bykiem i zakasawszy spódnicę czerwoną jak maki, pobiegła w stronę tronu z czarnym prętem wymierzonym w serce króla.
Radosław nie dał się zabić. W decydującym momencie uderzył Cichą z całej siły złotym berłem w śniadą rękę, wytrącając z niej pręt. Cicha przewróciła się z płaczem i krzykiem na błyszczącą jak lustro posadzkę. Król kopnął jej magiczny oręż w odległy kąt komnaty.
- Zadrzyjcie jej spódnicę i dajcie klapsa paskiem na goły zadek, a …. potem wypuśćcie – rozkazał król Analapii wojom, a jego rozkazowi stało się zadość.
- Morowa Suka będzie obgryzała wasze kości! - darła się wniebogłosy Cicha.





Čorty nie wybaczają i Zaraza; Pani Czerwonej Chustki nie była wyjątkiem. Zadęła w róg i od strony zachodu, z dalekiego Tarszisz przyleciały hiszpanki. Miały ci one postać starych kobiet niewyobrażalnej wręcz brzydoty, z zębami czarnymi jak węgiel. Za odzienie służyły im szare płaszcze i spiczaste czapki z futra czarnych kotów. Unosiły się w powietrzu bez skrzydeł, machając dużymi, żylastymi i powykręcanymi rękami. Na ich czele leciał Grypiec – podobny do człowieka o krótkich, siwych włosach, sterczących na jeża, szczerzący żółte kły, ociekające zatrutą śliną, ciągle warczący i bluzgający. Pod jego komendą hiszpanki rozsypywały na sioła i grody trujący proszek, który sprawiał, że ludzie chorowali i umierali na grypę. Na szczęście w Analapii, tak jak w całej Sklawinii byli rycerze stuha – ludzie, Płanetnicy, żmijowie i Lynxowie. Mocą swej pani, Mokoszy, oraz mocą Pochwista, wzlecieli bez skrzydeł pod krzemienną kopułę nieba i dobyli mieczy przeciw demonom Zarazy. Jarowit wspomagał rycerzy stuha bijąc gęsto piorunami. Hiszpanki sypały stuhaczom zatruty pył do oczu, gryzły ich do krwi swymi czarnymi zębami, z butów wyciągały długie szpile, aby wrażać je w serca wojów Mokoszy. Grypiec pluł jadem jak biała kobra co nawiedziła rzymską willę Magnencjusza Promotora, gryzł i drapał. Na dole, na świętej, analapijskiej ziemi, zaraza grypy hiszpanki zbierała śmiertelne żniwo, nie dane jej jednak było trwać w nieskończoność. Żmij Krasuta Mokrydół przebił Grypca palicą ciężką, po czym odciął mu głowę. Stuha rozpalili ogniska na chmurach i wrzucili do nich trupy pobitych hiszpanek. Pierwsza bitwa została wygrana, zaś sławne królestwo Lechitów odetchnęło.





*

Był wieczór gdy Radosław I, król Analapii, wraz z orszakiem kierował się w stronę Rybnego Stawu – sanktuarium Mokoszy w prowincji Zielone Stawy, rozciągającej się między wzgórzem Vovel na północy, a Ojcowem na południu. Arfaxador; biały jak mleko rumak władcy, pochodzący z Persji, zwietrzył niebezpieczeństwo i w porę ostrzegł swego pana, stojąc dęba. Oto z zarośli wyskoczył ogromny wilkołak o czterech oczach. Rzucił się na króla, ten zaś dobył miecza i ściął wilczą głowę, która nawet po dekapitacji nie przestawała kłapać zębami. Jeden z dworzan, cyrulik Belmir wyjął z kalety flakonik ze srebrzystym płynem i polał nim ubitego potwora.




- To płynne srebro, panie – objaśnił – owoc pracy alchemików. Dzięki niemu zły Neur nie ożyje – po tej przygodzie król i jego wojowie wraz z dworakami zostali przyjęci przez kapłanki Mokoszy.
Po zjedzeniu skromnego posiłku w refektarzu – miski gryczanej kaszy z grzybami, popitej słabym piwem, król skierował się do kaplicy, w której stał bałwan Matki Wilgotnej Ziemi, Stworzycielki Rusałek i Wodników, oraz Pani Złotego Łańcucha. Radosław razem z dwoma towarzyszami padł na starannie zamiecioną posadzkę, odmawiał modły, recytował dziesięć świętych imion Mokoszy, w końcu zaczął ku czci zamęczonego Teosta Cara Słońce biczować się po nagim ciele, on i jego towarzysze. Wreszcie gdy było już bardzo późno, Mokosza przybyła na ich wołanie. Zstąpiła z Korony Wielkiego Dębu po promieniu Księżyca. Gdy weszła do kapliczki, jej niewysłowiona uroda przyćmiła wszystkie piękne rzeczy i istoty, jakie król Radosław widział w ciągu całego życia.





- Sława tobie, Królowo Analapii! - król Radosław Wielki jak pierwszy w dziejach określił Mokoszę tym tytułem, ona zaś otarła zakrwawione plecy swym płaszczem i krew zamieniła się w czerwone perły.
- Witaj, umiłowany Radosławie, pasterzu rodu Lecha! - pozdrowiła króla Mokosza. - Hiszpanki zostały odparte, ale Zaraza nie zamierza zrezygnować z zemsty. Widziałam twe łzy nad ludźmi pozabijanymi przez hiszpanki. Dobrześ zrobił odmawiając Zarazie pokłonu, bo kto wchodzi w układy z Čortami, nigdy nie wychodzi na tym dobrze. Zaraza szykuje nowe ataki, a Złota Baba, Znachor – Władca Chorób, ich córka Bolnica i ja, jesteśmy by ci pomóc – w dłoni Mokoszy zalśnił promień Księżyca, który zamienił się w długi, ostry miecz.
- Radosławie, Stoigniewie i Twardogniewie – ozwała się Mokosza – czy chcecie należeć do zakonu stuha? Czy chcecie ubijać latające Čorty?
- Chcemy – odpowiedział król, a z nim dwaj książęta, których przodkowie otrzymali herby od Samona.
- A więc przyjmuję was w szeregi latających rycerzy stuha. Błogosławię wam, byście mogli sprawnie latać bez skrzydeł, bronić słabych i skrzywdzonych. Przyjmijcie te oto srebrne pierścienie ze szmaragdami i moim imieniem; znak waszego zakonu – od tej nocy król Radosław stanął na czele zakonu stuha w Analapii.
Jego pierwszym zadaniem było wykraść i zniszczyć złotą łopatę Kolery, aby powstrzymać nadejście drugiej po grypie hiszpance epidemii.


*

,,Na podolu, na szczerym polu, stoi kuźnia na kamieniu,
A w niej kowal kuje, nigdy ognia nie zgasuje''
- ludowa pieśń z Küjvu






Kolera miała ci postać starej i brzydkiej kobiety w żółtej chustce na głowie. Jej oręż stanowiła złota łopata, śmierć rozsiewająca, na której służebnica Zarazy latała niczym czarownica na miotle. Mieszkała w rozlatującej się, drewnianej chatce wśród prastarych bagien. Wokół jej domostwa rosły olchy, na których wisieli zaczarowani wisielcy. Strzegli oni posiadłości Kolery, a kogo mogli dosięgnąć, tego pożerali. Radosław król Analapii wraz z innymi rycerzami stuha idąc za radą Mokoszy odciął wisielców, któych oczy świeciły zielonym światłem a zęby zgrzytały z gałęzi i zdjął im stryczki z szyi. Polecił ich dusze Sowicy, a wycharsłe ciała piaskiem z woreczka przysypał. Tym sposobem wisielcy już nie musieli straszyć. Ich udręczone dusze zaznały spokoju. Stuha z pochodniami w dłoniach weszli do domostwa Kolery. Zastali ją śpiącą na bujanym fotelu, ze złotą łopatą w ręku. Król ostrożnie wyjmował babinie oręż z dłoni, lecz wtem Kolera zbudziła się. Otworzyła jedno oko i widząc co się święci, zacisnęła palce na złotym stylisku, aż przebiegły po nim złote iskry. Zaskrzeczała groźnie i poderwała się z fotela. Nie było zwyczajem stuha zabijać niewiasty, jednak tym razem król Radosław jednym ciosem miecza Żurawia odciął dłoń Kolery trzymającą łopatę. Kolera zawyła, a pozostali stuha podpalili jej chatę i wylecieli z niej oknem. Stuha udali się na rozległy, tajemniczy step, gdzieś na ziemiach Ludu Ledy. Idąc za radą Pochwista – Striboga odnaleźli Wieczną Kuźnię zbudowaną na fundamencie z kamienia i w jej nigdy nie gasnącym ogniu spalili złotą łopatę Kolery.


*

,,Na drzewach zamiast liści, będą wisieć komuniści'' – Prawe Skrzydło




Gospodarski syn Ździebrzyłko leżał w łożu, w drewnianej bolnicy, czyli chramie Złotej Baby. Służący jej kapłani i kapłanki, biegli w sztuce znachorskiej, sławili swą panią opiekując się chorymi. Zaraza mściła się za klęskę hiszpanek i odrodzonej z brudnego popiołu Kolery zadane przez rycerzy stuha, toteż wracze i znachorzy mieli pełne ręce roboty. Król Radosław na czele zakonu stuha odnosił coraz to nowe zwycięstwa. Jego miecz Promieniem Miesiąca nazwany zadał śmierć odrodzonemu Grypcowi, a także Febrze, siostrom Żółtaczce, Białaczce i Czerownce, mającym postać trzech zmór zjadliwych, Kokluszowi, Zapaleniu, Udarowi, Zawałowi, Durowi, Wylewowi, demonicznej maciorze Śwince, topielicy Odrze i Rakowi Demonicznemu o sinym pancerzu, który rozbiło uderzenie królewskiej maczugi....
Ździebrzyłko, młody chłopak, któremu wąs się dopiero sypał, a serce przygód pragnęło, rad był dołączyć do latających rycerzy stuha i okryć się sławą pod stanicami króla Radosława, lecz w bohaterskich czynach przeszkodził mu towarzysz Tyfus herbu Wesz. Miał ci ten filut postać starca o ognistych oczach, mających moc zarażania tyfusem. Odziany był w brązowy surdut, na szyi miał zaś zawiązany czerwony krawat, utkany z tej samej materii co chustka Zarazy. Ździebrzyłko ujrzał towarzysza Tyfusa jęcząc i majacząc w gorączce. Demon z orszaku Zarazy ukazał się młodzieńcowi w nikłym blasku świecy. Był zły. Zrzucił lekarstwa z taboretu i dopytywał się:
- Kiedy wreszcie umrzesz, na potęgę jasnej Kolery?! - Tyfus sierdził się, sapał i zgrzytał zębami.
- Złota Babo, ratuj mnie! - szepnął rozpalony do czerwoności i zlany potem chłop, a towarzysz Tyfus pogroził mu pięścią, zamachał twardymi rękami i wyleciał oknem.
Chory krzyczał i stękał, a do jego pokoju weszła kapłanka z kompresem na rozpalone czoło i rosołem z kury. Cała Analapia walczyła ze sługami Zarazy, w im więcej król Radosław otrzymywał ran boju z demonami, tym bardziej wzrastał doń szacunek ludu.


*

,,Siądże sobie, uspokój się, roztocz się jak ziarenko maku! Ja ciebie o to proszę, ja cię błagam, ja cię przekonywam, ja cię namawiam i do nóżek twoich padam. Siądzież ty na złoty krześle, na swoim miejscu, gdzie cię matka porodziła, gdzie ci Bóg kazał przebywać'' – ludowy tekst zamawiania Zołotnika (Kazimierz Moszyński ,,Kultura ludowa Słowian'').




Nastał czas zimy. Po nocnym niebie w czas zadymki galopował na karym rumaku Zamorze, pan Nawi, Weles trójgłowy, a szron osadzał się w jego czarnym futrze. Za Welesem ciągnęły hufce turoni, dzików, wilków i Neurów; biegły po niebie z wywieszonymi jęzorami, trzymając pochodnie w kosmatych łapach. Białe kotołaki szczerzyły zęby i stroszyły futro, a wokół nich tańczyły złote iskry i błędne ogniki. Wiły i zimowe rusałki galopowały na jednorożcach i białych jeleniach, a z ich łuków leciały zapalone strzały. Weles wysłuchał modłów ludu Analapii; swymi sześcioma oczami spojrzał przychylnie na ich posty. Zwietrzył wroga zwierzęcymi chrapami i zaryczał przeciągle, jak tur, jak jeleń. Dobył wideł i uderzył nimi w Złotnika, w Roxie zwanego Zołotnikiem, a był to najgroźniejszy z demonów Zarazy. Potężny cios zwalił go z nóg, a trzeba wiedzieć, że Złotnik miał postać olbrzyma o ciele pokrytym złotą, rybią łuską i obalił na grzbiet. Złotnik przeobraził się w koguta, ciosem dzioba odtrącił widły Welesowe za rzekę Odirnę, w której król Radosław utopił Odrę i wbił się szponami w ciało konia sędziego dusz. Weles złapał za skrzydła demonicznego koguta i wyrwał mu je, a te zamieniły się w kłęby ognia, które poszybowały ku niebu. Złotnik zamienił się w dzika, lecz Weles zadusił go mocarnymi ramionami i złoty łeb ukręcił, a wtedy ciało potwora zaczęło się rozsypywać na tysiące i tysiące tysięcy złotych ziarenek, które zawiało do Čortieńska tchnienie Pochwista. Zaraza dała za wygraną a tysiące głosów w Analapii powtarzało z radością:
- Sława Agejowi, Enkom i Radosławowi, naszemu umiłowanemu obrońcy!



,,Sheena - królowa dżungli''

,,Dziewczyno dżungli – bystra i zimna od wszystkich inna.
Niezwykle sprytna, zawsze niewinna, jak motyl zwinna''
- Top One ,,Dziewczyna Dżungli''





W marcu 2016 r. obejrzałem amerykański film fantasy ,,Sheena – królowa dżungli'' w reżyserii Johna Guillermina (1925 – 2015) z 1984 r. Postać tytułowej bohaterki, niejako kobiecego odpowiednika Tarzana, po raz pierwszy pojawiła się w komiksach Willa Eisnera i Jerry'ego Igera z 1937.
Akcja filmu rozgrywa się w drugiej połowie XX wieku w fikcyjnym afrykańskim królestwie Tigary (jej król Jabalani został zamordowany przez swego brata, piłkarza Otwaniego). Do Tigary należały cieszące się autonomią ziemie murzyńskiego plemienia Zambouli. Nazwa plemienia została zaczerpnięta z opowiadania Roberta Ervina Howarda ,,Cienie w Zambouli'' o jednej z przygód Conana, opublikowanego w listopadzie 1935 r. Niegdyś słynęli jako znakomici łucznicy, lecz ich bogini czy kapłanka nauczyła ich żyć w pokoju. Król Jabalani chronił plemię Zambouli, zaś jego zły brat chciał wydobywać tytan z ich świętej góry. Zambouli posiadali ponadto leczniczą glebę (uzdrawiali ludzi zakopując ich w owej ziemi po szyję; czyżby było to przygotowanie do wiary w zmartwychwstanie?)





Sheena (grana przez Tanyę Roberts) – piękna blondynka o niebieskich oczach była córką białych lekarzy badających leczniczą glebą. Początkowo nazywała się Janet. Została osierocona w dzieciństwie gdy jej rodzice zginęli w zawalonej jaskini u stóp świętej góry plemienia Zambouli. Przygarnęła ją i wychowała szamanka (grana przez ugandyjską księżniczkę Elżbietę z Toro), która nadała jej imię Sheena. Była ona dzieckiem ze starej przepowiedni mającej ocalić plemię Zambouli (motyw mesjański; często spotykany w fantasy). Sheena rozumiała mowę zwierząt i posiadała magiczną władzę nad nimi; jej poleceń słuchały zwierzęta od słoni po komary. Broniła swej przybranej matki i plemienia przed zakusami księcia Otwaniego; zmobilizowała lud Zambouli do ponownego chwycenia za łuki w celu obrony swych ziem. Łucznicy Zambouli osiągnęli zwycięstwa nad wrogami uzbrojonymi w karabiny (przypomina to trochę scenę z mojej powieści ,,Pawlaczyca cz. I Słomiane wojny'', gdzie polscy chłopi szli z kosami na uzbrojonych po zęby w broń maszynową członków Dziadostwa i … zwyciężyli). Pomagał jej zakochany w niej amerykański dziennikarz Vic Caisey, lecz ostatecznie romans zakończył się rozstaniem.





W filmie spodobała mi się postać Sheeny – kobiety nie tylko zjawiskowo pięknej, ale i odważnej i szlachetnej, a do tego czystej i niewinnej. Ma się wrażenie, że jest to współczesna wersja mitu o bogini Artemidzie. Szkoda, że nie mieszka ona w polskich lasach, np. w Puszczy Białowieskiej ;). Inne zalety to ukazanie piękna afrykańskiej przyrody i pewne podobieństwo Zambouli do Polaków (pokojowy, gościnny lud zmuszony do walki w obronie swej ziemi, ważna rola kobiet). 

środa, 30 marca 2016

Oniricon cz. 200 Jubileuszowa

Śniło mi się, że:




- C. S. Lewis pisał w liście o dziobaku,
- razem z Mamą i Pavlasem ov Vidłarem pojechałem autobusem na basen znajdujący się na świeżym powietrzu,




- na jakiejś wycieczce zobaczyłem zająca, który złapał węża, aby go zjeść i przeklinał, a ja nie mogłem w to uwierzyć,



- dobry wołwch, czciciel Roda, którego spotkał Aleksza chodził boso, aby czerpać moc z ziemi i nosił plaster na stopie,




- poszedłem do biblioteki gdzie znalazłem książki Christophera Tolkiena dla dzieci, zaś dzieci szukały dla mnie książki ,,Ciekawostki z życia zwierząt'', lecz się rozmyśliłem,




- w carskiej Rosji panowała straszna rozpusta na dworach, a ci co chcieli z nią walczyć, angażowali w to wodne demony o śniadej skórze z południa Rosji, zobaczyłem w książce rysunek demona - czarownika o nosie długim jak u Pinokia, potem zobaczyłem diabła bądź upiora i obudziłem się z krzykiem,
- wracałem do domu autobusem, gdzie zdjąłem buty, a jakaś dziewczynka powiedziała do swej matki, że ,,jakiś krasnoludek ukradł mi śmierdzące buciki'', po powrocie do domu zobaczyłem, że wujek Markus ov Kujvis pomazał czarnym flamastrem kabinę prysznicową, a potem zły na mnie wpychał mi palec do ust, a ja go gryzłem,




- rozmawiałem ze starą znachorką, która powiedziała, że jest moją ,,męską matką'' i wypominała mi używanie ziół do uwodzenia dziewcząt i do przywracania im dziewictwa,




- ujrzałem kilku katów ubranych w same czerwone kaptury i białe majtki, trzymających w rękach topory,
- Oriana Fallaci chwaliła Napoleona Bonaparte,




- będąc na działce nie chciałem zabijać atakujących mnie komarów ponieważ były to samice, a ,,kobiet nie bije się nawet kwiatkiem''; słysząc to jakaś dziewczyna domagała się, abym jej masował stopy,




- znalazłem na portalu ,,Fronda pl.'' dwa artykuły Marii Patynowskiej, w których potępiała Artemidę za to, że składano jej ofiary z ludzi,
- w szkolnej świetlicy czytałem komiks ,,Baśnie'' i chciałem opublikować na blogu fragment dialogu, dzieci zaś się dziwiły, a pani świetliczanka  chciała obejrzeć komiks i myślała, że jest rosyjski, a nie amerykański; w komiksie tym widziałem ludzi w czerwonych strojach z XVIII wieku.

*
 Teraz chciałbym się zwrócić do Drogich Czytelników z pytaniem, który z moich snów opublikowanych na tym blogu podobał Im się najbardziej ;). 


sobota, 26 marca 2016

Kobieta, która założyła Rzym




,,Założenie Rzymu przypisywano czasem mężczyźnie, czasem kobiecie. Kobieta wymieniona przez Hellanikosa w V wieku p. n. e. zwała się Rhome. Nieraz uchodziła ona za Greczynkę, ale powiadano też, że imię Rhome nosiła trojańska branka, która skłoniła innych więzionych razem z nią jeńców, by spalili okręty, gdy oddział Greków żeglujących spod Troi musiał z powodu burzy morskiej lądować w Lacjum (...). Takie samo miano nosiła według historyka z Syrakuz, Kalliasa (ok. r. 300), żona Latynusa (według innych - jego siostra albo córka). W początkach II wieku p. n. e. mówiono o niej, że była córką Aresa, jak Amaznoki. [...] robiono pewne próby, aby ją skojarzyć w małżeństwie z Eneaszem albo Askaniuszem. [...]'' - Michael Grant ,,Mity rzymskie''


Wielkanoc 2016





Z okazji zbliżających się Świąt Zmartwychwstania naszego Pana, Jezusa Chrystusa, chciałbym wszystkim Czytelnikom bloga niezależnie od wyznania i światopoglądu,  złożyć najserdeczniejsze życzenia zdrowych, pogodnych i radosnych Świąt Wielkanocnych, Bożego Błogosławieństwa, smacznego jajka i mokrego dyngusa.
P. S. Cała rasa Zajęczan życzy Czytelnikom bogatego Zajączka ;)

piątek, 25 marca 2016

Sycylijski początek Rzymu





,, [...] w drugiej połowie V wieku p. n. e., syrakuzański historyk Antioch gotów był oddać samych Rzymian pod sycylijską kuratelę: pisał o mitycznym bohaterze, niejakim Sikelosie, który rzekomo przybył do Rzymu w czasach przedtrojańskich. Głosił więc Antioch teorię o pierwotnym założeniu Rzymu przez Sycylijczyków. Już w jego czasach przyjmowano możliwość nie tylko tego, że Trojańczycy lądowali na Sycylii, lecz także bezpośredniego związku między Sycylią a początkami Rzymu'' - Michael Grant ,,Mity rzymskie''


Oniricon cz. 199

Śniło mi się, że:




- na ulicy zaatakowali mnie neonaziści, którzy mnie popychali, a  jeden z nich miał głowę białego rekina,




- w podręczniku do biologii podano prognozę kiedy latem będą się ukazywać ludziom inkuby i sukuby,




- byłem Kryszną i razem ze swym bratem Balaramą miałem wziąć udział w jakiejś szkolnej imprezie dla Hindusów; nudziło mi się na niej i poszedłem do szkolnego empiku, skąd pożyczyłem sobie ,,Nową Fantastykę'' i jakieś inne czasopismo fantastyczne, które początkowo chciałem czytać w toalecie; wykąpany poszedłem w szlafroku do szkolnej świetlicy, gdzie jakiś chłopiec obcinał mi paznokcie u nóg; potem przerwałem lekturę i ubrałem się na oczach wszystkich,




- czytałem specjalny numer ,,Nowej Fantastyki'' poświęcony kreskówkom; dowiedziałem się o amerykańskiej kreskówce ,,Jetix'' poruszającej temat aborcji i amerykańskiej interwencji w Nikaragui, o francuskiej, w której Rosjanka została przedstawiona  jako świnia (jej autor wywołał tym skandal dyplomatyczny), o rosyjskiej, w której kot był żołnierzem, a szczur czarodziejem, oraz jeszcze jednej opowiadającej o upadłych  aniołach żyjących w dżungli,




- jakaś kobieta wzięła udział w terapii z udziałem delfina gangesowego,




- św. Anna miała siedem ramion,




- córką Geleny - królowej Słońca, a wnuczką Ordana z Brustaborga była piękna księżniczka Aurelia, która uspokajała burze magnetyczne na Słońcu,
- zapytałem grupę ludzi, kogo krasnoludki nazywały imieniem Unyj i co ono znaczyło, a Rafał Dębski zainteresował się czy znam język rosyjski,




- byłem w jakimś ośrodku wypoczynkowym, w którym dzieci wyrzuciły do śmieci czarną rybę,




- Welesowi służyli Frej i jakaś zmiennokształtna czarownica,
- gdzieś w Polsce byłem uwięziony w jednym z zamków opisanych w mojej mitologii; leżałem nago na kamiennym łóżku,




- na lekcji biologii opowiadałem klasie o skarabeuszach; o tym, że są symbolem Belzebuba oraz, że biblijne słowa o skarabeuszu na drzewie odnoszono do Jezusa Chrystusa,




- w Szczecinie na jednym z podwórek znajdują się kamienne lwy z okresu średniowiecza,




- astronauci cofnęli się w przeszłość i spostrzegli Świętą Rodzinę; dali Maryi korale i chcieli Ją zabrać do naszych czasów,




- Tmu - Tarakan napadał na okręty i karawany kupieckie bezlitośnie karząc tych co odmawiali udziału w napadach; kliku żeglarzy tmutarakańskich nie chciało uprawiać korsarstwa, za co zostali ukarani śmiercią; potem miała miejsce wielka bitwa o Tmu - Tarakan, w której po stronie zbójeckiego państewka walczyły gigantyczny karaluch i smok. 

czwartek, 24 marca 2016

Z okazji Wielkiego Czwartku





Dziękuję Bogu za wszystkich księży, których postawił na drodze mojego życia; za tego, który mnie ochrzcił, za tych co odprawiali Msze Święte, w których uczestniczyłem, za tych co przygotowywali mnie do przyjęcia sakramentów  Pierwszej Komunii Świętej i Bierzmowania, za tych, którzy przychodzili w czasie wizyty duszpasterskiej poświęcić mieszkanie, za tych, którzy uczyli mnie religii, za moich spowiedników i tych wszystkich, których się radziłem w swoich wątpliwościach. Z okazji Wielkiego Czwartku, kiedy to nasz Pan, Jezus Chrystus ustanowił sakrament kapłaństwa, składam najserdeczniejsze życzenia wszystkim osobom duchownym czytającym tego bloga (jeśli są takie ;). 

środa, 23 marca 2016

Tajemnica Morskiego Oka (z ,,Topazowej księgi'')

,, - U nas w Montanii też żyją groźne istoty – opowiadała dziewczyna – jak chociażby neomysy znad Morskiego Oka.- Czy to też takie niedźwiadki? - zapytał jakiś chłopiec. Tatra nie znała jeszcze znaczenia tego słowa i myślała, że chodzi o niedźwiedzie.- Niedźwiedzie też mamy – odpowiedziała – ale neomys to taki rzęsorek, wielki jak człowiek. One chodzą czasem na dwóch łapach, są jadowite, ale rzadko napadają na ludzi.- A czy tylko 'niełomisiów' się boicie? - zaciekawiła się sepleniąc, jakaś ośmioletnia dziewczynka.- W Morskim Oku mieszka wiele potworów – mówiła Tatra – kiedy byłam w wieku swojej siostry Kaztii, słyszałam o węgorzu, który porwał owcę pasącą się na brzegu i potem długo mi się to śniło.- A ja bym mu nie dał porwać owcy – oświadczył chłopczyk, któremu już się oczka kleiły'' – K. Oppman ,,Perłowy latopis''




,,Ometra pojął za żonę Aeditę [Edytę] - germańską księżniczkę z niewielkiego księstwa Angeln, leżącego na południe od Danai. Spłodził z nią syna Aedmunda [Edmunda] w 'Szkarłatnej księdze królów' nazywanego Mundziarem, który panował pod przydomkiem Edmunda Krzywonosego. Z jego narodzeniem było zaś tak. Czary mamun to sprawiły, że narodził się wcześniej niż powinien i z tego powodu śmierć mu groziła. Na szczęście Jarowita, babka odbierająca porody, nakazała ubić świnię i włożyć maleństwo do jej trzewi. Gdy zwierzę wystygło, zabito kolejne i znów włożono doń dziecko. Czyniono tak parę razy, aż urok mamuny został zdjęty i śmierć przestała grozić królewiczowi'' - ,,Topazowa księga''





Edmund Krzywonosy, którego matka wiele wycierpiała próbując wyleczyć Ometrę z jego znieczulicy, wraz z całym dworem szedł na dziedziniec pałacu w Neście, aby zobaczyć przyrząd umożliwiający penetrację morskich głębin. Na ramieniu króla siedział Kusrot, syn Króla Węży i wróg Gorynycza, pod postacią niebiesko – zielonej jaszczurki. Tenże Kusrot był z łaski Ageja księciem gadów domowych; rasy cudownych węży kryjących się w ciemnych zakamarkach chaty, ostrzegających przed niebezpieczeństwami, takimi jak najście złodziei czy pożar, niańczących dzieci, dających złote korony ludziom cnotliwym, co służyło zapowiadaniu ich śmierci, oraz prowadzących dusze do Nawi Jasnej. Temu kto sprawił pogrzeb gadu domowemu, samo Słońce trzy razy się kłaniało. Oczom króla Analapii ukazała się szklana bania nad podziw wielka. W erze dwunastej, takiej bani używał jako łodzi podwodnej do penetrowania Morza Srebrnego jeden z panów Błyszczyńskich razem z doktorem Simanisem z Burus i kupcem Sadką z Nowego Grodu Północy, zaś w erze trzynastej, parę wieków po opisywanych tu zdarzeniach, sam Aleksander Wielki dał się zamknąć w owej szklanej kuli i opuścić w niej na dno morza, aby poznać jego sekrety. Edmund z Angeln, król Analapii kazał sporządzić banię w celu zbadania ogromnego jeziora nazywanego Morskim Okiem, które leżało w górach Montanii. Powiadano o nim, że zamieszkują je ogromne ryby groźne dla owiec i ich pasterzy, zaś w jego głębinach znajdować miano wraki morskich korabi. Król Edmund jako pierwszy zaczął naukowo badać tajemnicze Morskie Oko. Razem z księciem Kusrotem obejrzał banię. Zadowoliła go.





Orszak królewski opuścił stołeczną Nestę i ruszył w stronę Montanii. Na miejscu czekał już na śmiałków korab zakotwiczony u brzegów Morskiego Oka. Za pomocą drewnianego żurawia, majtkowie przenieśli szklaną banię z wozu na pokład korabia i przymocowali łańcuch do jej uchwytu. Król Edmund wszedł na pokład, po czym razem z księciem gadów domowych, Kusrotem siedzącym mu na ramieniu, dał się zamknąć w szklanej kuli i zanurzyć się w niej w spienione fale. Legendy mówiły prawdę. Edmund i Kusrot zobaczyli rosówkę alias dżdżownicę, tak długą jak siny wieloryb, zwany płetwalem. Dżdżownica nie interesowała się pływającym po powierzchni Morskiego Oka korabiem, ani szklaną kulą z zamkniętym w niej królem.





- Zgroza mnie ogarnia gdy to widzę – rzekł król Analapii – przypomniało mi się, że w dziecięcych latach bawiąc w Montanii złapałem rosówkę, aby jej użyć jako przynęty na ryby. Zlitowałem się nad nią i wypuściłem do Morskiego Oka, ona zaś wyrosła na potwora!
- Ja bym ją zjadł, bo lubię dżdżownice – odrzekł książę Kusrot do jaszczurki podobny.
Gargantuicznych rozmiarów pierścienica odżywiająca się wodorostami, nie była jedyną mieszkanką Morskiego Oka. Wokół szklanej bani pląsały urokliwe gromadki syren i rusałek trzymających w dłoniach różańce z pereł. Razem z nimi swawoliły wierne jak psy delfiny i ławice bajecznie kolorowych ryb spotykanych w Morzach Południowych. Bania lekko osiadła na piaszczystym dnie jeziora, usianym ukwiałami, serpulami, rozgwiazdami, jeżowcami, liliowcami, muszlami małży, ślimaków, pełnym barwnych krabów i homarów. Nie brakło też obrośniętych przez pąkle wraków pływających niegdyś po Morzu Srebrnym korabi – wareskich drakkarów i knorrów, oraz okrętów Słowian, takich jak królewski okręt ,,Jantar'', który za panowania Ometry wypłynął w portu w Canum, by przepaść bez wieści.
- Sprawiedliwie powiadają ci co uważają to jezioro za zaczarowane! - Edmund przecierał oczy ze zdumienia.





- Te rusałki i syreny sławią Tatrę i Juratę; dwie królowe mające prawo do Morskiego Oka – rzekł Kusrot. - Tatra i Jurata są tu, jako Enk wyczuwam je, ale trzeba wiary aby móc je zobaczyć – obaj odkrywcy ujrzeli jeszcze sporo istot groźnych, bądź dziwnych – morskiego smoka, wielką rybę Żabnicę, nurkujące neomysy mające jad w ślinie, rybę Żmijowca, rybę Połykacza, jakieś rekiny, olbrzymie mureny, kraby, głowonogi, węża morskiego – Kusrot mówił, że powinni być wdzięczni Juracie, bo to ona zamknęła paszcze morskim potworom. Wreszcie gdy zapadły ciemności, król pociągnął za złoty sznur, dając znak załodze okrętu, że chce powrócić na powierzchnię. Jego życzeniu stało się zadość.


*

Późnym wieczorem kiedy to wilki wyły, a ludzie chowali się w domach, Edmund syty dziwów Morskiego Oka, ucztował w okazałym dworcu namiestnika Montanii, mieszczącym się w stołecznej Śnieżelicy. Pił grzane piwo i rozkoszował się ciepłem bijącym z paleniska. Pan namiestnik jadł kapłona i wypytywał swego suzerena o szczegóły podwodnej żeglugi, król zaś chętnie odpowiadał na każde pytanie, nie szczędząc opisów urody syren i rusałek. Północ przeminęła na wesołej uczcie, aż w końcu zmęczenie i trunki zmogły biesiadników.
Rano król nie spieszył się do powrotu do Nesty. Postanowił zabawić jeszcze z pół miesiąca w Montanii – był to jego ukochany zakątek królestwa i aż dziwili się kronikarze, czemu władca tak miłujący góry, nie przeniósł grodu stołecznego do Śnieżelicy. Edmund zwiedzał prowincję królowej Tatry incognito. Któregoś wieczora po pożegnaniu z księciem Kusrotem, który u pana namiestnika, tańcował po stole między świecami, król ujrzał wychodzącego z ciemnej uliczki czarnego wilka. Władca dobył miecza.
- Jestem Borutą i chcę ci coś pokazać – ozwał się ludzkim głosem wilk, a król usiadł na jego grzbiecie.
Ostatni z przechodniów pochowali się w domach, czego dopilnował strażnik miejski. Edmund dosiadający basiora, niepostrzeżenie opuścił gród i zapuścił się w dzikie ostępy górskie. Boruta w wilczej postaci przywiódł władcę do tajnej kryjówki zbójników, którzy odbywali w jaskini naradę przy ognisku.
- Słuchaj, bo to ważne – warknął czarny wilk, a król usłyszał taką rozmowę:
- Jutro ruszamy do chramu nad Morskim Okiem – mówił harnaś – zabierzemy stamtąd bałwany Tatry; tej suki co walczyła z naszymi przodkami i Juraty co ponoć mieszka w Morzu Srebrnym. Mając ich kumiry okryte zresztą drogimi szatami i klejnotami, zawładniemy ich królestwami – królestwem gór i królestwem morza!
- W jaki sposób? - spytał jeden ze zbójników, obgryzając udziec sarny.
- Będziemy ich bałwany kłuć sztyletami, zadając ból obu ciziom. Tak zmusimy je do posłuszeństwa; do oddania nam swych królestw.
- Możemy też rozłupać owe bałwany. Jak je rozłupiemy i spalimy, to Tatra i Jurata zdechną – słysząc te bluźnierstwa, król Edmund poczerwieniał z gniewu wielkiego.
Dobył miecza i miał zamiar wpaść do jaskini zbójców i ich wysiec, lecz czarny wilk go powstrzymał.
- Poniechaj ich, na razie, bo zginiesz bohatersko i niepotrzebnie. Wsiadaj na mój grzbiet i wracamy do Śnieżelicy! - król posłusznie wypełnił polecenie Boruty.
Ten objaśniał mu po drodze, że wierzenia rozbójników były nie tylko bluźniercze, ale i bardzo głupie, nikt bowiem nie mógł zaszkodzić Enkom niszcząc ich idole. Niemniej świętokradztwu trzeba było zapobiec. Następnego dnia król wyruszył z hufcem wojów nad Morskie Oko. Gdy nadeszli zbójnicy zostali rozsieczeni mieczami. Późniejsze źródła wspominają o niejakim Władoniu, konfidencie namiestnika Montanii, który podsunął harnasiowi pomysł kradzieży idoli znad Morskiego Oka, aby wpędzić ich w pułapkę, myślę jednak, że była to późniejsza wstawka. Bitwy nad brzegiem Morskiego Oka nie przeżył żaden ze zbójników, a ich ciałami pożywiły się sandacze i okonie większe od wołów....





wtorek, 22 marca 2016

Oniricon cz. 198

Śniło mi się, że:

- planowałem napisać zbiory opowiadań ,,Zielona baśń'', ,,Czarna baśń'' i ,,Czerwona baśń'',
- jakiś mały chłopiec należący do Żołnierzy Wyklętych spotkał jakąś kobietę, która porównywała zbrodnię katyńską do zbrodni smoleńskiej, potem wziąłem udział w spotkaniu grupy rekonstrukcyjnej, która wraz z małymi dziećmi z I klasy SP szła na pochód 1 - majowy; w trakcie pochodu oglądałem na telebimach film o Katyniu; na pochodzie spotkałem Voytakusa ov Viernitisa, potem Roman Dmowski, który zlał mi się w jedno z Janesem ov Calcium łapał mnie za genitalia, a ja chciałem go za to bić i gryźć, potem w PRL - owskiej szkole ujrzałem szkolną kapliczkę przywiezioną z Kresów, a jakiś chłopak podarł mi zeszyt i mówił, że nic się nie stało; miałem ochotę go bić i gryźć,




- zobaczyłem na okładce książki wydanej przez Fabrykę Słów królową Glorianę w skafandrze kosmicznym,
- Stalin obrażał Żydów w programie radiowym,




- piękna, australijska dziewczyna zamieniła się w koalę i weszła na słup sygnalizacji świetlnej,
- Wanda, królowa Analapii po śmierci została uznana za świętą; jej relikwie pokazywano w Rzymie, a życiorys zamieszczono w ,,Martyrologium rzymskim'',




- w pewnej kolędzie zamiast o Maryi śpiewano o królowej Wandzie,





- królem Onokefali - afrykańskiej rasy ludzi z głowami osłów był Dhenuka,




- Kryszna chciał uratować Jezusa od śmierci krzyżowej zabijając Piłata i Kajfasza, tak jak zabił Kansę,




- w Skiromacji miał miejsce mecz piłki nożnej, w którym wzięły udział drużyny żółtych smoków i niebieskich skorpionów (wymyślone na jawie),
- czytałem książkę, kiedy jakiś szczeniak rasy beagle lub kociak zrobił obok kupę,




- powiedziałem jakiejś kobiecie, że słowo ,,okapi'' pochodzi z języka kongijskiego,




- pojechałem na Festiwal Słowian i Wikingów na Wolinie, gdzie dołączyłem do grupy rekonstrukcyjnej, jej członkowie byli neopoganami i palili kukły chrześcijan; nie chciałem brać w tym udziału i poszedłem do toalety, oni zaś chcieli mnie bić i bóść głowami,




- Kevin został sam w domu; jeden ze złodziei ukradł mu kiełbasę i został oblany keczupem; chłopca postanowił odwiedzić Hellboy, aby sprawdzić czy nic mu nie zagraża; w BBPO oprócz Hellboya pracowało wiele innych diabłów o spiłowanych rogach, zwanych krystami, a ja dziwiłem się, że nie ma tam aniołów,




- czytałem długi opis rytuału masońskiego, w czasie którego padło słowo Oz,
- rysowałem o. Tadeusza Rydzyka,




- dostałem nową makrauchenię - zabawkę i wyrzuciłem starą,




- wspominałem jak w czasie II wojny światowej Rumunia i Węgry  okazały lojalność Polsce i jak premier Węgier, Pal Teleki odmówił Hitlerowi wzięcia udziału w napaści na Polskę,




- idąc ulicą schwytałem do foliowego woreczka stado miniaturowych hipopotamów, aby je zanieść do kałuży w parku,
- wołwch z Nowogrodu otrzymał list od białego nietoperza o dwóch dziobach.