poniedziałek, 10 października 2022

Czarna Sara

 

,,Jedną z osób, które jako pierwsze otrzymały objawienie była Czarna Sara. Była szlachetnie urodzona i przewodził plemieniu znad brzegu Rodanu. Znała tajemnice, które zostały jej przekazane… Romowie w tym czasie praktykowali religie politeistyczne i raz do roku brali na swoje barki posąg bogini Isztar (Astarte) i przychodzili nad morze, aby tam otrzymać błogosławieństwo. Pewnego dnia Sara miała wizje, które poinformowały ją, że święci, którzy byli obecni przy śmierci Jezusa Chrystusa przyjadą i musi udzielić im pomocy. Sara była świadkiem przyjazdu świętych na łodzi. Morze było wzburzone i łodzi groziło zniszczenie. Maria Salome rzuciła swój płaszcz na fale i użyła go jako tratwy. Sara przypłynęła w kierunku świętych i modląc się pomogła im dotrzeć na ląd’’ - Franz de Ville ,,Traditions of the Rome in Belgium’’ (1956)



Opowieść, którą chciałbym teraz przytoczyć, dopiero niedawno ujrzała światło dzienne. Przekazywana ustnie przez tysiące lat, została w końcu spisana przez nie kogo innego jak Papuszę, nieszczęśliwą cygańską poetkę kochającą Polskę. Jej poemat zredagował Jerzy Ficowski, badacz i przyjaciel polskich Cyganów, lecz został on wydany drukiem, nakładem wydawnictwa ,,Lazdona’’ z Suwałk, zaledwie rok przed straszną pandemią koronawirusa. Dziś możemy cieszyć się bez przeszkód bogactwem zawartych w nim mitologicznych odniesień, rzucających nowe światło na zamierzchłą przeszłość naszego świata.


*




W erze dziewiątej Enk Stepian, z mandatu Ageja sześcioręki władca bezkresnych stepów, poślubił gdzieś w Azji rusałkę Tarę Wielkoduszną, panią rzeki Tarchonu. Tara obdarzona miłością Stepiana, poczęła i wydała na świat nową rasę istot, które w słowiańskich kronikach otrzymały imię Mnogorękich. Przypominały bowiem ludzi; potężnych mężów i urodziwe niewiasty mających tak jak ich praojciec, sześć rąk. Dzielili się na żyjące w przykładnej zgodzie szczepy różniące się od siebie kolorem skóry. Byli więc Mnogoręcy Perłowi, Czarni, Brązowi, Złoci, Czerwoni, Niebiescy, Zieloni, Fioletowi i Pomarańczowi, oraz karłowaty szczep zdolny zmieniać ubarwienie jak kameleony. W ich żyłach płynęła złota krew i srebrny ichor. Osiedlili się w krainie nazwanej na cześć królowej rusałek Bharatieny. Założyli swe księstwo u stóp wyniosłej góry Meru ze stolicą w kapiącym od klejnotów i złota grodzie Saraście. Pierwszym władcą Mnogorękich był książę Bragman I Nagi, wasal królowej Bharatieny. Jego lud utrzymywał się z uprawy bananów nazywanych ,,długimi jabłkami’’, ryżu i prosa, hodowli świń, bydła, kóz i drobiu, wytwarzania jedwabnych tkanin i sztuki kowalskiej. Powiadano o ich rzemieślnikach, że władni byli budować z drewna i metalu machiny latające, zwane wimanami, które napędzali rtęcią. Mnogoręcy cenili taniec, muzykę, wiedzę, recytowanie opowieści o chwalebnych czynach Stepiana i Tary, smakowite jadło, pachnidła, klejnoty, kwiaty, ars amandi oraz życie w pokoju. Za oręż chwytali tylko wtedy gdy byli do tego przymuszeni atakami nagów, rakszasów, piśaćy, vetali i asurów. Dożywali tysiąca lat i dłużej. Dzięki parze skrzeli oprócz płuc, potrafili oddychać pod wodą. Utracone przez nich członki ciała miały moc odrastać. Mnogoręcy nade wszystko umiłowali dzieci, których pragnęli mieć jak najwięcej. Za panowania wszetecznej królowej Goplany III, wielu z nich poniosło okrutną śmierć odmawiając władczyni rzucania swoich pociech na pożarcie krokodylom. Gdy fale smoły, nazywane Czarnym Potopem pokryły skalane grzechami królestwo Goplany III, ostatni sprawiedliwi z rasy Mnogorękich, ocaleli kryjąc się na szczycie Meru gdzie doczekali początku ery dziesiątej. Kiedy do Bharacji przybyli pierwsi ludzie z rodu patriarchy Par – Ušana, znaleźli w Mnogorękich opiekunów i przyjaciół. Po upływie wieków, kiedy w ich sercach zatarła się już pamięć o Ageju, poczęli czcić ostatnich Mnogorękich jako swoich bogów i boginie i tak jest do tej pory.


*



W przyrodzie panował stary Listopad o długiej, szarej brodzie, którego szata barwy popiołu łopotała na porywistym wietrze. Noc wcześnie zapadła, zaś smutne niebo płakało zimnym deszczem. W oddali nawoływały się wilki i brukołaki, kiedy przez ponury step przedzierała się egzotyczna piękność dosiadająca tygrysa. Car Księżyc ciekawie przypatrywał się, siedząc na swym srebrnym tronie, smukłej i wysokiej pannie o cerze barwie mahoniu i długich, rozpuszczonych włosach, czarnych niby pkieł. Jej złotozielone oczy i złote ozdoby świeciły w ciemności. Odziana była w przepaskę zakrywającą kształtne piersi i spódnicę sięgającą kostek, obie uszyte z czerwonej kitajki. Od razu można było poznać, że nie jest to zwykła apsara z Bharacji, jeno niewiasta z ludu Mnogorękich. Miała bowiem sześć rąk, smukłych i powabnych jak cała jej postać. Litościwy Chors, mocą Ageja zmaterializował przed nosem jej tygrysa porcelanową miseczkę wypełnioną po brzegi gorącym, aromatycznym ryżem, aby wieloręka panna nie zasłabła z głodu.

- To dla ciebie – tygrys wskazał swej pani miseczkę z ryżem, ta zaś pełna wdzięczności zabrała się łapczywie do jedzenia.




Gdy skończyła, kładąc miseczkę w trawę, ujrzała jak w jej stronę idzie smukła i czarnowłosa Enka w białym gieźle. Była uzbrojona w łuk i kołczan ze strzałami, zaś towarzyszyła jej sfora chartów, wyżłów i ogarów.

- Witaj, dostojna Dziwico, Wielka Łowczyni Zachodu! - Wieloręka piękność na znak szacunku złożyła wszystkie swoje sześć dłoni.

- Powiedz mi, Czarna Saro, córko księcia Bagramanta, co porabiasz tak daleko od domu? - Spytała Dziwica, której oczy lśniły jak błękitne gwiazdy..

- Zmierzam do Domu Mężów, aby kształcić się tam na wojowniczkę.

- Wszak jesteś niewiastą, a Dom Mężów jak sama nazwa wskazuje, nie jest przeznaczony dla niewiast. Dlaczego nie udasz się raczej do Szkoły Dziewic, którą sama założyłam dla takich jak ty?

- Wiedz, pani, że mój ojciec bardzo chciał mieć syna, który zostałby adeptem Domu Mężów. Niestety zamiast syna, to ja przyszłam na świat i muszę to jakoś naprawić.

- Nonsens! - Żachnęła się Dziwica, a jej psy aż zaskomlały z oburzenia. - Nie musisz nic naprawiać, bo nic nie zepsułaś. Każde dziecię jest bezcennym darem dla swych rodziców – dodała z naciskiem.

- Zważ, pani, że mojemu ojcu będzie smutno jeśli nie wstąpię do Domu Mężów. - W oczach Czarnej Sary zalśniły łzy.

- Żadne dziecię nie jest zobowiązane do zaspokajania ambicji swych rodziców! - Trwała przy swoim Dziwica, lecz Czarna Sara zdobyła się na odwagę i pochwyciła ją za rękę.

- Jestem przeto zmuszona bić się z tobą, pani! - Zawołała Czarna Sara zwinnie zeskakując z grzbietu tygrysa.

Dziwica westchnęła, kierując błękitne oczy ku niebu, po czym z jej barków wyrosły cztery dodatkowe ramiona.

- Przyjmuję wyzwanie! - Oznajmiła Dziwica.

Enka i panna z ludu Mnogorękich naparły na siebie i zaczęły mocować się wszystkimi dwunastoma rękami. W międzyczasie myśliwskie psy Dziwicy i tygrys Czarnej Sary walczyły zażarcie za pomocą kłów i pazurów. Dziwica zauważyła z podziwem, że w nadobnych członkach Czarnej Sary drzemie siła godna łowcy niedźwiedzi. Gdy obie walczyły, obalając się na step i zaraz z niego powstając, z nieba lunął ulewny deszcz, a chrobry Jarowit co rusz iluminował arenę boju ognistymi piorunami. Zmaganie przeciągnęło się do bladego świtu.

- Jesteś naprawdę dobra – przyznała Dziwica – jeno puść mnie!

- Puszczę cię, pani, dopiero wówczas gdy pobłogosławisz mi w moim zamiarze pobierania nauki w Domu Mężów!

- Niech tak będzie… Błogosławię ci… - Rzekła Dziwica, zaś Czarna Sara rozluźniła uchwyt sześciu rąk.

Wówczas Dziwica zdjęła swój złoty medalion pokryty pradawnym pismem i zawiesiła go na szyi Czarnej Sary.

- Pokażesz ten nawąz Mistrzowi Domu Mężów, aby wiedział, że pozwoliłam ci pobierać tam nauki!

Następnie obie niewiasty ucałowały się na zgodę w policzki i rozstały się. Trzy dni później, kiedy z mroźnego i pochmurnego nieba sypał się grad z deszczem, wojownik Ikołaj z rasy Lynxów, to jest ludzi z głowami rysiów, pilnujący wschodniej bramy Domu Mężów, ujrzał zwiniętą w kłębek, sześcioręką dzieweczkę. Czarna Sara była przemoczona i przemarznięta od deszczu, zaś wierny tygrys ogrzewał ją swoim pasiastym futrem. Ikołaj nigdy wcześniej nie widział takiej istoty. Czym prędzej, kierowany litością, opuścił swój posterunek i podszedł do nieszczęsnej istoty. Tygrys zawarczał ostrzegawczo i wystawił pazury.

- Spokojnie, bracie, chcę tylko pomóc tej niebodze – Lynx przemówił do tygrysa, po czym pewnym ruchem zarzucił sobie Czarną Sarę na plecy i zabrał ją do Domu Mężów, gdzie według statutu Mieczysława nie wolno było przebywać żadnej niewieście.

Kiedy Czarna Sara otworzyła oczy, uczuła przyjemne ciepło. Spostrzegła, że leży w łożu nakryta po szyję wilczymi skórami. Wierny tygrys spoczywał na drewnianej podłodze i czule trącał jedną z jej dłoni wilgotnym nosem. Na stoliku obok łoża stała gliniana miska wypełniona po brzegi parującą kaszą gryczaną ze skwarkami i smażoną cebulą, pajda chleba upieczonego z wodnych roślin oraz drewniany kubek napełniony cienkim piwem. Nad łożem Czarnej Sary pochylali się adepci Domu Mężów. Był wśród nich Lynx Ikołaj, żmij Feodul, wodnik Rochel, płanetnik Andik oraz Udaj Tades z rasy chęchołajów przypominających rosomaki.

- Gdzie jestem? - Spytała roztargniona Czarna Sara. - Czy to Dom Mężów, czy raczej Jasna Nawia?

- Jesteś w Domu Mężów, panienko – odrzekł Rochel.

- Nie chcemy być niegościnni – wtrącił żmij Feodul – ale jak wydobrzejesz, będziesz musiała nas opuścić. Nasz statut nadany nam przez dwugłowego Mieczysława, zabrania niewiastom przebywać w tym bastionie. Dla niewiast jest Szkoła Dziewic, jeśli chcą zostać wojowniczkami.

- Zaraz wszystko wyjaśnię, lecz najpierw pozwólcie, że podziękuję wam za uratowanie mi życia. Nazywam się Kali Durga Sara, lecz możecie mnie nazywać Czarną Sarą. Jestem córką Bagramanta, księcia rasy Mnogorękich. Wszyscy mieszkamy u stóp góry Meru i mamy po sześć rąk. Tak jak dwurękie istoty używamy ich do pracy, walki, modlitwy i zabawy.

- Kiedyś słyszałem o Mnogorękich z Saraśty, lecz uważałem, że to wymysł starych piastunek – rzekł Ikołaj. - Wyjaśnij nam, panienko, co porabiasz tak daleko od swych ziem ojczystych i to w takiej nieprzyjemnej porze roku.

- Na grzbiecie wiernego tygrysa Skrzana odbyłam daleką podróż walcząc po drodze z głodem, upałem, zmęczeniem, deszczem, śniegiem, wiatrem i różnymi złośliwymi istotami. Przybyłam aż tu, bo pragnę zostać adeptką Domu Mężów.

- To szaleństwo! - Żachnął się żmij Feodul.

- Tak kazał mi ojciec – rzekła z naciskiem Czarna Sara – a jego wola jest dla mnie święta. Idąc przez step walczyłem w pojedynku ze Śri Dziwicą, którą zmusiłam, aby przekazała mi swój złoty medalion na znak, że mogę pobierać tu nauki – Czarna Sara pokazała wszystkim zgromadzonym swój klejnot, ci zaś zadrżeli widząc, że tajemnicza księżniczka walczyła z potężną Enką i zwyciężyła.

Medalion wibrował i świecił złotym blaskiem w półmroku izby niczym małe słońce. Ikołaj delikatnie zdjął go z łabędziej szyi Czarnej Sary.

- Dziś wieczorem, gdy zapłoną pochodnie, pokażę go na wiecu naszemu mistrzowi i starszyźnie. Do nich należy ostateczna decyzja.

W owym czasie mistrzem Domu Mężów był Tęgosz z rasy Żubrzan. Przypominał wysokiego i potężnie zbudowanego męża z głową żubra i złotym kolczykiem w nosie. O pełni Księżyca biciem w olbrzymi bęben zwołał wszystkich wojowników na naradę wokół ogniska rozpalonego na majdanie.

- Doszły mnie słuchy, że z dalekiego kraju przybyła do naszej szkoły wieloręka księżniczka pragnąca pobierać tu nauki. Wszyscy wiemy, że nasz statut nadany nam przez dwugłowego Mieczysława, zabrania niewiastom przebywania w Domu Mężów.

- Hańba nam, gdybyśmy mieli postąpić inaczej! - Zazgrzytał pożółkłymi kłami stary, biały ze starości Neur noszący imię Koryszko.

- Nawet królowa Nastazja i jej córka Walaszka, choć były chrobrymi wojowniczkami, nie miałyby czego szukać w Domu Mężów! - Poparł go stary żmij Kładen.



- Jak chce zostać wojowniczką, to niech idzie do Szkoły Dziewic! - Dodał siwobrody olbrzym Świder.

Majdan rozbrzmiewał gniewnymi okrzykami, warczeniem, porykiwaniem i sykiem. Wówczas o głos poprosił Ikołaj z rasy Lynxów. Wydobył z zanadrza złoty medalion Dziwicy, od którego bił silny blask niczym od gwiazdy świeżo spadłej z nieba.

- Wczoraj znalazłem ową księżniczkę przybyłą aż z odległej krainy noszącej imię królowej Bharatieny. Wielce zależy jej na tym, aby zostać jedną z nas. Przybyła tu nie za swoim kaprysem, ale zobowiązana wolą swego ojca, księcia Bagramanta z Saraśty. Idąc tu, pokonała w walce Dziwicę i otrzymała od niej ten oto medalion, na znak, że może pobierać nauki w Domu Mężów. - Ikołaj potrząsnął klejnotem zawieszonym na łańcuszku. - Jest teraz z nami. Podejdź bliżej, Czarna Saro!

Oczy wszystkich zwróciły się ku wysmukłej, sześciorękiej pannie o czarnych puklach i ciemnej cerze. Szła skromnie, a u jej boku podążał wierny tygrys. Nawet Koryszko, Kłoden i Świder byli pod wrażeniem jej odwagi i uporu.

- Nazywam się Czarna Sara i jestem córką księcia ludu Mnogorękich z Bharacji. Ojciec nakazał mi, abym właśnie tu kształciła się na wojowniczkę, a jego wola jest dla mnie święta. Będę zaszczycona jeśli spełnicie moją prośbę.

Mistrz Tęgosz donośnym rykiem uciszył rozhowory między zwolennikami a przeciwnikami przyjęcia Czarnej Sary do Domu Mężów.

- Postawiłaś nas w trudnej sytuacji, panienko. Szanujemy, jako posłańców Ageja zarówno Mieczysława jak też Dziwicę, lecz ich stanowiska zdają się nam sprzeczne. Jako mistrz Domu Mężów zamierzam przyjąć cię do grona adeptów o ile jutro sprostasz próbie. W przeciwnym razie będziesz musiała powrócić do swego księstwa.

- Jakaż to próba? - Spytała Czarna Sara.

- Będziesz musiała wydobyć złoty pierścień Mieczysława z Jeziora Szczęk. Czy Mnogoręcy umieją pływać?

- Od maleńkości pływamy jak ryby. - Zapewniła Czarna Sara.

- To dobrze. Teraz ty i wszyscy inni możecie udać się na spoczynek. - Mistrz Tęgosz zakończył więc, zaś dwa rosłe wodniki, bracia Potop i Poplusk zgasiły ognisko wodą z cebra.

Czarna Sara spała wtulona w futro swego tygrysa, który głuchym warczeniem odpędzał od niej kłębiące się u powały sufitu zmory. O brzasku pianie koguta zerwało wszystkich na nogi. Junacy wyszli z chat na majdan, aby złożyć pokłon Dennicy, Zorzy Porannej i Swarogowi rozpalającemu Słońce na niebie. Również Czarna Sara zerwała się z posłania i razem z tygrysem udała się na majdan. Po przywitaniu Dennicy i Swaroga, junacy zaprowadzili ją nad leżące w obrębie bastionu jezioro o intensywnie błękitnych wodach. Mistrz Tęgosz zasiadł na kamiennym tronie, zaś wodniki Kłamur, Komir i Wardelotek oraz żmijowie Symur, Kalbir i Kijan poczęli bić otwartymi dłońmi w membrany bębnów. Mistrz Tęgosz uniósł prawą rękę dając im znak, aby przerwali bębnienie.

- W imię Mieczysława, Wiecznego Wojownika, pytam cię, Czarna Saro, czy jesteś gotowa poddać się próbie?

- Jestem gotowa – potwierdziła Czarna Sara.

Wówczas mistrz Tęgosz z rozmachem cisnął pierścień na sam środek jeziora. Siedzące na brzegu wodniki i żmijowie poczęli bić w bębny, zaś Czarna Sara wzięła rozbieg i wskoczyła do jeziora. Nie kłamała; Mnogoręcy istotnie pływali jak ryby. Jezioro było bardzo głębokie, woda zaś w nim była straszliwie zimna. Nie zważając na tę niedogodność, Czarna Sara zanurkowała do samego dna. Odnalazła w dennym mule pierścień i zadowolona zaczęła płynąć ku powierzchni. Niestety jezioro zamieszkiwały szczupaki wielkości rekinów. Ledwo zauważyły Czarną Sarę, rzuciły się aby ją pożreć. Zaczął się szaleńczy wyścig w wodzie. Olbrzymie ryby dopędzały pływaczkę, która broniła się przed nimi, hojnie rozdając ciosy dłońmi i stopami. Jeden ze szczupaków zacisnął zęby na jednej z jej rąk i odgryzł ją. Polała się złota krew, jeszcze bardziej rozjuszając głodne ryby. Czarna Sara krzywiąc się z bólu, wezwała imienia Perepłuta i Vady – tyły aby dodali jej sił potrzebnych by uciec szczękom napastników. Enkowie wysłuchali prośby. Czarna Sara ściskając pierścień wybiegła z jeziora i otrząsnęła się z wody jak mokry pies. Kikut ręki przestał już krwawić.

- Dowiodłaś, że jesteś godna zaprawiać się do walki w naszych szeregach. - Powiedział mistrz Tęgosz odbierając pierścień Mieczysława. - Swoje męstwo opłaciłaś utratą jednej z kończyn. - Zauważył po chwili.

- Furda, odgryziona ręka odrośnie – odrzekła rezolutnie Czarna Sara. - To nieładnie jednak, że nim wskoczyłam do jeziora, nie ostrzegliście mnie, panie, o tych potwornych szczupakach!

Od tego dnia Czarna Sara jako jedyna niewiasta w dziejach, została adeptką Domu Mężów. Razem z innymi ćwiczyła się w walce każdym rodzajem broni, biegach i zapasach. Poznawała też tajniki ziół leczniczych, święte opowieści i obrzędy. Mając sześć rąk zamiast tylko dwóch, miała znaczną przewagę nad innymi junakami. Jej tygrys został pełnoprawnym mieszkańcem Domu Mężów i przynosił do kuchni upolowaną przez siebie zwierzynę. Adepci wnet polubili Czarną Sarę, była bowiem nie tylko urodziwa, ale też skromna i miła w obejściu. Po dziesięciu latach wojowniczka opuściła Dom Mężów z wykłutymi na prawym udzie dwoma mieczami, znakiem, że ukończyła naukę.


*


Po ukończeniu szkolenia w Domu Mężów, Czarna Sara udała się na zachód. Zabawiła na południu krainy, która w erze jedenastej otrzymała nazwę Lascaux, zaś w dwunastej i trzynastej została nazwana Galią. Razem ze swym nieodłącznym tygrysem gościła w kryształowym pałacu miejscowego władcy, zbudowanym na dnie rzeki. Siedziała za stołem nakrytym białym obrusem, przed nią złote półmiski i puchary same napełniały się najprzedniejszym winem i wszelkimi smakołykami; mięsem żab, ślimaków i minogów podawanym z duszoną fasolą.

- To wielki zaszczyt, że przybyłaś do moich włości – mówił jasnowłosy wodnik w szkarłatnym płaszczu, którego oczy świeciły zielonym blaskiem. - Wiedz, nieustraszona mocarko z Domu Mężów, żem jest Rodan, król rzeki nazwanej tym samym imieniem. Moi rodzice z wszystkich Enków najwięcej umiłowali Roda, któremu zawdzięczam swe narodziny oraz imię. Kiedy czarownica położyła pieczęć klątwy na łono mej matki, Rod podarował jej duży, stojący zegar. W tym zegarze znajdowałem się właśnie ja jako niemowlę. Dlatego otrzymałem imię Rodan, to jest Dany od Roda. Teraz chciałbym poznać twoje imię, pani, o ile nie skrywa go obłok tajemnicy.

- Nazywam się Kali Durga Sara, lecz wszyscy nazywają mnie Czarną Sarą. Jestem córką Bagramanta z Saraśty, księcia rasy Mnogorękich. Natomiast pod stołem leży mój wierny tygrys o imieniem Skrzan.

- Rod mi świadkiem, iż byłbym rad, gdybyś zechciała zostać królową u mego boku – oświadczył się Rodan. - Byłoby to dla mnie największą radością….

- Panie – rzekła Czarna Sara – przybyłam do twego królestwa z poczucia obowiązku. Jeszcze jest za wcześnie, abym mogła ci powiedzieć, że cię kocham, wszak jeszcze się dobrze nie znamy.

- Cóż to za obowiązek przywiódł cię w moje progi? - Spytał Rodan.

- Nad rzeką Bosną osiadł srogi wąpierz Ogoljen, jeden z banów smoka Rykara. Sieje spustoszenie i śmierć zadaje żłopiąc krew niewinną. Nie myśl, panie, żem nie próbowała go powstrzymać! Niestety ani żelazo, ani kamień, kość czy drewno maczugi, ani nawet kły i pazury tygrysa nie są w stanie mu zaszkodzić. Pouczona we śnie przez Chorsa, udałam się tu, aby znaleźć oręż odpowiedni do zabicia Ogoljena.

- Dobrze trafiłaś – pochwalił Rodan. - Mogę ci ofiarować srebrny miecz, którego ostrzu nie oprze się żaden wąpierz. Oręż ten czeka na ciebie wewnątrz drzewa brzoskwiniowego rosnącego wewnątrz kręgu płomieni na rzecznej wyspie.

- Wskaż mi ją, królu! - Poprosiła stanowczo Czarna Sara, zaś serce Rodana napełniło się podziwem dla jej odwagi.

- Płyń za mną! - Polecił.

Czarna Sara dosiadła tygrysa, po czym podążając za królem Rodanem rzuciła się wpław przez rzekę. Wcześniej zabrała dwa topory, oraz cztery pojemne wiadra. Gdy Rodan ukazał jej wyspę, na której płonął ognisty krąg, Czarna Sara napełniła wszystkie wiadra wodą z rzeki. Następnie wylała ich zawartość na wyspę, gasząc płomienie. Dobyła dobrze naostrzonych toporów i poczęła rąbać nimi brzoskwiniowe drzewo. Przestała rąbać, gdy jej oczom ukazał się miecz błyszczący jak promień Księżyca. Czarna Sara napinając mięśnie, wyrwała go ze środka pnia. Rany zadane drzewu natychmiast zaczęły się zabliźniać. Nie minęła minuta, gdy brzoskwinia znów wyglądała jakby nigdy nie dotykało jej ostrze topora. Czarna Sara przez chwilę ważyła brzeszczot w dłoniach. Miecz miał złotą rękojeść zakończoną gałką z drogocennego kamienia wypełnioną leczniczym balsamem.

- Zuch dziewczyna! - Z rozmyślań wyrwały ją słowa króla Rodana. - Mimo wszystko sądzę, że bezpieczniej byłoby dla ciebie zostać na mym dworze, zaś miecz przekazać jakiemuś junakowi. Twoja śmierć pogrążyłaby mnie w wielkim smutku.

- Dziękuję ci, panie, za twą troskę, wiedz jednak, że nie po to ćwiczyłam się na wojowniczkę i przebyłam taki szmat drogi, aby teraz zawieść tych, którzy pokładają nadzieję w sile mych ramion.

- Jesteś godna najwyższej pochwały. Chętnie poszedłbym nad Bosnę walczyć u twego boku z tym przeklętym wąpierzem. Wierzaj, że to nie tchórzostwo przeszkadza mi w tym zamierzeniu, jeno obowiązki jakie mam wobec Rzeki Roda i jej mieszkańców.

- Wierzę, że mówisz prawdę – odezwał się nagle tygrys. - Tchórzów i kłamców wyczuwam na wiorstę i rozszarpuję ich zębami, ty zaś nie jesteś ani jednym, ani drugim.

- Jestem zaszczycona, że mogłam gościć na twym dworze, panie i z głębi serca dziękuję za dostarczenie mi oręża. - Czarna Sara skłoniła się z szacunkiem.

- Niech Erdgajsty czuwają nad twymi drogami i nie zapomnij tu wrócić, by opowiedzieć o swoim zwycięstwie. - W oczach króla Rodana zalśniły łzy smutku.

Naprawdę martwił się o Czarną Sarę.




Wąpierz Ogolejen, graf Pricolicki – Taracki wychodził nocą na łowy z groty na prawym brzegu Bosny. Miał pomarszczoną, popielatą cerę, czarne włosy i bokobrody, krwistoczerwone oczy, długie kły i szpony. Odzienie jego stanowił czarny płaszcz uszyty z błon lotnych nietoperzy. Na wskazującym palcu lewej dłoni miał żelazny pierścień w kształcie węża Ouroborosa, w którym zaklęta była moc tworzenia i miotania kul ognistych. Od smoka Ismeju otrzymał w prezencie czaszkę młodej rusałki oprawioną w ołów. Ilekroć zapadał zmierzch, Ogoljen napełniał czaszkę krwią ofiarnej sarny lub łani. Mieszając w niej palcem w kierunku odwrotnym do ruchu wskazówek zegara, miał możność widzenia spraw dziejących się daleko. Tym sposobem luty wąpierz, który uśmiercił już dziesiątki nimf, wił, satyrów i leśnych ludzi, dowiedział się o Czarnej Sarze. Widział jak wydobyła srebrny miecz z wnętrza pnia brzoskwini rosnącej w kręgu płomieni na wyspie na Rzece Roda. Zadrżał wówczas ze wściekłości i lęku, że oto zbliża się kres jego panowania. Wylał krew z czaszki na podłogę jaskini, po czym strasznym głosem jął wzywać na pomoc upadłe duchy z najgłębszych otchłani Čortieńska, aż srebrna tarcza Księżyca pokryła się czerwienią od tych zaklęć bezbożnych i sromotnych.

Czarna Sara, mistrzyni miecza, kierowała się niestrudzenie na wschód, ku ziemiom późniejszej Valkanicy, dosiadając wiernego tygrysa. Ogoljen zsyłał na nią ognistą burzę, grad lodowych sztyletów, nieprzeniknioną ciemność, a także hordy smoków, wąpierzy, strzyg i wilkołaków. Czarna Sara niestrudzenie zadawała śmierć demonom i straszydłom, dzierżąc oręż w każdej z sześciu rąk. Jej tygrys uwijał się jak w ukropie, rozszarpując nocnice, smoki i inne nikczemne istoty, których było wciąż więcej i więcej. Król Rodan śledził wędrówkę Czarnej Sary mając za posłańców wodne ptactwo i żaby. Jedna z nich, zwana Półpankiem, widząc, że dzielna wojowniczka znalazła się w niebezpieczeństwie, nadęła się i urosła do rozmiarów byka. Następnie żaba rozdziawiła paszczę połykając stado złych Neurów i dowodzącą nimi czarownicę Bazylichę. Kiedy Czarną Sarę otoczyły półkolem zajadłe Čorty ognia, mroku i raniącego gradu, czysta Mokosza widząc jej męstwo wsparte modłami, wypuściła ze swego łona strumień żywej wody, który uniósł ze sobą sługi zła do Welesa za morze. Tak wśród wielu groźnych przygód, Czarna Sara i jej tygrys przybyli nad rzekę Bosnę.


*


Nad ranem Ogoljen zasnął opity krwią w swojej grocie. Myśli, które nurtowały w jego głowie nie były wesołe. Choć Czarna Sara i tygrys Skrzan nadeszli cicho jak koty, wąpierz zbudził się, kiedy zgasła zaczarowana pochodnia płonąca u wylotu jaskini.

- A więc przyszedł czas na mnie… - wymamrotał. - Tak bardzo nie chcę umierać! Ucieknę stąd nad Tysiąc Jezior, a wy dostaniecie całe moje złoto i klejnot! - Zaproponował Ogoljen.

- Nie chcę twego skrwawionego złota – odmówiła gniewnie Czarna Sara. - Skrzywdziłeś zbyt wiele istot, abym teraz mogła darować ci karę! - Wyjęła z pochwy srebrny miecz.

Ogoljen westchnął i wypuścił z ust ognistą kulę. Wojowniczka w ostatniej chwili zrobiła unik. Tygrys swym ciężarem przygwoździł wąpierza do ziemi, zaś Czarna Sara z wprawą pozbawiła krwiopijce głowy i przebiła mu serce.

- Musiałam to uczynić, aby chronić niewinnych – rzekła głaszcząc łeb tygrysa.

Z rozprutych trzewi wąpierza wydobył się płomień i pochłonął jego cuchnące zwłoki.

- Nic tu po nas – rzekła Czarna Sara i opuściła jaskinię.

Tygrys podążył za nią.



*



Powiadają bajarze, że wieloręka wojowniczka powróciła na zachód, nad Rodową Rzekę. Poślubiła króla Rodana i została królową u jego boku. Istnieje też opowieść, w której prawdziwość wierzyła Papusza, że Czarna Sara żyła jeszcze w erze trzynastej. Jako pierwsza niewiasta w Galii miała przyjąć Dobrą Nowinę głoszoną przez Łazarza i jego siostry, Marię i Martę.