niedziela, 25 maja 2025

Dwór Tatry

 

,, […] Dobra i litościwa jest królowa Tatra! Ona mgły cienkie przędzie, nagość gór odziewa, wianki z kosodrzewiny wije, na czołach im kładzie. Ona śniegi martwe w jasne potoki zamienia, pola i niziny wodą zdrojową poi, aby wydały plon chleba. Ona orłom siwym uchronę w domu swym daje, a pisklęta ich bezpióre w gniazdach wysokich kolebie. Ona w komorach swych chowa kozicę śmigłą i zakrywa ją przed postrzałem łowca… Ona okiem słodkim o doliny patrzy, kwiat z nich tchnieniem najświeższym od skwarów broni… Ona tka z aksamitnych mchów ciche makaty i wyściela nimi przepaście tajemne. Ona wyżywia lud ubogi, co pól i zbóż nie ma, a dziatki z góralskiej chaty uczy patrzeć w błękit, gdzie ma dom swój… Dobra i litościwa jest królowa Tatra!’’ - Maria Konopnicka ,,O krasnoludkach i sierotce Marysi’’



 

Leży przede mną na biurku nabyta w małopolskim antykwariacie ,,Księga Gandary’’, nazwana tak na cześć góralskiego proroka i mędrca. Pierwsze wydanie w szarej, płóciennej oprawie ukazało się w 1911 roku nakładem niszowego wydawnictwa, mającego swą siedzibę na zamku Turów Róg w Tatrach. W 2007 roku w ofercie suwalskiej księgarni ,,Lazdona’’ można było nabyć reprint tego dzieła. Księgę poprzedza przedmowa niezidentyfikowanego badacza tajemnic, ukrywającego się pod pseudonimem T. Pimko. Opisuje koleje życia Gandary, jego przygody jako zbójnika i spotkanie z Królem Węży we wczesnej młodości. Zawiera też jego liczne pieśni, przepowiednie, bajki i rozważania o strukturze i mieszkańcach nadprzyrodzonego świata. Wiele tych informacji pokrywa się ze starszymi zapisami z ,,Perłowego latopisu’’, ,,Ksiąg zbójeckich’’ oraz ,,Codex vimrothensis’’. Zarazem ,,Księga Gandary’’ podaje wiele szczegółów pomijanych przez inne źródła.



Królowa Tatra (nowoludzkie: Tircja) została z mandatu Ageja jytnas sprawującą pieczę nad górami. Powierzone zostały jej również złote i srebrne klucze do źródeł rzek. Ci, którym ukazała się na jawie, bądź w sennym widzeniu, opisywali ją jako urodziwą niewiastę, smukłą i wysoką o jasnej cerze, błękitnych oczach, włosach zaś długich i czarnych niczym pkieł. Gorska Majka jak brzmiał jeden z tytułów królowej, ukazywała się w sukniach białej, szkarłatnej, ciemnozielonej lub błękitnej ze złotym pasem. Nosiła złotą koronę oraz liczne ozdoby z drogich kamieni oraz kłów i pazurów ubitych przez siebie bestii; panków, léwic i smoków. Urodziła się w Montanii, w góralskiej wiosce Toreniu, nazywanym też Nowym Głogowem. Wybrana przez Enków, została królową Aplanu i oblubienicą króla Lecha III. Po wielu przygodach kosztem własnych niemałych cierpień, doprowadziła do utraty nieśmiertelności przez Kościeja, krwawego tyrana, niewolącego plemiona Dalekiego Zachodu. Powiła trzech synów i trzy córki. Zmarła w sześćdziesiątym roku życia otruta przez spisek handlarzy niewolników. Sama będąc niegdyś niewolnicą Kościeja, jako królowa dążyła do zniesienia niewolnictwa. Wspierający ją w tym zamyśle Lech III zginął zamordowany przez zasypanie go ziemią w wilczym dole. Siedziba Tatry mieściła się wewnątrz wyniosłej góry Gerlach. Największą cześć oddawali jej Montańczycy oraz mieszkańcy Królestwa Slawii, które założył Słowak, młodszy brat Lecha, Czecha i Rusa. W erze trzynastej królowa Tatra ukazywała się Janosikowi i samemu Gandarze. Kilkakrotnie rozmawiał z nią także karzeł Józio, syn Gandary. Kosa Oppman, nadworny kronikarz króla krasnoludków, Błystka Likostina opisał następująco pośmiertne wywyższenie Tatry na kartach ,,Perłowego latopisu’’.


,,Królowa Tatra w chwili śmierci ujrzała swą ukochaną siostrę Kaztię, która ją uściskała i przeprowadziła przez kładkę, którą wcześniej sama musiała przejść. Na drugim końcu kładki jej oczom ukazała się cała rodzina: brat, matka, ojciec, szwagier, nawet Malkieš. Wszyscy wesoło ucztowali, lecz Tatra czuła tęsknotę za mężem i dziećmi. Spotkała też wszystkich Enków i jytnas oraz samego Ageja. Ten nieoczekiwanie przeniósł ją do Montanii. Na swej głowie poczuła koronę z płomieni, a chór Wieszczyc Losu zaśpiewał starą, piękną pieśń montańską:


Cicho, cicho, nie budźmy śpiącej wody w kotlinie,

lekko z wiatrem pląsajmy po przestworów głębinie…

Okręcajmy się wstęgą naokoło księżyca,

co nam ciał przezrocza tęczą blasków nasyca,

i wchłaniajmy potoków szmer, co toną w jeziorze,

i limb szumy powiewne, i w smrekowym szept borze,

pijmy kwiatów woń rzewną, co na zboczach gór kwitną,

dźwięczne, barwne i wonne, w głąb wzlatujmy błękitną.

[…] Oto gwiazda, co spada, lećmy chwycić w ramiona,

lećmy, lećmy ją żegnać, zanim spadnie i skona,

puchem mlecza się bawmy i ćmy błoną przezroczą,

i sów pierzem puszystym, co w powietrzu krąg toczą,

nietoperza ścigajmy, co po cichu tak leci,

jak my same, i w nikłe oplątujmy go sieci,

z szczytu na szczyt przerzućmy się jak mosty wiszące,

gwiazd promienie przybiją do skał mostów tych końce,

a wiatr na nich na chwilę uciszony odpocznie,

nim je zerwie i w pląsy znów porwie nas skocznie...’ 1


- Tatro, zostałaś jytnas. - Uradowana Mokosza uściskała ją. - Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Gdy po otruciu przez łowców niewolników straciłaś wzrok, odpokutowałaś wszystkie zamierzchłe brudy swej duszy. Jaka jestem szczęśliwa!

- Ja też, Matko. - Uściskała ją Tatra, po czym Agej przemówił:

- Niech jytnas Tatra łotkip będzie królową wszystkich gór […] i rzek prócz Nilusa. - Po tym swoim płomieniem nałożył jej kilka koron: Montanii Środkowej, Zachodniej, Gór Biesów i Čadów, Nürtu, Alpenlandu, Gór Jeszcze Niepowstałych, Gór Ryfejskich (władzę nad nimi miała sprawować wespół z wcześniejszymi ich królami na spotkaniach u króla Wiluja) i Atlasu. Do rąk włożył jej kilkanaście kluczy – były to klucze do źródeł rzek, w tym Odirny i Visany [...]’’.




Ojcem królowej Tatry był Giewont (Hyvantis). Mieszkał w góralskiej chacie w Montanii razem ze swą żoną Limbą. Oprócz Tatry mieli jeszcze dwoje innych dzieci; młodszą córkę Kaztię i starszego syna, Bielskowłada. Giewont był wysoki i barczysty niczym prawy bohatyr z bylin, zaś jego brązowa broda opadała mu majestatycznie na pierś. Pracował przy wypasie niewielkiego stada owiec. Powiadano o nim, że w latach swej młodości ubił kamieniami z procy wilka i niedźwiedzia, które zagrażały powierzonemu jego opiece stadu. Bogactwo nie było mu pisane, choć że z całą rodziną pracował uczciwie i ciężko. Pomimo tego nigdy nie splamił się rozbojem. Górale z Torenia nazywali go przeto Giewontem Sprawiedliwym i często zwracali się doń jako do rozjemcy w sporach. Kiedy Tatra przebywała jako zakładniczka na dworze Kościeja, Giewont najął się do ochrony karawany kupieckiej. Tak pisał o tym Kosa Oppman w ,,Perłowym latopisie’’:


,,Pewnego razu karawana, której towarzyszył, została znienacka napadnięta przez zbójników, którzy wyskoczyli zza kosodrzewiny, uzbrojeni w długie oszczepy. Podróżnych ogarnęła panika. Z szerokiej piersi Giewonta, która wyglądała jak igielnik, na trawę hali ciekła krew. Zbóje stracili swój oręż, a gdy kupcy przystąpili do samoobrony, napastnicy znikli jak duchy. Oczy bohatera zaszły mgłą, po czym upadł twarzą w trawę, przez co oszczepy przebiły go na wylot. Handlarze, opłakując swojego obrońcę, zanieśli go na pobliski szczyt i naścinawszy gałęzi kosodrzewiny, ułożyli z nich stos, którzy zapalili. Obficie płynąca spod stosu krew żłobiła skałę niczym woda, tyle że dużo szybciej i dynamiczniej, aż ta przybrała kształt rycerskiej głowy’’.



 

W ,,Księdze Gandary’’ można przeczytać jak w czwartym wieku ery jedenastej smok Rykar zerwał się z pętającego go łańcucha i wypełznął na powierzchnię pod postacią wielkiego węża Gorynycza, aby walczyć z Agejem i Enkami. Pod jego stanice pospieszył Skalny, górski Čort, przedstawiany jako człowiek z łbem koziorożca. Tenże Skalny zadął w róg uczyniony z morskiej muszli, długiej, spiczastej i krętej, barwy miedzi i złota. Graniem tym przebudził piętnastu prastarych skałoludów, to jest olbrzymów o kamiennych ciałach. Skałoludy były starsze i silniejsze niż inne rody olbrzymów z carem Światogorem – Atlasem na czele. Wolniej też od nich myślały i łatwiej popadały w gniew. Powiadano, że narodziły się już w erze pierwszej wraz z pierwszymi górami, wynurzającymi się z pierwotnego oceanu. Mając kamienne ciało nie potrzebowały do podtrzymywania życia jadła ani napoju. W ich twardych jak granit sercach kryły się jednakże niewyczerpane pokłady bezinteresownej złośliwości. Znajdowały uciechę w spuszczaniu kamiennych lawin na niczemu niewinnych Zajęczan i Żbiczan. Kiedy któryś z nich znajdował śmierć pod stosem kamieni, skałoludy zaśmiewały się sardonicznie. Na przełomie er piątej i szóstej, kiedy na świecie rozkwitała cywilizacja Żbiczan, Agej posłał Mokoszę i Rodegasta, aby wezwali skałoludy do porzucenia okrutnych zabaw. Tępe olbrzymy zbyły jednakże napomnienia Enków śmiechem i grubiańskimi słowy. Wówczas Mokosza i Rodegast, mąż o głowie tura chwycili się za ręce i wypowiedzieli inkantację w świętym języku bujańskim, istniejącym dłużej niż stworzony świat. Pod jej wpływem skałoludy zapadły w sen, nazywany kamiennym, który trwał całe eony. Przebudzone dźwiękiem rogu, pokłoniły się Skalnemu. Następnie na jego rozkaz ruszyły ochoczo pustoszyć Montanię. Widmo zagłady pod zwałami kamieni, śniegu i błota zawisło nad Śnieżelicą, Toreniem, Crinixem, Scareyovem oraz innymi wioskami i grodami. W czasie gdy jytnas Tatra zwarła się w śmiertelnych zapasach ze smokiem Wołoszynem, sługą Gorynycza, wielu Montańczykom ukazał się wśród zachmurzonych szczytów jej ojciec, Giewont, władca góry nazwanej jego imieniem. Przez pokolenia opowiadali później juhasi siedzący wokół watry, że jytnas Giewont sięgał głową gwiazd, zaś jego głos huczał niby orkan. Jego odzież i włosy zdawały się lśnić od srebra i diamentów. Zimne, niebieskie oczy podobne były piorunom, zaś na skroniach jarzyła się korona z płomieni, oznaka godności Enków i jytnas. Giewont dzierżył krzepko mocarną ręka ciupagę z krzemiennym ostrzem. Kiedy skałoludy odrzuciły z szyderstwem jego wezwanie do oszczędzenia Montańczyków, ciupaga w dłoni Giewonta przekształciła się w maczugę z drewna Wielkiego Dębu, najeżoną kolcami z niebiańskiego krzemienia.

- Haj! - Giewont wydał z siebie bojowy okrzyk, głośny jak łoskot burzy.

Natarł na skałoludy, wspomagany gromami Peruna i jego dziesięciu galopujących konno po niebie synów, nazywanych Jeźdźcami Ognistego Pioruna. Giewont młócił bez wytchnienia łby twarde jak granit, nieskalane myśleniem i niezdolne do refleksji nad uczynionym złem. Maczuga ani myślała się złamać, za to cielska kamiennych olbrzymów kruszyły się z łoskotem od jej uderzeń. Niedobitki skałoludów zastygły w bezruchu wśród szczytów na całe tysiąclecia, jakby porażone wzrokiem bazyliszka. Nim jeszcze hufce Czarnoboga poniosły tę sromotną klęskę, Skalny zbiegł z pola bitwy, po drodze łamiąc sobie nogę.

- Sława Tatrze! Sława Giewontowi! Sława wszystkim Enkom! - Wołali Montańczycy gdy ustała burza.

Zwycięski Giewont wniknął w górę noszącą jego imię.





Gajda, przez Chazarów nazywany Jabalem, żył u schyłku ery dziesiątej, umarł zaś w roku narodzin Teosta Cara Słońce, rozpoczynających erę jedenastą. Należał do nielicznego i ubogiego szczepu Gotlęgów, utrzymującego się z polowań na kozice, koziorożce i świstaki u stóp wyniosłych szczytów Krępaku. Krzepki był Gajda. Oczy miał siwe, oblicze surowe i pokryte bliznami, z włosami czarnymi tak jak długie wąsy. Spośród Enków największą czcią darzył Welesa. Ugościł w swym szałasie władcę Nawii, ukrywającego swą prawdziwą tożsamość pod postacią utrudzonego wędrowca imieniem Cepr (Keprus). Weles widząc prawość Gajdy, przekazał mu tajniki pasterstwa. Nauczył opieki nad osieroconymi jagniętami i koźlętami, potomstwem dzikich matek i przydzielił do pomocy śnieżnobiałego owczarka. Nabiał, ukazujący się jako młodzian z krowim wymieniem wyrastającym z piersi, nauczył Gajdę jak doić dorosłe już owce i kozy oraz wytwarzać żętycę i smakowite, wędzone sery z ich mleka. Mokosza wręczyła Gajdzie nożyce z brązu i objaśniła jak należ strzyc owce z wełny i wytwarzać z niej tkaniny. Gajda poślubił górską rusałkę imieniem Bystrzyca. Miał z nią trzech synów; Gazdę, Bacę i Juhasa, którzy zostawszy pasterzami, poczęli nauczać inne szczepy nie znające dotąd tego zajęcia. Gdy ci trzej chłopcy wyrośli już picia mleka, Bystrzyca przyrządziła im upieczonego i pokrojonego w kawałki białego węża. Baca zakradł się do kuchni i gdy nikt nie widział, spałaszował cały posiłek, nie dzieląc się z rodzeństwem. Tym samym wchłonął w siebie całą moc magiczną zaklętą w ciele gada. Wyrósł na potężnego czarodzieja, popędliwego i bezwzględnego dla wszystkich, którzy w czymkolwiek zawinili jemu samemu, jego rodzinie i stadom. Co się zaś tyczy Gajdy, cała Montania czciła w nim jytnas sprawującego pieczę nad pasterskim stanem.



Duk Bacan, przez Greków zwany Troglodytą był jytnas czczonym przez Naradów i inne dzikie plemiona ludzkie, chroniące się w jaskiniach pod koniec ery dziesiątej i pierwszych wiekach jedenastej. Za życia władał swoim nielicznym szczepem łowców i zbieraczy niby dobry ojciec. Potężnie zbudowany, brodaty i z bujną czupryną, okrywał nagość przepaską ze zwierzęcej skóry, za oręż zaś służyła mu ciężka maczuga. Powiadano o nim, że zwyciężał trusie o splotach potężnych i jadzie palącym, orły – ludojady, waździerze, podobne do białych panter i srogie lwy jaskiniowe. Po śmierci jako jytnas zasiadł na kamiennym tronie w ukrytej jaskini gdzieś na pograniczu Montanii i Ojcowa. Niczym Boruta, władca kniei miał na swe rozkazy niedźwiedzie. Zwierzęta te posłuszne woli swego pana nie raz i nie dwa ratowały wędrowców przysypanych lawinami śnieżnymi i kamiennymi. Pośrodku groty, w której rezydował Duk Bacan, znajdował się staw otoczony kolistym murkiem z białych kamieni. Po stawie tym pływała złota kaczka, znosząca diamentowe jaja. Wielu już próbowało ją odnaleźć. Wśród poszukujących byli Janosik i Tytus Chałubiński. Do dziś jednak nikomu nie udało się tego dokonać…



Leśna (Lisna) była urodziwą, górską rusałką o długich, czarnych włosach i oczach świecących jak zielone ogniki. Góralskie obrazy na szkle z kolekcji profesora Byrcyna – Bystronia ukazują ją w zielonej bluzce w czarne cętki i szarej spódnicy haftowanej w różowe kwiaty. Jej uroda szła niestety w parze z okrucieństwem. Leśna wabiła do siebie przymilnym głosem i odsłoniętymi wdziękami młodych juhasów, myśliwych, polujących w lasach reglowych, flisaków i podróżnych, poszukujących bezpiecznych dróg wśród pełnych zasadzek gór Montanii. Kiedy podążali za nią, spragnieni cielesnych rozkoszy, oreada zawsze kierowała ich ku przepaści. Wszystkie jej ofiary poniosły śmierć przy upadku z wysoka. Leśna widząc jak ginęli oczarowani jej urodą, zaśmiewała się radośnie i klaskała w dłonie. Otaczały ją lęk i nienawiść. Powiadano w cieple watry, że przyczyną jej zapiekłej nienawiści do synów Novalsa był miłosny zawód. Uwiódł ją i porzucił panicz Janadar z rodu grafów Starskich. Leśna wypłakała z jego powodu łzy nieprzeliczone, z których powstało jeziorko, zwane Lisią Strugą. Kiedy ujrzała Janadara, przechadzającego się percią razem z niedawno poślubioną a teraz już brzemienną Halbaną, w wielkim gniewie strąciła ich ze skały. Zginęli na miejscu. Do ich ciał zleciały się sępy, zaś serce oready okryły mroki Čortieńska. Mawiano, że wróżda Leśnej pochłonęła dziesięć, dwadzieścia a nawet sto ofiar. W końcu zapolował na nią budzący grozę harnaś Lidujed, wtajemniczony w arkana czarnej magii. On sam i jego zbójnicy posiadali zęby spiłowane na podobieństwo kłów dzikich zwierząt, aby móc pożerać nimi ciała pomordowanych kupców i pasterzy. Osobliwy przysmak chąśników, prawych czcicieli Franta Przechery, stanowiły niewieście piersi pełne mleka. Lidujued uzbroił się w oszczep zakończony złotym grotem i zatruty maścią z płatków florentyny, niebieskiego kwiatu, rozkwitającego jedynie w Noc Kupały. Kiedy Leśna poczęła kusić zbójników swymi wdziękami i zalotnym pieniem, harnaś cisnął w nią zatrutym oszczepem. Złoty grot rozdarł alabastrową cerę rusałki, zadając jej ranę bolesną i obficie krwawiącą. Leśna pisnęła przestraszona niczym myszka w szponach drapieżnego ptaka u rzuciła się do ucieczki z szybkością ściganej łani. Krople jej modrej krwi spadając na skały, zamieniały się w szafiry, turkusy i lapis lazuli. Ścigana rusałka dopadła niewielkiego chramu, poświęconego jytnas, królowej Tatrze. Pociągnęła za drzwi i schroniła się u stóp ołtarza. Kiedy Lidujed złapał za klamkę, natychmiast odskoczył oparzony. Banda oddaliła się pospiesznie, przeczuwając, że chramu strzeże moc potężniejsza od Franta Przechery. Wewnątrz Leśnej ukazała się jytnas Tatra w koronie ze złotych płomieni. Przemyła jej zatrutą ranę wodą z Sobotniej Góry, wylaną z kryształowego flakonu, a następnie opatrzyła ją czystą pajęczyną utkaną przez pająki z jaskiń Ojcowa. Następnie spojrzała jej ze smutkiem w oczy.

- Wielkie są twoje winy, córko, lecz miłosierdzie Ageja jest jeszcze większe.

- Cóż mam czynić, matko?

Wtedy Tatra ucałowała Leśną w czoło. Natychmiast pojawiła się na nim duża, czerwona i piekąca narośl.

- Przeglądając się w wodzie, zobaczysz na swym czole bolaka – oznajmiła Tatra. - Zniknie dopiero wtedy gdy ocalisz tyle istnień, ile wcześniej uśmierciłaś.

Leśna zgodziła się na tę pokutę. Tatra przydzieliła jej do pomocy stado czternastu lisów, które ustawicznie wzdłuż i wszerz przebiegały góry Montanii w poszukiwaniu potrzebujących ratunku. Z ich powodu wielu zaczęło imię Leśna wymawiać jako Lisna. W przeciągu trzech lat oreada ocaliła życie mnogim ofiarom lawin u zabłąkanym w górach. Leczyła złamane nogi, niosła otuchę i chroniła przed wychłodzeniem, aż poczęto sławić w pieśniach przemianę jej serca. Liczba uratowanych przez nią przewyższyła dwukrotnie ilość tych, których niegdyś uśmierciła. Za swój trud otrzymała pochwałę królowej Tatry w obecności całego jej dworu. Po wyjściu z królewskiej groty u stóp Gerlachu, Leśnej – Lisnej ukazał się maleńki chłopczyk o alabastrowej cerze, bijący w powietrzu złotopiórymi skrzydełkami. Odziany w złocistą przepaskę na biodrach, miał złote kędziory. Wbił w górską rusałkę przenikliwe spojrzenie seledynowych oczu, aż zadrżała przestraszona.

- Kimże jesteś, dziecino? - Spytała Leśna, choć domyślała się odpowiedzi.

- Jestem porońcem. Mogłem się urodzić, gdybyś nie strąciła mojej matki w przepaść – Leśna rozpłakała się. - Twój dług został unieważniony – dodał poroniec. - Weles ukazywał nam co dzień w Nawi Jasnej jak sumiennie go spłacałaś.

Po tych słowach poroniec musnął dziecięcymi usteczkami bolesną narośl szpecącą czoło Leśnej. Kiedy rusałka spojrzała na swe odbicie w wypolerowanym krysztale, ucieszyła się. Ujrzała bowiem, że bolak odpadł i to bez śladu.

Gandara podkreśla w swej księdze brak zgody dziejopisów, co do dalszych losów Leśnej. Zdaniem jednych pozostała w Montanii jako służebnica królowej Tatry. Drudzy zaś bajali, że podążając za chmarą orłów doszła do Nawii Jasnej, krainy wiecznego wesela na złotych łąkach. Jej wierne lisy, królowa Tatra nagrodziła przemianą w ludzi, protoplastów plemienia Lisavików, zwanych też Licicavikami.



Maluta, syn Milutina, syna Komosy był królem krasnoludów, mających swe siedziby na podgórzu Montanii. Zachowały się miniatury przedstawiające go z orlim nosem, krzaczastymi brwiami i opadającą do pasa, siwą brodą, odzianego w zbroję z czarnych i pozłacanych, metalowych łusek. W jego złotą koronę wprawiony został świecący w ciemności kryształ wielkości łabędziego jaja. Podobnie królewski sceptr z dukatowego złota był zdobiony drogim kamieniem, jaśniejącym jak gwiazda. Krasnoludy sławiły swego króla za jego mądrość, sprawiedliwość oraz odwagę w zmaganiach ze ślepymi, jaskiniowymi smokami, bladymi jak oblicze Mar – Zanny oraz paskudami, latającymi na skrzydłach nietoperzy. Pod jego rządami rozwijały swój kunszt bractwa górników, kowali i jubilerów. Kiedy Tatra została z woli Ageja pośmiertnie koronowana na władczynię niebosiężnych szczytów, Maluta pierwszy przybył oddać jej pokłon. Złożył u jej stóp szkatułkę z drewna limby na znak zawartego przymierza wypełnioną po brzegi klejnotami w siedmiu barwach tęczy, błyszczącymi niczym małe gwiazdki świeżo spadłe z nieba. Wkrótce potem ożenił się z jasnowłosą Ituną, córką Gieryda, króla Dalarny, krainy krasnoludów, rozciągającej się pod powierzchnią Nürtu. Królowa Tatra bawiła na ich ślubie i hucznym weselisku. Szczęście nowożeńców było solą w oku Rykara, smoka piekielnego. Oddelegował przeto Rozvota, Čorta wyspecjalizowanego w rozbijaniu małżeńskich stadeł. Rozvot, ukazywany na starych obrazach z ogniście czerwoną skórą i krótkimi rogami wziął sobie do pomocy żeńskiego demona, Plotkę. Miała postać nagiej kobiety o granatowej skórze i stu ustach, pokrywających całe jej ciało. Na skutki ich działania nie trzeba było długo czekać. Całe Podgórze trajkotało jak najęte o młodej i swawolnej królowej Itunie na prawo i lewo zdradzającej sędziwego męża z pankami, żmijami, płanetnikami, krasnoludami, ludźmi, a nawet – co szczególnie ohydne – z kosmatą powitrulą ze Wschodu. Pogłoski te docierały do uszu królewskiej pary, siejąc między mężem a żoną niezgodę i napełniając ich sromotą. Zagniewany Maluta tarmosił swą siwą brodę i tłukł o podłogę kosztowne roztruchany z przejrzystego kryształu. Ituna łkała podczas bezsennych nocy na łożu zimnym i ponurym jak kostnica. Wreszcie Maluta ujawnił na posiedzeniu królewskiej rady swój zamysł odesłania Ituny do domu jej ojca. Królowa Tatra dowiedziała się o całej sprawie od ptaka, zwanego nagórnikiem, który znosił jej wieści z całej Montanii. Wnet postanowiła ocalić małżeńskie stadło swojego wasala. W tym celu poprosiła Swarożyca, mistrza kowali o siec splecioną z cienkich, srebrnych łańcuszków. Niezapowiedziana zjawiła się w królewskiej łożnicy. Rozpięła sieć i zarzuciła ją na Rozvota i Plotkę. Čorty wrzasnęły unisono, parzone srebrem, Tatra zaś jeszcze okładała je ile wlezie złotym berłem z wprawioną weń drzazgą z dębu Karako, na którym niegdyś konał Teost. Nakazała Čortom wejść do glinianych gąsiorów. Zapieczętowała je i cisnęła do rzeki. Opowiadano później, że fale zaniosły oba naczynia aż do przeklętego grodu Tmu – Tarakanu. Nazajutrz powróciła miłość do serc Maluty i Ituny, zaś wszelkie myśli o rozwodzie pierzchły niczym koszmarne majaki przed promieniami zwycięskiego Słońca. Sam Gandara nie był pewny czy król i królowa krasnoludów kiedykolwiek dowiedzieli się komu to zawdzięczają.



Matka Obila była południcą. Ze źródeł ikonograficznych i pisanych wiemy, że miała bladą cerę, połyskliwe, zielono – niebiesko – złote oczy i długie włosy barwy dojrzałego zboża. Odziana w suknię ze złotych i srebrnych nici, nosiła niewiędnący wieniec z jęczmienia, na czole zaś miała zawieszony drogi kamień, zwany granatem. Przybyła do Montanii, aby strzec zboża rosnącego na polach. Szybko jednak się przekonała, że surowy klimat panujący w tej górskiej krainie bardziej sprzyja pasterstwu niż rolnictwu. Wiele montańskich rodzin całymi latami nie jadło chleba, zastępując go owczym serem. Za radą królowej Tatry, zajęła się niesieniem pomocy ofiarom bójek i poranionym przez zbójców. Opatrywała rany, używając świeżej i czystej pajęczyny jako szarpi. Nastawiała złamane kości. Ofiarnie karmiła i poiła zmuszonych do pozostawiania w łożu, aż jej dobroć zaczęto sławić w pieśniach.



Wodnik Renus był księciem wielkiej rzeki Rinin, oddzielającej królestwa Lascaux i Teutmanii na Dalekim Zachodzie. Miał siwą brodę i długie włosy, oczy karpia, palce spięte błoną i wydatny brzuch zdradzający upodobanie do picia piwa. Pozostając wiernym jednej żonie, Rinie von Nixa, spłodził z nią sto córek, urodziwych panien wodnych w złotych diademach, strażniczek skarbów ukrytych w rzece. Jako jeden z pierwszych złożył hołd Tatrze, koronowanej na królową nie tylko gór, ale też rzek. Tatra wręczyła mu zaklętą sieć o mocnych splotach, utkaną z jej własnych włosów. Do sieci tej łowił wirusy, złośliwe demony wodne, tworzące wiry groźne dla zażywających kąpieli oraz rybackich i kupieckich łodzi.



Wodnik Vislak był księciem rzeki Visany. Urodził się jako książę plemienia Vanadów, płacących dań królom Aplanu. Utonął płynąc barką po rzece na spotkanie dawno niewidzianego brata, Miroluba. Po utonięciu przemienił się w wodnika. Wyrósł mu bydlęcy ogon, na czole zaś otworzyło się trzecie oko, niebieskie jak szafir i przypominające swą budową fasetkowe oczy owadów. Vislak pomagał w ciężkiej pracy rybakom i flisakom. Za zgodą królowej Tatry skąpał w zimnej wodzie pijaka powracającego nocą chwiejnym krokiem z karczmy. Po jego interwencji opój począł, ku radości żony i dzieci, wystrzegać się wódki i innych zdradliwych trunków.



Powiada się też, że w dniu, w którym płomienie pogrzebowego stosu pochłonęły ciało otrutej królowej Tatry, stu witezi noszących na tarczach Białą Żmiję w koronie, będącą herbem Montanii, udało się do górskiej groty. Zapadli tam mocą Enków w sen trwający całe eony. Zbudzić mają się dopiero wtedy gdy zagrzmi złoty róg, wzywający przy końcu ostatniej ery świata do walnej bitwy z Czarnobogiem, jego pomiotem i wszelkimi wrogami Ageja. Czasem ci witezie budzą się w kolejne rocznice śmierci swej królowej. Pytają wówczas czy już nadszedł czas rozprawy z siłami ciemności. Słysząc jednak za każdym razem, że czas jeszcze nie nadszedł, znów zapadają w sen kamienny i tak aż do skończenia świata.




,,Sława Tatrze! Tatry – Himalaje!’’ - Tymi zagadkowymi słowy Gandara zakończył swój rękopis.



1 Kazimierz Przerwa – Tetmajer ,,Melodia mgieł nocnych (Nad Czarnym Stawem Gąsienicowym)’’.