W lipcu 2024 r. obejrzałem enerdowski film fantasy ,,Grające drzewo’’ (niem. ,,Das singende, klingende Bäumchen’’) z 1957 r. w reżyserii Francesca Stefaniego (1923 – 1989), oparty na mało znanej baśni braci Grimm.
Tytułowe, małe, zaczarowane drzewko śpiewało i dzwoniło, kiedy ktoś kochał. Strzegł go złośliwy karzeł – czarodziej, mieszkający wśród ruin.
Piękna królewna była jednocześnie dumna, wyniosła, leniwa, niemiła i nieczuła na cierpienia zwierząt. Z pogardą odrzuciła zaloty księcia, ofiarującego jej piękne perły. Domagała się od niego grającego drzewa. Książę został zamieniony przez karła w niedźwiedzia i porwał królewnę. Karzeł odebrał jej urodę. Odzyskała ją dopiero, ratując z opresji białego gołębia, wielką rybę (zieloną z czerwonymi płetwami) i białego konia ze złotym porożem jelenia. Później zwierzęta pomogły jej w pokonaniu przeszkód wyczarowanych przez karła. Nastąpiła wewnętrzna przemiana królewny. Drzewo zagrało, gdy wróciła do zamku, okłamana przez karła, że jej ojciec, król umarł. Wraz ze śmiercią karła, książę odzyskał ludzką postać i zdobył rękę ukochanej.