wtorek, 11 kwietnia 2017

Mitologia słowiańska według Krzysztofa Wielguta








,,Nasi pogańscy przodkowie żyli w świecie, którego zjawisk dobrze nie rozumieli. Potężne siły przyrody uznawali za bóstwa rządzące ziemią i ludźmi. Religia powierzchownie wchodziła w ich życie. Nie regulowała go systemem przykazań i dogmatów. Dzień powszedni biegł wprawdzie  wśród roju istot niewidzialnych, małych i większych bożków, ale oni żyli obok ludzi, nie wpływając na ich wolę i postępowanie. Uważano tylko, by im się nie narazić, bo mogli mszcząc się, trapić człowieka nieszczęściami. Jednano ich ofiarami z tego co wytwarzano i zdobyto.
Bóstwa czczono w gajach i nad źródłami, u świętych drzew i skał. Świątyń nie stawiano. Nie było też kapłanów, jak u innych ludów, np. u bliskich pobratymców pomorskich na Rugii i u ujścia Odry. Brak stanu kapłańskiego nie sprzyjał rozwojowi religii. Nie pogłębiał i nie uświetniał wierzeń i obrzędów, które u nas nie miały tego przemożnego wpływu na człowieka, jak w starożytnym Egipcie czy u Izraelitów. Żyjąc w chłodnym i wilgotnym klimacie, wielbiono źródła ciepła: słońce i ogień. Ich dobroczynne promienie umożliwiały istnienie ludzi i zwierząt, rozwój roślinności, a napełniając świat ciepłem i jasnością dawały życie. Bóg słońca nosił nazwę Dadźboga, bóg ognia - Swarożyca.
Szczególną czcią otaczano przyrodę przynoszącą plony. Dlatego zakończenie zbiorów świętowano bardzo uroczyście, co dotrwało do naszych czasów w postaci dożynek. Również z wielką okazałością żegnano zimę, topiąc w falach rzecznych podobiznę bogini Marzanny, uosabiającej śmierć. Nadejście wiosny witano radośnie. Lato czczono podczas najkrótszej nocy, paląc ognie i rzucając wianki na wodę.
Polskim bogom brakowało cech wojowniczych. Nie tchnęli grozą i okrucieństwem. Przejawiali raczej łagodność i pokój, charakterystyczne dla bóstw kultu przyrody. Żaden z nich nie wzniósł się do roli boga centralnego, czczonego przez wszystkie plemiona lechickie w jednym miejscu świętym.
Powszechna była wiara w życie pozagrobowe, wiążąc się z kultem przodków głęboko zakorzenionym we wszystkich rodzinach słowiańskich. Wierzono, że po śmierci dusze ludzkie pędzą smutny żywot w świecie dużo uboższym od ziemskiego, pozbawionym ciepła i słońca. Trzeba więc dusze ogrzać, nakarmić i napoić. Gdy się tego nie uczyni, zmarli szkodzić będą żywym, zamiast dbać o ich pomyślność.
Na wiosnę i późną jesienią przywoływano duchy przodków, czyli dziadów. Adam Mickiewicz opisał ten obrzęd natchnionym piórem w 'Dziadach'. Dzień Zaduszny, chrześcijańskie dziś święto, zachowało porę w jakiej odbywały się pogańskie 'dziady'. Na wezwanie żyjących przybywały dusze dziadów i praprzodków. Niecono dla nich ognie na rozstajach i wzgórzach, by trafiły do chat, gdzie uprzątano dla nich izby, stawiano jedzenie wraz z napojami i ogrzewano łaźnie. Gdy w rodzinie trafiała się śmierć, odprawiano nad zmarłym tak zwany 'pusty wieczór'. Zaczynał się on cicho i posępnie w nastroju powagi, lecz w miarę trwania ożywiał się i przechodził w biesiadę coraz to weselszą ze śpiewami  i tańcami.
Prócz kultu sił przyrody i duchów zmarłych powszechny był kult bóstw mniejszego formatu - małych bożków domowych - codziennie towarzyszących człowiekowi, stróżów chat i ognisk, duchów opiekuńczych domostw, nierzadko istot złośliwych czyhających na pomyślność ludzką. Bóstwa te nazywano Dolą i Niedolą. Siedziały one w każdym domu. Jednano je strząsanie napojów i pokarmów na ziemię oraz opieką ich siedzib mieszczących się najczęściej za piecem i pod progiem.
Życie domowe było więc pełne praktyk i zaklęć mających  na celu ustrzeżenie się przed gniewem bożków i zabieganie o ich przychylność. Bez owych praktyk i zaklęć nie obywało się żadne wydarzenie rodzinne, jak narodziny, śmierć, wesele, ani wyjście w pole, ani rozpoczynanie orki czy siewów i zbiorów. Także do nowej chaty gospodarz jako pierwszy nigdy nie wstępował, aby nie padły nań uroki. Najczęściej uroki rzucano z siebie na psy. Porą szczęśliwą do rozpoczynania ważnych przedsięwzięć i uroczystości była pełnia księżyca. Nów nadawał się do szkodzenia wrogom. Czczono koguta, bo pianiem zapowiadał koniec nocy należącej do ciemnych sił. Rozświetlające mroki ognisko cieszyło się szczególnym szacunkiem i otaczane było czcią. Chroniono je, zabraniano plucia w ogień, by nie wywołać jego gniewu. Popiołowi z ogniska przypisywano moc oczyszczającą od złych wpływów i skalania. Niektóre z obyczajów pogańskich dotrwały do naszych czasów w formach tylko szczątkowych. Tysiąc lat chrześcijaństwa zatarło zupełnie dawny świat wierzeń, nie utrwalony na piśmie, bez ksiąg świętych, bo Słowianie pisma nie znali, nauk nie uprawiali, a budowle ich wznoszone z drewna obróciły się w próchno. [...]'' -
Krzysztof Wielgut ,,Obrazki z dziejów Polski tom 1''