niedziela, 12 maja 2013

Nesta



,,Lech, legendarny protoplasta Lechitów (ob.); według Kroniki Dalimila jest on jednym z braci pochodzenia słowiańskiego, którzy szukali po potopie siedziby dla siebie i swych rodzin. [...]’’ - ,,Encyklopedia Powszechna Wydawnictwa Gutenberga tom 9 Lauda do Małpy’’.


U schyłku ery dwunastej w Krobacji nad Morzem Rajskim, panowali jeden po drugim następujący królowie: Borys I Trojan, Borys II Srebrnoręki i Borys III Herceg. Gdy ów umarł na tron wstąpiła jego córka Wylina Zła (Vilina ov Šuja). Pewnego razu jechała na białym rumaku w złotej uprzęży przez las prastarej prowincji Plitvy, a towarzyszył jej młodszy brat Rus (Rox). Podjechali do wodospadu, gdzie zwykły się gromadzić zwierzęta, lecz ich nie znaleźli. Lech (Leien) sprawował urząd namiestnika prowincji Dalmacji, skąd wziął się jego późniejszy przydomek: Dalmacki (Dalmatikoł). Czech (Bohemin, Vogemin) był sędzią. Nie wszyscy wiedzą, że istniał jeszcze czwarty brat. Nazywał się Słowak (Slaviatyk, Slavius), będący wówczas sześcioletnim dzieckiem. Oczom brata i siostry ukazała się dziewoja o urodzie godnej rusałki. Piła wodę ze źródła, a na widok rodzeństwa powstała i skłoniła się. Tak jak Wylina była smukła i długowłosa, lecz kosę miała płową miast czarnej, oczy modre miast zielonych, jej suknia była biała miast purpurowej, a głowę zdobił wianek zastępujący koronę. ,,Cud dziewczyński’’ nagle pobladł i padł z miejsca do wody. Zginął przebity oszczepem przez królową.
- Na bezrybiu i rak ryba – rzekła Wylina uśmiechając się.
Rus szybko jak myśl przebił jej serce kordelasem, a obok siebie leżały teraz dwa trupy niewieście. Wówczas nad wodospad przybyli pozostali łowcy.
- Chwała wam panie – rzekli do Rusa – że raczyłeś uwolnić nas od tej jędzy. Okrutna jak Kościej, rozpustna jak Goplana III, krwiożercza jak wąpierz, groźna jak smok, zła jak Wylina... – wyliczał łowczy Minwołod.
Istotnie, królowa popełniła wiele zbrodni. Otruła matkę, mordowała poddanych dla zdobycia ich bogactw, zagarniała skarby z chramów, zabijała dzieci. Jednak Rus wracając do pałacu miał łzy w oczach.

,,Mądry Centaur Chiron mówił do króla Greków, Ješy, że trzeba zło dobrem zwyciężać’’
- powiedział Lech wróciwszy z Dalmacji do stołecznego Agrebu (Zagrzebia). Wylinę Złą i jej ofiarę spalono, a Krobację ogarnęła radość. Niemal wszyscy od najbogatszych do najbiedniejszych, do późnej nocy ucztowlai i weselili się. Jedynie pewne dziecko ,,najniewinniejsze ze wszystkich’’ (,,Codex vimrothenisis’’) płakało po królowej i modliło się za nią. Bracia postanowili rządzić wspólnie, a lud krobacki znów się ucieszył, wierząc, że nie będzie wojny domowej. Jednak od jakiegoś czasu zaczęły się dziać rzeczy straszne. Trzęsienie ziemi znioszczyło pół Agrebu. Wylały rzeki. Szarańcza zniszczyła plony. Osy, żmije, śnieżyca w środku lata i najazd króla wąpierzy Tybalda dopełniły miary rozpaczy. Niektorzy widzieli wędrójące przez kraj Mokoszę, Juratę i Dziewannę Šumina Mati, oraz słyszeli ich słowa:

,,Nieszczęścia opuszczą was, jeśli bracia odejdą’’.

Mówily tak, bo Agej miał wobec braci wielki plan, lecz nikt w całej Sklawinii o tym nie wiedział. Wiec w ich obecności powziął decyzję:

,,Opuśćcie nas, jeśli nie chcecie abyśmy zginęli’’!

- wyrzekł to ten sam Minwołod, który jeszcze niedawno chwalił Rusa za siostrobójstwo. Nie bez żalu bracia opuścili na zawsze Ojczyznę. Zabrali swoich wojów i małoletniego brata, Słowaka. Udali się na północ, a Krobaci wybrali swym królem księcia sarmackiego Baszraka. Było to za faraona Menesa, syna Jeremiasza.


*

Na stepie, przy jeziorku, Lech, Czech i Rus trzymali wyciągnięte miecze, podobnie jak książęta przemierzających wspólnie stepy sprzymierzonych plemion Madunów, Pieczyngów i Połowców, których wspólnym władcą; kaganem Wszechpanonii był satyr Pan (Panus), mieszkający w wielkim zamku. Ich słudzy lali na miecze wodę z wiader, a cała szóstka składała sobie przysiegę wierności.

,,A jeśli kłamiemy niech nas Weles wyzłoci i będziemy złoci jak złoto’

- mówili. Słowak uczył się strzelania z łuku od nieco starszego odeń syna księcia Czarnych Kapuzów.
- Chyba tu zamieszkamy – rzekł Rus.
Swaróg zgasił Słońce na niebie i udał się nad morze do Juraty, a drużyny wygnanych bohaterów rozbily im namioty. Siedli przy ognisku do wieczerzy, wraz z zaprzyjaźnionymi koczownikami ze stepów Madunii, gdy nagle przybiegł do nich ich najmłodszy brat.
- W namiocie Rusa czuć siarkę i jest tam pełno ognia – mówił płacząc. – W tym ogniu siedzi Wylina i bardzo cierpi – bracia znali jego słonność do dziecięcych fantazji, toteż nie dali mu wiary, Jednak księże Czarnych Kapuzów nie był takim sceptykiem.
- Czuję siarkę; trzeba to sprawdzić! – za jego przykładem bracia poszli do namiotu Rusa i okazało się, że Słowak mówił prawdę. Wylina płonęła żywcem, była pokryta głębokimi, wypełnionymi rozpalonym żelazem ranami, na tej ręce, którą zabiła dziewczynę nie miała już skóry, płakała, wyła, bluźniła Agejowi i Enkom.
- Čorty ją wzięły – rzekł przyciszonym głosem Czech. – Gdyby oczyszczała się w Nawi Ciemnej, to by nie bluźniła.
- Przeklęci! – zawyła Wylina, aż wilki na stepie podkulily ogony. – Jestem odrzucona od Ageja na wieki, a to z winy tego, który mnie zabił. Być może gdybym żyła dłużej mogłabym stać się lepsza. Teraz będę się wam ukazywać i was dręczyć!
Wówczas bracia opowiedzieli jak to Rus zabił siostrę i dlaczego.
- Siostrobójco i bracia siostrobójcy! – przemówił uroczyście książe Madunów. – Niech ten co zabił wyzna Agejowi za pośrednictwem Mokoszy swoją zbrodnię, a uwolnicie się od čortieńskiego widziadła – następnie głos zabrał książę Pieczyngów.
- Czy i nas chcecie uśmiercić jak swoją siostrę?! Opuśćcie naszą ziemie! – Mokosza wyprosiła u Ageja uwolnienie od ,,čortieńskiego widziadła’’, ale bracia znów ruszyli wdrogę. Część ich drużynników została w Madunii, bo wzięła za żony niewiasty z miejscowych plemion. Słowak płakał rozstawszy się z przyjacielem z plemienia Czarnych Kapuzów. Trasa wędrówki biegła na północ, aż bracia znaleźli się na pustkowiach państwa celtyckiej królowej Silen Rydómiel, córki króla Kilitina. Słowianie nazywali ją Ślągwą.

*
Agej przebaczył Rusowi, bo ten szczerze żałował, on sam jednak do końca życia męczył się pamięcią o swym bądź co bądź strasznym czynie. Druzyny wygnanych królewiczów rozłożyły się obozem na śródleśnej polanie, nad jeziorem. Lech usiadł na trawie, lecz zaraz się poderwał i padł na kolana. Bracia powtórzyli ten gest. W dzieciństwie słyszeli z ust piastunki opowieści o północnej krainie Burus, pełnej lasów, ogromnych jezior z wielkimi rybami, o wielkim jak słoń raku Estinusie, o orłach Ridanie i Tinezie. Teraz mieli przed sobą siedzącego w gnieździe białego orła w koronie z płomieni. W gnieździze leżał miecz zrobiony ze smoczego zęba. W erze jedenastej Tatra znalazła w kopalni gwiezdników ząb smoka Rykara i zabrała go. Potem został on złożony w chramie Srebronia w Kinperokabadzie na Księżycu. Teraz w erze trzynastej z woli Ageja Tines przyniósł miecz na Ziemię.
Pokój wam, przemówił orzeł. Jestem Tines z Burus i znam wasze imiona i losy. Jak wy, jestem stworzeniem. Z woli Ageja wszyscy czterej będzziecie wielkimi królami i ojcami narodów. Ty Lechu wskrzesisz starożytny Aplan i nazwiesz go Analapią. Czechu zamieszkasz na ziemi dawnych Oỳów, a ty Rusie na ziemiach byłego Orlandu. Słowak będzie królem kraju między Analapią a Madunią – po tych słowach wziął do dzioba miecz i podał go Lechowi. Ów „ miecz królów krobackich” przez wieki był przechowywany w Neście, lecz po śmierci Leszka II Płodnego zrabowali go najezdnicy awarscy. – Idźcie teraz do grodu Podlas (Podlesice) – mówił orzeł – złórzcie hołd królowej Ślągwie! – po tych słowach Tinez odleciał do swej usianej jeziorami krainy. Lech został się z mieczem w ręku. Rozkazał swej drużynie zbudować gród, który nazwał Nesta, co w języku starokrasnym znaczy ,,gniazdo’’. Obecnie nazywa się ,,Gnieznem’’. Lech nie wiedział, że przed potopem wznosiła się tu stolica Aplanu, Nist, zbudowana przez króla Nissusa, syna Wiła Sławicza. Prawda wyszła na jaw przy zakładaniu fundamentów. Tymczasem umarł faraon Menes.

*

Silen Rydómiel przez Słowian zwana Ślągwą, a przez Greków Keltydą siedziała na tronie i sprawowała sądy nad Celtami i Słowianami. Jej tron mieścił się na szczycie wapiennej skałki jakich pełno w Ojcowie i części prowincji Śląża (Sileni). Gdy bułem w Podlesicach to się wspinałem na ową skałę, na której ongiś stał tron celtyckiej królowej. Obecnie jednak nie można się dostać na górę po schodach. Taką ujrzeli ją bracia przybyli z Nesty.Opowiedzieli władczyni swą historię i złożyli jej hołd. Królowa podzieliła swe państwo zgodnie ze słowami Tineza:
- Niech Lech Dalmacki otrzyma prowincję na wschód od Odirny i na południe od Morza Srebrnego – mówila. Czech i Słowak otrzymują ziemię na południe od Analapii, a moja stolica będzie leżała w Bohemii (Vogemiya). Rusowi przezznaczam wschodnie rubieże mojego państwa – dodać należy, że Ślągwa i Lech bardzo się pokochali i po długim narzeczeńsstwie pobrali się. Ślągwa zamieszkała w Neście i była pierwszą królową Analapii. Z Podlasu do stolicy Analapii przeniosła złoty zdobiony wiongronami z drogich kamieni relikwiarz z głową Teosta. Dała ją Samonowi matka ,, cara Słońca” Kora (,,więcej niż jytnas” – jak mówiła o niej Ślągwa).Wieki poźniej relikwiarz złupili Sarmaci, a relikwię spalili. Lech miał herb orzeł biały i tytuł króla Słowian, Germanów i Celtów od swej żony.
Pierworodnym synem królewskiej pary Analapii był Polan, lecz ku wielkiej boleści rodziców zmarł w niemowlęctwie. Może zabiły go mamuny? Lech na cześć syna, prowincję graniczącą z Goplanią, Pomori, Lubušem, Bohemią (prowincja Śląż), Mazivą i Küjvem nazwał Polanią. W średniowieczu zamieszkał tam lud, zwany ,,Polanami’’, który wydał Piasta. Obecnie Polania i Goplania tworzą Wielkopolskę.
Później królowa urodziła braci Opolona (nazwanego tak na cześć króla Opplana z ery jedenastej) i Poznana. Byli jeszcze dziećmi gdy Analapię najechali Bałtowie z Burus. Nie szukali miejsca pod osady, ale łupów. Lech wyruszył na północ, by bronić poddanych i zginął w bitwie, gdy strzała ugodziła go w oko. Razem z nim poległ król Roxu, syn Rusa, Igor (Irij). Ów najechał Burus i nawet zdobył Truso, lecz w chwili gdy miał wyszczerbić miecz o bramę grodu, jakiś Bałt posłał ku jego gardłu strzałę. Dodać należy, że królowa Ślągwa nie rozstrzygnęła czy ziemie Ludu Ledy i grody o zbiorczej nazwie ,,Rubra’’ mają należeć do Lecha czy Rusa. Bracia chceli się o tym przekonać grając w szachy, lecz do dziś nie wiemy kto zwyciężył w tym pojedynku. Ślągwa pełna bólu po stracie męża, objęła pełnię władzy w Analapii, aż starszy syn, Opolon został królem. Swoje rządy rozpoczął od najazdu na Bohemię i zagarnięcia prowincji: Śląża, Viscli, Ojcowa, Zielonych Stawów i Montanii, ora zziem Ludu Ledy. Na Ślążu zbudował nową stolicę – Opolis (Opole). Visclanie (Wiślanie) wyjednali, by ich księżna, syrena Viscla żyjąca w Visanie otrzymała urząd namiestnika prowincji. Opolon zawarł pakt z królem Bohemii Cudomirem I, że kiedy dynastia dalmacka wygaśnie i w Analapii i w Bohemii, Analapowie będą płacili trybut ze zdobytych ziem.
Gdy umarł, tron objął jego brat Poznan (Posan). Stolicę przeniósł do zbudowanej przez siebie Posany (Poznania). Założył tam ogromną bibliotekę, pełną dzieł pisanych na brzozowej korze, egipskich papirusów i sumeryjskich glinianych tabliczek. Wojny prowadizł jedynie gdy został zaatakowany.



*
Czech rozłorzył się obozem u podnóża wielkiej góry nad Lebaną. Później ta góra otrzymała nazwę Rzip, na cześć syna Czecha, który dla swych wielkich zasług, dobroci i mądrości został zaszczytnie pochowany w grocie u podnóża tejże góry. W sredniowieczu po reformie religijnej Cztana III, góra Rzip stała się miejscem kultu dla mieszkańców Bohemii. Czech szukał miejsca, w którym mógłby założyć stolicę. Pewnego razu, gdy jechał przez las z żoną Serbią i drużyną ujrzał lwa. Zwierz był biały niczym orzeł Tinez, nosił koronę z ognia, a jego ogon był rozwidlony. ,,To Strażnik Wielkiego Dębu, syn Deneba z Burus’’ – przemknęło przez myśl Czechowi. Lew odezwał się ludzkim głosem:
- Chodź za mną! – po czym skoczył w knieje, a cały orszak podążył za nim. Jedynie najmłodzy i najbojaźliwszy z wojów, Unigost Brodanovic, znużony długą wędrówką z tak dziwnym przewodnikiem niepostrzeżenie zawrócił. Orszak szedł trzy dni za białym lwem, nie jedząc i nie pijąc, aż wszyscy stanęli. Strażnik Wielkiego Dębu zaprowadził ich na pogorzelisko, gdzie mimo deszczu płonął ogień w wielkim, kamiennym pucharze.
- Tą połać lasu spalił i uświęcił piorun – orzekł lew - Możesz tu zbudować swą stolicę – gdy skończył mówić zniknął.
Czech wraz z całą drużyną padł na kolana, by dziękować Agejowi. Zbudował na pogorzelisku stolicę i nazwał ją Piropolis (Miasto Ognia, Vatrohrad, Praha), bo zanim powstała, spłonęła część lasu. Kruż z wiecznym ogniem umieścił w chramie Swarożyca, a do jego pilnowania wyznaczył siedem dziewic w białych szatach. Ślągwa nadała pierwszemu królowi Bohemii herb ,,Lew Biały’’.
Jego żona Serbia (Soraba, Zerbis) była Słowianką, jedną z dam dworu królowej Ślągwy. Urodziła przyszłego króla Rzipa i Soraba, ojca nowego narodu.

*
Gdy Słowak dorósł stał się królem Slawi. Jego syn Preš założył jej nową stolicę – Presopolis (Preszburg, obecnie Bratysława). Rządząca po nim jego córka, Nitra zbudowała gród nazwany swoim imieniem. Była matką ostatniego króla – Morvida. Ów nie mając dzieci wybrał na swą następczynię jytnas królową Tatrę Wielką, królową Analapii i Montanii z ery jedenastej. Agej się zgodził. Slawijczycy nie napadali na inne państwa. O ich dziejach opowiadają opowieści ,,Dzieje królów Slawi’’ (Od Słowaka do Morvida) i epos ,,Witeź w rysiej skórze’’ z czasów panowania jytnas królowej Tatry.

*
Potomkowie Soraba (Zerbisa) i Bławatki (Vlavatka) zamieszkali na Bliskim Zachodzie. Była to kraina położona między Germanią a Analapią. Żyli razem z ludem Wieletów (Veltów), których władcą był książe Weltaba (Veltava). Ów podbił Sorabów i uczynił ich swoimi niewolnikami. Mieli budowac gród Radogoszcz (Radohosta); żyli pod batem karbowych. Wreszcie Agej zlecił, by biały orzeł Tinez Dwugłowy zaopiekował się uciskanym ludem. Ów nakzał by Sorab stanął przed obliczem Weltaby i w imię Ageja i Enków zażądał prawa do wielkiej wędrówki na ziemię przedpotopowej Valkanicy. Rósł tam ogromny las, posiadłość Dziewanny Šumina Mati, mający być ofiarowanym przybyszom z północy. Jednak książe Wieletów nie chciał zrezygnowac z pracowitych rolników i budowniczych, jakże pomocnych w jego młodym kraju. Wówczas Wielecję nawiedizłą palga żmij. Wieleci brodzili w jadowitych gadach po kolana, podczas gdy Sorabowie nie mieli z nimi do czynienia. Na szczęście wielu pokąsanych dało się uratować dzięki cudownemu balsamowi, u zarania dziejów Wielecji danego praojcu Welcie przez Mokoszę. Był to największy skarb tego ludu. Gdy Weltaba wciąż nie chciał uwolnić Sorabów, Tinez Dwugłowy spadł z nieba i porwał w szpony jego pierworodnego syna; dwuletnie dziecko. Książe natychmiast kazał Sorabom opuścić swój kraj, po czym bezwłocznie otrzymał dziecko. Przez ten czas chłopczyk spał i nie wiedział, że był w orlich szponach. Sorabowie wyruszyli na południe, choć część z nich zawróciła, a potomkowie tehj część to obecni Łużyczanie. Tinez Dwugłowy prowadził uwolniony lud, który w trakcie wędrówki zażądał: ,,Chcemy mieć króla jak inne narody’’. Biały orzeł się zgodził, ale postawił warunek.
- Przyjmijcie tego, którego wam wybiorę – następnie wezwawszy Ageja wzbił się w górę, po czym osiadł na ramionach dziecka. Wielkie było zdziwienie i niezadowolenie ludu, gdy okazało się, że to był sierota; jego ojca rozszarpał wilkołak, a matka zmarła przy porodzie. Niemniej wolę Ageja trzeba było uszanować. Na cześć orła chłopiec otrzymał imię Orleń (Uklanij). Pod jego przewodem Sorabowie wkroczyli do Puszcyz Dziewańskiej na serbskiej ziemi i tam pobudowali sobie chaty i szałasy. Żyli razem z leśnymi ludźmi, żmijami, rusalkami (najadami i driadami), krasnoludkami, olbrzymami, satyrami, Centaurami, sfinksami, Lynxami, bubonami, chochlikami i mnóstwem dzikich zwierząt. Orleń pojął za żone przybyłą z rosnącego w Grecji Lasu Jesionowego meliadę (jesionicę, nimfę jesionową) imieniem Davana Derenimira. Był dobrym władcą, oddanym swemu ludowi, sprawiedliwym i miłosiernym, walecznym i nie niszczącym pokoju. Za jego rządów Sorabowie żyli w zgodzie z leśnymi stworami i ludami żyjącymi na obrzeżach lasu. Na cześć Tineza Dwugłowego otrzymał od Boruty (Vujci Pastir; Wilczego Pasterza) herb Biały Orzeł Dwugłowy. Miał syna Draka – jego imię oznaczało smoka. (Nie mylić z Dragiem, królem Valkanicy zabitym przez potop). Drak na polowaniu ujrzał dużego, czarnego psa. Zabrał go do swehj siedziby i nazwał ,,Mursin’’. Wystarczyło zawołać: ,,Mursin, kury, kury’’ a już wiedział, że trzeba zapędzać kury do kurnika. Król odkrył z czasem, że pies umie mówić – robił to tylko przed nim, aż został jego doradcą. Niestety Mursin to był Čort Czarny Pies.

,,- Jaki jestem piękny! – zawołał w duchu. – Któż jak ja! – wówczas jednak zamiast jaskółczego dzióbka ujrzał w falach pysk wielkiego, czarnego brytana szczerzącego ostre zębiska. Zmiennik przestraszył się’’ – Szczec Wyrwibadyl ,,Księga Latarnika’’.

Rzekł pewnego razu do Draka, gdy byli sami:
- Pamiętasz swego wyrodnego ojca? Gdy twoja macierz konała, on już myślał by wziąć następną żonę. Poślubił przybłędę z Bohemii; twą macochę. Kiedy mieli oni czas dla ciebie? Czy zaznałeś od nich czułości? Nie, nie zwracali na ciebie uwagi i byłeś samotny, podczas gdy twoi obecni poddani uwielbiali Orlenia i Svatavę. Gdyby jeszcze mieli za co uwielbiac! Dzięki twemu ojcu, sierocie i dosłownie i w przenośni, Sorabia do dziś jest głuchą puszczą, pełną dzikiego zwierza i paru chatynek. Spójrz! – Mursin – Czarny Pies w mgnieniu oka zabrał króla na koronę najwyższego drzewa w Puszczy Dziewańskiej i w magiczny sposób pokazał mu wielkie i piękne miasta. Nestę, Piropolis, Dendropolis, Agreb, cudny zamek Karel, Ateny – Świałosławice, Teby – stolicę faraonów, Ur, Uruk, Issin, Larsę, Babilon – miasta dalekiej Mezopotamii, siedem grodów antilskich...
- Nie wstyd ci tera zbyć królem leśnych dzikusów?! – spytał władcę, a ten się popłakał ze wstydu i zazdrości.
Mursin powiedział:
- Zbuduj wielki gród stołeczny, a sława twego wyrodnego ojca rozwieje się jak pył! – po tych słowach znów byli w królewskiej chacie. Choć Sorabowie byli szczęśliwi zyjąc w lesie, Drak przygotowal się do budowy stolicy. Na wiecu pokazał przywiezioną z Egiptu srebrną makietę Teb. Postanowił, że jego stolica będzie się zwała ,,Białym Grodem’’ (Belgradem). Jednak sąsiedzi Sorabów: Centaury, satyry, rusałki, wodniki, leśni ludzie i żmijowie, olbrzymy i krasnoludki nie chcialy się zgodzić na wycięcie ich lasu. Drak za namową Czarnego Psa zarządził rzeź rozumnych współmieszkańców puszczy, a wielu Sorabów miało za żony rusałki lub leśne niewiasty. Król rozpoczął budowę stolicy, lecz jej nie dokończył. Umarł, a Czarny pies zabrał go do Čortieńska na wieczne męki. W innej wersji (podanej w ,,Codex vimrothensis’’) uratowany przez Dziewannę pokutuje w Nawi Ciemnej. Za żonę miał Egipcjankę Artanes, matkę trzeciego króla Sorabi Połuidniowej – Worwołoda I. Ten dokończył budowy stolicy, najechał i złupił Panonię, Krobację i Windo – Korutanię. Jego syn Wałgor I wzniósł gród zwany Prištiną (Pristina), gdzie najchętniej przebywał i obronił go przed najazdem Ilirów. Królowi Sorabów pomagało w tym chłopskie wojsko uzbrojone w kosy, przeto owa dzielnica została nazwana ,,Kosowem’’.

*
Čortom spodobały się rzezie urządzane przez Draka. Czarny Pies wychodził na powierzchnię i wył. Na jego zew Turcy, Serbowie, Chorwaci, Albańczycy, Niemcy i inne narody chwytały za broń i wyrzynały się ku obrazie Boskiej. Jednak demon nie będzie miał ostatniego słowa.

Piastowie



,,Piastowie, [...] Imię pochodzi od rzekomego twórcy rodu, kołodzieja Piasta, aczkolwiek nowsze badania usiłują wytłumaczyć je jako nazwę urzędu (ob. Wojciechowski, O Piaście i piaście 1895)’’ - ,,Encyklopedia Powszechna Wydawnictwa Gutenberga tom 12 Optymaci do Polowanie’’.


Piast wzorując się na Przemyśle Oraczu, gdy został królem, nad bramą wspaniałej siedziby królewskiej w Neście, zawiesił swe chłopskie chodaki z lipy, aby przypominały jemu i potomnym o chłopskim pochodzeniu dynastii. Ostatni władcy Analapii panowali w pokoju, a kraj bogacił się na handlu z arabskimi kupcami. Jako monety używano wówczas srebrnego dirhemu. Królowie dbali by możni nie uciskali uboższych od siebie. Innowojciech Błyszczyński poświęcił pierwszemu z Panów Przyrodzonych opowiadanie ,,Piast w Niebie’’ wchodzące w skład ,,Codex vimrothensis’’.
Król Piast i królowa Rzepicha objeżdżali swe państwo, pilnując pracy urzędników i wysłuchując skarg poddanych. Pewnego razu, zatrzymali się przed świętym gajem Peruna.
- Tu nie wolno wchodzić – wyjaśnił im kapłan. – To miejsce wybrał Perun, największy z bogów. Chodzi po tym lesie, razem ze swą żoną Perperuną – Dodolą, a ich obecność uświęca drzewa, ziemię, zwierzynę, wszystko. Kto naruszy to święte miejsce, narazi się na gniew gromowładnego boga – Piastowi serce zabiło żywiej. Czcił co prawda złoty krzyż, znaleziony w ruinach w Krišvicy, ale oprócz tego czcił też bożki. Od dziecka miłował Peruna, a Jezusa uważał za boga Niemców, ludu, który wydał przeniewierczą królową Brunhildę Apostatkę, żonę Popiela II Gnuśnego. Pomyślał, że jeśli wejdzie do zakazanego gaju, nareszcie ujrzy władcę piorunów twarzą w twarz. ,,Liczę się z tym, że może mnie zabić za to zuchwalstwo, ale tyle lat czekałem na spotkanie z nim. Niech mnie zabije, bylebym go ujrzał’’ – pomyślał, po czym ucałował Rzepichę przykazując jej: ,,nie idź za mną, bo możesz zginąć’’, po czym na oczach kapłanów spiął konia i przeskoczył na nim płot gaju. ,,Gdzie ty, tam ja’’ – rzekła królowa Rzepicha i też przeskoczyła przez płot. Oboje byli już starzy, a ich syn Ziemowit przygotowywał się do objęcia tronu. Konie i jeźdźcy pędzili przez gaj, a na niebie zbierały się czarne chmury i grzmiało. Nagle z nieba spadły dwa pioruny i uderzyły w króla i królową. Ciała Piasta i Rzepichy zostały teraz spalone na węgiel, a kapłani padli na twarze, błagając Perperunę, by wyjednała u swego męża przebaczenie, za to, że nie udało się im powstrzymać królewskiej pary przed zbeszczeszczeniem świętego gaju. Nikt, nawet Ziemowit nie odważył się wejść za plot, by odnaleźć zwłoki.
Gdy król i królowa otworzyli oczy, spostrzegli, że są w jakimś miejscu niezwykłej piękności, niby na jakiejś polanie, pokrytej kwieciem. W miejscu tym panowała nieopisana radość; podobne było do książki, której każdy następny rozdział jest lepszy od poprzedniego. Zaiste – piekło łatwiej jest sobie wyobrazić. Wokół Maryi ujrzeli Apostołów Piotra i Andrzeja, Chrystolubca, świętą Weronikę, królową Wandę, Libuszę, Marię Mariewną, Laurę z Raweny, królewnę Liyę, króla Bogdala, biskupa Pandulfa, opata Marka, świętych Cyryla i Metodego, misjonarzy Jana i Pawła, pana Bożywoja Błyszczyńskiego i jego żonę Anej, nawróconą czarownicę Danikę z Vompierska, nawróconego druida Merlina, który właśnie wrócił z czyśćca i wielkie tłumy ludzi z wszystkich narodów, ludów, języków, pokoleń i stuleci. Podczas gdy Rzepicha radowała oczy widokiem zbawionych, Piast usiadł na głazie i trapił się, że nie ujrzy Peruna. Wtedy zobaczył przed sobą Jezusa, który zapraszał go, by dzielił radość z innymi. Piast wstał i rzecze:
- Czy Ty, Panie jesteś Bogiem Niemców?
- Jestem Bogiem wszystkich ludzi – odpowiedział Jezus.
- Całe życie czciłem Peruna i innych bogów. Znalazłem w ruinach Twój Krzyż i jemu oddałem chwałę. Czy oprócz Ciebie są inni bogowie? – spytał Piast.
- Jestem Bogiem Jedynym i tylko Moje Imię, Jezus Chrystus przynosi zbawienie.
- W takim razie nie jesteś tym samym co Perun?
- Nie – odparł Jezus. – Nie można w Moje Imię czynić zła, ani w imię bożków czynić dobra. Kto w Moje Imię czyni zło, robi to dla bożków. Kto w imię bożków czyni dobro, robi to dla Mnie. Ja jestem Drogą, Prawdą i Życiem – poza Mną nie ma zbawienia. Jednak tobie wskazałem okrężną drogę do siebie, bo cię kocham.
- A czy mój ojciec jest tu? – spytał Piast.
- Każdemu opowiadam jego własną historię – rzekł Jezus, a Piast i Rzepicha zamieszkali w Niebie.



*

Ziemowit (Siemovitus, Siemowit, Samowitaj) był znany z mądrości, dobroci i sprawiedliwości. Pewnego razu gościł na swym zamku arabskich kupców i chciwie słuchał o cudach świata. Jako pierwszy król Analapii od czasów Abrahama Prochownika i Popiela I Okrutnego dowiedział się o cesazru Abisynii, Janie III Presterze, zwanym w Europie Księdzem Janem. Był to władca chrześcijański, lecz nie katolicki, czy prawosławny. Znakiem jego wiary był Krzyż wpisany w gwiazdę Dawida, oprócz chrztu, podlegający jego władzy chrześcijanie poddawali się obrzezaniu, a jako świętego czcili Poncjusza Piłata (dwóch poprzedników Księdza Jana nazywało się Piłat I Artakali i Piłat II Tarava). Władca był zarazem cesarzem i arcykapłanem, niczym pogańscy cesarze Rzymu noszący tytuł ,,pontifex maximus’’ (najwyższy kapłan). Oprócz chrześcijan, poddanymi Księdza Jana byli Żydzi i wyznawcy Allaha. Wszyscy oni nosili znaki wypalone żelazem, każdą wiarę oznaczał inny wzór.

,,W owym czasie żyła założycielka mego rodu, królowa Saby Balkis Wielka, która gościła u króla Salomona, ojca zacnego Menelika I’’

- pisał Jan III Prester w jednym ze swych listów. Presterowie odbierali hołdy od siedemdziesięciu władców muzułmańskich, pisali listy i przesyłali dary do władców chrześcijańskich i pogańskich. W dobie krucjat, cesarz Jan VI Prester napisał list do Papieża, a marzeniem krzyżowców było uzyskać jego pomoc w walkach z Arabami i Turkami. Na próżno. Dynastia Księży Janów wygasła w XVI wieku. Owi cesarze i jednocześnie arcykapłani posiadali z ojca na syna czarodziejskie zwierciadło, w którym widzieli wszystko co się działo w kraju i żaden spisek nie mógł ujść ich uwagi. Na wojnę wyruszali w zbrojach sporządzonych przez Akefale, a ich ulubionymi wierzchowcami, tak jak w przypadku królów starożytnej Tassilii, były zebry. Jan III Prester lubił gdy jego rydwan ciągnęły jednorożce, lewarty, nosorożce lub strusie, a jego żona, cesarzowa Balkis XV uwielbiała mknąć jak wiatr na strusim grzbiecie. Władcy z dynastii Presterów żyli znacznie dłużej niż inni ludzie. Gdy chcieli przedłużyć sobie życie, kąpali się w wodach ostatniej czarodziejskiej fontanny w Afryce, a następnie razem z drużyną udawali się na Dalekie Południe, aż za Saharę, Czad i Kongo, aż do Gór Smoczych, gdzie żyły smoki. Razem z cesarzem mógł się tam udać każdy poddany, ale mało było odważnych. W Górach, cesarz kąpał się w smoczym ogniu, a ten połączywszy swe działanie z mocą czarodziejskiej wody, odmładzał go. Jan I Prester żył dwieście lat. Jako prezent z Abisynii, król Analapii, Abraham Prochownik otrzymał bawoła, a jego następca Popiel I Okrutny – stado lwów. Stolicą cesarstwa było Christopolis. Poddani Presterów byli zamożni, nie było wśród nich ni jednego żebraka, nie znano głodu, kwitły higiena i sztuka medyczna, wszyscy umieli czytać i pisać, a napadać na Abisynię bały się nawet smoki i olbrzymy. Kraj ów był bezpieczny. Cesarz wydawał dekrety w języku amharskim, a oprócz niego znał mowę arabską, hebrajską, perską, grecką, koptyjską i łacińską. Kupcy arabscy opowiadali Ziemowitowi o abisyńskim cesarzu z niekłamnym podziwem, choć byli innej wiary. Również król Analapii zainteresował się Księdzem Janem. Podyktował kupcowi Musie al - Inrikowi list do Jan III Prestera i polecił przy najbliższej okazji zawieźć go do Abisynii. Długo czekał na odpowiedź, aż w końcu zaczął wątpić w istnienie Księda Jana. Wreszcie Musa al – Indrik wrócił do Analapii. Miał przy sobie list z Christopolis i dary od cesarza: szakala, papugę żako, oraz lewarta. Uszczęśliwiony Ziemowit podyktował następny list, a ze swego zwierzyńca wybrał jako dar wilka, dudka i rysia. Korespondencja obu władców trwała wiele lat, dotyczyła licznych zagadnień i była bardzo serdeczna. Tak jak ongiś Libusza, królowa Bohemii i przyjaciółka Wandy, tak teraz on zapragnął przyjąć chrzest, lecz nie po to, by upodobnić się do przyjaciela, ale po to by dołączyć do grona zbawionych. Miał to być oczywiście chrzest w obrządku abisyńskim. Ksiądz Jan ucieszył się niezmiernie i wysłał misjonarzy. Ci jednak pomylili kraje i miast do Analapii, udali się do już ochrzczonego kraju, który w erze jedenastej nazywał się Puana. Tymczasem Ziemowit zmarł nie doczekawszy chrztu.



*
Lestek II odziedziczył tron po królu Lestku I Złotniku, który fortelem zwyciężył Aleksandra Wielkiego. Jego serce nie zaznało szczęścia. Poślubił pannę miłą i wielkiej piękności. Siedzieli razem w sali tronowej, goszcząc kupców z Niemiec. Ci opowiadali o swym kraju, jego zwyczajach i wierze. Ledwo królowa usłyszała imiona Jezus i Maryja, poczęła się zmieniać. Jej nos stał się zakrzywiony jak dziób sowy, oczy wielkie i żółte, uszy spiczaste, a zdobiona liliowym wieńcem i złotą koroną głowa poczęła się obracać jak karuzela. Na palcach dłoni i stóp wyrosły czarne szpony, a od nadgarstków do pach – sowie pióra. Wrzasnęła przeraźliwie, odsłaniając ostre zęby jak u wąpierza, zostawiając męża pogrążonego w smutku, a kupców w przerażenie. Nieszczęsny! Nie wiedział, że przyjął za żonę Straszojkę (Stregoica), królową strzyg z mandatu smoka z Vovel. Ich stolica, gród Strzygi (Strixen) znajdowała się w Analapii od czwartej ery, po potopie została odbudowana. Lestek II miał wiele żon, lecz wciąż tęsknił za tą, która okazała się być strzygą. Tymczasem Analapię zaatakował wróg, mordujący i pożerający ludzi i zwierzęta. Zapłonęły grody, sioła, pola i lasy. Wróg nie darował nikomu. Kły i szpony rozdzierały ciała mężów, niewiast i dzieci, młodych i starców. Rozkopywał kurhany. Wrogiem tym nie był żaden z sąsiadów Analapii, lecz służąca pod rozkazami królowej Straszojki armia strzyg, wąpierzy, wilkołaków, latawców, nocnic, południc, mor, dusiołków, czarownic, kikimor, oraz wszelkich innych straszydeł. Pod wpływem złych czarów ludzie parzyli się ze strzygami, płodząc i rodząc straszliwe plemię półstrzyg (alavis – strixen), o skórze głowy gęsto pokrytej ludzkimi włosami i sowimi piórami, mające zęby wąpierzy i szpony drapieżnych ptaków. Król zebrał wojsko i rozpoczął walkę, chyba najbardziej zaciętą w dziejach Analapii od czasu wojny z Sarmatami. Wysłał posłów do Niemiec prosząc cesarza o pomoc, lecz cesarz był zajęty w Italii, a niektórzy jego możni cieszyli się z nieszczęścia niewygodnego sąsiada. Jednak rycerz saski Ulryk żałował Analapów, a ponadto obawiał się, że jeśli straszydła zniszczą Słowian, Niemcy wkrótce podzielą ich smutny los. Zebrał drużynę i przekonawszy do swego pomysłu paru przyjaciół udał się za Odirnę, a widząc wrogów, myślał, że to najprawdziwsze diabły. Analapowie byli mu wdzięczni za pomoc, lecz strzyg i innych strasznych istot było niczym piasku nad morzem, lub gwiazd na niebie. Ponadto rzucały się na ludzi ze wszech stron. Wojna zdawała się nie mieć końca. W pewnej rodzinie, w grodzie Lubli, ojciec i matka mieli młodego i silnego syna imieniem Kadłub. Już jego imię świadczy, że byli to kmiecie mieszkający na podgrodziu. Ledwo posłyszał o wojnie, postanowił pójść się bić. Na próżno ojciec i matka starali się go odwieść od tego. Kadłub po ojcu był uparty jak osioł. Zamówił u kowala miecz, a u płatnerza kolczugę. Wziął ze stajni roboczego Siwka, po czym wyruszył bić się. Rozeszła się wieść, że wojska króla i grafa Ulryka odnoszą coraz liczniejsze zwycięstwa i dotarła do Lubli, lecz macierz Kadłuba, Jarosława odchodziła od zmysłów lękając się o syna. Wreszcie coś jej zaświtało w głowie. Kadłub uwielbiał chleb, jaki piekła i mówił: ,,Takiego przedniego chleba, to nawet na stole królewskim nie ma’’. Upiekła więc bochen chleba i włożyła go do torby, którą nosiła na plecach. Następnie nie bez oporu męża udała się na poszukiwanie syna. Przemierzyła wiele prowincji, często idąc samemu przez puszcze, pełne wrogów. Nie raz i nie dwa, goniły ją strzygi i wąpierze, a zawdzięczała życie jedynie dwóm półstrzygom, które zachowały w sobie jeszcze coś dobrego z ludzkiej natury. Wreszcie doszła do prowincji Goplani i tam odnalazła syna, który zdążył już ubić siedemdziesiąt strzyg. Ofiarowała mu ciągle świeży chleb, a on, by nie musiała powtarzać niebezpiecznej drogi kazał jej się schronić za wałami Krišvicy. Każdego dnia, Kadłub brał kawałek chleba i jadł, a gdy ten był na wyczerpaniu, dotykał go z czcią. Czyniąc tak czuł, że jego siły rosną. Tymczasem w coraz liczniejszych miejscach, strzyg było jak na lekarstwo. Król Lestek II przystąpił do oblężenia ich stolicy, a Kadłub brał w tym udział. Straszydła poczynały niepostrzeżenie opuszczać królową. Do Čortieńska wróciły wąpierze i inne złe istoty, Straszojce pozostali wierni jedynie jej pobratymcy. Oblężenie było długie i wyjątkowo krwawe. Wreszcie najsilniejsi wojownicy rozbili taranem bramę grodu i armia wjechała konno do siedliska potworów, walcząc z nimi zaciekle. Sama Straszojka poległa z toporem w niewieściej, uzbrojonej w szpony dłoni, budząc podziw swych zabójców. Głupi i okrutny człowieku rozumny! Nie masz pod ręką potworów, więc zabijasz swych bliźnich. Wojna się skończyła, a król Lestek II panował mądrze i sprawiedliwie przez długie lata. Kadłub przeżył te zmagania. Jego odległym potomkiem był bł. Wincenty Kadłubek.



*
Siemomysł (Simomislus) miał żonę Górkę (Gorka, Montka), którą poznał w Montanii u źródeł Visany. Była to górska rusałka, w mowie Greków – oreada, nosząća suknię olśniewająco białą. Wielka była ich miłość. Dla niej, król odesłał do domów wszystkie swe nałożnice, legalne w oczach Zakonu Cztana III, bo wiedział jak wielkim upokorzeniem byłoby dla niej dzielić go z innymi niewiastami. Choć Siemomysł na nikogo nie napadał, budził respekt u wszystkich sąsiadów. Raz rozbił wielką armię Niemców, którą dowodził sam cesarz Otto I Wielki, co zwyciężył Węgrów na Lechowym Polu, a także margrabia Bernhard, Tietmar i Gero. Gdy wrócił z wojny, ujrzał z radością jak Górka karmi pierwszego syna. Niestety niemowlę było ślepe, więc z powodu zmieszania się rodziców i calego kraju, otrzymało imię Mieszko (Metytlałos), tak przynajmniej twierdził bł. Wincenty Kadłubek, odległy potomek Kadłuba Strzygogromcy. Niektórzy tłumaczyli jego imię jako Mieczysław (Metytlałos), lecz nie mieli racji. Chłopiec nic nie widział, aż do siódmego roku życia, kiedy na zamku w Neście zjawili się misjonarze, Karol i Piotr. Mocą Chrystusa uzdrowili Mieszka, przepowiadając mu: ,,Za jego pośrednictwem, Bóg oświeci Analapię’’. Siemomysł i Górka mieli też inne dzieci, które widziały od urodzenia. Byli to synowie Czcibór (Cideburo) i Budzimir, którego imienia nie notują kroniki, a tylko ,,Codex vimrothensis’’, oraz córkę Jagodę. Ta ostatnia po przyjęciu chrztu, przyjęła imię Adelajda i została żoną św. Stefana, króla Węgier i matką jego syna, św. Emeryka. Tak opisuje ją Innowojciech Błyszczyński:

,,Piękna była nowa królowa węgierska, siostra wielkiego Mieczysława. Jej włosy barwy miodu i bursztynu sięgały kostek, a oczy były błękitne jak jej suknia jedwabna. Nosiła wiele ozdób ze złota: diadem zdobiony kwiatem lilii i szafirem, zwisający z niego żołądź, kolczyk w nosie, kolczyki będące kombinacją pierścienia, żołędzia i kasztana, obręcz opinająca włosy zdobiona szmaragdem i szafirami, naszyjnik z białym orłem Tinezem w koronie, oraz wielkie berło w dziwnym kształcie, ni to trójzęba, ni to wiązki liści, zdobione trzema szafirami i pięcioma rubinami. Jednak najbardziej zdobiły ją mądrość, dobroć i miłość do męża i nowej Ojczyzny’’.

Śmierć każdego z pierwszych Piastów, cała Analapia czciła rzewnie i szczerze, wylewając potoki łez, jak wówczas, gdy umierali Lech I Dalmacki, Poznan, Jurand I, Częstogniew I, Krak, Wanda, Wilk I, Olszan, Bogdal, Abraham Prochownik i inni znakomici królowie. Gdy umarł Siemomysł, łzy syren i okeanid z Morza Srebrnego zamieniły się w perły przedziwnej piękności i ceny. Wiele lat później, Mieszko dał je w prezencie ukochanej Dobrawie.  

Rodzaj ludzki w oczach ... Koszałka Opałka



,,Krążą tam dwa rodzaje ludzi – pierwsi to ‘Śmieciarze’ czyli głowy państw i inni politycy, czasem nawet zwykli obywatele oddający swój głos do urny, czyli ci co tworzą historię, a nasz rozum napełniają treścią swych czynów. Drudzy to ‘Kloszardzi’ – uczeni zwani ‘historykami’ , którzy z tego ‘Śmietnika’ wybierają ‘śmieci’, czyli minione zdarzenia i prezentują je szarym zjadaczom chleba, ku nauce i przestrodze’’ - ,,Milenium, czyli Nowe Triumfy’’.


,,Podjąłem się spisywania dziejów ludzkości. Człowiek jaki jest – każdy widzi. Budową wewnętrzną przypomina krasnoludki i olbrzymy (z uwzględnieniem różnic wielkości). Ludzie zamieszkują cały świat, dzielą się na dwie płci, mogą mieć skórę białą, czarna lub żółtą, są wszystkożerni, rodzą żywe potomstwo, którym się opiekują.
Pod względem pochodzenia dzielą się na dwie, różne sobie grupy. W erze dziewiątej za panowania królowej rusałek Anej I, jej siostra Ayisaca, żona żmija Rucława urodziła leśnych ludzi. Noszą oni zielone płaszcze, zamieszkują w kniejach, przemieszczają się z lasu do lasu, żyją ze zbieractwa, rybołóstwa i myślistwa. Z kolei w erze dziesiątej, Jarowit stworzył męża i niewiastę ze strzałek pioruna. Ich potomkowie wytapiają metale, budują domy i sioła i grody, oswajają zwierzęta, uprawiają rośliny, rzeźbią, malują, handlują, podróżują z kontynentu na kontynent, piją wódki, piwa, wina, sycery, kradną, żebrzą, mordują, gwałcą i prowadzą zbrodnicze wojny. Obie grupy ludzkie często zawierają małżeństwa między sobą, z których rodzą się płodne dzieci.
Cóż to jest człowiek? Nazywają go ‘zwierzem’. Istotnie, człek jak i zwierz rodzi się, je, oddycha, wydala, rusza się, wydaje różne odgłosy, czuje ból i przyjemność, ma uczucia, z narażeniem życia broni swych dzieci i braci. Człek, stwór, roślina, zwierzę – wszystko to ginie pod uderzeniem lodowego ościenia Mar – Zanny. A jednak człowiek jest czymś więcej niż zwierzem. Ma rozum i wolna wolę. Nazywają go ‘twórcą’. Istotnie, człowiek tworzy jakby ‘sztuczny świat’. Buduje domy, sioła, grody, zakłada królestwa, wznosi chramy, wytwarza narzędzia, warzy leki i trucizny, lepi naczynia, robi zabawki, szyje ubrania, wypieka chleb, jego dziełem są sieci i namioty, rzeźby, malowidła, nawy i korabie, tworzy także broń i zbroję, wozy, pale do wbijania nań, pręgierze, baty, knuty, nahajki, kańczugi, łańcuchy... Jego pomysłowość tak w dobrym jak i złym zdaje się nie mieć kresu. Nazywają go ‘niszczycielem’. Istotnie, puszcza z dymem lasy, zabija dla przyjemności, prowadzi wojny, pozwala by wódka doprowadzała go do obłędu, posiada niewolników, a w torturowaniu swych braci nie zna umiaru! Nazywają go ‘rozumnym’. Istotnie – bez rozumu nie mógłby przeżyć. Zaś brak miłości byłby dlań jeszcze bardziej opłakany niż brak rozumu. Nazywają go ‘zwierzęciem symbolicznym’. Istotnie – im większą posiada wiedzę, tym wiecej zna symboli. Jeśli kiedyś opanuje pismo, co na pewno nastąpi, fakt ten stanie się jeszcze oczywistszy. Nazywają go ‘wierzącym’. Istotnie – nie ma, ani jednego, który by w nic, ale to nic nie wierzył i to go różni od zwierząt. Jest dziełem Ageja, stworzonym rękoma Jarowita i w pełni szczęśliwy jest tylko przy swoim Stwórcy. Nazywają go ‘bogiem’ (cydy – godus), ale to kłamstwo sekty lichicko – rykariańsko – obłędkowskiej. Każde zło bierze swój początek z zabawy w Boga.
Pisząc dzieje ludzkości poznałem wielu ludzi. Choć opowiada się o nich rzeczy straszne, więcej spotkałem dobrych niż złych, a nawet źli nie byli naparwdę źli. Swoją pracę chciałbym zadedykować: królowi Błystkowi – Likostinowi, Kosie Owinniczewowi, Podziomkowi, a także ratajowi Skrobkowi i jego przybranej córce Aredvi Milovanie.

nadworny kronikarz
Kosa Oppman
Óx ω X sωv’’





Czarna Księga Boruty





Zwany też Rokitą1 dla wielu Polaków jest diabłem; jednakże mniej strasznym niż w nauce Kościoła, bo łatwym do oszukania. Pradawne mity uznawały w nim dobrego, choć surowego Enka, walczącego z Čortami. Zajmował się wypasem dzikich zwierząt; saren, jeleni, zajęcy, a nawet wilków (stąd wziął przydomek Vujči Pastir). Służyły mu niedźwiedzie jako towarzysze walk z Čortami (w wolnych chwilach lubił je ,,rozkładać na łopatki''). Czasem przybierał postać wilka, puchacza, lub porywistego wiatru. Jako puchacz, ocalił w erze jedenastej, Malwę przed utopieniem przez rusałki służące Zimie.

*

,,Codex vimrothensis" (,,Kodeks Wymrocza'') to wielka, 27 - tomowa księga, którą przez pięćdziesiąt lat pisało kilku kolejnych panów Błyszczyńskich, w tym pan Innowojciech, o którym pisał Bolesław Leśmian. Jest to prawdziwa skarbnica dawnych mitów, ciekawostek, zadziwiających historii i oszałamiających, barwnych miniatur. Często jeden mit miał kilka wariantów. Księga ta zawiera mity, legendy, podania, bajki, baśnie, anegdoty, pieśni, teksty kultowe, zagadki... Istna sylva rerum! Zresztą pochodzi z XVII wieku, a jej autorzy postawili sobie za cel odtworzyć mity Słowian. Pracę zredagował i dał do druku, na polecenie pana Stanisława Błyszczyńskiego, żydowski arendarz Lesman, przodek słynnego Bolesława.
Z dzieła wyłania się pozytywny obraz Boruty. Jednak ,,Codex...'' zawiera też w sobie pewną część, która tym co pisze o nim przypomina późniejsze wierzenia. Nosi tytuł ,,Czarna księga Boruty'' (,,Blackyja boka Forestris''). Według niej, pierwotnie on i Leśna Matka byli narzeczonymi, lecz gdy Rykar zbuntował się przeciw Agejowi, narzeczeństwo się skończyło. Lesavik (inna wersja imienia) stał się Čortem i został pokonany przez Jarowita.
Dziewanna Šumina Mati z woli Ageja została dziewiczą matką lasu i wszystkich jego mieszkańców. Jednak Boruta Rokita poszedł w ślad za nią i osiadł w bagnistej puszczy. Jego sługą został zły wodnik Perepłut, który lubił wciągać w topiel ludzi i zwierzęta (nawet żubry i tury). Ci dwaj usiłowali zniszczyć dzieło Leśnej Matki - wszystko zamordować, spalić i rozkopać. Niekiedy wróg lasu i ludzi przybierał postać jednookiego jeźdźca, zwanego Leszy.
,,Czarna Księga...'' opisuje walkę między Leśną Matką a Borutą i Perepłutem. Jej akcja rozgrywa się w erze dwunastej na ziemiach późniejszej Analapii.



*
Był styczeń i śniegi zakrywały wieś Rajgród położoną w objęciach przepastnej puszczy. Dzieci wyszły na drogi i miedze, by lepić bałwany ze śniegu, a dorośli radowali się obfitymi zbiorami, które oddaliły od wsi widmo głodu i pozwoliły spędzić ten czas na zabawach i niesamowitych opowieściach. ,,Co może nam grozić''? - pytali się mieszkańcy Rajgrodu samych siebie. ,,Nic - odpowiadali. - Tylko wilki nam dokuczają''. Tak mijały spokojne, zimowe dni, aż jeden był jakiś inny. Wcześnie rano, gdy gospodarze wstali, by napoić krowy, zauważyli, że tumany białego kurzu wzniecał jeździec. Wołali na niego: ,,Któż jesteś''?, lecz nie odpowiadał. Walił w jakiś bęben (później mówiono, że zrobiony z ludzkiej skóry), a gdy dobrze mu się przyjrzeli, dostrzegli, że nie ma jednego oka. ,,Czyżby to był Leszy"? - pytali się z trwogą. W pędzie zgubił rysi kołpak i znad jego głowy wystrzelił zielony płomyczek. Waląc w bęben przegalopował przez wieś, aż zniknął w lesie. Rataje pełni złych przeczuć, powrócili do domów, a kapłan Leśnej Matki (Matar Forestiner) radził by prosić ją o obronę przed niegodziwym Borutą, który przybrał właśnie postać Leszego. Jednak wieśniacy zlekceważyli jego radę. Spokojnie zjedli obfite śniadanie, popracowali trochę i zabrali się do obiadu. ,,Cóż może nam grozić? Ten Leszy to chyba efekt wczorajszej pijatyki" - rzekli sobie. Nagle - rybie i świńskie pęcherze w oknach zniszczył orkan, zasypujący izby śniegiem. Miski spadały z ław, a oszalałe ze strachu psy kuliły się pod nimi. Bydło w oborze ryczało, konie w stajniach rżały, a w chlewach kwiczały wieprzki. Wtedy ludzie przypomnieli sobie o Leśnej Matce i poczęli ją wzywać. Nieoczekiwanie znów ujrzeli Leszego. ,,To przez niego! Trzeba go zabić"! - ktoś zawołał i wystrzelił do jeźdźca z łuku. Strzała odbiła się i uśmierciła chłopa. Leszy wiódł korowód wywiedzionych z boru zbójców, bezlitosnym wzrokiem szukających trzody, zbiorów, może też kosztowności. Wokół zbójów unosiły się Čorty - czarne, przerażające straszydła. Wśród nich widziano jakby wilki wysokie jak jodły i czarne lisy, co zamiast oczu miały rozżarzone węgle.
- Do wideł! Do cepów! - wołała jakaś staruszka.
Ludziska porwali więc co kto miał i rzucili się do obrony. Wielu zbójów padło na śnieg bez życia, a już wczoraj nad wioską gromadziły się kruki. Leszy w milczeniu wyjął miecz i stanął do walki z wójtem Rajgrodu. Po sekundzie, dzielny mąż krwawił na śniegu, a Boruta wyrwał mu serce.
- Matar Dziewanna asekurat ysenenen!2 - wołali ludzie, gdy spostrzegli, że na wieś wjechała jakaś pani na jednorożcu.
Wtem ogromniaste wilki buchnęły ogniem z pysków i Rajgród spłonął jak wiązka słomy. Taki był koniec dumnej i niezależnej wsi.
Władek i Sławka, dzieci z Rajgrodu, schroniły się w ośnieżonym lesie. Z oddali widziały jak ich wieś odchodziła z dymem. Jacyś ludzie z krzykiem pędzili dzieci przed siebie, aż te zgubiły z oczu rodziców. Przerażone nie chciały iść dalej, potykały się o ciała rówieśników, dzieci starszych i młodszych. Wieś płonęła, aż nic już nie było do płonięcia. Spadł śnieg i pożoga ustała. Czy wszyscy zginęli? Dzieci płakały, a cała sytuacja wyglądała beznadziejnie. Hukały po lesie za rodzicami, lub przynajmniej za kimś z Rajgrodu, lecz odpowiadało im jeno echo i spłoszone gawrony.
Wtem-
- Sławka! Widzę konia z rogiem, a na nim siedzi pani i patrzy na nas! - wykrzyknął Władek, a siostra myśląc, że w takiej sytuacji robi sobie żarty, dała mu kuksańca. - Mówię prawdę! - zaprotestował chłopczyk rozcierając bolące miejsce.
Oboje przeszli parę kroków i okazało się, że Władek mówi prawdę. Jednorożec był biały, jego spiralnie skręcony róg - złoty, a siedząca na nim pani, miała brązowe włosy. Ubrana była w białą suknię, z wyhaftowanymi ptakami różnych gatunków - sikorami, gilami, zimorodkami, jemiołuszkami, gawronami, wronami...
- Czy to pani jest Leśną Matką? - spytała Sławka. - Naszą wioskę spalił Boruta Leszy, a my jesteśmy z niej. Nazywam się Sławka, a to mój brat - Władek. Czy może nam pani pomóc? Słyszeliśmy, że pani chroni ludzi przed Borutą.
- Boleje nad wami i Rajgrodem - Dziewanna miała łzy w oczach, lecz wnet wyschły. - Wasi rodzice i przyjaciele i większość chłopów jest teraz w siole Gozd (Las). Tam ich zaprowadziłam. Was zbóje pędzili w niewolę, lecz zgubiliście się im. Spuśćcie się na mnie, a ja wam pomogę odnaleźć rodziców - po tych słowach dała im jeść (dzieło nie pisze co) i ułożyła spać wśród śniegu. Rano rozpoczęła się wielka wędrówka do wsi Gozd. Leśna Matka zsiadła ze swego jednorożca i uczyła dzieci jeździć na jego grzbiecie. W drodze pomagały im leśne zwierzęta - jelenie, żubry, tury, sarny, krzyżodzioby, jastrzębie, sowy, borsuki, niedźwiedzie, wilki i rysie.
Jednak Boruta dowiedział się o wędrowcach, ich celu i wędrówce. Żaden zbój, nawet najbardziej zaprzedany złu, nie odważyłby się podnieść ręki na Leśną Matkę i na istoty przez nią chronione. Nawet leśne potwory (wilki ,,jodłowe'', czyli wielkie jak jodły) bały się jej. Čort postanowił sam uderzyć. Przybrał postać orkana i hulał przez kilka dni, licząc, że zasypie dzieci, a ich ciałka odtają dopiero na wiosnę. ,,Złapcie się siebie i usiądźcie na jednorożcu! - rozkazała Leśna Matka. - Nie bójcie się, a zaprowadzę was w bezpieczne schronienie'' - wierzchowiec nic nie widział w zadymce, lecz Dziewanna pewnie prowadziła go naprzód, omijając ośnieżone kamienie i śliskie, wystające korzenie. Przeszli tak dwa dni, aż w pośród lasu, ujrzeli skromną chatynkę, z której komina leciał dym.
- Tu będziecie bezpieczne, tylko nie przestraszcie się gospodarza! - poradziła im.
- Mam dzieci ze sobą, ludzkie oczywiście, są zziębnięte, a uciekają przed Borutą - orkanem! - powiedziała władczym głosem po użyciu mosiężnej kołatki.
Drzwi się otworzyły, a dzieci aż krzyknęły. Gospodarzem był podobny do człeka zwierz, co miał turze rogi i uszy. Jego pysk był trochę jak u tura, a trochę jak u smoka, ale bardzo sympatyczny. Stwora okrywało turze futro, miał łapy jak niedźwiedź.
- Muuu! Czego krzyczycie?! Nie widziałyście nigdy turonia? - zapytał rogacz.
- Nie. One nie znają turoni - wtedy z sieni wyszła pani turoniowa i aż załamała niedźwiedzie łapy na widok małych włóczęgów.
- Biedactwa! - zaryczała, a wtedy sień zapełniła się małymi cielaczkami.
- Czy możemy się z nimi bawić? - pytały, wieszając się maminej spódnicy.
- Jak was sama Dziewanna tu przyprowadza, to bądźcie z nami - tata turoń podrapał się za uchem. - Teraz jak widzicie taki orkan wieje, że to widać Boruta pod jego postacią. Wejdźcie zanim umrzecie tam w zimnicy - rzekł dobrodusznie, po czym Władek i Sławka byli już w chacie.
Turonie dały im gorącej zupy z brukwi, sprawiły kąpiel i dały suchą odzież. Następnie chciwie słuchały o Rajgrodzie, jego zagładzie, o spotkaniu Leśnej Matki i o innych sprawach. Wiatr szalał tak bardzo, że miast pęcherzy, turonie musiały wprawić w oknach deski, a mali wygnańcy mogli opuścić ich chatę dopiero na wiosnę. W tym czasie zaprzyjaźniły się z turoniętami, a papa turoń dał na pożegnanie obu rodzeństwa po połówce złotej podkowy.
Boruta miał za sługę równie zajadłego Čorta imieniem Perepłut. Był to wodnik, mogący przybierać dowolną postać; człeka, ryby, wydry, kaczki... Miał wyjątkowo ponure i złośliwe usposobienie - lubił porywać ludzi i zwierzęta, by je topić (raz porwał tak z mostu chłopa, konia i wóz). Lubił przybierać postać osób bliskich tym, których topił, aby je zwodzić. Delikwent myślał, że widzi wśród oparzelisk swoich zmarłych. Biegł tam, a wtedy ukochana twarz ojca, matki, brata, siostry, syna, córki, przyjaciela, przyjaciółki, wuja, ciotki, zamieniała się w obleśny pysk wodnika, z chichotem wciągającego w głąb wody i mułu. Potem słuch po nich ginął... Chytry Perepłut zwiódł tak Sławkę - choć Leśna Matka mówiła jej, by unikała bagien, ta nie mogła się opamiętać, widząc na nich, wołających ją do siebie ojca i matkę. Trudno się dziwić. Choć Leśna Matka i brat ciągnęli ją, ona wskoczyła w błoto, by być z ukochanymi rodzicami. Jednak co to? Czuje, że zapada się w błoto, a rodzice wciąż machają do niej rękoma i wołają.
- Córeczko! Czekamy na ciebie! Czemu nie przychodzisz?! Tak tęsknimy! - łgał Perepłut, a Sławka zwinęła ręce w trąbkę i odkrzyknęła:
- Mamuś, tatusiu! Idę do was!- jednak nie doszła, bo pochłonęło ją błoto, a jej wodnistą mogiłę przykryły złote kaczeńce - przy ognisku opowiadała Šumina Mati.
Było ich trzech - ona, Władek i jakiś tęgi chłop. Nosił przy sobie maczugę, tak ciężką jak żubr; poza nim nikt inny nie umiałby jej podnieść i był bardzo rozmowny.
- Nazywają mnie Godzamba z sioła Kociuby - przedstawił się junak, po czym przedstawił swoją maczugę.
Szczerze zmartwił się losem Sławki i pragnął pomóc. Gwizdnął, klasnął w dłonie, a wtedy wybiegły z kniei dwa rosłe tury.
- To jest Srebrnorożek, a to - Złotorożek - zgodnie z imionami, jeden miał rogi srebrne, a drugi złote. - Gdy wszyscy troje byliśmy młodzi, uratowałem je z paść i przed smokiem, a teraz chodzą za mną jak psy. Nie mam żony, bom jej nie był godny. Ożenić się zamierzałem z młodą i piękną panną, a tu ona mnie spytała, dlaczego chcę ją poślubić. Odpowiedziałem zgodnie z prawdą - chcę aby jelenie, łabędzie i rysie dały mi ładne pierścienie. Myślałem, że to dobrze, a tak naprawdę kochałem tylko siebie. Ona w ryk, spoliczkowała mnie i tak się rozstaliśmy. Tak teraz wędruję po świecie i dokonuję bohaterskich czynów, lecz nadal marzę o ożenku. Ech... Chętnie pomogę ci Władek w odszukaniu siostry - zakończył poważnie.
Jak uradzono, tak zrobiono. Leśna Matka i Władek wskazali Godzambie bagno, na którym Perepłut porwał Sławkę. Siłacz już zawołał swoje niezwykłe tury, gdy wszyscy ujrzeli ubraną w białą sukienkę dziewczynkę w wianku z kaczeńców, co siedziała na środku bagna, na wystającym głazie. Miała świecące oczy, nuciła piosenkę i haftowała. Władek ostrożnie wszedł w błoto, by podać ręce siostrze. Ta go poznała.
- Żupan Perepłut mnie utopił i zamienił w rusałkę - rzekła - lecz obiecał, że jak skończę haftować, to mnie połączy z rodzicami.
- Perepłut to Čort i stary oszust - zaprzeczyła żywiołowo Leśna Matka - nigdy mu nie wierz. Daj rękę, a wraz z bratem będziesz szukać rodziców. Nie gniewam się na ciebie - dodała, a Sławka spełniła polecenie.
Na brzegu poznała historię Godzamby i jego turów. Zapadł wieczór, gdy wtem Perepłut upomniał się o swoją zakładniczkę.
- Sławko, Sławeczko! - wołał przymilnie. - Gdzie jesteś? - nie widząc jej na głazie rozejrzał się na polanach, aż ujrzał zbiega.
W postaci kobiety rozpoznał Leśną Matkę i rozsierdził się bardzo. Z pałką w dłoni rzucił się, by nastraszyć jej jednorożca.
- Ach to tak zbóju? - zdziwił się Godzamba, nie rozumiejąc intencji Perepłuta.
W samoobronie uderzył go maczugą w głowę. Pałkę zdruzgotał, lecz głowa została nienaruszona. Wodnik żył. ,,On jest nieśmiertelny'' - przemknęło przez myśl Godzambie. Głośno rzekł.
- Czy mogę nań nasłać swoje tury? - spytał się Leśnej Matki.
- Możesz - odrzekła zasmucona, a siłacz krzyknął:
- Złotoróżku, Srebrnoróżku, uderzcie razem w Perepłuta! - tury uderzyły, a zły wodnik, choć parskał i zapierał się nogami, został wepchnięty do bagna, gdzie zapadł się z bulgotem. Żył. Jednak z Godzambą było coś niedobrze. Krwawił od pachy do stopy. To było czarodziejskie zranienie.

*

Minęło już kilka tygodni, a z herosem było coraz gorzej. Wreszcie stracił moc w nogach i wszelka siła go opuściła. Leśna Matka rozmawiała z jakimś ptakiem, po czym zwróciła się do brata i siostry:
- Wasi rodzice w Goździe ciężko zachorowali. Im i Godzambie może pomóc tylko woda z Sobotniej Góry. Pójdę tam z wami, a baczcie aby wspinając się nie oglądać się za siebie. Kto to zrobi obróci się w kamień. Czy chcecie?
- Chcemy - odrzekli Władek i Sławka.
Leśna Matka sporządziła z sitowia nosze, które rozpięła między Srebrnoróżkiem, a Złotoróżkiem, a następnie pokierowała wszystkich najkrótszą drogą ku Sobotniej Górze. Szli w spokoju, nie napastowani przez Borutę - jakby ten nie istniał. Musieli zboczyć na wschód gdzie ludzi dręczył Simargł Paskudj. Szli u podnóży dwóch gór: Złotej i Srebrnej, na obu zasiadał jak na tronach władca tej krainy.
- Czy to jest Sobotnia Góra? Jest taka piękna - zapytał się brat u stóp Złotej Góry.
- Nie - zaprzeczyła Dziewanna - tam nie ma ożywczej wody, są tam kruki o żelaznych dziobach.
Szli dalej, ponownie skręcili na zachód, aż znaleźli się u kresu wędrówki. Sobotnia Góra była cała zielona, były na niej bezlistne krzaki i drzewa, miała łagodne wejście. Gnieździły się na niej orły, rysie i węże, a na szczycie było małe, modre źródełko, nad którym rosła brzózka. Godzamba i jego tury zastały na dole, zaś w górę wspinała się na jednorożcu Leśna Matka i dzieci.
- Tylko pamiętajcie, żeby nie oglądać się wstecz, mimo, że ujrzycie wiele straszydeł - przestrzegła brata i siostrę.
Trzeba dodać, że miejsce to nieraz odwiedzał Boruta. Nie chciał by ludzie i zwierzęta mogły się leczyć cudowną wodą i dlatego odpędzał wszystkich od góry widziadłami i potworami. Tak było i teraz. Władek i Sławka czuli orkan, atakował ich wilk i puchacz, a także cała armia niedźwiedzi.
- To tylko widziadła; przepędzi je wasza odwaga - tłumaczyła dzieciom Leśna Matka, gdy opadło je całe stado wilków.
Widziały też latawce, ały, ażdachy, smoki i armie jadące na nich, lwy i gryfy. Potem zaś ogień, znów orkan, ulewę, lawinę kamienną i trzęsienie ziemi. Ścigały ich kościotrupy, wołające: ,,Po co wam to? Rodzice nie żyją". Wreszcie po wielu przygodach, rodzeństwo znalazło się nad krynicą.
- Ułamcie gałązkę brzozy i pokropcie nią siebie, ludzi i zwierzęta zamienione w kamień, a u dołu rannego Godzambę. Weźcie też wody do dzbana i zanieście ją do Gozdu, by uleczyć rodziców - Władek i Sławka ochotnie spełniły polecenie.
Gdy byli już na dole, oni, Godzamba i odczarowani wspinacze tańczyli z radości wokół góry. Tam zaś słyszano ściekły ryk bezsilnego Boruty.
Teraz wszyscy wracali do swych domostw. Po trzech dniach drogi wędrowcy osiągnęli Gozd. Na jego rogatki przybył Boruta, by zniweczyć pracę brata i siostry. Przybrał postać czarnego lisa z ognistymi oczyma i począł łasić się do brata i siostry. Gdy jedno z nich, schyliło się, by pogłaskać zwietrzę, to ku przerażeniu Leśnej Matki wydarło dzban z wodą z Sobotniej Góry i rozbiło go. Następnie czarny lis, śmiejąc się jak człowiek czmychnął do lasu.
- Nic straconego - pani lasu otarła łzy dzieciom i sprawiła, że potłuczony dzban i jego zawartość zostały przywrócone do całości.
- To cud! - krzyknęli goździanie, a pani lasu zapytała ich:
- Ygzen lyvayet' Poprad ad Kłodzka ezen Raygrod3? - zapytała o rodziców Władka i Sławki.
- Pani, oni są na marach! - zawołała ubrana na czarno goździanka, a dzieci aż trzeba było cucić.
Leśna Matka dała dzban Godziembie i rozkazała wylać wodę na ciała męża i niewiasty. Ci nagle skoczyli z mar jak jelenie i spotkali się z dziećmi. Pani lasu wróciła do swego królestwa i nie widziano jej więcej. Kłodzka upiekła wielki kołacz i sprosiła całą rodzinę. Wszyscy mieszkańcy Gozdu i spalonego Rajgrodu wesoło ucztowali. Godzamba zabrał swoje tury i pożegnał się. Pięć tygodni później ożenił się i był dobrym mężem. Poźniej jego Złoto - i Srebrnorożek pomagały w odbudowie Rajgrodu jak woły.

*
Dar od turoni - dwie połówki złotej podkowy pokazywano potem przez długie lata w Rajgrodzie. Potem przekuto je ponownie i w erze trzynastej użył jej Wernyhora, potem zaś Woland dał w prezencie Małgorzacie. Zwyczaj chodzenia z turoniem w Polsce pochodzi z pamięci o tych turoniach, które pewnej zimy użyczyły gościny dzieciom. Prawda jest jedna.

1 Fikcja literacka. W rzeczywistości polskiego folkloru Boruta i Rokita to dwa różne diabły
2 Matko Dziewanno ratuj nas!
3 Gdzie mieszkają Poprad i Kłodzka z Rajgrodu?

O Rodzaju, czyli Teogonia Polonica





Na początku był Niepodzielny. Wyobraża się go jako potężnego mężczyznę. Nie było góry nad nim, dołu pod nim, przodu przed nim, tyłu za nim, ani boku wokół niego. Nie miał ojca, ni matki, braci, sióstr, żony, ni dzieci. Był sam. Potężny, acz szlachetny czuł samotność, że nie ma z kim się dzielić swą dobrocią i mocą.
Pewnego razu wziął i wyjął spod żeber swoje serce w obie dłonie i narysował nim na ,,górze'' prostą, czyli linię bez początku i końca.
- Oto Bierzmo Wszechświata! - zawołał.
A Bierzmo było drewniane, a na nim wyryte ,,Czary". Były to nacięcia, z których każde wyobrażało każdą roślinę, zwierzę, czy istotę rozumną, jaka tylko została stworzona. Niepodzielny otworzył usta i rzekł:
- Niech pod Bierzmem otworzy się Ocean bez brzegu i niech wypełnią go przeróżne żyjątka: ryby i robaki, ptactwo, żółwie, smoki i węże, wieloryby i kraki, oraz inne stwory. Lovajet' otus evrajet'! 1 - na te słowa otworzył się przepiękny, modry Ocean, przewyższający urodą wszystkie obecne morza. W nim zaroiło się od żywych istot, którym Niepodzielny dał władzę rozrodu. Stwórca i jego stworzenie pierwotnie żyli w szczęściu i miłości.
Jednak między wężami powstała Matka Żmyja (Vypera Matar), z której łona wyszły wszystkie te beznogie gady. Otaczała ją władza i zaszczyty, co popsuło jej w głowie i napełniło serce pychą. Pewnego razu otworzyła swój pysk i gromko ryknęła:
- Hej, zwierzyno miła - przeszła w syk - czy wiecie kogo czcicie?
- Niepodzielnego, o Matko Żmyjo! - odrzekły stworki.
- A kimże jest Niepodzielny? - ciągnęła kusicielka.
- Twoim i naszym Stwórcą - odpowiedź choć jasna, nie była stanowcza.
- A widzieliście jak was stwarzał? - dalej pytała Matka Żmyja. - Nie. Więc skąd wiecie, że on jest waszym Stwórcą? Za to wiecie, żem matką węży. I słusznie, alem ja matka także smoków i wszystkich innych stworzeń, a nawet wodorostów i Bierzma Wszechświata! - było to pierwsze kłamstwo w dziejach. - To ja jestem Stworzycielką! - zbluźniła sromotnie, lecz ponieważ Niepodzielny nie zabił jej, ani w inny sposób nie okazał swej potęgi, morskie zwierzęta uznały, że Matka Żmyja mówi prawdę.
- Prawdę powiedziała! - ozwał się jakiś smok.
- Kto chce iść za mną? - ciągnęła ,,heretyczka''.
Wśród zwierząt powstało rozdwojenie. Większa część wybrała wierność Niepodzielnemu i zapłaciła za to życiem, bo niemal wszystkie smoki i węże zdradziły i pożarły oponentów. Wierność wymaga ofiary. Złe, bo okłamane smoki, nazbierały białych kamieni z dna Oceanu i wybudowały wokół Niepodzielnego mur na planie koła.
- Uwolnij się jeśli możesz - szydziły z Niepodzielnego - my zaś będziemy królować z Matką Żmyją Stworzycielką (Matar Vypera Creatoria)! - ona zaś lubiła zjadać swych poddanych z wielkim smakiem.
Niepodzielny usiadł i gorzko zapłakał nad losem swych stworzeń. Serce mu pękło i wystrzelił z niego nagi płomień. A imię jego: Agej. Był duchem i osobą, a płomień był tylko jego symbolem, stąd nazywano go: Osobą Ognistą (Perzona Foyakista). Agej Miłosierny (Agej Lovietnyj) widząc zwłoki Niepodzielnego postanowił stworzyć z nich nowe istoty.
- Będą to istoty doskonałe, święte, wierne. Nazwę je Enkami, bo będą moimi Posłańcami - jak postanowił tak zrobił.



Z ciała Niepodzielnego stworzył całą plejadę istot świętych. A oto imiona najprzedniejszych:
z chwały i głowy uczyniony Jarowit Jaryło Perun Perkun,
z rozumu - Świętowit,
z krwi i jednej połówki serca - Mokosza Mokoš Mokośka Aradvi Aredvi Sura,
z włosów - Weles Wołos Trzygłów Trygław,
z czaszki - Rodegast o turzej głowie,
z zębów i kości - Rod; pan czasu i Rgieł; wyobrażany jako perła wśród ognia,
z rąk - Srebroń, zwany Chorsem, mąż Srebrennicy, rządzący Księżycem,
z ust - Swaróg,
z nóg - Boruta Borowy Leśny Duch Lesavik Laskowiec Leszy i Dziewanna Šumina Mati,
z żył - Mar - Zanna Marzanna Morena Śmierć,
z tchnienia - Pochwist Pochwiściel Strzybóg,
ze snu - Zmora i Zennica,
z macicy - Altaira i Rykar,
z drugiej połówki serca - Złota Baba,
ze skóry i głosu - Rigel i wiele innych.
Taka jest ,,Teogonia polonica''.



1 Po starokrasnemu; ,,Kocham to wszystko"! - co znaczy, że świat został stworzony z miłości.

Zviezduny



,,W marcu jak w garncu’’; ,,Kwiecień – plecień, bo przeplata; trochę zimy, trochę lata’’ – przysłowia polskie.


Rod, pan czasu, poślubiwszy Mar – Zannę Śmierć stał się ojcem czterech Rodzenic; Pór Roku (Wiosny, Lata, Jesieni i Zimy), oraz Doli przybierającej też postać Niedoli. Synami Czasu i Śmierci było dwunastu Zviezdunów (Miesięcy, Rodzeników). Oto co znalazłem w ,,Codex vimrothensis’’ na ich temat.



Styczeń, w Apapie (późniejszej Italii) zwany Janusem i odbierający cześć boską od Rzymian, należał do orszaku Zimy. Miał dwie twarze – jedną z przodu, a drugą z tyłu głowy, co tłumaczono jako zwrócenie wzroku na rok, który odszedł i na rok, który się zaczął. W ręku trzymał kij. Towarzyszył mu wilk, stąd otrzymał imię Wilczeń.



Luty (Groźny, Srogi), też z orszaku Zimy, nosił karacenową zbroję z lodu i lodowy hełm. Okrywał się skórą niedźwiedzia, a buty miał ze skóry górskiego smoka. Można go było poznać po marsowym wzroku czterech oczu i po długich włosach, wąsach i brodzie barwy kory dębu. Na twarzy miał namalowany biały kwiat, zwany przebiśniegiem, który kwitnie zimą. Służąc swej siostrze zamrażał rzeki, jeziora i morza niebieskim mieczem, który Swarożyc wyrzeźbił z szafiru, a z wielkiego wora, noszonego na plecach wysypywał mnóstwo śniegu.



Marzec (Martius) otrzymał imię od wielkiej zażyłości z wielkim wojownikiem Enków, Mieczysławem, którego Rzymianie nazywali Marsem. Miał postać junaka w kolczudze i spiczastym hełmie z czerwoną kitą, noszącego zieloną tarczę i miecz sporządzony przez Swarożyca z ogromnej bryły szmaragdu. Sławiono w pieśniach jego zwycięstwa nad końską czaszką na króciutkich, ludzkich nóżkach, ognistą miotłą, która sama latała, nad Čortem rozpusty Kanią i potworem podobnym do żmii. Był pierwszym Zviezdunem, który rozpoczął służbę Wiośnie.


,, - Teraz Wiosna wyprawi to całe tałatajstwo do Čortieńska – pomyślała Żweruna.
Jednak wbrew jej przypuszczeniom, Zimy nie pochłonął ogień z nieba. Wiosna zsiadła z tura i podleciała do bramy. Zastukała kołatką, a brama się otworzyła. Wewnątrz nastąpiło spotkanie dwóch sióstr; Wiosna spokojnie i dobrotliwie, lecz stanowczo nakazała Zimie opuścić świat. Zima po wymienieniu pocałunku z siostrą, ułożyła się w łodzi z lodu, którą Biały Tur i [bałwan] Śnieżelec zanieśli nad najbliższą rzekę.
- Teraz popłynie do Welesa za morze – syknął Król Węży, po czym gwizdnął na czubku ogona, a wtem zaroiło się od węży i jaszczurek. Wiosna sprawiła, że lodowy zamek [Zimy, na jeziorze Lykayuk] zamienił się w wodę, w której pluskały się wodne smoki podobne do traszek z nietoperzowymi skrzydłami.
- Gloriya alden Visna! Chwała Wiośnie! – rozległy się wiwaty [...]’’

- tak wyglądała pierwsza wiosna w dziejach, kończąca Pierwszą Zimę Śnieżną w erze czwartej, kiedy na świecie żyli Zajęczanie, czyli ludzie z głowami zajęcy.
Kwiecień (Łżykwiat) z orszaku Wiosny był świadkiem narodzin Teosta – wcielonego Swaroga nad rzeką Nilus, a później jego zamordowania przez Czerwonego Wiaczesława Amosowa i triumfu Cara – Słońce nad Mar – Zanną. Przedstawiano go jako męża o złotych włosach, przystrojonego krokusami. Należy do dworu nie tylko Wiosny, ale i Jarowita Jaryły, który w białej szacie jeździ konno, ukazując się na polach, w siołach i grodach. W ręku trzyma głowę ściętą w boju strzydze, wąpierzowi, ażdasze, lub innej złej stworze. Raz Jaryło został pojmany i zabity przez sotony, służące smoku Rykarowi, lecz Agej go ożywił. W marcu Jarowit pierwszym wiosennym grzmotem wzmacniał łańcuch krępujący Rykara i jego następne wcielenia – Gorynycza i smoka z Vovel.
Maj, służący Wiośnie, był ojcem Mai – kochanki króla greckiego Jeszy, zwanego przez Greków Zeusem, a przez Rzymian – Jowiszem. Maja urodziła Hermesa, przez Rzymian zwanego Merkurym. Najpiękniejszy ze Zviezdunów, zdobiący niwy i lasy ku czci Mokoszy i Dziewanny Šumina Mati, miał postać wiecznie młodego męża, o złotych włosach i oczach turkusowych jak nawki; zdaniem niewiast nie było odeń piękniejszego wśród wszystkich synów Novalsa. Potrafił też pięknie grać na flecie lub multankach, a jego nauczycielem był sam Rigel o głowie słowika, który sprowadził na Ziemię, Perły Głosu. Mokosza wdzięczna za cześć, jaką jej stale okazywał, wyprosiła dlań u Ageja przywilej stworzenia jakichś istot dla upiększenia świata. Maj udał się do Bierzma Wszechświata by zajrzeć w Czary i dokonawszy wyboru powrócił uszczęśliwiony na Ziemię. Była era dziewiąta, kiedy stworzył istotki, od jego imienia nazwane ,,majkami’’. Były niezwykle podobne do rusałek – tak samo zgrabne, o miłych twarzach, pięknych oczach i długich, puszystych włosach. Majki różniły się jednak wzrostem – podczas gdy rusałki były tak wysokie jak ludzkie niewiasty, malutkie majki pływały po wodzie w łódeczkach ze skorup pisanek. Rykar, nienawidząc wszystkich dzieł, w których odbijała się dobroć Ageja, nakazał swym Čortom nałapać majki i poddać magicznym katuszom, by urobić te niewinne istoty na obraz i podobieństwo Smoka. Rozkaz został wykonany przez Licho z siatką na motyle. W kazamatach Čortlandu póty je dręczono, aż wpojono nienawiść i zastraszenie, oraz oszpecono nie do poznania. Čortowskie kaźnie opuściły istoty żeńskie rozmiarów krasnoludów, o żabich głowach, z oczami dosłownie sypiącymi iskry i strasznie długich, pokrytych rybią, lub smoczą łuską piersiach, z których wyciekała gotująca się smoła. Nieszczęsne te stworzenia otrzymały nazwę ,,żytnich matek’’ (albo żytnich majek) na szyderstwo z macierzyństwa, ustanowionego przez Mokoszę. Rykar nakazał im, by chwytały dzieci buszujące w zbożu, wypalały im oczy i pożerały. Maj wielce bolał nad tym, co Čorty zrobiły z jego majkami, lecz nie wszystkie zostały zamienione w potwory. Zviezdun ten o dobrym i szlachetnym sercu, litował się nad każdą niedolą i usiłował pomóc. Jego przyjacielem był słowik o upajającym głosie.
Czerwiec. ,,W czerwcu pod czerwcem czerwiec’’ – mówiło o nim, zapomniane już polskie przysłowie. Ów sługa lata, czyniący świat ciepłym i pięknym, otrzymał od swej siostry i pani herb Czerwiec i zawołanie Stado. Herb jego przedstawiał niepozornego owada, czerwcem polskim zwanego, z którego uzyskiwano czerwony barwnik do tkanin. Zviezdun ten o postaci młodzieńca, nosił czerwony chiton, a na czole i policzkach miał namalowane krasną farbą koło od wozu i dwa sierpy (motyw z herbu Lata). Kiedy panował w przyrodzie, obchodzono Święto Kupały, zwane też Sobótką, Stadem, Kupalnocką, czy Nocą Świętojańską. Wówczas to jytnas – Neur Iwan Kupała wył jak wilk, przepędzając wodne Čorty, którym hetmanił Araf o słoniowej trąbie. Król Analapii, Cztan III, syn Artura Apostaty nadał świętu charakter orgiastyczny, czym nieświadomie upodobnił je do rozpasanych, rzymskich Floraliów. Był to czas puszczania wianków na wodę i skakania młodzieńców przez ognisko.


,,Świętem tym czcimy Mokoszę, która urodziła Sobotnią Górę; po starokrasnemu ‘Monta Cupalis’, stąd nasze święto zowiemy ‘Kupałą’ – mówił Wars. – Sobotnia Góra ma dla nas wielkie znaczenie, bo wody tryskające ze źródełka na szczycie tej góry, leczą wszystkie choroby i nawet zmarłych czynią żywymi. Gdy arcykapłan Ageja z Nesty koronuje nam króla czy królową, to kropi mu czoło wodą z Visany i właśnie z Sobotniej Góry. [...]. ‘Ciemlo Cupalis’ (Noc Kupały) to czas radości całego stworzenia, cudów i czarów. Nie wiem, czy potomkowie Baltaina o tym wiedzą, ale w dzisiejszą noc zakwita czarodziejski kwiat paproci, spełniający wszelkie życzenia, lecz nie jest łatwo go zdobyć...’’ - ,,Pieśń o Sowim’’.

Lipiec (Lipień) to młody i piękny Zviezdun z orszaku Lata i pani Oceanu ziemskiego – Juraty. Na głowie nosił wieniec z liści lipy, a jego nos zdobił mały, zielony rożek. Gdy śpiewał ku czci Ageja i Mokoszy, grając na harfie, z ust dosłownie kapał mu lipowy miód, który zwabiał pszczoły, a który leczył wszystkie przypadłości ciała i ducha. Czasem przemierzał Morze Srebrne na grzbiecie delfina i bronił kąpiących się przed morskimi potworami i Čortami. W lipcu jak i w innych miesiącach Wiosny i Lata niektórzy widywali Jarowita w postaci Jaryły. Przemierzał on pola, łąki, lasy, grody i sioła, błogosławiąc wszelkiemu stworzeniu, by było płodne i mnożyło się. ,,Chodził po świecie Jaryło, przysparzał ludziom dzieci, gdzie on nogą, tam zboże kopą’’ – głosiła stara pieśń zanotowana w ,,Codex vimrothensis’’. Gniewali go ci, co zabijali dzieci, bo litował się nad każdą bezbronną i skrzywdzoną istotą i nawet zdarzało mu się oszczędzać życie tak odrażającym stworom jak strzygi. Mieszkańcy Nürtu, Danai i Ultima Thule utożsamiali Jaryłę z Freyem i Balderem.
Sierpień – służący pod rozkazami Lata i jytnas Tatry Wielkiej – królowej gór i rzek, odziany jeno w białą przepaskę biodrową, był stale mokry od potu od pracy na polu razem z ludźmi i patrolowania gór, pełnych niebezpieczeństw. Jego pot miał zapach róż, lilii i fiołków, a spadając na ziemię zamieniał się w perły. Za pasem nosił złoty sierp; nie tylko narzędzie pracy, ale i oręż do walki ze złymi południcami, górskimi pankami i smokami. Poślubił dobrą południcę Przyponzę(Priponsa, Priponosa), z którą miał synów i córki. Żona Sierpnia pilnowała zboża przed lekkomyślnymi dziećmi i dorosłymi, by go nie tratowali i w porze południa, nie narażali się na oparzenie. Ci, których przyłapała, mieli za karę, czesać jej długie włosy, barwy złota, pachnące jak piżmo, puszyste i miękkie jak jedwab, do tego cichuteńko grające przecudnymi tonami. ,,Nie rozumiem co to za kara’’ – przyznał pan Innowojciech Błyszczyński. Córą Sierpnia i Przyponzy była Miawka (Miavka, Miyavka, Miauka) mogąca przybierać postać kota, która na nieurodzajnych polach zakopywała rogi obfitości, kute przez Swarożyca z koziego srebra, aby trud kmieci nie szedł na marne. Sierpień otrzymał od Lata herb Snopek, który po wielu latach stał się herbem dynastii Wazów.
Wrzesień – wypełniający rozkazy Jesieni, nosił wieniec z wrzosów i biały kaftan cały czas noszący trzy nie wyblakłe plamy krwi. Gdy panował w przyrodzie, jaskółki poczynały się chować w rzekach i jeziorach – zimą wisiały przyczepione do lodu jak szynki w wędzarni. We wrześniu, te z rusałek, które służyły Zimie, poczynały topić dziewczęta, by te po obudzeniu się ze snu, podobnego do śmierci, jaki powoduje utopienie, stały się jednymi z nich.


,, [...] Nastała jesień i jak co roku rusałki [...] wciągały pod wodę dziewczyny i kobiety, by powiększyć swoje zastępy. Opowieści o tym zawsze przerażały niejaką Malwę z Orlandu. Przerażało ją topienie, obowiązek ślepego posłuszeństwa srogiej Zimie, walki z bestiami i zbójami, to, że musiałaby żyć wśród mrozu w lodowym pałacu na zamarzniętym Lykayuku. Kochała Wiosnę i pragnęła zostać matką i żoną. Choć niektóre z jej koleżanek pragnęły tego [zostania zimowymi rusałkami], Malwa była sobą. Pewnego razu, gdy brała wodę ze studni, z wody wynurzyły się trzy dziewczyny w czerwonych sukniach, z przepasanymi mieczami, a ich włosy były blond, czarne i rude. Powiedziały kim są, komu służą i wyraziły pragnienie, aby [...] została ich siostrą. Panna odmówiła jednak utopienia się w studni, lecz rusałki nalegały. [...].
- Jesteś tchórzliwa i nas obrażasz! Sama bohaterska Ruta z radością dołączyła do nas, a ty nie chcesz! – ściemniało się, więc na jednym z drzew siedział puchacz.
- Powinniście się wstydzić, bo Ruta nie topiła nikogo. To pasuje do wodnych Čortów, potworów i rozbójników [...] – rusałki skłoniły się w pas, po czym odleciały zawstydzone’’ – Kosa Opman ,,Perłowy latopis’’.

Wrzesień otoczył specjalną opieką Wrzosa, syna Żmija Ognistego Wilka, pierwszego króla Sogdiany.
Październik, również z orszaku Jesieni, miał postać potężnego jak tur męża o rudych włosach, wąsach i brodzie. Na głowie miał wieniec z kolorowych liści i hełm, czarodziejską mocą sporządzony z paździerzy. Chroniła go cudowna zbroja z lnu, wyglądająca na spiżową, a szary płaszcz z włókna konopnego czynił go niewidzialnym. Ostatni raz ludzie widzieli go w erze trzynastej, kiedy w Analapii panował król Bogdal. Wówczas to car Czerwony Człowiek, nakładając jarzmo ludom Azji, sięgnął łupieską ręką po chrześcijańskie królestwo Chorezmu. W celu zdobycia go, wysłał armię pod dowództwem potwora Leina (Lejina, Jelenia). Wyglądał jak smoliście czarny jeleń o koziej bródce, wielkich, czerwonych oczach, z których dosłownie leciały iskry, zionący ogniem z paszczy zbrojnej w wielkie kły, o uszach, z których dym leciał jak z kominów i o nogach umazanych we krwi. Na okazałym porożu gniły ludzkie głowy i wisiały białe czaszki, a między porożem blask złowrogi rzucała czerwona gwiazda, o nazwie Mały Exterminans, w odróżnieniu od Wielkiego Exterminansa, który Czerwony Człowiek zawiesił czarami na niebie. Chorezm nie dał się zbałamucić i podbić, a wśród jego obrońców znalazł się sam Październik. Stanął w szranki z samym Leinem, co ział ogniem i chroniony przez lnianą zbroję przed płomieniem i uderzeniami spiżowych racic, odrąbał straszną głowę jednym cięciem miecza. Najezdnicy pobici przez mieszkańców Chorezmu poczęli się cofać, gdy wtem zdarzyła się rzecz dziwna. Lein, którym tak naprawdę był człowiek zaczarowany w bestię, broczący zieloną krwią, stanął nagle na zadnich kończynach. Przednimi nałożył sobie łeb na kark. Buchnął ogień i te się zrosły. Cofnął się jednak przed Zviezdunem, a ten zawołał:
- Twe imperium rozpadnie się za sprawą Nieskalanej, co będzie mieć imię jak wiele mórz. Ugodzi w Exterminans bronią, której się twój car najbardziej obawia; bronią ducha, której nie ma żadna armia! – Lein ryknął, zawył i wziął umorusane we krwi nogi za pas. Wiele wieków potem widziano go jak w jakimś lesie w Analapii atakował ludzi zbierających runo leśne. ,,Lein wiecznie żywy’’! - chciałoby się skomentować. To co powiedział Październik było proroctwem, a przez cały czas, kiedy panował w przyrodzie, armia Czerwonego Człowieka i Leina nie mogła zdobyć Chorezmu. Dopiero gdy nastał listopad, Chorezm upadł, a armia spod znaku gwiazdy Exterminans pomaszerowała na Rox i Analapię.
Listopad (Prosiniec); jesienny świadek świąt Dziadów i Bab, które ustanowił Teost, miał postać męża, którego młodość już przeminęła, lecz jeszcze nie postarzał się na dobre. Nosił wieniec z brązowych, kruszących się już liści na długich włosach i szarą opończę. Miesiąc ten kończył Rosalny Tydzień – ostatnie dni, podczas których, rusałki służące Zimie kończyły topienie niewiast. Przyglądał się też biciu świń na szynki i kiełbasy na zimę, stąd otrzymał imię Prosiniec. Widywano go, gdy chodził między kurhanami i mogiłami, i odpędzał szablą te Osmętnice, które przez pocałunek w usta, doprowadzały niewiasty do wieszania się lub topienia. Były wśród nich i dobre, które szeptały do ucha: ,,Pamiętaj o śmierci’’, miast do rozpaczy skłaniały ku zadumie nad życiem i pokładaniu ufności w Ageju. Tych Listopad nie odganiał.

,,Uczeni mężowie dowodzą – jest napisane w ‘Codex vimrothensis’ – że Osmętnice zatruwające radość życia, całują w usta nie tylko niewiasty, ale i mężów’’ – p. Innowojciech Błyszczyński.


Grudzień służył Zimie. Miał postać siwego starca z długą brodą i włosami, a szatę nosił białą lub czarną. Zima dała mu moc tworzenia grud z ziemi, skąd otrzymał swe imię. W dniu, kiedy Swaróg rozpalił po raz pierwszy Słońce na niebie, chodził razem z jytnas Dziadkiem Mrozem, czyli Gwiazdorem i rozdawał prezenty.

*
Istnieją przekazy o miejscach, w których wszystkie Zviezduny spotykały się razem. Według jednych był to las, polana, jezioro, zamek, karczma, albo nawet gwiazda. Włoski bajkopisarz z XVI – wieku, Basile pisał dwóch braci – dobry i zły spotykało miesiące w gospodzie. Pierwszy z nich za uprzejmość został nagrodzony ucztą, a drugi – gburowaty dostał rózgę, która go zbiła. W erze ósmej Zviezduny pomogły Neurom Wilkodłakowi i jego ojcu Kolfowi w uwolnieniu Roda uwięzionego przez Čorty.