czwartek, 12 stycznia 2023

Apollo i myszy





,,MIOMANCJA - wróżenie za pomocą myszy. Rzecz nie wydaje się nadto absurdalna, zakładając, że przez wiele ludów mysz była uważana za zwierzę prorockie, np. święte dla Apollona, boga przepowiedni par excellence'' - Lucyna Stankiewicz ,,Ilustrowany słownik mitologii greckiej i rzymskiej'' 


Grecy czcili Apolla z przydomkiem Smintheus jako obrońcę przed szkodliwymi gryzoniami.  

Pani Wód

 

,,Wodo, nie masz ani smaku, ani koloru, ani zapachu, nie można ciebie opisać, pije się ciebie, nie znając ciebie. Nie jesteś niezbędna do życia: jesteś samy życiem. […] Jesteś największym bogactwem, jakie istnieje na świecie. A któż z nas nie chciałby bogactwa zachowywać?...’’ - Antoine de Saint – Exupery ,,Ziemia planeta ludzi’’ 



Na wschód od Pomori leżała przepiękna kraina Burus, której nazwa znaczyła Dar. Obfitowała w lasy i wielkie jeziora pełne olbrzymich ryb. Największe z nich były Synar, siedziba raka Estinusa, Mamir, na którego dnie mieszkała ropusza królowa Betel – Gausse wraz ze swymi sługami, rusałką Marychą i Wiłkokukiem, Vikora, Nidean, Tormaytanus i wiele innych. Kraina Burus miała od północy dostęp do akwenu, zwanego w erze dziesiątej Morzem Ancylusa, w erze jedenastej – Morzem Joldów, zaś w erach dwunastej i trzynastej – Morzem Srebrnym. Dziś nosi ono nazwę Bałtyku. Nazwa krainy wzięła się stąd, że w erze dziesiątej, jeszcze przed upadkiem Novalsa i Aivalsy, została ukształtowana mocą Mokoszy i ofiarowana jako dar dla Kurko, córki Jarowita zwanego Perunem i Gromorodnej oraz siostry dziesięciu Jeźdźców Ognistego Pioruna. Kiedy Kurko wyrosła z lat niemowlęcych stając się dorodną panną, otrzymała kłębek nici. Rzuciła go przed siebie i poszła tam gdzie się potoczył. Podążając za toczącym się kłębkiem zaszła do Burus, zakątka podarowanego jej przez Mokoszę. Znalazła wielkie upodobanie w owej Krainie Tysiąca Jezior. Postanowiła w niej zamieszkać w jednej chacie z zaprzyjaźnioną rusałką, królewną Vegą, ocalałą z Czarnego Potopu córką niesławnej królowej Goplany III Wszetecznej. Burus obrali za swoją siedzibę również tacy Enkowie jak: nietoperz Sirrah, smoczyca Altaira, pieśniarz Rigel, mąż z głową słowika, biały orzeł Tinez, czarny orzeł Ridan oraz pasterz Wolarz mający wyrastające z ludzkiego tułowia dwie głowy wołowe. W erze jedenastej w Burus stanął przepojony czarną magią Żelazny Zamek, siedziba królów wąpierzy Erydana i Naraicarota I, zdobyty i zniszczony przez królową Tatrę.



Wróćmy jednakże do szczęśliwych dni ery dziesiątej. Pierwsi ludzie, Novals i Aivalsa wraz ze swym licznym potomstwem żyli w przyjaźni ze starszymi rasami obdarzonymi rozumem, które zostały stworzone we wcześniejszych eonach. Legendy zapisane w ,,Perłowym latopisie’’, ,,Codex vimrothensis’’ oraz innych źródłach mówią nawet o mieszanych i błogosławionych przez Ageja małżeństwach synów Novalsa i córek Aivalsy z rusałkami, wodnikami, żmijami, płanetnikami, satyrami, wiłami, a nawet z Lynxami i Neurami. Jedną z takich opowieści chciałbym właśnie przytoczyć…


*



Z mandatu Mokoszy, królem buruskiego jeziora, zwanego Lubeczem był wodnik Ryban, syn Ostyka, syna Polena. Włosy i broda Rybana przypominały zielonkawą słomę. Jedno oko lśniło jak turkus, a drugie niczym szafir. Odziewał się w powłóczystą szatę barwy lazurowej przepasaną pasem ze skóry złotej ryby. Nosił sporządzoną przez karły złotą koronę, zaś jego berło przypominało pałkę wodną. Kiedy przemieszczał się z jednego krańca jeziora na drugi, dosiadał szczupaka wielkości delfina, zaopatrzonego w złote siodło i uzdę zdobioną perłami. Ryban władny był także iść po falującej powierzchni jeziora niby po tafli lodu. Poślubił rusałkę Helisę o złocistych włosach i głosie słodkim jak miód, którą wielce umiłował. Kiedy napełnił łono Helisy swym czystym nasieniem, poczęła i powiła mu córkę, rusałkę niezrównanej piękności. Dziewczę otrzymało starokrasne imię Mistraka, które Słowianie tłumaczyli jako Pani Wód. Przez tysiące lat wajdeloci w swych pieśniach sławili jej nieskazitelne, nadobne kształty, śmietankową białość atłasowej cery, blask wielkich, turkusowych oczu oraz jedwabistą miękkość i złocisty połysk długich włosów. Opowiadano także o jej syrenim głosie oraz sercu łagodnym, pełnym współczucia i czułości. Odzienie jej stanowiła błękitna suknia utkana przez Wieszczyce Losu z wełny wielkiego, białego szczura żyjącego w płomieniach i ginącego przy kontakcie z wodą. Nosiła liczne ozdoby z pereł, srebra i bursztynu, zaś zamiast paska używała żywego zaskrońca nazywanego Żiliti. W całym Burus nazywano ją Sławą Mokoszy i Najpiękniejszą Między Rusałkami. Buruskie wodniki śniły po nocach, że ta pełna wdzięku panna wybierze któregoś z nich za swojego oblubieńca. Tak się jednak nie stało. Król Ryban, miłujący swą córkę ponad wszystko na świecie, zostawił jej wolną rękę co do wyboru małżonka.




Pani Wód miast zdecydować się na jakiegoś wodnika, żmija, płanetnika, Lynxa czy Neura, wybrała Lubana. Był on jednym z pierwszych ludzi, jednym ze stu synów Novalsa i Aivalsy. Miał długie, płowe włosy, ciało zaś muskularne i ogorzałe od Słońca. Nade wszystko uwielbiał przebywać nad wodą i zasłynął jako najlepszy z pływaków spośród pierwszych ludzi. Nauczył się także mowy toropieckiej używanej przez wodniki i rusałki, przez co poznał opowieści o zamierzchłej erze dziewiątej. Przybył do Burus na zaproszenie Kurko i jej przyjaciółki, Vegi. Odnalazł drogę podążając za rybołowem. Kiedy wszedł do chaty zbudowanej na palach, powitał go zastawiony stół uginający się od drewnianych misek pełnych kaszy z miodem, kapusty z grochem i grzybami, owsianych placków z czarnuszką oraz kubków z kwasem chlebowym. Kurko i Vega powitały Lubana w białych giezłach ozdobionych czerwonym haftem, zaś na głowach nosiły wieńce z aromatycznych ziół. Zarówno córka ostatniej królowej rusałek jak też potomkini Jarowita i śmiertelniczki, wielce były nadobne; smukłe, wysokie, jasnowłose i modrookie. Wyglądały jak dwie siostry, a ich urodziwe twarze zdobił radosny uśmiech. Kurko ucałowała Lubana na powitanie, zaś królewna Vega posadziła go za stołem na honorowym miejscu i dalejże częstować jadłem i napojem. Luban spostrzegł, że nie jest jedynym gościem w tej ubogiej, lecz bardzo czystej i zadbanej chacie. Po jego prawicy siedziała jeszcze jedna rusałka o wilgotnych włosach, której niebieską sukienkę zdobiły kwiaty ułożone z pereł i smoki powietrzne wyhaftowane srebrnymi nićmi.

- Oto znalazłem się w prawdziwej świątyni piękna – rzekł dwornie Luban, po czym zaraz poczerwieniał jak piwonia.

- Błogosławieni niech będą synowie Novalsa i córki Aivalsy, twoi bracia i siostry, wdały junaku! Niech młoda ludzkość zasiedli cały świat i niech żyje na nim w pokoju i przyjaźni ze starszymi rasami ku chwale Ageja i Enków! - Panna w niebieskiej sukni wypowiedziała błogosławieństwo.

- Wielka jest moja wdzięczność, krasawico, za twe miłe słowa. Niech przetrwa eony przyjaźń między rasami ludzką a toropiecką! Nazywam się Luban, syn Novalsa, pierwszego człowieka, a przybyłem do Burus podążając za rybołowem. Rad byłbym wielce poznać twoje imię, nadobna pani.

- Nazywam się Mistraka, córka wodnika Rybana – odrzekła rusałka o mokrych włosach – bo z mandatu Mokoszy Anahity sprawuję urząd Pani Wód. Mój tron spoczywa w wodach jeziora Lubecza, gdzie razem z ojcem sprawuję pieczę nad rybami. Rada byłabym gdybyś zawitał w mych progach.

- Jestem zaszczycony twą propozycją, Strażniczko Mokrego Żywiołu.




Uczta potrwała trzy dni spędzone wśród śmiechu i wesela. Kiedy dobiegła końca, Pani Wód ujęła Lubana za rękę i poczęła prowadzić go w stronę jeziora Lubecza przez puszczę rozbrzmiewającą głosami ptaków. Gdy oboje stanęli nad brzegiem jeziora, nimfa położyła swą białą dłoń na jego nozdrzach i wyszeptała zaklęcie, dzięki czemu Luban nabył zdolności oddychania pod wodą. Następnie oboje ze śmiechem zanurkowali w przejrzystej toni. Pani Wód przedstawiła Lubana swemu ojcu, z którym zamieszkiwała kryształowy pałac. Ryban klasnął w dłonie i oto przed Lubanem stanęła porcelanowa miska uchy z kawiorem oraz złota łyżka. Luban podziękował gospodarzowi i zjadł posiłek. Wówczas wodnik coś szepnął człowiekowi do ucha. Luban uśmiechnął się promiennie i z radością skinął głową, zaś potężny ojciec Pani Wód pocałował go w skroń. Ledwo Luban poczuł pocałunek, jako pierwszy w dziejach człowiek zaczął się zmieniać w istotę przynależną do innego gatunku. Stracił całe owłosienie, a jego śnieżnobiałą skórę pokrywały teraz łuski i śluz. Twarz zamieniła się w wydłużony pysk pełen ostrych zębów ze złota. Zamiast płuc miał teraz skrzela, a ręce i nogi przemieniły się w płetwy. Krótko mówiąc, Luban był teraz olbrzymim, białym szczupakiem ze złotymi zębami.

- Sprawuj się dobrze, pożerając chwast rybny! - Przykazał mu wodnik Ryban, zaś Pani Wód ucałowała koniuszek pyska ogromnej ryby.

Biały szczupak dał susa przez uchylone okno o ramach z macicy perłowej i zamieszkał w wodach jeziora. Zgodnie z poleceniem Rybana, gorliwie polował na chwast rybny, to jest ryby małe, chore i dla nas niesmaczne, zjadające ikrę ryb szlachetnych, dzięki czemu w jeziorze zachowana została równowaga między jednymi a drugimi. Pani Wód igrała z Lubanem jako szczupakiem wśród fal i piszcząc z uciechy dosiadała go niby delfina. Oboje wielce byli sobie radzi mimo odmiennych kształtów, a ich wspólne dni w jeziorze upływały wśród zabaw i radości. Działo się tak nieprzerwanie, aż do czasu gdy Złoty Wiek zakończył się nieodwołalnie wraz z upadkiem pierwszych ludzi.



*




,,Szczęście ery jedenastej było solą w oku Čortów. Rykar nakazał Lichu zniszczyć je. Tymczasem Novals i Aivalsa opuścili Wolin i wędrowali po świecie razem ze swymi dziećmi. […] Novals pierwszy ujrzał rozłożysty dąb Baublis. Wokół drzewa był krąg gładkich kamieni, znak, że żadne stworzenie nie może jeść jego żołędzi. Tymczasem ludzie poczuli głód.

- Chodźmy poszukać czegoś do zjedzenia! - Rzekł Odoin przez Słowian zwany Oddonem.

- A dlaczego nie zjecie tych żołędzi? - Ktoś nagle spytał.

Ludzie spojrzeli w trawę i ujrzeli węża zwanego Tat’.

- Tym dębem jest Baublis – odrzekła Aivalsa – jego żołędzie przynoszą śmierć. Tak mówi Jarowit.

- To łeż – zaprzeczył Tat’, a było to Licho pod postacią węża. - Enkowie znają wasze możliwości i są o was zazdrośni. W tych żołędziach drzemie wielka moc magiczna. Zjadając je, staniecie się jak Enkowie, a nawet jak sam Agej będziecie mogli sami określać granice swej wolności, decydując co jest dobre, a co złe. Teraz Jarowit traktuje was jak swoich więźniów. - Ludzie zdumieli się tą nauką; tak obcą, a jednocześnie tak kuszącą.

Aivalsa chwilę się wahała, po czym wzięła jeden żołądź. Ośmielony tym Novals wziął następny, zaś ich dzieci zbierały żołędzie garściami. Ludzie ugotowali je w kociołku i zjedli.

- Żołędzie z tego drzewa są lepsze od każdego innego owocu! - Chwaliła Wżecisława.

Tymczasem wielkie wojsko Čortów pomalutku zaczęło wychodzić na powierzchnię. Novals i Aivalsa z przerażeniem zaczęli obserwować swoje dzieci. Ludzie stali się próżni, chciwi, kłótliwi, nieuczciwi. Niszczyli bez powodu rośliny i okrutnie dręczyli przed zabiciem zwierzęta, aby mieć z tego uciechę. Stali się rozpustni. Stracili nieśmiertelność i wieczną młodość. Uradowana Mar – Zanna i Zaraza zarwały krępujące je łańcuchy i na nowo objęły świat w posiadanie. ‘Ojcze Jarowicie, wąż Tat’ nas zwiódł’ - łkali Novals i Aivalsa dręczeni złymi skłonnościami, lecz prowadzący z nimi walkę. Ludzie składali ofiary Čortom, a swoje dzieci oddawali na pożarcie mamunom. Przyroda zbuntowała się przeciwko nim; dzikie zwierzęta stały się groźne, wiele roślin i grzybów stało się trujących, nastąpiły powodzie i lawiny. Wszyscy Enkowie ubrali kir’’ - Kosa Oppman ,,Perłowy latopis’’



*


Z roku na rok było coraz gorzej. Młoda ludzkość ściągnęła na siebie swoimi zbrodniami srogi gniew Enków. Spośród nich nieubłagana Mar – Zanna zbierała straszliwe żniwo, zaś jej lodowy oścień co dzień ociekał krwią zabijanych mężów, niewiast i dzieci. Ludzie ocaleli jedynie dzięki wstawiennictwu jytnas Dodoli, oblubienicy Jarowita, która dla swych pobratymców wybłagała darowanie zagłady. Jednak ludzie wciąż popełniali nowe niegodziwości, aż wreszcie podzieli się na rozliczne szczepy i skierowali oręż przeciwko braciom. Była to pierwsza wojna ludzi przeciwko ludziom, sprowadzona na świat występkiem bratobójcy Knieimira. Novals i Aivalsa patrzyli bezradnie, tocząc gorzkie łzy żalu, jak ich umiłowane dzieci, wnuki i prawnuki wyrzynają się wzajemnie ku uciesze Čortów. W czas owej Wielkiej Wojny dni stawały się coraz krótsze. Zawodził zimny wiatr, strącający z drzew pożółkłe liście. Zniknęły barwne kobierce kwiatów, a kolorowe motyle, ptaki i węże ukryły się w cieple Wyraju. Kiedy ludzie z sercami przepojonymi nienawiścią przelewali nawzajem swą krew, zwierzęta, rusałki i skrzaty ogarniała coraz większa apatia. Deszcz padał całymi tygodniami, zmywając krew mordowanych niewiast i dzieci, której rozlewano wciąż coraz więcej i więcej…

Złe wieści o skutkach upadku dotarły również do jeziora Lubecza w Burus, burząc wielowiekową idyllę. Jaskółki nurkujące w jeziorze w poszukiwaniu miejsca na zimowy spoczynek, poskarżyły się Pani Wód na zło panoszące się na powierzchni. Kiedy Pani Wód usłyszała o rzeziach i gwałtach, zapłakała rzewnie krwawymi łzami, zaś jej ojcu, Rybanowi, z gniewu wyrósł duży guz na czole. Gdy Luban dowiedział się o smutnym losie swych braci i sióstr na powierzchni, powiedział stanowczo do ukochanej Pani Wód.

- Miły był dla mnie żywot szczupaka, który tu pędzę, dawno jednak już nie widziałem ludzi, z których rodu pochodzę. Zwłaszcza teraz gdy cierpią, nie godzi się, abym zostawiał ich samych. Pozwól przeto, umiłowana, abym wyszedł na powierzchnię – Pani Wód z ciężkim sercem złożyła pocałunek na skrzelach szczupaka, który wnet przybrał ludzką postać i opuścił jezioro.

Postanowiła pójść za nim.

- Gdzie ty, Sław, tam ja, Sława – rzekła tuląc na pożegnanie ojca.


*


Luban znał dotąd wojnę jedynie ze starych pieśni z ery toropieckiej, teraz zaś miał możliwość przyjrzeć się jej z bliska. Wcale mu się nie spodobała! Cztery nieprzeliczone hordy synów Novalsa, wśród których walczyły również córki Aivalsy, zadawały sobie śmiertelne rany pałkami i kamieniami wśród przeraźliwego wrzasku i rzężenia konających. Lubanowi łzy stanęły w oczach na ten smutny widok.

- Bracia! Opamiętajcie się! - Zawołał donośnie, lecz nikt nie zwrócił nań uwagi.



Luban spojrzał na lewo i ujrzał szpetnego Čorta, którego tylko on sam, wyjęty spod działania klątwy jaka spadła na pierwszych ludzi, mógł widzieć i słyszeć. Čort był wysoki jak najwyższe buki. Całe jego ciało pokrywały skołtunione, rdzawe włosy zlepione cuchnącą posoką. Posiadał bycze rogi, okazałe szpony, kopyta i ogon. W lewej łapie trzymał trąbę uczynioną z rogu piekielnego barana, pokrytego jadowitymi wężami zamiast runa. Demon grał na owej pozłacanej trąbie hejnał zagrzewający ludzką krew w żyłach do bratobójczej walki. Luban rozpoznał go. Był to Ferdek Trębacz, niesławny podżegacz wojenny, o którym niegdyś słyszał z ust rusałek opowiadających o dawnych wojnach z trollami i nagami.

- Przeczysta Aredvi, daj mi siłę bym powstrzymał to krwawe szaleństwo! - Luban skierował swe myśli ku miłosiernej Mokoszy, której lękały się wszystkie Čorty.

Następnie wyjął z zimnej dłoni jednego z poległych leżących u jego stóp, długi nóż z obsydianu. Ze zwinnością charta podbiegł w stronę Ferdka Trębacza. Niczym kozica po skale, skakał po jego ogromnym cielsku. Jednym ciosem obsydianowego noża odciął kosmatą łapę dzierżącą zaklętą trąbę. Ferdek Trębacz zaryczał wściekle i zrzucił Lubana na ziemię, podczas gdy zielona, żrąca posoka tryskała strumieniami z jego kikuta. Čort próbował rozdeptać junaka kopytami, lecz zdołał jedynie zniszczyć swój przywodzący do zła instrument. Luban skrył się przed jego wzrokiem. Wyrwał jednemu z wojów włócznię o krzemiennym grocie i bez trwogi zatopił ją w tłustym brzuszysku Čorta. Tego było już za wiele. Ferdek Trębacz zaryczał żałośnie po czym teleportował się do Čortieńska, zostawiając za sobą czarna chmurę cuchnącego dymu.


*



W czasie gdy Luban wojował z Ferdkiem Trębaczem, Pani Wód posługiwała w namiocie szpitalnym razem z rusałkami Samowitą i Miladą, wiłą Korzycą i leśną kobietą Sladką. Wspólnie opatrywały rannych z wszystkich czterech armii. Dwoiły się i troiły, aby ratować ludzkie życie i nie żałowały też swojej niebieskiej, nimfiej krwi mającej właściwości panaceum. Bitwa trwała w najlepsze, gdy do namiotu wdarł się potwór pokryty gęstymi kudłami barwy ognistej. Miał głowę jakiejś spotworniałej wersji małpy, zwanej rokselaną złocistą, która żyje w górach Azji. Wyłupiaste, rubinowe oczy wychodziły z orbit, pożółkłe kły nie mieściły się w ustach, palce zakończone były długimi szponami, zaś małpiego ogona, potwór posiadał jadowity odwłok skorpiona. Pani Wód zadrżała ze zgrozy wespół ze swymi towarzyszkami, bo w przybyłej istocie rozpoznała Pożara, demona pożogi i mistrza podpalaczy. Pożar otworzył paszczę i zionął strumieniem ognia, który pochłonął płótno namiotu, rannych wojów i opiekujące się nimi niewiasty. Pani Wód w ostatniej chwili poczęła wylewać z ust zimne strumienie wody, które Pożar zamienił w parę. Wówczas córka wodnika ugięła kolana i podskoczyła wysoko. Machając dłońmi, wzbiła się w powietrze, wcześniej wydostawszy się z płonącego namiotu.

- Dorwę cię, lafiryndo! - Pożar zazgrzytał zębami i pogroził pięścią.

Dla rozgrzewki podpalił trzynastu wojów, którzy mieli nieszczęście znaleźć się w zasięgu jego wzroku. Następnie wirującym ruchem począł ścigać Panią Wód, kłapiąc przy tym zębami i miotając klątwy, od których aż puchły uszy.



*


Kiedy smok Rykar dowiedział się o rejteradzie Ferdka Trębacza, zawrzał gniewem na swego sługę i polecił zakuć go w dyby. Następnie wydał rozkazy swemu synowi, czarnemu smoku o trzech głowach i błoniastych skrzydłach, którego imię brzmiało: Pón Ćmok.

- Leć, mój synu, pomścij ranę jaką nędzny człowiek zadał Ferdkowi Trębaczowi. Niech godna pogardy rasa człowiecza zdycha w zimnie i ciemności!

Pón Ćmok posłuchał smoka Rykara. Rozpostarł skórzaste skrzydła, wzniecając nimi lodowaty wicher i poleciał nad pole pierwszej bitwy ludzi z ludźmi. Otworzył naraz trzy paszcze, z których wydobywały się opary cuchnącej siarki i połknął światła niebieskie. Słońce, Księżyc i mrowie gwiazd znalazły się w przepastnym brzuszysku czarnego jak pkieł smoka, walczący, krzycząc z wielkiej trwogi, rzucali broń na ziemię, przerywając bitwę.

- Oto pomsta Enków nadeszła! - Wołali bijąc się z żalu w piersi.

Pón Ćmok, kontent z obfitego żeru, osiadł na szczycie wielkiej góry Ślęży. Zwinął się w kłębek, zamknął ślepia i oddał się trawieniu. Ludzie szczękali zębami z trwogi, zadawali sobie rany własną bronią, złorzeczyli, rozpaczali, a niektórzy składali śluby Enkom.

Jeden tylko Luban postanowił walczyć do końca o ocalenie swych sióstr i braci. Szedł przez pogrążony w mroku świat, smagany porywistym wichrem. W jednej ręce dzierżył pochodnię, w drugiej zaś bojowy topór, jeden z wielu jakie poniewierały się na pobojowisku. Swaróg i Chors, ukryci za obłokiem, pobłogosławili jego oręż. Dzięki temu topór urósł znacznie, zaś tworzący jego ostrze krzemień zamienił się w posrebrzaną stal. Lub szedł ku szczytowi Ślęży i wspinał się po jej zboczu odpędzając strzygi. Kiedy doszedł na szczyt, czarny smok wciąż spał jak niemowlę. Luban po trzykroć uniósł topór i po trzykroć go opuścił, wznosząc przy tym bojowy okrzyk.

- Azen Novals! Azen Aivalsa! Azen Mistraka! 1

Za każdym razem odcinał toporem jeden z łbów Póna Ćmoka, tym samym przywracając niebu Słońce, Księżyc i gwiazdy. Kiedy światło i ciepło powróciły na ziemię, wylęknione hordy ludzkie jęły tańczyć i śpiewać z wielkiej radości. Przez trzy dni pierwsi ludzie sławili Ageja i Enków, po czym dnia czwartego, dając posłuch Čortom znów poczęli zabijać się w bezsensownej rzezi.


*


W czasie gdy Luban zdążał ubić Póna Ćmoka, Pożar pod postacią komety, gonił Panią Wód po nieboskłonie. Kłapał przy tym zębami i wygrażał.

- Okoruję się ze skóry niczym drzewo z kory!

Pani Wód z płaczem wyciągnęła swe ręce w stronę Enków, kierując prośbę o ratunek ku miłosiernej oblubienicy Peruna Jarowita.



Dodola Perperuna Gromorodna w lazurową szatę odziana, nie miała serca jej odmówić. Wzięła złoty dzban i wylała z niego kaskady wody na Pożara. Čort, prowodyr podpalaczy zaryczał przeciągle, gdy święta woda ugasiła jego płomienie i żywot jego zakończyła.

Luban i Pani Wód powrócili do jeziora Lubecza w Burus, gdzie otrzymali od Wiecu Enków herb przedstawiający trzy srebrne szczupaki w polu czerwonym. Doczekali się też syna Wartogniewa oraz córek Kaliny, Lissy i Odyleny.


1 Starokrasne: Za Novalsa! Za Aivalsę! Za Panią Wód!

Oniricon cz. 883

         Śniło mi się, że:


- jakiś zboczeniec miał ochotę ,,okorować'' kobietę, czyli pozbawić ją skóry,



- Andrzej Pilipiuk pojechał do Kolumbii i Brazylii,



- wpadłem na pomysł, aby Polska domagała się od Belgii niepodległości dla Flamandów,



- przeglądałem komiks Mai Lidii Kossakowskiej o czarownicach z długimi nosami, który skojarzył mi się z twórczością Neila Gaimana,



- Konrad T. Lewandowski pokazał  mi fragment ,,Mistrza i Małgorzaty'', w którym Mistrz modlił się do Wolanda nazywając go arabskim imieniem Al - Shaquil, potem szedłem korytarzem wytapetowanym olbrzymimi  zdjęciami zwierząt, lecz pisarz kazał mi wracać, powiedziałem mu, że podobają mi się jego teksty, choć nie zawsze się z nimi zgadzam,







- miałem pomysł, aby reklamować swoje książki na billboardach co nikogo by nie krzywdziło, jednak uznałem to za nieuczciwe,



- czytałem książkę Ariela Poliquesa o Jakubie Wędrowyczu, znalazłem w niej opowiadanie o czarowniku, który wieszał na choince  rosnącej przed domem kolorowe majtki i biustonosze uszyte przez dziesiątkę homoseksualnych dzieci, niegdyś do tego zespołu należał też anioł Ariel rozprowadzający narkotyki,



- znalazłem dużo książek o Wielkiej Lechii, w tym nową książkę Janusza Bieszka o lechickich królach (na okładce był narysowany władca  mający jedno oko znacznie większe od drugiego) oraz pracę o lechickich żołnierzach walczących w czasie II wojny światowej w Grecji,



- w oryginalnej wersji językowej He - Man zawsze przeklinał, gdy inni mężczyźni ocierali się o niego w wąskich korytarzach,



- myślałem, że polscy górnicy są tolkienowskimi krasnoludami,



- w TVP porównywano górników do dzików z powodu ich niskiego wzrostu i małej wagi,



- w książce ,,Prehistoria'' Michela Cuisina znalazłem informacje o skamielinach belemnitów, zwanych strzałkami pioruna oraz widziałem ilustrację przedstawiającą olbrzymie, blade kalmary z czarnymi pręgami,


- czytałem książkę średniowiecznego, hiszpańskiego autora Romero o magii i alchemii, pierwowzorem Romera był bł. Rajmund Lull,



- Marcin Niewalda zdął z gałęzi świerku banknot strzeżony przez żabę leśną,



- czytałem staropolską encyklopedię przyrodniczą w niebieskiej okładce wzorowaną na ,,Historii naturalnej'' Pliniusza Starszego,



- na ulicy widziałem prehistorycznych ludzi zwanych Wielorybami, którzy przypominali olbrzymie, ludzkie głowy poruszające się na krótkich nogach,



- z moczu młodej Barbary Blidy uformowały się istoty takie jak: Gnoju, golem ulepiony z kału, Patyk, stwór podobny do kija i wiele innych,



- kagan Hiperborei posiadał 200 zamków w całym państwie, zaś kiedy hiperborejska dziewczynka poleciała wimaną na wakacje do Lemurii, miała zamiar kupić sobie własny zamek,



- uznałem, że twórczość Andrzeja Pilipiuka to wartościowa alternatywa dla Siergieja Łukjanienki.