sobota, 17 stycznia 2015

Zwyrtał Muzykant - gawęda górala Antoniego Pyrdka

,, […] Wtem Iwan zapominając o orszadzie, zadrżał, zjeżył się, skulił i zadzwonił zębami. Oto stał przed nim rosły, półnagi Wilkogłowiec, czyli człowiek z głową wilka, pochodzący z krainy, która w erze jedenastej nazywała się Ułan – Raptor, a w dwunastej i trzynastej – Tartaria. Do ramion Wilkogłowca przywiązane były dwie czaszki; strzygi i wąpierza.
- Pa … pa …. panie, ty przecież nie żyjesz! - wycedził przez zęby Iwan. - Nad rzeką Vereziną zabił cię wielki, czarny i oślizgły potwór Bajor, o czerwonych oczach i białych, kończystych zębach, co służył Błotnemu Markowi!- Zgadza się – rzekł przybysz. - Jestem tym samym Zwyrtałem Asem z Azji, co rapierem przeszył serce Bajora i co broniąc drewnianej twierdzy Treleborg na Północy , wykonując swój obowiązek woja, ubił z łuku smoki Lu...cy... i Lucifuge, które chciały spalić zamek. Bajor o brzuchu ropuchy, konając, wielkim jak sierp pazurem uciął mi głowę. Umarłem, lecz teraz przychodzę do ciebie z Nawi. […]'' - ,,Szmaragdowy latopis''.


Jeszcze kiedy po świętej ziemi chodził Teost Car – Słońce, w siole Śnigrobek na ziemiach późniejszego Królestwa Aplanu, żyli jako oblubieniec z oblubienicą Śpiwko i Śpiawnia. Wielka miłość płonęła w ich sercach; przyjaźnili się już jako dzieci. Później Śpiawnia ze wsi Śpiewnicy, dla zabawy sięgnęła po zakazane sztuki magiczne żyjącej w dziewiątej erze królowej – czarownicy Malkiešy Lysarayaty. Z powodu swej lekkomyślności, została wydana na pastwę Čortów, które zamieniły ją w zmorę – całymi nocami dręczącą ludzi, zwierzęta, rośliny i kamienie, a rano płaczącą do poduszki nad swym upodleniem. Jej karakter – čortowskie znamię, czyniące zmora bądź czarownicą, miało kształt męskiej macicy, a słudzy Rykara chytrze skryli je w małym, górskim jeziorku na ziemiach późniejszej Montanii. Gdy dziewczyna chcąc skrócić swe męki, targnęła się na swe życie, Śpiwko, jego brat Jalu, bracia udręczonej i domowy skrzat Żyrak, udali się na pełną przygód i niebezpieczeństw wyprawę w celu zdobycia i zniszczenia karakteru Śpiawni. Gdy dotarli do gór Krępaku, dziś noszących nazwę ku czci królowej Tatry, wróżka Anatyna, pod postacią złotej kaczki, pomogła drużynie Śpiwka odnaleźć i wydobyć karakter z zamarzniętego jeziorka, po czym junacy wrócili do swych wsi. Tymczasem nadobna Anatyna poleciała nad Morsko – Jezioro Morzycy, nad którym leżała osada Morina (Morgorod). W wodach jeziora żył rak wielki jak żubr, a był to zaklęty w wodniaka, mężny obrońca Morgorodu. Złotousta Anatyna wyjawiła mu, że odzyska ludzką postać i spocznie na kwiecistych polanach Nawi Jasnej, gdzie urodziwe nawki usługują ucztującym, jeśli zaniesie karakter na zniszczenie w ogniu Čortieńska; tym samym, w którym powstał. Kiedy Rak udał się do lasu, szukać wejścia do Carstwa Czarnoboskiego, przebiegła mamuna Locha, przybrawszy urokliwą postać, spiła go i kazała wrzucić do kotła, gdzie gotował się żywcem. Na szczęście Dziewanna Šumina Mati; Leśna Matka i Dziewicza Pani Jezior, razem z leśnymi krasnoludkami uwolniła go, a paskudny ochłap błony z odnóżami, niewolący Śpiawnię spłonął w nieugaszonym ogniu z trzewi smoka Rykara. Śpiwko i Śpiawnia pobrali się, a owocem ich miłości był chłopiec, który na cześć bohaterskiego Wilkogłowca z ery ósmej, otrzymał imię Zwyrtał (Zwyrtała, Svirtalus). W pieśni i gadce zapisał się jako Zwyrtał Muzykant.

*

Gdy na słonecznym świecie ukazało się nowe dziecię – dar Mokoszy dla synów Męża i córek Mążyny, wielka radość zapanowała nie tylko wśród ludzi. Weseliły się bociany na dachu i jaskółki pod oknem, chwaliły Ageja pies Davik i kot Kołczak. Radowali się przyjaciele ludzi; krasnoludki z plemienia Uboża, dziwożonki, dobroczynne gady domowe przybierające postać węży, bądź jaszczurek, węże domowe, szczególną cześć odbierające na Litenie, a także przysparzające bogactw żyrowe żmije, których królem był krasnal Żyr i smoki domowe wielkości szczurów. Dziecięciu groziły krwiożercze mamuny o żmijowych piersiach, podmieniające dzieci subele o owłosionych nogach, złe nocnice latające na wielkich ptakach podobnych do wron lub kruków i zadawaniem bólu, nie pozwalające zasnąć maleństwu, (istniały też dobre nocnice), straszące baboki i kunołaki, vovaki sprowadzające katar, płaczki zmuszające do płaczu ponad siły, zmory mogące przewrócić kołyskę, a nawet strzygi – pożerający dzieci srodzy słudzy smoka Rykara. Małego Zwyrtała obmyto w wodzie, w której ugaszono ogień, a do jego kolebki macierz włożyła liście maku, by dobrze spał. Była noc a na dworze nawoływały się sowy i wilki.... Niemowlę spało w kołysce, a hufiec przyjaznych ludziom dziwożonek; rodzonych cór jednej macierzy, krążył po izbie, zbrojny w łuki, do których strzały były 


zrobione z igieł do szycia. Dziwożonki w jednym z ustępów ,,Nymphologii'' nazywane ,,rusałeczkami'', to zrodzone przez Mokoszę skrzaty domowe podobne do złotowłosych nimf wzrostu palca, noszących spiczaste, czerwone czapeczki i białe sukienki. Podobnie jak krasnoludki, zwane bożętami, pomagały tkać, szyć, gotować i sprzątać, doglądały małych dzieci, chroniły przed pożarem i strzegły dobytku. Te i inne opiekuńcze istoty osiedlały się tylko w takich domach, gdzie panowały miłość i dobroć. Najwięcej zapisów o dziwożonkach pochodziło z ziem Oylandu, czyli późniejszej Bohemii. Bury, podobny do Enki Kołowierszy, kot Kołczak polował na myszy na strychu. Śnigrobek skrył czarny całun nocy, rozjaśnionej Księżycem - ,,lampą Wielkiego Chorsa'' jak nazywał go pieśniarz i czarodziej Bojan z Roxu i gwiazdami - ,,srebrnym ziarnem'' wedle słów tego samego guślarza. W erze jedenastej i długo potem, ludzie lękali się mroku. Nie dziwota – wówczas polowały wilki i wilkołaki, złośliwe nocnice pod postacią świetlistych smug i kul wiodły pijaków w pełne wody rowy, grasowały strzygi, wąpierze dusiły i ssały krew, była to pora Čortów, dusiołków, mor, morusów, morów, nietoperzy różnej wielkości, potworów podobnych do drzew, czy węży. W Międzyraju o tej porze wyruszały na żer ghule i ifryty, w Afryce – hieny ciągnęły rydwany murzyńskich czarownic, bądź służyły im grzbietem, a wśród trawiastych równin i lasów Kraju 



Stepów hulały stafie – ludzie, których cienie były uwięzione pod fundamentami domostw, mouroi, nosferatu, podobne do ogoniastych małp zwierzoupiory – tłuste, kudłate, brązowe, rogate, z zębami wąpierzy i przeraźliwie wyjące, czy grabiobaby – podobne do Baby Jagi jędze o żelaznych grabiach miast rąk, zębach wielkich jak u tygrysa szablozębnego z Ojcowa i płonącym języku. O istotach takich usłyszała od tuziemców Tatra, w czasie swej misji, będąc w Kraju Stepów, gdzie jej wróg i dręczyciel Kościej, szykował dla niej straszny los. Żyjący już po potopie, junak Janasz w Sibinie zabił królową Muronę z rasy mouroi. Miała postać urodziwej niewiasty, miast rąk mającej skrzydła nietoperza, a dwa podobne ni to do świń, psów i ludzi, śnieżnobiałe nosferatu o wielu oczach ciągnęły jej wóz. Goszcząca w Śnigrobku bajarka Łesia straszyła słuchaczy opowieściami o zmarłych, którzy przeżuwali swe całuny, ale dość już tych okropności! Przez uchylone okno, przez które docierał do izby blask Srebroniowy, wleciała nagle dziwna postać. Przypominała uroczą niewiastę o zielonych oczach, świecących jak gwiazdy, a jej krótkie i puszyste włosy miały barwę czekolady. Na jej głowie sterczały dwie kitki podobne do ,,uszu'' puchaczy lub sowy uszatej. Pierś i srom zasłaniały przepaski ze skóry puszczyka, zaś na ramiona spadał płaszcz z sowich piór. O owej nocnej istocie, dzikiej pannie podobnej do sowy, opowiadano, że porywa dzieci. Co prawda nie zjadała ich jak mamuny, ani nie podmieniała jak subele, ale i tak lękano się jej.



- Nie przejdziesz dalej, Dziwio! - zawołała dowodząca dziwożonkami Lipka, napinając łuk z lipowych gałązek.
Wszystkie dziwożonki wycelowały w intruza strzały z igieł, gdy wtem – Dziwia otworzyła swą jasną dłoń i lekko dmuchnęła w stronę przyjaciółek ludzi. Na rusałeczki spadł jakiś pył barwy srebra, a były to ziarenka srebrnego maku, których czarownice używały do usypiania. Lipka i jej siostry wypuściły broń z rąk, po czym ziewając pokładły się na klepisku, a jytnas Herman i Drzymotka prosili o dobre sny dla nich. Dziwia (Diviya) bezszelestnie podeszła do kołyski i wzięła dziecię w ramiona. Mały Zwyrtał obudził się, lecz gdy spojrzał w przejrzyste jak kryształy oczy dzikiej panny; uśmiechnął się do niej. Przez otwarte okno powiał lodowaty wiatr i urokliwej zjawy trzymającej dziecię Śpiwka i Śpiawni już nie było w izbie...
Kiedy koguty donośnym pianiem przepłoszyły hulające wąpierze i obwieściły nastanie świtu, w kurnej chacie zapanowały płacz i żałoba. Śpiawnia zawodziła i rozdrapywała policzki do krwi paznokciami, nie przyjmując pocieszenia swego oblubieńca, kota Kołczaka, ni sąsiadów, bo jej pierworodny syn gdzieś przepadł. Davik podkulił ogon i wył żałośnie, płacząc tak jak płaczą psy, że dał się uśpić makiem. Bożęta, dziwożonki, pająki i inni domowi przyjaciele dzieci Novalsa i Aivalsy wybrali spośród siebie ochotników do poszukiwań porwanego maleństwa. Gady domowe udały się prosić o radę i pomoc swego władcę; księcia Kusrota, syna Króla Węży, zaś wąż domowy Gadin udał się w Góry Biesów i Čadów do samego władcy o kogucim grzebieniu, wzywającego swych poddanych gwizdkiem na końcu ogona. Również Śpiwko – spędziwszy noc na modłach do Mokoszy – Odnajdującej Zaginione Dzieci, do innych Enków, oraz do samego Ageja – Króla Wszystkiego (Royek Evrylitis), skrzyknął sąsiadów i idąc za radą dziwożonki Lipki udał się na poszukiwanie Dziwi, co porwała jego syna. Miejscowy wołwch, imieniem Liriusz dał chłopom miecz, który wprawiony w ruch wirowy, miał wskazywać drogę. Tymczasem Dziwia ze Zwyrtałem wtulonym w pierś mknęła nocami jako śnieżnobiała smuga na niebie, a dnie spędzała zamieniona w jaskółkę na dnie strumyka. Wreszcie nastał kres jej nocnych lotów. Dziwia wraz ze Zwyrtałem ssącym z jej piersi, miękko wylądowała na jednym z ośnieżonych szczytów Krępaku; gór gdzie później król Montus, syn Wiła Sławicza założył Montanię. Była już noc, gdy nad srebrnymi szczytami gór, co wydały królową Tatrę, niby drugi Księżyc, lśniła ni to bańka mydlana większa od ludzkiego domu, ni to zamek wybudowany nadprzyrodzonym sposobem, nie z cegieł czy kamieni, lecz z tysięcy zórz polarnych. Pałac ów podobny do barwnej jak smok Tęczyn gwiazdy, bądź do kuli ognia, wisiał w powietrzu, wyżej niż najwyższe szczyty Risina i Gerlach, u stóp której stanął tron jytnas Tatry; Pani Gór, Pasterki Kozic i Hetmanki Orłów. Z krasnych ust Dziwi wydobyło się pienie, niczym śpiew feniksa czy syreny, a na jej zew przybyły, płynąc w mroźnym powietrzu, hufce odzianych w białe, powłóczyste szaty oread, czyli górskich rusałek, oraz Wił, jadących na ognistych, śnieżnobiałych rumakach z grodu Al – Nabat, o złotych uzdach i siodłach. Wszystkie nimfy zsiadając z koni, zgięły kolana przed Dziwią, a następnie cały orszak wszedł do ni to zamku, ni to bańki mydlanej przez bramę z białego bursztynu z Morza Joldów, a następnie czarodziejska budowla rozpłynęła się w lodowatej mgle i długo jej nie widziano....
Śpiwko wraz z drużyną już trzeci rok na próżno szukał swojego synka. Miecz ofiarowany przez wołwcha wskazywał południe, a gdy dzielni chłopi ujrzeli w lesie święty znak kras wyryty na drzewie, orientując się według niego, skierowali swe kroki w stronę wysokich i prastarych gór, gdzie ongiś Čorty ukryły karakter Śpiawni. Tymczasem mały Zwyrtał dorastał w Zorzowym Zamku, wszystkimi zmysłami chłonąc cudowne wizje; słodkie i delikatne zapachy, śpiew tańczących w swych orbitach gwiazd; nieziemskie kształty i kolory.... Słodsze od miodu mleko jego przybranej matki dało mu zdolność rozumienia mowy kozic, rysiów i niedźwiedzi, ptaków, drzew, gwiazd i strumieni. Ból i śmierć nie miały wstępu do Zamku Utkanego z Polarnej Zorzy.... Dziwia porwała go, bo zawsze pragnęła mieć dzieci, lecz na jej łonie spoczywała pieczęć, tak jak na łonie Limby; macierzy Tatry, uzdrowionej przez Mokoszę. Zwyrtał mógł przy dzikiej pannie odzianej w sowie pióra, spędzić resztę życia, nic nie wiedząc o prawdziwej swej macierzy i ojcu, a być może nawet o innych synach Novalsa i córkach Aivalsy. Tak się jednak nie stało. Agej wysłał do Dziwi, jytnas Samodivę Wędrującą by przedstawiła jej ból rodziców pozbawionych dziecięcia; owocu ich miłości i wezwała do zwrócenia im chłopca. Dziwi żal było zwrócić małego Zwyrtała, ale w gruncie nie była całkiem bezlitosna i nie chciała by Śpiwko i Śpiawnia latami cierpieli przez nią. Samodiva dała jej w prezencie swoje ciało zamienione w mandragorę, by mogła rodzić, a gdy chłopi ze Śnigrobka przemierzali gęsty, pełen driad i kudłatych niedźwiedzi las reglowy, w czasie postoju ujrzeli śpiące na mchu dwuletnie pacholę o długich, złotych włoskach, odziane w jedwabną, zdobioną złotem, białą koszulkę sięgającą kolan. Nad dzieckiem krążył ptak zwany orzechówką i przemówił ludzkim głosem:


- Słuchajcie istoty stworzone rękoma Jarowita, a w szczególności ty, Śpiwko, synu Tytomierza! Oto moja pani zwraca ci twoje dziecię, zabrane przed laty i przeprasza za … - ludzie nie słuchali dalej mówiącego ptaka.
Śpiwko padł na kolana i wysławiał Ageja i Enków, po czym zabrał chłopię w drogę powrotną; do sioła Śnigrobek gdzie Śpiawnia każdego dnia wyglądała czy jej oblubieniec nie wraca z synem. Mały Zwyrtał, swoje życie na dworze Dziwi pamiętał jako błogi sen....

*

Wielka radość zagościła w kurnej chacie i to nie tylko wśród ludzi. Śpiawnia powiła córkę Wildewingę i synów Rakosława i Viska noszących imiona na cześć Raka z Jeziora Morzycy i króla leśnych krasnoludków, jednak ze Zwyrtałem działo się coś dziwnego. Rzadko kiedy się odzywał, nie śmiał się, ani nie bawił z rodzeństwem, czy dziećmi innych gospodarzy. Całymi dniami przesiadywał na dworze; rozmawiał a to z psem, kotem, wroną, kawką, bocianem, żabą.... Strugał fujarki z kory, a pracował na odczepne. Nic go nie interesowało, ni cieszyło, jeno szum lasu, głosy ptaków, świerszczy i wody. Gdy zbierał chrust w lesie, wsłuchiwał się w pieśni leśnych rusałek tańczących w korowodach, na polu słuchał jak Pochwist gra na jego widłach, a nocami wymykał się słuchać muzyki pod karczmą. Marzył by mieć skrzypce, takie jakich używano w karczmie, lecz nikt w Śnigrobku nie potrafił takich zrobić. Wreszcie pewnego dnia, kiedy mały Zwyrtał miał urodziny, do kurnej chaty zapukał pewien strudzony wędrowiec; widać, że obity kijem i zdrożony. Śpiwko i Śpiawnia zlitowali się nad dziadem i zaprosili go na urodziny swego syna. Nieoczekiwanie wędrus 



upadł na klepisko i zamienił się w nikogo innego, ale samego Króla Węży z Gór Biesów i Čadów. Był to ogromny car gadów, co miał koguci grzebień i dzwonki, a jego ogon wieńczył kościany gwizdek, na którym zwoływał węże i jaszczurki. Jego skóra miała barwę złocistą, a może ciemnozieloną, bo umiał zmieniać barwy jak kameleon. Król Węży dał Zwyrtałowi w prezencie wymarzone skrzypce, sycząc przy tym:
- Twoja miłość do miłośśść do muzyki jessst darem Ageja, co wyprowadza dobro ze zła. Bacz by lenissstwo, czy pycha, nie zniszszszczyły twego daru. Używaj go ku chwale Ageja i ku radośśści twych braci, bo inaczej Rykar ci go zepsssuje... - po tych słowach Król Węży zniknął pod ziemią.
Skrzypce wielce uradowały Zwyrtała. Całymi dniami ćwiczył grę na owych cudownych skrzypkach, które jytnas Hvist, jeden z pierwszych ludzi wykonał wedle wskazówek samego Rigla z drewna jednego z drzew rosnących w Nawi Jasnej, a praca poszła w kąt.im więcej grał, tym lepiej mu wychodziło, aż jego muzyka zabrzmiała piękniej od tej z karczmy. Wreszcie Zwyrtał, przezwany Muzykantem osiągnął wiek męski, lecz wciąż jeszcze trwał w świecie marzeń o zamku utkanym z zorzy, gdzie zrodziły się jego melodie. Chłopi ze Śnigrobka lubili jego muzykę, lecz trzymali się odeń z daleka. ,,To dziwny chłopak – mówili. - Jest opętany dobrym niewidem''. W sercu Zwyrtała było miejsce jeno dla skrzypiec i dobywanych z nich słodkich melodii. Z nikim się nie przyjaźnił, a samotność szarpała jego duszę – żadna z dziewczyn go nie chciała, bo nie umiałby utrzymać gospodarstwa. Wreszcie pewnego razu, po pożegnaniu z rodzicami i rodzeństwem, opuścił rodzinną wieś, by na dworze pierwszego z brzegu księcia czy grafa zarobić na chleb swą muzyką. Opuszczając Śnigrobek przechodził koło owianych złą sławą kurhanów, lecz gdy począł grać, jadowite złoczynie i kąśliwe owady stawały zasłuchane, nie czyniąc mu krzywdy. Doszedł do Śpiewnicy – rodzinnej wsi jego matki; za grę na weselu otrzymał zapłatę i nocleg, po czym ruszył dalej, gdzie go nogi poniosły....

*

Zwyrtał, syn Śpiwka zaszedł na odludzie. Płanetnicy spuszczali na ziemię strugi deszczu, wylewające się bądź z chmur znad Morza Ciemnego, bądź to z trzewi oswojonych przez mieszkańców Księżyca smoków. Za ich sprawą lało jak z cebra, a Zwyrtał Muzykant niosący pod pachą swe skrzypce, nie miał nigdzie w pobliżu domu, karczmy, a tym bardziej dworca czy zamku by się schronić. Markotny siadł pod wierzbą, w której dziupli świeciły oczy zwierzątka zwanego ,,rokitą'' i począł grać na instrumencie ofiarowanym przez Króla Węży, a zasłuchani Płanetnicy pohamowali się nieco ze spuszczaniem ulewy, a promienie Słońca - ,,lampy Wielkiego Swaroga'', jak nazywał je Bojan z Roxu, ozłociły grajka. Owemu, ze zmęczenia poczęły kleić się oczy, aż sam się nie spostrzegł gdy zasnął pod wierzbą, a pracownicy Wieży Ślimaka szykowali dlań sen. Dwie psotne rokity – wiewiórki o głowach łosi i ogonach lwów wyszły z dziupli i próbowały grać na Zwyrtałowych skrzypkach, zaś ten, który otrzymał je od Króla Węży, śnił w najlepsze o erze dziesiątej – Złotym Wieku Ludzi....


,,Tego dnia Enkowie i ludzie ogromnie się radowali. Świat się zaludnił od Ultima Thule po Roxyzor i od Svalbardu po północny Rajek. [Ludzie] Żyli w wielkiej przyjaźni ze starszymi rasami. Tego dnia, król Enków, Jarowit poślubił kobietę imieniem Dodola, córkę Slovana, syna Velevita, syna Wisza (Viša), syna Odoina, syna Novalsa i Aivalsy. Zaraz po ślubie mąż włożył żonie dwie korony – jedną ze złota, wysadzaną szafirami, a drugą z ognia, jako, że odtąd miała być królową ludzi i Enków. Nadał jej też nowe imię – Perperuna. Panna młoda miała na sobie suknię z chmur, welon z mgły, klejnoty z lodu, zaś do jej czoła była przytwierdzona złocista gwiazdka z nocnego nieba. Na wielkiej polanie każdy z Enków i ludzi dawał nowożeńcom różne prezenty. Rozśpiewały się wszystkie ptaki, tańczyły motyle i ważki, przybyli nawet Żbiczanie z Man i Zajęczanie, książę rajskomorski Lamia, leśni ludzie, rusałki i inne stworzenia. W jednej chwili polana pokryła się różami, liliami, fiołkami, bratkami i wszelkim innym kwieciem; z lasu przyszły zwierzęta, by uczestniczyć w radości, a z Księżyca przyleciał król Płanetników Laszlo z królową Teodozją. Pito źródlane wody, miód i soki, oraz mleko, a jedzono owoce, ogórecznik, bigos, sałatę, jaja, żołędzie, młode, smażone szyszki, rzepę, marchew i różne jarzyny znad Morza Rajskiego. Wtedy po raz pierwszy pojawiły się [liczne, znane obecnie] tańce […]. Wesele trwało pięć dni, po czym Jarowit posadził Perperunę w wozie zaprzężonym w łabędzie i zabrał na koronę Wielkiego Dębu. Nigdy jednak nie zapomniała ludzi, z których rodu wyszła'' – K. Oppman ,,Perłowy latopis''.

Zwyrtał śnił, że był gościem na owym wspaniałym weselisku. Jeszcze piękniej niż zwykle grał na skrzypcach, jakby to sam Rigel wydobywał smyczkiem melodie ze strun. Pił miód i wino, tańczył z wielkimi królowymi rusałek, przybyłymi na wesele z Nawi Jasnej, chrupał pieczoną rzepę, a noc jeszcze trwała; Neurowie wyli, a zmory zmorowały. Wtem przyszła kolejna wizja; też opowiadająca o erze dziesiątej, lecz jakże inna od poprzedniej!



,, […] Novals i Aivalsa opuścili Wolin i wędrowali po świecie, razem ze swymi dziećmi. […]. Novals pierwszy ujrzał rozłożysty dąb Baublis. Wokół drzewa był krąg kamieni – znak, że żadne stworzenie nie może jeść jego żołędzi. Tymczasem ludzie poczuli głód.
- Chodźmy poszukać czegoś do zjedzenia! - rzekł Odoin, przez Słowian zwany Oddonem.- A dlaczego nie zjecie tych żołędzi? - ktoś nagle spytał. Ludzie spojrzeli w trawę i ujrzeli węża, zwanego Tat'.
- Tym dębem jest Baublis – odrzekła Aivalsa – jego żołędzie przynoszą śmierć. Tak mówi Jarowit.- To łeż – zaprzeczył Tat', a było to Licho pod postacią węża. - Enkowie znają wasze możliwości i są o was zazdrośni. W tych żołędziach drzemie wielka siła magiczna; zjadając je staniecie się jak Enkowie, a nawet jak sam Agej; będziecie mogli sami określać granice swej wolności, decydując co jest dobre, a co złe, a teraz Jarowit traktuje was jak swych więźniów – ludzie zdumieli się tą nauką; tak obcą, a jednocześnie tak kuszącą. […]. Ludzie ugotowali je [żołędzie] w kociołku i zjedli. […] stali się próżni, chciwi, kłótliwi, nieuczciwi, niszczyli bez powodu rośliny i okrutnie dręczyli zwierzęta przed zabiciem, by mieć z tego uciechę; stali się rozpustni, stracili nieśmiertelność i wieczną młodość. […] składali ofiary Čortom, a swoje dzieci oddawali na żer mamunom. […] Niechże ich Jarowit wystrzela piorunem, Mar – Zanna poprzebija lodowym ościeniem, Swaród spali Słońcem, a Swarożyc ogniem, niech Jurata zaleje ich morzem, Boruta wyda dzikim zwierzętom na pożarcie, a Mokosza pogrąży w ziemi' – myślano [w Domu Enków]. [….]- Mój mężu i królu! - Perperuna padła na kolana przed Jarowitem.- Mów, janlovienaya1.- Wiadomym mi jest, że ty i nasi bracia i siostry chcecie wygubić ludzkość.- Ty jesteś sprawiedliwa i nigdy nie zginiesz – rzekł Jarowit.- Przez ciebie Agej ich stworzył, a ty chcesz ich wyniszczyć? - pytała się Perperuna. - Nie pozwólcie by Rykar cieszył się z takiego pogromu! Jestem z ich rodu. O raczej mnie zabijcie, bo nie powstrzymałam ich występku! - Jarowit w odpowiedzi długo głaskał jej bursztynowe włosy. - Pozwól raczej, że pójdę między ludzi i przywiodę ich do żalu i wyrzeczenia się Rykara – twarz Jarowita rozjaśniła się.- Idź, malkieš ysena2 – powiedział. - Nie może być całkowicie bezwartościowy ten, kto ma kogoś, kto tak go kocha.
Było to i wolą Ageja, że dzieci Novalsa i Aivalsy ocalały...'' - K. Oppman ,,Perłowy latopis''

Księżycowa noc przeminęła, przegnana ogniem Swaroga, a wraz z nią ustały korowody tańczących po rosie rusałek i Wił. Śladem ich zabaw były kręgi wydeptanej trawy, na które mówiono: ,,wylinie koła''. Zwyrtał Muzykant zbudził się i ku swemu niepomiernemu zdumieniu ujrzał … Króla Węży.
- Znam twoje sssny i ich znaczenie – zasyczał syn dobrej smoczycy Altairy. - Miałeśśś grać, ale miałeśśś też pracować, bo nie można żyć sssamą szszsztuką.
- Czy wiecie panie, co nigdy nie skłoniłeś głowy przed Rykarem – zaczął Zwyrtał – jak żyją mój ojciec i macierz, bracia i siostry? - skrzypek stęsknił się za tymi, których kochał.
- Na Śśśnigrobek najechali zbóje Marthaguza z Puštanu, któremu sssłużył wyhodowany przezeń sssmok Żylik. Zbóje porywający ludzi, by nimi kupczyć, zostali odparci, zginął ich herszszszt, a sssmoka zabił żmij Zagończyk. Niessstety sssmok zdołał ssspalić całą wieśśś – Zwyrtałowi łzy stanęły w oczach – a ginąc, czarami nałożył pieczęć na narzędzia potrzebne do odbudowy sssioła. Ty, co wcześśśniej nie pracowałeśśś, teraz możesz uratować ssswoich.
- Pa... pa... panie, to pomyłka! - wykrzyknął przerażony Zwyrtał.
- Nie mówię tego od sssiebie, ale od Ageja – rozsierdził się Król Węży – a on się nigdy nie myli. Zwyrtale, Zwyrtale; oto w lesssie, który będziemy mijać, pani Dziwia, której pierśśś sssałeśśś, jako dzika maciora wydobędzie z ziemi zaczarowaną sssiekierę o sssrebrnym ssstylisssku. Nią odbudujeszszsz wieśśś; - Zwyrtał zgodził się, bo chciał pomóc pobratymcom. Wsiadł na Króla Węży, któremu wyrosły białe, orle skrzydła i polecieli w stronę Śnigrobka. W mijanym lesie, Zwyrtał odnalazł srebrną siekierę wyrytą przez lochę i zabrał w drogę. Na miejscu, wezwawszy na pomoc Ageja i Enków, zabrał się do pracy i o dziwo – udawało mu się tak jakby zawsze to robił. Co więcej czar smoka Żylika został zniweczony i już niebawem chłopi odbudowali Śnigrobek.

*

Zwyrtał Muzykant umarł młodo i nie zdążył założyć rodziny. Zamieszkał w Nawi Jasnej, lecz lecący ,,jajami płomienistymi'' Płanetnicy i ci z junaków co byli między Ziemią a gwiazdami, widzieli go ponoć idącego po Drodze Mlecznej i śpiewającego ku czci Ageja natchnioną pieśń.


1 Najukochańsza
2 Moja perło